Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy wysilanie się dla nikogo nie jest wysilaniem się bez potrzeby? Co myślicie?


robertina

Rekomendowane odpowiedzi

Moja terapeuta powiedziała mi na ostatniej wizycie, że idealizuję życie bez nerwicy, bo nigdy go nie doświadczyłam - i powiedziała mi, że ono najprawdopodobniej będzie gorsze, niż to, które teraz mam i muszę się na to przygotować. I, że mam skupić się na czymś innym, ale nie rozumiem, jak to według niej ma działać. Mama próbowała mi tłumaczyć, ale i tak nie łapię, ja ktoś może w taki sposób myśleć. 

 

Jestem osobą, która nie poradziłaby sobie psychicznie w samotności - potrzebuję być przytulana, mieć z kim porozmawiać a bez wsparcia nie przeszłabym przez 90% życiowych wyzwań. Jestem dosyć słaba psychicznie i to dlatego. Nie ma to związku z nerwicą. Moim głównym celem jest jak najszybciej po wyzdrowieniu wejść w związek, bo wiem, że nawet jeśli wyjdę z tego wszystkiego, jeżeli coś się stanie rodzicom, nie udźwignę tego samodzielnie, nie dam też rady sama wytrzymać przemocy w pracy i będę potrzebowała bliskiej osoby, żeby utrzymać się na powierzchni i nie wpaść w jeszcze gorsze bagno psychiczne, jak depresja na przykład. Mam wielką potrzebę, żeby opiekować się kimś, wspierać, dawać miłość, chronić, wygłupiać się i wprowadzać w życie humor i śmiech. Niestety wiem, że tylko partner może mi to zapewnić - ponieważ znajomych i przyjaciół nigdy nie będę mieć. Po prostu nie umiem się przyjaźnić i, choćbym nie wiem jak była miła, wszystkie moje dotychczasowe przyjaźnie kończyły się we łzach i złości a osoba ta stawała się moim prześladowcą. Ktoś z boku by powiedział, że to ich wina, ale ja wiem, że problem jest we mnie - ponieważ tak było WSZĘDZIE. Od przedszkola po studia. Zawsze byłam tą godną współczucia ofiarą przemocy, przez tę przemoc w końcu te studia rzuciłam a nawrót nerwicy, jaki pojawił się w reakcji na przemoc na uczelni ciągnie się już 9 lat, uniemożliwiając mi powrót do nauki czy nawet częściowo normalnego życia. Wiem, że w pracy też będę ofiarą i nie wyobrażam sobie znosić tego samotnie - nawet silna osoba by pewnie tego nie wytrzymała. I tak rozmawialiśmy o tym i padło z mojej strony, że samotność to dla mnie jak śmierć za życia i, że jakbym była sama to bym ani nie sprzątała ani nie gotowała ani nie dbała o siebie - i usłyszałam, że to bzdura, bo powinnam się produkować dla nikogo i bez potrzeby. I teraz ja mam pytanie - po jaką cholerę mam wydawać kasę na jakieś super obiadki, kiedy mogę sobie po prostu upiec kiełbasę i zjeść z chlebem, bo nie mam komu gotować? Po co gotować, jak się nie ma komu? Po co się malować, czy stroić, jak nikogo to nie obchodzi. To strata czasu, dla mnie to wręcz śmieszne. Po co sprzątać, jak się nie lubi a i tak tego nikt nie widzi, bo nikt mi do domu nie wchodzi? Dla mnie to jakaś głupota. I jeszcze pytanie o dzieci. No, chciałabym mieć, jak się już wszystko poukłada, tak 3 do 5, marzę o dużej rodzinie. A co, jeśli nie będziesz mogła mieć? No, są przesłanki, może się zdarzyć. Jeśli widziałabym, że facetowi na tych dzieciach bardzo zależy, albo zacząłby naciskać na adopcję, która w moim wypadku absolutnie nie wchodzi w grę, rozwiodłabym się z nim, żeby mu umożliwić założenie rodziny i szlus. To teraz każdy, komu o tym powiedziałam zapodaje shaming, że nie chciałabym adoptować. No nie, nie chciałbym, bo nie chcę wychowywać dziecka za wszelką cenę. Dla mnie rodzicielstwo = rodzicielstwo biologiczne. No ale nie adoptowałabyś, jakbyś wiedziała, że on tak chce, mogłabyś się dla niego zmusić. No kuźwa, słucham?! Czyli mam wziąć sobie do domu obce, jeszcze może poturbowane psychicznie dziecko i zmuszać się do zajmowania się nim przez 25 lat, wiedząc, że go nie kocham i nigdy nie pokocham? No ale ojciec by je kochał. Super. Tyle, że ja nie, ono by to czuło, wiedziało i może całe dzieciństwo obwiniało się, że to jego wina, że matka go nie kocha? Wy mnie ot tak namawiacie do skrzywdzenia jednego człowieka i unieszczęśliwienia siebie, żeby zadowolić męża? Dramat. Bo byś się tak sobie rozwiodła i nie dała mu wyboru, czy chce z tobą zostać. No tak, bo to małżeństwo byłoby już z gruntu skazane na rozpad za kilka kolejnych lat, poza tym, czułabym się winna i była nieszczęśliwa. Ale okej, zostawmy to. W terapii padło określenie: samorozwój, rozwój osobisty. I teraz ja zachodzę w głowę. No co to jest? Nawet nie umiem sobie w głowie stworzyć definicji. Ale to chyba coś w stylu robienia z siebie idiotki dla jakichś współczesnych teorii psychologii tak, jak z tzw. "samooceną". Bo jeszcze nie widziałam, żeby ktoś się kogoś pytał - ej, ale jaką ty masz samoocenę - szanują lub nie szanują cię za to, co sobą reprezentujesz i możesz się mieć za jakiegoś hinduskiego boga, ale jak jesteś zerem, to będziesz jak zero traktowany i już. Jakiś tam rozwój ma sens, kiedy jest się młodym, zdobywa umiejętności, które w życiu się przydadzą i robią różnicę na świecie. Ale w moim wieku to już kpina siedzieć i kwiatki lepić (bo jak to inaczej ma wyglądać), choć nic sobą nie reprezentuję i nie będę. No nie wiem, co to jest ten samorozwój i jak to ma mi pomóc.

 

W sumie miało być pytanie o to, co to jest a wyszedł rant na 10 stron, wybaczcie. Ale już mnie krew zalewa, bo boję się, że zmierzam w przepaść zamiast na te kwietne łąki, jak to miało być. Co to jest ten samorozwój? Wyjaśni ktoś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, robertina napisał(a):

wszystkie moje dotychczasowe przyjaźnie kończyły się we łzach i złości a osoba ta stawała się moim prześladowcą. Ktoś z boku by powiedział, że to ich wina, ale ja wiem, że problem jest we mnie - ponieważ tak było WSZĘDZIE. Od przedszkola po studia

Serio miałaś prześladowców? To się zgłasza w odpowiednie miejsce.

X

Rozumiem cię w kwestii adopcji, też bym nie umiała. Nie każdy potrafi pokochać takie dziecko.

X

18 minut temu, robertina napisał(a):

przez tę przemoc w końcu te studia rzuciłam a nawrót nerwicy, jaki pojawił się w reakcji na przemoc na uczelni ciągnie się już 9 lat,

Jaki rodzaj przemocy to był? Notatek ci nie chcieli pożyczyć? Żart. To też chyba można było zgłosić.

 

19 minut temu, robertina napisał(a):

nie dam też rady sama wytrzymać przemocy w pracy

Czemu zakładasz z góry że będzie przemoc w pracy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie bardziej zastanowiła kwestia jak chcesz wejść w związek skoro nie potrafisz utrzymać nawet znajomości.
Inna sprawa, terapeutka ma trochę racji - zbyt mocno idealizujesz to wszystko, a jeśli nawet się wyleczysz, z takim podejściem będzie brutalne zderzenie z rzeczywistością 🤷‍♀️ ja np. cały czas twardo utrzymuję, że pod pewnymi względami przed terapią, żyło mi się lepiej 🙃

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

45 minut temu, acherontia styx napisał(a):

Mnie bardziej zastanowiła kwestia jak chcesz wejść w związek skoro nie potrafisz utrzymać nawet znajomości.
Inna sprawa, terapeutka ma trochę racji - zbyt mocno idealizujesz to wszystko, a jeśli nawet się wyleczysz, z takim podejściem będzie brutalne zderzenie z rzeczywistością 🤷‍♀️ ja np. cały czas twardo utrzymuję, że pod pewnymi względami przed terapią, żyło mi się lepiej 🙃

 

 

Tak czy siak, wyjść z tego muszę, bo nie byłabym w stanie prowadzić samodzielnego życia po stracie rodziców i w sumie nie wiem, co by się ze mną stało. 

 

W związek wejść dam radę, byłam już w dwóch i jakoś faceci nie uciekli. To akurat jakoś się by udało. 

 

Godzinę temu, mała_mi123 napisał(a):

Serio miałaś prześladowców? To się zgłasza w odpowiednie miejsce.

X

Rozumiem cię w kwestii adopcji, też bym nie umiała. Nie każdy potrafi pokochać takie dziecko.

X

Jaki rodzaj przemocy to był? Notatek ci nie chcieli pożyczyć? Żart. To też chyba można było zgłosić.

 

Czemu zakładasz z góry że będzie przemoc w pracy?

 

A co do prześladowań - gdzie niby miałabym zgłaszać dokuczanie w szkole? Tyle osób tego doświadcza a poza tym, nade mną znęcały się nie tyko dzieci ale i nauczyciele a na uczelni jedna wykładowca tak się na mnie uwzięła, że to przez nią rzuciłam naukę. Skala przemocy, jakiej doświadczyłam w podstawówce od nauczycieli byłaby dla ciebie nie do wyobrażenia, ale to nie o nich ta rozmowa - bo i ta przemoc została przeze mnie w dużej mierze sprowokowana. Wydaje mi się, że po prostu każde kolejne takie zdarzenie z przemocą izolowało mnie coraz bardziej od grupy rówieśniczej i w tej chwili mam zupełnie inne zainteresowania i priorytety od nich. Już w liceum była ta przepaść. Na uczelni było już w ogóle tak, że stałam obok gadających ze sobą ludzi i po prostu słuchała, licząc, że do czegoś się będę mogła odnieść. Ale nie było takiej rzeczy. I to jest główny problem. Ludzi w pracy sobie nie dobiorę pod wspólne zainteresowania - ale faceta już mogę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, robertina napisał(a):

Ludzi w pracy sobie nie dobiorę pod wspólne zainteresowania - ale faceta już mogę.

Żeby to było takie proste jak dobór dodatków do sukienki. Gratuluję optymizmu, zwłaszcza że jak wspomniałaś z kilkoma już ci nie wyszło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.05.2025 o 00:19, mała_mi123 napisał(a):

Intrygujące. W jaki sposób?

To chyba się zgłasza do kuratorium.

 

Do kuratorium? Jakim cudem, jak szkoła dwukrotnie wniosła do sądu o umieszczenie mnie w rodzinie zastępczej? Raz w 5 klasie a raz w 3 gimnazjum, bo uznali, że moje nawroty nerwicy to przejaw demoralizacji. Tam przemoc była taka, że dopiero sędzia to ukróciła wysyłając jakiś list z ochrzanem, że dziecku z nerwicą zafundowali taki stres, bo u niej na sali dostałam takiego ataku paniki, że prawie wezwali pogotowie. Niestety, przemoc była skrajna a nie było możliwości działania, bo była to jedyna szkoła, jaka przyjmowała dzieci z zaburzeniami psychicznymi w mojej miejscowości - gdyby mnie z niej wyrzucili, musiałabym albo być wożona do innej (co przy mojej kombinacji lekooporna choroba lokomocyjna + silna emetofobia, było niemożliwe), albo być gdzieś oddana do internatu (równie niewykonalne przy nerwicy), albo oddana do szkoły specjalnej (gdzie prawdopodobnie by mnie i tak nie przyjęli z IQ grubo ponad normę wiekową). Nic więc się nie dało zrobić. 

 

W dniu 12.05.2025 o 00:50, mała_mi123 napisał(a):

Żeby to było takie proste jak dobór dodatków do sukienki. Gratuluję optymizmu, zwłaszcza że jak wspomniałaś z kilkoma już ci nie wyszło.

 

Wyszło mi i to świetnie. Z pierwszym, obcokrajowcem rozstaliśmy się za wspólnym porozumieniem, bo nie dostał możliwości stałego pobytu w Polsce i wiedział, że prawdopodobnie nie dostanie, więc uznaliśmy, że nie ma sensu, żebym czekała na niego latami. A z drugim to był związek z rozsądku, bo cały czas kochałam tamtego. Odeszłam od niego, kiedy okazało się, że nie powiedział mi całej prawdy na swój temat (potem okazało się, że z kłamaniem u niego to był problem natury medycznej). Ale jeszcze dwa lata skomlał, żeby do niego wrócić. Miałam potem szansę na jeszcze jeden związek, ale na odległość, więc odpuściłam. Cała historia.

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.05.2025 o 21:47, robertina napisał(a):

Moja terapeuta powiedziała mi na ostatniej wizycie, że idealizuję życie bez nerwicy, bo nigdy go nie doświadczyłam - i powiedziała mi, że ono najprawdopodobniej będzie gorsze, niż to, które teraz mam i muszę się na to przygotować. I, że mam skupić się na czymś innym, ale nie rozumiem, jak to według niej ma działać. Mama próbowała mi tłumaczyć, ale i tak nie łapię, ja ktoś może w taki sposób myśleć. 

 

Jestem osobą, która nie poradziłaby sobie psychicznie w samotności - potrzebuję być przytulana, mieć z kim porozmawiać a bez wsparcia nie przeszłabym przez 90% życiowych wyzwań. Jestem dosyć słaba psychicznie i to dlatego. Nie ma to związku z nerwicą. Moim głównym celem jest jak najszybciej po wyzdrowieniu wejść w związek, bo wiem, że nawet jeśli wyjdę z tego wszystkiego, jeżeli coś się stanie rodzicom, nie udźwignę tego samodzielnie, nie dam też rady sama wytrzymać przemocy w pracy i będę potrzebowała bliskiej osoby, żeby utrzymać się na powierzchni i nie wpaść w jeszcze gorsze bagno psychiczne, jak depresja na przykład. Mam wielką potrzebę, żeby opiekować się kimś, wspierać, dawać miłość, chronić, wygłupiać się i wprowadzać w życie humor i śmiech. Niestety wiem, że tylko partner może mi to zapewnić - ponieważ znajomych i przyjaciół nigdy nie będę mieć. Po prostu nie umiem się przyjaźnić i, choćbym nie wiem jak była miła, wszystkie moje dotychczasowe przyjaźnie kończyły się we łzach i złości a osoba ta stawała się moim prześladowcą. Ktoś z boku by powiedział, że to ich wina, ale ja wiem, że problem jest we mnie - ponieważ tak było WSZĘDZIE. Od przedszkola po studia. Zawsze byłam tą godną współczucia ofiarą przemocy, przez tę przemoc w końcu te studia rzuciłam a nawrót nerwicy, jaki pojawił się w reakcji na przemoc na uczelni ciągnie się już 9 lat, uniemożliwiając mi powrót do nauki czy nawet częściowo normalnego życia. Wiem, że w pracy też będę ofiarą i nie wyobrażam sobie znosić tego samotnie - nawet silna osoba by pewnie tego nie wytrzymała. I tak rozmawialiśmy o tym i padło z mojej strony, że samotność to dla mnie jak śmierć za życia i, że jakbym była sama to bym ani nie sprzątała ani nie gotowała ani nie dbała o siebie - i usłyszałam, że to bzdura, bo powinnam się produkować dla nikogo i bez potrzeby. I teraz ja mam pytanie - po jaką cholerę mam wydawać kasę na jakieś super obiadki, kiedy mogę sobie po prostu upiec kiełbasę i zjeść z chlebem, bo nie mam komu gotować? Po co gotować, jak się nie ma komu? Po co się malować, czy stroić, jak nikogo to nie obchodzi. To strata czasu, dla mnie to wręcz śmieszne. Po co sprzątać, jak się nie lubi a i tak tego nikt nie widzi, bo nikt mi do domu nie wchodzi? Dla mnie to jakaś głupota. I jeszcze pytanie o dzieci. No, chciałabym mieć, jak się już wszystko poukłada, tak 3 do 5, marzę o dużej rodzinie. A co, jeśli nie będziesz mogła mieć? No, są przesłanki, może się zdarzyć. Jeśli widziałabym, że facetowi na tych dzieciach bardzo zależy, albo zacząłby naciskać na adopcję, która w moim wypadku absolutnie nie wchodzi w grę, rozwiodłabym się z nim, żeby mu umożliwić założenie rodziny i szlus. To teraz każdy, komu o tym powiedziałam zapodaje shaming, że nie chciałabym adoptować. No nie, nie chciałbym, bo nie chcę wychowywać dziecka za wszelką cenę. Dla mnie rodzicielstwo = rodzicielstwo biologiczne. No ale nie adoptowałabyś, jakbyś wiedziała, że on tak chce, mogłabyś się dla niego zmusić. No kuźwa, słucham?! Czyli mam wziąć sobie do domu obce, jeszcze może poturbowane psychicznie dziecko i zmuszać się do zajmowania się nim przez 25 lat, wiedząc, że go nie kocham i nigdy nie pokocham? No ale ojciec by je kochał. Super. Tyle, że ja nie, ono by to czuło, wiedziało i może całe dzieciństwo obwiniało się, że to jego wina, że matka go nie kocha? Wy mnie ot tak namawiacie do skrzywdzenia jednego człowieka i unieszczęśliwienia siebie, żeby zadowolić męża? Dramat. Bo byś się tak sobie rozwiodła i nie dała mu wyboru, czy chce z tobą zostać. No tak, bo to małżeństwo byłoby już z gruntu skazane na rozpad za kilka kolejnych lat, poza tym, czułabym się winna i była nieszczęśliwa. Ale okej, zostawmy to. W terapii padło określenie: samorozwój, rozwój osobisty. I teraz ja zachodzę w głowę. No co to jest? Nawet nie umiem sobie w głowie stworzyć definicji. Ale to chyba coś w stylu robienia z siebie idiotki dla jakichś współczesnych teorii psychologii tak, jak z tzw. "samooceną". Bo jeszcze nie widziałam, żeby ktoś się kogoś pytał - ej, ale jaką ty masz samoocenę - szanują lub nie szanują cię za to, co sobą reprezentujesz i możesz się mieć za jakiegoś hinduskiego boga, ale jak jesteś zerem, to będziesz jak zero traktowany i już. Jakiś tam rozwój ma sens, kiedy jest się młodym, zdobywa umiejętności, które w życiu się przydadzą i robią różnicę na świecie. Ale w moim wieku to już kpina siedzieć i kwiatki lepić (bo jak to inaczej ma wyglądać), choć nic sobą nie reprezentuję i nie będę. No nie wiem, co to jest ten samorozwój i jak to ma mi pomóc. Bonusy w Verde Casino Polska  https://verdecasino-poland.pl/bonuses/ to świetna okazja, by zwiększyć swoje szanse na wygraną. Nowi gracze mogą liczyć na imponujący bonus powitalny, który pozwala na zainwestowanie pierwszej wpłaty z dodatkowymi środkami. Na stałych użytkowników czekają liczne promocje, w tym darmowe spiny i bonusy za ponowne depozyty. Pamiętaj, aby zapoznać się z warunkami, które obowiązują przy korzystaniu z bonusów. Verde Casino Polska to doskonała platforma do zdobywania dodatkowych korzyści podczas każdej gry!

 

W sumie miało być pytanie o to, co to jest a wyszedł rant na 10 stron, wybaczcie. Ale już mnie krew zalewa, bo boję się, że zmierzam w przepaść zamiast na te kwietne łąki, jak to miało być. Co to jest ten samorozwój? Wyjaśni ktoś?

Też kiedyś myślałam, że nie ma sensu się starać „dla nikogo”. Że sprzątanie, gotowanie, nawet dbanie o siebie ma wartość tylko wtedy, gdy ktoś to widzi i docenia. Ale z czasem zrozumiałam, że to właśnie wtedy, kiedy robimy coś tylko dla siebie – pokazujemy sobie, że jesteśmy ważni. Samorozwój to nie zawsze wielkie rzeczy. Czasem to po prostu nauczyć się być dla siebie dobrą, nawet jeśli świat tego nie widzi. To trudne, ale możliwe – i naprawdę warto.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, rachelrowallan napisał(a):

Też kiedyś myślałam, że nie ma sensu się starać „dla nikogo”. Że sprzątanie, gotowanie, nawet dbanie o siebie ma wartość tylko wtedy, gdy ktoś to widzi i docenia. Ale z czasem zrozumiałam, że to właśnie wtedy, kiedy robimy coś tylko dla siebie – pokazujemy sobie, że jesteśmy ważni. Samorozwój to nie zawsze wielkie rzeczy. Czasem to po prostu nauczyć się być dla siebie dobrą, nawet jeśli świat tego nie widzi. To trudne, ale możliwe – i naprawdę warto.

 

Nie wiem, jakoś wydaje mi się to takim robieniem z siebie debila a te wszystkie gadki o samoocenach dobrymi dla nastolatek. Nie wiem, czy mogę jakoś żyć mając na to taki pogląd, czy będę musiała się w końcu zacząć zmuszać, żeby wyzdrowieć nawet czując się żałośnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samorozwojem jest dla mnie nauka bycia sobą, odkrywanie siebie, by żyć ze sobą samym w zgodzie, zauważać co jak na mnie wpływa i wybierać świadomie, słuchać ciała. Aktualnie to co mogę nazwać samorozwojem jest dla mnie ograniczanie szkodliwych przestrzeni internetu i czasu przed ekranem, rzucenie palenia, bo wiem że to jest szkodliwe i czuję że zabiera mi to, co chcę zachować. 

Regularny, pełny sen jest również tym o co chcę dla swojego dobra zadbać. Tak naprawdę u mnie w tym wszystkim chodzi "tylko" o decyzję, by przerwać jakieś koło, podjąć 'ból' rozwojowy, ale dzięki temu czuć się ze sobą lepiej. Znam z doświadczenia bardzo dobrze mechanikę u-zależnień, i wiem co mi potrzeba. Lecz podejrzewam że zbyt intensywne skupienie się na "rozwoju "może być u mnie tez neurotyczne (nerwicowe). "Zbyt silne podążanie za światłem bywa drogą ucieczki".

Rozwojem mi jest też ustalenie sobie rutyny, która mi pozwoli stabilnie funkcjonować, czuć że mam w sobie kontrolę i nie żałować dni spędzonych tak jak tego nie chcę, na scrollowaniu itp. Dzisiaj odinstalowałem Instagrama, co jest mi troską o siebie, bo wiem, że wpływa negatywnie na moje skupienie, na trwanie przy "trudniejszych" zajęciach niz przeglądanie internetu, na moje relacje, uniemożliwia osiąganie celów, dążenie po marzenia, jak i negatywne informacje ostatnich za bardzo mnie przytłaczają. 

W skrócie, samorozwój to dla mnie ustalanie sobie celów i dążenie do nich, robienie sobie przestrzeni na to dla ciebie ważne. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, Darek391 napisał(a):

Samorozwojem jest dla mnie nauka bycia sobą, odkrywanie siebie, by żyć ze sobą samym w zgodzie, zauważać co jak na mnie wpływa i wybierać świadomie, słuchać ciała. Aktualnie to co mogę nazwać samorozwojem jest dla mnie ograniczanie szkodliwych przestrzeni internetu i czasu przed ekranem, rzucenie palenia, bo wiem że to jest szkodliwe i czuję że zabiera mi to, co chcę zachować. 

Regularny, pełny sen jest również tym o co chcę dla swojego dobra zadbać. Tak naprawdę u mnie w tym wszystkim chodzi "tylko" o decyzję, by przerwać jakieś koło, podjąć 'ból' rozwojowy, ale dzięki temu czuć się ze sobą lepiej. Znam z doświadczenia bardzo dobrze mechanikę u-zależnień, i wiem co mi potrzeba. Lecz podejrzewam że zbyt intensywne skupienie się na "rozwoju "może być u mnie tez neurotyczne (nerwicowe). "Zbyt silne podążanie za światłem bywa drogą ucieczki".

Rozwojem mi jest też ustalenie sobie rutyny, która mi pozwoli stabilnie funkcjonować, czuć że mam w sobie kontrolę i nie żałować dni spędzonych tak jak tego nie chcę, na scrollowaniu itp. Dzisiaj odinstalowałem Instagrama, co jest mi troską o siebie, bo wiem, że wpływa negatywnie na moje skupienie, na trwanie przy "trudniejszych" zajęciach niz przeglądanie internetu, na moje relacje, uniemożliwia osiąganie celów, dążenie po marzenia, jak i negatywne informacje ostatnich za bardzo mnie przytłaczają. 

W skrócie, samorozwój to dla mnie ustalanie sobie celów i dążenie do nich, robienie sobie przestrzeni na to dla ciebie ważne. 

 

A to brzmi logicznie i pozytywnie. Tyle, że ja internetu sobie odciąć nie mogę, bo od kilku lat przez problemy jelitowe nie jestem w stanie wyjść z domu i instagram to jedyny mój kanał komunikacji z ostatnią dwójką przyjaciół, jakich jeszcze mam. Bez tego, byłbym już zupełnie sama. Poza tym, swoje zainteresowania mogę zgłębiać tylko online i nie widzę możliwości inaczej przez ich specyfikę. Czy to źle?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, robertina napisał(a):

 

A to brzmi logicznie i pozytywnie. Tyle, że ja internetu sobie odciąć nie mogę, bo od kilku lat przez problemy jelitowe nie jestem w stanie wyjść z domu i instagram to jedyny mój kanał komunikacji z ostatnią dwójką przyjaciół, jakich jeszcze mam. Bez tego, byłbym już zupełnie sama. Poza tym, swoje zainteresowania mogę zgłębiać tylko online i nie widzę możliwości inaczej przez ich specyfikę. Czy to źle?

Nie, dlaczego?

 

Internet nie jest zły. Kazdy znajdzie tu miejsce dla siebie. Byle by obracać się w dobrym dla siebie miejscu.

 

Sama usunęłam niedawno Facebooka.. czułam się przytłoczona wiadomościami od osob,.które słabo znałam i za dużo informacji do mnie docierało ze strony głównej. Po prostu dla mnie to za dużo. Tak już mam, że wolę kameralne środowisko w postaci rodziny i kilku osoba spoza rodziny. Używam teraz jedynie whatsappa. Instagram też usunęłam.

 

Kto ma do mnie kontakt, ten ma. Reszta mnie nie interesuje. .

 

Każdy jednak ma swoje preferencje. Może mieć mnóstwo znajomych online i to też jest spoko.

 

Dużo się dzieje w internecie. Te wszystkie tik toki, snapchaty. Wszystko przerobiłam i mi osobiście to nie służy.

 

Muszę mieć swoją przestrzeń, swoją prywatność i czuć się dobrze, bezpiecznie.

 

Tak jak pisałam wyżej. Mieć Instagrama to nic złego. Zwłaszcza jeśli masz tam z kimś kontakt. To jest dobre. ❤️☕

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×