Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy zakochanie moze być...chorobą? :/


Rekomendowane odpowiedzi

Hmm... Tak ostatnio się zastanawiam. Kiedy zauroczenie drugą osobą zaczyna być chorobą, natręctwem bądź czymś niebezpiecznym? Czy każdy zakochany człowiek ma głowę przesiąkniętą marzeniami na temat swojego obiektu westchnień, czy to może już coś nienormalnego? :/ Wszystko w moim życiu jest nienormalne, nawet w czymś, co wydaje mi się powszechne, zwyczajne i w porządku dla innych, gdy ja to przeżywam wydaje mi się to kolejną obsesją mojego życia :(

Czy gdy się myśli o kimś niemalże bez przerwy, wyobraża sobie go, marzy o nim, tworzy różne scenariusze wspólnych chwil, myśli jak go uszczęśliwić, szuka go w tłumie, zastanawia się nad jego życiem, tęskni non stop, ciągle patrzy czy jest na gadu, czy to jest zwyczajne? Normalne?

Nie kontroluję go, nie piszę bez przerwy smsów,nie wydzwaniam, nie chodzę za nim, nawet go nie znam za dobrze, bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że idealizuję jego osobę, jestem wszystkiego świadoma, co z tego, skoro wydaje mi się, że to kolejna CHORA rzecz w moim życiu??? Można zachorować na zakochanie... ? Czy może szukam oznak psychicznej obsesji nawet tam, gdzie ich nie ma...? Może to jest mój problem?

Ech :( Pozdrawiam wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem przekonany po kilkunastu latach swojego marnego poniekąd życia że miłość to choroba, na którą nie ma lekarstwa. Wspaniała choroba, która niestety kończy się żle dla osoby wciąż kochającej osobę niekochającą.Często kończy się tragicznie np. śmiercią znam przypadek z mojego miasta jak facet z miłości walnął sobie w łeb.Do każdej miłości powinna być doczepiona ulotka 'Przed użyciem wstrząsnąć' albo że kochanie powoduje pogorszenie widzenia przed użyciem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutom.Boże ja chce być chory na tę chorobę.Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłość odwzajemniona to pewna ostoja, która daje spokój, spełnienie i szczęście. Ale zakochanie nieodwzajemnione bądź przed którym długa jeszcze droga do celu to źródło lęku, niepokoju, niespełnienia i przerażających myśli o samotności, o tym, że ten ktoś wybrany może uciec, wymknąć się z rąk i już zawsze będzie się samemu... Wtedy przestaje się myśleć racjonalnie, to jak gorączka, stan nienaturalny, i dlatego budzi wątpliwości :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej mnie wkurza, jak mnie dopada zauroczenie jakąś dziewczyną z, którą nie chciałbym być.

 

dziwne ,co masz na mysli nie chcialbys byc?

Po prostu nie ma ze mną nic wspólnego, tylko podoba mi się jej wygląd :? .

To jest po prostu irytujące.

 

bo jest normalsem np.? ;)

O czym Ty mówisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tacy już są faceci, że się wystarczy odpowiedni wygląd laski, odpowiednie spojrzenie i już jesteśmy zauroczeni(nie mylić z zakochaniem). W przypadku kobiet w sumie jest podobnie, tylko chyba w trochę mniejszym stopniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bo jest normalsem np.? ;)

O czym Ty mówisz?

 

to bylam z mojej strony ironia ,;) zeby dac Ci do myslenia troche ;)

 

 

a pomyslales czasem o tym zel udzie nie zawsze sa ze soba bo do siebie maja tylko pasowac ,kazdy od innej osoby moze wiele sie nauczyc ,czasem wlasnie przeciwieniestwa siebie przyciagaja i jest im dobrze ze soba bo sie dopelniaja ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o wygląd, to także kwestia tego swoistego mechanizmu zakochania- najpierw ktoś w jakiś sposób Ci się podoba, przyciąga Cię, interesuje...To musi być, musi się pojawić, żeby to się mogło rozwinąć... Więc nie ma co się martwić tym, że ktoś się podoba na początku z wyglądu i staje się "obiektem" ( polowanie na króliczka ;) ) Byleby poznało się tę osobę wewnętrznie i także w środku się ją polubiło, zaprzyjaźniło się z nią...

 

Ech, chyba nawet osoby z problemami z własną psychiką mają prawo do miłości, bo czym są gorsze od innych? :(

Tylko, że wszystko u nas wydaje się dużo bardziej skomplikowane niż jest faktycznie, tak jak każda sfera naszego życia...I nawet miłość może stać się dla nas kartką papieru, na której pojawiają się ślady naszych zranionych myśli. Zapewne to, że "wybierasz" osoby nieosiągalne

jako obiekty swoich marzeń kryje w sobie kolejną cechę Twojej psychiki. Ale jaką? Może to, że tak boisz się odrzucenia, a z drugiej strony tak chcesz czuć to, co czują osoby zakochane sprawia, że angażujesz się w zauroczenie kimś, kto jest w ogóle nie z "Twojego świata"??

Ja po prostu się obawiam. Że nic z tego, jak zwykle. Nie umiem się cieszyć oznakami sympatii, które powinny mnie wprawiać w błogość, szukam wszędzie drugiego dna, mnożę wątpliwości, bo to, żeby mi się udało, właśnie z osobą, na której mi tak zależy,wydaje mi się tak nierealne... Brak pewności siebie? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o wygląd, to także kwestia tego swoistego mechanizmu zakochania- najpierw ktoś w jakiś sposób Ci się podoba, przyciąga Cię, interesuje...To musi być, musi się pojawić, żeby to się mogło rozwinąć... Więc nie ma co się martwić tym, że ktoś się podoba na początku z wyglądu i staje się "obiektem" ( polowanie na króliczka ;) )

Mnie to wkurza, bo jest to prymitywna pozostałość z czasów bez kultury i moralności, kiedy liczył się tylko instynkt. W dzisiejszym zróżnicowanym świecie on po prostu jest przestarzały.

Proste, można powiedzieć, że to pierwszy etap kwalifikacji na partnerkę, tyle, że są następne i jak osobniczka odpada na następnych, to nie ma powodu by istniało dalej zauroczenie, tyle, że ono zwykle dalej jest dlatego, że prymitywny instynkt tak sobie ubzdurał.

 

Ech, chyba nawet osoby z problemami z własną psychiką mają prawo do miłości, bo czym są gorsze od innych? :(

Ano...

 

Tylko, że wszystko u nas wydaje się dużo bardziej skomplikowane niż jest faktycznie, tak jak każda sfera naszego życia...I nawet miłość może stać się dla nas kartką papieru, na której pojawiają się ślady naszych zranionych myśli. Zapewne to, że "wybierasz" osoby nieosiągalne

jako obiekty swoich marzeń kryje w sobie kolejną cechę Twojej psychiki. Ale jaką? Może to, że tak boisz się odrzucenia, a z drugiej strony tak chcesz czuć to, co czują osoby zakochane sprawia, że angażujesz się w zauroczenie kimś, kto jest w ogóle nie z "Twojego świata"??

Bardziej sądzę, że instynkt po prostu uznał je za osobniczki nadające się do rozmnażania. Niestety instynkt nie jest w stanie pojąć, że powinien też zwrócić uwagę czy dana osobniczka nadaje się do wspólnego życia przez kilkadziesiąt lat...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam juz dosc tych zauroczen...bo jestem bardzo uczuciowa osoba. Caly czas cierpie....juz nie chce poznawac interesujacych kobiet...najlepiej chyba jak bede sam...bo sie wykoncze :( Dla mnie milosc (nieszczesliwa oczywiscie) to wlasnie choroba, ktora powoli wykancza czlowieka, niszczy go od srodka. Ja wlasnie tego doswiadczam, ale to moja wina bo sie za bardzo angazowalem i laska sie wystraszyla....widocznie nie byla mi pisana. Przez milosc wpadlem w depresje, a jeszcze troche a alkoholikiem bym jeszcze zostal. Teraz staram sie sobie wszystko ukladac w glowie, ale i tak mysle o tej drugiej osobie, tym bardziej ze mam z nia kontakt i sprawa jest podwojnie utrudniona. No ale jakos sobie radze, ale lekko to napewno nie jest. A gdzies nawet wyczytalem ze w Niemczech jest nawet jakas klinika dla nieszczesliwie zakochanych. Szkoda ze milosc jest slepa i atakuje z nienacka :( i nie mozna jej kontrolowac :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Instynkt, instynkt, instynkt... Nie. Instynkt to by był gdyby się szukało w drugiej osobie zaspokojenia swoich potrzeb i wyłącznie przyjemności. A przecież miłość taka dojrzała to też cierpienie, współcierpienie i na to trzeba być przygotowanym. I -co więcej- tego trzeba chcieć! Czy zwierzęta szukając partnera do kopulacji myślą o tym, jak go uszczęśliwić albo chcą przejąć na siebie część jego bólu :/ Raczej nie... I tym się różni miłość człowieka od zwierzęcia.

A zakochanie jest jej pierwszym etapem, trudno, także my mamy w sobie coś ze zwierząt, pewne mechanizmy w naszej naturze, jesteśmy częścią przyrody i jakby nie jakieś elementy z tego w nas pozostały. Tylko że, kolejna różnica, w świecie zwierząt, instynktownie wybiera się obiekt najładniejszy, najlepszy, największy, najsilniejszy, idealny. Nie słyszałam przypadku, żeby wilk związał się z wilczycą, albowiem spodobał mu się w niej jej uśmiech. Czy klacz wybrała sobie na partnera rumaka, który urzekł ją swoim spojrzeniem. ;) U ludzi tak się właśnie zdarza- gdy naprawdę zależy komuś na prawdziwym uczuciu nie będzie szukał ideałów, nie będzie nawet panował nad tym, a nagle zauroczy się kimś kto spojrzał właśnie tak czy się jakoś miło uśmiechnął. I to się dzieje mimowolnie.

Zresztą kolejnym etapem zakochania jest poznawanie drugiej osoby. I przekonywanie się jak daleka jest ona od ideału, a mimo wszystko akceptowanie jej. W świecie prymitywnych instynktów też tego nie ma.

Ludzie potrafią panować nad instynktami i umieją sprawić, że nie opanowują one ich całego życia. Wszystko zależy od silnej woli. Bo to, co się dzieje między ludźmi jest naprawdę inne od tego, co się dzieje w świecie zwierząt...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Instynkt, instynkt, instynkt... Nie. Instynkt to by był gdyby się szukało w drugiej osobie zaspokojenia swoich potrzeb i wyłącznie przyjemności. A przecież miłość taka dojrzała to też cierpienie, współcierpienie i na to trzeba być przygotowanym. I -co więcej- tego trzeba chcieć! Czy zwierzęta szukając partnera do kopulacji myślą o tym, jak go uszczęśliwić albo chcą przejąć na siebie część jego bólu :/ Raczej nie... I tym się różni miłość człowieka od zwierzęcia.

Co to ma do tego co mówiłem? Nie mówiłem o prawdziwej miłości, tylko o zauroczeniu.

 

U ludzi tak się właśnie zdarza- gdy naprawdę zależy komuś na prawdziwym uczuciu nie będzie szukał ideałów, nie będzie nawet panował nad tym, a nagle zauroczy się kimś kto spojrzał właśnie tak czy się jakoś miło uśmiechnął. I to się dzieje mimowolnie.

Zresztą kolejnym etapem zakochania jest poznawanie drugiej osoby. I przekonywanie się jak daleka jest ona od ideału, a mimo wszystko akceptowanie jej. W świecie prymitywnych instynktów też tego nie ma.

Ludzie potrafią panować nad instynktami i umieją sprawić, że nie opanowują one ich całego życia. Wszystko zależy od silnej woli. Bo to, co się dzieje między ludźmi jest naprawdę inne od tego, co się dzieje w świecie zwierząt...

No i co z tego? Prawdziwa miłość to podążanie wspólną drogą. Mnie do prawdziwej miłości potrzeba tylko:

1. Atrakcyjności fizycznej.

2. Wspólnej kultury.

3. Wspólnych norm moralnych.

4. Chęci obu stron.

 

Wiem czego chcę. Moim celem nie jest przeżycie super-duper-turbo-namiętności ani "prawdziwego uczucia", bo prawdziwa miłość nie jest jednym ani drugim, tylko zbudowanie trwałego związku i stworzenie domu dla dwojga.

Co do miłości pomimo dużych różnic - różnice kulturowe wewnątrz małych społeczności są nowością - dawniej w takich sytuacjach była jedna kultura/jedna wiara/jedna moralność i związki były bardziej trwałe.

 

Wiem, że związek muszę zbudować na takich solidnych fundamentach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sorrow:

No i co z tego? Prawdziwa miłość to podążanie wspólną drogą. Mnie do prawdziwej miłości potrzeba tylko:

1. Atrakcyjności fizycznej.

2. Wspólnej kultury.

3. Wspólnych norm moralnych.

4. Chęci obu stron.

 

Więc sądzę, że się jednak zrozumieliśmy, bo ja też dochodzę do takich wniosków. Widocznie źle zrozumiałam to, co mówiłeś ;) Tylko to co piszesz jest takie poważne;) , ja jestem niestety (?) niepoprawną romantyczką, którą nazywa to wszystko po prostu tą "drugą połówką". Ale sądzę, że konkluzja jest taka sama. :)

 

fiufiu:

Dla mnie milosc (nieszczesliwa oczywiscie) to wlasnie choroba, ktora powoli wykancza czlowieka, niszczy go od srodka.

 

Dokładnie...:(

 

Ale i tak sądzę, że pomimo wszystkich niepowodzeń, w końcu dogonienie tej jakże wymarzonej miłości jest warte starań, cierpliwości, trudu i wielokrotnych prób...Szkoda tylko, że to tak boli, gdy kolejne zauroczenie okazuje się TYLKO zauroczeniem i niczym więcej, albo nawet straszną pomyłką, złudzeniem, które nie dało nic prócz cierpienia.

Gdzie jest w końcu kres tych poszukiwań?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że jako nerwicowcy sami zdajemy sobie sprawę z naszych słabości, wad (nawet w zbyt przejaskrawionym świetle). Dlatego u partnerów dla "równowagi" szukamy cech, których nam brak.

Stąd np. w wypadku nieśmiałości wynikającej z niższej samooceny, jako najlepszych partnerów postrzegamy osoby śmiałe, niekiedy wręcz wyzywające. Wtedy mamy nadzieję na "wyjście z cienia" w świetle płynącym od takich właśnie śmiałych osób.

A jak to bywa z kontrastami, by pielegnować takie związki, trzeba (od obojga) wielkiego nakładu sił i wyrozumiałości, by obie strony czuły się w takim związku dobrze.

 

Poza tym mamy chyba tendencje, do podświadomego oczekiwania, że właśnie partnerzy "wyzwolą" nas od naszych nerwic.

 

Może dlatego takie "obsesje" się u nas pojawiają ? Wtedy może swoją zaborczością bronimy "naszych leków na całe to zło", "naszych jedynych dróg ratunku" ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szkoda tylko, że to tak boli, gdy kolejne zauroczenie okazuje się TYLKO zauroczeniem i niczym więcej, albo nawet straszną pomyłką, złudzeniem, które nie dało nic prócz cierpienia.

Gdzie jest w końcu kres tych poszukiwań?

Heh :) .

Najśmieszniejsze jest to, że prawie zawsze wiem, że zauroczenie to tylko zauroczenie a ono nie chce przejść przez długi czas, co mnie bardzo męczy i irytuje XD . Dlatego, według mnie zauroczenie, to stan chorobopodobny ;) .

 

Myślę, że jako nerwicowcy sami zdajemy sobie sprawę z naszych słabości, wad (nawet w zbyt przejaskrawionym świetle). Dlatego u partnerów dla "równowagi" szukamy cech, których nam brak.

Stąd np. w wypadku nieśmiałości wynikającej z niższej samooceny, jako najlepszych partnerów postrzegamy osoby śmiałe, niekiedy wręcz wyzywające. Wtedy mamy nadzieję na "wyjście z cienia" w świetle płynącym od takich właśnie śmiałych osób.

A jak to bywa z kontrastami, by pielegnować takie związki, trzeba (od obojga) wielkiego nakładu sił i wyrozumiałości, by obie strony czuły się w takim związku dobrze.

 

Poza tym mamy chyba tendencje, do podświadomego oczekiwania, że właśnie partnerzy "wyzwolą" nas od naszych nerwic.

 

Może dlatego takie "obsesje" się u nas pojawiają ? Wtedy może swoją zaborczością bronimy "naszych leków na całe to zło", "naszych jedynych dróg ratunku" ?

Z tego co słyszałem, to generalnie rzecz biorąc ludzie szukają swego przeciwieństwa jak są młodzi, potem jak dojrzewają już szukają kogoś podobnego do siebie.

 

Ja akurat nigdy nie miałem takich pociągów do szukania przeciwieństw.

W ogóle na przykład nie czuję takiej desperacji, że koniecznie muszę kogoś mieć już teraz, albo nawet w najbliższym czasie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moim zdaniem miłość to poprostu uczucie, które w pewnym momencie zostaje wyzwolone. Cos w stylu np. ze kolega kolege obdarza jakims tam uczuciem ( NIE MILOSCIA) tylko poprostu go lubi. I co to tez choroba? tak samo sie dzieje z miloscia z czasem do niej dorastamy i trzeba poprostu przygotowac na jej przyjecie a nie szukac w niej choroby i tym bardziej lekarstwa. Ja kiedys zakochalem sie naprawde i wiem ze to cudowne. Jak tak maja choroby wygladac to niebyloby lekarzy ;) Oczywiscie dolek po stracie ukochanej osoby to juz cos innego ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co słyszałem, to generalnie rzecz biorąc ludzie szukają swego przeciwieństwa jak są młodzi, potem jak dojrzewają już szukają kogoś podobnego do siebie.

 

Ja akurat nigdy nie miałem takich pociągów do szukania przeciwieństw.

No ja mam tak samo. Przeciwieństwa mnie właśnie mało interesują. Chyba wybrałam kogoś podobnego do siebie.. :)

Może dlatego takie "obsesje" się u nas pojawiają ? Wtedy może swoją zaborczością bronimy "naszych leków na całe to zło", "naszych jedynych dróg ratunku" ?

Ech, czasem to nie jedyna droga ratunku, ale po prostu osamotnienie, brak kogoś szczególnie drogiego naszemu sercu sprawia, że czujemy się znacznie gorzej. Dodatkowe źródło przybicia...A jak się wie, że dla kogoś się jest kimś wyjątkowym i ta osoba dla nas też- świat jakoś jaśnieje. Chociaż trochę.

 

Tak zauroczenie ma cechy nerwicy obsesyjno-kompulsywnej. Znalazłam to w necie. ;p http://www.laboratoria.net/pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1340

masakra :)

 

tak samo sie dzieje z miloscia z czasem do niej dorastamy i trzeba poprostu przygotowac na jej przyjecie a nie szukac w niej choroby i tym bardziej lekarstwa.

Właśnie staram się dojrzeć do dojrzałego postrzegania miłości. To też trudne. :)

 

Hmm, osoby takie jak my cierpią chyba na nadświadomość. Wydaje mi się, że wszystko odczuwamy bardzo jaskrawo, wyraźnie i boleśnie świadomie. Także jeśli chodzi o miłość. To może być źródłem wielu cierpień :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm, osoby takie jak my cierpią chyba na nadświadomość. Wydaje mi się, że wszystko odczuwamy bardzo jaskrawo, wyraźnie i boleśnie świadomie. Także jeśli chodzi o miłość. To może być źródłem wielu cierpień :/

Dokladnie :) ja niestety od zawsze bylem gotowy na staly zwiazek nastawialem sie na niego i nic :( tylko bardzo boli jak sie rozstaje z dziewczyna... dalem sobie chwilowo spokoj i poczekam az trafie na jakas dojrzala dziewczyne :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie tego próbuje się nauczyć- że nie od naszych myśli i przewidywań zależy,czy uda nam się stworzyć związek, ale od dojrzałości obojga z nas. Obu stron. I możemy się zakochiwać w taki sam sposób zawsze, ale jeśli trafimy na kogoś, kto nie potrafi kochać , a umie tylko się fascynować, nie uda się. Nie nasza w tym wina. Nie naszych myśli... Ale w końcu znajdzie się KTOś :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja kiedyś miałem bardzo ciężkie kontakty z dziewczynami- mianowicie w ich obecnosći stresowałem sie i tym podobe. Teraz jest lepiej. zauważyłem jednak następującą rzecz- od kilku lat praktycznie od mojego pierwszego zakochania które potem przerodziło sie w coś w rodzaju niegroźnej obsesji, cały czas jakąs dziewczynę traktuje jako swoja "muzę" . teraz dręczy mnie natrecwo dotyczące mojej koleżanki z klasy. świetna dziewczyna porządna i tak dalej, ale cos(nerwica) mi mówi ze ja jestem jej przeznaczony i ze powinienem cos zrobic bo ją strace (ona ma chłopaka którym sie bardzo przejmuje). Ja nie chce o niej myśleć i ja chce ją stracić. Poprzednie moje natręctwo związane z "muzą" trwało dwa lata, w między czasie miałem jeszcze inne muzy ale nerwica mówiła - ta jest tobie przeznaczona. Teraz chce byc wolny duchowo i czekać na te jedyną. Mam nadzieje że sie uda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×