Skocz do zawartości
Nerwica.com

hipochondria czy nie? pomocy!


kiryoko

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Mam problem z moją koleżanką, znamy się od pol roku, jesteśmy ze sobą bardzo blisko i często spędzamy czas.

Opowiem jak sytuacja wyglądała do tej pory.

Koleżanka juz przy samym poznaniu wspomniała o tym, cie cierpi na poważną śmiertelną chorobę. Mimo to nie widziałam objawów, chodziło o zaburzenia immunologiczne. Nie powinna sie spotykac z ludźmi a mimo to łamie ten zakaz a poźniej cierpi bo źle sie czuje. Objawy to: zasłabnięcia, problemy laryngologiczne, oprocz tego duże problemy ortopedyczne, jednak jedyne co widziałam jako pewnik to ją jak się skręca z bólu. Nigdy nie widziałam innych rzeczy.. jej omdlenia przy mnie były bez utraty świadomości, z kolei z opowieści traciła przytomność prowadząc samochód, idąc ulicą itp. Ponadto regularnie kuśtyka, ma problem z obiema nogami, chodzi do fizjoterapeuty - wiem, bo ją odprowadzałam wiec to jest fakt.

Dlaczego pomyślałam o hipochondrii? Ponieważ przypadkiem trafiłam na artykuł na ten temat. Wszystko niby się zgadza, ale nie chcę zbyt pochopnie zrobić z niej hipochondryczki, dlatego powiedzcie czy moje podejrzenia nie są bezpodstawne. Wymienie co dokładnie jest "nie tak":

- ma skłonności do manipulcji, kiedy się pokłócimy nagle zle sie czuje, leci jej krew z nosa (nigdy przy mnie, raczej przy rozmowach telefonicznych), lubi wzbudzać we mnie poczucie winy np. kiedy spotkam się z nią mając bolące gardło potrafi mi powiedzieć ze przez takie nieodpowiedzialne zachowanie ona może przeze mnie umrzeć itp.

- wiekszość naszych rozmów dotyczy jej choroby, ja się w to łatwo wciągam bo interesuje mnie to jak ona się czuje, ale czasem przyznam że mam tego dość. Czasem ona sama proponuje zmienić temat ale wówczas "pokazuje" swoją chorobę po krótkim czasie (krzywienie się z bólu itp)

- pewnego razu spotykając się z nią trzymała przy nosie zakrwawioną chusteczkę. była cała w krwii, a znając ją i jej manię czystości powinna podłożyć nową - świeżą. Ponadto krew miała nienaturalny kolor (tylko czy hipochondrycy jawnie symulują?), wyglądało to tak, jakby chciała wzbudzić we mnie współczucie

- często wspomina o tym, że "teraz to sie dopiero zacznie", w sensie wpadnie w straszny stan chorobowy i skonczy w szpitalu, nie wiadomo czy przeżyje itp. Poki ją znam była w szpitalu tylko raz i to z zupełnie innych powodów. Nie wiadomo dlaczego miała tam leżeć ponad tydzien. Przeleżała tylko 2 dni. Nie uzasadniła mi dlaczego.

- ma niesamowitą wiedze medyczną. chciałaby studiować medycynę, o jej wielkie marzenie, jednak z powodów choroby to jest niemożliwe (nie wiem czy to jest jakiś typowy element hipochondrii)

- unika poznawania mnie z jej przyjaciółmi i znajomymi oraz czasem z dziwnych powodów unika widywania przeze mnie jej rodziców

- jest bardzo tajemnicza, na wiele pytań nie odpowiada, czasem drażliwa z dziwnych powodów, nie lubi wypytywania

- nie znosi lekarzy, uważa że są niekompetentni, jest wściekła, że nie potrafią jej zdiagnozować. Opowiada, że wciskają jej zaburzenia psychczne a pozniej się dziwią ze faktycznie wyniki badań są bardzo niepokojące.

- nigdy nie widziałam jej wyników badań. jedyne co widziałam to jej terminarzyk zawalony wpisami z terminami wizyt lekarskich. kiedyś poprosiłam o pokazanie papierka z wynikami które doprowadziły ją do łez - zdenerwowała się i nie pokazała oskarżając mnie, ze jestem jak wszyscy i jej nie wierze.

- była w dziecinstwie porzucona przez rodziców, wychowala ja babcia, ale po kilku latach rodzice wrocili po nia i teraz z nimi mieszka mimo ze ma swoje własne mieszkanie. bardzo na nich narzeka i na ich bagatelizowanie jej choroby. jest jedynaczka.

- nigdy nie uslyzalam jeszcze, ze "dzisiaj czuje sie minimalnie lepiej". zawsze jest tylko gorzej i gorzej.

- krytykuje mnie kiedy probuje znalezc informacje na temat jej choroby, mowi zebym sie nie wtracala i ze w internecie nie znajde żadnych dobrych informacji, ze powinnam jej zaufac

- kiedyś jej powiedziałam że pobladła, a ona zareagowała żywo i z zasoczeniem "naprawde?!!"

- kiedy opowiada o przyjaciołach z ktorymi nie ma juz kontaktu obwinia za to swoją chorobę i ich, że "nie zrozumieli tej choroby", i wspomina, ze lekarka immunolog ostrzegała "nikt nie zrozumie twojej choroby", tak więc czuje się ona skazana tylko na siebie.

 

nie wiem co jeszcze mogłabym napisać, może jakieś pytania pomocne w określeniu czy to już hipochondria?

Co o tym myślicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, może trochę na zasadzie "nie znam się to się wypowiem", ale mi to wygląda raczej na symulację niż hipochondrię. Hipochondrycy wierzą że coś im jest, a ta twoja znajoma z tego co opisałaś sprawia wrażenie że symuluje, manipuluje tym symulowaniem żeby jakąś korzyść dla siebie wyciągnąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm no właśnie mi też czasem tak to wygląda, tak jakby dobrze wiedziała co robi. Jak nabrałam się na tą zakrwawioną chusteczkę miałam wrażenie, że nie może pohamować radości, tak jakby się lekko uśmiechała. A może to już ja popadam w paranoje.

A może ona cierpi na zespół Münchhausena ?

jeśli miałabym zgadywać co ją do tego popycha to powiedziałabym, że kompleksy, chęć przewagi, zwrócenie a siebie uwagi, potrzeba opieki..

ale czy aż tak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no może do szpitala sie nie wpycha, ale z tego co wiem miala juz kilka operacji w obrębie nosa, poza tym chodzi codziennie po lekarzach i krytykuje ich ale chodzi nadal, ma juz za sobą wielu "porzuconych" lekarzy ktorzy wysylali ją do psychiatry lub postawili łagodną diagnozę.

zadalam jej kiedys zupelnie bezmyslnie pytanie: czy wolalaby trafic na lekarza ktory potraktuje jej chorobe jak wyzwanie i z entuzjazmem bedzie ją badał bo w koncu to rzadka choroba, czy takiego który sie wystraszy widząc wyniki badan i stwierdzi ze jest bardzo zle. wybrala drugą opcje. uzasadnila to tym, ze miala robione juz eksperymenty i sie bardzo na nich przejechala wiec woli konwencjonalne/klasyczne/bezpieczne leczenie.

 

Im więcej o tym czytam tym jestem bardziej przerażona. Strasznie się o nią martwie, może powinnam sie spotkać z jej rodzicami, choc wiem, ze by mnie wtedy znienawidzila, ale męczy mnie to i obawiam się zaburzeń psychicznych, wiem jak to smakuje bo miałam w swoimi życiu kilka bliskich mi osób z zaburzeniami i wiem jakie to smutne i destrukcyjne dla osoby chorej. Już tyle razy sie wpakowałam w "ratowanie" takiej osoby, nie chcę po raz kolejny tego robić, bo ostatnim razem sama popadłam w depresje przy takim pomaganiu osoby z borderline. Nie chcę stracic kolejnej wspaniałej znajomości przez chorobe :(

 

-- 25 maja 2013, 17:04 --

 

Proszę o zamknięcie tematu oraz usunięcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×