Skocz do zawartości
Nerwica.com

witam


koraaa90

Rekomendowane odpowiedzi

Mam 22 lata. Nerwica towarzyszy mi już od bardzo dawna. W zasadzie dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że to jednak nerwica natręctw. Śmieszne, bo do tej pory zawsze się śmiałam wśród znajomych, że pasja zmywania naczyń 24h to moja nerwica natręctw. Tylko używałam tego terminu na prawdę w formie żartobilwego wytłumaczenia swojego pedantyzmu. Dwa lata temu po pierwszym roku studiów przechodziłam poważne załamanie ze względów osobistych. Fartem zaliczyłam rok, a po drugim równie ciężkim coś we mnie pękło. Zaczęłam się leczyć na nerwicę lękową z epizodami depresji. Brałam benzodiazepiny około pół roku, po czym stwierdziłam, że przynoszą więcej szkody niż pożytku, w dodatku bałam się od nich uzależnić, miałam kłopoty z pamięcią. Pojawiało się błędne koło. Jedne objawy leczyły inne wywoływały. Rzuciłam je z dnia na dzień, mimo iż schodzi się z nich stopniowo. Miałam etap "obicia". Przeżyłam, myślałam, że dam sobie sama ze sobą radę. A wszystkie choroby psychiczne to ludzkie wymysły, bo najłatwiej nic nie robić i tłumaczyć się chorobą. Tylko znów miałam pecha i pojawiły się inne życiowe kłopoty, znów fartem zaliczyłam rok, z pomocą przyjaciół, gdyż otworzenie książki i czytanie jej choćby przez 25 minut jest dla mnie niemożliwe. Teraz za mną miesiąc wakacji, męczenia się i zmuszania do nauki, do pracy. Bez efektów. Nie potrafię z nimczym ruszyć. Tknęło mnie i zaczęłam czytać o nerwicy natręctw. Krótka analiza swojego życia i wychaczyłam bagatelizowane do tej pory objawy: pedantyzm, uzależnienie od sprzątania, strach i lęk przed chorobą najbliższych właściwie to już walka z obsesyjną wyobraźnią, w przeszłości gryzienie włosów, rozdrapywanie natrętne strupków i ran, glupie nocne rytuały co do miejsca kapci itd, wiele innych. Straciłam w ciągu ostatnich 3 lat wszystkich zanajomych, świadomie się od nich odizolowałam. Mieszkam z dwójką przyjaciół, właściwie tylko oni mi zostali i mają pojęcie o moich dziwnych przypałościach.

Chciałam serdecznie się ze wszystkimi na tym forum przywitać.

Przeprosić za tą zbyt obszerną notkę.

Potrzebuję kontaktu z ludźmi, którzy rozumieją co przeżywam, rozmowy. Niestety moja sytuacja wymaga ode mnie kamuflowania wszelkich moich odchyleń od normy,a chcę w końcu móc czasem szczerze o sobie mówić.

Pozdrawiam,

Kora ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko szczerze mówiąc nie jestem co do tego przekonana. bardziej chyba już do psychologa czy do jakieś terpaii grupowej...sama nie wiem.

 

Jedno nie wyklucza drugiego (?)- tzn kolejność jest taka, że jeśli masz czas i pieniądze możesz zapisać się do psychoterapeuty,

a jeśli on / ona akurat będzie prowadził grupę to możesz się załapać i najpierw na terapię idywidualną i potem na grupową

do tego samego terapeuty / lub partnera ( tzn. takie mam wyobrażenia mgliste ?)

Generalnie to sam jestem tu nowy i ponieważ mnie powitano teraz ja witam Ciebie.

(oczywiście serdecznie) -nomorewords43

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziękuję i również witam serdecznie:) poczytałam trochę o tej psychoterpaii, zobaczymy co z tego wyjdzie. na razie walczę z jakimś ciężkim dołem, chyba za dużo mnie jednak kosztowało skończenie tego roku mimo wszystko. a tak czasem jest, że spycha się pewne problemy, spycha, a one i tak dadzą o sobie znać nawet po czasie :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

koraaa90, ja mam tak, że muszę spaść na dno, żeby odczuć swoją beznadziejną sytuację i chcieć się odbić do góry; wtedy jestem w takim stanie, że sytauacja jest dla mnie tragiczna i sama choć odrobiną siły chcę ją zmienić bo jest nie do wytrzymania, mam jej dość, ale wspomagam się lekami i terapią swego czasu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amelia, to widzę, że nie tylko ja tak mam. sama po sobie wiem, że np. rok na uczelni u mnie wygląda mniej więcej tak: cały semsetr robię "sobie na złość" mogę leżeć przy książkach i nie mieć nic innego na głowie, nie ruszę. dopiero jak już mam taki kryzys, że lada chwile jestem na wylocie. stres powoduje, że robię wszystko w trybie natychmiastowym i się wykaraskam. podobnie z każdym innym przedsięwzięciem w moim życiu. i wiem, że ktoś powiedziałby " to całkiem normalne, każdy tak ma" ale dla mnie to nie jest normalne. ja chcę coś zrobić, ale naprawdę mam blok. wiem co mówię, kiedyś byłam najlepsza, potrafiłam siedzieć z książką, zaniedbać wszystko i sprawialao mi to satysfakcję. odkąd zaczęłam studia, po pewnych przejściach w życiu wszystko na odwrót, totalny regres, zdziecinniałam, przestałam ogarniać nawet proste z pozoru sprawy :( nawet nie wiesz jaką to rodzi we mnie złość, ta niemoc, ta beznadziejność, jak ta ostatnia niemota :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×