Skocz do zawartości
Nerwica.com

załamanie nerwowe


bea88

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

Piszę, bo nie wiem co robić, może ktoś poprzez własne doświadczenia będzie mógł mi pomóc. Mam koleżankę. Przeszła załamanie nerwowe jakieś 2-3 tygodnie temu. Jej mąż twierdzi, że nie chce się z nikim kontaktować, potrzebuje spokoju i ciszy. Nie mam z nią kontaktu od ponad 3 tygodni. Czy uważacie, że taką osobę rzeczywiście należy pozostawić w ciszy i spokoju? I cierpliwie czekać, aż sama się odezwie?

Pozdrawiam wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O to by mi właśnie chodziło, że jakby co to jestem. Tylko nie tak prosto to przekazać. Napisałam list, ale nie wiem, czy mąż go jej przekaże. Ostatnio okazało się, że przeglądał jej telefon i czytał smsy. Może to tak z troski, sama nie wiem. Staram się wierzyć, że u niej (na ile to możliwe) wszystko jest dobrze. Ale brak jakichkolwiek wiadomości od niej czasem sprowadza mi do głowy różne czarne myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bea88, napisz do niej smsa na telefon, ze jezeli bedzie miala ochote to zapraszasz na kawe. jak odpowie to odpowie, a jak nie, to nie, chociazby nie liczylabym na to. Moja koelzanka teraz stracila dziecko i tez nie mam z nia kontaktu. Po prostu unika ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czy unikanie ludzi i zamykanie się w sobie jest rozwiązaniem? Kiedyś czytałam o badaniach naukowych przeprowadzonych w Stanach. Zbadano ludzi żyjących w dwóch sąsiednich miasteczkach. W jednym mieszkali z pochodzenia Włosi. Mieli dobre relacje z rodziną, znajomymi , sąsiadami, mogli zawsze na siebie liczyć, jak to Włosi. Nie odżywiali się zbyt zdrowo, a jednak o wiele mniej chorowali, a w sąsiednim miasteczku żyli przeciętni Amerykanie i o wiele częściej zapadali na różne choroby, wcześniej umierali. Ten sam klimat, to samo niemal miejsce. Ludzie żyjący w biednych krajach afrykańskich często nie mają prawie nic, w każdym razie o wiele mniej niż my, a jednak są szczęśliwi. Sprawiają to relacje międzyludzkie. Uważam, że jednym z głównych powodów nerwicy jest brak w dzisiejszym świecie relacji międzyludzkich, takich codziennych. Sama przez półtora roku brałam leki na nerwicę i wiem, że brakowało mi spotkań z bliskimi osobami, bo w dzisiejszym świecie trudno o takie. I nawet świadomość, że mam męża i dwójkę dzieci nie pomagały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czy unikanie ludzi i zamykanie się w sobie jest rozwiązaniem?

 

Tak, jest. Dla niektórych. Zależy od człowieka.

 

Kiedyś czytałam o badaniach naukowych przeprowadzonych w Stanach.

 

A ja czytałam o innych badaniach naukowych przeprowadzonych w Stanach w których udowodniono, że "odludki" lepiej radzą sobie ze stresem i chwilowa izolacja jest zbawienna dla ich psychiki.

 

Przejaskrawiając: jeden po armageddonie w swoim życiorysie idzie na balangę za balangą, a inny się zamyka w pokoju i liże rany po cichu. Nie ma reguły jak na razie.

 

Osobiście: gdy byłam po załamaniu nerwowym życzyłam sobie tego samego. I DO SZAŁU doprowadzały mnie osoby które nie potrafiły tego uszanować. Wszystko psuły.

 

Ty się możesz martwić. Twoje prawo. Ale - sorry, będzie bez wazeliny - ona miała załamanie nerwowe, a nie Ty i to ona ma teraz prawo zadecydować, że chce chwili prywatności! W moim mniemaniu przedkładasz swoje zmartwienia nad jej dobro. To egoistyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też przeżyłam dwukrotnie załamanie nerwowe,pierwszy raz kiedy nie mogłam wytrzymać bo mieszkałam z tesciami i męzem alkoholikiem...nie miałam dotąd pojęcia czym jest ten nałóg ,wszystko mnie przerastało;dwoje malutkich dzieci,mąż wychodzący z kumplami na piwo,ogromne p[oczucie samotnosci i niezrozumienia,wścibstwo ze strony rodziny męza,brak poczucia prywatnosci i lęk o zdrowie dzieci....pamietam ,ze wtedy z jednej strony udawałam silną,zaradną żeby zrobić dobre wrażenie na tesciowej ,a z drugiej strony krzyczałam,byłam nerwowa i przepełniona absurdalnymi lękami,siłą woli zmuszałam się do najprostszych czynnosci...brałam leki przeciwdepresyjne ok 3 lat,kiedy myslałam ,ze wyszłam juz z dołka pojawił się pewien czlowiek w moim zyciu: z jednej strony bardzo mi pomógł ,a z drugiej wszystko mocno zagmatwał,doszły do tego nieporozumienia z mężem,brak odwagi do radykalnej zmiany mojego zycia,długo trwająca tęsknota za przyjacielem,poczucie osamotnienia,ciężar związany z wychowywaniem 5 dzieci ,nałóg męza i dramat kuzynki,Jej choroba i smierc dziecka,niejasna dla mnie sytuacja w jakiej się znalazłam....to wszystko spowodowało ,ze powróciły silne mysli samobójcze,całkowity brak sił,sennosc,niemoznosc wykonywania najprostszych prac domowych.Pamiętam ,ze miałam bardzo zmienne nastroje emocjonalne,lęki,napady żarłoctwa i paniki,ogormne cierpienie wewnetrzne i wybuchy płaczu.Chciałam żeby zostawiono mnie w spokoju,zeby nikt niczego ode mnie nie chciał,żeby o mnie zapomniano...zwyczajnie uciekałam w sen pragnąć więcej się nie obudzić.Trwało to bardzo długo i tylko mysl o tym,ze dzieci mnie kochają nie pozwoliła sięgnąć po radykalne,drastyczne rozwiązanie tej sytuacji ,które często pojawiło się w moich chorych myslach.Co najdziwniejsze moje wypowiedzi choć przepełnione złoscią,czasem nienawiscią brzmiały całkiem logicznie...Chcę zaznaczyc ,ze nie chciałam faszerować się psychotropami dlatego zazywałam jedynie Bioxetin przez ok 1,5 roku do czasu kiedy sama miałam dosć i wyczerpana skrajnie poprosiłam lekarza psychiatrę o przepisanie mi silniejszego specyfiku ,który postawiłby mnie na nogi.Po nieudanej przygodzie z Solianem zaczęłąm zażywać Abilify w takiej dawce jaką przyjmują ludzie chorzy na depresję czyli 1/2 tabletki 15mg.I stał się cud bo pomimo ciągłego uczucia zmęczenia stałam się sobą taką jak dawniej,zniknęły lęki,zniknęły napady paniki ,zmienne nastroje,znowu jestem radosna,spokojna i skora do wygłupów :P Chcę dodać ,ze wsparcie najblizszych dla chorego jest bardzo wazne,nie muszą się oni narzucać ale osoba załamana musi mieć poczucie ,ze nie jest sama,ze jest ktoś kto zawsze będzie mógł wesprzeć,pomóc,podtrzymać na duchu.....W moim przypadku taką osobą okazał się jedynie mąż z ktorym niestety poza dziecmi nic mnie nie łączy i przyjaciel ,ktory choć nie fizycznie ale duchowo trwał przy mnie przez cały okres choroby.Męzowi jestem wdzieczna ,ze przejął się moją chorobą,że wkładał mnóstwo wysiłku w utrzymanie domu ,kiedy ja nie byłam zdolna do normalnego funkcjonowania.Mam żal do mojej rodziny ,znajomych ze w tym ogromnie trudnym okresie odsunęli się ode mnie,ze Ich przy mnie nie było,ze nie mogłam liczyć na Ich konkretną pomoc chocby w formie pomocy w opiece nad dziećmi.Moja natura jednak jak i rewelacyjnie dopasowany lek sprawiły ,ze nie chowam w sercu urazy i jestem szczęsliwa ...ze udaje mi się ,małymi kroczkami wychodzić ze stanu jakiego nie zyczyłabym najgorszemu wrogowi...cieszę się życiem,ładną pogodą,zdrowiem,dzieciakami ,które rosną jak na drożdzach i mam nadzieję ,ze już tak zostanie:)

 

-- 07 cze 2011, 10:35 --

 

Też przeżyłam dwukrotnie załamanie nerwowe,pierwszy raz kiedy nie mogłam wytrzymać bo mieszkałam z tesciami i męzem alkoholikiem...nie miałam dotąd pojęcia czym jest ten nałóg ,wszystko mnie przerastało;dwoje malutkich dzieci,mąż wychodzący z kumplami na piwo,ogromne p[oczucie samotnosci i niezrozumienia,wścibstwo ze strony rodziny męza,brak poczucia prywatnosci i lęk o zdrowie dzieci....pamietam ,ze wtedy z jednej strony udawałam silną,zaradną żeby zrobić dobre wrażenie na tesciowej ,a z drugiej strony krzyczałam,byłam nerwowa i przepełniona absurdalnymi lękami,siłą woli zmuszałam się do najprostszych czynnosci...brałam leki przeciwdepresyjne ok 3 lat,kiedy myslałam ,ze wyszłam juz z dołka pojawił się pewien czlowiek w moim zyciu: z jednej strony bardzo mi pomógł ,a z drugiej wszystko mocno zagmatwał,doszły do tego nieporozumienia z mężem,brak odwagi do radykalnej zmiany mojego zycia,długo trwająca tęsknota za przyjacielem,poczucie osamotnienia,ciężar związany z wychowywaniem 5 dzieci ,nałóg męza i dramat kuzynki,Jej choroba i smierc dziecka,niejasna dla mnie sytuacja w jakiej się znalazłam....to wszystko spowodowało ,ze powróciły silne mysli samobójcze,całkowity brak sił,sennosc,niemoznosc wykonywania najprostszych prac domowych.Pamiętam ,ze miałam bardzo zmienne nastroje emocjonalne,lęki,napady żarłoctwa i paniki,ogormne cierpienie wewnetrzne i wybuchy płaczu.Chciałam żeby zostawiono mnie w spokoju,zeby nikt niczego ode mnie nie chciał,żeby o mnie zapomniano...zwyczajnie uciekałam w sen pragnąć więcej się nie obudzić.Trwało to bardzo długo i tylko mysl o tym,ze dzieci mnie kochają nie pozwoliła sięgnąć po radykalne,drastyczne rozwiązanie tej sytuacji ,które często pojawiło się w moich chorych myslach.Co najdziwniejsze moje wypowiedzi choć przepełnione złoscią,czasem nienawiscią brzmiały całkiem logicznie...Chcę zaznaczyc ,ze nie chciałam faszerować się psychotropami dlatego zazywałam jedynie Bioxetin przez ok 1,5 roku do czasu kiedy sama miałam dosć i wyczerpana skrajnie poprosiłam lekarza psychiatrę o przepisanie mi silniejszego specyfiku ,który postawiłby mnie na nogi.Po nieudanej przygodzie z Solianem zaczęłąm zażywać Abilify w takiej dawce jaką przyjmują ludzie chorzy na depresję czyli 1/2 tabletki 15mg.I stał się cud bo pomimo ciągłego uczucia zmęczenia stałam się sobą taką jak dawniej,zniknęły lęki,zniknęły napady paniki ,zmienne nastroje,znowu jestem radosna,spokojna i skora do wygłupów :P Chcę dodać ,ze wsparcie najblizszych dla chorego jest bardzo wazne,nie muszą się oni narzucać ale osoba załamana musi mieć poczucie ,ze nie jest sama,ze jest ktoś kto zawsze będzie mógł wesprzeć,pomóc,podtrzymać na duchu.....W moim przypadku taką osobą okazał się jedynie mąż z ktorym niestety poza dziecmi nic mnie nie łączy i przyjaciel ,ktory choć nie fizycznie ale duchowo trwał przy mnie przez cały okres choroby.Męzowi jestem wdzieczna ,ze przejął się moją chorobą,że wkładał mnóstwo wysiłku w utrzymanie domu ,kiedy ja nie byłam zdolna do normalnego funkcjonowania.Mam żal do mojej rodziny ,znajomych ze w tym ogromnie trudnym okresie odsunęli się ode mnie,ze Ich przy mnie nie było,ze nie mogłam liczyć na Ich konkretną pomoc chocby w formie pomocy w opiece nad dziećmi.Moja natura jednak jak i rewelacyjnie dopasowany lek sprawiły ,ze nie chowam w sercu urazy i jestem szczęsliwa ...ze udaje mi się ,małymi kroczkami wychodzić ze stanu jakiego nie zyczyłabym najgorszemu wrogowi...cieszę się życiem,ładną pogodą,zdrowiem,dzieciakami ,które rosną jak na drożdzach i mam nadzieję ,ze już tak zostanie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×