Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ciągle płaczę


OnaW

Rekomendowane odpowiedzi

Tak jak w tytule, mam już problem z powstrzymywaniem się od płaczu w publicznych miejscach. Czuję się ciągle gorsza od innych. Myślę, że nic w życiu mi się nie uda. Coraz mniej rzeczy sprawia mi radość. Nigdy nie byłam zbyt atrakcyjna ale teraz zrobiłam się po prostu gruba i nie mogę na siebie patrzeć. Boję się, że mój partner mnie zostawi. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od jakiegoś czasu próbuję się przełamać. Byłam u specjalisty, tyle że w sprawie swojego chłopaka, on jest DDA. Gdy szłam do terapeuty chciałam w końcu powiedzieć o sobie, ale nie dałam rady. Na przełomie maja i kwietnia przełamałam się na tyle, aby napisać anonimowo na różnych forach o swoich problemach.

 

Nie wiem od kiedy to trwa. Wcześniej (od kilkunastu lat) miewałam kilka razy gorsze chwile, w czasie których byłam bardziej nerwowa, płaczliwa, mniej wydajna, odcinałam się od innych, ale tak źle jak od zeszłego roku to chyba nigdy nie było. Na początku zeszłego roku do początku czerwca miałam taki poważniejszy kryzys, później jakoś się pozbierałam i było nawet bardzo dobrze, miałam mnóstwo planów, sił i motywacji do działania, a od jakoś początku tego roku, zwłaszcza od marca do teraz tak źle jeszcze nigdy nie było. W zeszłym roku miałam jeszcze jakąś wizję, plany, a teraz nie. Żyję z dnia na dzień, myślę że nic dobrego mnie nie czeka, że przegrałam swoje życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że powinnam pójść do lekarza, ale mam też inne wątpliwości - lekarz nie zmieni tego jaka jestem, jak się zachowuję, co potrafię, jak wyglądam. Ja bym była szczęśliwa gdybym była kimś innym, kimś kto jest w chociaż jednej rzeczy dobry/mocny, żeby móc godnie zarabiać, gdybym wyglądała chociaż na tyle dobrze, że nie musiałabym się wstydzić tego jaka jestem, żebym potrafiła się zachowywać wśród ludzi normalnie, a nie na każdym kroku robiła z siebie kretynkę. W tym tkwi mój problem, jestem po prostu beznadziejna pod każdym względem, nie mam zalet, jestem zbędna i niepotrzebna.

 

Pisząc te wszystkie wiadomości z jednej strony sobie mogę ulżyć, a z drugiej wiem, że świadczy to o tym jaka jestem żałosna i czuję do siebie wstręt. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 18.06.2020 o 18:29, Ḍryāgan napisał:

@OnaW masz zaniżoną samoocenę, to widać. A tutaj już psychoterapia mogłaby pomóc, chociażby w tym, żeby odnaleźć tę jedną rzecz w której jesteś dobra. Nie jesteś żałosna, nie Ty jedna się z tym zmagasz. 

No właśnie jestem. I nie o to chodzi, że ja "biadole" jak do tej pory, tylko to jest fakt. Ja nic, ale absolutnie nic nie umiem zrobić dobrze. W każdej pracy jestem beznadziejna, pracowałam w różnych miejscach i wszędzie mnie mieli dość; jako przyjaciel jestem beznadziejna, prawie nikt nie chce ze mną utrzymywać kontaktów; jako partnerka jestem beznadziejna, nawet mój chlopak zmusza się do spotykania ze mną; nie umiem prowadzić domu, nie umiem nawet tych rzeczy, które powinnam umieć w ramach swojego wykształcenia. Jestem beznadziejnie głupia. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, Ḍryāgan napisał:

@OnaW nie mów tak brzydko o sobie. Nie jesteś obiektywna. Serio! Po prostu tak się zafiksowałaś, że nie potrafisz, że każdy swój błąd traktujesz jako potwierdzenie tego faktu. Pamiętaj - wszystko na początku jest trudne, dopóki nie stanie się łatwe. Zapewniam Cię też, że żaden chłopak nie będzie się zmuszał do spotykania z dziewczyną, której nie chce. PO prostu musisz uwierzyć w siebie. Nikt na początku nie umie większości rzeczy w pracy, studia nie dają tej wiedzy. Człowiek zazwyczaj uczy się przez doświadczenie, uczy się na błędach. Errare humanum est - jak mówili już starożytni. 

Ale ja tylko popełniam błędy. I to jest obiektywne stwierdzenie, wszyscy wokół mnie tak uważają. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz jest już totalna beznadzieja. Przyjechałam do domu rodzinnego, ponieważ po raz pierwszy od pół roku przyjechali rodzice zza granicy. Przyjechali również moi bracia. Bracia mają o czym opowiadać bez końca, gdy mówią o swojej pracy, pasjach czy codziennych sytuacjach, to rodzice się zachwycają, słuchają zaciekawieni i o wszystko wypytują. A ja nic nie miałam ciekawego do powiedzenia poza tym, że po drodze ledwo uniknęłam wypadku. Uslyszalam, że dobrze, że nic się nie stało i że mam uważać. Zapytali jeszcze jak w pracy (pracuję w call center). Powiedziałam, że muszę realizować co miesiąc założony cel, probowałam żartować na temat swoich obowiązków (mój brat  patrzył  na mnie z zażenowaniem) a później zapytałam czy w ogóle chcą posłuchać na czym moja praca polega. Mój brat powiedział że nie i na tym się skończyło. Nawet moja rodzina ma mnie za nic. I tak było zawsze. Chciałabym żeby byli ze mnie dumni, ale nie jestem taka jak moi bracia. Jeden jest kierownikiem w firmie, a drugi jest społeczniakiem i wszędzie go pełno, ma mnóstwo zainteresowań. A ja jestem nikim. Tak było, jest i będzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja droga

ja tez kiedys nienawidzilam siebie i myslalam ze nic nie umiem dobrze zrobic.

bardzo pomogla mi terapia .indywidualna i oddzial dzienny na nfz.sa darmowe.

teraz uwazam ze radze sobie b.dobrze.lubie siebie taka jaka jestem.koncze psychologie.pracuje i robie to co lubie.

polecam ci zwlaszcza oddzial dzienny w szpitalu.

powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, OnaW napisał:

Teraz jest już totalna beznadzieja. Przyjechałam do domu rodzinnego, ponieważ po raz pierwszy od pół roku przyjechali rodzice zza granicy. Przyjechali również moi bracia. Bracia mają o czym opowiadać bez końca, gdy mówią o swojej pracy, pasjach czy codziennych sytuacjach, to rodzice się zachwycają, słuchają zaciekawieni i o wszystko wypytują. A ja nic nie miałam ciekawego do powiedzenia poza tym, że po drodze ledwo uniknęłam wypadku. Uslyszalam, że dobrze, że nic się nie stało i że mam uważać. Zapytali jeszcze jak w pracy (pracuję w call center). Powiedziałam, że muszę realizować co miesiąc założony cel, probowałam żartować na temat swoich obowiązków (mój brat  patrzył  na mnie z zażenowaniem) a później zapytałam czy w ogóle chcą posłuchać na czym moja praca polega. Mój brat powiedział że nie i na tym się skończyło. Nawet moja rodzina ma mnie za nic. I tak było zawsze. Chciałabym żeby byli ze mnie dumni, ale nie jestem taka jak moi bracia. Jeden jest kierownikiem w firmie, a drugi jest społeczniakiem i wszędzie go pełno, ma mnóstwo zainteresowań. A ja jestem nikim. Tak było, jest i będzie.

 

Poczułem duży dyskomfort gdy przeczytałem to co napisałaś, niekoniecznie z powodu Twojego zachowania, a raczej z powodu atmosfery która panuje między Tobą, rodzicami i braćmi, przynajmniej w tej sytuacji którą tu opisałeś. Nie jestem pewny czy to Ty narzucilaś sobie przekonanie, że musisz być X i Y żeby zasłużyć na względy, dumę i uwagę rodziców, czy to oni tego od Ciebie oczekują. Prawdopodobnie poprzez Twoje chwilowo zniekształcone postrzeganie rzeczywistości nie dowiemy się prawdy.

 

Poczułem dyskomfort ponieważ wiem, że gdy ja usiądę z rodzicami i siostrą przy stole, to każdy z nas mówiąc kolokwialnie.. może być sobą w najczystszej postaci, i będzie cudownie (czytaj: "normalnie"). 

Moja siostra jest muzykiem, naturalnie więc ma o wiele ciekawsze i bogatsze życie niż ja, ma także wiele osiągnięć, jednak jest chwiejna emocjonalnie więc gdy prosi mnie o wsparcie to zawsze je dostaje. 

Gdy zjeżdża z akademika do domu, i zasiadamy w czwórkę przy stole, to nigdy nie ma między nami żadnego konkursu na ciekawszą historyjkę lub lepszy żart, nie ma żadnej rywalizacji o względy rodziców, bo każde z nas wie, że obydwoje jesteśmy dla nich najważniejsi, jest to oczywiste jak1+1=2.

Nawet gdy u mnie wiele się nie zmieniło, nie mam ciekawych historii do opowiedzenia ani niczym się pochwalić, to ogromnie się cieszę z faktu, że możemy być razem tu i teraz, że w końcu mogę się z własną siostrą podroczyć, poprowokować, podrażnić, ale też podyskutować na najgłębsze tematy. Wiem że to uwielbia mimo że nigdy się nie przyzna.

Tata uważa że w ten sposób wpedze ją w nerwicę, ale mama doskonale wie i rozumie, że właśnie w ten sposób okazuje jej swoją miłość. Nawet gdy nie mam kompletnie nic do powiedzenia, a jedynie w pewnej chwili puszczę bąka to jest... normalnie/rodzinnie. Mama mnie klepnie w bark, krzyknie "co za Wieprz zasranyyy", siostra zabierze talerz i ucieknie do pokoju krzycząc "z daleka od wieprza!!" , a ja siedzę i krztusze się jedzeniem ze śmiechu.

 

Mam nadzieję że rozumiesz do czego zmierzam,  - do tego, że żadne z naszej czwórki, nie wyobraża sobie nawet, że którekolwiek z nas miało by sobie czymkolwiek "zasłużyć" na to, by być kochanym, docenianym i szanowanym, mnie rodzice nauczyli tego, że te trzy powyższe zachodzą w trybie absolutnie bezwarunkowym.

 

Czy Twoi rodzice wiedzą o tym, że chciała byś aby byli z Ciebie dumni*? czy wiedzą z jakimi problemami się borykasz? jakie obawy Cię gnębią? Czy wiedzą że na rodzinnych obiadach robisz wszystko by zaistnieć w ich oczach ale Ci to nie wychodzi? Czy Twoi bracia w ogóle znają swoją siostrę?

 

Na Twoim miejscu, nie chciałbym żeby moi rodzice byli ze mnie dumni lub niedumni, o wiele bardziej bym ubiegał się o to, by dali mi wszystko to najlepsze, co mogą mi dać - zrozumienie, oparcie, akceptację, niezależnie czy jestem prezesem w dużej spółce, czy pacjentem na psychiatrycznym oddziale dziennym. Wtedy duma przestanie być komukolwiek do czegokolwiek potrzebna.

Edytowane przez stass

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@stass Rozumiem co masz na myśli. To nie jest tak, że ja wraz z moimi braćmi rywalizujemy, a rodzice nas faworyzują specjalnie. Po prostu, rodzice zawsze chcą aby ich dzieci miały sukcesy no i gdy tak się dzieje, to się cieszą. Świadomie nie dają mi odczuć, że jestem gorsza. Kiedyś, gdy miałam jakiekolwiek osiągnięcia (np. czerwony pasek w podstawówce, chodziłam do szkoły muzycznej), rodzice się mną chwali i szczerze cieszyli. Uważało się u mnie w domu, że ja sobie zawsze poradzę i że coś w życiu osiągnę, a teraz się okazuję, że jednak nie i rodzina jest mną zwyczajnie rozczarowana. Ponadto zawsze panowało przekonanie, że ja nic nie robię i nie wiem co to ciężka praca. Tak o. Nieważne było to, iż chodziłam do dwóch szkół jednocześnie, ponieważ później w szkole gimnazjalnej i średniej miałam problemy z nauką i z rówieśnikami.  Gdy studiowałam jeden kierunek studiów to najpierw zapracowałam na stypendium naukowe, a potem poszłam do pracy za barem, ale to też było nic, ponieważ kierunek był, jak to określali "na wydziale gier i zabaw", a nocna praca nie jest taka ciężka. Później studiowałam na dwóch kierunkach i też jednocześnie pracowałam za barem. I tak nic nie robiłam, co z tego że drugi kierunek był inżynierski. Prawda, nie ukończyłam ostatecznie szkół, bo nie mam już na to siły, pracowałam w zawodach związanych z tymi kierunkami i dla mnie zawsze to była bardzo ciężka i odpowiedzialna praca, za bardzo małe pieniądze i praktycznie zawsze byłam mobbingowana. Od roku pracuję w call center, wiem że to jest beznadziejna, mało ambitna praca ale przynajmniej jest mila atmosfera, nie idę do niej z lękiem i bólami brzucha. Od października zaczęłam pracować na dwa etaty i drugi etat znowu był w zawodzie. Teraz jestem przekonana na 100%, że nigdy nie będę pracować w branżach związanych ze studiowanymi kierunkami. Ponadto mam co raz większe problemy ze zdrowiem, więc nie wiem czy w ogóle znajdę motywację żeby kiedykolwiek skończyć studia. O to są do mnie duże pretensje i wyrzuty. 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wyglada na to ze jestes zdolna i pracowita osoba ktora po prostu w pewnym momencie sie wypalila.za duzo na siebie wzielas po prostu.

 

moze teraz potrzrbujesz spokoju

.wlasnie pracy w milej atmosferze.

 

ja tu widze osobe madra i zdolna chcaca za wszelka cene zadowolic rodzicow.

sprobuj byc dla siebie lagodniejsza.bardziej wyrozumiala.

 

i przede wszystkim-terapia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziewczyno, strasznie smutno Ciebie czytać, tak źle o sobie myślisz. nie ma takiej osoby, która by nie miała w sobie czegoś dobrego. nie każdy musi być kierownikiem czy mieć spektakularne sukcesy. stabilna praca w call center w miłej atmosferze (w ogóle praca!), związek z facetem, zdolności muzyczne, zdana matura, nawet z tych nielicznych informacji można trochę wyciągnąć pozytywnego. wysoko sobie postawiłaś poprzeczkę i masz pretensje do siebie że nie doskakujesz. idź do psychiatry na NFZ, da Ci leki i skierowanie na terapię. leki pozwolą Ci przeczekać czas do terapii. teraz masz depresję i widzisz wszystko na czarno, nie miej od siebie wielkich wymagań w tej chwili, skup się na przetrwaniu, jak się podleczysz to powolutku zabierzesz się za zmiany w swoim życiu w kierunku, który będzie Cię satysfakcjonował. na pewno masz potencjał do tego ale nie dręcz się w czasie choroby. powodzenia!

ps. w międzyczasie znajdź sobie chór, udowodniono że wspólne śpiewanie działa antydepresyjnie a jako absolwentka SM będziesz tam guru, większość osób w amatorskich chórach nei czyta nut

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie odpowiedziałaś na pytanie które Ci zadałem na końcu posta. Czy Twoi rodzice wiedzą o wszystkim, o czym tutaj z kompletnie obcymi ludźmi się dzielisz?

 

Masz problemy ze zdrowiem, coś poważnego? Robisz coś w kierunku jego poprawy?

Edytowane przez stass

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Orzeszkowa do psychiatry na NFZ trzeba długo czekać, będę musiała pójść prywatnie, ale dopiero najwcześniej w sierpniu będę w stanie finansowo to "udźwignąć".

 

Moja relacja z chłopakiem nie  jest zbyt prosta, on jest DDA, twierdzi  że nie jest w stanie się zakochać, ale jestem mu bliska. Mamy od lipca razem zamieszkać i mam pełno leków z tym związanych. Boję sie, że nam się nie uda. Moje poprzednie związki zaliczają się do bardzo złych i czuję, że mój obecny stan psychiczny wynika również z tych relacji. 

 

Co do innych "osiągnięć" - nie uważam, że są osiągnięciami. Nic z nich nie wynika, nic mi nie dają.

 

Co do chórów to ja znam i mnie zna to środowisko, ponieważ moje ostatecznie nieuzyskanie wykształcenie jest powiązane z muzyką, wiele lat działałam w tutejszym życiu muzycznym i nie chcę w to znowu wchodzić, to są toksyczni ludzie, nie akceptują jakichkolwiek odchyleń, potrafią być bardzo przykrzy. Ponadto nie jestem w stanie systematycznie uczęszczać na wszystkie próby i nie jestem też na tyle dobra żeby móc opuszczać spotkania. Wiem z doświadczenia, że znowu będę się dodatkowo denerwować i stresować, a nie mam na to siły. W ogóle nie czuję potrzeby gdzieś się udzielać, wychodzić z domu poza niezbędnym załatwieniem spraw, np. zakupy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@stass nie wiedzą. Jak zacznę chodzić na terapię i przyjmować leki, to im też nie powiem, bo wykorzystają to przeciwko mnie-w takim sensie, że w zwyczajnej kłótni mi to zaczną wytykać, z resztą bez tego często i tak słyszę, że jestem nienormalna. Różne przykre rzeczy słyszałam ze strony mojej rodziny, pochodzę z domu dysfunkcyjnego. Dzielę się z Wami tymi moimi problemami, ponieważ z nikim nie mogę. Z jednej strony chciałabym to powiedzieć mojemu partnerowi, ale się boję, że go to przerośnie, on dużo złego w życiu przeszedł.

 

Co do stanu zdrowia-mam Hashimoto, które wg lekarza trwa od kilku lat. Mam również często problemy z układem trawiennym, czasem zbytnio namnaża się bakteria helicobacter, miałam zapalenia żołądka i dwunastnicy, często mam problemy jelitowe, nie do końca wiadomo co mi jest. Mam też duże problemy z cerą i tutaj też żadni lekarze -ani ginekolodzy, dermatolodzy czy endokrynolodzy nie wiedzieli jak mi pomóc. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, OnaW napisał:

@stass nie wiedzą. Jak zacznę chodzić na terapię i przyjmować leki, to im też nie powiem, bo wykorzystają to przeciwko mnie-w takim sensie, że w zwyczajnej kłótni mi to zaczną wytykać, z resztą bez tego często i tak słyszę, że jestem nienormalna. Różne przykre rzeczy słyszałam ze strony mojej rodziny, pochodzę z domu dysfunkcyjnego. Dzielę się z Wami tymi moimi problemami, ponieważ z nikim nie mogę. Z jednej strony chciałabym to powiedzieć mojemu partnerowi, ale się boję, że go to przerośnie, on dużo złego w życiu przeszedł.

 

Co do stanu zdrowia-mam Hashimoto, które wg lekarza trwa od kilku lat. Mam również często problemy z układem trawiennym, czasem zbytnio namnaża się bakteria helicobacter, miałam zapalenia żołądka i dwunastnicy, często mam problemy jelitowe, nie do końca wiadomo co mi jest. Mam też duże problemy z cerą i tutaj też żadni lekarze -ani ginekolodzy, dermatolodzy czy endokrynolodzy nie wiedzieli jak mi pomóc. 

 

Dietetyk kliniczny prawdopodobnie będzie wiedział jak Ci pomóc, przy powyższych dysfunkcjach największą robotę zrobi właściwie dobrany sposób żywienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@stass no i tu muszę znowu wrócić do kwestii finansowej. Nie stać mnie, od marca na lekarzy, badania i leki wydałam już ok. 1000 zł - endokrynolog prywatnie, więc wszystkie wizyty, badania hormonalne oraz biopsje musiałam opłacić. Gdybym chciała na NFZ to bym musiała czekać na endokrynologa rok, po wypisaniu skierowania na biopsje (mam guzka na tarczycy) bym musiała czekać kolejnych co najmniej kilka miesięcy. Co do kwestii trawiennych-za leki i cześć badań i tak musiałam płacić, mimo że byłam u lekarza rodzinnego na NFZ.

Pieniądze to jest kwestia, która mnie bardzo mocno dołuje.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, OnaW napisał:

@stass no i tu muszę znowu wrócić do kwestii finansowej. Nie stać mnie, od marca na lekarzy, badania i leki wydałam już ok. 1000 zł - endokrynolog prywatnie, więc wszystkie wizyty, badania hormonalne oraz biopsje musiałam opłacić. Gdybym chciała na NFZ to bym musiała czekać na endokrynologa rok, po wypisaniu skierowania na biopsje (mam guzka na tarczycy) bym musiała czekać kolejnych co najmniej kilka miesięcy. Co do kwestii trawiennych-za leki i cześć badań i tak musiałam płacić, mimo że byłam u lekarza rodzinnego na NFZ.

Pieniądze to jest kwestia, która mnie bardzo mocno dołuje.

 

 

Na codzień pracuje w przychodni rehabilitacji która ma podpisany kontrakt z NFZem. Wiem jak wyglądają realia państwowej opieki zdrowotnej, wielu pacjentom mówię otwarcie - proszę stąd uciekać i leczyć się prywatnie, tutaj nikt Panu/Pani nie pomoże. 

Bardzo długie czasy oczekiwania, a sama jakość wizyt lekarskich/zabiegów jest kiepska, wizyty mają porostu charakter "taśmowy". 

 

Jeżeli zależy Ci na ogarnięciu swojego zdrowia to chodź do prywatnych specjalistów, jeżeli nie masz pieniędzy to:

a) nie lecz się, i pogódź się z faktem, że będzie coraz gorzej

b) pożycz od rodziców lub braci - od tego ich masz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

PS. Jeżeli masz problemy z jelitami, to jest bardzo duża szansa, że są one powiązane z Twoim kiepskim stanem psychicznym, zaburzona flora jelitowa - zaburzenia syntezy serotoniny, która w większości jest produkowana w jelitach.

 

Nie sugeruj się tym co pisze bo nie jestem lekarzem, ale być może kompleksowe zadbanie o Twoje wnętrzności, wyeliminowało by potrzebę zażywania leków ssri, ponieważ neurochemia samoczynnie by się wyregulowała przy zdrowych jelitach. Znów się powtórzę - po jakiekolwiek diagnozy - ,tylko do specjalisty.

Edytowane przez stass

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za wskazówki, wiedziałam, że nie ma zdrowia psychicznego bez fizycznego i na odwrót, ale nie wiedziałam, że jelita  mogą  mieć tak duży w tym wszystkim udział.

 

Wiem też, że jestem marudna i piszę ciągle tak, jakbym nie chciała pomocy. Nie jest tak, dla mnie pewne rzeczy są bardzo trudne i właśnie do takich zaliczają  się kwestie finansowe i lekarze. W tym kraju żeby się skutecznie leczyć trzeba naprawdę mieć duże zarobki. Nie zarzucam nikomu jakieś ignorancji, że nie wie jak wygląda sytuacja w służbie zdrowia. Ja po kilku latach chodzenia po lekarzach i przyjmowania (nie raz bez żadnego pozytywnego skutku) leków, a zwłaszcza przez ostatnie 3 miesiące, jestem zwyczajnie tym zmęczona i kompletnie zniechęcona. 

 

Mam również problemy finansowe, z których próbuję się wygrzebać, ale to nie jest też łatwe. Zaznaczam, że absolutnie nie mam na celu wymusić od kogoś pieniędzy, nie po to o tym piszę. Po prostu, bardzo to leży mi na sercu. Jeden dług miałam u brata i go spłaciłam, o pozostałych rodzina nie wie i nie chcę  żeby wiedziała. Ze względu na to, że nie pochodzę ze względnie "normalnej" rodziny nie będę pożyczać od nich pieniędzy. Nie bez powodu studiowałam dziennie i pracowałam jednocześnie, a potem się przeniosłam na zaoczne studia żeby móc pracować na pełen etat.

 

Załamuje mnie również myśl, że tyle poświęciłam czasu, pieniędzy i sił na studia, które mi nie dały nic, ponieważ za takie same pieniądze mogę pracować w firmach gdzie wykształcenie nie jest potrzebne. Straciłam nadzieję na to, że będzie kiedyś u mnie finansowo dobrze. Studiując myślałam, zwłaszcza gdy rozpoczęłam studia inżynierskie, iż otworzy się przede mną furtka do godnego życia, że będę mogła w końcu mieć zapewniony spokojny byt. Rzeczywistość pokazała mi jak bardzo się myliłam. 

 

Zdaję sobie sprawę, że to moje użalanie się jest męczące, ale taka jestem i taką mam potrzebę. "Na żywo" nie mogę sobie na coś takiego pozwolić, nie mam komu się żalić, gdy powiedziałam swoim rodzicom, że ukończenie moich studiów nic nie da, to usłyszałam, że jestem mało ambitna, leniwa, że koleżanki córka po tych samych studiach zarabia bardzo dobrze itd. A ja pracowałam w 4 miejscach związanych z moim zawodem i wszędzie jest tragedia - nie dość że bardzo trudna i ciężka praca, w moim wypadku wiązała się w dwóch miejscach również z godzinnymi dojazdami w jedną stronę do firmy, to jeszcze atmosfera nie do wytrzymania, a zarobki tragiczne. Ponadto ubiegałam się również o pracę w kilku innych miejscach na stanowiska kierownicze i mimo doświadczenia zaproponowano mi na start najniższą krajową. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, tak to jest gdy naprodukowane oczekiwania i wyobrażenia zderzają się z rzeczywistością. Zamiast tego dobrze jest być otwartym na każdy scenariusz, nie oczekując żadnego, wtedy możesz uniknąć bolesnego zawodu, konstruktywnie reagując na zachodzące okoliczności.

 

Jak sama widzisz, studia nie są gwarantem ani szczęścia, ani statusu, ani bogactwa. Jest to też konsekwencja programowania naszych babć, rodziców i środowiska które wpajało nam przez lata, że są niezbędne by osiągnąć sukces życiowy.

 

Mam 26 lat, nie mam nawet matury. Jestem zaledwie po 2 letniej policealnej szkole medycznej, porzucając fałszywą skromność napisze że moje zarobki wynoszą dwukrotność najniższej krajowej, dzięki najbardziej niepraktycznemu systemowi edukacji w Europie, byłem i jestem skazany na samodzielne pozyskiwanie i poszerzanie wiedzy w swoim zawodzie, w wymiarze maksymalnie praktycznym. Pracodawcy są coraz bardziej świadomi, i coraz bardziej to doceniają, do matury nigdy już nie podejdę - nie mam takiej potrzeby.

Myślę że zamiast zabiegać o kolejne dyplomy, było by dla Ciebie lepiej, gdy byś odszukała swoją własną niszę, którą mogłabyś podążać, realizując swoje ambicje i zainteresowania, wtedy pieniądze automatycznie się pojawią jako skutek uboczny tego co robisz.

 

Nie rozumiem też, na jakiej podstawie wyrokujesz o swojej przyszłości, to że teraz zderzasz się z różnymi przeciwnościami przecież nie oznacza że do końca życia będziesz się z nimi zderzać, raz będzie łatwiej, raz trudniej. Naucz się myśleć konstruktywnie zamiast katastroficznie, skup się na tym co możesz zrobić teraz, w tym momencie by poprawić swoją sytuację, cofanie się w tył lub wybieganie w przód nie jest konstruktywne i niczego nie zmieni. Wychodz z założenia, że to co się stało, stało się dlatego bo miało się stać, pytanie jest czego mnie to nauczyło, i co mogę z tego wyciągnąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×