Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pomóżcie, proszę. Nie radzę sobie ze sobą.


Klaudynna

Rekomendowane odpowiedzi

Hej.

Nie bardzo wiedziałam, gdzie się wpisać, więc wybrałam 'zaburzenia osobowości' jako najodpowiedniejsze. Piszę na tym forum, ponieważ poważnie się zastanawiam nad swoim stanem psychicznym. Powiedzmy sobie szczerze: nie jestem w znakomitej formie psychicznej, a raczej wręcz odwrotnie. Moje problemy zaczęły się w okresie dorastania i od tamtego czasu nie pamiętam momentu w życiu, kiedy na prawdę byłabym szczęśliwa. Kiedyś jeszcze łatwo było mi to ukrywać przed znajomymi, choć zdarzały się momenty odsłaniania tej maski, które raczej na dobre mi nie wychodziły.

 

Im dalej w las, tym bardziej zgorzkniała jestem i coraz mniej rzeczy sprawia mi przyjemność. Najchętniej zostałabym w domu ze słodyczami i serialami, nawet nie chce mi się już wychodzić do ludzi. Każde spotkanie z nimi jest swojego rodzaju konfrontacją, a mi coraz trudniej je znosić. Nie potrafię już, jak kiedyś, śmiać się z siebie, drażnią mnie docinki, co raczej jest rzeczą normalną w relacjach międzyludzkich. Często bywam zazdrosna o to, że ktoś ładnie wygląda, co jest okropne z mojej strony i nienawidzę tego u siebie. Mimo to, że mam znajomych, czuję się strasznie samotna. Nie mam z kim porozmawiać, bo nie lubię się afiszować ze swoimi problemami. Chciałabym, żeby ktoś widząc moje łzy, spytał, jak może mi pomóc, a nie tylko 'co się stało' ze zwyczajną ciekawością. Tylko paradoksalnie, nie mógłby tego uczynić, bo każde łzy chowam. Kilka dni temu uświadomiłam sobie bolesny fakt, że nie ma wokół mnie człowieka, który byłby w stanie zadać mi takie pytanie, który chciałby mojego szczęścia. Dodam, że każde miłosne uniesienia kończyły się fiaskiem, z reguły nie z mojej strony. Z rodziną nie mam zbyt dobrego kontaktu, oni mają zupełnie inną koncepcję na to życie, niż ja. Często się kłócimy, nawet bardzo, a moje niepowodzenia są przez nich traktowane jak świadectwo mojej tępoty, nieodpowiedzialności, nieróbstwa, głupoty itp. Dodatkowo o wszystko muszę z nimi walczyć, bo i oni i ja nie uznajemy kompromisów. Często się na nich wyżywam, pyskuję, mówię przykre dla nich rzeczy, bo chcę ich zranić. To samo zresztą dostaję, szczególnie od ojca. Czasem sypią się wyzwiska, a każda kłótnia pozbawia mnie kolejnej cząstki wiary i nadziei w to, że kiedyś może mi się ułożyć. Jest mi źle, czuję się nie potrzebna i nie kochana.

 

Czasem nawet chciałabym odebrać sobie życie, bo tracę nadzieję na lepsze życie, ale oczywiście nie mam na tyle odwagi, żeby zejść z tego świata. To tylko myśli, typu : Łatwiej byłoby , gdyby mnie tu nie było', albo ' Ciekawe, czy ktoś by po mnie płakał?'. Często też zastanawiam się, czy jest we mnie coś dobrego, co warto by było pokazać innym ludziom, ale jakoś ciężko mi znaleźć odpowiedź na to pytanie. Z reguły zamiast przyciągać do siebie ludzi, odpycham ich. Kiedy poznają mnie bliżej, wycofują się. A kiedy ktoś się przybliża, to ja blokuję dostęp do siebie i nie pozwalam na to.

 

W lustrze często widzę smutną twarz, często płaczę. Bywa, że czuję się jak opona bez powietrza, taka sflaczała i zmęczona życiem. Uśmiech pojawia się czasem na chwilę, tylko jakoś nie przynosi ulgi ani radości. Dodam jeszcze, że nękają mnie lęki. Często w nocy nie mogę spać i czekam, aż zacznie świtać, bo się boję.

 

Są również momenty, kiedy wydaje mi się, że wszystko wróciło do normy, że już nie potrzebuję pomocy, że to był tylko przejściowy kryzys, ale potem wszystko wraca i znów jest źle, znów płaczę.

 

Wydaje mi się, że nikt mnie nie rozumie, a nawet nie stara się tego robić. Po za tym nie umiem okazywać pozytywnych uczuć, często je w sobie hamuję, wstydzę się ich. Za to takie emocje jak gniew, złość, żal, potrafię oddawać ze zdwojoną siłą. Moi bliscy na tym cierpią, czego jestem świadoma, ale nie wydaje mi się, żeby tak strasznie brali to do siebie.

 

Nie chcę tak żyć. Czy ktoś zetknął się kiedyś z taką sytuacją? Czy wiecie jak sobie z tym poradzić, jak przezwyciężyć ten wewnętrzny ból, nie mając sił? Czy powinnam poprosić specjalistę o pomoc? Nie sądzę, żeby to była depresja, bo rozpoznałabym to. Może to nic poważnego i samo przejdzie? Proszę Was o poradę, pomoc, słowo wsparcia, diagnozę - cokolwiek.

P.S. Tylko proszę bez złośliwości i bez tekstów typu ' Weź się w garść'. Nie mam siły odpowiadać na ataki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Klaudynna, moim zdaniem powinnaś koniecznie udać się do specjalisty i opowiedzieć mu to co opisałaś w swoim poście.

na jakiej podstawie sądzisz że to nie depresja? jakbyś ją rozpoznała?

i jeszcze jedno... nie zakładaj z góry z naszej strony ataków... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko właśnie problem w tym, że mieszkam w małym miasteczku i tu nie ma specjalistów. Byłam u miejscowej pani psycholog, która właściwie nic mi nie pomogła. Czułam się, jakbym mówiła do ściany.

Wiem, że to nie depresja, bo nie jestem stale przygaszona i nie pasują do mnie wszystkie objawy. Robiłam kiedyś test Becka, czy coś takiego, to nie wyszło nic niepokojącego w tym kierunku. Było tylko blisko tego stanu, czy coś podobnego. Nie pamiętam dokładnie, bo robiłam go dość dawno, jakoś pół roku temu.

Przepraszam, to tylko takie ostrzeżenie, bo zdarzają się czasem tacy, co zauważyłam, czytając inne fora czy posty ;)

 

-- 14 lip 2011, 20:52 --

 

Korat, sama w zasadzie nie wiem. Chciałam tylko wiedzieć, czy ktoś nie ma takiego samego problemu, czy ktoś nie wie, jak mogę sobie z tym poradzić. Może po to, żeby się wygadać ..

Możecie powiedzieć o swoich problemach, z którymi sobie daliście radę. Albo powiedzcie chociaż, dlaczego wato żyć .. ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Klaudynna, ile masz lat?

uważam że na prawdę powinnaś udać się do specjalisty i to jak najszybciej. Oczywiście my również będziemy Cię wspierać i pomagać na tyle na ile będziemy w stanie...jednak nie jesteśmy ani lekarzami ani terapeutami...

Wiele osób ma lub miało podobne problemy jak Ty i niestety bez profesjonalnej pomocy ciężko jest z tego wyjść...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ile mam lat? 18 i 8,5 miesiąca. Niedługo wyrwę się z domu, już dostałam się na studia, ale w związku z tym jest tak dużo stresów .. Ciągle się kłócę z rodzicami, jest po prostu strasznie. Myślałam, że wyjadę do pracy, ale z tym też był wielki problem .. Prawko nie zdane 3 razy - moja wina, jestem tępa, zacofana i tylko wstyd przynoszę.

Może i potrzebna mi pomoc, ale co, jeśli oni mają rację? Co, jeśli jestem na prawdę tępa, nieporadna, nic nie potrafię i jestem na nich skazana do końca życia .. ?

Może, jak już przeniosę się do innego miasta, wybiorę się do poradni specjalistycznej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możecie powiedzieć o swoich problemach, z którymi sobie daliście radę. Albo powiedzcie chociaż, dlaczego wato żyć .. ?

 

Specjalista jest ci potrzebny, dowiesz się czegoś fachowego na temat swojej, to się przyda.

Dlaczego warto żyć? Do mnie trafia, takie myślenie, że skoro już się na tym świecie pojawiłem, to warto by doświadczyć jak najwięcej tego dobrego co ten świat oferuje. Jak najwięcej poznać i zrozumieć z otaczającej nas rzeczywistości. To mnie napędza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzisz, a do mnie to nie trafia. Bo tak sobie od razu myślę, że może byłam błędem i zostałam stworzona tylko po to, żeby wszystko niszczyć, W końcu musi być jakaś przeciwwaga dla dobra, inaczej byśmy nie wiedzieli czym jest. I może ja muszę taka być .. Tylko, że ja strasznie nie chcę.

A po za tym, ostatnio dociera do mnie z coraz większą intensywnością, że każdy z nas ma w sobie nutkę zła. A jak się nad tym zaczęłam zastanawiać głębiej, to doszłam do wniosku, że ja go mam w sobie multum, że jestem egoistką, która rani, po to, żeby się rozładować i zdobywa to, czego chce, czyimś kosztem. To okropne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Klaudynna, Korat dobrze mówi... Warto... zawsze warto walczyć... bo życie jest jedno...

nie wyglądasz mi na osobę tępą ani zacofaną, raczej zagubioną, przytłoczoną otaczającą Cię rzeczywistością... Nie jeden z nas tutaj doskonale zna ten stan... uwierz mi...

Ważne żebyś pozwoliła sobie udzielić profesjonalnej pomocy... Nie załamuj się... Całe życie przed Tobą... dopiero w nie wkraczasz tak na prawdę... a porażki są nieuniknione i trzeba nauczyć się przyjmować je z podniesioną głową i czerpać z nich naukę na przyszłość... Nie ma ludzi idealnych i bezbłędnych... Popełnić błąd to nie wstyd... Wstydem jest popełnić błąd, mieć tego świadomość i nie potrafić się przyznać że się go popełniło ;)

Także główka do góry...

I nie bierz się w żadną garść... Bo na pewno masz za małą... poza tym to nic nie daje... ale jak się nazbiera więcej tych garści- dłoni od innych życzliwych ludzi to staje się realne podniesienie się z podłogi :smile:

 

-- 14 lip 2011, 22:38 --

 

Widzisz, a do mnie to nie trafia. Bo tak sobie od razu myślę, że może byłam błędem i zostałam stworzona tylko po to, żeby wszystko niszczyć, W końcu musi być jakaś przeciwwaga dla dobra, inaczej byśmy nie wiedzieli czym jest. I może ja muszę taka być .. Tylko, że ja strasznie nie chcę.

A po za tym, ostatnio dociera do mnie z coraz większą intensywnością, że każdy z nas ma w sobie nutkę zła. A jak się nad tym zaczęłam zastanawiać głębiej, to doszłam do wniosku, że ja go mam w sobie multum, że jestem egoistką, która rani, po to, żeby się rozładować i zdobywa to, czego chce, czyimś kosztem. To okropne.

 

W każdym człowieku jest i dobro i zło... Nie jesteś ani zła, ani egoistką ani nic z tych rzeczy :!: Wiesz dlaczego :?: Bo samo to że o tym myślisz w negatywnym kontekście, że tego nie chcesz, dowodzi że taka nie jesteś...

Nie zadręczaj się... To tylko pogłębia dołek niepotrzebnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz rację we wszystkim i wiem o tym, ale jakoś ciężko mi w to wierzyć. Chciałabym, bardzo bym chciała. I chciałabym, żeby znalazła się osoba, która by wierzyła we mnie i w to, że sobie poradzę ..

 

Klaudynna,

 

W każdym człowieku jest i dobro i zło... Nie jesteś ani zła, ani egoistką ani nic z tych rzeczy :!: Wiesz dlaczego :?: Bo samo to że o tym myślisz w negatywnym kontekście, że tego nie chcesz, dowodzi że taka nie jesteś...

Nie zadręczaj się... To tylko pogłębia dołek niepotrzebnie...

 

Nie jestem właśnie tego taka pewna. Im więcej o tym myślę, tym więcej zła w sobie widzę. Może dlatego to wszystko tak jest, za karę .. ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Klaudynna, jak byłam w Twoim wieku ( powiedziała 80 latka w ciele 25 latki) to też mi się zdawało że ja żyję za karę, że jestem chodzącym złem, że żyję po to aby ten sadysta na górze miał ubaw... Z wiekiem coraz bardziej docierało do mnie że może i ten u góry ma ubaw ale ja jednak nie zasłużyłam sobie na takie cierpienia... i w wieku lat 25 zdecydowałam się pozwolić sobie pomóc... Straciłam w życiu wiele szans, wplątywałam się w różne bagna... Jesteś pewna że chcesz przechodzić przez ten koszmar jeszcze X lat ?? Gwarantuję Ci że nie... Dlatego udaj się do lekarza bardzo Cię proszę a potem na terapię ... oki??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Klaudynna, na początek do lekarza psychiatry... czy będziesz musiała płacić to zależy czy pójdziesz na nfz czy prywatnie. Poszukaj w internecie jakiejś poradni zdrowia psychicznego gdzieś blisko siebie, nie koniecznie w Twoim mieście jeśli to małe miasteczko... i będziesz miała wizytę na nfz. Nie musisz mieć skierowania. Jeśli prywatnie to w Trójmieście liczą sobie od 70-150 zł. Myślę że podobne ceny są w całej Polsce. Lekarz psychiatra zapisze Ci wspomagająco jakieś leki- za nie trzeba już zapłacić ... a ceny leków są na prawdę różne... Ja swojemu powiedziałam że nie mam stałej pracy i zaczęliśmy od jakichś niedrogich a popularnych przy moich problemach...

Poproś natomiast o skierowanie na psychoterapię o ile lekarz sam Cię nie skieruje (a powinien). Z psychoterapię też jest różnie. U mnie np. na nfz jest ciężko zwłaszcza z indywidualną, ja załapałam się na dzienny oddział psychiatryczny - chodzi się tam na kilka godzin dziennie i się terapeutyzuje :smile: Jeszcze nie byłam więc nie powiem Ci jak tam jest ale forumowicze sobie chwalą.

Jeśli prywatnie sesje indywidualne to 100-150 zł zapewne i najlepiej 4 razy w miesiącu więc dosyć kosztownie... Najlepiej poszukaj w internecie... a Może psychiatra coś Ci doradzi. Mój mi doradził.

I nie wstydź się prosić o pomoc... Masz do tego prawo. Spróbuj coś poszukać, umówić się i pisz nam tutaj jak Ci idzie :smile:

oki??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję bardzo, za pomoc. Dobra, postaram się coś znaleźć i dam znać.

A jeśli mogę zapytać, z czym Ty ,Lady_B, miałaś problem? I czy z pomocą psychiatry, psychoterapii, udało Ci się z tego wyjść? Jeśli tak, to po jakim czasie? ;>

 

-- 15 lip 2011, 20:04 --

 

Zrobiłam ponownie test Becka i oto co mi wyszło:

 

UWAGA!

 

Wynik to : 21 punktów.

Jesteś w depresji. Twój stan wymaga spotkania się z psychiatrą. Wskazane jest rozpoczęcie farmakoterapii.

 

Niemożliwe, że jest aż tak źle ..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Klaudynna, ja trafiłam tu z epizodem depresyjnym który nadal trwa choć zdarzają się małe górki... a depresja spowodowana jest innymi zaburzeniami jak również niezbyt fajną przeszłością i teraźniejszością... Jestem na początku swojej drogi... 2 miesiące leczenia farmakologicznego, a terapia od 16 sierpnia...

Pochodź po forum, poczytaj... Ludzie dużo piszą o zdrowieniu, terapii itd

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przykro mi .. To straszne, że na świecie jest tylu ludzi, którzy mają podobne problemy. A ilu jeszcze siedzi w ukryciu, bojąc się przyznać, że mają problem .. Niesprawiedliwe jest to życie, jednym wszystko łatwo przychodzi, a inni muszą pracować całe życie i walczyć z bałaganem wokół siebie, żeby jakoś sobie radzić. No i jak w takiej rzeczywistości można patrzeć na cokolwiek pozytywnie .. ?

Rysiek wiedział, co śpiewa. 'W życiu piękne są tylko chwile' ..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej.

Nie bardzo wiedziałam, gdzie się wpisać, więc wybrałam 'zaburzenia osobowości' jako najodpowiedniejsze. Piszę na tym forum, ponieważ poważnie się zastanawiam nad swoim stanem psychicznym. Powiedzmy sobie szczerze: nie jestem w znakomitej formie psychicznej, a raczej wręcz odwrotnie. Moje problemy zaczęły się w okresie dorastania i od tamtego czasu nie pamiętam momentu w życiu, kiedy na prawdę byłabym szczęśliwa. Kiedyś jeszcze łatwo było mi to ukrywać przed znajomymi, choć zdarzały się momenty odsłaniania tej maski, które raczej na dobre mi nie wychodziły.

 

Im dalej w las, tym bardziej zgorzkniała jestem i coraz mniej rzeczy sprawia mi przyjemność. Najchętniej zostałabym w domu ze słodyczami i serialami, nawet nie chce mi się już wychodzić do ludzi. Każde spotkanie z nimi jest swojego rodzaju konfrontacją, a mi coraz trudniej je znosić. Nie potrafię już, jak kiedyś, śmiać się z siebie, drażnią mnie docinki, co raczej jest rzeczą normalną w relacjach międzyludzkich. Często bywam zazdrosna o to, że ktoś ładnie wygląda, co jest okropne z mojej strony i nienawidzę tego u siebie. Mimo to, że mam znajomych, czuję się strasznie samotna. Nie mam z kim porozmawiać, bo nie lubię się afiszować ze swoimi problemami. Chciałabym, żeby ktoś widząc moje łzy, spytał, jak może mi pomóc, a nie tylko 'co się stało' ze zwyczajną ciekawością. Tylko paradoksalnie, nie mógłby tego uczynić, bo każde łzy chowam. Kilka dni temu uświadomiłam sobie bolesny fakt, że nie ma wokół mnie człowieka, który byłby w stanie zadać mi takie pytanie, który chciałby mojego szczęścia. Dodam, że każde miłosne uniesienia kończyły się fiaskiem, z reguły nie z mojej strony. Z rodziną nie mam zbyt dobrego kontaktu, oni mają zupełnie inną koncepcję na to życie, niż ja. Często się kłócimy, nawet bardzo, a moje niepowodzenia są przez nich traktowane jak świadectwo mojej tępoty, nieodpowiedzialności, nieróbstwa, głupoty itp. Dodatkowo o wszystko muszę z nimi walczyć, bo i oni i ja nie uznajemy kompromisów. Często się na nich wyżywam, pyskuję, mówię przykre dla nich rzeczy, bo chcę ich zranić. To samo zresztą dostaję, szczególnie od ojca. Czasem sypią się wyzwiska, a każda kłótnia pozbawia mnie kolejnej cząstki wiary i nadziei w to, że kiedyś może mi się ułożyć. Jest mi źle, czuję się nie potrzebna i nie kochana.

 

Czasem nawet chciałabym odebrać sobie życie, bo tracę nadzieję na lepsze życie, ale oczywiście nie mam na tyle odwagi, żeby zejść z tego świata. To tylko myśli, typu : Łatwiej byłoby , gdyby mnie tu nie było', albo ' Ciekawe, czy ktoś by po mnie płakał?'. Często też zastanawiam się, czy jest we mnie coś dobrego, co warto by było pokazać innym ludziom, ale jakoś ciężko mi znaleźć odpowiedź na to pytanie. Z reguły zamiast przyciągać do siebie ludzi, odpycham ich. Kiedy poznają mnie bliżej, wycofują się. A kiedy ktoś się przybliża, to ja blokuję dostęp do siebie i nie pozwalam na to.

 

W lustrze często widzę smutną twarz, często płaczę. Bywa, że czuję się jak opona bez powietrza, taka sflaczała i zmęczona życiem. Uśmiech pojawia się czasem na chwilę, tylko jakoś nie przynosi ulgi ani radości. Dodam jeszcze, że nękają mnie lęki. Często w nocy nie mogę spać i czekam, aż zacznie świtać, bo się boję.

 

Są również momenty, kiedy wydaje mi się, że wszystko wróciło do normy, że już nie potrzebuję pomocy, że to był tylko przejściowy kryzys, ale potem wszystko wraca i znów jest źle, znów płaczę.

 

Wydaje mi się, że nikt mnie nie rozumie, a nawet nie stara się tego robić. Po za tym nie umiem okazywać pozytywnych uczuć, często je w sobie hamuję, wstydzę się ich. Za to takie emocje jak gniew, złość, żal, potrafię oddawać ze zdwojoną siłą. Moi bliscy na tym cierpią, czego jestem świadoma, ale nie wydaje mi się, żeby tak strasznie brali to do siebie.

 

Nie chcę tak żyć. Czy ktoś zetknął się kiedyś z taką sytuacją? Czy wiecie jak sobie z tym poradzić, jak przezwyciężyć ten wewnętrzny ból, nie mając sił? Czy powinnam poprosić specjalistę o pomoc? Nie sądzę, żeby to była depresja, bo rozpoznałabym to. Może to nic poważnego i samo przejdzie? Proszę Was o poradę, pomoc, słowo wsparcia, diagnozę - cokolwiek.

P.S. Tylko proszę bez złośliwości i bez tekstów typu ' Weź się w garść'. Nie mam siły odpowiadać na ataki.

Witaj! Czytalam Twoj post i mialam wrazenie, ze to ja go napisalam. Bylam taka sama, nadal jeszcze cos mi z tego zostalo ale walcze i walcze, zeby sie zmienic i powoli mi sie udaje...Tobie tez sie uda. Musisz tylko sobie uswiadomic, co Ci sie w sobie nie podoba i starac sie to zwalczyc. U mnie najgorzej jest sie otworzyc na innych..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj! Czytalam Twoj post i mialam wrazenie, ze to ja go napisalam. Bylam taka sama, nadal jeszcze cos mi z tego zostalo ale walcze i walcze, zeby sie zmienic i powoli mi sie udaje...Tobie tez sie uda. Musisz tylko sobie uswiadomic, co Ci sie w sobie nie podoba i starac sie to zwalczyc. U mnie najgorzej jest sie otworzyc na innych..

 

Jak walczysz? W sensie czy z czyjąś pomocą, czy sama się z tym zmagasz? Ja właśnie wróciłam z pracy wakacyjnej, a niedługo przenoszę się do większego miasta na studia i mam zamiar udać się do jakiegoś psychiatry czy psychoterapeuty.

Bardzo chciałabym, żeby mi się udało. Chciałabym patrząc w przyszłość, nie czuć niepokoju. Chciałabym stać się odważna, pewna siebie i swojego zdania, rozsądna i mniej emocjonalnie podchodzić do życia.

Jest tak wiele rzeczy, które mi się w sobie nie podobają, że nawet nie wiedziałabym od czego zacząć. Przede wszystkim mam zaburzenia postrzegania, tzn. przez cały czas zastanawiam się co inni o mnie myślą, co mówią, a wobec tego próbuję kontrolować swoje każde słowo i zachowanie. Możesz sobie więc wyobrazić jak to męczy, bo przecież to niewykonalne. Właściwie to mam tyle problemów ze sobą, wewnętrznych rozterek i żalu do ludzi, że nie jestem w stanie sobie z tym sama poradzić. Próbowałam przez wiele lat, często bagatelizowałam problem, wmawiałam sobie, że nic się nie dzieje, że jest dobrze. Bardzo się myliłam, bo teraz mój problem urósł do potężnych rozmiarów. Łzy pojawiają się 2-4 razy w tyg; stałam się zimna, cyniczna, obcesowa, zupełnie obojętna na uczucia innych, egoistyczna i zamknięta w sobie. To nie jestem ja. Nie jestem osobą, którą pamiętam sprzed kilku lat. Czuła, miła, uśmiechnięta, otwarta na ludzi i ich problemy, rozmowna, szczera i pomocna. Taka byłam, zanim spostrzegłam, że takie cechy charakteryzują osobę słabą, naiwną; osobę, która zawsze dostanie od życia i innych po dupie. Lepiej było więc odwrócić się od wszystkich, stopniowo zmieniać się we wredotę i ranić innych, żeby samej nie być ranioną. Ale, jak widzisz, nie było to dobre rozwiązanie. Wcale nie jest mi lepiej, nienawidzę siebie, ludzi, świata. I nie mam pojęcia, jak przywrócić radość z życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×