Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moja chora zazdrość.


Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry wszystkim.

 

Jestem tu pierwszy raz i myślę, że mój problem jest na tyle jednorazowy, że postanowiłem nie witać się specjalnie jako nowy forumowicz. Chciałbym prosić kogoś trzeźwo myślącego o ocenę sytuacji. Ja mam zbyt emocjonalne podejście do swojego związku i nie potrafię spojrzeć z boku.

 

Postaram się nie rozciagać, ale niektóre szczegóły uznaję za ważne dla całości. Z góry dzięki za odpowiedzi. A oto, jak się sprawa przedstawia:

 

Znam ją od niedawna. Od roku. Jesteśmy tym, (już nie tak bardzo), nowoczesnym typem związku, który narodził się w internetach. Jesteśmy z innych miast, mamy zupełnie oddzielne przeszłości i teraz, będąc ze sobą, niejako budujemy nasze życie uczuciowe od zera. Dla mnie to budowanie jest łatwiejsze, bo jestem sobie sam. Dla niej to trudniejsze, bo ma syna i dzieli czas z nim pomiędzy siebie, a ojca dziecka. Ale nie stosunki z dzieckiem (mimo tego, że są skomplikowane) są tym, z czym nie mogę sobie poradzić.

 

Forum jest na tyle anonimowe, że nie będę owijał w bawełnę, bo nie skrzywdzę jej, ani nikogo innego, opisując historię jakich jest setki.

Oczywiście historię jej przeszłości znam z jej ust tylko i w życiu nie rozmawiałem z ojcem jej dziecka, ani z nikim innym na ten temat. Ta historia jest istotna dla naszej teraźniejszości.

Jej związek nie układał się najlepiej. Ona określa go mianem wydmuszki i nie muszę nikomu tłumaczyć, o co chodzi. Była poprawna rodzina, w której zabrakło romantycznych uczuć. On, pracoholik, mało się nią interesował. Brakowało jej zwykłej czułości. Rozmów. Wsparcia. Po kilku latach, na początku podstawówki dziecka, znalazła to wszystko u przyjaciela, z którym pracowała. Przyjaciel słuchał jej, pocieszał ją, a że jeździli razem w delegacje, skończyło się w łóżku. Romans trwał przez jakiś czas, ojciec dziecka dowiedział się o nim. Próbowali ratować się terapiami małżeńskimi, ale ona zawsze wracała do swojego kochanka, który zapewniał ją o wyjątkowej miłości na całe życie, a kiedy przyszło zmierzyć się z rzeczywistością, stanąc oko w oko z rodziną, którą rozbił, zaszył się na jakiś czas, zostawiając swoją "miłość" samą z problemem.

Rozstała się z "mężem", zamieszkali oddzielnie. Dogadują się średnio, ale zważywszy historię powyżej, to nie dziwne.

Kochanek wyszedł z ukrycia, kiedy wszystko ucichło i nadal udawał przyjaciela.

Taka historia. Czyli - uwiódł ją, dając jej to, czego jej brakowało, wykorzystując ich "przyjaźń" i jej zwierzenia. W krytycznym momencie uciekł. Nie pomógł. Nigdy nie stawił czoła "mężowi". Nawet nie pomógł w przeprowadzce. Czyli uwodziciel i tchórz. Zamieszkała sobie sama i po kilku smutnych miesiącach do jej życia wszedłem ja.

Poznałem jej historię. Ja akurat nie mam żadnej podobnej. Zdarzyło mi się na studiach być z dziewczyną, która okazała się nie być monogamistką i to, plus mój charakter wpłynęło na to, że jestem zaborczy. I to jest istotne dla tej historii - jestem zaborczy. Bardzo. Wydaje mi się, że kiedy widzę, że wszystko jest w porządku, moja zaborczość aż tak nie szaleje, ale dajcie mi powód - jakiś dziwny esemes, telefon w środku nocy - i dostaję zaborczego ataku paniki.

Ok.

Poznałem jej historię. Zaczęlismy się spotykać. Dojazdowo, na odległość, więc niezbyt często, co dwa tygodnie powiedzmy. Dużo telefonów, dużo gadania. Na przykład o tym, że jedzie w delegację z kolegą. Więc ja, zaborczy, znając historię powyższą, martwię się. Ale nie ma czym, bo to tylko przyjaciel i nigdy między nami nic nie będzie. A Ty nie bądź taki zazdrosny, bo to na kobiety nie działa dobrze. No racja. Ta sytuacja trwa kilka miesięcy. Mnie się ten kolega nie podoba, ale pracują razem, ok. Nasz związek rozwija się powoli i w bólach. Po kilku miesiącach jedziemy na wakacje. Jak mówi ona - ten tydzień pokaże, czy możemy być razem. Męczymy się, bo jesteś taki zaborczy, że nie możemy się jakoś dogadać. Na wakacjach, zupełnie przypadkowo wychodzi na jaw, że tan jej kolega z pracy, to ten kochanek, przez którego rozpadł się jej poprzedni związek. Szok. Ona przeprasza. Nie chciała mi o tym mówić, bo źle reaguję. Między nimi i tak już nic nie było, a pracę musieli dokończyć. Ale przypominają mi się szczegóły. Kiedy dzwoniłem do niej, kiedy byli w delegacji, ona chodziła sobie z "kolegą" na winko do kolacji, chodziła do kina, chociaż prosiłem, żeby tego nie robiła. Nie bądź taki zaborczy, mówiła, to tylko kolega.

Pytam więc, jak to było na tych delegacjach, a ona mówi, że rzeczywiście wino i kino, ale żadnego seksu. To dla mnie ciężkie. Bo naprawdę muszę przełknąć gorzką pigułkę i wejść w rolę naiwniaka, który wierzy na słowo kobiecie, która oszukiwała go przez pół roku, mówiąc o "przyjacielu z pracy". Stawia mnie w tej samej sytuacji, w której postawiła swojego męża wcześniej, Ale wytrzymuję, bo naprawdę ją lubię. Proszę tylko, żeby on zniknął. Żeby zniknął z naszego życia, a my pójdziemy dalej razem. I tu kolejne zaskoczenie. Okazuje się, że wybieram jej znajomych i że bardzo dużo ludzi utrzymuje kontakty z byłymi. Walka trwa kilka tygodni, ale w końcu ona ustępuje i obiecuje nie kontaktować się z nim.

Kiedy tak to piszę, to wiem, że powinienem odejść już ze dwa razy i że to żałosne zauroczenie, ale dobrnę do końca.

Ona przestaje się z nim "kolegować", a nasz związek rusza do przodu. Jest coraz lepiej. Jest miłość.

I nagle krach. Tym razem ja. Odzywa się do mnie znajoma, z którą dawno temu coś mnie łączyło. Coś, co było czymś większym niż przyjaźń i trwało powiedzmy dwa miesiące. Trwało przez internet, bo nigdy jej nie widziałem na żywo, ale trwało na tyle intensywnie, że rozbiłem tym mój siedmioletni związek. To było sześć lat temu. Mam kontakt z tą znajomą. Ona wyszła za mąż, urodziła dziecko i to sprowadziło naszą "przyjaźń" na ziemię. Niemniej jednak mieliśmy ze sobą kontakt. Więc ona pisze do mnie nagle i oznajmia, że ona to często pisze do mnie, żeby zemścić się na mężu, który zrobił jaj przykrość. Jakoś nie robi mi to żadnej różnicy, bo i tak nigdy nie widziałem wyrazu jej twarzy. Ale piszę też, że ostatnio kupiła samochód i na fejsbuku zobaczyła u mnie taki sam. To znak! - ponosi mnie. Jednak szybko stygnę. Pokazuję tę rozmowę "mojej" kobiecie, jako skutek tego, że powiedziałem jej zabawną historię o samochodach. Ona wpada w histerię. Jak mogłem ją oszukiwać przez tyle czasu i korespondować z nią, a jej samej zabraniać? Racja, mówię, przepraszam. Jadę przez moje mejle z "nią", ale tam nie ma nic "ciekawego". Jestem wobec siebie w porządku. Ale podejmuję decyzję, że kończę znajomość, która jest mi nie potrzebna, a denerwuje moją kobietę. Denerwuje do tego stopnia, że mówi mi, że mnie rzuca, bo ona nie będzie żyła w trójkącie. Tłumaczę, że po pierwsze to tylko jeden mail na miesiąc, zero romansowania. Ale rozumiem. Ale nie rozumiem czegoś innego. Przy okazji bowiem okazuje się, że kilka dni wcześniej moja kobieta znowu podjęła współpracę ze swoim "kochankiem". I nie widzi w tym nic dziwnego. Tłumaczę więc, że przed chwilą zrobiła mi kilkudniową awanturę o przyjaciółkę z internetu. Przyjaciółkę, z którą nigdzy się nie widziałem, w przeciwieństie do jej przyjaciela, z którym miała dziki romans. Ona nie widzi analogii i to, ze się nie widziałem z moją przyjaciółką, to tym gorzej, bo nadal chcemy się "skonsumować", a ona z kochankiem mają już to za sobą.

Mówi mi, że musi z nim współpracować, bo będzie miała dzieki niemu dobry kontrakt.

Ja mówię, że jak może? Gość, który zniszczył życie, jeśli nie jej, to jej synowi. Gość, który zostawił ją w najważniejszym momencie? I przede wszystkim jedno - jej romans z nim dział się w pracy. I teraz znowu zaczyna z nim pracować. I nie wie, dlaczego ja mam z tym problem.

Powiedziałem wcześniej, że wybaczam pół roku kłamstw, ale on ma zniknąć. Zniknął, a może tylko zniknął dla moich oczu(?), a kiedy się znowu pojawil, nasz związek zaczyna się walić.

Dzisiaj proszę ją jeszcze raz, żeby on zninął. Ona na to, że nie może być z takim zaborczym mężczyzną jak ja i że lepiej jak się rozstaniemy.

I co wy na to?

Przepraszam jeśli nieskładnie, ale trochę emocjonalnie jednak. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, ale umknął mi szczegół istotny dla mnie. Otóż przed tym i po tym jak dowiedziałem się, że nadal "zna się" ze swoim kochankiem opowiadała mi o ich miłości. Doprowadzała mnie tym do szału. Dochodziło do sytuacji, kiedy potrafiła mi powiedzieć na romantycznej kolacji w resytauracji, że przy nim "tak rozkwitła", a on był taki miły i tak wszystko rozumiał. Że nigdy się nie kłócili i zawsze się śmiali. Zajęło mi sporo czasu, żeby ją przekonać, że opowieści o jej kochanku to nie jest to, co powinna mi fundować co dwa dni. W końcu przestała o nim mówić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×