Skocz do zawartości
Nerwica.com

BezqyczekPL

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

Ostatnie wizyty

800 wyświetleń profilu

Osiągnięcia BezqyczekPL

  1. Współczuję Ja na razie nie szukam pracy, bo studiuje, ale i tak czuje się źle rozmawiając z innymi
  2. Właśnie teoretycznie miałbym potwierdzony, gdyby nie to, ze kazdy foniatra u ktorego bylem, powiedzial co innego :'(
  3. Problem w tym, że ja nie wiem, czy mam ten głos, bo nikt mi go nie pokazał, myślisz, że warto kupić? A może masz gdzieś dostęp do pdfa do tej książki?
  4. Mi właśnie nie pomaga, a niedomykalność krtani też mam zdiagnozowaną. Podejrzewam problemy z emisją głosu, a to, że używam złej od 5 lat sprawia, że pewnie nie będzie prosto usunąć tego problemu. U mnie problem jest taki, że żaden lekarz, dosłownie żaden nie powiedział, co mi jest. Tylko rób to ćwiczenie, rób to, a może pomoże Naprawdę jestem w kropce, bo chcę się wyleczyć, a lekarze mi tego nie ułatwiają, bo każdy mówi co innego
  5. Cześć wszystkim, pisze po dłuższej przerwie, samej nerwicy prawdopodobnie się prawie pozbylem. Problem mam z glosem, z którym męczę się już od około 5 lat, od początku mutacji glosu. Jest nadmiernie wysoki, bardzo męcze się przy mówieniu, czuje ścisk w krtani. Już byłem u 3 olaryngologow/foniatrow i jedna wprost mi powiedziała, że nie wie co mi jest, a dwóch pozostałych dało mi jakieś pojedyncze ćwiczenia, które mi nie pomagają. Moim marzeniem od zawsze było śpiewać i strasznie czuję się z niemożności jego spełniania źle. Wstydzę się rozmawiać z ludźmi, bo bardzo łatwo mój glos się załamuje, jest bardzo cichy, więc na imprezach muszę mówić komuś wprost do ucha, bo inaczej mnie nie słychać. Pani psycholog uważa, że sama zmiana w psychice pomoże na to, ja się z nią nie zgadzam, uważając, że to coś fizycznie mi się zrabalo, ona uważa, że nie wypełniam celów terapii. Generalnie mam wrażenie, że nikt nie rozumie mojego problemu i że mają go w dupie, kiedy ja naprawdę staram się tego nie pokazywać na zewnątrz, a w środku tak naprawdę mocno cierpię Ma ktoś jakieś porady, co mam zrobić? Może jakimś cudem ktoś miał podobny problem? Nie wiem, czy jest to problem bardziej psychiki, czy problem fizyczny, dlatego napisałem tutaj
  6. Witam, jestem chłopakiem, mam 19 lat. Z hipochondrią męczę się już od października, zaczęło się od bólu mięśni, który w ciągu miesiąca przerodził się w SLA. Bardzo się boję tej choroby, mam wrażenie osłabienia całego ciała, że nie mam siły na podnoszenie takich ciężarów, co jeszcze kilka miesięcy temu. Boję się, że się wywrócę albo rzeczy zaczną mi wypadać z rąk i specjalnie chodzę ostrożniej i obserwuję noszony przedmiot. Mam wrażenie, że język jest popękany i pofałdowany, mam jego fascykulacje (ogólnie miałem fascykulacje całego ciała ale mi już przeszło), miałem jednorazowe objawy dysfagii, które przemijały, ale teraz ten rzut dysfagii trwa już dobry tydzień. Ściska mnie w szyi, czuję ból i blokadę przy przełykaniu i na górze jamy ustnej i w przełyku. Najgorsze uczucie przeżywałem wczoraj, miałem problemy z połykaniem serka homogenizowanego czekoladowego (pewnie wiecie jak to wygląda). Myślałem, że się uduszę podczas jedzenia go. Do tego miałem uczucie, jakby sklejał mi szczękę, jakbym nie miał siły gryźć, chociaż w pozostałym jedzeniu to się nie potwierdza. Między innymi właśnie wczoraj miałem duży atak refluksu żołądkowo-przełykowego. Była kilkumiesięczna cisza, a tylko wczoraj ze 20 razy lub więcej wracało mi jedzenie do przełyku, co spowodowało zgagę. Dzisiaj jest trochę lepiej, zacząłem brać Ramigast, może pomoże. Myślicie, że to wszystko to może być hipochondria? Byłem w listopadzie na EMG nerwów (takie określenie słyszałem, zawsze myślałem, że jest to ENG), i wyszło jakieś rzadkie występowanie fali F , co może oznaczać zespół korzonkowy, dyskopatię. Od czasu myślenia o tej chorobie nie mogę też wytrzymać psychicznie, ciągle patrzę do jamy ustnej, czy na kończyny, czy widać zaniki mięsni. Strasznie boję się śmierci i kalectwa, że pewnego dnia nie obudzę się (z powodu tej dysfagii, że się uduszę) lub będę obserwować, jak powoli tracę władzę nad własnym ciałem i będę skazany na łaskę innych. Chodzę na psychoterapię od półtora miesiąca, ale na razie nie widzę większych zmian, tym bardziej, że miałem teraz przerwę z powodu ferii.
  7. BezqyczekPL

    Witam :)

    Chwilę pogadałem z nią, i w sumie machnęła na to ręką, że jeśli wierzę, że to pomaga, to żebym chodził Gorzej, że te objawy somatyczne ostatnio się nasiliły (zaczęła się sesja, pewnie dlatego )
  8. BezqyczekPL

    Witam :)

    Myślę, że to nic nie da @Heledore, będzie ciągle narzekała, bo w tym momencie pieniędzy brakuje nam na wszystko. Do tego na terapię chodzę bez wiedzy ojca, aby nie dowiedział się o tym, bo on ma jeszcze większego hopla na punkcie pieniędzy
  9. BezqyczekPL

    Witam :)

    @Heledore, chodzi głównie o to, że mama narzeka, że idzie na to tyle pieniędzy, że nie ma sensu na to chodzić. Mówiła mi nawet pani psycholog, że w moim przypadku terapia potrwa ok. roku, no ale do mamy to jakoś nie przemawia. A to z kolei kolejna sytuacja, która dowala do pieca i rozmyślam jeszcze bardziej.
  10. BezqyczekPL

    Witam :)

    Witam, wracam po ok miesiącu. Na razie mam wrażenie, że terapia nie przynosi skutku, ciągle się stresuję, rozmyślam ciągle tylko o tej jednej chorobie. Do tego doszedł lęk przed kalectwem Boję się, że będę zdany na łaskę innych. Co o tym myślicie?
  11. BezqyczekPL

    Witam :)

    Dziwne jest ludzkie ciało Dzisiaj wróciłem na uczelnię po dwutygodniowym wolnym. I wróciły stare objawy, nogi ociężałe, dziwny ból całego ciała, kłucie itd. Czy to może być spowodowane swego rodzaju "przywiązaniem" do tego miejsca? Przez 17 dni w domu było o wiele, wiele lepiej.
  12. BezqyczekPL

    Witam :)

    Poza tym dzisiaj miałem dziwną sytuację, bo zakrztusiłem się smażonym serem i przez chwilę już myślałem, że to dysfagia. Ale to raczej niemożliwe, aby z dnia na dzień ta dysfagia się pojawiła?
  13. BezqyczekPL

    Witam :)

    Praktycznie jeszcze nie są powykluczane, ale brak pogorszenia i okresy gorsze/lepsze raczej wykluczają SLA. Ale ciągle jestem w takiej panice, że ponieważ ta choroba dotyczy osłabienia mięśni, to zaraz się wywalę albo zaczną mi wylatywać rzeczy z rąk. Mam uczucie osłabienia dłoni, ale nie zawsze to występuje. Bardzo liczę na tę terapię. Dziękuję za odezwanie się, bo myślałem, że już nikt nie napisze. Może ktoś jeszcze dołączy do tego tematu
  14. BezqyczekPL

    Witam :)

    Długo się wysilałem, aby dołączyć do tego forum, ale w końcu pomyślałem, że lepiej mi to zrobi. Jestem chłopakiem, mam dopiero co skończone 19 lat (jutro będzie miesiąc ) i zmagam się prawdopodobnie (bo żadne z tych nie mam zdiagnozowanych) z nerwicą, depresją i może jeszcze coś ze stanów lękowych. Nie wiem, czy dam radę opowiedzieć tutaj wszystko, bo jak zwykle coś mi będzie musiało z głowy wylecieć, ale prawdziwe problemy zaczęły się w październiku, gdy rozpoczynałem studia na Politechnice Lubelskiej. Wszystko zaczęło się już jakiś rok temu (a nawet i więcej), stres w liceum był dla mnie przytłaczający, najbardziej obawiałem się polskiego i odpowiadania z niego, bo z interpretowania tekstu była ze mnie wielka ciemnota, ale nieobecności pojawiały się wtedy najczęściej całodniowe, spowodowane bólem brzucha, głowy itd. Skończyło się to na fatalnej frekwencji ok 60%, wydzwanianiem do rodziców, zamykaniem się w bursie na klucz (przyłapali mnie na tym w kwietniu 2017 - II liceum). Wtedy była rozmowa z panią wychowawczynią, która mnie rozumiała i wspierała, gorzej było z innymi nauczycielami i kolegami. Byłem obiektem żartów, najczęściej jednak nieobraźliwych, jednak nie wspominam liceum zbyt dobrze. Ogólnie wszystkie te kłopoty przeżywałem dość dobrze, wszystko dosyć posypało się na początku III liceum. Pojechałem do laryngologa w sprawie swojego głosu, który był chrypliwy i brzmiał jakbym ciągle był w trakcie mutacji. Po USG szyi skończyło się na tym, że dostałem podejrzenie choroby autoimmunologicznej ( konkretnie zespołu Sjogrena). Od tego czasu byłem w szpitalu na diagnostyce już z 5 razy, sprawa głosu zeszła na dalszy plan. Teoretycznie w listopadzie 2018 r. choroba została zdiagnozowana, problem w tym, że niektórzy lekarze byli o tym przekonani, inni nie. Jeszcze inni podejrzewają u mnie coś grubszego, jak np. toczeń. Wtedy właśnie zaczął się mój chyba najgorszy okres w życiu, który trwa do dzisiaj. Zaczęło się wyszukiwanie przeróżnych chorób, począwszy od tego tocznia, zacząłem się bać, że choroba jest już w zaawansowanym stanie, że w ciągu 5 lat umrę. Później jakoś objawy się wykluczały, więc sprawę autoimmunologicznych chorób pozostawiłem. Zaczęły mnie jednak pobolewać mięśnie, a czasami tak jakby pulsować, drżeć. Starło się to w czasie, kiedy akurat na Facebooku zobaczyłem posta o piłkarzu, który zachorował na chorobę neuronu ruchowego, po diagnozie której żyje się średnio 3 lata tylko. Oczywiście musiałem przeczytać, co to za choroba. Trafiłem wtedy na forum SLA. Wtedy zaczęły się fascykulacje i myślenie o kalectwie, a następnie kompletnym paraliżu. (Nawet, kiedy o tym teraz piszę dopada mnie dziwne kłucie w dłoniach). Tych objawów miałem już od groma: problemy z połykaniem, drżenie, parestezje). Byłem na EMG (a konkretnie w sumie tylko na ENG), gdzie przewodnictwo wyszło w normie, jednak występowała rzadko fala F, co ma świadczyć o dyskopatii itp. Chciałbym diagnozować się dalej, jednak w tym momencie trochę gorzej z pieniędzmi jest, rodzice brali już 2 kredyty na wesela rodziny, ja mam kredyt studencki. Nie pozwalają mi kupować gier, czy jakiegoś droższego jedzenia (czasami ich wtedy nie słucham ), ojciec ciągle narzeka, że nic nie robię i mam sobie znaleźć pracę. W obecnym momencie czuję się lepiej, pobolewają mnie ręce, mam ciągle wrażenie, że jedna ręka jest słabsza od drugiej i mam w niej gorszy chwyt, ale staram się o tym nie myśleć; drga mi także wyciągnięty język, czasami nawet i niewyciągnięty (najczęściej wtedy, gdy się stresuję). Mało co napisałem o depresji, bo teraz tak ciężko z tym nie jest, ale od dziecka marzyłem o tym, aby: a) się zakochać (na razie mam na koncie tylko 1 friendzone i nic więcej xd) b) być wysokim (zawsze marzyłem, aby mieć 2m wzrostu, o co się nawet modlę do dziś (jestem katolikiem dosyć mocno wierzący [jestem ministrantem, udzielam się w parafii itd])) Nie licząc problemów z frekwencją w szkole, oceny miałem dosyć niezłe, pomimo tragicznej frekwencji skończyłem ze średnią powyżej 4,0. Przygód miałem o wiele, wiele więcej (psycholog w podstawówce, problemy z trądzikiem przez co wstydziłem się wszystkiego, ciągle go trochę jest, ale oczywiście teraz wyszło mi z głowy xd I tak już dużo napisałem). Zapisałem się na psychoterapię, cele mam już ustalone, zaczynam w ten wtorek 8 stycznia. Myślicie, że może mi to pomóc? Co w ogóle myślicie o tym wszystkim? Pozdrawiam
×