Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam. Jestem Sylwia...


cheiloskopia

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Jestem Sylwia, mam 24 lata. Zarejestrowałam się tutaj w nadziei, ze na niniejszej stronie znajdę ludzi takich jak ja - z podobnymi problemami; ludzi, którzy będą w stanie mnie zrozumieć...

Pochodzę z rodziny patologicznej, tak więc na jakiekolwiek wsparcie i zrozumienie ze strony najbliższych nie mogę liczyć.

Udało mi się przetrwać lata psychicznego maltretowania przez matkę, przemocy fizycznej stosowanej przez ojca. Udało mi się skończyć szkołę średnią, znaleźć pracę, potem kolejną i jeszcze następną, by jakoś się utrzymać. Udało mi się przezwyciężyć strach przed samotnością i zakończyć trwający 6 lat związek z kolejnym alkoholikiem w moim życiu. Udało mi się zbudować normalny związek z cudownym chłopakiem z normalnego domu. Udało mi się zacząć cieszyć się życiem.

I nagle wszystko to się rozsypało. Narzeczony odwołał ślub, teściowie dali mi do zrozumienia, że nie do końca są zadowoleni z wyboru ich syna.

I choć ten związek przetrwał, JA się rozsypałam. Przestałam jeść, nie mogłam spać. Wciąż się bałam i nie potrafiłam określić czego konkretnie. Momentami strach przeradzał się w ataki paniki; w tamtych momentach zrobiłabym wszystko, byle tylko się to skończyło.

Zaczęłam obsesyjnie myśleć o samobójstwie - każdego dnia w wyobraźni przeżywałam własną śmierć na tysiąc sposobów. Nie nadawałam się do pracy; licząc do 15 potrafiłam pomylić się o 7...

Cały czas płakałam, bałam się i myślałam o śmierci. Próbowałam się powiesić - kilkukrotnie zresztą. Pisałam listy pożegnalne. Przestałam panować nad sobą; nad tym co myślę, robię, mówię...

W takim właśnie stanie trafiłam na zamknięty oddział psychiatryczny, gdzie spędziłam miesiąc. Następnie skierowano mnie na dzienny oddział leczenia nerwic, gdzie niedługo dobiegnie końca moja terapia grupwa.

 

Jest lepiej. Dużo lepiej. Mimo tego czuję się niesamowice zagubiona. Do tego narzeczony, któremu dałam nieźle popalić przez ostatnie mesiące, sam musiał udać się na terapię, bo przestał sobie ze sobą radzić... a ja czuję, że to moja wina...

 

W trakcie terapii światło dzienne ujrzał jeszcze jeden poważny problem, którego usilnie starałam się nie dostrzegać - anoreksja. Gdzieś mi umknęło, że ważę tylko 40 kg, że potrafię przypomnieć sobie w poniedziałek, iż w piątek ostatni raz coś jadłam, że okłamuję chłopaka, kiedy o to pyta, że pod podszewkę torebki chowam kanapki, gdy zrobi mi je do pracy...

 

Nie mam siły na walkę z nerwicą, depresją i anoreksją. Nie mam już siły na walkę z samą sobą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×