Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

_asia_, Asiu...może się to zmieni u nas? Ten dystans? Zresztą, to nie jest złe....być zdystansowanym, o ile ten dystans jest zdrowy i nie oznacza izolacji. Tak to widzę.

Ech.......dużo pracy przede mną w tym zakresie i w innym też...

 

Shadowmere, Haniu. Zauważyłam,że cieszysz się,że zawsze znajdzie się ktoś, kto Cię ratuje. Tak?

A jaki masz stosunek do sytuacji, w której czujesz staraszliwy żal i ból jak w przypadku utraty Szczureczka i wtedy pojawia się ktoś, kto Cię chce pocieszyć? Czytałam,że sama chcesz przezywać ból,żałobę. Wtedy nie chcesz zostać uratowaną tak?

Bo ja to widzę tak: Jeśli strata ma dotyczyc Ciebie, Twojego stosunku do samej siebie.......wtedy chcesz zostać uratowaną.

Jeśli strata dotyczy kogoś innego, w tym przypadku Szczurka, to Ty przeżywasz stratę i chcesz zostać w tym sama, nie potrzebujesz nikogo, nie chcesz by Cię uratowano.

Wybacz, ale jakoś mnie o zainteresowało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znów jest wrogiem w domu.Gdy wchodzę do kuchni-mama wychodzi,poza tym to się czuje w powietrzu.

Jest zła na mnie,że jest chora,a ja koło niej nie skaczę.

Mam mnie akceptuje tylko wtedy gdy dużo robię w domu,albo koło niej skaczę i się przymilam.

Nie potrafię jej współczuć.Moja choroba dla niej nie istnieje.Nigdy mi nie współczuje,puszcza wszystko mimo uszu gdy się poskarżę.Psycholog się dziwiła jak to możliwe,że się trułam i nikt tego nie zauważył.

Poza tym jej nie dowierzam,zawsze narzeka nawet na to ,że jej się siku chce i łyka Apap jak cukierki.Co rok mówi,że to jej ostatnie święta,że nie dożyje kolejnych,a jak była młodsza,ja byłam dzieckiem, ciągle powtarzała że się powiesi.

Powinnam się zainteresować z racji jej wieku,ale rozżalenie,złość mnie hamuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

specjal poinformuj mnie kto bo nie słyszałam

Przestań z tym picie bo mój brat przyszedł nawalony,a mama ma chore serce na skutek picia :evil:

 

-- 10 kwi 2011, 16:42 --

 

a dopiero teraz poprawnie przeczytałam,przepraszam to przez dysleksje przekręcam

 

sama z siebie to napisałam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

specjal, toś mądrości życiowe przekazał :roll:

pijcie wszyscy to będziecie zdrowi... najwyżej Wam wątroba pierdolnie, umrzecie od padaczki alkoholowej, zarzygacie się na śmierć albo po pijaku oblejecie się benzyną i podpalicie. good luck.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

specjal, z tym, że jak się źle czujemy, powinniśmy wziąć to, co lubimy, masz rację. Czasami pomaga alkohol, pamiętaj jednak, że w rozsądnych ilościach. Ludzie z problemami psychicznymi mają tendencję do uzależniania się od substancji, które przynoszą natychmiastową ulgę, więc z alkoholem najlepiej uważać, to znaczy można pić, ale nie wtedy, kiedy tracimy nad sobą kontrolę i sięgamy po alkohol w każdej stresowej sytuacji.

 

Tak samo jak Ty uważam też, że siedzenie i utwierdzanie się w przekonaniu, że jest się innym od reszty świata sprawia, że czujemy się jeszcze gorzej. Lepiej rzeczywiście zmotywować się i zastanowić, jak można choćby minimalnie poprawić sobie nastrój.

 

Ja sobie "relikwię, która uratowała mi życie" zrobiłam z alprazolamu. W pewnym momencie bardzo się tym sparzyłam i uważam od tej pory, żeby nie sięgać po "łatwe" środki. Specjal, czy Ty bierzesz jakieś leki antydepresyjne, stabilizujące nastrój lub przeciwpsychotyczne o długotrwałym działaniu? Chodzisz do psychiatry i psychologa? To by mogło sprawić, że alkohol przestałby być Twoją "relikwią", a mógłby się stać po prostu niegroźną substancją spożywaną z umiarem w towarzystwie kumpli/kumpelek. ;)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak samo jak Ty uważam też, że siedzenie i utwierdzanie się w przekonaniu, że jest się innym od reszty świata sprawia, że czujemy się jeszcze gorzej. Lepiej rzeczywiście zmotywować się i zastanowić, jak można choćby minimalnie poprawić sobie nastrój.

Jak się zmotywować gdy umycie zębów to spory wyczyn?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak samo jak Ty uważam też, że siedzenie i utwierdzanie się w przekonaniu, że jest się innym od reszty świata sprawia, że czujemy się jeszcze gorzej. Lepiej rzeczywiście zmotywować się i zastanowić, jak można choćby minimalnie poprawić sobie nastrój.

Jak się zmotywować gdy umycie zębów to spory wyczyn?

Idź do lekarza i poproś o receptę na lek przeciwdepresyjny, jeśli do tego stopnia źle się czujesz. Psychoterapia też może pomóc w takich stanach, ale oczywiście, jeśli trafi się na dobrego psychologa. Jeśli pójdziesz do psychiatry i psychologa, to już będzie pierwszy krok do lepszego samopoczucia. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michuj, Pomysl,że nikt Cie nigdy nie pocaluje,jak zęby Ci wypadną :mrgreen:

I że będziesz się czuł gorzej z niemytymi zębami niż z świeżo umytymi miętową pastą. ;)

 

i że jak Ci zęby wypadną to jedzenie stanie się o wieeele mniej przyjemne, nawet jeśli zainwestujesz w dobrą protezę. chyba że stać Cię na wkręcane zęby, ale one i tak nie każdemu się "przyjmują". :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michuj, Pomysl,że nikt Cie nigdy nie pocaluje,jak zęby Ci wypadną :mrgreen:

I że będziesz się czuł gorzej z niemytymi zębami niż z świeżo umytymi miętową pastą. ;)

 

i że jak Ci zęby wypadną to jedzenie stanie się o wieeele mniej przyjemne, nawet jeśli zainwestujesz w dobrą protezę. chyba że stać Cię na wkręcane zęby, ale one i tak nie każdemu się "przyjmują". :twisted:

 

No i ,że jak stracisz zęby to w późniejszym okresie możesz mieć problemy gastryczne. Zanikną Tobie na jelitach rzęski któregos tam stopnia.

Do tego bezzębna buzia będzie zapadnięta. A to niezbyt estetyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie :)

 

Muszę wam powiedzieć, ze u mnie względnie dobrze. Jestem w związku. Z facetem, studentem medycyny V rok. Jest troche starszy (hehe), ale czuje się z nim dobrze. Tylko niepokoi mnie jedna rzecz i mimo, ze wiem, ze to nie jest moze wielki problem, to martwi mnie to. Ja mam prawie 18 lat, on 23. Wiem, że nie jest sporo starszy, kocham go, ale chyba pod troche innym względem. Wydaje mi się, ze traktuje go jak ojca. Mało tego. Ja widzę w nim ojca idealnego. Starszy, student medycyny (jestem hipochondrykiem, więc musi uspokajać mnie codziennie), dzwoni do mnie, troszczy się, uczy mnie biologii i chemii, gdyż stwierdził, że z tak dużym potencjałem musze być albo psychologiem albo psychiatrą, przyjeżdza do mnie (on jest z Krk, ja z N.Sącza). Dzisiaj doszło do kilku zbliżeń, niby mi się to podobało, ale nie budzilo to we mnie dużego podniecenia. Zupełnie w przeciwieństwie do niego, bo jak się całowaliśmy to on drżał cały.

Jak myślicie, czy kiedyś zaczne go traktować inaczej ? Jako faceta, obiekt porządania, tak jak traktowałem swoich poprzednich partnerów.?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

milano3, 5 lat nie jest dużą różnicą wieku.Jeśli jest się osobą zaburzoną wieku nastu-lat rówieśnicy nie zawsze to rozumieją-tak mi powiedziała kiedyś psycholog,kiepska swoją drogą.

Co do tego czy go nie traktujesz jak ojca czy partnera nie umiem się wypowiedzieć dla mnie związek partnerski to abstrakcja(nie licząc dwóch,ale to nie inna sprawa)

 

Rozmyślam,filozofuje :mrgreen: podejrzewam u siebie psychozę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×