Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czuję, że "przeszłam już życie"


Zuza.maj

Rekomendowane odpowiedzi

Hej. 

Chciałabym się podzielić z Wami tym, co siedzi mi w głowie. 

Mam obecnie 29 lat. W przeszłości, miałam epizody depresji, anhedonii, w skrócie jestem człowiekiem wysokowrażliwym, z dosyć niską samooceną.  Przechodziłam kryzysy miłosne, rodzinne, do niedawna zastanawiałam się - kim chcę być, jak pokierować życiem. Mam problem z poczuciem bycia niewystarczającym, co wzięło się z dzieciństwa, a przełożyło się na dorosłe życie. 

 

Walczyłam ze sobą, pracowałam, skończyłam po trudach studia, mieszkam sama, po trudnym, toksycznym związku weszłam w następne relacje, niestety też nieudane.

 

Dziś, nie wychodzi mi z głowy myśl, że już "przeżyłam swoje życie". Kiedy widzę dookoła znajomych, którzy np poważnie chorują, a mają rodzinę, mam poczucie, że chciałabym im oddać swoje, bo ich jest więcej warte. 

Wiem, że to źle nie doceniać swojego, lecz ja nie wierzę, że ktoś się jeszcze we mnie zakocha, że uda mi się założyć rodzinę, moje życie jest takie "puste". 

Mam znajomych, przyjaciół z którymi rozmawiam, ale czuję, że na nic nie zasługuję. Ostatni facet, z którym byłam, przestał się ze mną spotykać, zerwał ze mną kontakt, co jeszcze bardziej mnie dobiło i zastanawiam się dlaczego?

Mam wyrzuty sumienia, że moi rodzice czasem pomagają mi finansowo, bo po co? Skoro mogą sobie coś sprawić, a mną i tak nie warto się przejmować.

 

Czy to są normalne myśli? Czuliście coś podobnego?  Czy mogą to być znów objawy depresji? 

Po prostu czuję, że moje życie to pustka 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Zuza.maj napisał(a):

 

 

Kiedy widzę dookoła znajomych, którzy np poważnie chorują, a mają rodzinę, mam poczucie, że chciałabym im oddać swoje, bo ich jest więcej warte. 

 

 

 

Nie, nie mamy tak. Masz jakieś dzikie wizje. Osoby którym mogłabym oddać moja styraną - chemikaliami/ wszelkiej maści medykamentami / życiem - nerkę mogę policzyć na palcach jednej ręki. Uwierz mi, ludzie generalnie nie są warci poświęceń. Młoda du.pa przed 30tka, a jęczy jak 80latka- no chyba że jesteś zapuszczona, a odgruzowanie zajmie kilka lat. Spójrz na jurnych kuracjuszy z sanatorium miłości. Młodsze pokolenia mają jednak jakieś skażenie genomu mikroplastikiem, że tak jojczą. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Zuza.maj 

Rozumiem, że przeżywasz teraz trudny czas, ale wiesz co? Masz dopiero 29 lat. To nie jest „po wszystkim” – to wciąż początek, a na pewno nie koniec. Życie jest długie i pełne zwrotów akcji, a obecne uczucia mogą być tylko chwilowym dołkiem, który teraz wydaje się jak przepaść.

To, że miałaś trudne doświadczenia, nie oznacza, że zawsze tak będzie. Wiele osób przechodzi przez okresy, gdy wydaje się, że nic dobrego już nie nadejdzie – ale one mijają. Jeśli czujesz, że Twoje myśli krążą w kierunku depresji, warto skonsultować się z kimś, kto może Ci pomóc – psychologiem czy terapeutą.

A jeśli chodzi o miłość – ludzie zakochują się w każdym wieku, nie ma na to żadnej granicy czasowej. Relacje, które się nie udały, nie są dowodem na to, że nie zasługujesz na szczęście. Czasem to po prostu kwestia spotkania właściwej osoby we właściwym momencie. Sam miałem takie doświadczenia - długo przeżywałem rozstanie, a właściwą kobietę znalazłem dopiero w wieku 35 lat.

Nie jesteś niewystarczająca. Nie jesteś pusta. Jesteś człowiekiem, który wiele przeszedł i nadal tutaj jest, pisze, dzieli się swoimi myślami. A to znaczy, że masz siłę. I masz przed sobą jeszcze mnóstwo pięknych momentów – tylko daj sobie na nie szansę. 💙

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tak miałam w podobnym wieku. 30 lat. Potem po w sumie krótkiej "żałobie" pogodziłam się z tym stanem. Zaakceptowałam, że być może tak już będę żyła, bez większego znaczenia.

 

Na ironię w momencie gdy tak się stało znalazłam mojego obecnego męża... A dziś nie spoglądam na tych, którzy mają "życie", bo mam własne.

 

Dla mnie takie odczucia były przełomem. Dosłownie czułam, że już wszystko przeżyłam, że już nawet niczego nie chcę i gdybym była elfem ze Śródziemia, to spakowałabym manatki i odpłynęła na zachód, bo życie mnie serio nużyło. To nie była depresja, tylko ciemności przed świtem.

12 godzin temu, mała_mi123 napisał(a):

Młoda du.pa przed 30tka, a jęczy jak 80latka (...). Młodsze pokolenia mają jednak jakieś skażenie genomu mikroplastikiem, że tak jojczą. 

 

Uuuuu.... unieważnianie na całego. Nie znasz w ogóle osoby, ani przez co przeszła, a wyrok wydany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najważniejszym etapem będzie wyzbycie się presji, że musisz mieć kogoś, bo się starzejesz. Odbieram Twojego posta w taki sposób, że próbujesz mieć kogoś na siłę, bo zegar tyka. Jest tak?

Czy pragniesz mieć to swoje rodzinne życie, bo TY chcesz, czy bo rodzina chce. 

Oczywiście, że możesz jeszcze kogoś znaleźć. Why not? Ale mówisz, że trafiasz na toksyków. Może nad tym też powinnaś przycupnąć i pomyśleć - O co chodzi? Ważne abyś zrozumiala, że nie ma się do czego spieszyć. Znam kobitkę, która dopiero po 50-tce znalazła męża. Przez internet. Zakochała się i spakowała walizy, pojechala na drugi koniec Polski. Czy ktoś jej przez to umniejszał? Pewnie tak, bo długo była sama, a ludzie różnie reagują na to. Teraz są inne czasy, wielu ludzi jest singlami z wyboru. Lepiej znaleźć odpowiednią osobę później, niż wcześniej ugrzęznąć w dziwnej relacji. Niekorzystnej i wyniszczającej.

 

Serio wolałabyś być chora niż nie mieć męża? 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie nie, ja nie mam w sobie presji żeby kogoś mieć. Owszem, zawsze chciałam mieć rodzinę i stworzyć ciepło którego mnie samej brakowało. Ale im jestem starsza, zaczęłam w to wątpić, bo nie wiem czy nadaje się na matkę, i nie chce byle kogo, nie uczepiam się też byle kogo, choć fakt, małe mam wymagania, ogolnie wystarczy, żeby był dobrym człowiekiem (staram się pracować nad tym, aby wymagać więcej).

 

Chodzi o to, że jestem teraz na takim etapie, że wszystko jest mi obojętne, schowałabym się w łóżku i nie wychodziła do ludzi. Cokolwiek nie zrobię, z tyłu głowy mam: ale po co to wszystko? Dla kogo?

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, co czujesz – to poczucie obojętności, rezygnacji i wątpliwości co do przyszłości może być naprawdę przytłaczające. Ale wiesz co? To, że teraz nie widzisz sensu, nie znaczy, że on nie istnieje. Może po prostu jest trochę przysłonięty tym, przez co teraz przechodzisz.

To naturalne, że kiedy przez dłuższy czas coś nie wychodzi, człowiek zaczyna wątpić. Ale to nie oznacza, że nie jesteś zdolna do miłości, bliskości czy tworzenia ciepła – wręcz przeciwnie, sama piszesz, że zawsze tego pragnęłaś. I to już coś znaczy.

Nie musisz teraz podejmować wielkich decyzji. Nie musisz od razu wiedzieć, co dalej. Ale jeśli masz w sobie to pytanie: „Po co to wszystko?”, może warto je odwrócić: „Co mogłoby sprawić, że byłoby warto?”. Nie dla kogoś, ale dla Ciebie. Bo nawet jeśli teraz masz wrażenie pustki, to ona nie oznacza, że nic już nie ma – tylko że miejsce na coś nowego jeszcze się nie zapełniło.

A jeśli czujesz, że ta obojętność i chęć zamknięcia się w sobie się pogłębia, może warto dać sobie prawo do wsparcia? Nie musisz tego wszystkiego dźwigać sama. 💙

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

58 minut temu, Zuza.maj napisał(a):

Nie nie, ja nie mam w sobie presji żeby kogoś mieć. Owszem, zawsze chciałam mieć rodzinę i stworzyć ciepło którego mnie samej brakowało. Ale im jestem starsza, zaczęłam w to wątpić, bo nie wiem czy nadaje się na matkę, i nie chce byle kogo, nie uczepiam się też byle kogo, choć fakt, małe mam wymagania, ogolnie wystarczy, żeby był dobrym człowiekiem (staram się pracować nad tym, aby wymagać więcej).

 

Chodzi o to, że jestem teraz na takim etapie, że wszystko jest mi obojętne, schowałabym się w łóżku i nie wychodziła do ludzi. Cokolwiek nie zrobię, z tyłu głowy mam: ale po co to wszystko? Dla kogo?

 

 

A możesz chodzić że się chowasz w łóżku? Bo mi się to tylko zdarza jak mam takie bóle mięśni nóg że ledwo na nich ustoję.

Co to znaczy mieć małe wymagania? Żeby mieć wysokie wymagania to trzeba też samej prezentować wysoki poziom.

Ludzie zawsze narzekają, jakbyś była matką z kilkuletnimi dziećmi to też byś narzekała, że nie masz czasu dla siebie, żeś zajechana, że chłop ci się nudzi. Nie znam Polaka który by jeszcze nie narzekał. Ten naród ma to we krwi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 29.01.2025 o 12:49, Zuza.maj napisał(a):


Chodzi o to, że jestem teraz na takim etapie, że wszystko jest mi obojętne, schowałabym się w łóżku i nie wychodziła do ludzi. Cokolwiek nie zrobię, z tyłu głowy mam: ale po co to wszystko? Dla kogo?

 

 


Dla kogo?
Dla siebie.

Nie wiem, czy Ci to coś pomoże, ale bycie niewystarczającym ciągle mnie nakręca i rozwija. To jak smakowanie ciągle nowych zapachów i smaków z poczuciem, że nigdy się nie ma dosyć. Po co to robić? Właśnie dla siebie. Znajdź coś, w czym ciągle będziesz lepsza.. od wczorajszej siebie ;) Powoli.. nigdzie Ci się nie spieszy.


 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przykro to słyszeć, nikt nie powinien czuć się niewystarczający i mieć wrażenia, że już nic go w życiu nie czeka. 
Jak długo to trwa? Leczysz się jakoś, albo korzystasz z terapii? 
Takie okresy mogą występować w życiu, chyba większość ludzi czasem się zastanawia co dalej, porównuje do znajomych, czuję nudę i zniechęcenie. Ale jeśli te uczucia dotyczą nie Twojego życia (w sensie nie wiem czego chcę, nic mnie teraz nie cieszy) tylko Twojej osoby (w sensie do niczego się nie nadaję, jestem niewystarczająca) to jest to sygnał alarmowy, żeby szukać pomocy. 
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, ja też mam uczucie że przeszedłem życie. U mnie to wynika z medytacji. Od ostatniego olśnienia żyję w teraźniejszości, nie zapowiada się żeby miało się jeszcze coś wydarzyć co zmieni moje życie. Życie miało się zacząć, a w pewien sposób się skończyło. 

 

W języku gier komputerowych jest coś takiego jak end-game. Nie każda gra to ma, często gry w typie Diablo. Niby gra jest ukończona, ale zawsze jest coś do zrobienia. Można bez końca podnosić umiejętności i zbierać przedmioty. Tylko czy to nie jest trochę nudne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, naftan_limes napisał(a):

Wiesz, ja też mam uczucie że przeszedłem życie. U mnie to wynika z medytacji. Od ostatniego olśnienia żyję w teraźniejszości, nie zapowiada się żeby miało się jeszcze coś wydarzyć co zmieni moje życie. Życie miało się zacząć, a w pewien sposób się skończyło. 

 

W języku gier komputerowych jest coś takiego jak end-game. Nie każda gra to ma, często gry w typie Diablo. Niby gra jest ukończona, ale zawsze jest coś do zrobienia. Można bez końca podnosić umiejętności i zbierać przedmioty. Tylko czy to nie jest trochę nudne?


Wiesz, to tak naprawdę zależy od Ciebie. Możesz czerpać dużo satysfakcji z doskonalenia się w grze, której już nie aktualizują. Zresztą zwykle wychodzą fanowskie nieoficjalne update’y 😉 Ale możesz też zacząć grać w coś innego 😊

Nad przyszłością panujesz tylko w ograniczonym zakresie, ale to nie zwalnia z odpowiedzialności za ogarnięcie swojego życia na tyle, na ile to jest możliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×