Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bezsilność wobec sytuacji.


Patrycjusz

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

 

Mój problem zaczął się jakiś rok temu. Miałem depresję, każdy to widział, rzuciłem studia, dziewczynę, zerwałem kontakty z ojcem. Czemu, nie będę opisywał, po prostu zrobiłem to, bo każda z tych rzeczy mnie niszczyła.

 

Teraz, jestem na innym kierunku. Niestety materiał tutaj okazał się jeszcze gorszy niż tam. Wtedy chciałem skończyć ten koszmar, żeby było lepiej. Znalazłem się teraz w punkcie bez wyjścia. Drugiego kierunku nie rzucę chociaż męczę się bardziej niż na poprzednim. Na każde zajęcia chodzę bo muszę, kolokwia i egzaminy piszę bo muszę, moja nauka wygląda tak, że wkuwam coś na pałę i przechodzę ledwo na trójach. W środku czuję maksymalną niechęć do tego co robię, gdybym chciał robić tak jak chcę, pewnie skończyłbym na ulicy lub na łasce matki. Ewentualnie poszedłbym do pracy za 1300 zł, co zniechęca mnie jeszcze bardziej niż nauka.

 

Po kłótni z ojcem i zerwaniu kontaktu czuję się jeszcze gorzej. Tutaj jestem całkowicie bezradny, bo o ile moje studia to być może wynik mojego umysłowego niedorobienia, o tyle tutaj mam do czynienia z drugim człowiekiem. Kontakt z nim był maksymalnie toksyczny, a brak tego kontaktu powoduje u mnie niekontrolowaną zazdrość wobec innych studentów, którzy dostają normalne wsparcie. Może mniejsze finansowe, ale przynajmniej ktoś w nich wierzy. Zawsze marzyłem o ojcu, który zamiast 20 tysięcy zarabiałby średnią krajową, ale nie traktowałby mnie z góry.

 

Jedyna rzecz, która mnie trzyma to moja nowa dziewczyna. Można powiedzieć, że mój schemat wygląda tak: studiuję -> dostaję pieniądze -> mogę być przy niej. Niezbyt odpowiedzialnie.

 

Jestem cholernym idealistą, niespełnionym muzykiem, obrazoburczym sceptykiem, który dosłownie męczy się w każdej minucie swojego życia, kiedy przebywa sam.

 

No więc do tego już się przyzwyczaiłem. Tutaj nie pomoże psychiatra. Nie da mi normalnego ojca ani fajnych studiów.

 

A reakcja psychologiczna, która u mnie następuje i której chciałbym się pozbyć, wygląda tak. Powiedzmy, że mam egzamin z przedmiotu, którego nienawidzę. Frustracja i smutek z tego wynikające powodują taką reakcję łańcuchową. Przypominam sobie, w jakiej beznadziejnej sytuacji się znajduję i czuję niepohamowany smutek. Aż ściska mnie gdzieś w piersi, a mój mózg wydziela jakąś kwaśną substancję, która wyciska mi łzy z oczu. Cierpienie psychiczne jest tak mocne, że zamienia się w fizyczne, wykańcza mnie to. Najgorsze jest, że mogę to w jakiś sposób pohamować, ale to jest silniejsze. Muszę wtedy się do końca zdołować, umrzeć psychicznie, i zmartwychwstać. Wtedy nie wierzę w to co się stało i przez jakiś czas żyję normalnie.

 

Czy powinienem udać się do psychiatry, skoro to co opisuję jest wynikiem rzeczywistości?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem Ci szczerze, że trochę jakbym czytała o sobie. Moje problemy są wynikiem traum, złego dzieciństwa i toksycznych rodziców. ''Zepsuli'' mnie, a potem poszło już z górki. Depresja i parę innych rzeczy. Piszesz, że miałeś depresje, może nadal ją masz? Może to też być po prostu złość na ojca i stąd ta frustracja i zniechęcenie. Myślę, że najlepszym wyjściem byłoby pójście do psychologa. Wygadasz się, spojrzysz na pewne sprawy z innej perspektywy i może poukładasz sobie trochę w głowie. Wizyta u psychiatry, wtedy kiedy uznasz, że potrzebne Ci są leki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×