Skocz do zawartości
Nerwica.com

Narkotyki Schizofremia Samobujstwo


Gość coolio7

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie . Dragi zmieniły moje życie , kiedyś byłem normalnym zdrowym człowiekiem który napewno by coś osiągnął. W momencie kiedy zapaliłem pięrwszy gram marihuany, poprostu sie zakochałem..... w halucynacjach które towarzyszyły mi na początku tej przygody, w niekontrolowanym śmiechu.... Z czasem sięgałem po mocniejsze środki takie jak amfa , ekstazy czy nawet lsd. Potrafiłem być kieszonkowcem czy nawet w biały dzień napaść na człowieka. Całe szczęście że nikt mnie wtedy nie złapał bo w więzieniu bym sobie nie poradził. Miałem długi.... mój diler pewnego dnia zadzwonił i odrazu zaczął mnie straszyć. Olałem to. Sytuacja powtarzała się dość często i powoli odczówałem coraz gorszy strach. Miałem już nowego sprzedawce. W momencie kiedy mnie dorwali zabrali wszystko co miałem i skopali, strach zmienił sie w paranoje, bo mój diler chciał więcej pieniędzy. Pomimo że to co mi zabrali pokrywało mój dług nawet z nadwyżką. Musiałem prosić o pomoc człowieka który był mi bliski i potrafił przejść przez ściane. Miał to załagodzić..... ale on wolał połamać bandziora który nażucił na mnie haracz.. Po wszystkim pobił też mnie. Tej nocy narodziła sie we mnie schizofremia. W głowie miałem straszne scenariusze że teraz to mnie wywiozą, że nawet mnie zabiją. Nie przestawałem ćpać i mój stan był coraz gorszy.. W dodatku otaczający mnie ludzie byli pseudo kolegami kturzy wpędzali mnie w jeszcze inne straszne myśli. W końcu mój śp tata wezwał pogotowie po awanturze i karetka w obstawie policji zawiozła mnie na odział psychiatryczny. Dopiero w domu kiedy wyszedłem, doszedłem do siebie i niestety znów wpadłem w narkotyki. Choroba wróciła ze zdwojoną siłą. Taty nie było już na świecie a ja konsumowałem dragi w ilościach hurtowych. Już wcześniej pare razy podcinałem sobie żyły ale zawsze sie bałem że przetne ścięgna i zostane kaleką. Postanowiłem że rozwale sie z rewolwera wiatrówki. Ale trzymałem lufe blisko skroni i śruciny nie przeszły przez czaszke. Kiedy leżałem w kałóży krwi do mojego domu przyjechała babcia i wezwała pogotowie. Znów pojechałem na szpital. Kiedy wyszedłem po paru dniach ... zacząłem palić marihuane i wtedy...... czułem jak momentalnie wraca zdrowie... depresja i schizy ustały z dnia na dzień. Niestety po roku znów zwariowałem . Atak był najsilniejszy. Atakowałem ludzi na ulicy .... myslałem że każdy mnie zna że ludzie mnie śledzą i każdy wie o mnie wszystko. Doigrałem sie w końcu tego dnia bo trafiłem na kozaka który mnie przydusił , ściągnął ze mnie kurtke i oddalił sie. Kiedy wpadłem do domu złapałem za nóż i chciałem go szukać. Młodszy brat zamknął mnie w pokoju a mama wezwała karetke...... i to był koniec z ćpaniem i zdrowiem bo wiem że już nigdy nie będe czuł radości przez leki które mi podawali. Enzym który wydzielał euforie został skutecznie uśpiony.... Od 3 lat jestem więzniem swoich 4 ścian. Marze żeby mój brat założył rodzine, żeby nie został sam. Jestem przegranym człowiekiem. Narazie nie moge, ale zastanawiam sie czy jak będe spadał strace w locie przytomność... Nie ma dnia żebym o tym nie myślał. Dzięki za odpowiedzi ( jeżeli wogule jakieś będa).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×