Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hej,


Introvertic

Rekomendowane odpowiedzi

Jakoś nie mogłem się zabrać do tego powitania, ale chyba by wypadało, bo pewnie trochę czasu tutaj z Wami spędzę :). Mam 22 lata i około trzy miesiące temu wystąpił u mnie pierwszy atak paniczny/lękowy. Sam w zasadzie pewności nie mam, bo wizyta u psychiatry dalej przede mną. Niestety, jako że jestem w wielu aspektach osobą dość twardogłową, przez pierwsze dwa miesiące starałem się walczyć sam ze sobą i mimo tego, że wyczytane w internecie informacje jednoznacznie wskazywały na nerwicę, wolałem się upierać, że musi to być coś fizycznego i realnego. Może to zabrzmi dość paradoksalnie, ale wolałem, żeby był to jakiś choćby i guz mózgu, niż problem z psychiką...

 

Wiem że nie powinienem był tak myśleć, ale wynika to pewnie z tego, że moja matka sama od dłuższego czasu boryka się z nerwicami i depresjami, nieustannie od paru lat faszerując się różnymi lekami, sam więc od zawsze miałem swojego rodzaju hopla, żeby być w jak najlepszej kondycji psychicznej, bez najmniejszej skazy. Szczegółowe badanie krwi, jak i ostatnia wizyta u neurologa jednak nie pozostawiły mi zbyt wiele do dyskusji. Oczywiście, będę miał za jakieś dwa miesiące wykonywane EEG, ot, na wszelki wypadek, ale lekarz jasno przedstawiła sprawę, że powinienem póki co brać jakiś persen, ziółka i zapisać się do psychiatry/psychologa, bo to najprawdopodobniej nerwica.

 

Z jednej strony zabolało mnie to, z drugiej mi ulżyło. Dwa miesiące walki z wiatrakami, przeplatane atakami, które wydawała się być ucieleśnieniem wylewu krwi do mózgu i postradania zmysłów, nie należały do najlepiej spędzonych. Praktycznie odkąd się z tym pogodziłem czuję się odrobinę lepiej. Wynika to pewnie ze swoistego komfortu związanego ze świadomością, co się w ogóle ze mną dzieje.

 

Nie zmienia to jednak faktu, że od pierwszego ataku wiele się zmieniłem. Praktycznie czuję się niemal inną osobą. Jak wskazuje nick, byłem oczywiście introwertykiem, skrywającym w sobie wszystko i nie dającym po sobie poznać zupełnie nic, ale jednocześnie czułem się z tym w porządku, po prostu przywykłem do takiego sposobu życia. Oczywiście zdaję sobie sprawę jak niezdrowym jest tłumienie w sobie emocji, ale osiągnąłem w tym swojego rodzaju perfekcje, był to po prostu mój sposób na życie. Uśmiechać się mimo najcięższych problemów, pomagać innym nawet wtedy, kiedy sam potrzebowałem tej pomocy. W jakiś sposób mi to pomagało, dawało poczucie siły.

 

Teraz już tak nie mogę, sama moja empatia wzrosła o jakieś dobre 500%. Podobnie z wrażliwością i wyczuleniem na wszelakie bodźce. Wcześniej mógłbym obejrzeć reportaż, dokument, czy też po prostu zobaczyć osobę umierającą i nijak by mnie to nie ruszyło. Rozsądek w takich momentach podpowiadał - "W Afryce giną tysiące dzieci dziennie, z jakiej racji to miałoby mnie martwić?". Teraz z kolei rozpadam się po prostu czytając posty niektórych użytkowników. Wasze problemy wydają mi się tak realne, że przeszywa moją głowę przenikliwy ból, że mam ochotę w niektórych momentach jak dziecko zamknąć oczy, by dalej nie czytać. Oglądając telewizję i widząc scenę cierpienia odruchowo przełączam kanał, bo nie mogę tego znieść.

 

Wielu moich znajomych widząc mnie w takich momentach pewnie przecierało by oczy ze zdumienia, nie mając pewności, czy mają do czynienia z tą samą osobą. Zresztą, którejś nocy zapewniłem sobie sam podwyższenie ciśnienia i brak snu do samego rana, dochodząc do konkluzji, że moja podświadomość i świadomość jako ja, to oddzielne rzeczy, dwie osoby. Momentalnie podciągnąłem to pod schizofrenię i sam w zasadzie wpędziłem się w atak lękowy/paniczny. Było to wyjątkowo nieprzyjemne.

 

Cóż oprócz tego? Pewnie to, co męczy Was wszystkich, którzy przechodziliście, czy przechodzicie przez nerwicę. Bóle, ściski głowy, momentami jakby ktoś próbował mi ją wręcz zmiażdzyć. Mrowienia głowy, które chyba najbardziej mnie denerwują, bo najbardziej kojarzą mi się z jakimś mocnym odchyłem psychicznym, na szczęście występujące zazwyczaj tylko na dzień przed i parę dni po mocniejszych atakach. Ogromne problemy z koncentracją, co wyjątkowo mnie boli, bo chcę w tym roku zdawać maturę z rozszerzonej matematyki a nie umiem dalej prawie nic. Naprawdę nie wiem jak to zrobię - chowam cukierniczki po lodówkach, talerze wylatują mi z rąk a ja mam zapamiętać i zrozumieć ogromny zakres materiału, który nijak nie chce wchodzić do mojej głowy... Dalej - kłucia różnych części ciała, uczucie zdrętwienia mięśni, uczucie odrealnienia, na szczęście chyba nic, co w zakresie nerwicy byłoby odchyleniem od normy.

 

W zasadzie miałem się tylko przywitać a nasmarowałem Wam tutaj jakieś ogromne wypracowanie, które bym tak ciągnął i ciągnął, w niewiadomo jakim kierunku. Bardzo Was za to przepraszam :). Ale nawet jeżeli tego nie przeczytaliście, to chyba przelewając sobie to wszystko tak na literki poczułem się w pewnym stopniu lepiej.

 

Mam nadzieję, że jak najszybciej się z tym wszystkim uporam, mimo tego, że mam zwyczaj unikania problemów, które mnie przerastają, i życzę też z całego serca Wam tego samego. Napewno nam się uda :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Introvertic,

ja w Twojej "historii" również odnalazłam wiele cech wspólnych z sobą.

Z empatią mam tak samo. Niejednokrotnie odnoszę wrażenie, że nie pasuję do tego świata, do tego wyścigu szczurów. Mam w sobie potrzebę pomagania innym, a zarazem zauważam, że powiedzenie "Jak masz miękkie serce, to musisz mieć twardą dupę" jest często trafne.

Według niektórych badań, choroby psychiczne mają tło genetyczne. Skoro wiesz, że Twoja mama boryka się z takimi problemami, powinniście się w tym wspierać. ;)

Jeśli chodzi o moje podejście do choroby, pewnego dnia stwierdziłam, że to jest choroba jak inne. Ktoś choruje na serce, ktoś ma cukrzycę, ktoś inny astmę. A mnie po prostu w mózgu coś nie działa tak jak trzeba. Kiedyś pewna mądra osoba powiedziała mi, że choroby psychiczne dotyczą ludzi inteligentnych i wrażliwych. Bo mózg osoby "głupiej" nie ma w sobie miejsca na przetwarzanie takiej ilości nadmiaru informacji i bodźców. Z drugiej strony, jak dla mnie, są to choroby najcięższe. Bo gdy cierpi dusza to tak, jakby cierpiało całe ciało.

Trzymam kciuki za Twoją maturę z matematyki. Ja studiuję matematykę, momentami jest bardzo ciężko. Ale staram się znajdować w sobie siłę i póki co, daję radę. ;)

 

Trzymam za Ciebie mocno kciuki, gdybyś miał ochotę popisać - pisz na PW. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×