Skocz do zawartości
Nerwica.com

niechęć do wszystkiego, on mną kieruje..


carmel

Rekomendowane odpowiedzi

Długie wyszło, dziękuję wszystkim którzy dali radę przeczytać.

 

Witam, jestem nowa i postanowiłam tu napisac bo nie radzę sobie z własnymi uczuciami i życiem.

Najpierw może powiem coś o sobie. Jestem jeszcze młoda, bo zaledwie gimnazjum. Z charakteru jestem cicha i spokojna, myślę że mam to po mamie, a po części i po tym że jestem jedynaczką, rodzice się o mnie bardzo martwili jak byłam dzieckiem i miałam mało kontaktu z rówieśnikami. Mam hobby - fotografię, jednak nie mam na to czasu, ani pogoda nie dopisuje. Chęci też ostatnio brak.

Moje problemy dotyczą tego, że po pierwsze przytłacza mnie szkoła. Od tego semestru mam dzień w dzień po siedem lekcji, dodatkowo w poniedziałki i wtorki mam z rana siłownię na 7.00, więc jest osiem. We wtorki i czwartki mam dodatkowe godziny angielskiego który zaczynam o 16 a kończę o 17.30. Właściwie to te dni wyglądają tak, że wracam ze szkoły, jem w porywie obiad, biegnę z wielką niechęcią na angielski (bo po siedmiu godzinach w szkole mam już po prostu dosyć). Wracam do domu o osiemnastej i siadam do odrabiania lekcji. Jestem już zmęczona, śpiąca i na ogół wkurzona że tyle tego wszystkiego jest. Siedzę nad książkami do 22, więc zasypiam po 23 i następnego dnia ledwo daję radę zwlec się z łóżka i prawie śpię na pierwszych lekcjach. Jestem z tego nieszczęsnego rocznika, od którego została wprowadzona reforma i to co kiedyś było realizowane przez trzy lata gimnazjum, my robimy w dwa.

Kolejnym problemem dla mnie jest to, że czasami ludzie uważają mnie za jakieś dziwadło. Mam w klasie dwie koleżanki z którymi się trzymam, cztery z którymi od czasu do czasu pogadam i to by było na tyle. Dziewczyn jest dwadzieścia, a zadaję się z sześcioma. Z chłopakami to już totalnie ie umiem gadać. W innych klasach mam pojedynczych znajomych, jednak w ogóle nie rozmawiamy, oni mają swoich znajomych i swoje sprawy, właściwie nasze drogi rozeszły się dwa lata temu i od tej pory wymieniamy tylko "cześć" na ulicy. Na podwórku również nie mam znajomych, niby w każdym bloku ktoś mieszka, jednak to nie towarzystwo dla mnie. Są to osoby które palą papierosy, zażywają alkohol itp., a ja uważam że jeszcze mam na to czas, w końcu mam tylko 14, prawie 15 lat. Często patrzę na zdjęcia koleżanek i słucham ich rozmów jak to się umawiają, chociażby przypadkiem w szatni na wf. Jest mi strasznie smutno, że oni mają swoje paczki a ja jedną koleżankę. W moim wieku myślę że nie tylko dla mnie takie paczki znajomych i kontakt z rówieśnikami jest ważny.

Kolejną rzeczą która mnie dręczy jest kolega z klasy. Coś mi się ubzdurało w głowie i się w nim zakochałam. Wszystko się zaczęło w listopadzie 2009, on mnie zaczepiał, był miły i w ogóle, a ja od razu na to poleciałam. Tak sobie z nim flirtowałam ze dwa miesiące aż w końcu on mnie olał i zaczął zarywać do najładniejszej dziewczyny z klasy. Mimo że jesteśmy razem w klasie, to nawet z nim nie gadałam, tylko sporadycznie. Nadal pamiętam to uczucie, jak przychodziłam do domu i miałam ochotę płakać w poduszkę. W czerwcu 2010 dowiedziałam się że on wyznał miłość tej dziewczynie. Ona go nie chciała, dostał kosza, ale po tym jak to usłyszałam.. Nie, miałam ochotę po prostu zamknąć się w piwnicy i nie wychodzić. W końcu uznałam że to zakochanie za wiele mnie kosztuje, nadeszły wakacje, zero kontaktu, postanowiłam o nim zapomnieć. W sierpniu juz wcale o nim nie myślałam, szczęśliwa że mi przeszło poszłam we wrześniu do szkoły. I trach - wszystko wróciło pierwszego ze zdwojoną siłą. Gdy go tylko zobaczyłam to strzeliłam buraka, serce mi waliło jak młot... Od tej pory znowu on mi się podoba, i ZA CHINY nie mogę go sobie wybić z głowy. Próbowałam wszystkiego - usunąć jego gg, zdjęcia i wszystko co związane, nie gadać, nie patrzeć się, odizolować. Nie dałam rady. Tym bardziej że od tego roku on zagaduje mnie codziennie, znowu mnie zaczepia, nawet siedziałam z nim w ławce dwa razy. Pamiętam to uczucie szczęścia, chodziłam jak w skowronkach. Uznałam w końcu że skoro nie wybiję go sobie z głowy, to będę walczyć. Jednak teraz wszystko zostało zniszczone przez... moją najlepszą i jedyną koleżankę. Ona jest dosyć głośna i rozgadana, a ja cicha i spokojna. Ona go zaczepia, POPYCHA I ŁAPIE ZA RĘCE (szlag mnie trafia). Jak on się mnie coś pyta, to ona odpowiada za mnie. Nie daje mi dojść do głosu! W końcu kończy się na tym że oni gawędzą całą przerwę, a ja patrzę z zazdrością i wściekłością stojąc obok nich jak kołek, i nijak nie mogę się wbić do rozmowy. On jest główną przyczyną mojego nastroju, jak z nim nie zamienię słowa jeden dzień to potrafię chodzić zła do wieczora, a jak widzę (jak dzisiaj), jak koleżanka go podrywa... Po powrocie do domu mam ochotę rzucić się na łóżko i płakać, zatrzymać czas, żeby nie wrócić następnego dnia do tej nędznej szkoły i znowu oglądać ich flirty. Myślałam nad powiedzeniem koleżance o swoich uczuciach i o tym, że sprawia mi przykrość, jednak to całkowicie odpada. Mimo iż mam do niej zaufanie, to z niej straszna papla i nawet nie umyślnie by się o tym wygadała. Potem będą głupie docinki i żarty. Już i tak wszyscy wiedzą że on mi się podoba, bo to widać jak się na niego gapie non stop, ale na razie nikt mi nie dokucza.

Hmm, właściwie to już wszystko z mojego beznadziejnego życia... Ach, dodam jeszcze że mam kompleksy na punkcie swojego zachowania.. Chciałabym być roześmiana i wesoła jak inne dziewczyny, umieć gadać z kolegami. Jednak jak który do mnie co mówi, to plączą mi się słowa ale gadam jakieś głupoty, nie umiem rozwinąć zdania. Strasznie denerwują mnie wystąpienia publiczne. W zeszłym roku musiałam prezentować przed całą szkołą projekt. Miałam kartkę i miałam z niej przeczytać. Wyszłam na środek i... Cała się trzęsłam, ręce, nogi, ledwo utrzymałam mikrofon, koleżanka musiała mi trzymać kartkę z której miałam czytać, bo tak mi się ręce trzęsły że nie dałam rady. Oczywiście cała szkoła się ze mnie podśmiewywała.:(

 

Ech, nie wiem co robić... Szkoła mnie dobija ilością nauki, a ten chłopak to już totalnie... Nieświadomie kieruje moim życiem... A koleżanka na moich oczach go podrywa, a ja nic nie mogę zrobić, to już serce mi się łamie... Na nich ochoty nie mam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Porozmawiaj z rodzicami na temat ilości zajęć, bo moim zdaniem przy 35 godzinach lekcyjnych w tygodniu, jeszcze dodatkowo 4 godziny lekcyjne angielskiego + przypuszczam dojazdy, to troszkę za dużo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O tak. Jeżeli wiesz, że nie wyrabiasz to postaw sprawe jasno - porozmawiaj z rodzicami i się dogadajcie co i jak. Bądź sobą. Ja wiem, że źle postąpiłem zmieniając się pod wpływem szkoły i moich rówieśników, teraz to próbuję odwrócić lecz bezskutecznie. Co do chłopaka - umów się z nim i powiedz mu co do niego czujesz bądź nie. Nie możesz w sobie tłumić emocji, potem to narasta i w jednym, nieoczekiwanym momencie wybucha, robiąc totalną kichę. Mam dość podobny problem jeżeli chodzi o szkołę, ale już sobie powiedziałem - dam radę to dam, nie dam to nie dam. Nie mam zamiaru robić czegoś co jest niezgodne z moim sumieniem (to się mija z moim celem). Jeżeli się czegoś boisz to się uśmiechnij sama do siebie i powiedz, że strach nie istnieje. Wiem - łatwo jest pisać, trudniej wykonać, ale zamień te dwa słowa na łatwo jest wykonać, trudno napisać. Ja popadłem w beznadziejność. Może jedynie mnie jutro od nudów uratują urodziny mojej siostry i to, że mi w końcu z serwisu przywiozą telewizor. Życzę Ci powodzenia, a jak nie będziesz miała co robić to możesz napisać na PW, w co wątpie skoro masz tyle godzin nauki, że nie wyrabiasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×