Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pierwszy raz o swoich problemach


zazara

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie wszyscy ;)

Jestem tu nowym użytkownikiem, nie chce na razie podawać swojego imienia więc wybaczcie, że będę troszkę niegrzeczny i się nie przedstawię :P Powiem jedynie, że mam 22 lata i sprowadza mnie tu wiele "problemów", które chciałbym z siebie wyrzucić.

Przepraszam, jeśli moja wypowiedź będzie nieco chaotyczna, ale z reguły jakoś mówię o tym co mi przyjdzie do głowy nie starając się tego porządkować.

Studiuje. Jestem zwykłym, jak wyżej wspomniałem 22letnim chłopakiem, niczym się nie wyróżniającym (z zewnątrz) od reszty moich rówieśników. Dodałem "z zewnątrz" bo wewnątrz mnie dzieje się jakiś armagedon, którego nie kontroluje, często nie potrafię nawet opisać słowami. W sumie powinienem dodać, że z zewnątrz się nie wyróżniam od innych bo odkąd sięgam pamięcią gram kogoś kim nie do końca jestem. Całe życie noszę na twarzy maskę, chyba nikt nie zna prawdziwego mnie, nawet ja sam przyzwyczaiłem się do roli którą gram i tylko chwilami, bolesnymi chwilami, przypominam sobie kim tak 'naprawdę' jestem.

Nie wiem nawet od czego zacząć. Powiem może o tym, że od zawsze byłem bardzo wrażliwym chłopakiem. Dotykała mnie krzywda innych, wzruszała mnie dobroć jaką ludzie potrafili dawać innym. Często płakałem. Dziś, w sumie zmieniło się tyle, że mimo iż nadal jestem tak bardzo wrażliwy, to mam wrażenie, że nie potrafię płakać. Nie potrafię nawet sobie przypomnieć kiedy ostatni raz wylałem z siebie łzy. Pamiętam jednak, że płacz bardzo mi pomagał, było to dla mnie, dla mojego organizmu, dla mojej psychiki ogromnym oczyszczeniem. Teraz mimo wielu kłopotów, mimo smutków, nie potrafię się rozpłakać, nie potrafię zmusić się do płaczu. W momentach wzruszenia napływają mi do oczu malutkie łzy, ale.. ale to nie to samo. Potrzebuję się chyba mocno wyryczeć jak dawniej by sobie ulżyć. Wspominanie trudnych okresów, śmierci bliskich w towarzystwie bardzo smutnej muzyki także nie pomaga. Ogólnie mam wrażenie, że odczuwam wewnątrz wszystkie emocje a nie potrafię ich z siebie wyrzucić przez co czuję się przez nie 'ciężko', bo to się wszystko bądź co bądź we mnie kumuluje, a nie chce pęknąć.

Teraz z innej beczki. Od zawsze otacza mnie ogromna ilość ludzi. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że jestem osobą lubianą, z gromadą znajomych. Mimo to czuje się samotny. Być może to wynika z tego, że nie jestem wśród nich do końca sobą i wydaje mi się, że gdybym odkrył się w 100% wcale nie byłbym tak lubiany? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Mam jednak przyjaciela. Jest to osoba przed którą nie mam tajemnic. On wie o mnie wszystko. Jednak i tu się wiele zmieniło. Parę lat temu gdy każdy poszedł w swoją stronę i dzieli nas odległość kilkuset kilometrów mam wrażenie, że przestaliśmy się rozumieć. Nasze rozmowy kręcą się wokół przyziemnych tematów a gdy chcę porozmawiać o czymś co mnie dręczy, mam wrażenie, że robione jest wszystko by zboczyć z tematu. To pewnie jest kolejny powód, dla którego tu jestem i dla którego czuję się samotny. Nie jest tak, że nie próbowałem z nikim rozmawiać na ten temat. Bo zarówno i mojemu przyjacielowi, jak i bliższym znajomym opowiadałem o swoich problemach, ale mam wrażenie, że nie potrafią mnie zrozumieć, i chyba nie rozumieją, bo nigdy takiego czegoś nie przeżyli.

O wrażliwości było, o samotności było, przejdźmy do kwestii wiary. Wiara jest dla mnie bardzo istotna. Mam wrażenie, że gdyby nie Bóg, już dawno stoczyłbym się na dno. To Jemu wszystko zawdzięczam. To z Nim mogę codziennie porozmawiać, to Jemu mogę za wszystko podziękować i do Niego mogę składać swoje prośby. To wiara trzyma mnie jeszcze w ryzach, bo jestem osobą Bogobojną i przez to, a raczej dzięki temu staram się jeszcze kontrolować swoje zachowania w miarę możliwości. Pytanie - jak długo jeszcze dam radę? Lecz i tu coś uległo zmianie. Wcześniej moje rozmowy z Bogiem były jakby głębsze, potrafiłem z siebie wyrzucić wszystko, popłakać przy tym jak bóbr, dziś jest inaczej. Czuję się jak bym po prostu "mówił" a nie rozmawiał. Mało tego nie potrafię się skupić na modlitwie. Rozmawiając z Bogiem na pewien temat, jestem w stanie w tym samym czasie mieć setki innych myśli w głowie, które mnie od modlitwy odciągają. I tu z kwestii wiary przeszedłem do kwestii mojego skupienia. Nie potrafię się na niczym skupić. Siadając do nauki, jakiegoś zajęcia czy jak wcześniej wspomniałem modlitwy, rozprasza mnie sterta innych myśli. Co prawda odkąd pamiętam mam w ten sposób jednak nigdy nie było to tak nasilone. Na przykład nauka: tematy, których powinienem nauczyć się w godzinę, zajmują mi 4-5razy tyle i ślęczę nad tym 4-5h, gdzie mógłbym zrobić wiele innych pożytecznych rzeczy w tym czasie. Co do mojego skupienia, dawniej potrafiłem przed snem położyć się do łóżka, popatrzeć w sufit lub posłuchać cicho muzyki i przemyśleć sobie jakąś sprawę, jakiś problem, podejść do tego z każdej strony, dokładnie przeanalizować i zamknąć temat. Dziś kładę się i nawet nie potrafię skupić myśli na tym jednym konkretnym problemie bo równolegle myślę o kilku innych. I to jest uciążliwe, bo każdy mój problem jest aktualnie otwarty, a to się wszystko jak wiadomo gromadzi i jest coraz to gorzej. Zacząłem nawet łykać jakieś specyfiki poprawiające pracę mózgu czy też zdolność do skupienia.

Przypomniało mi się na koniec o moich fobiach które zaczęły mi towarzyszyć w ostatnim okresie. Czuję się ciągle obserwowany. Mam wrażenie, że ciągle ktoś mnie śledzi, patrzy na ręce i zna każdy mój ruch. Straciłem zaufanie do bliskich mi ludzi bo czuję, że chcą mnie szpiegować. Wszędzie mam pozakładane hasła. Nawet pisząc tego posta mam wrażenie, że ktoś z moich znajomych a niepowołanych osób będzie wiedział, że piszę to ja. Stałem się podejrzliwy. Ostatnimi czasy rzadko kiedy jestem gotów uwierzyć komuś w coś na słowo, potrzebuje albo to przeżyć, zobaczyć na własne oczy albo zobaczyć oficjalnie na piśmie. Czuję się jak w jakimś "Big Brotherze" - ciągle pod obserwacją, do tego wiecznie czymś wystraszony. Już wiecie dlaczego na początku nie podałem swojego imienia? Bo boję się, że ktoś to znajdzie i wydedukuje, że to właśnie ja pisałem.

Chciałbym się od tego wszystkiego wyżej uwolnić, a nie potrafię. Wiem, że może psycholog czy psychiatra mógłby mi pomóc, ale ja się chyba nie chce tam udawać, a już na pewno nie chce faszerować się lekami.

Nie wiem w sumie czego oczekuje pisząc tego posta. Chyba zrozumienia, chyba tego, że spotkam tutaj kogoś, kto miał podobne problemy do moich i może da mi jakąś wskazówkę, podzieli się swoim doświadczeniem, da odrobinę wsparcia. Wszyscy tu jesteśmy z jednego powodu: mamy ze sobą problem i wyrzucamy tu wszystko w tym jednym miejscu oraz liczymy na wsparcie, na chociażby te jedne zdanie otuchy pod naszymi wypocinami, i tego chyba chcę, chociażby jednego zdania dającego znak, że ktoś to przeczytał, że choć odrobinę rozumie moje problemy.

Pewnie nieźle Was zanudziłem tym wszystkim. Nawet nie wiem czy napisałem tu o wszystkim co chciałem Wam przekazać bo mam w sobie aktualnie chaos. W każdym bądź razie dziękuję każdemu kto to wszystko przeczyta, dziękuje każdemu kto zostawi po sobie miły ślad.

Pozdrawiam i życzę dobrej nocy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum :)

Często tak jest, że niby mamy wielu znajomych, przyjaciół to w trudnych momentach nie ma z kim porozmawiać. Jest obawa, że nikt nie zrozumie. I jest to prawdopodobne, bo jeśli ktoś nie czuł czegoś podobnego, to ciężko może być mu zrozumieć.

Jeśli głowę zaprząta masa myśli, to nic dziwnego, że nie można się skupić i to co wcześniej zajmowało chwilę, teraz zajmuje dwa razy dłużej.

Myślę, że powinieneś spróbować udać się do specjalisty, żeby porozmawiać o swoich lękach. Może to częściowo pomogłoby Ci zrozumieć co przeżywasz. Być może potrzebna będzie terapia. Lekami nikt na siłę nie będzie Cię faszerował. Na razie możesz spróbować tylko terapią.

Życzę dużo cierpliwości :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję coccinella, za pozostawienie śladu, za życzenia cierpliwości - na pewno się przyda :)

Nie jestem jakoś do końca przekonany co do wizyty u specjalisty, zdaję sobie sprawę z tego, że mógłbym otrzymać pomoc, ale jakoś boję się tego, boje się pójść, otworzyć i wywalić wszystko ze środka przed obcą osobą. Wspominałem o braku zaufania, myślę, że specjaliście również bym nie był w stanie zaufać i wyłożyć wszystko przed siebie - bądź co bądź nie anonimowo.

Pozdrawiam i dzięki jeszcze raz za odpowiedź :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×