Skocz do zawartości
Nerwica.com

mam depresję a może jestem świrem ?


stracony

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. To mój pierwszy post na tym forum. Temat może pokrętny bo co by nie mówić depresja to choroba psychiczna, lecz chyba z tych mniej niebezpiecznych dla otoczenia.

Wydaj mi się, że depresję mam od bardzo dawna. Pierwszy raz bylem z nią u psychiatry jakieś 15 lat temu. Niezgrabnie mu wytłumaczyłem z czym przyszedłem, że nie widzę sensu życia i źle się czuję a on mnie zbył i wysłał do psychologa. Po paru "seansach" u psychologa dałem spokój bo jaki ma sens przekonywanie kogoś, że życie nie ma sensu. Potem jakiś czas było mi chyba lepiej i mój następny raz miał miejsce 5 lat temu. Różnica była taka, że do czynników powyższych dołączyła kompletna niemoc i lęki przed załatwieniem jakiejkolwiek sprawy. Dostałem cital i zażywałem go kilka miesięcy. Trochę mnie "puściło"

Teraz stojąc na rozdrożu mojego życia i przed kolejnym jego punktem czyli rozwodem znów zacząłem zastanawiać się nad sobą.

Doszedłem do wniosku, że dużym czynnikiem rozpadu małżeństwa była właśnie moja depresja, momentami jedynie podleczona ale nigdy nie wyleczona.

Zebrałem chyba wszystko to co mnie trapi w postaci listy i wybrałem się znów psychiatry

oto moja lista "grzechów":

- Mam słabą pamięć, zapominam tym więcej im jestem bardziej zdenerwowany

- Uczucie zmęczenia, brak energii, wiecznej senności, czasami "pływania" jak po alkoholu ( często ból mięśni i stawów)

- Szybko męczą mnie nawet łatwe czynności

- Przygnębienie i apatia.

- Złe samopoczucie po wysiłku fizycznym – zawroty głowy, senność, czasem lekkie nudności

- Uczucie smutku, załamania.

- Nie mogę sam ze sobą wytrzymać, nienawidzę się.

- Chcę umrzeć i mieć w końcu spokój i odpocząć

- Wrażenie, że moje uczucia są nieprawdziwe i tak naprawdę nikogo nigdy nie kochałem i nie kocham

- Niechęć do jakiegokolwiek działania, ciągłe odkładanie czynności

- Usypiając bardzo chciałbym się już nie obudzić

- Zycie tak bardzo mnie boli

- Nie potrafię od zawsze patrzyć ludziom prosto w oczy ( lęk)

- Zmarnowałem życie żonie, dziecku

- Czasami lęk, że będę miał tyle zajęć w pracy, że nie dam rady lub lęk, że nie będę miał w pracy co robić

- Lęk, że zawiodę córkę, że mam z nią słaby kontakt, że mnie przestanie kochać

- Małomówność, brak umiejętności rozmowy " o niczym", taka czarna dziura jakbym był kompletnym bezmózgowcem

- Brak umiejętności nawiązywania znajomości, wstydzę się innych ludzi

- Chciałbym być kimś innym

- Mimowolnie zachowuję się i mówię rzeczy, których się wstydzę - tak jakby "coś" robiło to za mnie

- Brak swobodnego wysławiania się, problemy komunikacyjne,

- Na niczym się nie znam, do niczego się nie nadaję, nic nie potrafię zrobić dobrze

- Lęk przed stratą pracy ale połączony z pewnością zakończenia wtedy wszystkich moich problemów

- Byłoby lepiej dla wszystkich gdybym nigdy nie istniał

- Czasami nerwowe kołatanie serca

- Często brak ochoty nawet na to co lubię robić, brak ochoty na wszystko, walka z sobą by wstać z łóżka, by coś robić

- Czasami małe i błahe sprawy czy problemy są przeszkodami nie do pokonania

- Niska temp ciała i często niskie ciśnienie

- Sen bez snów

- W małżeństwie nie byłem szczęśliwy, sądziłem, że nie czeka mnie już nic dobrego, po jego rozpadzie jest jeszcze gorzej

- Jestem raczej typem samotnika ale, choć rzadko, brakuje mi towarzystwa

- Wszystkie decyzje jakie podjąłem w życiu były błędem

- Mam poważne problemy skupić się nad czymś czy coś zapamiętać

- Dobre wspomnienia szybko się zacierają, bardziej pamiętam te złe ale ogólnie mam bardzo słabą pamięć

- Momentami mam uczucie, że moje "ja" rozpada się na kawałki

- w zeszłym roku ( w czasie nasilenia konfliktu z żoną) miałem parę dni takich, że siedziałem i samo poruszenie się czy wstanie było przeogromnym wysiłkiem

 

różnice:

- Czuję się trochę lepiej popołudniami i wieczorami

- Czasami po alkoholu czuję się bardziej trzeźwy niż na trzeźwo

- Miałem rzadkie okresy, chyba głównie po większym przepiciu kiedy czułem się przez parę dni dużo lepiej

- prze nadchodzącej chorobie ( np przeziębieniu) czuję więcej energii np zaczynam sprzątać bo zaczyna przeszkadzać mi bałagan

 

Zanim wybrałem się do psychiatry od lekarza ogólnego dostałem zomiren 0,5 ale po przeczytaniu o jego działaniu zażywałem połowę tej dawki. Czułem wyraźną poprawę po nim ale niestety i skutki uboczne w postaci "tłuczącego" się serca jak nie przyjąłem następnej dawki a wcześniej miałem z tym problem naprawdę sporadycznie bo lęki czy nerwowość są moim mniejszym zmartwieniem.

Przede mną leży pudełko Seronilu 20mg, który kupiłem jakiś czas temu i nie mam odwagi zacząć brać. Niepokoją mnie skutki uboczne oraz to, że nie można przy nim pić alkoholu. Nie piję często, ale napicie się sprawia mi pewną przyjemność i często czuję się wtedy lepiej. Poza tym moje stosunki towarzyskie gwałtownie się zmniejszył od momentu jak jestem sam a bez imprez typowo alkoholowych zredukują się do minimum.

Niemniej chyba jednak zacznę łkać, najwyżej trochę ograniczę ilość alkoholu ale z początkiem wstrzymam się do okresu urlopowego by jakoś przecierpieć w samotność skutki uboczne.

Co o tym wszystkim, o mnie sądzicie. Bijcie jak trzeba :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj

Wiesz , lekarzem nie jestem, ale z mojego doświadczenia,jak i z lektury chociażby tego forum, jestem pewna ,że masz depresję. Szkoda , że przerwałeś kiedyś leczenie, bo być może uporałbyś się z tym już dawno. Jeśli lekarz zalecił Ci Seronil , to się nie zastanawiaj, tylko zaczynaj go łykać. Fakt ,że skutki uboczne do przyjemności nie należą, ale da się je przeżyć. Poza tym są dość intensywne w pierwszej fazie przyjmowania i zazwyczaj z czasem ustępują. Ale leki to nie wszystko. W Twoim przypadku, gdy masz problemy z samooceną , kontaktem z ludźmi moim zdaniem niezbędna jest również psychoterapia. Chyba Twoje doświadczenia w tej dziedzinie nie są najlepsze , ale spróbuj jeszcze raz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz Wiolu, jestem z tego gatunku ludzi co do zagadnień voo-doo podchodzą bardzo sceptycznie, nawet tych "najwyższego" szczebla. Nawet co niektórym zazdroszczę, że przyjmują dużo na wiarę bo im jest po prostu prościej a ja w kościele się zastanawiam "co ja tu robię? ". Tak samo nie wierzę w moc rozmów z psychologiem do czego zresztą psychiatra mnie namawiał... bo to dla mnie jest bez sensu. Leczenie przerwałem, bo przeszły te najgorsze symptomy i mam nadzieję, że nie wrócą bo wtedy czułem się znacznie gorzej niż teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No cóż , ja w cudowną moc psychoterapii też nie wierzę(a mam kilka za sobą). Ale wiem ,że w niektórych sprawach może pomóc. Chociażby nauczyć nas inaczej spojrzeć na niektóre sprawy, nabrać dystansu, podnieść samoocenę. Więc myślę ,że mimo wszystko warto.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zatracony

 

mam dokładnie to samo co Ty, do tego mega fobię społeczną, mam wrażenie, że każdy sie na mnie gapi i wszystko o mnie wiem, wie o moich problemach, zna moje czasami chore myśli.

Jak jestem gdzieś miedzy ludźmi i słyszę, że ktoś tam się śmieje to zaraz sobie wymyślam, że śmieje się właśnie ze mnie, marze wtedy o czapce niewidce.

Poszedłem do lekarza, dostałem escitalopram, zacząłem terapie u psychiatry (zgodził się na rozmowy, bo nalegałem, jakoś mu zaufałem i byłem w stanie mu powiedzieć o wszystkim co mnie trapiło, bałem sie że przed inną osobą się nie otworzę) i jest mi odrobinkę lepiej. Nie wiem czy Ci to pomoże, mi bardzo pomaga - dowiaduj się o chorobie, wiem, że to nie ja jako ja jestem zły, to nie ja krzywdzę, to moja choroba. To nie ja zepsułem moje małżeństwo, to moja choroba, a można ja z medycznego punktu widzenia wytłumaczyć. Najważniejsze jest to, że można ją wyleczyć, więc nie możesz się poddawać. Też odczuwałem działanie niepożądane moich leków, ale po kilku dniach jest lepiej, zadziałał efekt placebo i pomogła szczera rozmowa z lekarzem, ale szczera - lekarz był pierwszą osobą, której powiedziałem o pewnych rzeczach. Jeśli chodzi o alkohol to nie byłem w stanie całkowicie odstawić, ale wymyśliłem sobie sposób - pije piwo ze sprajtem jedno piwo na litr sprajta, dobrze się czuje bo piję, ale w sumie nie upijam się (któregoś dnia wypiłem 3 piwa i nigdy tak źle po piwie się nie czułem). Idź na terapię, bierz leki niezależnie od skutków ubocznych, poczujesz się lepiej za jakiś czas, bliżej nieokreślony czas musisz sobie z tego zdawać sprawę. Na pewno jest coś co jest dla Ciebie ważne, dla czego warto walczyć - napisz sobie na kilku karteczkach dużymi literami dla czego warto wlaczyć - najlepiej tak żeby widzieć je z samego rana - pomaga. Ja zepsułem moje relacje z córką Ty znalazłeś się to w odpowiednim czasie i nie musisz tego robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. To mój pierwszy post na tym forum. Temat może pokrętny bo co by nie mówić depresja to choroba psychiczna, lecz chyba z tych mniej niebezpiecznych dla otoczenia.

Wydaj mi się, że depresję mam od bardzo dawna. Pierwszy raz bylem z nią u psychiatry jakieś 15 lat temu. Niezgrabnie mu wytłumaczyłem z czym przyszedłem, że nie widzę sensu życia i źle się czuję a on mnie zbył i wysłał do psychologa. Po paru "seansach" u psychologa dałem spokój bo jaki ma sens przekonywanie kogoś, że życie nie ma sensu. Potem jakiś czas było mi chyba lepiej i mój następny raz miał miejsce 5 lat temu. Różnica była taka, że do czynników powyższych dołączyła kompletna niemoc i lęki przed załatwieniem jakiejkolwiek sprawy. Dostałem cital i zażywałem go kilka miesięcy. Trochę mnie "puściło"

Teraz stojąc na rozdrożu mojego życia i przed kolejnym jego punktem czyli rozwodem znów zacząłem zastanawiać się nad sobą.

Doszedłem do wniosku, że dużym czynnikiem rozpadu małżeństwa była właśnie moja depresja, momentami jedynie podleczona ale nigdy nie wyleczona.

Zebrałem chyba wszystko to co mnie trapi w postaci listy i wybrałem się znów psychiatry

oto moja lista "grzechów":

- Mam słabą pamięć, zapominam tym więcej im jestem bardziej zdenerwowany

- Uczucie zmęczenia, brak energii, wiecznej senności, czasami "pływania" jak po alkoholu ( często ból mięśni i stawów)

- Szybko męczą mnie nawet łatwe czynności

- Przygnębienie i apatia.

- Złe samopoczucie po wysiłku fizycznym – zawroty głowy, senność, czasem lekkie nudności

- Uczucie smutku, załamania.

- Nie mogę sam ze sobą wytrzymać, nienawidzę się.

- Chcę umrzeć i mieć w końcu spokój i odpocząć

- Wrażenie, że moje uczucia są nieprawdziwe i tak naprawdę nikogo nigdy nie kochałem i nie kocham

- Niechęć do jakiegokolwiek działania, ciągłe odkładanie czynności

- Usypiając bardzo chciałbym się już nie obudzić

- Zycie tak bardzo mnie boli

- Nie potrafię od zawsze patrzyć ludziom prosto w oczy ( lęk)

- Zmarnowałem życie żonie, dziecku

- Czasami lęk, że będę miał tyle zajęć w pracy, że nie dam rady lub lęk, że nie będę miał w pracy co robić

- Lęk, że zawiodę córkę, że mam z nią słaby kontakt, że mnie przestanie kochać

- Małomówność, brak umiejętności rozmowy " o niczym", taka czarna dziura jakbym był kompletnym bezmózgowcem

- Brak umiejętności nawiązywania znajomości, wstydzę się innych ludzi

- Chciałbym być kimś innym

- Mimowolnie zachowuję się i mówię rzeczy, których się wstydzę - tak jakby "coś" robiło to za mnie

- Brak swobodnego wysławiania się, problemy komunikacyjne,

- Na niczym się nie znam, do niczego się nie nadaję, nic nie potrafię zrobić dobrze

- Lęk przed stratą pracy ale połączony z pewnością zakończenia wtedy wszystkich moich problemów

- Byłoby lepiej dla wszystkich gdybym nigdy nie istniał

- Czasami nerwowe kołatanie serca

- Często brak ochoty nawet na to co lubię robić, brak ochoty na wszystko, walka z sobą by wstać z łóżka, by coś robić

- Czasami małe i błahe sprawy czy problemy są przeszkodami nie do pokonania

- Niska temp ciała i często niskie ciśnienie

- Sen bez snów

- W małżeństwie nie byłem szczęśliwy, sądziłem, że nie czeka mnie już nic dobrego, po jego rozpadzie jest jeszcze gorzej

- Jestem raczej typem samotnika ale, choć rzadko, brakuje mi towarzystwa

- Wszystkie decyzje jakie podjąłem w życiu były błędem

- Mam poważne problemy skupić się nad czymś czy coś zapamiętać

- Dobre wspomnienia szybko się zacierają, bardziej pamiętam te złe ale ogólnie mam bardzo słabą pamięć

- Momentami mam uczucie, że moje "ja" rozpada się na kawałki

- w zeszłym roku ( w czasie nasilenia konfliktu z żoną) miałem parę dni takich, że siedziałem i samo poruszenie się czy wstanie było przeogromnym wysiłkiem

 

różnice:

- Czuję się trochę lepiej popołudniami i wieczorami

- Czasami po alkoholu czuję się bardziej trzeźwy niż na trzeźwo

- Miałem rzadkie okresy, chyba głównie po większym przepiciu kiedy czułem się przez parę dni dużo lepiej

- prze nadchodzącej chorobie ( np przeziębieniu) czuję więcej energii np zaczynam sprzątać bo zaczyna przeszkadzać mi bałagan

 

Zanim wybrałem się do psychiatry od lekarza ogólnego dostałem zomiren 0,5 ale po przeczytaniu o jego działaniu zażywałem połowę tej dawki. Czułem wyraźną poprawę po nim ale niestety i skutki uboczne w postaci "tłuczącego" się serca jak nie przyjąłem następnej dawki a wcześniej miałem z tym problem naprawdę sporadycznie bo lęki czy nerwowość są moim mniejszym zmartwieniem.

Przede mną leży pudełko Seronilu 20mg, który kupiłem jakiś czas temu i nie mam odwagi zacząć brać. Niepokoją mnie skutki uboczne oraz to, że nie można przy nim pić alkoholu. Nie piję często, ale napicie się sprawia mi pewną przyjemność i często czuję się wtedy lepiej. Poza tym moje stosunki towarzyskie gwałtownie się zmniejszył od momentu jak jestem sam a bez imprez typowo alkoholowych zredukują się do minimum.

Niemniej chyba jednak zacznę łkać, najwyżej trochę ograniczę ilość alkoholu ale z początkiem wstrzymam się do okresu urlopowego by jakoś przecierpieć w samotność skutki uboczne.

Co o tym wszystkim, o mnie sądzicie. Bijcie jak trzeba :cry:

 

 

Witaj.

A ja bym Ci radziła, wydrukować Twój post (tak jak to zrobił jeden z forumowiczów przy innym poście), i z tym co napisałeś udać się do jakiegoś dobrego specjalisty. Przypuśćmy niech to będzie psychiatra nie psycholog. Wszystko wylałeś na "papier", nie będziesz się musiał stresować tym, że nie umiesz dokładnie powiedzieć tego co czujesz...

Alkohol mimo różnych sytuacji w życiu uwierz mi, nie pomaga. Tobie może się wydawać, że jest Ci lżej, że czujesz się lepiej...ale uwierz, bardzo się mylisz, na chwilę powoduje, że jesteśmy wyluzowani natomiast działa w zupełnie odwrotny sposób. Jeśli chcesz "normalnie" żyć, brać leki, może poddać się psychoterapii...to alkohol odpuść. Być może ciężko przeżyć imprezę bez alko, ale to już Twój wybór...czy zająć się sobą, swoim dobrym samopoczuciem, czy wybrać alkoholową imprezę z ludźmi, którzy byc może nie cierpia na depresje lub jakąkolwiek inna chorobe tego typu.

 

Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zuśka76

Świete słowa odnośnie wydrukowania postu.

Ja tak zrobilem właśnie. Z doświadczenia wiem, że na wizycie, nie da sie dobrze wyrazić słowami stanu w jakim sie znajdujemy. Po wyjściu czuje sie niedosyt.Że nie wszystko zostało powiedziane tak jak należy.

Wydrukowalem post w ktorym na zimno opisuje jak zdycham od 3 lat na CHAD i co mam zamiar zrobić w najblizszym czasie (samobójstwo)

W trakcie rozmowy z psychiatrą dałem do przeczytania.

I myśle , że to był strzał w 10. Komfortowa sytuacja dla obu stron.

Do autora tematu

...mi to wygląda na depresję, która sama nie minie. Zapomnij o tym.Szkoda życia. Twoj stan zapewne sie pogorszy w razie braku leczenia. Pamiętaj im później zaczniesz leczenie , tym trudniej będzie Ci wygrać z tym ścierwem.

Wiem co mowię.

Mam niezły staz w tych tematach niestety.

Co to znaczy "jestem świrem? "

Świry to są ćpuny i alkoholicy, ktorzy świadomie, będąc zdrowymi ludźmi doprowadzaja sie do stanu szmat niekontrolujących swojego życia i zachowania.

My jesteśmy CHORZY.

A więc-marsz do psychiatry. czym predzej. Z wydrukiem , jakże celnego i szczegółowego posta

Pozdrawiam

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja właśnie z tą listą byłem u psychiatry. Bez niej to bym niewiele wydukał bo w stresie potrafię zapomnieć najprostsze rzeczy. Plus jeszcze miałem napisane co o sobie myślę a na prawdę nie są to przyjemne określenia.

Przeczytała dość szybko, coś tam zapytała i przepisała Seronil. No i właśnie się do do niego "modlę" już 2 tydzień.

Dziś rano wstałem w okrutnej formie plus jeszcze lekkie przeziębienie. Złamałem się i zażyłem ćwiartkę zomirenu. Pomogło, czuję się świetnie ale wiem, że to tylko doraźny środek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja właśnie z tą listą byłem u psychiatry. Bez niej to bym niewiele wydukał bo w stresie potrafię zapomnieć najprostsze rzeczy. Plus jeszcze miałem napisane co o sobie myślę a na prawdę nie są to przyjemne określenia.

Przeczytała dość szybko, coś tam zapytała i przepisała Seronil. No i właśnie się do do niego "modlę" już 2 tydzień.

Dziś rano wstałem w okrutnej formie plus jeszcze lekkie przeziębienie. Złamałem się i zażyłem ćwiartkę zomirenu. Pomogło, czuję się świetnie ale wiem, że to tylko doraźny środek.

 

ooo...zomiren w stanach lęku biorę 1mg, mniejsza dawka to dla mnie za mało...:( jakoś tak...:(

 

A Ty zbierz się w sobie, zacznij zażywać lek który przepisała Ci lekarka, i to od razu i regularnie...

Przynajmniej spróbuj!...Nie spróbujesz nie będziesz wiedział.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Im bardziej wczytuję się w to forum tym bardziej dochodzę do wniosku,że mój problem z depresją to jest nic w porównaniu z wieloma osobami tutaj. Ja to nawet do chorowania się nie nadaję bo to co dla mnie jest "chorobą" byłoby zapewne pożądanym stanem wyleczenia dla wielu z Was. Jakoś siłą woli walczę z sobą, ze słabościami, by egzystować normalnie i tak być postrzeganym przez otoczenie. Nikt nie wie co naprawdę przechodzę, choć słowa " dzisiaj się źle czuję" momentami zdarzają mi się zbyt często ( prawie ex miała ich serdecznie dość ).

Dlatego mam nadzieję, że leki mi pomogą i wierzę, że zadziałają szybko bo mój stan choć naprawdę długotrwały nie jest jakiś krytyczny. Mała dawka zomirenu daje mi kopa to i kuracja seronilem może też da.

 

Może jeszcze przeleję mój post z innego wątku by prawie wszystko o mnie (prawie bo i o uzależnieniu od gier pisałem) było tutaj:

 

Tak się zastanawiam nad jedną z moich dolegliwości. Od paru lat nieustannie piszczy mi w uszach. jak zaczynam analizować relacje czasowe to nie tak długo po tym jak ten dźwięk zaczął mi dokuczać miałem największe apogeum depresji. Na początku pisk mi bardzo przeszkadzał, badałem się, brałem leki ale nic nie pomogło. ZCW po prostu trzeba z tym żyć. Teraz pisk jest częścią mnie i mi praktycznie nie przeszkadza ( choć chciałbym kiedyś usłyszeć jeszcze ciszę) No i teraz pytanie czy pisk nasilił moją deprechę czy to właśnie pisk jest jednym z jej symptomów - ale jak do tej pory z takim objawem się nigdzie nie zetknąłem.

No i druga sprawa, jak tak czytam o depresji to się zastanawiam, czy nie dopadła mnie już wcześniej niż sądziłem. OD późnych klas w podstawówce miałem problemy z zapamiętywaniem a moje dobre oceny wynikały głównie z "inteligencji" i dobrze opracowywanych ściąg. Dodam, że dzieciństwo miałem niełatwe bo olbrzymi konflikt rodziców. Pamiętam jak kiedyś podsłuchałem rozmowę matki z koleżanka ( miałem może z 10-11 lat), że ja się wcale nie przejmuję tą sytuacją. No i faktycznie na zewnątrz nie okazywałem uczuć natomiast w środku bolało i to bardzo. Podobnie było w średniej szkole, gdzie jako trochę inny byłem szykanowany. Już wtedy wolałem kompa od ludzi a każdy śmiech w moim pobliżu odbierałem jako śmiech ze mnie.

Dlatego z dziewczynami moje kontakty zaczęły się bardzo późno i to bardziej ja zostałem poderwany niż to był mój udział. Oh jak źle wybrała ta biedna dziewczyna :why:

No i i spawa mojej gruboskórności w małżeństwie. Żona doszła do wniosku, że aby do mnie dotrzeć trzeba mnie zranić bo inaczej nic do mnie nie dociera. Docierało wszystko ale było zbierane wewnątrz, taką ceche w sobie niestety wyrobiłem przez lata. Z okazywaniem uczuć było niestety podobnie :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

" Pamiętam jak kiedyś podsłuchałem rozmowę matki z koleżanka ( miałem może z 10-11 lat), że ja się wcale nie przejmuję tą sytuacją. No i faktycznie na zewnątrz nie okazywałem uczuć natomiast w środku bolało i to bardzo"

 

"No i i spawa mojej gruboskórności w małżeństwie. Żona doszła do wniosku, że aby do mnie dotrzeć trzeba mnie zranić bo inaczej nic do mnie nie dociera. Docierało wszystko ale było zbierane wewnątrz, taką ceche w sobie niestety wyrobiłem przez lata. Z okazywaniem uczuć było niestety podobnie"

 

Matka i zona powinny poczytac co nieco o tzw. "plci mozgu" i co nieco poobserwowac facetow. To, co powyzej napisales, wskazuje tylko na to, ze jestes wrecz modelowym mezczyzna ;) Nie zwalaj winy za upadle malzenstwo tylko na siebie. Kij ma zawsze dwa konce, moze to zona nie umiala do Ciebie dotrzec.

 

Oprocz tego, mym "fachowym okiem" (jestem po psychologii,ale w zawodzie nie pracuje) ocenilabym, ze cierpisz na typowa depresje i swirem nie jestes:)

Oby leki zadzialaly :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

" Nie zwalaj winy za upadle malzenstwo tylko na siebie. Kij ma zawsze dwa konce, moze to zona nie umiala do Ciebie dotrzec.

 

Jak mam lepszy dzień to też uważam, że kij ma zawsze 2 końce. Swoją drogą to zazdroszczę jej pewności siebie i wyparcia z siebie wszelkich win. Dla niej jej zdrady i sposób w jaki mnie traktowała są normalną sprawą i nie czuje się z tego powodu winna. To ja jestem przyczyną wszystkiego co się stało. Jak ja jej zazdroszczę takiego podejścia do życia, choć zastanawiam się na ile ta postawa jest prawdziwa a nie stworzona tylko dla mnie, by mnie jeszcze bardziej zdołować.

 

Z innej beczki, po nocnych jazdach, chyba po tym jak przestał działać zomiren, zaczynam mieć obawy czy cokolwiek łykać, bo jak mam zacząć na prawdę świrować to już wolę się dalej męczyć z tym co mam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

" Nie zwalaj winy za upadle malzenstwo tylko na siebie. Kij ma zawsze dwa konce, moze to zona nie umiala do Ciebie dotrzec.

 

Jak mam lepszy dzień to też uważam, że kij ma zawsze 2 końce. Swoją drogą to zazdroszczę jej pewności siebie i wyparcia z siebie wszelkich win. Dla niej jej zdrady i sposób w jaki mnie traktowała są normalną sprawą i nie czuje się z tego powodu winna. To ja jestem przyczyną wszystkiego co się stało. Jak ja jej zazdroszczę takiego podejścia do życia, choć zastanawiam się na ile ta postawa jest prawdziwa a nie stworzona tylko dla mnie, by mnie jeszcze bardziej zdołować.

 

Z innej beczki, po nocnych jazdach, chyba po tym jak przestał działać zomiren, zaczynam mieć obawy czy cokolwiek łykać, bo jak mam zacząć na prawdę świrować to już wolę się dalej męczyć z tym co mam.

 

A ja dalej będę drążyć Ci żebyś brał leki!!!! regularnie i koniec! i częste wizyty u lekarza, koniecznie!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taki mam zamiar ale jednak poczekam do urlopu, paręnaście dni to nie tragedia. A po zomirenie zażytym w nocy mam gdzieś od godzin południowych zarąbisty humor i pełno energii. Rano marnie mi się wstawało i dochodziło do siebie ale zważywszy na pogodę to dzień na duży plus. Żeby jeszcze noc była bez ekscesów :zzz:

 

[Dodane po edycji:]

 

Już sam nie wiem co o sobie myśleć, kim jestem, gdzie zmierzam. Jakbym teraz miał siebie opisywać to jestem w dziwnym stanie zawieszenia między chorobą a normalnością. W miarę normalnie funkcjonuję w takim stanie od lat, przechodzę okresy gorsze kiedy tak bardzo bym chciał przestać istnieć i lepsze kiedy jest prawie normalnie. Choćby dzisiaj, nawet niezły dzień mimo pogody, po pracy zasiadłem do komputerka, wypiłem 2 drink, muzyczka sobie gra i czuję się dobrze. Jak nie myślę o przyszłości i przeszłości to nie łapię doła.

Czy jest coś takiego jak charakter depresyjny? Może tego się nie leczy i takie osoby nie powinny się z nikim wiązać i przez życie iść same i nie być dla nikogo ciężarem? Wiecie, zawsze mi się wydawało, że pomimo mojej beznadziejności jestem dobrym człowiekiem, który świadomie nikogo nie skrzywdził a na złe postępowanie innych stara się znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie. Właśnie nielogiczne działanie budzi we mnie głęboki sprzeciw. No ale analizując moje życie to postępowałem wręcz odwrotnie, nie żeby było dobrze ale by mnie było wygodniej, mniej męcząco. Zdarzenia, które jeszcze pamiętam, jakże fatalnie potrafiłem się zachowywać, jak pułmózg bez taktu i wyobraźni. Nie dziwię się wcale, że ex w końcu miała mnie dość. Wycierpiała z chorobami tak wiele a ja nie byłem odpowiednim wsparciem, byłem gdzieś obok, nawet nie potrafiłem stworzyć odpowiedniego "ogniska" domowego. Mnie było dobrze a ona nigdy nie czuła, że jest u siebie. To takie niesprawiedliwe, teraz zmaga się z chorobą sama bo chyba już nie jest z kochankiem. Tak kochankiem, nie dawałem jej tyle ciepła i wsparcia ile potrzebowała, więc szukała go gdzie indziej. Zresztą dziecko też dorastało gdzieś obok mnie, poświęcałem mu czas ale na pewno nie zasługiwałem na miano dobrego ojca. Życie przeszło gdzieś obok mnie, jakbym w nim nie uczestniczył, jakbym go tylko oglądał próbując w nim uczestniczyć ale nie będąc za razem jego częścią, odgrywać tylko swoją rolę.

Może zresztą ex, jak to mówił Boguś L. " to zła kobieta była" i dlatego tak się skończyło, ale czy na pewno ? Na pewno nie była w porządku w stosunku do mnie od paru lat ale czy można się temu dziwić?

No i zakończę dzień dołem bo poruszyłem przeszłość a ta boli cholernie. No ale dobrze, że boli bo znaczy, że mam jakieś uczucia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Złamałem się, pod wpływem tego forum idę jednak do psychologa. Jak nie pomoże to na pewno nie zaszkodzi. Przedstawię listę, ta co u psychiatry oraz parę moich wypowiedzi z tego forum bo na "żywca" bym z siebie za wiele nie wydukał.

No i przynajmniej w moim mieście do psychologa w POZ nie trzeba mieć skierowania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zatracony, nigdzie nie trzeba mieć skierowania do psychiatry/psychologa.

Dobrze by było gdybyś wydrukował swoje wypowiedzi z tego tematu i pokazał lekarzowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaraz bo może mylę pojęcia. Wybierałem się do lekarza ogólnego po skierowanie do psychologa ale jakoś mnie tak natknęło, żeby zadzwonić do poradni. Pani w rejestracji powiedziała, że do psychologa nie trzeba mieć skierowania i ustaliła termin. Oczywiście wizyta na kasę chorych .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i po pierwszej wizycie u psychologa. Na razie było bardzo wstępnie i mam umówione kolejne wizyty u psychologa i psychiatry ale to dopiero za miesiąc. Nawet jak na mnie to dość dobrze mi się mówiło ale zażyłem przed zomiren więc dawałem rady. O dolegliwościach mówiłem niewiele, bardziej o mojej sytuacji rodzinnej i poprzednich wizytach u specjalistów. Wydrukowana lista na niewiele się przydała, pani doktor jedynie zerknęła i jeśli nie ma opanowanego "szybkiego czytania" to niewiele przeczytała. Miałem też niektóre moje wypowiedzi z tego forum ale tego nie chciała zobaczyć, zresztą nie było na to już czasu.

Ja to jestem bezmózgowiec, parę razy się zapytała dlaczego postanowiłem do niej przyjść a ja tylko z uporem maniaka mówiłem, że chcę się dowiedzieć co mi jest, że motywem pójścia do psychologa była sugestia psychiatry i tego forum bo jestem raczej sceptykiem w większości spraw. Zamiast wtedy "wykrzyczeć", że chcę być normalny, tacy jak inni ludzie, że chce się leczyć. Co prawda w innych momentach mówiłem, że mam już dość walki z sobą, że brakuje mi sił ale to trochę mało. Myślę, że przyjdzie na to jeszcze czas.

 

Jeśli nie macie nic przeciw to o sobie będę pisał tylko tutaj. Nie chcę zaglądać do jęczarni i wątku jak się dzisiaj czujecie bo czytanie o złych stanach innych jeszcze bardziej mnie dołuje.

 

[Dodane po edycji:]

 

jestem świrem!!! dzisiaj cały dzień chodziłem z "nerwem", oczywiście zewnątrz spokojny, w środku gotujący. Parę razy się zwyzywałem a poczucie bliskiej osiągalności mojej śmierci ot po prostu tylko sięgnąć było bardzo mocne. No ale w sumie przeżyłem pracę i trafiłem do piekła w postaci domu z moją matką. Ubzdurała sobie coś, że musi być dzisiaj i już a ja akurat dzisiaj nie zmobilizowałem się na to i chciałem to zrobić jutro. Nawet może jakbym się zebrał w sobie po jakimś czasie to byłoby dzisiaj ale po kilkudziesięciu tyradach, że trzeba to zrobić JUŻ zapaliły się mi czerwone światełka w oczach no i mój osiołek dał znać o sobie. Efekt jest taki, że zrobiła moją robotę sama ( w sumie to już podpada pod miano staruszki), wk.....a się maksymalnie na mnie, mam teraz u niej przesrane bo groziła, że z wiktem i opierunkiem koniec. Do jutra jej pewnie przejdzie, będę musiał przepraszać ale to cholery co ja za człowiek jestem. To że Ona jest narwana i upierdliwa to można wytłumaczyć jej wiekiem ale moje zachowanie jest poniżej krytyki. No ale jestem przecież niczym.

 

[Dodane po edycji:]

 

Uciec stąd, gdzieś najdalej jak się da. Stąd?? Przecież gdziekolwiek się nie udam nie uwolnię się od siebie. Wkońcu rozsądek i niemoc przestaną wiązać. BEDĘ WOLNY!!!! :yeah:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj praktycznie NIC się nie wydarzyło abym miał tak zły dzień a byłem w koszmarnym stanie emocjonalnym. Pewnie wpływ pogody.W całokształcie mojego tragicznego położenia jak wybawienie jawiła się myśl, że mogę z tym wszystkim skończyć kiedy już nie będę dawał rady. To dla mnie jest jak wybawienie, pragnę tego bo to jedyna osiągalna dla mnie sprawa, reszta jest poza zasięgiem. Nie boję się śmierci, boje się bólu ale czego się nie robi dla szczęścia.

Boję się jeszcze jednej sprawy, że leczenie nie poprawi mojej sytuacji życiowej a jedynie sprawi, że inaczej będę postrzegał pewne sprawy, że zamknę sobie furtkę do prawdziwej wolności i gdy nadejdzie czas kiedy sprawy staną się naprawdę już beznadziejne i bez wyjścia nie będę potrafił wykonać ostatecznego kroku..........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 dni do d-day. Boję się brać te prochy ale tak już nie dam rady żyć. Wczoraj mnie skręcało i zionołem nienawiścią do siebie. Po zomirenie dziś jest całkiem dobrze, ale w nocy miałem chyba właśnie po nim jakieś odrealnione jazdy. Dzisiaj piję ale lekko, jutro mam zamiar nawalić się porządniej bo na jakiś czas trzeba będzie alko powiedzieć :papa::why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 dni na seronilu. Było znośnie, nawet z poprawą ale dzisiaj czuję się fatalnie - tak jak czasami przed rozpoczęciem leczenia. Źle spałem w nocy i cały dzień chodziłem koszmarnie przymulony, śpiący i bez energii.

Dodatkowo wczoraj pierwszy raz wszedłem w zaburzenia osobowości i niestety to co czuję można częściowo zamknąć w słowach derealizacja i depersonifikacja. O fobiach nie miałem odwagi poczytać ale bez tego wiem, że mam fobię społeczną o średnim nasileniu.

Niepotrzebnie się łudzę, że będę czuł się jeszcze kiedyś normalnie. Robię sobie nadzieję, po co ? Mam nadzieję, że wystarczy mi sił gdy nadejdzie czas na wyjście i ostatecznie nie będzie nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uderzyło mnie wczoraj olśnienie. Zmagam się z problemem moich dobrych uczuć, czy je odczuwam prawdziwie czy to są zachowania wyuczone. Na pewno byłem platonicznie zakochany parę lat temu nie tak długo po odstawieniu citalu i co do tego nie mam wątpliwości bo za bardzo bolało. poza tym wszystkie uczucia wydają mi się za płytkie niż bym chciał, nie na tyle silnie odczuwane by mnie przekonać.

No a wczoraj przyszła mi właśnie myśl do głowy. Miałem żonę, którą z powodu mojego charakteru (choroby) niestety zaniedbywałem.

Odpłacała mi złością, brakiem szacunku a w końcu zdradami. Na koniec odeszła, a wcześniej mam wrażenie chciała mną tak zakręcić by się mnie pozbyć z tego świata, bym popełnił samobójstwo. Próbowałem się pogodzić, ona kręciła, dołowała mnie, szmaciła,całkowicie obarczyła jako winnego rozpadu związku, wykorzystywała ograniczenie kontaktów z dzieckiem kiedy coś jej się nie spodobało.

No i co? Powinienem ją znienawidzić, powinna być już dla mnie wrogiem, traktować ją tak jak ona traktuje mnie. Ja tego nie potrafię, pomimo tego wszystkiego co mi zrobiła, jaka była wciąż nie potrafię. Nie kocham jej, to pewne, ale też nie nienawidzę, najbliższe uczucie to po prostu jest mi jej żal. Jest chora, poza tym co płacę bez dochodów i wciąż jest pewna siebie,chce szybkiego rozwodu i prawdopodobnie ma plany na przyszłość. Sama się dziwi, dlaczego jestem dla niej taki dobry, mówi, że powinienem jej nienawidzić. Zresztą nienawiść zawsze była mi obca, najwyżej mogę kogoś nie lubić ale to też nie zdarza mi się często.

Dlaczego taki jestem? Najbardziej ze wszystkich nienawidzę siebie, to ja jestem złem tego świata ale realnie patrząc wcale nie jestem taki zły. To wszystko się kłóci z logiką, obwiniam się za rzeczy, których tak naprawdę nie jestem winny, lub mam w tym mały udział. To wszystko jest chore, ja jestem chory albo jak najbardziej zdrowy tylko wmawiam sobie chorobę by się usprawiedliwić przed samym sobą. Pokręcone to wszystko.

Jeśli macie uwagi proszę piszcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj poznałem rezultat mojego testu ( ponad 550 pytań na tak lub nie) Niestety choć starałem się mocno zapamietać nie wszystko mi się udało. Ludzie bez objawów powinni mieścić się w kategoriach w okolicy 50-60 % ( czy też punktów bo nie wiem co za skala). Mnie dużo wyników oscylowało w granicy do 80 .

Więc wyszła mi oczywiście depresja i coś w rodzaju fobii społecznej ( ale nie nazywało się fobia). Z podgrup niska samoocena.

Zadziwił mnie wynik wysokiej psychopatii oraz schizofrenii ale to być może nakładające się podobne objawy w innych "dziedzinach".

Wyszło jakieś wysokie skupienie nad sobą ale hipochondria wyszła całkowicie normalnie.

No i niższy niż "normalnie" poziom manii (chyba manii) co odpowiada wysokiemu poziomowi depresji.

 

[Dodane po edycji:]

 

A co poprowadzę tego swojego bloga. Jeśli czytacie to ok jeśli nie to nic takiego, może sam wyciągnę jakieś wnioski.

Siedzę, nie mam specjalnie ochoty na nic, trochę czasu przed snem jest i przyszedł mi na myśl taki temat:

SZCZĘŚCIE,

oczywiście w kontekście być szczęśliwym a nie mieć farta.

Przeżyłem już wiele lat i intensywnie myślę kiedy byłem naprawdę szczęśliwy. Przebijają się nieliczne "migawki" i jest ich zdecydowanie za mało. Zapomniałem czy nie bywałem szczęśliwy?

Cóż, pamiętam z bardzo wczesnego dzieciństwa dzień wyjazdu na wakacje z rodzicami i jaki byłem tym podekscytowany, szczęśliwy. Pamiętam prezenty w jakiegoś mikołaja, przebudzenie rano i szczęście przy rozpakowywaniu. No i chyba szczęście po otrzymaniu pierwszej wierzy hi-fi, pierwszego komputera, potem szczęście, że nie muszę iść do wojska, następne to zmiana pracy na znacznie lepszą.

Hyh jakie to wszystko płytkie, nieistotne. Gdzie moje prawdziwe dni szczęścia? Dlaczego ich nie miałem? Dziewczyna a potem ślub bardziej z rozsądku, chyba kochałem ale nie była to szaleńcza miłość od pierwszego wejrzenia tylko miłość z przywiązania, z przyzwyczajenia. Pewnie bym uważał, że to było całkiem normalne gdybym nie zakochał się po kuracji antydepresantami, całkowicie bezsensownie i bez szans na cokolwiek, platonicznie

DZIECKO, zaplanowane i chciane. Jednak bardziej przebija mi się z tamtego okresu strach, niepewność, poczucie odpowiedzialności. Bardzo mało miejsca dla szczęśliwego, kochającego tatusia. Wszystko jakieś płytkie, bez wyrazu. Długo za mały kontakt emocjonalny z dzieckiem, jeśli miłość to bardzo blada. Znaczenie większych uczuć uzmysłowiłem sobie dopiero niedawno, po szoku spowodowanym przez ex, życie staneło na głowie i fala tego uderzyła we mnie. Fala uczuć pozytywnych ale też tych negatywnych. Wcześniej nawet pojęcia typu żal, smutek, rozpacz były mało intensywne, gdy umierali moi najbliżsi, gdy ich żegnałem nie do końca było to w pełni odczuwane, czegoś brakowało, nawet łzy których potrzebowałem, nie na pokaz tylko dla siebie nie chciały lecieć. Poprzedniej jesieni i zimy odczułem znaczenie uczuć ale na wiosnę zaczęło to gasnąć . Potem trochę przez przypadek zacząłem się zastanawiać nad sobą, uświadomiłem sobie swój stan, potem był psychiatra, to forum, leki....

Czy ja przez ten cały czas żyłem? Tyle bezsensownych lat, bezsensownych decyzji, bezsensownego mnie.

I nie zgadzam się z twierdzeniem, że życie nie ma sensu, bo jak najbardziej ma. Dla tych, którzy potrafią je przeżyć, cieszyć sie, kochać, być choć od czasu do czasu szczęśliwymi. To moje życie nie miało sensu, to ja nie umiałem od samego początku żyć, to dla mnie jest to jak ciężki sen, może koszmar, choć wielu przeżywa jeszcze większe koszmary. Bo poza tym co napisałem nie było mi tak źle, jak do tej pory potrafiłem jakoś tak lawirować by iść po najmniejszej linii oporu, by nie angażując się w nic mocniej móc płynąć z czasem. Kim ja do cholery jestem? Sam nie wiem czego chcę, chciałbym umrzeć ale boję się śmierci, szkoda mi życia ale poza dzieckiem nie mam po co żyć. To wszystko jest chore, ja jestem chory i to bardziej niż jestem sobie z tego zdać sprawę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×