Skocz do zawartości
Nerwica.com

W końcu tu jestem


Utracjusz

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć.

 

Często w poczuciu beznadziei szukam różnych rozwiązań po forach i miejscach zbierających ludzi z problemami. I nieraz trafiam tutaj, więc postanowiłem wreszcie się zarejestrować. Kilka słów o mnie.

 

Miałem w miarę normalne życie, pracę, niekończące się studia (ale wreszcie dobiłem do brzegu), żonę i hobby. Wszystko skończyło się i zatrzymało, kiedy rok temu wystąpił pierwszy epizod manii z elementami psychotycznymi. Rzuciłem pracę, uwierzyłem w siebie na tyle, że nie docierały do mnie żadne krytyczne głosy bliskich i mniej bliskich. Niektórzy widzieli we mnie kogoś, kto chce zawojować świat i ma do tego siłę. Skończyło się dramatycznie. Policja, długi i szpital psychiatryczny.

 

W szpitalu dopiero po 2 tygodniach mnie wyhamowali i zacząłem kumać co się stało. Wpadłem w potężną depresję, która trwa do dzisiaj. Musiałem mieszkać w miejscu, w którym nie czułem się dobrze, na łasce i bez kasy. Żona przetrwała i jest ze mną, mimo tego, że czasem ma dość moich chorobowych stanów, odrzucania wszystkiego i wszystkich, zamykania się w sobie, ucieczek w sen.

 

Próbuję na nowo poukładać swoje życie. Wstydzę się swojej choroby. Czuję się obco wśród ludzi, choć tak bardzo chcę ich towarzystwa. Pasje straciły moc, czuję się bezużyteczny. Czasem jak mały chłopczyk, którym trzeba się opiekować.

 

Życzę sobie jak najlepiej. Ostatnio zacząłem wmawiać sobie, swojej podświadomości, że jestem taki i śmaki, choć nie wiem na ile przystaje to do rzeczywistości, to jednak to, co podpowiadają mi moje nadmiernie krytyczne myśli odbierające całą energię i potrzebę zmian (bo po co, bo bez sensu), jest dużo gorsze i postanowiłem z tym walczyć na zasadzie autosugestii i afirmacji.

 

Mam nadzieję, że znajdę pracę i miejsce, w którym będę czuł się dobrze, że będę chciał wstawać i witać kolejny dzień. Może uda mi się tutaj też znaleźć podobnych do mnie, którzy także wstydzą się tego, co ich spotkało i ukrywają przed światem oblicze choroby.

 

Wstęp niezbyt pozytywny, ale :) co mi tam. Witajcie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Utracjusz, witaj, w sumie nikt sie nie chwali swoja choroba do ludzi. I poza tym po co? Oczekujesz wspolczucia, litosci, ze ktos sie bedzie uzalał ze biedny jestes? Ludzie zdrowi psychicznie sami maja mase problemów i nikogo to nie obchodzi. Ciesz sie ze masz zonę ktora z Toba przetrwała i wytrzymała, znajdz prace i ukladaj zycie - to najlepsze co mozesz zrobic i dla siebie i dla bliskich :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Utracjusz!

 

Czy aktualnie leczysz się jakoś, bierzesz leki, czy pokładasz nadzieję tylko w afirmacjach?

 

Jestem na lamotryginie w niewielkich dawkach. Afirmacje to dla mnie nowość, bo zawsze motywowało mnie ściągnie w dół, czyli im więcej mi ktoś dokopał, tym więcej miałem siły. Aktualnie ta metoda nie działa, bo nie potrafię się podnieść, gdy ktoś mi dokopuje. Jestem bardzo wyczulony na słowa, zwłaszcza osób, które cenię, lubię i są mi bliskie. Nieraz potrafi mnie męczyć czyjaś wypowiedź, zwłaszcza jak rano wstaję (tzn. budzę się i jeszcze leżę, chcąc zasnąć, choć już nie mogę).

 

Nie chcę się nad sobą użalać, ale jeśli mógłbym to wykrzyczałbym wszystko co we mnie siedzi, tę niemoc i tę straszną traumę, którą przeżyłem. To jednak nie rozwiązuje problemów. Nie chcę tylko trwać, bo wegetacja mnie wykańcza. Nie umiem sobie na razie pomóc na tyle, by czuć się w miarę stabilnie. Wiem jak działają różne mechanizmy, ale jakoś wewnętrznie czasami po prostu z premedytacją wyrządzam sobie krzywdę. Taka autoagresja. Przykłady: np. nie pójdę się myć na noc, choć wiem, że na drugi dzień będę miał poczucie winy. Nieraz mam taką blokadę, że wiem, że coś jest właściwe, ale nie chcę tego robić. Wewnętrzny bunt przed normalnym życiem.

 

Wszystko co robię wydaje mi się małe i niepotrzebne. Nie potrafię czerpać radości z niczego. Muszę mocno nad sobą pracować, żeby być tu i teraz, by cieszyć się wyjściem ze znajomymi i wchodzić w dobry mood. Idzie mi to z trudem, choć czasem się udaje. Ale to przeklęte niechciejstwo towarzyszy mi cały czas i mnie szlag trafia. Jestem cały czas zły na siebie, zwłaszcza, że nie potrafię rozwiązać swojej sytuacji życiowej (brak pracy). Problemy się nakładają i umieram wewnętrznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doskonale Cię rozumiem... Z tą różnicą, że nie mam nawet z kim wyjść ;)

Jeśli masz ochotę wykrzyczeć co Cię boli, to zrób to! Być może poczujesz różnicę i będziesz w stanie wykrzesać z siebie odrobinę motywacji. A już na pewno rozładujesz chociaż trochę swój stan.

Próbowałeś zmotywać się tym, że masz bliską osobę, o którą powinieneś się troszczyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doskonale Cię rozumiem... Z tą różnicą, że nie mam nawet z kim wyjść ;)

Jeśli masz ochotę wykrzyczeć co Cię boli, to zrób to! Być może poczujesz różnicę i będziesz w stanie wykrzesać z siebie odrobinę motywacji. A już na pewno rozładujesz chociaż trochę swój stan.

Próbowałeś zmotywać się tym, że masz bliską osobę, o którą powinieneś się troszczyć?

 

Motywacja motywacją, ale w stanach mieszanych to męczarnia. W każdym razie mam żonę, która bardziej troszczy się o mnie niż ja o nią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×