Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica

  1. Moim problemem są natrętne myśli. Męczą mnie ciągle, nie mogę skupić się na rozmowie z kimś, ciągle myślę najczęściej o tym, co muszę zrobić. Nie jest to normalne, bo powtarzam to ciągle, nawet najprostsze czynności , np. zrobienie herbaty. Ciągle jestem zestresowana, najczęściej dlatego boli mnie brzuch, mam mokre ręce, bardzo mi zimno i drżą mi nogi. Boję się chodzić do szkoły, spotkania z ludźmi, kiedy przechodzę obok, myślę, że się że mnie śmieją, zaczynam wmawiać sobie, że jestem beznadziejna etc. Może się to wydawać śmieszne, ale od zawsze boję się matematyki, kiedyś serce na lekcji biło mi tak szybko, że myślałam, że zemdleje. Nie umiem pokonać tego strachu, mam już wszystko przygotowane na kolejny dzień, umiem materiał, a i tak podświadomie wmawiam sobie, że nie jestem wystarczająco dobrze przygotowana. Dochodziło też u mnie kiedyś do autoagresji. Próbuje powiedzieć moim przyjaciołom jak się czuje, ale jest to dla mnie trudne, bo mało mówię o swoim zyciu, ale potrzebuje im się wygadać. Ostatnio, na imprezie powiedziałam w "zartach", że chyba mam nerwica, jedną przyjaciółka zgodziła się, a druga jakzwykle stwierdziła, że wszystko wyolbrzymiam i nie mam żadnego problemu. Kiedy to usłyszałam, zaczęłam sobie wmawiać, że wymyślam i po prostu jestem nienormalna Jak powoli zwalczać natrętne myśli, może macie jakieś rady? I myślicie, że powinnam powiedzieć przyjaciołom?
  2. Witajcie, postanowiłem założyć konto i napisać posta powitalnego bo mam potrzebę wyrzucenia z siebie paru rzeczy zwłaszcza że mam znowu "trudne momenty" i chce sobie ulżyć (pisanie zawsze sprawiało mi przyjemność). Tak jak napisałem w tytule od ośmiu lat jestem uzależniony od heroiny i benzodiazepin (klonazepam, alprazolam). Moja matka stosowała wobec mnie przemoc psychiczną a ojciec się nie interesował mną i bratem. Byłem bardzo wrażliwym, empatycznym i wesołym dzieckiem ale przez introwertyzm (prześladowanie w szkole) i to że rodzice nie okazywali mi miłości wpieprzyłem się w wieku 14 lat w opio (kodeina, tramal na początku, potem morfina, heroina, fentanyl, buprenorfina), potem doszły do tego benzo. Oczywiście eksperymentowałem z innymi narkotykami. Od 8 miesięcy jestem czysty całkowicie, przeszedłem terapię w ośrodku stacjonarnym. Ciągle zmagam się z długofalowymi objawami odstawiennymi, nerwicą i lękami. Dochodzi do tego jeszcze niedoczynność tarczycy która przeistoczyła się w Hashimoto. Przerabiałem już każdą grupę leków antydepresyjnych, ale przez moje uzależnienie i to że cudem uniknąłem śmierci i wyszedłem z tego wolę nie wchodzić w prochy. Chodzę na terapię indywidualną i spotkania NA (Anonimowi Narkomani) ale dalej mam problem z powrotem do "normalnego" życia bo jednak to że zacząłem w takim wieku i jak długo i intensywnie to trwało - jest dużym utrudnieniem. Wycofanie społeczne i lęk przed odrzuceniem, niechęć do wszystkiego - Jakoś staram sobie z tym radzić ale ostatni miesiąc to po prostu równia pochyła w dół. Siedzę w domu i doświadczam 20 razy dziennie zmieniającego się nastroju - od niezdrowej ekscytacji do lęku i płaczu. Jestem po dwóch próbach samobójczych ale wydarzyły się one gdy jeszcze brałem. No to chyba tyle, tak mi się wydaje.
  3. Cześć, więc od dłuższego czasu czuję się coraz gorzej, dużo czytam, sprawdza na temat mojego stanu, ale nie jestem pewna czy to nerwica. Moje "objawy" to okropnie natrętne myśli. Nie mogę się skoncentrować kiedy z kimś rozmawiam, czytam książkę cokolwiek. Najczęściej myślę o tym czy wszystko zrobiłam i co muszę zrobić. Nie jest to normalne, ponieważ w ciągu dnia powtarzam to praktycznie co kilka minut, łącznie z najmniej istotnymi szczegółami, ale czuję, że muszę to powtarzać i tak w kółko. Ciągle się stresuje, mam zimne i spocone ręce. Coraz częściej uaktywniają się też tiki nerwowe, ostatnio kiedy byłam u lekarza, prawie kopnęłam lekarkę. Nienawidzę czuć się brudna, często się myje. Sprawdzam po tysiąc razy czy wszystko że soba wzięłam. Do tego pojawiają się też problemy z brzuchem. Nie lubię wychodzić z domu, często się czegoś boję, np tego, że będę się bac. Powoli już tracę kontrolę nad swoją głową, żyje w ciągłym niepokoju. Najbardziej surrealistyczne jest np. to, że boję się zamknąć w kiblu:)) Mam w głowie już obraz tego, jak nie mogę otworzyć drzwi, bo są zatrzaśnięte i muszę krzyczeć żeby ktoś mi pomógł. Często mam też inne, dziwne myśli np kiedy mam tabletkę już widzę to jak się dławie lub spadam z krzesła Czy to waszym zdaniem już nerwica? Jeśli tak, co mogę zrobić, żeby z nią wygrać?
  4. Kiedy się straci bliskich,lepiej się zabić.Niż żyć samemu.
  5. Witam, mam 21 lat jestem chłopakiem i trafiłem tutaj, ponieważ zauważyłem u siebie paskudne myśli ( o których zaraz napiszę). Po mojej analizie takie myśli były już w przeszłości nie jakoś koszmarnie często ale pojawiały się. W Ostatnim czasie coraz częściej myślę o mojej siostrze. Jest 10 lat młodsza i jest moim "oczkiem w głowie", tak ją kocham i jestem wrażliwy na jej cierpienie że bym zrobił wszystko dla niej żeby tylko była zawsze bezpieczna. (może to głupie ale chyba taka mam do niej braterską potężna miłość). Nie wiem kiedy to się zaczęło ale pamiętam że nagle przychodziły mi do głowy obrazy jej cierpienia, że coś się stało albo coś tego typu. Możecie wyobrazić sobie jak się czuje po takich myślach - stukam jak kretyn w niemalowane i pluje żeby wypluć te bzdury (przesada ale nie chce ryzykować) śmieszy mnie to jak pisze ale no tak jest.. Doszło nawet w pewnym momencie do tego że wstawalem o 7 żeby ją zawieźć do szkoły żeby było dobrze bo kilka tygodni jej koleżankę potrącił samochód (wszystko jest z nią dobrze) i bałem się że jak odmowie to na złość to się stanie i będę później miał żal do siebie.. No paranoja chyba. Dzisiaj już się przelało i muszę to z siebie wydusić. siedziałem przed komputerem (jestem grafikiem więc często to robię) i nagle przyszedl mi obraz już dokładnie nie pamiętam co się w nim stało, ale coś złego moja głowa myślała o tym ze coś jest z nią źle miałem nawet jej obraz w trumnie japierdziele, mam łzy w oczach jak to pisze bo mnie to przeraża. Skąd taka schiza się może kurde brać masakra.. Dodam że jestem człowiekiem który dużo rzeczy analizuje, aż za dużo. Wszystkim, naprawdę wszystkim się interesuje, każda ciekawostka mnie ciekawi i później o tym myślę jak to jest ze to jest tak a nie inaczej. Byłem po maturze na truskawkach, zbieraliśmy w piorunach, to ciągle myślałem że zaraz mnie trafi i nie zobaczę więcej rodziny, byłem nawet w wojsku to jak nie musieliśmy trzymać równego kroku to i tak jakoś go próbowałem łapać.. Nie wiem czy teraz sam sobie coś wmawiam czy jednak to może być to, ta nerwica? Może po prostu mam jakieś głupie myśli, nie są one często ale zauważyłem że się pokazują. Nie wiem co o tym myśleć. Pozdrawiam wszystkich
  6. Cześć, zbierałam się długo, żeby się tutaj odezwać. Nie będę pisać, że nie wiem czy to nerwica, bo wiem. Od 3 miesięcy chodzę do psychoterapeuty i widzę znaczną poprawę. Jednak brakuje mi kogoś, z kim mogłabym porozmawiać tak, żeby on zrozumiał o co chodzi, od podszewki. W skrócie opiszę swoje przejścia. Głównym problemem, z którym zgłosiłam się do psychoterapeuty był już tak naprawdę lęk przed wychodzeniem z domu, do ludzi. Zaczynając od początku, studiuję wymagający kierunek, na którym nerwów i stresu nie brakuje - prawdopodobnie to uruchomiło lawinę. Stres, brak czasu na rozładowanie, związek na odległość, mimo, że zawsze reagowałam na stres żołądkowo-jelitowo, dopiero teraz zaczęło mi to uprzykrzać życie. Zaczęłam większą uwagę przykładać do tego, czy boli mnie brzuch, przed egzaminem/kolokwium biegunka - łykałam garściami loperamid, potem przeniosło się to na gazy i espumisan. I tak zostało, to przez strach przed BĄKAMI przestałam wychodzić na imprezy, spotykać się ze znajomymi. Dwa razy miałam takie napady paniki, że myślałam, że umrę tu i teraz, siedząc w toalecie. Ostatni atak miałam w pażdzierniku, na spacerze. I to po nim zdecydowałam, że idę do specjalisty. Schudłam prawie 8kg, bo zaczęłam po kolei eliminować to co wg mnie powodowało wzdęcia. Obecnie staram się jeść wszystko co mogę, bo po paru latach biegania po lekarzach okazało się, w skrócie, że mam refluks. Jestem także na nutridrinkach. W czasie terapii okazało się też, że jestem DDD, przemoc psychiczna, poniekąd fizyczna, brak zrozumienia, myśli samobójcze. Nie umiem okazywać smutku, obracam to w złość.Niska samoocena, brak utożsamienia się z samą sobą. Dopiero teraz poznaję siebie, zaakceptowałam przeszłość i staram się budować swoje prawdziwe ja. Jeśli chodzi o lęki - do tej pory obawiam się wyjść z domu, kiedy poczuję śmierdziela. Ale jest coraz lepiej. Najgorzej wlaśnie jest wyjść z domu. Poza domem nie jest tak tragicznie. Ostatnio miałam taką sytuację, że w ogóle się tym nie przejęlam, wyszłam i w autobusie czułam się wspaniale. Ale dziś np jest już gorzej - sytuacja ta sama, a ja się zaczynam stresować, doszukiwać po czym tak, co zjadłam. I tu rodzi się pytanie - czy ktoś z Was tak miał? Że jednego dnia macie podejście zwycięzcy, że już od teraz będzie dobrze a następnego straszny zjazd i poczucie końca świata? Jak z tym walczycie? I pyt. nr 2 - czy też macie tak, że myśli o jakiejś sytuacji są straszniejsze, niż ona sama w sobie? W sensie, stresujecie się, że coś się stanie, będzie wtedy tragicznie, koniec świata, a jak już się to stanie, to odnajduje Was jakaś tajemnicza siła i wcale tak źle tego nie przeżywacie? Pozdrawiam!
  7. BezqyczekPL

    Witam :)

    Długo się wysilałem, aby dołączyć do tego forum, ale w końcu pomyślałem, że lepiej mi to zrobi. Jestem chłopakiem, mam dopiero co skończone 19 lat (jutro będzie miesiąc ) i zmagam się prawdopodobnie (bo żadne z tych nie mam zdiagnozowanych) z nerwicą, depresją i może jeszcze coś ze stanów lękowych. Nie wiem, czy dam radę opowiedzieć tutaj wszystko, bo jak zwykle coś mi będzie musiało z głowy wylecieć, ale prawdziwe problemy zaczęły się w październiku, gdy rozpoczynałem studia na Politechnice Lubelskiej. Wszystko zaczęło się już jakiś rok temu (a nawet i więcej), stres w liceum był dla mnie przytłaczający, najbardziej obawiałem się polskiego i odpowiadania z niego, bo z interpretowania tekstu była ze mnie wielka ciemnota, ale nieobecności pojawiały się wtedy najczęściej całodniowe, spowodowane bólem brzucha, głowy itd. Skończyło się to na fatalnej frekwencji ok 60%, wydzwanianiem do rodziców, zamykaniem się w bursie na klucz (przyłapali mnie na tym w kwietniu 2017 - II liceum). Wtedy była rozmowa z panią wychowawczynią, która mnie rozumiała i wspierała, gorzej było z innymi nauczycielami i kolegami. Byłem obiektem żartów, najczęściej jednak nieobraźliwych, jednak nie wspominam liceum zbyt dobrze. Ogólnie wszystkie te kłopoty przeżywałem dość dobrze, wszystko dosyć posypało się na początku III liceum. Pojechałem do laryngologa w sprawie swojego głosu, który był chrypliwy i brzmiał jakbym ciągle był w trakcie mutacji. Po USG szyi skończyło się na tym, że dostałem podejrzenie choroby autoimmunologicznej ( konkretnie zespołu Sjogrena). Od tego czasu byłem w szpitalu na diagnostyce już z 5 razy, sprawa głosu zeszła na dalszy plan. Teoretycznie w listopadzie 2018 r. choroba została zdiagnozowana, problem w tym, że niektórzy lekarze byli o tym przekonani, inni nie. Jeszcze inni podejrzewają u mnie coś grubszego, jak np. toczeń. Wtedy właśnie zaczął się mój chyba najgorszy okres w życiu, który trwa do dzisiaj. Zaczęło się wyszukiwanie przeróżnych chorób, począwszy od tego tocznia, zacząłem się bać, że choroba jest już w zaawansowanym stanie, że w ciągu 5 lat umrę. Później jakoś objawy się wykluczały, więc sprawę autoimmunologicznych chorób pozostawiłem. Zaczęły mnie jednak pobolewać mięśnie, a czasami tak jakby pulsować, drżeć. Starło się to w czasie, kiedy akurat na Facebooku zobaczyłem posta o piłkarzu, który zachorował na chorobę neuronu ruchowego, po diagnozie której żyje się średnio 3 lata tylko. Oczywiście musiałem przeczytać, co to za choroba. Trafiłem wtedy na forum SLA. Wtedy zaczęły się fascykulacje i myślenie o kalectwie, a następnie kompletnym paraliżu. (Nawet, kiedy o tym teraz piszę dopada mnie dziwne kłucie w dłoniach). Tych objawów miałem już od groma: problemy z połykaniem, drżenie, parestezje). Byłem na EMG (a konkretnie w sumie tylko na ENG), gdzie przewodnictwo wyszło w normie, jednak występowała rzadko fala F, co ma świadczyć o dyskopatii itp. Chciałbym diagnozować się dalej, jednak w tym momencie trochę gorzej z pieniędzmi jest, rodzice brali już 2 kredyty na wesela rodziny, ja mam kredyt studencki. Nie pozwalają mi kupować gier, czy jakiegoś droższego jedzenia (czasami ich wtedy nie słucham ), ojciec ciągle narzeka, że nic nie robię i mam sobie znaleźć pracę. W obecnym momencie czuję się lepiej, pobolewają mnie ręce, mam ciągle wrażenie, że jedna ręka jest słabsza od drugiej i mam w niej gorszy chwyt, ale staram się o tym nie myśleć; drga mi także wyciągnięty język, czasami nawet i niewyciągnięty (najczęściej wtedy, gdy się stresuję). Mało co napisałem o depresji, bo teraz tak ciężko z tym nie jest, ale od dziecka marzyłem o tym, aby: a) się zakochać (na razie mam na koncie tylko 1 friendzone i nic więcej xd) b) być wysokim (zawsze marzyłem, aby mieć 2m wzrostu, o co się nawet modlę do dziś (jestem katolikiem dosyć mocno wierzący [jestem ministrantem, udzielam się w parafii itd])) Nie licząc problemów z frekwencją w szkole, oceny miałem dosyć niezłe, pomimo tragicznej frekwencji skończyłem ze średnią powyżej 4,0. Przygód miałem o wiele, wiele więcej (psycholog w podstawówce, problemy z trądzikiem przez co wstydziłem się wszystkiego, ciągle go trochę jest, ale oczywiście teraz wyszło mi z głowy xd I tak już dużo napisałem). Zapisałem się na psychoterapię, cele mam już ustalone, zaczynam w ten wtorek 8 stycznia. Myślicie, że może mi to pomóc? Co w ogóle myślicie o tym wszystkim? Pozdrawiam
  8. Novocaine

    Hej :)

    Hej wszystkim, Jestem tu nowa i coś mnie skłoniło żeby napisać akurat na forum. Mam 23 lata, od 5 lat zmagam się z zaburzeniami psychicznymi. Jestem w trakcie kolejnego 'rzutu', więc nie jest zbyt ciekawie. Może ktoś też jest tu nowy i chciałby czasem porozmawiać? Pozdrawiam, Novocaine
  9. WItam, mam 15 lat i od ponad 9 miesięcy zmagam się z depresją i nerwicą po rozwodzie rodziców. Ale od niedawna miewam stany lękowe, kiedy mocno się stresuję czuje się jakbym miała za chwilę zwymiotować, opuszczam wiele lekcji, ale problem jest w tym że NIKT nie chce mi z tym pomóc. Moja rodzina nie rozumie jak poważna jest moja depresja ale najbardziej boli "przejdź się, to nie będziesz miała siły by być smutna" albo "co znowu ryczysz?". Nie chcą mnie leczyć nawet mnie już od psychologa chcą wypisać bo "zmyślam"i nie ukrywam że głównie przez ich brak wparcia miałam wiele myśli samobójczych i pisząc to ledwo się powstrzymałam by nic sobie nie zrobić. Prosze pomóżcie mi...chce znowu być normalną dziewczyną, ale nie wiem jak wytłumaczyć im że ja naprawdę potrzebuję pomocy.
  10. Witam, chciałabym się podzielić z wami tutaj moim problemem. Otóż od niedawna (2 lub 3 miesięcy) zaczęłam chorować na nerwicę i ataki paniki spowodowane zażywaniem marihuany. Od tygodnia albo dwóch zaczęłam wkręcać sobie że mogę mieć schizofrenię. W ciągu dnia boję się być sama w ciszy, więc włączam radio. Czasami usłyszę pojedyńcze dźwięki jak np klucze na korytarzu, jakieś szmeranie itd, i tylko wtedy kiedy od razu pomyślę sobie o schizofrenii, w innym wypadku objawy nie występują albo ich nie rejestruję bo jestem zajęta czymś innym, o schizofrenii myślę tylko wtedy jak nie mam nic do roboty. Często zapatrzam się też w jeden punkt, omamów wzrokowych chyba raczej nie mam, ale za to dzisiaj (bo o 4 rano poszłam spać) jak zasypiałam zaczęłam słyszeć wyraźne głosy/dźwięki w mojej głowie. Najpierw usłyszałam płacz kobiety, wtedy głos mojej przyjaciółki zwracający się bezpośrednio do mnie. Wtedy głos mężczyzny lecz nie pamiętam co mówił, nie było to bynajmniej skierowane do mnie. Wtedy usłyszałam śmiech kobiety i chrząknięcie faceta. Ale wiem że to wszystko było w mojej głowie a nie na zewnątrz. Czy to może być schizofrenia? Szukam na moją nerwicę psychoterapeutów ale jak narazie co zadzwonię to każdy mówi że nie ma miejsca. Dodam też że biorę tabletki na moje ataki paniki, ale to raczej nie one wywołują te omamy. Co powinnam zrobić? Dodam też, że w ciągu dnia zdarza mi się taki dialog w mojej głowie jak "Muszę zrobić to to i to" albo dialog ze samą sobą typu "Muszę zrobić to to i to ale mi się nie chce" po czym odpowiadam samej sobie "Zrób to, musisz to zrobić" i to wszystko dzieje się w mojej głowie. Albo jakieś postacie wymyślone przezemnie rozmawiają między sobą. Aco do omamów wzrokowych może występuje czasami tylko takie coś jak widzenie wyraźniej kolorów. często też czuję stan odrealnienia odkąd mam nerwicę, mam taką myśl jak "To jest prawdziwe życie czy to tylko sen na jawie".
  11. Po pierwsze - śmieszy mnie to, że siedzę godzinami w łazience i nikt nie reaguje mimo, że moja współlokatorka deklarowała, że będzie mnie ratować, gdy zechcę popełnić samobójstwo ( mam dwie próby samobójcze za sobą, ale teraz już nie jestem na tyle odważna, bo te dwie mnie zmęczyły). Dwie godziny siedzenia w łazience i nic. Tak samo mam w domu u mamy. A kiedyś faktycznie mogę coś sobie postanowić i nikt mnie nie uratuje. Nie lubię siebie ani swojego życia. Zakopałam swoje talenty pisarskie, a jak je odkopuję, to ujawnia się depresja/ dwubiegunowa choroba/ schizofrenia - nie wiadomo co to jest. Przyjaciel, którego uważałam do tej pory za najważniejszego przyjaciela powiedział, że "nie porwałam go i że nie interesuje już go moja osoba". Reaguję źle na kłamstwa innych osób i robię okropne awantury im o to (dochodzi do 3 godzinnego monologu z mojej strony i nad którym nie do końca panuję) więc tym więcej osób odeszło. Mam duże ambicje i staram się, aby skończyć studia z dobrymi wynikami, ale to w sumie dla mnie trochę puste. Przeżywam każdą miłość. Po każdej nieudanej mam czarno przed oczyma i wpadam w depresję na co najmniej kilka miesięcy. Nie znajduję zrozumienia w innych ludziach Nawet już dobrze czuję się ze sobą i go nie szukam, ale mi przykro, więc mam ochotę skończyć ze sobą. Tym bardziej, że powoduje mną poczucie winy, bo moich byłych partnerów doprowadzałam do depresji swoim zachowaniem. Nie rozumieli mnie, a ja reagowałam bardzo emocjonalnie mimo, że tego nie chciałam. Nie ma najlepszych kontaktów z ojcem. W zasadzie to - całkiem je urwałam, bo jest psychopatą i go nie obchodzę tak naprawdę. Nie wiem co mam powiedzieć i z czym mi źle na ten moment. Powinnam być pod opieką psychoterapeuty dobrego, ale żaden mi do tej pory nie odpowiadał. Nie wiem co mam powiedzieć, ale cierpię. Bardzo. Już nie wiem nawet co powiedzieć. Wiele razy mówiłam ludziom o tym, co czuję, ale nikt mnie nie rozumiał. Nikt nie chciał zrozumieć - nawet psychoterapeuta. Nie wiem już co mam robić, ale jestem zagubiona. Nikt z najbliższego otoczenia o tym nie wie, bo staram się to ukrywać. Ale jest coraz gorzej. Psychoterapia nie pomaga. Ludzie mnie denerwują....
  12. Cześć. Pisałem już tutaj kiedyś temat. Trochę się zmieniło od tego czasu ale napisze ponownie. Walczę z fobią społeczną, uczęszczam do psychiatry. Od dłuższego czasu biore parogen 2x rano i od niedawna rispolept pół tabletki. Moim problemem jest to strach przed atakiem innych, wystarczy agresywniejsza wypowiedź w stosunku do mnie i serce zaczyna mi łomotać, zaczynam się mylić w tym co mówie i robię. Wtedy gdy ktoś mnie atakuję to ja chcąc się bronić i automatycznie mimo, że ta osoba ma rację ja się zamykam na dialog i jestem na nie. Bardzo mi to utrudnia życie, pracując w toksycznym środowisku powoduję to jeszcze większy konflikt, a ja po prostu chcę być dobrze traktowany. A w tym sęk, że bardziej zły jestem na to, że zostałem poniżony i nie potrafię na to odpowiedzieć... Czekam na jakieś sugestie czy moje leczenie idzie w dobrym kierunku czy zastosować coś innego. Postanowiłem zabrać się za to porządnie i uporać się z tym.
  13. Evelynsmee

    Cześć :)

    Cześć, jak się macie? Jestem tu nowa i szukam tak w sumie to pomocy i wsparcia. * Coś o mnie. Mam 24 lata. Cierpię na nerwicę od 5 roku życia a na depresję 5 lat. Leczę się już rok. Przez ponad 10 lat mieszkałam na Wyspach ale postanowiłam wrócić do Polski, żeby odciąć się od toksycznego środowiska i zacząć wszystko od nowa. Trochę podziałało. Mam fajną pracę w Poznaniu, poznałam ciekawych ludzi. Niestety, nie jest kolorowo bo jestem okropnie samotna. Mam narzeczonego z którym mieszkam, ale on udaje, że choroby nie ma; może mu tak łatwiej. Depresja, tak jak zaczynało się poprawiać tak teraz pogłębia się przez uczucie samotności, monotonii (praca-dom), braku czasu dla siebie i osób z którymi mogłabym porozmawiać. Rodzina także udaje, że choroby nie ma. Jaka jestem? Dobrze się kryję z depresją. W pracy jestem wesoła i rozgadana. Lubię czytać, najlepiej kryminały, reportaże kryminalne i policyjne. Interesuje mnie po prostu ludzka psychika. Lubię kino - najlepiej w podobnej tematyce. Pracuję jako grafik komputerowy a prywatnie interesuję się fotografią. Jestem też wielką kociarą. Jak najlepiej spędzam czas gdy mam z kim? Rozmowa przy kawie albo winie. Ewentualnie roadtripy po okolicach. To tyle o mnie. A co u was? Chcielibyście się poznać? Pozdrawiam *nie szukam znajomości pod kątem miłosnym, lóżkowym. Szukam kogoś kto tak jak ja zmaga się z samotnością i ószuka bratniej duszy albo kogoś kto jest w stanie mnie z tej samotności wyciągnąć
  14. Evelynsmee

    dubel

    Cześć, jak się macie? Jestem tu nowa i szukam tak w sumie to pomocy i wsparcia. * Coś o mnie. Mam 24 lata. Cierpię na nerwicę od 5 roku życia a na depresję 5 lat. Leczę się już rok. Przez ponad 10 lat mieszkałam na Wyspach ale postanowiłam wrócić do Polski, żeby odciąć się od toksycznego środowiska i zacząć wszystko od nowa. Trochę podziałało. Mam fajną pracę w Poznaniu, poznałam ciekawych ludzi. Niestety, nie jest kolorowo bo jestem okropnie samotna. Mam narzeczonego z którym mieszkam, ale on udaje, że choroby nie ma; może mu tak łatwiej. Depresja, tak jak zaczynało się poprawiać tak teraz pogłębia się przez uczucie samotności, monotonii (praca-dom), braku czasu dla siebie i osób z którymi mogłabym porozmawiać. Rodzina także udaje, że choroby nie ma. Jaka jestem? Dobrze się kryję z depresją. W pracy jestem wesoła i rozgadana. Lubię czytać, najlepiej kryminały, reportaże kryminalne i policyjne. Interesuje mnie po prostu ludzka psychika. Lubię kino - najlepiej w podobnej tematyce. Pracuję jako grafik komputerowy a prywatnie interesuję się fotografią. Jestem też wielką kociarą. Jak najlepiej spędzam czas gdy mam z kim? Rozmowa przy kawie albo winie. Ewentualnie roadtripy po okolicach. To tyle o mnie. A co u was? Chcielibyście się poznać? Pozdrawiam *nie szukam znajomości pod kątem miłosnym, lóżkowym. Szukam kogoś kto tak jak ja zmaga się z samotnością i szuka bratniej duszy albo kogoś kto jest w stanie mnie z tej samotności wyciągnąć
  15. Oliwia.

    Czy to nerwica?

    Dzień dobry. Nazywam się Oliwia. Mam 16 lat. Od początku tego roku uczęszczam do liceum. Co się z tym wiąże - nerwy z powodu zmiany szkoły, nowi ludzie, nauczyciele. Nigdy nie miałam takich problemów jakie mam teraz. Bardzo boli mnie głowa, czuje się przygnębiona. Jak mam cokolwiek powiedzieć na lekcji, chociażby przeczytać coś z podrecznika na głos, mój głos w tym momencie się strasznie zarywa + z nerwów połykam ślinę 100 razy na minutę. Robi mi się w tym momencie bardzo zimno i słabo, mój brzuch zaczyna bardzo boleć, czuję że zwymiotuję. Moje plecy tak zaczynają boleć, że ledwo co się ruszam. Melisa nie pomaga, nawet bym powiedziała że pogarsza sytuację, bo zaczyna mnie po niej bardzo mdlić a brzuch zaczyna bardziej bolec. Wszyscy ciągle mi powtarzają: „Nie denerwuj się!”, „Nie masz czym się przejmować”, „Jak się ciagle tak będziesz denerwować to wpadniesz w nerwicę” ale nic kompletnie nie pomaga, tym bardziej te słowa pogarszają to wszystko.. Po szkole płaczę bardzo często, czuję że nie mam siły.. moja mama bardzo mnie wspiera ale niestety w szkole to wszystko inaczej wyglada niż bym chciała. Bardzo proszę o pomoc:(
  16. em, że istnieje wątek o nerwicy, jednak potrzebuję założyć własny. Nie chcę dodawać do ogólnego, nie chcę, żeby był pominięty wśród innych postów, a naprawdę potrzebuję pomocy.Mam 24 lata. Wychowałam się z mamą, siostrą oraz babcią. Dzieciństwo pamiętam w kratkę. Ojca nigdy nie poznałam, wszyscy zacierali jego obraz. Słyszałam tylko, że alkoholik, że frajer, że dobrze, że umarł (miałam rok lub dwa), że nie warto wspominać. Tak więc żyłam przywiązana do mamy. Jaka jest moja mama?Ciężko określić. Kiedyś powiedziałabym, że cudowna, dobra. Wszyscy tak mówili, że anioł. Że wszystko by dla nas poświęciła. Nie biła mnie, nigdy nie tknęła kieliszka z %. Jednak uważam, że mam pewne blizny na psychice.. Mama wychowywała mnie i siostrę wraz z babcia. Nigdy nie pracowała. Skąd zatem kasa? Otóż.. sama nie wiem. To zawsze było wielkie tabu w domu. Kasa po prostu była. Mama miała wymówke, ze nie pracuje, bo babcia wymaga opieki (była chora i stara, ale nie aż tak, żeby nie móc wyjść na 4 h z domu). Z perspektywy czasu mysle, ze tak było mamie wygodniej. Po ojcu ja i siostra miałysmy rente, która przychodziła na konto mamy. I też dlatego ciągle miałam ciśnienie, aby się uczyc. Ciagle slyszalam, ze musze być najlepsza, jak dostawałam 3 to było "co już opuszczasz skrzydełka?", "masz mieć zachowanie wzorowe, liczymy na Ciebie, jesteś nasza dumą" Miałam wielka presje i uczyłam się bardziej dla niej niż dla siebie. Jak dostawałam gorsze oceny to płakałam, co mama powie w domu.. Ogólnie dom był pełen nerwów. Był jak jeden wielki szpital bo babcia dużo chorowała. Ambulans był co miesiąc, były krzyki, było wieczne umieranie (a raczej prawie umieranie). Chowałam się wtedy do łazienki żeby nie patrzeć na wymioty i zastrzyki i na strach starszej osoby ze zaraz umrze. Dorastałam w nerwach przed chorobami, nowotworami, przed upływającym czasem, starzeniem się. Dni były ustawiane pod humory babci, bo jak czuła się super to było ok, ale jak było źle, to wszyscy chodziliśmy jak w zegarku, byle nie było awantur ani płaczu ani karetki. Mama tez swoją drogą mnie szantażowała. Pamietam, jak mowila ze jak nie będę grzeczna i będę psuc im nerwy, to ona dostanie zawalu i wtedy dopiero będzie. OStendacyjnie wtedy klada dłon na klatke piersiowa, ze się zle czuje, a ja się balam i wolalam siedzieć cicho. Nihdy nie wyrzygałam jej jak bardzo jestem znerwicowana, bo balam się o jej zycie i ze będę winna jej śmierci. Wolalam plakac w ciszy. Zapytacie o siostrę? Siostra strasza 4 lata. Ona była bystra i już od dzieciaka widziala, ze nasz dom nie jest normalny. Ze inni mają ojców, ze stać ich na jakies wakacje nad morzem bo oboje rodziców pracują, ze jedza razem posiłki - u nas tego nie było. U nas był szpital i nerwy i ciagle mowienie, ze nas nie stać na wiele, ze ważne, ze chodzimy najedzone i ubrane , ze wystarczy przetrwać, egzystować. Siostra się buntowała. Była zła, miała dużo żalu do mamy, ze funduje nam takie zycie, zycie z chora starsza babcia, bez wzorca małźenstwa, ze chodzimy znerwicowane. Ja nie umiałam się przeciwstawić, a mama z babcia ciagle powtarzaly, ze siostra jest zła, ze jest czarną owca, ze mam jej nie słuchac, bo ona jest za ojca rodzina, a oni byli zli. A ja jestem taka cała mamusia, ze mam nie psuc nerwów, bo siostra już dużo ich napsuła. Wierzyłam w to, całe zycie byłam tak układana. Siostra ta najgorsza, ja najlepsza, cichutka, grzeczna, niewpędzająca mamy do grobu na zawał.Nigdy nie miałam wzorca jak postepowac z facetami. Mama nigdy nie znalazła sobie nikogo. Zyła tylko z nami. Żadnych randek, niczego. Nie wiedziałam, jaką być zoną kiedyś, jak wygląda zycie z osobą płci przeciwnej. Nie wychowała mnie tak, bym była kiedyś mamą i zoną. Raczej tak, żebym została z nią i na starość mogła się nią zając. Nie wychowała mnie na bycie samodzielną - wszystko robiła za mnie, pakowała mi plecak, prała mi wszystko nawet na studiach, prasowała ( bo ja przypale ), zmywała ( bo ja niedokładnie zmyje ), pakowała mi jedzenie na studia. Zyłam w przekonaniu, ze nic nie umiem, przez to zawaliłam kilka etatów bo uważałam, że nie dam rady w pracy, rezygnowałam z niej, odmówiłam kilku rozmowom rekrutacyjnym. Co do facetow - często odmawiam swojemu mezczynie seksu, bo czuje się jakbym robila cos złego, ze jakby mama mnie widziala w takiej sytuacji , byłaby zażenowała, ze robie cos takiego, wstydzę się po prostu bliskości z facetem. Kocham go, jestesmy razem 6 lat, ale często placzę po stosunku.. i nie umiem mu wytłumaczyć, czemu ja nie chce isc do łóżka. Potem się obwiniam, bo on obwinia siebie i tak w kółko.Dalej - pieniądze.Ani ja ani siostra nie wiemy, skad mama ma wiecznie kase. Ok, dopóki się uczylam, była renta. Ale dawała mi z tej renty kase na studia. Ale przecież musiała tez mieć sama za co żyć, płacic na bieżąco rachunki, a ona nie pracuje jakies 25 lat. Wkurzało mnie zawsze takie zamiatanie pod dywan, zatajanie prawdy, temat TABU. Jak cos mi przelewala, mówiła, ze mam się cieszyc i nie pytac skad tylko brac jak daje. Wiec nie pytałam, bo i tak by mi nie powiedziała.Nigdy nie miałam swojego pokoju, spałam z nia dopóki nie wyniosłam się na studia ( w jednym łóżku). Siostra twierdzi, ze to chore (ona musiala spac z babcia). Mielismy dwa pokoje, ale mama nigdy nie zgodziła się, bym spala z siostra, a ona z babcia. Ogólnie bardzo mnie do siebie emocjonalnie związała - tak, ze mam pretensje do siebie, ze smiałam ją zostawić i wynieść się na studia do innego miasta. Ciagle boje się, ze ją zawiodłam, ze smiałam sobie ulozyc zycie z facetem, a ona sama na starość.. ze się starzeje, a mnie przy niej nie ma, ze nie widze jak się starzeje, ze nie ma mnie w razie jakby wylądowała w szpitalu. Ciagle uważam, ze mam do splaty jakiś dług, bo przecież tyle dla mnie zrobiła.. bo ogólnie pamiętam tez dobre strony - nigdy nie zostawiła mnie w potrzebie, zawsze mogę do niej dzwonic po porade, szanuje mojego faceta, ne biła mnie nigdy. Sasiedzi twierdza i znajomi, ze mam mame anioła z niebios. Jednoczesnie ja uważam, ze wyrządziła mi jakies krzywdy (świadomie bądź nie). I zle mi z tym, ze zle o niej mysle, bo przecież jest przekonanie, ze mame ma się jedna, ze mama to swietosc.. Ze przecież wychowała mnie sama, a to jakes osiagniecie, poswiecenie..Czy cos jeszcze?Tak, odkad skończyła mi się renta, wiem, ze jestem zdana na siebie. Dorosłe zycie mnie przytłacza . Nie ucze się już, nie mam stypendium, mama tez nic nie wysyła. Boje się, ze będę jak ona.. ze będę wolala isc na l4 zamiast pracować, no bo lepiej dostawac kase za nic. Nikt nigdy nie nauczył mnie ciężkiej pracy. U mnie w domu był tylko szpital, kasa nie wiadomo skad, renta i zasiłki. A i granie w lotto.. wieczne oddawanie kuponów, bo przecież lepiej dostac 100 tys za nic , za kupon za 2,50. Nie mówie - miałam dużo od mamy. Rower, słodycze, zabawki. Dlatego tym bardziej czuje się zle, tak ją "obgadując". Dalej - mama nie umie przyznać się do błędu. Nawet jak wie, ze cos zle zrobila i sa na to dowody ewidentne, ona owraca kota ogonem lub się obraza i koniec tematu. Przykład - mówie jej, dlaczego nie załozylas mi aparatu na zęby, do 14 roku zycia są darmo, kazałaś mi kłamac higienistce w szkole ze chodze do ortodonty, mamo ja to pamiętam - ona na to nie odpisuje tylko pisze ze już nie ma kasy na sms. Po czym nigdy nie wraca do tematu. Drugi przykład - mówie jej, ze chyba mam nerwice bo czasem mam stany lękowe, ze boje się chorób po wychowywaniu się w atmosferze nowotworu i lekarzy - ona nie odpisuje wcale, dopiero na drugi dzień jakby nigdy nic " miłego dnia ;* ".Czasem mysle, ze ona uważa, ze ja wymyślam i przesadzam, bo ja nie mam prawa do bycia inna, ze musze być idealna, bo jestem za nią, a nie za jej mezem, który umarł.Czuje się cholernie zagubiona zdana na siebie, mimo ze zapewnia mnie ze jestem jej ukochana córeczka, ze zawsze mogę do niej przyjść..Ostatnio powiedziałam jej, ze zle mnie wychowała. Ze nie jestem zdolna do samodzielnego zycia, ze nigdy nawet jabłka sama nie umiałam obrac, ze boje się ze ciagle będę myslec ze ją zawiodłam, na co ona odwróciła się do okna i powiedziała " a weź mnie nie denerwuj już bo zaraz karetke będę musiala wzywac, już dość mi Twoja siostra nerwow cale zycie napsula".Dla siostry mama nie istnieje, mówi ze za takie pieklo jakie nam zafundowała ona może sobie umierać i siostra ma to gdzies. Siostra ma depresje i miała nerwice, ale już jest lepiej. Mama jej depresje chyba ma gdzies bo uważa, ze to przez faceta z którym się rozstala, a nie przez dom. Mama w swoim mniemaniu jest idealną mamą, która wiele dla nas poswieciła.O tyle o ile dla siostry proste jest odcięcie się, dla mnie nie. Obwiniam się, ze mama tyle nam dała, a ja o niej zle mysle. Ze nie ma faceta, wiec jak ja się odwroce, to ona umrze samotnie bez nikogo. Ze musze być dla niej dobra, bo ma tylko mnie. Wiecznie uważam, ze musze się jej tluamczyc z wszystkiego, bo ona i tak się dowie (kiedyś czytala nasze pamiętniki, bo lubi wszystko wiedzieć).Wiem, ze najpewniej potrzebuje terapii, ale przede wszystkim potrzebuje się wygadać. Z siostra mam lepsze kontakty niż kiedyś, coraz bardziej rozumiem jej punkt widzenia, a coraz więcej żalu mam do mamy. Wiem tez, ze mama nigdy w zyciu nie przyzna się do błedów, do niej po prostu to nie dociera. Ma jakas blokadę , która nie pozwala jej myslec, ze ktoś inny ma racje, a nie ona. W dodatku boję się, że serio kiedyś jej cos się stanie jak wyrzygam jej wszystko, a nie będę umiala zyc ze swiaodmoscia, ze zabiłam człowieka..Jakies rady? Czy moja mama jest toksyczna? Czy mam szanse na normalne zycie? Bardzo bym chciała, bo za dzieciaka go nie miałam.proszę o pomoc i opinię z zewnątrz, bo odkad przeprowadziłam się daleko, moje leki się nasilily, ze nie spełniłam jej oczekiwan (praca na produkcji nie jest dla ciebie, przecież zawsze bylas taka ambitna), ze ją zawodzę (jestem jakies 200km od domu), ze wybrałam zycie z facetem a nie tak jak ona zycie ze swoja mama na starość.W dodatku mam lekką hipochodnrie. Przez babcie i jej choroby ja wszystko widze u siebie, mimo ze wyniki mam super w normie. Ciagle się badam, ciagle się boje, ze a nuż cos się dzieje , ze będzie za pozno…Proszę o pomoc..Anna
  17. Witam, Jestem nowym uzytkownikiem na tej stronie, a wiec napisze troche o sobie. Mam na imie Paulina. Odkad pamietam, zawsze czulam sie samotna. Zawsze mialam rodzine i znajomych przy sobie, lecz zawsze doskwieralo mnie uczucie samotnosci. Ciagle czulam sie nierozumiana, niepotrzebna, niechciana. Do dzisiaj mam takie uczucia, ale staram sobie z nimi radzic i wmawiac sobie, ze tak nie jest. Nie zawsze jednak sie udaje. Czesto mam doly i czesto tez placze. Tlumie w sobie tyle emocji ,ze nie potrafie czasami nad nimi zapanowac. Najczescie towarzyszy mi smutek i nerwy. Bardzo latwo jest mnie zdenerwowac i bardzo latwo doprowadzic do placzu. Do placzu potrafi mnie doprowadzic niemal ze wszystko... Zawsze unikalam zatloczonych miejsc, jazda autobusem czy tramwajem gdzie bylo pelno ludzi przyprawiala mnie o zawroty glowy. Mam problem z krytyka, strasznie nie lubie byc oceniana i takze sama mam surowe zdanie o sobie. Nie lubie byc w centrum uwagi, nie lubie gdy ktos sie na mnie patrzy bo odrazu dostaje paranoji. Przychodza mysli, moze jestem brzydka, moze mam cos we wlosach itp. Nie rozumiem skad sie to bierze, jest to strasznie glupie myslenie ale odkad pamietam tak mam. Staram sie unikac wiec sytuacji, gdzie jestem w centrum uwagi i musze rozmawiac z nieznajomymi... Glownym powodem dlaczego tutaj jestem byly ostatnie sytuacje... Cala firma w pracy miala zebranie na temat podwyzek, gdy szef zabral glos i wszyscy go stojac sluchalismy, ja zaczelam czuc sie slabo. Zaczelo mi sie robic ciemno przed oczami i balam sie ze zaraz upadne. Zerwalam sie szybko z tego miejsca gdzie wszyscy stali i poszlam predko do swojego biura gdzie bylam tylko ja. Probowalam sie uspokoic i jakos przeszlo. Myslalam ze to przez grype ktora wtedy mialam i poprostu organizm byl zmeczony. Jakos sie poprawilo i nastal weekend. Po weekendzie gdy wrocilam do pracy jeszcze bardziej chora, strasznie nie moglam sie skoncentrowac na tym co robie. Nie raz juz bylam w pracy gdzie bardzo zle sie czulam i bylam chora i zawsze sobie dawalam rade do konca zmiany. Nie pracuje fizycznie wiec nie widzialam zadnych dalszych problemów. Jednak tego dnia na przerwie zaczelam sie czuc podobnie jak na zebraniu. Czulam jak zbieraja mi sie mysli w glowie ze zaraz zemdleje mimo to ze siedzialam. Robilo mi sie czarno przed oczami i ciezko mi sie oddychalo. Bylam przerazona, nie wiedzialam co sie ze mna dzieje. Balam sie, ze zemdleje i ludzie si ebeda na mnie patrzec. Zaczna oceniac czy sie smiac albo ze nikt mi nie pomoze. Nie chcialam byc na jezykach.Poprosilam szefa o zwolenienie do domu. Tak i zrobilam i tego jeszcze samego dnia udalam sie do lekarza. Pomyslalam, ze moze cos mi jest, ze moze jestem na cos chora moze to cos powaznego. Lekarz sprawdzil moje cisnienie i zbadal krew. Wszystko wyszlo prawidlowe. Myslalam, ze te leki sa spowodowane tym ze jestem na cos chora. Nie mowie tutaj o grypie lecz o jakiejs powazniej chorobie. Jednak sie okazuje ,ze nic mi nie jest i krew mam naprawde zdrowa. Nie wiem jak mam dalej sobie radzic z tymi myslami. Utrudniaja mi one normalne funkcjonowanie. Codziennie boje sie co bedzie potem co bedzie jutro. Czy znowu dostane paniki, czy znowu bede sie bac ze zemdleje. Zamiast cieszyc sie zyciem ja staram sie zapanowac nad wlasnymi emozjami i myslami... Zanim ktos mnie odesle do lekarza, bardzo prosze o jakies rady lub podobne historie... Pozdrawia, P
  18. klaudia27

    Pierwsze koty za płoty

    Cześć mam na imię Klaudia mam 27 lat, w miarę szczęśliwe życie, gdyby nie : lęki, DDA, objadanie się i sięganie po alkohol. Tak ostatnimi czasy radzę sobie z nękającym mnie poczuciem lęku zwłaszcza w nocy, oraz poczuciem, "wiem, że nic nie wiem". Moja motywacja na dzień dzisiejszy jest zerowa, zdaję sobie z tego sprawę, i zaczyna mnie to uwierać "słodkie lenistwo" jest dobre do czasu. Zaczynam zauważać w sobie początki "hipochondrii" bo jak nazwać to najlepiej czuję się, gdy coś mi dolega? że czuję się wtedy zaopiekowana, kochana ? Nie jest to do końca normalne .Czego się spodziewam ? Może wyrzucenie tego z siebie jest dobre na sam początek? Może szkoda tej odrobiny samodzielności, którą udało mi się wypracować, tej miłości, którą ktoś bardzo ważny do mnie poczuł? Niezrozumienie dla tego chaosu, który pojawił się w moim życiu, żalu decyzji zwłaszcza zawodowych, posiadam wspaniałych ludzi wokół siebie, których nie potrafię docenić, spektrum możliwości, których nie potrafię wykorzystać ? "betonowe buciki" za bardzo przyspawały się do moich nóg, żeby choć trochę beton zaczął pękać ? nie lubię słowa "chciałabym" bo nie idą za tym w moim przypadku konkretne czyny, może zastąpię je słowem "spróbuję" i każdy krok na przód będzie miłą niespodzianką? Pozdrawiam wszystkich forumowiczów.
  19. Witam, na forum jestem nowa. Od 2 lat zmagam się z napadami lęków (ledwo skończyłam liceum), miałam teraz dłuższe wakacje, było w porządku, zapisałam się na dosyć ciężkie studia, nawet nie wiem czy to odpowiedni kierunek dla mnie, a do tego wynajęłam mieszkanie 50km od domu z chłopakiem i przyjacielem. Wszystko było w porządku aż do teraz. Już miesiąc temu zaczęła mi się nawracać choroba, ciągły stres, lęk jak to będzie, co jeśli na studiach będę miała takie same jazdy jak w szkole i co jeśli rzucę studia, nie zostawię chłopaków na lodzie samych w mieszkaniu, za które trzeba płacić. Im bliżej tego wszystkie tym więcej czuję stresu. Nawróciły się biegunki, codzienne, histeryczna kulka w gardle, za parę dni idę do "swojego mieszkania" i ciągle lecą mi łzy ze stresu. Jestem totalnym domatorem, mam stwierdzoną fobię społeczną i lękową, nie radze sobie idąc na zakupy, a wybrałam mieszkanie poza domem i studia... mam wiele "ale", co jeśli w ogóle się do tego nie nadaję? Jak mam zostawić chłopaków samych, jak zrezygnowac ze studiów skoro dostałam nawet stypendium za naukę w liceum... Jestem w ciągłym stresie, mam wrażenie, że sobie nie poradzę, że to wszystko nie ma sensu, że nawet nie mam po co przenosić rzeczy do tego nowego mieszkania bo zrezygnuję po tygodniu... Czy ktoś z Was będąc w podobnym stanie pokonał lęki? Biorę antydepresanty, mam wrażenie, że już nie pomagają. Chodziłam na terapię rok, nie pomogła.
  20. Witam forumowiczów. Jakiś rok temu dopadła mnie nerwica napadowo lękowa i stwierdzilem że z tej okazji pomogę sobie za pomocą prowadzenia bloga. Z tej okazji chciałbym zaprosić do zapoznania się z moją historią i podpowiedź, czy taka forma „terapii indywidualnej” ma sens. Na moim blogu jak na razie jest opisana jedynie historia. Zamierzam uzupełnić content o jej przebieg i sposób radzenia sobie z tą przypadłością. niepotrzebnenerwy.pl pozdrawiam
  21. Michał97

    Ponowna kuracja lekami.

    Dzień dobry, Od środy(15 sierpnia) biorę parogen(SSRI). Wcześniej brałem go przez rok w dawce 0,5 tabletki(10mg). Psychiatra mówił mi, że dawka jaką brałem nie miała prawa działać. Zalecił, abym zwiększył dawkę do 1 tabletki(20mg), następnie po tygodniu do 1,5 tabletki(30 mg), następnie po tygodniu do 2 tabletek(40mg). Mam skłonności do mocnej somatyki, hipochondrii, ale martwi mnie osłabienie, bóle w skroniach i ból głowy, ciężkie powieki, zmęczenie. Nie pamiętam jak zaczynałem kiedyś brać parogen czy wystąpiły takie objawy. Czy może to być to objawy powiększenia dawki? Czy należy, abym odstawił lek? Czy ktoś z Was ma/ miał podobne objawy? Pozdrawiam
  22. Hej, brał ktoś może ALVENTE? jesli tak to czy pomogła ? Jak długo ja stosowaliscie?
  23. Hej! mam pytanie jaki lek na zaburzenia lękowe,nerwice,ogromny lęk pomógł wam najbardziej ? Dodam ze brałam przez rok Parogen ale po roku przestał działać
  24. Witam Jestem teraz na Zmianie leków, przed ten brałam Parogen pomógł mi ale w końcu przestawał działać bo napady paniki byly coraz większe..od 4tyg biorę ALVENTE mam wrażenie ze nic nie pomaga ale lekarz powiedział żebyśmy jej jeszcze dali z tydzień.. do tego brałam pregabaline i teraz odstawiłam No i tutaj przyszło odrazu po 1 Dniu załamanie obudzialam się odrazu atak paniki, całe ciało mnie swędzi i się drapie cały czas do tego wzięłam odrazu lorafen zawsze mi pomagał pomógł i teraz ale po 8 godzinach czuje ze lęk się znowu zbliża...i już nie wiem co robić... czy to może być poprzez odstawienie pregabaliny dodam ze odstawiałam ja stopniowo najpierw jedna tabletkę odstawiłam i w drugim tygodniu druga...
  25. Cześć od kilku miesięcy zmaga się z natręctwem, że jestem homo, teraz niestety przeszło na pedo. Nigdy nie miałem skłonności do żadnej z wymienionych. Mam 19 lat (z każdym teoretycznie się rodzimy) wiec w wieku w którym zaczęły pociągać dziewczyny dana przypadłość powinna (tym próbuje się ratować) dać o sobie znać. Zawsze innni faceci jak i dzieci były dla mnie całkowicie aseksualne. I teraz przejdę do sedna - gdy widziałem faceta( jakiegokolwiek np jadącego na rowerze) lub teraz jak np dziewczynka jedzie na rowerze i jade autem normalnie to odczuwam( odczuwalem) niepohamowaną potrzebę tak jakby popatrzenia na daną osobe w celu przetestowania natretnej myśli -> i np. Jedzie ta dziewczynka i widzę normalne dziecięce takie jakby sympatycznie( no takie normalne jak widzisz uśmiechniętego dzieciaka bez zdeformowanej twarzy -> i ciach nagle gdy rejestruje że to taka osoba to beng 1 przez 2 sek pojawia sie uczucie jak idziesz przez miasto i nagle spotykasz kogoś znajomego ( taki skok wewnętrzny jakiś) 2 następnie przez jakieś 3 sek potężne uderzenie emocji jakby fałszywie wywołane uczucie fascynacjy czymś lub gdy coś się bardzo podoba, coś się lubi ale odpala się lek i strach( wszystko się wywraca ( psycholog kiedyś stwierdził że mam problem z nazwaniem uczuć i dlatego tak to dziwnie rozpisuje bo po prostu nie potrafię tego nazwać i trudniej walczyć) ) przechodzi w szok, rozpacz, chęć samodestrukcji i potworna panika 3 i pojawia sie opisywane już na forum tzw sztuczne podniecenie ( również pojawiające sie na samą myśl czy słowo, lub skojarzenie) ale nic innego pozanie tym uczuciem sie nie dzieje ( prawdziwe uczucie jest troszeczkę inne jak by rzeczywistość VR niby realne ale wiesz że nie. To było do homo i teraz również jest teraz i powie do was czy ktoś kiedykolwiek miał choć podobne odczucia, czy już całkiem mi odwaliło? Nigdy wcześniej takie coś niebkialoe miało miejsca. To normalne w takiej nerwicy? Samą myśl że mógłbym być kimś takim spraiwa, że mam ochotę otworzyć okno ( 9 piętro) i to skończyć. Pomocy, wiem, że kojowo opisane ale nie wiem czy aż tyle taka nerwica odczuć wymusza, a sami wiecie jak takie coś niszy psychiczne
×