Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Was cieplutko,

Zarejestrowałam się tutaj, ponieważ po prostu nie daję już rady. Panicznie boję się odrzucenia. Stało się tak kilka razy i nawet w zwyczajnej wiadomości potrafię wkręcić sobie próbę odrzucenia i braku akceptacji. Mam straszne wahania nastroju - od radości i żartów, po łzy i pretensje. Wczoraj straciłam jedną z najważniejszych osób w moim życiu, ponieważ złamałam obietnicę dotyczącą samookaleczania. Zrobiłam to świadomie, po to by go ratować, nie chciałam żeby już dłużej cierpiał. Bo ja nie potrafię określić czego oczekuję od znajomości z innymi ludźmi, często mam dosyć samej siebie, czuję że nie rozumiem świata a świat nie rozumie mnie bo przecież każdy tylko potrafi powiedzieć: "Jesteś rzekomo dorosła a zachowujesz się jak dzieciak", ale ja bronię się, to nie jest do końca moja wina, ja tego wcale nie chcę...

 

I moje pytanie - czy uważacie, że jest to ta osobowość chwiejna emocjonalnie typu borderline?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

I moje pytanie - czy uważacie, że jest to ta osobowość chwiejna emocjonalnie typu borderline?

nie chcę mówić za wszystkich obecnych na tym wątku, ale uważam, że to nie jest coś, co można stwierdzić nie będąc lekarzem psychiatrą! w takim opisie jak Twój odnalazłoby się naprawdę wielu ludzi, również zdrowych. nie twierdzę, że nic Ci nie jest, twierdzę natomiast, że forum psychologiczne to nie jest miejsce na poważną diagnozę. samookaleczenia na pewno nie są zdrowe. borderline czy nie, rozmowa z lekarzem (być może później psychoterapia i farmakoterapia) Ci się przyda. nie skupiaj się na diagnozowaniu siebie, niedługo znajdziesz całą listę zaburzeń, które do Ciebie pasują. może to też naprawdę nagmatwać Ci w głowie, skończyć się silnymi lękami/wzmożoną autoagresją. (przynajmniej ja tak miałam - wiążę to z niestabilną tożsamością, ale oczywiście nie umiem tego stwierdzić).

 

trzymaj się ciepło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chalkwhite, pomoc psychologiczna nic mi nie dawała. Jak już gdzieś pisałam - poziom pomocy z którym się spotkałam jest żałosny, szczególnie w szpitalu psychiatrycznym. Od psychologa nie dowiem się nic więcej prócz tego co wiem i wkurzało mnie to bo było stratą mojego czasu. Potrafię jasno ocenić co mi jest, napisałam tu ponieważ objawy mam strasznie zbliżone. Zresztą depresję zdiagnozowałam sobie sama (oczywiście śmiali się że wymyślam, szczególnie rodzina), gdy trafiłam do szpitala i powiedzieli mi że mam depresję to ich wyśmiałam bo wiedziałam to od dawna.

 

w takim opisie jak Twój odnalazłoby się naprawdę wielu ludzi, również zdrowych.

 

Każdy mówi, że zdrowy człowiek tak się nie zachowuje. Nie szukam na siłę choroby bo już mam dwie, trzecią jest depresja - wszystkie potwierdzone przez lekarzy i wszelkie badania, ale skoro mam zbliżony stan to przecież mogę dowiedzieć się jak inni radzą sobie z chorobą do której ja mam zbliżone objawy, może mi to jakoś pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy mówi, że zdrowy człowiek tak się nie zachowuje. Nie szukam na siłę choroby bo już mam dwie, trzecią jest depresja - wszystkie potwierdzone przez lekarzy i wszelkie badania, ale skoro mam zbliżony stan to przecież mogę dowiedzieć się jak inni radzą sobie z chorobą do której ja mam zbliżone objawy, może mi to jakoś pomoże.

:?

nie czytałam innych Twoich postów, a z powyższego wywnioskowałam, że pytasz forumowiczów, co sądzą o Twoim podejrzeniu, że cierpisz na bpd. nie zauważyłam za to chęci dowiedzenia się, jak sobie z naszym zaburzeniem radzimy (może to mój błąd, może jakieś uprzedzenie, bo bardzo często pojawia się tu nowa osoba święcie przekonana o tym, że ma bordera, bo jest chwiejna i boi się odrzucenia). ale założyłam też z góry, że nie zgłaszałaś się nigdy do lekarza w tej sprawie, co było pochopne, przepraszam. :oops:

jeśli rzeczywiście bpd dotyczy Ciebie, obawiam się, że nie powinnaś się poddawać z leczeniem. spróbuj może szukać dalej? nie wiem, co Cię spotkało ze strony służby zdrowia (w każdym razie współczuję, zwłaszcza że sama nie miałam najlepiej :<), ale chyba nie ma "domowych sposobów" na borderline. to jest wadliwa struktura, trzeba ją naprawić. dobrze, że troszczysz się o swoje zdrowie i chcesz wymieniać się doświadczeniami, ale to chyba na dłuższą metę nie wystarczy... przynajmniej takie jest moje zdanie.

 

swoją drogą "każdy mówi, że zdrowy człowiek się tak nie zachowuje" nie zawsze jest miarodajne. każde środowisko ma swoje normy i często to działa tak, że inny styl bycia od razu owocuje posądzeniami typu "to nie jest normalne". najważniejsze jednak, jak Ty się z tym wszystkim (swoimi zachowaniami, emocjami, ogólnie sobą) czujesz. z tego, co piszesz, wydaje mi się, że co najmniej bardzo źle - a to oznacza poważny problem. zastrzegam, że to, co powiedziałam (i w poprzedni poście, i teraz) nie miało oznaczać, że uważam Cię za zdrową. mam nadzieję, że tak nie pomyślałaś.

 

edit: nie uważam Ciebie też za chorą, żeby nie było! jestem raczej ostrożna w ocenianiu czyjegoś stanu psychicznego, dlatego o tym piszę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam, że to fajne oceniać czyjś stan psychiczny przez internet. Przecież tego właśnie się oczekuje. No bo czego. finalriot, prawda? Bo czego Ty oczekujesz po tym co napisałaś? Że ktoś Ci powie jak sobie radzić? - nie rób tak. Ot, cała recepta. A internet uczy, na prawdę, siedzę w nim długo i już 5 lat temu mając 15 lat odwiedziłam psychologa. Potem 6-ściu innych. Skierowanie do szpitala. Skierowanie tu i tam. Jedna droga. Druga droga to wziąć odpowiedzialność za życie, za jego smak i emocje. Tego mnie nauczył internet i życie w środowisku żyjących stworzeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chalkwhite, jeżeli chodzi o szpital to w sumie nic ciekawego tam się nie działo. Terapia wyglądała tak, że za każdym razem przychodził inny psycholog i właściwie całą historie musiałam opowiadać od nowa. Do tego na spotkaniach jakieś 15 osób - lekarzy, pielęgniarek i innych takich gapiących się na mnie to dla mnie był koszmar, źle to wspominam.

Nie wiem czy mam akurat taką chorobę, ponieważ dawno temu moja psycholog stwierdziła że w ogóle to ja wszystko wiem i to ona chwilami uczy się ode mnie. No to rzuciłam terapię. W sumie zastanawiam się nad tym czy nie wrócić, chociaż toczy się jakaś walka we mnie w tej kwestii. Domyślam się, że wiele osób próbuje sobie ubzdurać chorobę, albo po prostu szukać doraźnego ratunku. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ile razy byłaś hospitalizowana? bo po jednym złym doświadczeniu naprawdę nie ma co się zrażać. gdybyś wymiotowała krwią i została źle potraktowana w jednym miejscu, chyba nie zaniechałabyś starań o ratunek? ludzie z tego i innych wątków latami szukają i próbują i częściej niż by się człowiek spodziewał zdarza się, że są to starania bezskuteczne. mnie też to się przytrafiło. teraz czekam na półroczny pobyt w szpitalu i też nie wiem, czy terapia tam mi pomoże/czy ja dam radę z niej skorzystać.

 

tak naprawdę to jest kwestia obecnie najważniejsza i jeśli nic z tym nie zrobisz, za kilka lat nie będziesz mogła sobie wybaczyć tego, że pozwoliłaś swojemu życiu toczyć się przez beznadziejną rozpacz i otępienie. jak to wcześniej napisała forumowiczka jamnik :) (pozdrawiam!): bpd, abc czy hwdp - masz zdiagnozowaną depresję. i jeszcze coś, o ile dobrze zrozumiałam.

 

Domyślam się, że wiele osób próbuje sobie ubzdurać chorobę, albo po prostu szukać doraźnego ratunku. ;)

myślę, że choroba to po prostu dobry punkt zaczepienia, wymówka. rozmawiałam o tym z moją psychiatrą, mówiła dokładnie to samo. gdybym powiedziała, że wszyscy ode mnie odchodzą/że wszystkich ostatecznie ranię i odpycham/że nikt mnie nie rozumie/że wszyscy mnie wyśmiewają - to większość ludzi pomyśli, że mają do czynienia z trochę dziwną, marudną i wyolbrzymiającą osobą. natomiast inaczej to zabrzmi jak powiem, że cierpię, bo mam zaburzenie osobowości, że to borderline i że mam problemy z poczuciem odrzucenia, co sprawia, że relacje z innymi ludźmi mi nie wychodzą. z automatu wydaję się bardziej usprawiedliwiona. jęczenie jest w dzisiejszych czasach bardzo passé, za to choroby psychiczne bardzo glamour, niestety. dodatkowo ludzie tak łatwo sobie przypisują poważne zaburzenia, bo ich opisy są płaskie i proste w porównaniu do ich rzeczywistej złożoności i patologii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dogadanie się z moją rodziną jest impossible, dom to jedno wielkie pole bitwy: każdy przeciwko każdemu, ja przeciwko im i oni przeciwko mnie. Na co dzień ojcu mam po prostu nie przeszkadzać, nie gadać za dużo i ledwo zwraca na mnie uwagę. Za to, jak coś idzie nie po jego myśli i zrobię coś złego- od razu zabrałby mnie na szubienicę albo stos. Wtedy się liczę. Generalnie, jakkolwiek wmawiają mi alkoholizm (zaraz obok ćpania, ku.rwienia się i co tam jeszcze), wyolbrzymiając wszystko z powodu rodzinnej fiksacji na tym punkcie, mam od jakiegoś czasu tą swoją tradycję ze znajomymi, iż co piątek czy ogólnie koniec szkoły idziemy do pubu w tej mieścinie i pijemy, niezupełnie na umór. Dodam, że mam osiemnaście lat i raz zdarzyło mi się tylko wrócić naprawdę pijaną do domu, choć pewnie o raz za dużo. Wczoraj jednak strułam się po jednym kieliszku wódki (A zawsze piję tylko tyle, ile mogę, nie na siłę) i nie byłam jakoś tragicznie nietrzeźwa, jednak wymiotować mi się chciało okrutnie i też to zrobiłam, jak tylko dotarłam do domu.

Stała gadka poszła w ruch. Nie, żeby oni jakoś się przejmowali moją osobą, nie. Chodzi o opinię. Na mieście (Kurwidołek, w którym każdy się zna). Wielkie, awanturnicze ciśnięcie mi przez pół godziny, bo co powiedzą sąsiedzi, kupa znajomych ojca (Znanego z tego, że jest znany, bo w sumie podobnie jak matka z nikim się nie spotyka itp) oraz pani Kazia w monopolowym. Szargam opinią całej rodziny, jestem czarną owcą, menelem, pijakiem, dziwadłem (Przez fryzurę też nie lubi się ze mną pokazywać na ulicy), a ludzie jeszcze muszą to oglądać i oni mogą mieć nieprzyjemności, bo kogo wychowali. Nie pasuję do idealnego obrazka. A oczywiście całe miasto nie ma o czym mówić, tylko o mnie. Ja na to stała odpowiedź, że mnie opinia nie obchodzi, a że niedługo się wyprowadzę (Chyba będę zmuszona, choć naprawdę lubię tę szkołę i mam paru dobrych znajomych) to nie będą musieli już mojej gęby oglądać. Ale ich obchodzi. No i dobrze, wtedy będę sobie mogła robić co chcę. Plus dodałam zgryźliwie, że opinię i tak mam zszarganą, ale bynajmniej nie przez picie (Wygolona, pyskata ,,lesba" - podrywaczka, jedyna na całą okolicę). Pewnie wrócą do tematu.

Oczywiście koniec końców skończy się na zgryźliwych uwagach przez następne pół roku, natomiast matka udaje słodką i kochaną jak zawsze, bo przecież nic się nie stało. Ew ja ich uraziłam jak zawsze, broń boże oni mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dogadanie się z moją rodziną jest impossible, dom to jedno wielkie pole bitwy: każdy przeciwko każdemu, ja przeciwko im i oni przeciwko mnie. Na co dzień ojcu mam po prostu nie przeszkadzać, nie gadać za dużo i ledwo zwraca na mnie uwagę. Za to, jak coś idzie nie po jego myśli i zrobię coś złego- od razu zabrałby mnie na szubienicę albo stos. Wtedy się liczę. Generalnie, jakkolwiek wmawiają mi alkoholizm (zaraz obok ćpania, ku.rwienia się i co tam jeszcze), wyolbrzymiając wszystko z powodu rodzinnej fiksacji na tym punkcie,

Szargam opinią całej rodziny, jestem czarną owcą, menelem, pijakiem, dziwadłem (Przez fryzurę też nie lubi się ze mną pokazywać na ulicy), a ludzie jeszcze muszą to oglądać i oni mogą mieć nieprzyjemności, bo kogo wychowali. Nie pasuję do idealnego obrazka.

Jak ja to dobrze znam, od kiedy wiedzą ze mam bpd wciąż wszytsko jest przezemnie, ja robie źle, atmosfera w domu też wszystko przezemnie :twisted: .... Zrobiłam głupotę ze o tym powiedziałam, bo nade wszystko wykorzystują to na maxa a ja tu fiksuję i wyrywam sobie włosy, tnę sie.....bo moje emocje sięgają zenitu. A teraz te ŚWIĘTA, juz nie moge sie doczekac jak bedzie ju PO, bo wariuję...spotkania rodzinne i temat oczywiście" "Jaka ta Jola jest okropna, wszystko burzy, całą radość świat.." itp to wszytsko wyprowadza mnie z równowagi psychicznej, choć staram się być opanowana, spokojna, miła....ale cóż takie moję zasra..ne życie 26 latki :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pani psycholog z monaru postrzega pacjentów z zaburzeniami osobowości (z którymi pracowała) jako osoby, które nie widzą swojej winy, błędów w swoim zachowaniu i mają tendencję do zwalania wszystkiego na otoczenie.

to ogólna cecha osób z zaburzeniami osobowości, "książkowa" i mając wiedzę psychologiczną zgadzam się z takim podejściem. Chodzi o tzw egosyntoniczność, zgodność objawów z samym sobą, stwierdzenie tak mam taka jestem. A w zaburzeniach psychicznych innych np zab obsesyjno-kompulsywne czy lęk uogólniony objaw np lęk jest egodystoniczny, sprzeczny z ego, niechciany - niech mi przejdzie to straszne uczucie albo te myśli natrętne o niezamkniętym mieszkaniu.

Więc osoba z zab osobowości raczej uważa że to ze światem jest coś nie tak nie z nią, to świat jest zły ludzie winni, dla wielu osób diagnoza jest więc zaskoczeniem albo ulgą bo wreszcie zaczynają rozumieć o co chodzi..

wyciągam stary post, bo wcześniej jakoś nie dałam rady odpisać, a teraz chętnie wyjaśnię swój punkt widzenia. zgadzam się z powyższym i sama też czytałam coś podobnego, jednak na czystą logikę - to nie może być takie proste i jednoznaczne u osoby, która ma niestabilne poczucie "ja". pisałam, że (całość):

pani psycholog z monaru postrzega pacjentów z zaburzeniami osobowości (z którymi pracowała) jako osoby, które nie widzą swojej winy, błędów w swoim zachowaniu i mają tendencję do zwalania wszystkiego na otoczenie. jak dla mnie to jest średnio trafne, bo przecież osobowość CHWIEJNA emocjonalnie nie ma stałego spojrzenia na cokolwiek. czasem faktycznie wszyscy są wszystkiemu winni, a czasem są chodzącymi aniołami, przynajmniej dla mnie (i mówiąc w wielkim skrócie).

i znalazłam artykuł na stronie Psychiatric Times, który idealnie tłumaczy moje podejście, jak i moje własne doświadczenia. pozwolę sobie zacytować (podkreślenia moje). (wstawiam też link - do drugiej strony tego artykułu, bo właśnie tam znalazłam ważny dla tematu fragment! wymagana rejestracja: http://www.psychiatrictimes.com/display/article/10168/2067560).

Many clinicians have found the states of being model of dynamic deconstructive psychotherapy helpful for understanding affective instability in BPD and how it increases suicide risk. According to this model, patients with BPD can be triggered to switch between different states of being, or pseudo-personalities. In a matter of days, hours, or even minutes, patients can alternately appear helpless and childlike (helpless victim state), angry and self-righteous (angry victim state), or depressed and suicidal (guilty perpetrator state). These states are not methods of manipulation, but rather represent different sets of polarized and poorly integrated attributions of self and others.

When in the angry victim state, patients see themselves as heroic victims. They accept no responsibility for failures and instead blame others for their difficulties. They can become angry, manipulative, or violent in this state, since they perceive their actions as totally justified. This state is a defense against feelings of shame or humiliation and is triggered by situations that provoke such feelings. [...] Patients are at low risk for suicide while in this state because they see the source of their difficulties as outside of themselves.

On the other hand, when in the guilty perpetrator state, patients with BPD are at significantly increased risk for suicide, especially when there are other risk factors, such as poor social supports, co-occurring alcohol misuse, or poor physical health. When in the guilty perpetrator state, patients take on total responsibility for every bad thing that has ever happened to them. They see their lives as a series of failures and bad decisions; they feel ugly, worthless, and evil—a pest that deserves to be exterminated.

In the guilty perpetrator state, the patient preserves an idealized image of others by taking all the badness onto himself or herself. This state is usually triggered by perceived rejection, abandonment, or separation anxiety, but it can also be triggered by any situation that causes the patient to become ambivalent toward major attachment figures.

postaram się też wyjaśnić w dużym skrócie, jak ja zrozumiałam tekst :) osobom, które nie za bardzo radzą sobie z angielskim. otóż autor rozróżnia trzy różne stany pacjentów z bpd, które nawet nazywa "pseudoosobowościami": dziecinny stan bezradnej ofiary, zadufany stan rozeźlonej ofiary i depresyjny stan winnego sprawcy. te dwa ostatnie uwzględniają dwa skrajnie różne obrazy siebie i innych; rozeźlona ofiara to border, który czuje się pokrzywdzony przez ludzi wokół i nie zamierza przejść obok tego obojętnie. nie widzi swojej winy, za to bardzo łatwo odnajduje ją w innych. jest wściekły, bo czuje, że nie zasłużył na takie traktowanie. winny sprawca natomiast nagle zdaje sobie sprawę z faktu, że wszystkie niepowodzenia w jego życiu są wynikiem jego własnych błędów, że rani i niszczy wszystkich i wszystko dookoła i że nie zasługuje na nic innego niż śmierć. wierzy też, że żadne wady i błędy nie dotyczą ludzi wokół.

z powyższego wnioskuję, że nie zawsze nasze stany są egosyntoniczne. to znaczy nie tylko z powyższego, bo jak widać po moim wcześniejszym, zacytowanym wyżej poście, widzę to po prostu po sobie. natomiast ten artykuł dobrze oddaje chwiejność i płynność zaburzenia. dodatkowo podoba mi się, że dość ładnie i zgrabnie autor odniósł te stany i ich REAKTYWNOŚĆ NA ZACHOWANIE OTOCZENIA, ZWŁASZCZA WAŻNYCH OBIEKTÓW do mechanizmu rozszczepienia.

 

muszę Wam powiedzieć, że czytając takie prace rozjaśniam sobie wiele w głowie; jeśli dobrze to opisać, bpd wydaje się takie... logiczne, łatwe do wyjaśnienia. niestety, ale im dłużej czytam, tym bardziej również zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele spoczywa w rękach terapeuty, który przy tak wymagającym pacjencie musi być mistrzem empatii i łagodności, a jednocześnie umiejętności stawiania granic i stanowczości. stoi przed nim mnóstwo pułapek, bo przez bycie zbyt delikatnym bardzo łatwo może utwierdzić borderka w poczuciu osoby chorej i spowodować regresję, a przez bycie zbyt surowym - wywołać poczucie odrzucenia i próbę samobójczą/odejście z terapii. zastanawiam się, czy w Polsce łatwo jest trafić na wystarczająco uświadomioną i inteligentną emocjonalnie osobę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety w dzisiejszych czasach można nieźle się pogubić,

czy Wy tez macie wrażenie że wszystko jest coraz bardziej skomplikowane, inaczej że nic już nie jest proste?

Czy dawniej było tyle chorób co w dzisiejszych czasach?

Nie wydaje mi się , dzisiaj najmniejszej różnicy przyporządkowuje się nową jednostkę chorobową i stąd tyle chorób.

Zaburzenia osobowości - dzisiaj można by z tego zrobić wąską specjalizację podobnie i podobnie jest z innymi "chorobami". Ciekawe co będzie za kilka, kilkanaście lat?

Myślę że wiele z tych chorób jest urojonych lub stworzonych na potrzeby medycyny.Dzisiaj liczy się kasa a wiadomo im więcej chorób tym więcej leków które generują zysk.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chalkwhite, dziękuję Ci za tego posta. Bardzo wiele wniósł do mojego postrzegania BPD. Zwłaszcza że ostatnio zmagam się z buntem i odrzucaniem diagnozy. Ze swojakim nie chceniem bycia borderem. Sześciu czy siedmiu psychiatrów postawiło mi tę diagnozę, a ja uparcie szukałam oznak, że to jednak nie to. Przecież nie jestem agresywna w stosunku do innych i nie obwiniam wszystkich dookoła za to, co się w moim życiu przydarzyło.

winny sprawca natomiast nagle zdaje sobie sprawę z faktu, że wszystkie niepowodzenia w jego życiu są wynikiem jego własnych błędów, że rani i niszczy wszystkich i wszystko dookoła i że nie zasługuje na nic innego niż śmierć. wierzy też, że żadne wady i błędy nie dotyczą ludzi wokół.
Niestety, ten kawałek to akapit jakby wyjęty z mego życia :( . Nie pozostaje mi chyba nic innego jak uwierzyć, że mam BPD :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chalkwhite, dzieki za artykuł, zgadzam się z tobą i z tym co ładnie napisano oczywiście. W tym wypadku słowo egosyntoniczmy już niekoniecznie pasuje.. Tzn, osoba z bpd mimo że przeskakuje między tymi różnymi stanami, to w momencie ich trwania pogrąża się z nich, nie czuje sprzeczności, czyli są jakby egosyntoniczne. ALE, w bpd problem jest właśnie z brakiem spójnego ego, brakiem ego obserwującego, więc w ogóle nie może być mowy o tym czy cos jest zgodne z ego czy nie, to nie ten etap rozwoju jeszcze..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chalkwhite, hej, fajnie napisane.

 

dziecinny stan bezradnej ofiary, zadufany stan rozeźlonej ofiary i depresyjny stan winnego sprawcy.

123

 

b. trafne określenia. Jednak wydaje mi się, że są akceptowane, bo się po prostu dzieją, stąd też brak empatii.

 

Ostatnio zastanawiam się nad empatią. Empatii nie mam, a mi się tak wydaje. To jest odbieranie fal albo kalkowanie.

 

aha, purimer_89, tak, dawniej też było tyle chorób, nawet więcej, bo się nie myto. Możesz nazwać tą osobowość 'bpd' jako 'bałwan patrzy d...pą', ale to określenie i tak będzie określeniem, to ułątwia, ale nie martw się, też o tym myślę co dzień, jednak wychodzi na to, że lepiej nie myśleć jaki jest dzisiejszy świat tylko go brać, pozdro...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tzn, osoba z bpd mimo że przeskakuje między tymi różnymi stanami, to w momencie ich trwania pogrąża się z nich, nie czuje sprzeczności, czyli są jakby egosyntoniczne.

bardzo trafna uwaga, dzięki której egosyntoniczność bpd i chwiejność stanów w bpd nie wykluczają się nawzajem, a wręcz pasują :)

 

ALE, w bpd problem jest właśnie z brakiem spójnego ego, brakiem ego obserwującego, więc w ogóle nie może być mowy o tym czy cos jest zgodne z ego czy nie, to nie ten etap rozwoju jeszcze..

niestety, emocjonalne dwulatki:(

btw może mi pomożesz, bo mam wrażenie, że nie do końca rozumiem pojęcie ego obserwującego. jak może widać z moich postów, bardzo dużo zastanawiam się nad swoimi zachowaniami i reakcjami, sprawdzam, czytam, pytam. no i mam wrażenie, że to nieco sprzeczne z moim zaburzeniem. z drugiej strony wydaje mi się, że mimo iż przynajmniej część moich wniosków jest (chyba) trafna, nie jestem świadoma siebie i nie umiem opanować się w momencie, w którym postępuję... no, zgodnie ze swoją diagnozą. :roll: nie umiem też wykorzystać jakiejkolwiek wiedzy w celu polepszenia swojego funkcjonowania. żeby tę wiedzę w ogóle uzyskać, potrzebuję sporej perspektywy czasu, no i zdać sobie sprawę, że kiedy stanie mi się to i to - odczuwam to i to. bardzo opornie mi to idzie i rzadko udaje mi się trafne powiązanie emocji ze stresorem (choć może częściej niż bym się spodziewała, ale nie ufam sobie na tyle). więc moje pytanie: co konkretnie oznacza ego obserwujące? czy jak ktoś cierpi na jego brak, to jest w ogóle w stanie określić cokolwiek na swój temat? mam nadzieję, że nie namotałam za bardzo.

 

Ostatnio zastanawiam się nad empatią. Empatii nie mam, a mi się tak wydaje. To jest odbieranie fal albo kalkowanie.

o tym myślę chyba najwięcej i nadal nie ogarniam. czytałam coś o tym i to było ciekawe, rozróżniało brak empatii u bpd i npd, ale już nie pamiętam dokładnie, co z tego wynikało. może mamy w sobie jakąś taką dziecinną empatię, a raczej rodzaj zdolności do przeżywania cudzych cierpień? (co mnie na przykład bardzo dezorganizuje i boli). albo chciałabym w to wierzyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo wiele wniósł do mojego postrzegania BPD. Zwłaszcza że ostatnio zmagam się z buntem i odrzucaniem diagnozy. Ze swojakim nie chceniem bycia borderem. Sześciu czy siedmiu psychiatrów postawiło mi tę diagnozę, a ja uparcie szukałam oznak, że to jednak nie to. Przecież nie jestem agresywna w stosunku do innych i nie obwiniam wszystkich dookoła za to, co się w moim życiu przydarzyło.

Można być acting-out'em, można być acting-ing'iem, że tak w skrócie ujmę treść artykułu. Ja jednak uważam, że ci zrzucający wszystko na otoczenie są o wiele gorsi i bardziej upierdliwi, ale to moja opinia. Przestańcie się poza tym tak podniecać tymi etykietkami- ,,mam BPD", ,,nie mam BPD" - samo w sobie to nic nie znaczy, a nasze problemy i osobowość jest o wiele bardziej skomplikowana, niż trzy litery. Kwestią jest to, że mamy ze sobą problem, nazewnictwo jest dla lekarzy, aby wiedzieli, z czym MNIEJ WIĘCEJ mają do czynienia.

 

czy Wy tez macie wrażenie że wszystko jest coraz bardziej skomplikowane, inaczej że nic już nie jest proste?

Czy dawniej było tyle chorób co w dzisiejszych czasach?

Nie wydaje mi się , dzisiaj najmniejszej różnicy przyporządkowuje się nową jednostkę chorobową i stąd tyle chorób.

 

Być było, ale na znaczną mniejszość mieliśmy wpływ, więc przyjmowało się to jako wolę boską i akceptowało, bądź nie. Myślę, że gdybym żyła, powiedzmy, 120 lat temu, to moja osobowość byłaby przyjęta taką, jaką jest, uważałabym wszystko i uważano za wadę charakteru i jakieś przekleństwo duszy. Ćpałabym opium, zapijała whisky, pisała egzystencjalną twórczość i jakoś by szło. Na pewno nie udałabym się do pseudopsychiatry, ani nie dała wsadzić do ówczesnych szpitali, znając metody ich leczenia, lepiej już było samemu ze sobą skończyć w mniejszych męczarniach ;)

 

 

Świetnie, uwielbiam czuć złość na kogoś i nie wiedzieć, skąd pochodzi. Zrobiłam znajomemu awanturę nie wiadomo o co, choć załatwia mi pracę za granicą, a ja jeszcze wybrzydzam, bo moim zdaniem powinniśmy jechać gdzie indziej, bo tam akurat jest to nieopłacalne, a on ma wąty, że go wykiwałam, bo obiecałam, że pojadę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przestańcie się poza tym tak podniecać tymi etykietkami- ,,mam BPD", ,,nie mam BPD" - samo w sobie to nic nie znaczy, a nasze problemy i osobowość jest o wiele bardziej skomplikowana, niż trzy litery. Kwestią jest to, że mamy ze sobą problem, nazewnictwo jest dla lekarzy, aby wiedzieli, z czym MNIEJ WIĘCEJ mają do czynienia.

 

No to dlatego sama tego używa. Tak jak i Ty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chalk, sama go nie mam więc będzie mi ciężko wyjaśnić;] Podobno chodzi o zdolność obserwowania siebie, w innych teoriach mówi się o "dorosłym" który obserwuje te wszystkie emocjonalne dziecięce wybryki.. potrafi z nich wyciągać wnioski, widzieć zależności.. Ego obserwujące sprawia właśnie że nie zatracamy się w czymś tylko myślimy - oho, teraz 'jestem' Sprawcą.. Tylko to "jestem" już wtedy nie pasuje, bo ta obiektywna częśc pamięta, że istnieje w nas coś jeszcze innego. To jest to co kształtuje się w psychoterapii poprzez ciągłe odzwierciedlanie i interpretowanie, myślę że to jeden z pierwszych sukcesów terapeutycznych gdy ono powstanie.

Tak jak ja mam, myślę że właśnie brak tej części osobowości uniemożliwia ci zastosowanie zdobytej wiedzy.. Ja np czytam w ramach mechanizmu racjonalizacji, uciekam w ten sposób od przeżywania.. Myślę że nie jest to wcale rzadkie zachowanie, gromadzenie wiedzy, raczej typowe (w zależności od tego jakie cechy jeszcze przejawiamy, osoby bardziej impulsywne nie studiują art o bpd ale te raczej depresyjne czy masochistyczne a i owszem)

 

Co do empatii.. często bpd jest efektem dorastania w rodzinie gdzie dorośli stosowali mechanizm projekcji a dzieci nie mają wyjścia, chłoną te emocjie z którymi nie potrafią sobie potem poradzić i je to dezorganizuje, jeden z czynników powodujących brak zdrowego radzenia sobie z emocjami.. To co zostaje to - na zmianę - przejmowanie cudzych emocji (znowu - braki ego obserwującego się kłaniają..) albo acting out i odcinanie się od emocji, sowich i cudzych.. Brak empatii to ogólnie nieumiejętność spojrzenia z cudzej perspektywy... myślę, ze jeśli nie jesteśmy pogrążeni w sobie to empatia jest umiejętnością do wyćwiczenia, nie powiedzialabym że bpd są niezdolni do empatii.. tylko zazwyczaj są zbyt miotani przez swoje emocje

 

keji - -osoba z bpd nie jest jednym albo drugim tylko przeplata oba mechanizmy, u niektórych jeden może tylko przeważać moim zdaniem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Lekarze i psycholodzy nie mogą się zdecydować co mi jest, może Wy coś mi rozjaśnicie. Mam oficjalnie stwierdzone F60.3. Chodziłam kiedyś na psychoterapię 2 lata, teraz próbuję zacząć kolejną. Biorę leki, nie bardzo pomagają. Moje objawy to:

 

- impulsywność

- agresja - łatwo wyprowadzić mnie z równowagi, zdarzają się napaści na ludzi i zwierzęta, napady szału - demolowanie otoczenia, dzikie wrzaski, rzucanie się, goźby słowne w tym grożenie innym śmiercią

- manipulowanie innymi

- brak empatii

- całkowita nieodpowiedzialność

- ryzykowne zachowania

- halucynacje

- zdarzały się samouszkodzenia

- zdarzały się konflikty z prawem, nadużywanie alkoholu i narkotyków

- brak wyrzutów sumienia, zrzucanie winy na innych

- łamanie wszelkich zasad

- narcyzm

 

Czy Wy z borderline też macie takie objawy jak ja? A może ta diagnoza jest błędna? Jak myślicie? Czy kolejna psychoterapia mogłaby mi pomóc? To terapia psychoanalityczna. Biorę 2 neuroleptyki i stabilizator nastroju ale nie zmienia to mojego zachowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 25 lat. Antydepresantów nie, bo mam raczej podwyższony nastrój. Z rodziną utrzymuję kontakty. W tej chwili jestem na rencie, dali mi ją na F20.0 (to też mam stwierdzone ale nie zgadzam się z tą diagnozą). Czy Ty także nie potrafisz się zaangażować uczuciowo? Wydaje mi się, że nie potrafię pokochać nikogo oprócz siebie samej. Jest mi obojętne co czują inni, nie potrafię im współczuć itp, zawsze muszę przed nimi udawać, że mi zależy, chociaż wcale mi nie zależy. To jest męczące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Selma, świetnie napisane, tak bardzo to rozumiem... mam gdzieś jak to brzmi, co piszę, bo wydaje mi się, że tylko piszę jak coś swietnie brzmi. No, ale co mogę dodać, skoro sytuacja w tym pomieszczeniu dzisiaj tak bardzo pasuje do tego... i moja głowa... nieważne, hui.

 

natas, jeśli chcesz to zmienić i czasem czujesz coś do kogoś to może i to jest borderline... każdy ma inne border... może wyłączasz emocje, a gdy włączasz to Ci sie zaburza tożsamość, to by wtedy pasowal border. Jak masz wyrzuty sumienia to chyba tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie nie mam wyrzutów sumienia. Ostatnio próbowałam dostać się na terapię na NFZ i psycholog się nie zgodził właśnie ze względu na to. Napisał mi to - "Brak empatii i zrozumienia dla innych ludzi. Mechanizmem powstrzymującym ją przed stosowaniem przemocy jest lęk przed prawnymi konsekwencjami swoich zachowań."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rowniez mam 25 lat. W moim przypadku antydepresanty powoduja znacznie wzmozona agresje, nienawisc do ludzi ,wylaczaja krytycyzm .Na dodatek ta sztuczna nienaturalna pewnosc siebie przysporzyla mi juz nie raz problemow. Wiele razy moglem skonczyc bardzo zle. A i chyba nie sa do konca mi potrzebne bo nastroj nie jest jakis niski...tylko ta osobowosc zrypana.

 

f.20 schizofrenia paranoidalna? Niby na jakies podstawie diagnoza.?

 

Co do zycia uczuciowego to dopiero ucze sie tego. Przez dlugi czas nic nie czulem biorac prochy ( jedyne nienaturalna euforie , chlalem i robilem awantury..taki wynik leczenia nimi). Ale nie jest latwo w tej kwestii. Mam niska samoocene. Z gory uwazam,ze inni sa lepsi ode mnie , ze maja mnie za kogos gorszego . A to rzutuje w relacjach. Ale jak juz kogos poznam to pewnie zbyt angazuje sie. Z drugiej strony te moje relacje zawsze byly jakies plytkie , jałowe, bezbarwne. Mysle ze wlasnie przez to jaki jestem , za bardzo sie na sobie skupiam, za duzo analizuje i przez to emocjonalnie jestem wybrakowany. Inna sprawa to to ze po prostu brakuje mi wielu uczuc, ostatnio malo czuje a co gorsza popadam w stany drętwoty jakies.. :bezradny: . Moze masz podobnie? Pozdrawiam.

 

 

 

 

 

Chcialbym dodac ze pewnie za jakis czas zmienie czesciowo zdanie i inaczej zaczne siebie postrzegac.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×