Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność i toksyczny związek


truscawa1987

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich i proszę o pomoc w podjęciu jakiejkolwiek decyzji.

Mam 27 lat i znalazłam się w takim punkcie swojego życia, w którym widzę jak każda możliwa szansa na normalne życie przemknęła mi pomiędzy palcami. Patrząc na swoich znajomych- na ich poukładane życie, na ich rodziny- zadaję sobie pytanie co ja nie tak robiłam i robię, że nie znajduję w swojej analizie siebie.

Postaram się napisać o sobie na tyle, by otrzymać od Was jakąś odpowiedź.

Dzieciństwo miałam dosyć udane. Byłam bardzo wesoła, wszędzie mnie było pełno. Tutaj pojawiał się problem, bo zawsze o każde zniszczenie oskarżana byłam przez mamę ja. Nie wiem dlaczego, ale wtedy zawsze miała do mnie jakiś dystans. Czułam wtedy, że miłość rozdziela pomiędzy moim starszym bratem a moją młodszą siostrą. Ja najwięcej ciepła otrzymywałam od taty. Mając 10 lat zachorowałam, co w konsekwencji jeszcze bardziej oddaliło mnie od rodziny. Brat się mnie wstydził- na każdym kroku powtarzał , że jstem gruba i nic nie warta. Siostra za jego przykładem robiła to samo, natomiast mama nie umiała sobie z tym poradzić i nie reagowała na ich zaczepki , albo udawała , że ich po prostu nie ma. Zapadła decyzja: musiałam być operowana- lekarze stwierdzili, że rozwijają mi się komórki rakowe na jajnikach i trzeba je usunąć, bo w konsekwencji będę miała raka. I tak przez 2 lata jeździłam od szpitala do szpitala będąc sama ze sobą. Rodzeństwo nie przyznawało się do mnie. Brat się mnie wstydził- siostra nie rozumiała jeszcze problemu. Porozmawiać mogłam jedynie sama ze sobą i tak też mi zostało do dzisiaj- czy to wogóle jest normalne? Potrafiłam godzinami rozmawiać ze swoją wyimaginowaną przyjaciółką na parapecie w szpitalu. Dużo malowałam i na papier wylewałam swój smutek i złość. Nie mam pretensji do rodziców- kocham ich i teraz z perspektywy czasu wiem, że nie byli cały czas przy mnie bo pracowali ciężko po to, żeby mi pomóc.

W wieku 12 lat po pierwszej operacji na korytarzu w szpitalu dowiedziałam się, że nie mogę mieć dzieci. Od pielęgniarki. Takie to były chyba czasy, bo zapytała" Myslałaś kiedyś o rodzinie? Chciałabyś mieć kiedyś dzieci" a ja jej odpowiedziałam" Nie, jestem za młoda, a wogóle to chyba nie"- " to dobrze , bo już ich mieć nie możesz"- usłyszałam. Załamałam się. Nie wiem dlaczego byłam zła na moją mamę- nie wiedziałam dlaczego nie usłyszałam tego od niej- dlaczego mnie to spotkało- czułam się upokorzona.

Mijały lata. Rok za rokiem- podstawówka, gimnazjum , potem szkoła średnia i lęk przed nowymi ludźmi. Bałam się jak odbiorą mnie inni. Jakoś poszło. W między czasie wróciłam do normalnej wagi. Miałam paru chłopaków, potem pierwsza praca i pierwszy toksyczny związek- pierwsza miłość na poważnie. On ; facet , który lubi ryzyko- chodził za mną pare dobrych miesięcy aż w końcu zostaliśmy parą. Szybko wyjechaliśmy za granicę, ale i szybko zaczął traktować mnie bardzo źle. Na początku nosił na rękach, po czasie traktował jak wycieraczkę, wrzeszczał a po jakimś czasie zdradzał. Kiedy wysłał do mnie smsa przeznaczonego do kochanki- odeszłam. Byłam załamana, nie potrafiłam dojść do siebie. Czułam się nic nie warta. Minął rok. Pojawił sie ktoś nowy w moim życiu- chłopak zupełnie inny, bo poukładany, inteligentny i pracowity. Dobrze mnie traktował- zaczęliśmy się spotykać. Nie było iskry, ale czułam się kochana- nie interesowało go czy mogę mieć dzieci, nie traktował mnie jak potencjalny nośnik dziecka- czułam się przy nikm kobietą. Z czasem jednak nie potrafiliśmy się porozumieć. Dla mnie on nie był fizycznie pociągający,ja dla niego mało poukładana. Spieraliśmy się o coraz to mniejsze drobiazgi.Ja odeszłam.

Po jakimś czasie miłość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba- pojawił się ON. Nigdy tak nie kochałam. Był miły.Niskim głosem mówił od samego początku, że jestem tą jedyną. Poznaliśmy się w mojej pracy. Po tym jak mnie zobaczył przyjeżdżał do mnie za każdym przyjazdem do Polski ( On pracuje w Niemczech). Bardzo szybko zaczęliśmy się spotykać. On; czarujący, przystojny, dowcipny- męski. W jego ramionach świat przestawał istnieć. Poczułam się jak nastolatka, co za tym idzie na oczach miałam już wtedy klapki, przez które widziałam tylko to co chciałam widzieć a nie to co dzieje się na prawdę. Kontaktowaliśmy się przez skypa, telefon. Często nie odbierał telefonów, znikał na weekendy ale zawsze miał świetne wytłumaczenie. Postanowił, że mam być z nim w Niemczech- rzuciłam więc studia i pracę - wyjechałam do Niego. Z czasem zaczęło się dziać coraz gorzej. Okazało się , że On pije i to bardzo często i do takiego moentu , w którym nie stoi już na własnych nogach. Zaczęło się od wyzwisk z jego strony, od poglądów że powinnam być bardziej "jakaś". Potem pierwsze rękoczyny, wyzwiska, przeprosiny- dwa tygodnie spokoju. Picie, wyzwiska , rękoczyny przeprosiny. Nie pasuje mu nic- gdzie stawiam sól, gdzie stoję. Jakikolwiek problem- on pije. W tej chwili nie ma już oporu żeby mnie uderzyć, a ja nie potrafię się od niego uwolnić. Wyzywa mnie , używa codziennie wulgaryzmów- najbardziej dotkliwe są te, w kórych mówi że jestem nikim bo nie mogę mieć dzieci- że Bóg mnie ukarał, że jestem nikim i bez niego nic nie znaczę. Ile razy nie odeszłam tyle razy na tydzień się zmieniał, zwalał poczucie winy na mnie - bo to ja nie potrafię przecież tylu rzeczy. Pomimo tego, że znalazłam pracę to jestem nierobem według niego. Moja rodzina jest najgorsza a on jest moim wybawcą. PokAzuje mi inne kobiety i mówi , że powiennam tak wyglądać. Mówi , że jestem za szczupła, że to sam wiór, że głupia bo jestem blondynką, że jestem dziwką bo nie byłam dziewicą jak mnie poznał. Jestem w tym wszystkim sama- nie wiem jak sobie mam z tym poradzić. Powiedzcie mi, gdzie mogę szukać pomocy- co mogę już sama od siebie dla siebie zrobić. Czy ktoś wie dlaczego spotykają mnie takie związki? Czy to moja karma? Pomóżcie proszę i wybaczcie chaotyczną formę tego postu.

Truscawa1987

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×