Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy to borderline? Proszę o pomoc.


Gość vederis

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Byłem w 2,5 rocznym związku z dziewczyną która zachowywała się dość niestabilnie, miała napady płaczu, złości, krzywdziła samą siebie, nie chciała iść do psychologa. Jest z rodziny patologicznej, jej rodzice często się kłócili a jej matka chciała popełnić samobójstwo niejednokrotnie, moja dziewczyna jako mała dziewczyna czuwała nad matką. Ogólnie przechodziła różne traumy.

 

Jak zaczęliśmy ze sobą być to bardzo się bała, że ją zostawię, była o wszystko zazdrosna, o wszystko zła nawet przez blachę powody. Uważała się i chyba do tej pory uważa za osobę niewartościową, nic nie wartą choć czasem to się zmienia i jej zachowanie jest narcystyczne. Na początku próbowałem ją uspokajać sam, bo nie chciała iść do tego psychologa, ale mnie to też zniszczyło, staliśmy się dla siebie ciężarem, kłóciliśmy się - bo ja nie potrafiłem wytrzymać tych napadów złości, uważałem że to nie jest fair wobec mnie i że tak nie może być. Zacząłem ją krytykować, w sypialni się nam zepsuło. Często pytałem, czy mnie kocha bo widzę po jej zachowaniu, że nie, namawiałem, żeby chodziła do lekarza, jak była wobec kogoś nie fair to też jej na to zwracałem uwagę. Ona ogólnie odpycha od siebie ludzi. Skarżyła się na to, że czuje pustkę. Jak pytałem ją o marzenia to mówiła, że nie ma żadnych a jej celem w życiu jest "pracować, wracać do domu i spać"

 

Od 3 miesięcy między nami się całkiem zmieniło. Chciałem usiąść, porozmawiać szczerze o nas. Powiedziała, że nasz związek wygląda jak przyjaźń i nie wie czy mnie kocha - widziałem, że tak nie myśli...Powiedziała w tym momencie, że lepiej, żebyśmy zakończyli ten związek. Serce mi stanęło, chciałem coś wyjaśnić, naprawić a ona dzień wcześniej mówiła, że kocha a tu nagle chce skończyć związek(myślę, że ją do tego popchnąłem) Można powiedzieć, że wybłagałem, żeby dała nam szansę - tylko, że powiedziała, że z nią jest wszystko okej i ona nie zamierza nic zmieniać. Potem, że nie chce tego naprawiać, że się męczy i nie czuje się szczęśliwa. Ciągle o tym rozmawiałem, a ona nigdy nie chciała o żadnych problemach dyskutować. Zachowywała się tak, jakby ją to nudziło, często widziała, że rani mnie swoim zachowaniem, ale śmiała się z tego. Chwiała się, raz mówiła, że kocha , raz że nie, a raz że nie wie.

 

Wcześniej wyznała mi, że jej na mnie zależy ale nie potrafi tego okazać. Przed wigilią z nią zerwałem. Jak pytałem czemu nie zerwie, skoro mnie nie kocha to mówiła, że nie chce zrywać ze mną kontaktu, że chce się ze mną spotykać. Potem dawała mi jakieś znaki, że chce do mnie wrócić a jak robiłem jakiś krok to mnie odrzucała. Potem powiedziała, że nie daję jej tego, czego potrzebuje i że już mnie nie kocha(mówiła to z taką satysfakcją, jakbym zrobił jej krzywdę) Napisałem jej, że nie chce, żeby się mną bawiła i lepiej będzie jak zerwiemy kontakt. Martwiłem się, jej mama zadzwoniła do mnie wczoraj, że moja Ex chodzi przybita, krzyczy na nią jak o cokolwiek pyta. Napisałem do niej wieczorem, czy wszystko jest w porządku, odpisała, że nie wszystko ale stara się nie poddawać. Spytałem, czy mam jeszcze o co walczyć, a ona na to, że mam sobie odpuścić. Po czym podkreśliła, że chce się cieszyć wolnością i stwierdziła, że napisałem do niej bo jestem słaby psychicznie (tak jakby to były jakieś wyścigi).

 

Wcześniej pisała do mnie z troską jak się czuję itp, nazywała mnie Aniołkiem a tu nagle tak mnie odepchnęła. Mówiła, że czuje się wew. rozdarta i potrzebuje samotności.

 

Myślę, że przeze mnie (o ile mogę w ogóle przypuszczać u niej tą chorobę) nauczyła się udawać, że jest okej a tłumiła uczucia. Mówiła mi nie raz, że ona czuje się okropnie, że nie potrafi mi opisać tego uczucia, że jak ma te napady to czuje to na całym ciele, na koniuszkach palców i nie może zrobić nic, tylko płakać. Przestałem być dla niej oparciem, skupiłem się tak bardzo na ratowaniu naszego związku, że nie byłem dla niej chłopakiem, którego potrzebowała.

 

Chciałem jeszcze dodać, że po tym jak ją błagałem o to, żeby dała nam szansę stała się bardzo obojętna, jakbym był za słaby dla niej. Dziwne jest to, że nawet jak mówiła, że mnie nie kocha to proponowała mi wspólną kąpiel. A jeśli chodzi o seks to od roku nie miała w ogóle ochoty (odkąd zacząłem o tym rozmawiać to coraz bardziej przestawała mieć) potem mówiła, że nawet snów erotycznych nie ma i że jej to nie jest potrzebne do życia.

 

Skąd pomysł, że ma borderline? Rozmawiałem z koleżanką, która jest na to chora(psycholog to stwierdził) i powiedziała, że jej zachowanie było takie same, że tak samo potraktowała swojego chłopaka po czym dała mi stronę z opisem.

 

http://bpd.szybkanauka.net/ bardzo dużo pasuje do jej zachowania (ale dużo do tego na początku naszego związku, jak jej zależało bardzo na mnie).

 

 

Nie wiem co robić, mam odpuścić? Bardzo ją kocham, teraz widzę że ją raniłem - jak przeczytałem komentarz na tej stronie z dołu to jakby odzwierciedlenie tego, co ona mi mówiła, a ja nie słuchałem...

 

Koleżanka (ta chora) powiedziała, że mam dać jej czas i że sama do mnie przyjdzie, że teraz każdy - nawet mój dobry gest jest dla niej atakiem. Ale jak myślę o tym, że cierpi to jest mi źle...Chciałbym jej napisać, że teraz wszystko rozumiem, że to nie jej wina...Piszę tutaj bo nie chcę wiecznie czekać na coś, co może nie przyjść i po to, bo nie chciałbym z niej robić chorej, jeżeli nie jest.

 

[Dodane po edycji:]

 

Zapomniałem dodać, że dzień przed tym jak powiedziała mi, że mnie nie kocha trochę źle zrozumiałem to co mi mówiła, mimo, że zerwałem pytała "co z nami?", wysłała mi smutną piosenkę która miała tytuł "stay". Odebrałem to tak, jakby chciała, żebym przy niej był więc poszedłem, chciałem ją pocałować a ona mnie odepchnęła i powiedziała "myślałam żeby dać nam jeszcze jedną szansę" jak spytałem "i?" to powiedziała "ale to nie ma sensu" i jak poszedłem do domu to napisała mi, że wybrałem zły moment, że nienawidzi siebie za to, że mnie tak traktuje, przepraszała, że znów mnie zraniła. Na drugi dzień, rano że jest jej smutno, potem co robię, jak się czuje i czy się obraziłem. No i wieczorem, że już mnie nie kocha itp, tak jak wyżej.

 

Jeszcze gdzieś tam wcześniej, w tych 3 miesiącach, trudnych, powiedziała, że ufa mi najbardziej na świecie i że zawsze byłem, będę i jestem dla niej najważniejszy.

 

a wczoraj tak jak wspomniałem, gdzieś wyżej, jak zapytałem czy wszystko okej, to powiedziała, ze nie wszystko ale stara sobie jakoś radzić. I jak zapytałem czy mam jeszcze o co walczyć to napisała, że nie. Następnie spytałem dlaczego i czy nic już do mnie nie czuje, ona mi odpisała, że "nic nie czuje, że nie ma już nas i nie chce o tym gadać".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×