Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przegrałem życie? Nie ma mowy, nie poddam się...


tylerisdead

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem już jakiś czas zarejestrowany, ale nie udzielam się zbytnio, tak więc wypada się przywitać. - Tak więc witam wszystkich!

 

Przejdźmy do tematu. Otóż wielu z Was(nas) ma ten okres w życiu, kiedy chcę się już poddać, powiedzieć koniec i spisać testament. Tylko, czy warto się poddawać? Czy nasza egzystencja miała polegać na tym, że poddamy się tak szybko? Nie ma opcji, nie przyjmuję tego do wiadomości.

 

Generalnie, to mój życiorys jest strasznie niepoukładany - nie było tam czasu na adrenalinkę, na zabawę, przyjaźń czy miłość, a w każdym razie nie w takim stopniu, żeby się jakoś z tego cieszyć. Czyż nie mieliście podobnie? A może dalej macie? W skrócie, to taki standard poniekąd - ojciec alkoholik, matka za granicą, wychowywany przez siostrę, która po studiach również wyjechała za granicę. Jej się udało, zawsze była twarda. A co ze mną? - No cóż, drugi rok w szkole zawalony, utracone znajomości, zabawa dragami i ograniczone życie towarzyskie. Tylko uświadomiłem sobie dzsiaj, po rozmowie z siostrą, a właściwie to wylałem wszystkie swoje "żale", o których nie wiedziała...

 

Uświadomiłem sobie, że ciągłe poddawanie się, odstawianie czegoś, nie ma sensu. Niby do niczego twórczego nie doszedłem, czy też Ameryki nie odkryłem, ale tutaj nie chodzi o ogólne znaczenie, tylko o wdrożenie tego we własne życie, co już jest trudniejsze do zrealizowania. Doszedłem do tego, że jednak chcę coś osiągnąć w życiu i chcę mieć swoje "5 groszy" na tym ziemskim padole oraz, że jak umrę, to pozostawię coś po sobie, a nie tylko nadgnite truchło.

Z rozpoczęciem się 2012 roku, w którym, przy okazji, życzę Wam wszystkiego, co najlepsze, stuknęło mi 20 lat. Swoim CV tak naprawdę nie mogę sie zbytnio pochwalić, ale naprawdę, czas to zmienić.

 

Tak więc od Lutego, o ile mnie przyjmą, zaczynam szkołę, odbuduję stosunki ze starymi znajomymi oraz moją bardzo dobrą koleżanką, z którą już dawno byłoby coś więcej, ale nie pozwalała mi na to głowa. Byłem za słaby, żeby pokonać pokręcone myśli tworzone przez psychikę. Trzeba poszukać pracę, skoro szkoła w weekendy i zacząć funkcjonować - koniec chodzenia do psychiatry po antydepresanty. Czas powiedzieć koniec. Od jutra koniec ze spaniem do 14 i przesiadywaniem w domu. Grunt, to "mieć ikrę" i iść przed siebie, swoimi, nawet krętymi, ale swoimi ścieżkami. Nie patrzeć się więcej za siebie i przede wszystkim - nie patrzeć na innych. Trzeba być takim pozytywnym egoistą, że tak to ujmę. O całkowity egoizm w negatywnym tego słowa znaczeniu się boję, bo moja empatia mi na to nie pozwoli.

 

Pozdrawiam wszystkich "chorych" i "nawiedzonych". Buźka ode mnie i do przodu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Optymistyczny post :) Mam nadzieję, że udaje Ci się realizować to co sobie ustaliłeś.

 

Ja również staram się żyć zasadą, że szkoda czasu na narzekanie i nicnierobienie. Oczywiście nie znaczy to, że zawsze przepełnia mnie energia i pozytywne myślenie. Ale świadomie walczę z potknięciami i gorszym nastrojem. Cieszę się, że nie jestem sama :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×