Skocz do zawartości
Nerwica.com

Patrycjusz

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Patrycjusz

  1. Smutna Twoja historia. Jeśli zarabiasz na siebie za granicą to znaczy, że jednak jesteś silna psychicznie i dajesz radę. Rozterki to normalna rzecz przy takiej sytuacji. Z tego treściwego opisu mogę wywnioskować, że Twoja mama miała ostrą depresję spowodowaną różnymi rzeczami o których nie masz, nie miałaś i nigdy pewnie mieć pojęcia nie będziesz. W każdym razie jeśli Twoja siostra również z tego powodu zwariowała, a Ciebie to dopada, to znaczy, że to jest genetyczne. Jestem taki jak Ty, po pierwsze neurotyk, po drugie mam co do siebie bardzo wysokie wymagania - żeby inni odbierali mnie dobrze, doszukuję się u innych postawy krytycznej wobec mnie, wydaje mi się, że mnie nie lubią etc. Do tego dochodzi jeszcze to, że chciałbym coś osiągnąć, być kimś, a niestety jestem takim szarym człowieczkiem. Z jednej strony kiedy rozmawiam z ludźmi czuję się mądrzejszy - a z drugiej, mam mniej sukcesów "mierzalnych". Twój charakter to wynik dwóch rzeczy: pierwsza to geny i niezbyt fajna przeszłość, druga to fakt, że jesteś po prostu mądra - sceptyczna, krytyczna, wobec siebie, swoich możliwości, i tak samo wobec innych. Z taką postawą nie jest łatwo, ale wiedz, że nie jest ona zła, wręcz odwrotnie. Jeśli miałbym dać Ci jakąś radę - polub siebie. Popatrz, przez jaki trud przeszłaś wcześniej, większość ludzi z takim bagażem emocjonalnym raczej nie dałaby sobie rady. Praca na obczyźnie wśród komend i niechętnych spojrzeń nie jest przyjemna, ale potraktuj to jako po prostu źródło zarobku, a nie sens swojego życia. A jeśli ani rodzina, ani praca nie są w przypadku Twojego życia zbyt szczęśliwymi zakładkami - poszukaj przyjaciół, miłości, pomyśl co Cię interesuje i w czym jesteś dobra, zrób coś dla siebie. Nie będę pisał pierdół typu - zapomnij o tym co było, zostaw to za sobą - nie, taka ucieczka poskutkuje co najwyżej alkoholizmem, zresztą sama piszesz, że lubisz być w stanie upojenia, bo mniej boli. Lepiej konkretnie przemyśleć temat, wyciągnąć wnioski.
  2. Patrycjusz

    Jestem wpadką

    bittersweet, ja zdaję sobie z tego sprawę, i wiem, że całe to zło minęłoby, gdybym po prostu pracował. Problem w tym, że jak widzę współczesny rynek pracy to mnie krew zalewa. Dlatego studiuję, i wiem, że ten koszmar będzie trwał do momentu, aż usamodzielnię się (zostało mi jeszcze tylko finansowo). To przykre, że studia to najgorszy okres mojego życia pod kątem stanu psychicznego. Bo wiadomo, że do studiów utrzymywanie dziecka jest normalne, po się pracuje, a w trakcie to jest takie "bycie na łasce". Po prostu jak ktoś nie ma normalnej sytuacji to nie powinien studiować i taka jest prawda.
  3. Patrycjusz

    Jestem wpadką

    Mało tego, jestem wpadką ze skoku w bok. "Niechciany" czy "nieplanowany" to miałkie słowa przy określeniu mojej sytuacji. Jak to się zaczęło? Mój ojciec miał wtedy 21 lat, żonę, roczne dziecko i brał którą popadnie. Moja matka 18 lat, swędzącą cipkę i słabość do wokalistów disco-polo. Wpadli, małżeństwo ojca poszło w drzazgi, postanowił być z tą "nową" i wychować bękarta. Niestety nie poszło za dobrze, po 5 latach rozstali się poprzedzając to patologią w domu, samiec szybko poradził sobie znajdując nowy cel, płodząc następne dzieci (którym niczego nie żałuje), a samica do tej pory (od kilkunastu lat) jest sama. W wieku 18 lat dowiedziałem się o tym wszystkim i że mam starszą o rok, przyrodnią siostrę. Generalnie moje życie to kłamstwo. Przekłada się to oczywiście na teraz, od ojca ciągnę alimenty na studia, czasem jak się stawia to komornik (nie mam skrupułów, zarabia kilkanaście tysięcy), mama niby dobrowolnie się dokłada, ale wyraźnie da się odczuć, że to jest na zasadzie "ja Ci pomagam i nic z tego nie mam więc mam tak naprawdę pretensje, że istniejesz", co dało się odczuć całe życie (taki syndrom bohatera, nie usunęła ciąży, pracowała i wychowywała dziecko jednocześnie, więc mam być jej za to wdzięczny, wow fajnie, że nie wywaliła mnie na śmietnik). Oczywiście za każdym razem jak zaczynam temat łzy stają jej w oczach, bo w końcu poświęciła się, ale prawda w oczy kole, że ma z tego powodu żal do świata, tak jak do tego, że od kilkunastu lat nie może znaleźć faceta bo ma zbyt wysokie wymagania i zrytą głowę przez mojego ojca (każdy samiec to zło). Depresja egzystencjalna, zazdrość wobec ludzi z normalną sytuacją, myśli samobójcze. Anybody?
  4. Witam. Mój problem zaczął się jakiś rok temu. Miałem depresję, każdy to widział, rzuciłem studia, dziewczynę, zerwałem kontakty z ojcem. Czemu, nie będę opisywał, po prostu zrobiłem to, bo każda z tych rzeczy mnie niszczyła. Teraz, jestem na innym kierunku. Niestety materiał tutaj okazał się jeszcze gorszy niż tam. Wtedy chciałem skończyć ten koszmar, żeby było lepiej. Znalazłem się teraz w punkcie bez wyjścia. Drugiego kierunku nie rzucę chociaż męczę się bardziej niż na poprzednim. Na każde zajęcia chodzę bo muszę, kolokwia i egzaminy piszę bo muszę, moja nauka wygląda tak, że wkuwam coś na pałę i przechodzę ledwo na trójach. W środku czuję maksymalną niechęć do tego co robię, gdybym chciał robić tak jak chcę, pewnie skończyłbym na ulicy lub na łasce matki. Ewentualnie poszedłbym do pracy za 1300 zł, co zniechęca mnie jeszcze bardziej niż nauka. Po kłótni z ojcem i zerwaniu kontaktu czuję się jeszcze gorzej. Tutaj jestem całkowicie bezradny, bo o ile moje studia to być może wynik mojego umysłowego niedorobienia, o tyle tutaj mam do czynienia z drugim człowiekiem. Kontakt z nim był maksymalnie toksyczny, a brak tego kontaktu powoduje u mnie niekontrolowaną zazdrość wobec innych studentów, którzy dostają normalne wsparcie. Może mniejsze finansowe, ale przynajmniej ktoś w nich wierzy. Zawsze marzyłem o ojcu, który zamiast 20 tysięcy zarabiałby średnią krajową, ale nie traktowałby mnie z góry. Jedyna rzecz, która mnie trzyma to moja nowa dziewczyna. Można powiedzieć, że mój schemat wygląda tak: studiuję -> dostaję pieniądze -> mogę być przy niej. Niezbyt odpowiedzialnie. Jestem cholernym idealistą, niespełnionym muzykiem, obrazoburczym sceptykiem, który dosłownie męczy się w każdej minucie swojego życia, kiedy przebywa sam. No więc do tego już się przyzwyczaiłem. Tutaj nie pomoże psychiatra. Nie da mi normalnego ojca ani fajnych studiów. A reakcja psychologiczna, która u mnie następuje i której chciałbym się pozbyć, wygląda tak. Powiedzmy, że mam egzamin z przedmiotu, którego nienawidzę. Frustracja i smutek z tego wynikające powodują taką reakcję łańcuchową. Przypominam sobie, w jakiej beznadziejnej sytuacji się znajduję i czuję niepohamowany smutek. Aż ściska mnie gdzieś w piersi, a mój mózg wydziela jakąś kwaśną substancję, która wyciska mi łzy z oczu. Cierpienie psychiczne jest tak mocne, że zamienia się w fizyczne, wykańcza mnie to. Najgorsze jest, że mogę to w jakiś sposób pohamować, ale to jest silniejsze. Muszę wtedy się do końca zdołować, umrzeć psychicznie, i zmartwychwstać. Wtedy nie wierzę w to co się stało i przez jakiś czas żyję normalnie. Czy powinienem udać się do psychiatry, skoro to co opisuję jest wynikiem rzeczywistości?
  5. Przedstawię problem na moim przykładzie i liczę na jakieś rady, zapraszam też do dyskusji ogólnie na temat "życie w związku: mózgiem czy sercem". Nawiązując do tematu - początek związku zwykle bierze się z uczucia i na nim też potem bazuje. Ja osobiście też tak działam, ale do tego dołączam czystą, matematyczną kalkulację - czy ta druga osoba mi się podoba fizycznie, czy mamy wspólne zainteresowania, czy dogadamy się na jakiejkolwiek płaszczyźnie. Trochę jak szukanie jak najwięcej wspólnych elementów, ale nie do końca o to chodzi. A jeśli chodzi o moją prywatną sprawę. Mam problem z dziewczyną, ponieważ kłócimy się na płaszczyźnie: czucie - myślenie. Jeśli chodzi o charakterystykę psychologiczną, ja jestem 5w4 INTP, ona 4w5 INFP. Można powiedzieć, że jest idealnie dopóki nie muszę udzielić jej wsparcia. Daję wtedy logiczne, racjonalne i przydatne wskazówki jak poradzić sobie z problemem, a ona uważa to za chłód emocjonalny i mówię, że krzywdzę ją takim zachowaniem. Przykład: ma sprawdzian, pytam z czego i daję wskazówki jak to zdać bo już to miałem (jestem starszy). Na tego typu rady dostaję w odpowiedzi "nie rób ze mnie idiotki" i dyskusja schodzi na bardzo zły tor. Na chwilę obecną wygląda to tak, że zostałem obwiniony o całe zło świata w tym jej kompleksy, podczas kiedy staram się być dla niej najlepszym facetem świata.
×