Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam


jmin

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich ;)

 

Trochę czasu już tutaj jestem jako gość, przeczytałem dość sporo tematów i w końcu odważyłem się napisać coś o sobie, chociaż szczerze mówiąc na pomoc straciłem już nadzieję... Długo myślałem jak składnie to wszystko opisać, więc ten post jest edytowany milion razy, ale i tak może być napisany dość chaotycznie.

 

Mam aktualnie 21 lat i generalnie rzecz biorąc nie czuję się ze sobą za dobrze i tak jest chyba zawsze odkąd pamiętam. Nie podoba mi się to kim jestem, jak wyglądam, jakie relacje utrzymuje z innymi itd. - w sumie wszystko na minus.

 

Pamiętam, że jak byłem w podstawówce to wszystko było jeszcze w miarę ok - nie miałem problemów z nawiązywaniem kontaktów z innymi, nie miałem jakiś większych zmartwień, pamiętam, że kilka razy mnie poniżono i takie tam sytuacje (ale pamiętam też te fajne chwile), ale jakoś nie brałem tego do siebie, jakoś mnie to nie obchodziło. Ale czym byłem starszy tym gorzej. Jakoś pod koniec podstawówki to już byłem dość mocno zamknięty w sobie, ale nie tragicznie, ale w gimnazjum znacznie się to pogorszyło, a w liceum to była już masakra i tak jest do dzisiaj. Dziwne jest to, że w podstawówce i w gimnazjum obracałem się praktycznie w tym samym towarzystwie, jednak czułem jak coraz bardziej się od nich oddalam. Nie wiem, jakoś za nimi nie nadążałem czy co, nie mam pojęcia. A w liceum wpadłem w zupełnie nowe towarzystwo, gdzie nie znałem nikogo no i w sumie to był już początek końca. Bardzo trudno nawiązuje relację z kimkolwiek, a już na pewno nie byłem w stanie nigdy postawić pierwszego kroku (nawet zauważyłem, że jak kogoś spotykam na ulicy to nie mogę pierwszy powiedzieć "cześć", tak jakby czekam aż ten ktoś pierwszy to zrobi). Gdyby kilka osób do mnie nie zagadało, to pewnie byłbym tam sam jak palec. Ale i tak w sumie byłem, no może tylko z jedną osoba spędzałem dużo czasu. Pod koniec liceum było już lepiej, ale to dlatego, że przyzwyczaiłem się do tych ludzi i klasy, i ogólnie rzecz biorąc wszyscy wydali mi się bardziej życzliwi i tacy "ludzcy", co nie znaczy, że stałem się jakoś bardziej otwarty, po prostu czułem się lepiej w ich towarzystwie, ale to wszystko, nie kumplowałem się z nimi prawie wcale. Za to bardzo zapadły mi w pamięć takie chwile jak ktoś powiedział coś o mnie niekoniecznie miłego, albo jak musiałem publicznie wystąpić - cały się trzęsę jak tylko o tym myślę. Jeszcze mogę dopisać tylko, że generalnie jeśli chodzi o naukę to nie mam sobie nic do zarzucenia, zawsze byłem jednym z tych lepszych, ale jakoś to dla mnie nie ma znaczenia zbyt dużego, uczę się bo po prostu nie ma nic ciekawszego do roboty w życiu i jakoś tak sobie czas zapełniam.

W domu też nie czułem się za dobrze, a to głównie uważam przez mojego ojca, który ma jakąś nerwicę czy nie wiem co, w każdym bądź razie mam wrażenie, że wykańcza wszystkich dookoła. Jak jest dobrze, to jest spoko, ale wystarczy jeden jakiś mały impuls to po prostu wybucha, to już jest tydzień po prostu przerąbany. Powody mogą być po prostu denne, mama rozleje gorącą wodę, albo będzie jakaś rysa na samochodzie i on tak jakby traci kontrolę nad sobą i staje się totalnym tyranem. Wtedy to już nie panuje nad słowami w ogóle, kilka razy podczas takich awantur powiedział mi jak bardzo jestem dla niego dnem i że choćbym nie wiadomo co w życiu zrobił to będę całkowitym zerem. A o dziwo jak nie jest w furii, to wydaje się, jakby był całkiem ze mnie dumny, komentuje moje projekty czy co tam robię, że mu się podoba itd... Za to mama to totalne przeciwieństwo ojca, jest spokojna, wiecznie przyspana, mam wrażenie, że nie do końca ogarnia co się wokół dzieje, wydaje mi się, że ona nie przejmuje się totalnie niczym, że nie myśli do przodu i że wręcz przez swoją głupotę i zaniedbanie prowokuje ojca do tych wybuchów. Przez to też praktycznie w domu jestem cały czas spięty i tylko chodzę za mamą sprawdzać, czy nie zrobiła czegoś głupiego itd. W głównej mierze winę za taką sytuację w domu ponosi mój ojciec, ale mama naprawdę dużo się do tego dokłada, daleko jej od idealnej żony, poświeca mnóstwo czasu na rozmawianie ze swoimi koleżankami przez telefon, japa jej się nie zamyka, sprząta tylko wtedy jak ktoś ma do nas przyjść, ja jestem ostoją spokoju, ale momentami to nawet mnie nerwy już biorą na to co ona robi. Sprawia wrażenie jakby interesowali ją wszyscy oprócz własnej rodziny.

No i mam jeszcze siostrę, nie wiem jak ona to wszystko znosi, ale chyba lepiej niż ja, widzę to chociażby po liczbie znajomych na facebooku (z tym to też mam dziwny przypadek, bo nawet jeśli kogoś dobrze znam, to taka głupawa czynność jak wysłanie zaproszenia na fb jest po prostu nie do przejścia, bo od razu są myśli, że może wcale mnie nie chce w znajomych, albo, że to tylko z mojej strony jest taki entuzjazm co do tej znajomości...), może w ogóle nie jest to miarodajne, ale sprawia wrażenie jakiejś takiej szczęśliwszej. Do niedawna mieszkała z nami jeszcze babcia, matka mojego ojca, to po niej ma temperament no i oczywiście pół życia byli pokłóceni, ale babcia niedawno zmarła więc już nie będę o niej się rozpisywał.

 

Teraz jestem na studiach, na drugim roku, wiadomo, mnóstwo nowych osób. Gdyby nie jednak koleżanka z klasy, która poszła razem ze mną na wydział, to bym chyba zginął totalnie. Nie mogę nawiązać z nikim kontaktu, jak już z kimś się znam, to nie jestem w stanie pójść dalej, zaprosić kogoś gdzieś itd. Na samym początku studiów, z inicjatywy tej koleżanki właśnie, byliśmy kilka razy na grupowym piwie, było naprawdę super i poznałem sporo ludzi, ale jakoś nie potrafię tego przełożyć na takie codzienne życie. Z paroma osobami, którzy wydali mi się naprawdę spoko, teraz jakby nawet nie zamieniam zwykłego "cześć". A najgorsze jest to, że to chyba moja wina, bo przez swoje nieogarnięcie życiowe nie byłem tego w stanie podtrzymać a oni odebrali to tak jakbym po prostu ja nie chciał kontynuować tej znajomości. Zostało kilka osób przy mnie w tej chwili, takich wytrwalszych można powiedzieć i mających do mnie cierpliwość i z nimi jestem w stanie porozmawiać na luzie i mam wrażenie że lubię ich, a oni lubią mnie, ale szału bez.

 

Ale to co teraz mi najbardziej przeszkadza, to wszelkie przejawy krytyki wobec mojej osoby. Jeżeli ktoś zaśmieje się za moimi plecami to od razu mam wrażenie, że śmieje się ze mnie. Jeśli ktoś tylko na mnie spojrzy "takim" wzrokiem, albo szepce do kogoś przede mną, mam wrażenie, że to wszystko jest o mnie i się ze mnie naśmiewają, czy cokolwiek. I coraz bardziej się w tym utwierdzam. Np. nie dalej jak kilka dni temu miałem pierwsze zajęcia w semestrze, język, i był jakiś temat o rodzinie. I ja zacząłem, że mam siostrę, ale jest zupełnie inna ode mnie, a na to jakiś koleś wypalił przy wszystkich "Dobrze, przynajmniej ona jest zdrowa". No po takim tekście to już całkowita załamka jest, ale to z resztą dowodzi, że coś MUSI być ze mną nie tak, nie da rady.

 

Co jeszcze, to skoki nastroju. Mogę być cały dzień radosny, przychodzi wieczór i się załamuję bez konkretnego powodu, przypominają mi się te wszystkie niemiłe sytuacje, mój mózg zaczyna szaleć i przygnębienie przeradza się w jakąś taką rozpacz, że już najczarniejsze myśli mi do głowy przychodzą o samobójstwie itd. Wiem, że nigdy tego bym nie zrobił, ale nie mogę powstrzymać tych myśli, już miałem takie jako małe dziecko. Kiedyś zapytałem się mamy co by było, gdybym popełnił samobójstwo, nawet nie pamiętam co powiedziała, ale jakoś chyba nie potraktowała tego w ogóle jakoś poważniej. I w sumie dopiero pisząc to uświadomiłem sobie, jak często ta myśl mi towarzyszy. Mimo wszystko - uważam że zabicie siebie to największa głupota jaką można zrobić i przynajmniej o zdrowych zmysłach tego nie popełnię.

 

Kolejna sprawa jest taka, że w ogóle nie czuję się dobrze w swoim ciele, uważam że mam tragiczny wygląd, nic mi się we mnie nie podoba, ciągle tak jakby kryję się ze sobą, odwracam wzrok, spuszczam głowę i ogólnie unikam ludzi. Jak tylko człowiek na ulicy idący naprzeciw mnie sie uśmiechnie, to po prostu chce sie zapaść pod ziemię, bo mam wrażenie, że ten ktoś się śmieje ze mnie, z tego jak wyglądam. A wiem, że mam taką dość specyficzną urodę, która chcąc nie chcąc rzuca się w oczy. Mam podkrążone oczy, przez co wyglądam jakbym był wiecznie niewyspany albo naćpany, ale ma to też moja siostra i mama, kwestia genów, no i ogólnie jest jakoś nie teges. Próbowałem to kiedyś jakoś zwalczyć, ale nic nie działa. Druga taka rzecz, ktora sprawia mi mnóstwo dyskomfortu to cera naczynkowa, momentami jestem czerwony jak burak, też próbowałem coś zdziałać, rodzice mnóstwo kasy wydali na jakieś lasery i kremy jednak nic nie pomogło, a naprawdę czuję się dużo gorzej z tym. Mama każe mi nakładać jakiś fluid czy coś, ale wtedy jestem pewien, że wszyscy to widzą no i wiadomo, koło się zamyka.

 

Istotny jest też na pewno fakt, że jednak podobają mi się chłopacy (nie macie pojęcia jak dużo czasu spędziłem nad tym zdaniem) no i generalnie nie widzę u mnie szans na znalezienie nikogo z kim mógłbym być. Po pierwsze - trudno jest znaleźć kogokolwiek będąc gejem, a po drugie, pewnie żaden by mnie nie zechciał. Dwa razy umówiłem się z chłopakami, to było oczywiste, że chodzi o seks, w żadnym przypadku nie czerpałem z tego żadnej przyjemności, ale za to przez parę dni czułem się dużo lepiej i nie mam żadnych wyrzutów sumienia co do tego, chociaż jakoś nie mam ochoty na więcej, wolałbym mieć kogoś na stałe. Acha, no i oczywiście jeszcze nikomu o tym nie powiedziałem, nie mam pojęcia czy ktokolwiek się domyśla czy coś, ale jeśli chodzi o tę kwestie to nie szukam jakieś akceptacji czy czegokolwiek, naprawdę odpowiada mi ten stan rzeczy.

 

Ze dwa lata temu jeden z moich kolegów (teraz jest moim współlokatorem) powiedział mi, że po klasie chodzą głosy, że mam kompleks niższości i dopiero wtedy tak faktycznie to do mnie dotarło że jednak coś jest nie tak, jednak jak poczytam to tylko część objawów się zgadza, trudno w ogóle cokolwiek dopasować tak pod siebie, zawsze znajdzie się jakieś "ale".

 

To chyba wszystko, przepraszam za takie długie wywody, no ale... :)

 

Edit: Oczywiście jeszcze o czymś zapomniałem. Otóż raz podczas takich awantur w domu dostałem ataku padaczki, minął od tego już rok i się nie powtórzyło. Miałem zrobione 2 razy wszystkie badania i nie wykazały żadnych nieprawidłowości, wg lekarzy jestem idealnie zdrowy, wszystko co sie tylko da jest w normie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. :) Mam wrażenie, że akceptujesz to, że jesteś gejem. To dobrze. :) Ze swoimi problemami spróbuj może iść do psychologa. Masz jakieś zainteresowania?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, jeśli chodzi o to, to nie mam z tym żadnego problemu ;)

Co do psychologa no to jednak trudno, wciąż będąc na utrzymaniu rodziców, z resztą obawiam się, że jak zacznie wyciągać mi z głowy coraz to gorsze rzeczy i sam fakt w ogóle chodzenia do psychologa może podziałać na mnie depresyjnie. Ostatnimi czasy coraz więcej jest miłych dni kiedy nie jest mi smutno, może jakoś sam z tego wyjdę ;) Warto było jednak wiedzieć konkretnie co mi jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem nadzieję zdiagnozować się samemu, ale jednak jest to baaardzo trudne. Ale z tego co czytałem to i ze specjalistami różnie bywa. Na razie nie będę się na nic porywał, zobaczymy jak będzie mi szło.

Tak swoją drogą, to straszną ulgę przyniosło mi samo napisanie tego molocha do góry. Spojrzałem na to wszystko tak jakby z dystansu i poczułem się od razu lepiej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak swoją drogą, to straszną ulgę przyniosło mi samo napisanie tego molocha do góry. Spojrzałem na to wszystko tak jakby z dystansu i poczułem się od razu lepiej...

To super! Takie miejsca chyba właśnie od tego są, dlatego dobrze, że się wygadałeś. ;)

 

Tak btw, czasami mam wrażenie, że nie powinnam się dziwić, że mam taki problem z chłopakami, bo na przestrzeni lat najlepsi faceci, którzy przewinęli się w moim życiu (z wyjątkiem ojca i brata oczywiście) okazywali się potem gejami. Z moich statystyk wynika, że zdecydowanie łatwiej jest znaleźć porządnego chłopaka preferującego innych chłopaków niż dziewczyny. :D

 

-- 26 lut 2015, 00:15 --

 

Ale czym byłem starszy tym gorzej. Jakoś pod koniec podstawówki to już byłem dość mocno zamknięty w sobie, ale nie tragicznie, ale w gimnazjum znacznie się to pogorszyło, a w liceum to była już masakra i tak jest do dzisiaj. Dziwne jest to, że w podstawówce i w gimnazjum obracałem się praktycznie w tym samym towarzystwie, jednak czułem jak coraz bardziej się od nich oddalam. Nie wiem, jakoś za nimi nie nadążałem czy co, nie mam pojęcia. A w liceum wpadłem w zupełnie nowe towarzystwo, gdzie nie znałem nikogo no i w sumie to był już początek końca. Bardzo trudno nawiązuje relację z kimkolwiek, a już na pewno nie byłem w stanie nigdy postawić pierwszego kroku (nawet zauważyłem, że jak kogoś spotykam na ulicy to nie mogę pierwszy powiedzieć "cześć", tak jakby czekam aż ten ktoś pierwszy to zrobi). Gdyby kilka osób do mnie nie zagadało, to pewnie byłbym tam sam jak palec. Ale i tak w sumie byłem, no może tylko z jedną osoba spędzałem dużo czasu. Pod koniec liceum było już lepiej, ale to dlatego, że przyzwyczaiłem się do tych ludzi i klasy, i ogólnie rzecz biorąc wszyscy wydali mi się bardziej życzliwi i tacy "ludzcy", co nie znaczy, że stałem się jakoś bardziej otwarty, po prostu czułem się lepiej w ich towarzystwie, ale to wszystko, nie kumplowałem się z nimi prawie wcale. Za to bardzo zapadły mi w pamięć takie chwile jak ktoś powiedział coś o mnie niekoniecznie miłego, albo jak musiałem publicznie wystąpić - cały się trzęsę jak tylko o tym myślę.

 

Miałam kiedyś dokładnie tak samo, albo i gorzej, bo nie byłam w stanie normalnie funkcjonować w klasie. Sterroryzowałam nauczycieli w szkole tak, że byłam jedyną osobą, która nie chodziła do tablicy robić zadanie, ani nigdy nie odpowiadała ustnie, zawsze pisałam na kartce. Bardzo źle się to dla mnie skończyło.

Po jakimś czasie gdy chodziłam już do psychologa i rozmawiam z nim o tym właśnie, próbował mnie przekonać, że sama stawiam siebie na straconej pozycji, bo np. nie zagadując pozwalam decydować innym o sobie, oni nawet mnie nie dostrzegają, bo tak świetnie się ukrywam, więc nie mają potrzeby mnie poznawać, a może ja chcę inaczej. Może sama powinnam decydować z kim rozmawiam, z kim chcę, a nie poznawać tylko tym, którzy mają ewentualną ochotę poznać mnie. Z czasem jest mi łatwiej, przestałam się przejmować co o mnie myślą, a że myślą, że mam nierówno pod sufitem, ich problem. Jak chcą się śmiać, niech się śmieją. Dopiero uczę się dystansu, ale zrobiłam olbrzymi postęp. Ale po dzień dzisiejszy nigdy się nie spóźniam, bo wiem, że w razie czego, nawet minutę spóźniona nie dam rady wejść do sali (kiedyś lekcyjnej, dziś w auli podczas wykładu jest 150 osób!). Otworzę drzwi i wszyscy będą się na mnie gapić i myśleć o tym, że się spóźniłam, albo mam krzywo ubraną spódnicę, rozczochrane włosy itp, że będą mnie krytykować nawet jeśli tylko w myślach. Nie chcę dawać im prawa do sterowania swoim samopoczuciem. Przecież nie jestem pępkiem świata, 150 osób o mnie nie myśli, tylko dlatego, że się spóźniłam. :D

 

Trzymaj się ciepło. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki veronique za Twój miły post, dobrze wiedzieć, że nie jest się osamotnionym z problemem.

 

Sterroryzowałam nauczycieli w szkole tak, że byłam jedyną osobą, która nie chodziła do tablicy robić zadanie, ani nigdy nie odpowiadała ustnie, zawsze pisałam na kartce. Bardzo źle się to dla mnie skończyło.

 

Ja nauczycieli nie sterroryzowałem, przez co nawet dość często musiałem chodzić do tablicy albo mówić coś publicznie (jak to nauczyciele - chcieli mnie znormalnić terapią szokową) i szczerze mówiąc nie wiem czy cokolwiek to mi dało oprócz dodatkowego stresu. Więc może tak było lepiej, żeby siedzieć na miejscu i tyle...

 

Przecież nie jestem pępkiem świata, 150 osób o mnie nie myśli, tylko dlatego, że się spóźniłam.

 

W sumie uświadomiłaś mi coś bardzo ważnego. W gruncie rzeczy takie zbytnie skupianie się na sobie i tego, co o mnie myślą itd. jest strasznie egoistyczne. Tak jakbym był własnie pępkiem świata i cały świat wirował tyko wokół mojej osoby :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×