Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

naranja, wiem że diagnoza tak naprawdę nic nie mówi... ale właśnie mówi też tyle że mogę się nią zasłonić i nie pisać szczegółów... przynajmniej tak jest w moim odczuciu...

 

paradoksy, to jest właśnie kłopot... bo musiałabym to wszystko zebrać w całość, niejako przeżyć jeszcze raz... rozdrapać stare rany... właśnie dlatego nie jestem w stanie iść na terapię... bo będę musiała mówić o tym o co chciałabym wymazać z mojego życiorysu... ale... myślę też sobie że łatwiej to opisać niż opowiedzieć... a to może być dobry wstęp dla mnie do terapii i do tego żebym znów zaczęła pisać...

pomyślę o tym i spróbuję jeśli faktycznie chce wam się to czytać ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, Skoo nie chciałaś terapii , to był Twój wybór. Widocznie Twój stan nie był na tyle ciężki. Gdybyś była w gorszym stanie ...chwytałabyś się jak tonący ....nawet brzytwy

 

ta wypowiedź przypomina mi jakieś chore licytowanie.. może i masz Moniko po części rację, ale wg moich obserwacji i odczuć jest właśnie odwrotnie.. często jest tak, że stan w jakim się znajdujemy uniemożliwia nam pójście na terapię.. bo to wymaga znacznie więcej wysiłku niż branie leków.. ja sama nie czuje się jeszcze dość silna by pójść na terapię. Wcześniej co prawda uważałam, że terapia nie jest mi jakoś specjalnie potrzebna, ale odkąd jestem tutaj i zaczytuje się wypowiedziach różnych osób, pomyślałam, że może warto spróbować.. I może kiedyś spróbuję. Ja nie potrafię zrozumieć/zidentyfikować genezy moich hmm zaburzeń, chociaż wiem, że nie wszystko w moim życiu i dzieciństwie było "normalne".

Podczas ostatniej wiyzty u psychiatry, kiedy wspomniałam o terapii, zaproponował mi terapię na dziennym oddziale psychiatrycznym.. Intensywna 12 tyg. terapia z jednej strony daje jakąś nadzieje, ale ja nie mogę z różnych przyczyn jej teraz podjąć.. mam trochę podobne dylematy jak Korba.. z tym, że ja mam Kogoś i jest mi łatwiej.

 

_asia_, pytałaś po co się chodzi do psychiatry... hmm w skrócie to chyba właśnie po recepty.. mi przynosi też ulgę to, że mogę się chociaż trochę "wygadać", bo wiem, że on rozumie..

 

 

brak uczuć, wczoraj naszło mnie takie przemyślenie odnośnie Twojego "przypadku"

mój chłopak miał niedawno operację kolana (piątą w ciągu 1,5 toku) i po powrocie ze szpitala bardzo go bolało mimo brania leków przeciwbólowych do tego miał gorączkę. W dzień nie potrafił się niczym zająć, na niczym skupić, nie czytał książek, nie oglądał tv - pojawiał się od razu ból głowy. W nocy znów nie mógł spać. Nie miał przyjemności nawet z jedzenia (a starałam się dogadzać).. W takim stanie człowiek też nie ma ochoty na seks czy inne przyjemności, nawet o tym nie myśli..

To co opisałam było oczywiście normalne. Ból przesłaniał wszystko. I tak jest też właśnie u Ciebie. BÓL - ale nie spowodowany brakiem uczuć, jak to opisujesz.. Ty cierpisz z innych powodów i do póki ich nie poruszysz, nic sie nie zmieni..

Pisze Ci to prawie każdy tutaj - musisz zmienić swoją postawę, przestać się zadręczać. Twoje emocje i te "wyższe uczucia" są, tylko głęboko głęboko ukryte.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pewne "ale" co do tej teorii

Trzeba powiedzieć, że bliźnięta jednojajowe są zawsze tej samej płci i prawie w 100% do siebie podobne fizycznie, podczas gdy dwojaczki mogą być odmiennej płci, a poza tym fizycznie różnią się od siebie tak, jak "zwykłe" rodzeństwo. Nieistotne? Dla mnie bardzo istotne. Np. jak urodzi się chłopiec i dziewczynka, to matka może bardziej faworyzować chłopca, a ignorować dziewczynkę - i już możemy mieć zaburzoną młodą, a bardziej zdrowego chorego. Do niemal identycznych dzieci (jednojajowe) podchodzi się bardziej podobnie, jakby były jednym. Więc takie badania wcale nie przekonują mnie o tym, że ChAD jest genetycznie uwarunkowany.

 

No wlasnie o to mi chodzilo. Przegrales Borsuk! ]:->

 

uht, no bo ja nawet nie wiem tak do końca co mi jest...

wstępną diagnozę mam epizod depresyjny, dystymia z zaburzeniami osobowości. tyle. jestem tak pogubiona w tym wszystkim i tyle tego jest że nie mam siły wszystkiego opisywać...

po prostu jestem... żyję sobie na huśtawce moich emocji, nienawidząc siebie i swojego istnienia, czując zbyt wiele i zbyt mocno...

dlatego też nie wypowiadam się zbyt wiele w tym wątku bo nie mam siły wywlekać wszystkiego i dociekać czy to mogło spowodować mój stan... zazdroszczę wam że wy to umiecie... dlatego was podglądam

 

Lady_B, wczesniej bylas Lady Beznadzieja? Myslalem, ze jestescie dwoma roznymi osobami, bo patrzylem zawsze na ilosc Twoich postow, a teraz dopiero spojrzalem, kiedy sie zarejestrowalas. Napisalas 2700 postow prawie i w zadnym nie opisalas dokladnie co Ci jest? O matko... :D Ja Cie jednak naklaniam do pisania, bo wydaje mi sie, ze Twoj problem jest bardziej namacalny niz np. moj, A jak widzisz ja sobie tutaj pisze. A w jaki sposob sie leczysz w ogole? Bo z Twoich wypowiedzi wnioskuje, ze nie chodzisz na psychoterapie, ale chyba zazywasz jakies leki, tak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, Kochana.... na razie nie........ :hide:

 

Nie zakrywamy twarzy łapkami :nono:;)

Masz czas do Bożego Narodzenia, aby się tam pojawić :twisted:

 

-- 20 cze 2011, 12:10 --

 

Przegrales Borsuk! ]:->

 

:mrgreen:

 

-- 20 cze 2011, 12:12 --

 

Np. jak urodzi się chłopiec i dziewczynka, to matka może bardziej faworyzować chłopca, a ignorować dziewczynkę - i już możemy mieć zaburzoną młodą, a bardziej zdrowego chorego.

 

Oczywiście miało być "...a bardziej zdrowego młodego".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uht, tak byłam Lady_Beznadzieja... i nadal jestem tylko oficjalnie okrojona...

2700 postów z czego 99 % to perdzielenie o niczym na grach i zabawach albo na nocnych darkach... staram się wykorzystywać to forum również jako formę odreagowania... nie tylko terapii... nie napisałam dokładnie co mi jest bo właśnie nie potrafię, nie czuję się gotowa, nie wiedziałam że ktoś chce to czytać poza tym... ale spróbuję coś sklecić w najbliższych dniach- taki jakby życiorys.

Na psychoterapię nie chodzę jeszcze. Wcinam leki od 6 tygodni dokładnie. Niestety nie dają one oczekiwanych przeze mnie efektów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lady_B, tylko życiorys taki jak na terapii.. do wydarzeń dopisujesz jak się wtedy czułaś, co wtedy czułaś...

a nie "jestem zenek, urodziłem się 5. czerwca roku pańskiego 1978" :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lady_B, tylko życiorys taki jak na terapii.. do wydarzeń dopisujesz jak się wtedy czułaś, co wtedy czułaś...

a nie "jestem zenek, urodziłem się 5. czerwca roku pańskiego 1978" :mrgreen:

 

Paradoksy, własny poród też jest traumatycznym wydarzeniem i już wtedy można się czuć beznadziejnie :mrgreen:A jeśli 5. czerwca był dodatkowo mocny upał to w ogóle kicha.

 

Ja się urodziłam na wiosnę i kiepsko to wspominam. Było zimno i deszczowo. Poza tym niedziela - więc moja pierwsza podstawowa wiedza o świecie była taka, że nie trzeba nic robić i się wysilać. I teraz mam, kurwa, problemy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podczas ostatniej wiyzty u psychiatry, kiedy wspomniałam o terapii, zaproponował mi terapię na dziennym oddziale psychiatrycznym.. Intensywna 12 tyg. terapia z jednej strony daje jakąś nadzieje, ale ja nie mogę z różnych przyczyn jej teraz podjąć..

2 razy korzystałam z takiej terapii,na początku nie chciałam ale nie miałam wyjścia",dzięki niej byłam krócej nma oddziale całodobowym i myślę ,że to było rozsądne.Mie;liśmy świetnego profesora psychoterapeutę :uklon: ,zżyliśmy się z grupą,dużo się nauczyłam i pamiętam,dostawaliśmy silną motywacje do życia ;) oraz wsparcie

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak na marginesie kiedyś na wykładzie z psychologii rozwojowej pani powiedziała iż nasz własny poród jest najbardziej traumatycznym wydarzeniem jakie może nas w życiu spotkać i największym osiągnięciem ewolucji jest to że go nie pamiętamy ;)

Tyle że mnie nie dotyczy bo mnie wycinali z mamusinego brzuszka bo żem się zaparła w poprzek i nie chciała wyleźć mimo że wylałam już wody i zaczynałam się dusić. To chyba była moja pierwsza próba samobójcza :? Dodam że przyszłam na świat 5 tygodni przed terminem... i ciąża była podtrzymywana od 12 tygodnia :?

To że wcześniaki mają w dorosłym życiu problemy emocjonalne to wyczytałam już dawno... może jednak okoliczności porodu również nie pozostają tak do końca bez wpływu na naszą psychikę... Musiałam przecież czuć stres mojej mamy w związku z całym zamieszaniem towarzyszącym mojemu przyjściu na świat....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może jednak okoliczności porodu również nie pozostają tak do końca bez wpływu na naszą psychikę...

 

Na pewno nie, ale moim zdaniem przesadą byłoby twierdzić, że to przez stresujący poród z komplikacjami człowiek ma w dorosłym życiu myśli samobójcze, nienawiść do siebie, bulimię i się tnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, nie no bez przesady ;) chodzi mi o to że po prostu może to mieć wpływ na podatność w zapadaniu na zaburzenia psychiczne... poród może mieć wpływ na to jak sobie radzimy w życiu z różnymi sytuacjami a to z kolei... wiadomo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi moja była lekarka mówiła, że pisze się o tym, że nerwice i zaburzenia osobowości mogą mieć podłoże biologiczne, a problemy z ciążą i porodem są uznawane za możliwe przyczyny zaburzeń psychicznych.

 

Jak już wspomniałam moja ciocia mnie zjechała dlaczego ja nie powiedziałam prof R, że chciałabym na oddział, choć w duchu bym chciała...bo się bałam...ketaminy ( którą z drugiej strony traktuję jak nadzieję), elektrowstrząsów (mam nadzieję, że można się na nie nie zgodzić), tego, że oddział mi nic nie pomoże i że stracę pracę...choć trwać tak w stanie "bezczucia" też sobie nie wyobrażam...aha, miałam jeszcze obawy co do nudy większej niż w domu, do wrednych pielęgniarek...ale Ciocia doradziła jednak iść na ten oddział choćby żeby mnie odwykli od benzodiazepin. Nie wiem, już, jestem podzielona. Napisałam do prof R maila ( sam mi to proponował na wizycie) w której przestawiłam swoje rozterki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obawy i nuda to nie odczucia?
No to na pewno. Tego się nie wypieram. Ale przyznasz, że nie są to uczucia wyższe ani przyjemne. Ja bym chciała poczuć więź z bliskimi, zachwycić się śpiewem ptaka, poczuć radość z dobrze wypełnionego zadania. Poczuć smutek, że moja mama ma coraz więcej problemów ze zdrowiem, poczuć tęsknotę za bliskimi, za drugim człowiekiem, za bliskością, poczuć obawy o kogoś innego niż ja sama, poczuć przyjemność z jazdy rowerem, z wiatru we włosach z kąpieli,z pysznego placka (wystarczą mi takie drobne rzeczy), poczuć wściekłość, że ktoś przerysowął mój samochód ( miałam taką sytuację jak jeszcze byłam w lepszym stanie i jeździłam i zupełnie mnie to nie obeszło), poczuć potrzebę umycia okien przyjemność, że są czyste...i żeby mi się nastrój zmieniał...żebym w ogóle czuła nastrój. Dobrze to "bezczucie" opisał Uht kilka stron wcześniej i cudownie ujął to ktoś o nicku "bez twarzy" w wątku "nic nie czuję"...tylko, że on z tego wyszedł...nagle mu wróciło...SAMO...to brzmi jak cud

Ale nudę w jakiś sposób odczuwam rzeczywiście...bo są ludzie, którzy do tego stopnia nie czują, że mogą lezec godzinami i im to nie przeszkadza...a mi bardzo przeszkadza, że nie mogę się w nic zaangażować, właściwie gdybym nie miała uczuć, ale wróciłyby mi zainteresowania ( ale czy możliwe jest jedno bez drugiego) to już by mi się zachciało żyć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja relacja z mamą jest na tyle skomplikowana, że zawsze musiałam być dla niej partnerem, nawet jak byłam mała, bo mój tato zaczął nawalać. Musiałam ją wspierać, wysłuchiwać, pomagać jej... byłam dla niej jak mąż bardziej niż jak dziecko. Z drugiej strony, zawsze mnie rozpieszczała, bardzo przejmowała się moimi przeżyciami, jak wracałam ze szkoły, zawsze ze mną rozmawiała, od razu podawała mi obiad. Wiedziała wszystko o prawie wszystkim, co mnie dotyczyło... bardzo ją to obchodziło. Jak byłam chora na depresję, trochę się denerwowała, że już nie mogę "jej partnerować", tylko zamieniłam się w bezwolne dziecko... ale i tak cały czas przy mnie czuwała. Kiedy mój psychiatra powiedział mi, że moja mama coś zrobiła źle, a ja nie chcąc mieć przed nią tajemnic, jej to przekazałam, strasznie to przeżyła i do tej pory o tym mówi. Jestem bi, więc miałam moment, kiedy trochę zaangażowałam się w jedną panią ze swoich wykładowców... ona jest 6 lat młodsza od mojej mamy. Kiedy niedawno powiedziałam, że cieszę się, że mam z nią dużo zajęć, mimo że już mi "przeszło", to czuję się fajnie wiedząc, że ktoś taki mnie docenia. A moja mama: "Aha, to znaczy, że potrzebowałaś jakiejś pani lepszej ode mnie"- nie powiedziała tego dokładnie w ten sposób, ujęła to raczej żartobliwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obawy i nuda to nie odczucia?
No to na pewno. Tego się nie wypieram. Ale przyznasz, że nie są to uczucia wyższe ani przyjemne.

 

Ale UCZUCIA. A więc od tej pory Twoje przekonanie o całkowitym braku uczuć upada! Ogłaszam postęp ;) Powinnaś sobie teraz zmienić nicka na "brak uczuć wyższych i przyjemnych". Czyli Ty doświadczasz różnych odczuć, tyle, że przykrych. Twoje odczucia:

- lęk przed piekłem

- lęk przed schizofrenią prostą

- obawa przed nudą

(to objawy, ok, ale już jakieś odczucia)

- nuda, znudzenie

- cierpienie/rozpacz (to nie jest konkretne uczucie, no ale stan emocjonalny)

- złość na ludzi i zawiść, że oni się dobrze czują, a Ty nie (kiedyś o tym pisałaś)

- obojętność, zobojętnienie na sprawy rodziców (i być może poczucie winy za to?)

Czyli jednak Twoja "pustka" nie jest taka pusta. Nie ma w Tobie uczuć przyjemnych, ale SĄ przykre. Możesz zacząć mówić o tym w terapii.

 

Poczuć smutek, że moja mama ma coraz więcej problemów ze zdrowiem

 

Hmm... Brak uczuć, ja sobie myślę tak. Ty chcesz coś poczuć, coś, co byłoby niby adekwatne z Twojego punktu widzenia - tzn. że jak jakiś człowiek, a właściwie nie jakiś tylko mama ma problemy ze zdrowiem to "POWINNAŚ" czuć smutek z tego powodu. Bo ludziom chorym, własnej matce "trzeba" współczuć, troszczyć się, etc. Ale jaka jest prawda? Nie czujesz tego smutku. Jak myślisz, jaki może być ku temu powód? Czysto biologiczny..? A nie jest tak, że głęboko w środku możesz mieć żal do matkę - za jej chamskie lub nieempatyczne teksty, brak serca dla Ciebie? To, co ona Ci mówi jest raniące. Dlaczego miałoby być Ci smutno z powodu stanu zdrowia kogoś, kto wobec Twojego cierpienia i Ciebie jest oschły? Odpowiesz mi?

 

poczuć tęsknotę za bliskimi, za drugim człowiekiem, za bliskością

To jest CEL Twojej terapii - poczuć przyjemność, satysfakcję z kontaktów z ludźmi i wyższe uczucia. Ale teraz skup się na razie na tym, co czujesz de facto. Zobojętnienie na rodziców, nudę, złość na ludzi. Przecież to nie jest bez powodu. To mogą być Twoje tematy na sesję (zamiast użalania się, że nie czujesz uczuć wyższych).

 

-- 20 cze 2011, 15:11 --

 

A moja mama: "Aha, to znaczy, że potrzebowałaś jakiejś pani lepszej ode mnie"- nie powiedziała tego dokładnie w ten sposób, ujęła to raczej żartobliwie.

 

O boże...........

:shock:

Czy Twoja mama... Czy Ty zdajesz sobie sprawę, jak wielką raną ona Ci zadaje tak mówiąc? Jakie to egoistyczne z jej strony... Manipulacja psychiczna... Uwiązywanie Ciebie... Nie ważne, że to "żart". Ona tak mówiąc chce (świadomie-nieświadomie) wzbudzić w Tobie poczucie winy, gdy chcesz być w relacji z kimś innym. I udaje jej się to - miałaś poczucie zdradzania jej, gdy byłaś w relacji terapeutycznej... Ale egoizm... Matka to jednak może zniszczyć człowieka :-| Znając mechanizmy psychiczne to obstawiam, że Cię to oburzy lub rozśmieszy i zaczniesz bronić ją lub tłumaczyć, mówić, że robię z igły widły albo że Tobie taki tekst nie przeszkadza. Hmm... Mylę się?

 

Moja matka czasem mi przed sesjami mówi "Idź i powiedz, jaka Twoja matka jest zła". A kiedyś przed sesją dawała mi ulubione słodycze i sok. Albo ironicznie się wypowiada o "międleniu" przeszłości. Albo jest dziwnie dobra (no i jakbym śmiała na "taką dobrą" mówić "złe" rzeczy).

 

Czemu nie odniosłaś się do tego, co Ci napisałam w poście wcześnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, zgodzę się z TObą...ale przyznasz ze odczuwanie kilku uczuc i w dodatku tych samych od 1,5 roku jest niezwykle ubogie...i do tego przykre, bo sa to uczucia negatywne...Nicka mogę zmienić...ale ten zaproponowany przez CIebie jest trochę za długi

 

-- 20 cze 2011, 15:14 --

 

Naranja, Ty mieszkasz sama, tak? Robisz zakupy, gotujesz? Czy czym się żywisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, zgodzę się z TObą...ale przyznasz ze odczuwanie kilku uczuc i w dodatku tych samych od 1,5 roku jest niezwykle ubogie...i do tego przykre, bo sa to uczucia negatywne...

 

Jest ubogie. I straszne, znam to z autopsji. Ale nakręcanie się w tym, jakie to ubogie i straszne nic Ci nie da.

 

Zazwyczaj na terapię nie idzie się wtedy, jak się odczuwa super przyjemność i satysfakcję, tylko gdy się cierpi. A ty przeżywasz cierpienie.

 

Opowiadaj na sesji o tym, co sprawia Ci ból, a co jest Ci obojętne. Powiedz np. że chciałabyś poczuć smutek ze względu na stan zdrowia mamy, ale zamiast tego faktem jest, że czujesz obojętność na to. (Prawdopodobnie może to być forma biernej złości na mamę - za to, że swoimi słowami zadaje Ci ból - tak duży, że się odcinasz od emocji i reagujesz olewką na nią - ale do tego musisz dojść sama). Tak samo może być z siostrą - dostała pracę, jaką Ty chciałaś mieć. Nagle przestają Cię obchodzić sprawy siostry, też jesteś na nią zobojętniona - to może być znowu bierna forma złości na nią za to, że ona ma lepiej - ale superego Ci mówi "Nie wolno się złościć, to niesprawiedliwe, to grzech, etc.", więc odcinasz się od tej złości i jest "pustka".

 

Nie wymuszaj na sobie, abyś ni z gruszki ni z pietruszki poczuła do ludzi wielką miłość, wdzięczność, sympatię i radość z kontaktów. Skup się na razie na tym, co odczuwasz naprawdę, zacznij od ludzi z rodziny. Powiedz mi - co miałoby Cię cieszyć w kontakcie z mamą, gdy ona jest taka chłodna? I co ma Cię cieszyć w kontakcie z ojcem, który nie ma dla ciebie wyrozumiałości? Skąd i za co ma się brać uczucie bliskości z nimi i radości?

Terapia ma polegać na tym, abyś poruszała takie trudne kwestie. Jeżeli nie zaczniesz o tym mówisz to nie wyzdrowiejesz raczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×