Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mam już dość ciągłego kłamania na temat mojej sytuacji. Zaczynam przez to unikać ludzi


robertina

Rekomendowane odpowiedzi

Zacznij od pisania bloga. WWstawaj tam zdjęcia które ci się spodobają A natrafiasz na nie w Internecie. Z czasem przyjdzie ci pomysł np poszukania informacji o jakimś zdjęciu np krajobrazu albo celebryta albo wgl jakiś obrazków itp. zobacz czy sprawi ci to przyjemność i będziesz kontynuować na początek jakaś odmiana, z czasem będzie może co się chciało więcej aktywności szukać i bedziesz mieć co powiedzieć- nie pracujesz Ale piszesz bloga. Piszesz tam np o swoich serialach lub książkach. Lub nic konkretnego, wstawiasz vmmmmmkmmmmmmķ4mmmm   krajobrazów albo dan które amacznks wyglądają  swoją muzykę i teksty piosenek ulubionych. Pisać swoje reakcje jj.m różne wydarzenia które usłyszysz np osna tragedia śmjskas is mmmmśmemmęmŕmrkkk4⁵⁴mm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, robertina napisał(a):

odebranie możliwości scrollowania = konieczność spędzani dni na patrzeniu w ścianę i rozmyślaniu.

Zastanawiałaś się kiedyś, czy te problemy z koncentracją, brakiem zainteresowań, poczuciem zmęczenia i nudy to na pewno kwestia nerwicy? Bo równie dobrze – a może nawet bardziej – mogą być skutkiem tego ciągłego scrollowania. To nie jest tylko „zajmowanie czasu” – to coś, co niszczy mózgowe mechanizmy odpowiedzialne za uwagę, ciekawość i przyjemność. Zbyt dużo bodźców, zbyt szybko, zbyt powierzchownie. Efekt? Trudność w skupieniu się, brak satysfakcji z prostych rzeczy, uczucie „pustki”, która nie mija mimo tysięcy obrazków i informacji.

Możesz sobie sprawdzić w necie, że uzależnienie od scrollowania prowadzi do:

  • problemów z koncentracją i skupieniem (bo mózg przyzwyczaja się do szybkiej zmiany bodźców),
  • zaburzeń nastroju (doomscrolling, negatywne informacje, nadmiar porównań),
  • trudności ze snem (ekrany + pobudzenie),
  • bólu ciała (szyja, plecy, zmęczenie fizyczne),
  • zubożenia relacji i poczucia samotności – nawet jeśli jesteś „ciągle w kontakcie”.

A potem pojawia się błędne koło: brak siły → scroll → jeszcze mniej siły i chęci. I właśnie dlatego wyjście z tego wymaga działania – odcięcia od źródła, a nie szukania nowego hobby w tym samym schemacie. To może brzmieć ostro, ale: dopóki nie ograniczysz scrollowania i nie zaczniesz robić czegoś innego, nic się nie zmieni. Nawet najlepsza terapia nie zadziała, jeśli codziennie karmisz mózg chaosem i przeciążeniem, żeby nie powiedzieć dosadnie guanem.

To nie jest kwestia „czy się chce” – to kwestia ratowania samej siebie.

Rozumiem, że „rusz się” brzmi jak puste hasło – dlatego nikt Ci nie mówi, żebyś nagle wstała i przebiegła maraton. Nie mówimy tutaj „rusz się” w sensie: działaj na pełnych obrotach, tylko: zrób coś, cokolwiek – coś nowego, coś małego, coś neutralnego. Jeśli wracanie do dawnych zainteresowań kończy się lękiem – to znaczy, że trzeba spróbować czegoś całkowicie innego. Nie polityka, nie wojna, nie newsy. A może coś oderwanego od świata i bezpiecznego: np. film animowany? podcast o kotach? słuchanie muzyki z gatunku, którego nie znasz? krótki kurs rysunku? Kolorowanki dla dorosłych? oglądanie zdjęć z innych planet w Google Earth? Szydełkowanie? Robienie kwiatków z papieru? Nauczenie się rozpoznawania głosów ptaków? Układanie puzzli, oglądanie transmisji z kamer na żywo z lasu, tworzenie mapy marzeń. To nie muszą być rzeczy ambitne, tylko coś, co nie uruchamia Twoich lęków. Wiele z tych aktywności uczy koncentracji i zdecydowanie odstresowuje. Naprawia to co zostało zepsute.

A jeśli chodzi o Twoje „nie wiem, co robić” – to brutalnie mówiąc: nie dowiesz się, jeśli nie zaczniesz próbować. Nikt z zewnątrz nie da Ci gotowego planu na wyjście z tego, co się dzieje w Tobie. Można jedynie wskazać kierunki, ale to Ty musisz podjąć decyzję, że zrobisz jeden mały krok. I kolejny. Bo jeśli nie... to zostaje scrollowanie i powolne wpadanie w coraz większy dół. A tego przecież masz już dość, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, bei napisał(a):

Ale czy chcesz mieć coś innego do roboty? Nie wiem np. pomóc w obowiązkach domowych, brać udział w jakiś kursach online, pracować zdalnie, napisać książkę? Z resztą rozumiem, że wychodzisz z domu, bo jakoś docierasz na terapie, prawda?

 

I zastanawiam się co terapeutka i psychiatra na to że masz już dość wymyślania innego życia i przedstawiania go w Internecie?

 

 

 

Nie, nie wychodzę z domu, leczę się zdalnie. Jest obecnie taka opcja. Nie stać by mnie było na terapię w gabinecie a zdalnie jest w moim regionie o połowę tańsza. Nie mówiłam o tym terapeutce, bo mamy ważniejsze sprawy do pracy a lekarz odmawia ze mną wszelkiej rozmowy od chyba 2-3 lat. Nie chce mnie widzieć w gabinecie, tylko dzwoni raz na trzy miesiące, pyta czy wypisać leki a jak proszę o rozmowę pada "no ja tutaj już nic nie mogę pomóc, albo leki tak samo albo wypiszę (lek skreślony 5 lat temu jako nieskuteczny), albo zapraszam na odział". Kiedy miałam kilka miesięcy temu zaostrzenie, nie tylko nic mi nie wypisał, ale kazał znowu dzwonić za trzy miesiące. Gdyby nie psycholog, która mnie wtedy uratowała, do tej pory bym biegała w panice po pokoju całymi dniami. Ja w sumie, można powiedzieć lekarza nie mam. Ostatnio nawet to Mama z nim rozmawiała, bo ja po tych rozmowach zawsze się zestresuję i potem płaczę i mam atak paniki.

10 godzin temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Pobyt w toalecie to dobra okazja na przeczytanie rozdziału albo dwóch, o ile emocjonalnie jesteś w takiej chwili w stanie to zrobić.

 

To bez znaczenia, chodzi o przeprogramowanie mózgu. No i co jest złego w czytaniu powieści historycznych? Lubisz to, sprawia ci to przyjemność, i to się liczy.

 

W sensie, że ty im?

 

Nie chodzi o dyktowanie. Chodzi o coś takiego:

 

„Słuchaj, Instagram ma na mnie zły wpływ. Chcę go ograniczyć albo zniknąć zupełnie, ale nie chcę tracić z Tobą kontaktu, a mamy go tylko tutaj. Miał(a)byś coś przeciwko, gdybyśmy rozmawiali na innej platformie? Mail, Discord, Telegram? Czy jesteś tylko na IG i nie będziesz nic instalować?”

 

Jakich reakcji się na coś takiego spodziewasz?

 

Inna opcja to po prostu napisać posta w przestrzeń w podobnym tonie, zostawiając do siebie np. maila.

 

Problemem jest skrócenie rozpiętości uwagi z powodu przestymulowania (i w efekcie odczulenia) układu nagrody. Problemem jest to, że te aplikacje (i Instagram i Facebook) są zaprojektowane dokładnie w taki sposób, żeby cię uzależnić. To na tym polega ich fenomen i popularność. Pracowali nad tym konkretni psychologowie.

 

Powiem tak. Pytałaś co z tym zrobić, dostałaś rady. Nikt nie zrobi tego za ciebie. Albo chcesz coś zrobić i znajdziesz sposób, albo nie chcesz, i znajdziesz wymówkę. Konsekwencje też przecież poniesiesz tylko ty.

 

1. Ja w toalecie cierpię tak ogromny ból, że nawet idę do niej, kiedy nikogo nie ma w domu, bo przeszkadza mi telewizor w salonie, kiedy "walczę". Mi same lecą łzy, jęczę, płaczę, czuję się jakby mi ktoś rozrywał jelita... tak jest w tej nerwicy i to są najstraszniejsze momenty dnia. Poza tym, z różnych powodów, taka książka ubrudziłaby się wiadomą substancją. Ja nawet telefon muszę odłożyć jak tam idę, bo ledwie trzymam z bólu otwarte oczy. 

 

2. To jest złego w historii, że widzę w niej paralele ze współczesnymi wydarzeniami i po przeczytaniu jednego rozdziału usiadłabym do komputera i spędziła następne 7 godzin na czytaniu wiadomości wpisując jako hasła najgorsze możliwe scenariusze. Już to tłumaczyłam w tym temacie chyba ze 20 razy. 

 

3. Problemem nie jest sam instagram, ale telefon i brak innego zajęcia. Prowadzę na instagramie bloga i to jest jedna z nielicznych rzeczy, które jeszcze czasem robię (choć kiedyś wstawiałam po 3 posty dziennie a teraz dwa na miesiąc, co mnie bardzo boli, ale nie mam siły częściej). Nie chcę z niej rezygnować, bo to jedyna platforma, gdzie mogę się wypowiadać na tematy społeczne bez bycia osądzana. Właśnie chciałaby mieć siłę na pisanie tam częściej.

 

4. Nie nazwałabym tego uzależnieniem. Gdybym miała inne zajęcia, nie robiłabym tego a robię to z nudów. Czym jest to "skrócenie rozpiętości uwagi z powodu przestymulowania (i w efekcie odczulenia) układu nagrody" - mogłabyś wyjaśnić?

 

5. Nie dostałam rad, tylko oskarżenia. W tej chwili nienawidzę siebie - bo wszyscy oskarżają mnie, że ten brak sił to moja wina a ja nie jestem w stanie się zmusić nawet, żeby wstać... czuję, że w sumie jakby mi się coś stało, to może by i było lepiej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Dalja napisał(a):

Zacznij od pisania bloga. WWstawaj tam zdjęcia które ci się spodobają A natrafiasz na nie w Internecie. Z czasem przyjdzie ci pomysł np poszukania informacji o jakimś zdjęciu np krajobrazu albo celebryta albo wgl jakiś obrazków itp. zobacz czy sprawi ci to przyjemność i będziesz kontynuować na początek jakaś odmiana, z czasem będzie może co się chciało więcej aktywności szukać i bedziesz mieć co powiedzieć- nie pracujesz Ale piszesz bloga. Piszesz tam np o swoich serialach lub książkach. Lub nic konkretnego, wstawiasz vmmmmmkmmmmmmķ4mmmm   krajobrazów albo dan które amacznks wyglądają  swoją muzykę i teksty piosenek ulubionych. Pisać swoje reakcje jj.m różne wydarzenia które usłyszysz np osna tragedia śmjskas is mmmmśmemmęmŕmrkkk4⁵⁴mm

 

Ja właśnie piszę bloga - ale nie bardzo mam siłę cokolwiek tam ostatnio wstawiać. Już tak od dwóch lat coraz rzadziej tam piszę - nie chcę rezygnować, ale nie mam siły tego robić. Szukałam alternatyw - i w efekcie założyłam tych blogów kilkanaście, na każdym mam po 5 postów i zajmuję się nimi na zmianę tak, jakbym się niczym nie zajmowała. No ale nie umiem wybrać tematu, w który się wgłębić. Wszystko jest potencjalnie ciekawe.

4 godziny temu, Dryagan napisał(a):

Zastanawiałaś się kiedyś, czy te problemy z koncentracją, brakiem zainteresowań, poczuciem zmęczenia i nudy to na pewno kwestia nerwicy? Bo równie dobrze – a może nawet bardziej – mogą być skutkiem tego ciągłego scrollowania. To nie jest tylko „zajmowanie czasu” – to coś, co niszczy mózgowe mechanizmy odpowiedzialne za uwagę, ciekawość i przyjemność. Zbyt dużo bodźców, zbyt szybko, zbyt powierzchownie. Efekt? Trudność w skupieniu się, brak satysfakcji z prostych rzeczy, uczucie „pustki”, która nie mija mimo tysięcy obrazków i informacji.

Możesz sobie sprawdzić w necie, że uzależnienie od scrollowania prowadzi do:

  • problemów z koncentracją i skupieniem (bo mózg przyzwyczaja się do szybkiej zmiany bodźców),
  • zaburzeń nastroju (doomscrolling, negatywne informacje, nadmiar porównań),
  • trudności ze snem (ekrany + pobudzenie),
  • bólu ciała (szyja, plecy, zmęczenie fizyczne),
  • zubożenia relacji i poczucia samotności – nawet jeśli jesteś „ciągle w kontakcie”.

A potem pojawia się błędne koło: brak siły → scroll → jeszcze mniej siły i chęci. I właśnie dlatego wyjście z tego wymaga działania – odcięcia od źródła, a nie szukania nowego hobby w tym samym schemacie. To może brzmieć ostro, ale: dopóki nie ograniczysz scrollowania i nie zaczniesz robić czegoś innego, nic się nie zmieni. Nawet najlepsza terapia nie zadziała, jeśli codziennie karmisz mózg chaosem i przeciążeniem, żeby nie powiedzieć dosadnie guanem.

To nie jest kwestia „czy się chce” – to kwestia ratowania samej siebie.

Rozumiem, że „rusz się” brzmi jak puste hasło – dlatego nikt Ci nie mówi, żebyś nagle wstała i przebiegła maraton. Nie mówimy tutaj „rusz się” w sensie: działaj na pełnych obrotach, tylko: zrób coś, cokolwiek – coś nowego, coś małego, coś neutralnego. Jeśli wracanie do dawnych zainteresowań kończy się lękiem – to znaczy, że trzeba spróbować czegoś całkowicie innego. Nie polityka, nie wojna, nie newsy. A może coś oderwanego od świata i bezpiecznego: np. film animowany? podcast o kotach? słuchanie muzyki z gatunku, którego nie znasz? krótki kurs rysunku? Kolorowanki dla dorosłych? oglądanie zdjęć z innych planet w Google Earth? Szydełkowanie? Robienie kwiatków z papieru? Nauczenie się rozpoznawania głosów ptaków? Układanie puzzli, oglądanie transmisji z kamer na żywo z lasu, tworzenie mapy marzeń. To nie muszą być rzeczy ambitne, tylko coś, co nie uruchamia Twoich lęków. Wiele z tych aktywności uczy koncentracji i zdecydowanie odstresowuje. Naprawia to co zostało zepsute.

A jeśli chodzi o Twoje „nie wiem, co robić” – to brutalnie mówiąc: nie dowiesz się, jeśli nie zaczniesz próbować. Nikt z zewnątrz nie da Ci gotowego planu na wyjście z tego, co się dzieje w Tobie. Można jedynie wskazać kierunki, ale to Ty musisz podjąć decyzję, że zrobisz jeden mały krok. I kolejny. Bo jeśli nie... to zostaje scrollowanie i powolne wpadanie w coraz większy dół. A tego przecież masz już dość, prawda?

 

Tzn. najpierw była nuda a potem scrollowanie - i to od niedawna. Nie jestem uzależniona, gdybym miała ciekawsze zajęcia, to bym nie scrollowała. W sumie to myślałam przez jakiś czas, że może i mogłabym wrócić do zainteresowania historią, ale wybrać na tyle dawne czasy, żeby paralele nie były aż tak zauważalne - tj. nie II Wojna Światowa a np. średniowiecze. Tyle, że u mnie jest taki problem, że pozytywnych emocji typu "radość" na przykład, nie umiem wyprodukować samodzielnie a wywołać jest je w stanie tylko silny, zewnętrzny czynnik, jakieś bardzo pozytywne wydarzenie, nowe hobby, itd. W związku z tym, czułam takie emocje może 3 - 4 razy w życiu, na okrągło przez kilka miesięcy a potem, kiedy bodziec ustał/spowszedniał, znowu pojawiała się pustka. A ja mogłam latami czekać w tej pustce na kolejny bodziec, który sprawi że choć te kilka miesięcy będę miała dobry nastrój. Niedawno na terapii uświadomiłam sobie, że już nie chcę tak żyć. Ale nawet nie wiem, jak miałoby wyglądać to życie, w którym to moje ciało produkuje takie emocje a nie otoczenie mnie zmusza je ich produkcji. Taki jest chyba główny problem, bo bardzo szybko się zniechęcam do nowych hobby, które nie powodują tego skoku nastroju. I tak naprawdę, to chyba ta pustka jest główną przyczyną, dla której nie mam siły - bo, kiedy ona się wypełnia pozytywnymi emocjami, mogę robić wszystko. Jest na to jakaś rada?

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, robertina napisał(a):

4. Nie nazwałabym tego uzależnieniem. Gdybym miała inne zajęcia, nie robiłabym tego a robię to z nudów. Czym jest to "skrócenie rozpiętości uwagi z powodu przestymulowania (i w efekcie odczulenia) układu nagrody"

Ja z nudów często np. przeglądam forum, ale nigdy nie dotykam fejsa, ani insta, nic nieustannie nie przewijam szukając rozrywki, czy czegokolwiek przez dłuższy czas. Gdy szukam czegoś konkretnego, używam wyszukiwarki internetowej.

 

Powiedzmy, że rozumiem i to co robisz w końcu zafunduje ci między innymi apatię (obniżenie aktywności fizycznej i psychicznej, utratę zainteresowań) i anhedonię (brak, lub utratę zdolności odczuwania przyjemności i radości). Korzystanie z tych aplikacji jest tak zaprojektowane, aby dostarczało jak najwięcej dopaminy, hormonu przyjemności, motywacji i części układu nagrody, z którym powiązane jest ogólnie uzależnienie od substancji psychoaktywnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Fobic napisał(a):

Ja z nudów często np. przeglądam forum, ale nigdy nie dotykam fejsa, ani insta, nic nieustannie nie przewijam szukając rozrywki, czy czegokolwiek przez dłuższy czas. Gdy szukam czegoś konkretnego, używam wyszukiwarki internetowej.

 

Powiedzmy, że rozumiem i to co robisz w końcu zafunduje ci między innymi apatię (obniżenie aktywności fizycznej i psychicznej, utratę zainteresowań) i anhedonię (brak, lub utratę zdolności odczuwania przyjemności i radości). Korzystanie z tych aplikacji jest tak zaprojektowane, aby dostarczało jak najwięcej dopaminy, hormonu przyjemności, motywacji i części układu nagrody, z którym powiązane jest ogólnie uzależnienie od substancji psychoaktywnych.

 

Ja nie odczuwam przy tym przyjemności - po prostu zabijam czas. Oglądam tam zazwyczaj słodkie nagrania małych zwierzątek, śmieszne memy no i zabawne filmiki z ludźmi, którzy się przewracają, porywa ich wiatr czy mają jakiś inny wypadek. Tę anhedonię mam od dziecka w takim razie. U mnie ten mechanizm, że pozytywne emocje zależą od zewnętrznego czynnika rozwinął się na długo przed tym, jak dostałam swój pierwszy komputer i na półtora dekady przed tym, jak wynaleziono w ogóle smartfony. Apatię też już miałam i bez tego - ostatnio to w ogóle, czasem bym i coś porobiła, ale i tak tego nie robię. Ja już sama nie wiem... w jakich sytuacjach ma się takie rzeczy samoistnie? Bo mi się wydaje, że u mnie ciąg przyczynowo-skutkowy był odwrotny... i jak to naprawić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Fobic napisał(a):

Powiedzmy, że rozumiem i to co robisz w końcu zafunduje ci między innymi apatię (obniżenie aktywności fizycznej i psychicznej, utratę zainteresowań) i anhedonię (brak, lub utratę zdolności odczuwania przyjemności i radości). Korzystanie z tych aplikacji jest tak zaprojektowane, aby dostarczało jak najwięcej dopaminy, hormonu przyjemności, motywacji i części układu nagrody, z którym powiązane jest ogólnie uzależnienie od substancji psychoaktywnych.

Ale ona już to ma. Szkoda strzępić ryja, bo widzisz że na wszystko ma wytłumaczenie.
Nie wychodzi z domu, do lekarza nie pójdzie, leczy się zdalnie (sorry, nic dziwnego dla mnie że lekarz postawił ultimatum, że albo oddział, albo do widzenia, bo to już się nie nadaje na leczenie w warunkach ambulatoryjnych). Tłumaczy się chorobami nigdy nie zdiagnozowanymi, bo jak miałaby zrobić badania skoro do lekarza nie pójdzie?

Produkowanie się jest bez sensu, będzie sobie żyła w swojej norze, nie wychodząc z domu, popadając w coraz gorszy stan, dopóki ktoś jej z ustawy nie umieści w szpitalu wbrew jej woli. Jeszcze trochę a przestanie z pokoju wychodzić w ogóle. W tym kierunku to zmierza. Jest na tym forum 2 lata i nic się nie zmieniło i jeśli się zmieni to na gorsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popadłaś w marazm i jakaś ciemność. Ja nie cierpię scrollowania. To mnie drażni i robi mi w głowie za duży zgiełk. Nie mam żadnych portali społecznościowych. Ani FB, ani insta. Nic. 

 

Żeby przerwać to Twoje błędne koło, musisz wyjść z niego. Spróbuj zająć się domem. Na siłę. Coś musisz robić. Bezczynność zabija. Na początku będzie trudno, ale chyba nie chcesz się tak czuć do końca swojego życia. Wywal tego Instagrama. To trucizna wg mnie. Nie dla każdego. 

 

Może zamiast scrollowania włącz yt i oglądaj jakieś filmy wartościowe np. dokumentalne albo informacyjne. Czytaj książki. Zrób sobie fun z poszukiwania nowych zainteresować. Spróbuj zrobić kurs darmowy jakiś na navoica.pl tam jest jakiś historyczny też. Nawet spoko kursy. Są też psychologiczne.

 

Ja np. mam taką ambicję, żeby jeszcze w swoim życiu zdobyć jakaś wiedzę, więc czytam i zapisuje ważniejsze info. Sprawia mi to radość. Czasem też rysuję lub oglądam jakieś filmiki o zbrodniach. Z czasem może uda Ci się czymś zachłysnąć i poznać nowe obszary samej Ciebie.

 

Z terapii nie rezygnuj, ale postaraj się serio zmienić i rozwijać. Szkoda mi Ciebie. Czasem ciężko jest wyjść do ludzi w realu. Mi np. jest dlatego się z nikim obecnie nie widuję. 

 

Nie wiem co Ci poradzić jeszcze. Włóż trochę wysilku, a efekty przyjdą. Tak myślę. Pozdro.

Edytowane przez Verinia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@robertina powiem wprost, bo krążymy w kółko: szukasz magicznego bodźca, który sam Cię zmieni. I póki będziesz myśleć, że coś z zewnątrz ma Cię uratować – nic się nie zmieni. To nie jest tak, że nie wiesz, co robić. Ty po prostu nie chcesz robić nic, co nie daje Ci od razu emocjonalnego kopa. Wszystko, co nie powoduje zachwytu albo euforii – odrzucasz po trzech dniach. A przecież większość życia tak właśnie wygląda – jakoś, normalnie, cicho. I ludzie w tym „jakoś” odnajdują sens. Piszesz, że „nie wiesz, jak to naprawić”, ale za każdym razem, kiedy ktoś Ci coś podpowiada, masz listę powodów, czemu to bez sensu. Nie potrzebujesz rady. Potrzebujesz decyzji, że zaczniesz żyć inaczej, nawet jeśli na początku nic z tego nie będzie. Bez efektu, bez emocji, bez fajerwerków. I jeszcze jedno – Ty chcesz, żeby coś wywołało emocje, ale emocje nie są efektem rzeczy. One są efektem zaangażowania. Można przeczytać książkę i nic nie poczuć, ale jak człowiek ją wciągnie w siebie, to pojawiają się emocje. Tylko że to się dzieje po czasie. I trzeba wytrwać bez efektów przez chwilę

Bo prawda jest taka, że nikt nie przyjdzie i nie „zapełni Ci pustki”. Życie nie będzie lepsze od siedzenia i scrollowania tylko dlatego, że coś się trafi. Nie „trafi się”. Albo zaczniesz robić rzeczy, mimo że się nie chce, mimo że nie czujesz efektu – albo zostaniesz w tej apatii na lata.I tyle. Nikt Cię z niej nie wyciągnie, jeśli Ty sama się nie podniesiesz. To nie brak siły – to brak decyzji.

Jeśli Ci to coś da – dobrze. Jeśli znowu odrzucisz – to chyba sam wiesz, że nic więcej nikt już nie wymyśli - ja pasuję. Nic już więcej nie napiszę w tym temacie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Verinia napisał(a):

Popadłaś w marazm i jakaś ciemność. Ja nie cierpię scrollowania. To mnie drażni i robi mi w głowie za duży zgiełk. Nie mam żadnych portali społecznościowych. Ani FB, ani insta. Nic. 

 

Żeby przerwać to Twoje błędne koło, musisz wyjść z niego. Spróbuj zająć się domem. Na siłę. Coś musisz robić. Bezczynność zabija. Na początku będzie trudno, ale chyba nie chcesz się tak czuć do końca swojego życia. Wywal tego Instagrama. To trucizna wg mnie. Nie dla każdego. 

 

Może zamiast scrollowania włącz yt i oglądaj jakieś filmy wartościowe np. dokumentalne albo informacyjne. Czytaj książki. Zrób sobie fun z poszukiwania nowych zainteresować. Spróbuj zrobić kurs darmowy jakiś na navoica.pl tam jest jakiś historyczny też. Nawet spoko kursy. Są też psychologiczne.

 

Ja np. mam taką ambicję, żeby jeszcze w swoim życiu zdobyć jakaś wiedzę, więc czytam i zapisuje ważniejsze info. Sprawia mi to radość. Czasem też rysuję lub oglądam jakieś filmiki o zbrodniach. Z czasem może uda Ci się czymś zachłysnąć i poznać nowe obszary samej Ciebie.

 

Z terapii nie rezygnuj, ale postaraj się serio zmienić i rozwijać. Szkoda mi Ciebie. Czasem ciężko jest wyjść do ludzi w realu. Mi np. jest dlatego się z nikim obecnie nie widuję. 

 

Nie wiem co Ci poradzić jeszcze. Włóż trochę wysilku, a efekty przyjdą. Tak myślę. Pozdro.

 

OK, dobry pomysł, nie wiedziałam o tej stronie z kursami. Popatrzę. Osobiście, nie mam za bardzo ambicji, żeby zdobywać wiedzę, raczej wyjść z nerwicy a potem iść do jakiekolwiek pracy, ale w takiej formie może by i to mi coś dało. Chciałam się też spróbować nauczyć jakiegoś języka, ale nie mogę się zdecydować na jakiś konkretny i też nie wiem jak to ugryźć samodzielnie. Czekam aż pojawi się w moim życiu ktoś, kto mi doradzi, jak zacząć. Staram się poznawać ludzi online (to o tym jest w sumie ten temat), bo na żywo nie radziłam sobie z tym jeszcze jako dziecko i mam zerowe umiejętności społeczne. Wystarcza mi to i nawet się cieszę, że wreszcie nie muszę z nikim rozmawiać na żywo. Co do czynności domowych - robię w miarę możliwości, bo ja też nie radzę sobie z nimi. Np. teraz umyła podłogę i tylko zadałam chorej Mamie więcej pracy, bo rozwłóczyłam śmieci po całej podłodze zamiast je sprzątnąć z jednego miejsca (mam słaby wzrok i nie widzę ich z pozycji stojącej, więc sprzątam na oślep) i teraz musi po mnie poprawiać, ale tak, że ma dwa razy więcej pracy, bo te śmieci przykleiły się do mokrej podłogi i musi je ręcznikiem papierowym na kolanach odrywać. Tak jest ze wszystkim, jak zmywam, też zostawiam resztki jedzenia na brzegach talerzy. I też marnuję wodę, płyn do naczyń, itd. Terapia to moje drzwi do zdrowia bo nikt dotąd mi tak nie pomagał jak ta terapeutka. Każda terapia zmusza mnie do samorefleksji i głębszego zrozumienia tego, co nie działa w moim myśleniu. Trwa dopiero parę miesięcy, ale ona jest zdeterminowana, żebym szybko poczuła efekty. 

Tak właśnie ostatnio staram się więcej czytać. Niewiele mi to daje, ale choć spędzam czas bardziej produktywnie. Myślę, żeby założyć bloga o książkach, ale nie jestem pewna, czy będę w stanie się w niego dostatecznie zaangażować. No ale instagrama nie usunę - mogę przestać scrollować i postaram się (dziś jeszcze ani razu nie scrollowałam, bo oddałam Mamie telefon), ale w tego bloga włożyłam zbyt dużo pracy i dał mi zbyt wiele radości, żeby się ot tak z nim pożegnać - no i udało mi się na nim zbudować społeczność prawie 600 osób o takich samych opiniach i zainteresowaniach, jak moja, która się wzajemnie wspiera i wymienia newsami dotyczącymi tych zainteresowań. Ja bym właśnie chciała wrócić na instagram a nie usuwać owoc trzyletniej mojej pracy, której początek wspominam cudownie, bo był to właśnie okres lepszego samopoczucia. Ostatni raz odczuwałam pozytywne emocje typu radość właśnie, dzięki temu blogowi. 

 

Jakby... tak to wygląda i dziękuję za rady. Zerknę na pewno na tę stronę i może sobie jakiś kurs ściągnę.

2 godziny temu, Dryagan napisał(a):

@robertina powiem wprost, bo krążymy w kółko: szukasz magicznego bodźca, który sam Cię zmieni. I póki będziesz myśleć, że coś z zewnątrz ma Cię uratować – nic się nie zmieni. To nie jest tak, że nie wiesz, co robić. Ty po prostu nie chcesz robić nic, co nie daje Ci od razu emocjonalnego kopa. Wszystko, co nie powoduje zachwytu albo euforii – odrzucasz po trzech dniach. A przecież większość życia tak właśnie wygląda – jakoś, normalnie, cicho. I ludzie w tym „jakoś” odnajdują sens. Piszesz, że „nie wiesz, jak to naprawić”, ale za każdym razem, kiedy ktoś Ci coś podpowiada, masz listę powodów, czemu to bez sensu. Nie potrzebujesz rady. Potrzebujesz decyzji, że zaczniesz żyć inaczej, nawet jeśli na początku nic z tego nie będzie. Bez efektu, bez emocji, bez fajerwerków. I jeszcze jedno – Ty chcesz, żeby coś wywołało emocje, ale emocje nie są efektem rzeczy. One są efektem zaangażowania. Można przeczytać książkę i nic nie poczuć, ale jak człowiek ją wciągnie w siebie, to pojawiają się emocje. Tylko że to się dzieje po czasie. I trzeba wytrwać bez efektów przez chwilę

Bo prawda jest taka, że nikt nie przyjdzie i nie „zapełni Ci pustki”. Życie nie będzie lepsze od siedzenia i scrollowania tylko dlatego, że coś się trafi. Nie „trafi się”. Albo zaczniesz robić rzeczy, mimo że się nie chce, mimo że nie czujesz efektu – albo zostaniesz w tej apatii na lata.I tyle. Nikt Cię z niej nie wyciągnie, jeśli Ty sama się nie podniesiesz. To nie brak siły – to brak decyzji.

Jeśli Ci to coś da – dobrze. Jeśli znowu odrzucisz – to chyba sam wiesz, że nic więcej nikt już nie wymyśli - ja pasuję. Nic już więcej nie napiszę w tym temacie.

 

Ale ja się zgadzam. Ja się ze wszystkimi zgadzam cały czas i niczego nie odrzucam, ja tylko tłumaczę jak sytuacja u mnie wygląda. Jest między nami bariera komunikacyjna - moje słowa są odczytywane inaczej, niż ja oczekiwałam, że zostaną odczytane. Mi nie chodzi o to, że ja tego nie chcę robić - bo ja PRZYJMUJĘ KAŻĄ RADĘ I SIĘ ZGADZAM, ale z jakiegoś powodu, kiedy chwilę później opowiadam o moich uczuciach i trudnościach, stajecie się defensywni i uważacie, że to są jakieś wymówi. NIE SĄ, to jest próba wygadania się i nakreślenia szerzej sytuacji. Takie same problemy w komunikacji mam ze wszystkimi w moim otoczeniu i psycholog podejrzewa konkretne schorzenie wrodzone, które te problemy powoduje (ASD) i to podejrzewa już od dłuższego czasu, ale tak mi wstyd z tego powodu i tak mi ciężko zaakceptować, że może nigdy nie będę samodzielna, że uznałam, że o tym nie powiem. Ale teraz, kiedy widzę, że po raz kolejny (chyba już 2000 w moim życiu), te problemy są powodem tak silnych nieporozumień, że prowadzą to hejtu, to jednak powiem. Czy to coś zmienia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, robertina napisał(a):

Ja w toalecie cierpię tak ogromny ból, że nawet idę do niej, kiedy nikogo nie ma w domu, bo przeszkadza mi telewizor w salonie, kiedy "walczę". Mi same lecą łzy, jęczę, płaczę, czuję się jakby mi ktoś rozrywał jelita... tak jest w tej nerwicy i to są najstraszniejsze momenty dnia.

Jesteś pewna, że to nie ma podłoża organicznego? Badałaś się pod tym kątem?

 

3 godziny temu, robertina napisał(a):

Czym jest to "skrócenie rozpiętości uwagi z powodu przestymulowania (i w efekcie odczulenia) układu nagrody" - mogłabyś wyjaśnić?

Już tłumaczę.

 

Nasze mózgi mają coś takiego, jak układ nagrody. To on jest źródłem naszej motywacji. Robimy rzeczy, które sprawiają nam przyjemność dlatego, że sprawiają nam przyjemność.


Są sposoby na to, żeby dawać sobie więcej nagrody, niż normalnie występuje w naturze. Weźmy np. cukier. Gdy człowiek ewoluował, to musiał polować. Nie miał dostępu do takiej ilości cukru, do jakiej ma teraz. Cukier był rzadką nagrodą.


Co zrobiły firmy, dążąc do maksymalizacji swoich zysków? Wykorzystały ten układ nagrody, dodając cukier wszędzie. Nawet w ketchupie masz teraz cukier. Dzisiejsze jedzenie nas uzależnia, powodując skutki uboczne – otyłość, itd.


Idźmy dalej, pornografia internetowa. Normalnie człowiek nie miał dostępu do tylu partnerów seksualnych, ile tylko zapragnie. A teraz oszukuje mózg, klikając kolejne i kolejne partnerki (lub partnerów). Skutek – uzależnienie, spadek zainteresowania realnym partnerem.


Już nawet nie chcę wspominać o Tinderze i innych gównoaplikacjach tego typu, które niszczą w ten sposób normalne relacje między ludźmi.


Podobnie działają np. narkotyki, nikotyna, itd.


I teraz weźmy aplikacje typu Facebook, Instagram, TikTok.


Media społecznościowe istniały jeszcze przed Facebookiem. Było Grono, MySpace, potem przez chwilę Nasza Klasa. Były też fora, takie jak to. Była to jakaś nisza, było tam trochę ludzi, toczyło się jakieś życie, ale nigdy nie był to mainstream. Pomyślałaś dlaczego?


Facebook był zaprojektowany dokładnie w taki sposób, żeby wpiąć się w nasz układ nagrody. Cały layout, powiadomienia, to wszystko ma dawać ci delikatne, małe impulsy nagrody, tym skuteczniejsze, że są nieregularne (tzw. nieregularne wzmocnienie). Tresuje cię to jak psa, który ślini się na dźwięk dzwonka, gdy odpowiednio często przed podaniem karmy słyszy ten dzwonek.


Tak samo działa Instagram, czy TikTok. Te shorty, rolki. Scrollujesz, i kolejna, i kolejna, i coś fajnego, i coś fajnego. Algorytm pracuje nad tym, żeby podsuwać ci treści nie najciekawsze, nie najmilsze, a najbardziej angażujące (na Facebooku wręcz takie, które bardziej cię denerwują, bo to bardziej angażuje). To jest zrobione specjalnie, celowo. Masz się uzależnić. Inaczej nigdy nie używałabyś tej platformy tyle, ile używasz.


Nawet jakiś program telewizyjny dla dzieci tak działa (nie pamiętam teraz nazwy). Zmieniające się sceny, żadna nie trwa dłużej niż kilka sekund. Dzieci są od tego uzależnione.


Tylko że nie ma nic za darmo. Mózg się dostosowuje do nadmierniej, nienaturalnej sytmulacji układu nagrody, zmniejszając czułość tego układu. Dlatego coraz mniej rzeczy cię cieszy. Dlatego masz problem z obejrzeniem dłuższego filmu, na przykład. Bo to wymaga większej rozpiętości uwagi, a mózg przyzwyczaja się do tego, że dostaje natychmiastową nagrodę.


Do tego dochodzi prokrastynacja. Masz do zrobienia coś, co nie jest specjalnie przyjemne, jakieś obowiązki – ale możesz to odłożyć, dać sobie trochę nagrody, poprzeglądać rolki, memy. Czy w innym przypadku – zjeść coś słodkiego. Mózg się uczy, co robić, żeby było mu dobrze i przyjemnie, tylko to jest natychmiastowa, krótkoterminowa przyjemność.


Ja te aplikacje traktuję tak samo, jak inne używki. Można używać, ale z głową. Jak się czuje, że są negatywne konsekwencje dla zdrowia to znak, że jest problem i to od nas zależy, czy coś z tym problemem zrobimy. Możesz nic nie robić – to przecież twoje życie. Ja zrobiłem i patrząc wstecz absolutnie nie żałuję tej decyzji. Już mi wystarczy, że YouTube bombarduje mnie shortami i że czasem daję się na to łapać (a to jest szkodliwe właśnie z powodu, który wymieniłem wyżej – tresura mózgu do oczekiwania natychmiastowej gratyfikacji).

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Jesteś pewna, że to nie ma podłoża organicznego? Badałaś się pod tym kątem?

 

Już tłumaczę.

 

Nasze mózgi mają coś takiego, jak układ nagrody. To on jest źródłem naszej motywacji. Robimy rzeczy, które sprawiają nam przyjemność dlatego, że sprawiają nam przyjemność.


Są sposoby na to, żeby dawać sobie więcej nagrody, niż normalnie występuje w naturze. Weźmy np. cukier. Gdy człowiek ewoluował, to musiał polować. Nie miał dostępu do takiej ilości cukru, do jakiej ma teraz. Cukier był rzadką nagrodą.


Co zrobiły firmy, dążąc do maksymalizacji swoich zysków? Wykorzystały ten układ nagrody, dodając cukier wszędzie. Nawet w ketchupie masz teraz cukier. Dzisiejsze jedzenie nas uzależnia, powodując skutki uboczne – otyłość, itd.


Idźmy dalej, pornografia internetowa. Normalnie człowiek nie miał dostępu do tylu partnerów seksualnych, ile tylko zapragnie. A teraz oszukuje mózg, klikając kolejne i kolejne partnerki (lub partnerów). Skutek – uzależnienie, spadek zainteresowania realnym partnerem.


Już nawet nie chcę wspominać o Tinderze i innych gównoaplikacjach tego typu, które niszczą w ten sposób normalne relacje między ludźmi.


Podobnie działają np. narkotyki, nikotyna, itd.


I teraz weźmy aplikacje typu Facebook, Instagram, TikTok.


Media społecznościowe istniały jeszcze przed Facebookiem. Było Grono, MySpace, potem przez chwilę Nasza Klasa. Były też fora, takie jak to. Była to jakaś nisza, było tam trochę ludzi, toczyło się jakieś życie, ale nigdy nie był to mainstream. Pomyślałaś dlaczego?


Facebook był zaprojektowany dokładnie w taki sposób, żeby wpiąć się w nasz układ nagrody. Cały layout, powiadomienia, to wszystko ma dawać ci delikatne, małe impulsy nagrody, tym skuteczniejsze, że są nieregularne (tzw. nieregularne wzmocnienie). Tresuje cię to jak psa, który ślini się na dźwięk dzwonka, gdy odpowiednio często przed podaniem karmy słyszy ten dzwonek.


Tak samo działa Instagram, czy TikTok. Te shorty, rolki. Scrollujesz, i kolejna, i kolejna, i coś fajnego, i coś fajnego. Algorytm pracuje nad tym, żeby podsuwać ci treści nie najciekawsze, nie najmilsze, a najbardziej angażujące (na Facebooku wręcz takie, które bardziej cię denerwują, bo to bardziej angażuje). To jest zrobione specjalnie, celowo. Masz się uzależnić. Inaczej nigdy nie używałabyś tej platformy tyle, ile używasz.


Nawet jakiś program telewizyjny dla dzieci tak działa (nie pamiętam teraz nazwy). Zmieniające się sceny, żadna nie trwa dłużej niż kilka sekund. Dzieci są od tego uzależnione.


Tylko że nie ma nic za darmo. Mózg się dostosowuje do nadmierniej, nienaturalnej sytmulacji układu nagrody, zmniejszając czułość tego układu. Dlatego coraz mniej rzeczy cię cieszy. Dlatego masz problem z obejrzeniem dłuższego filmu, na przykład. Bo to wymaga większej rozpiętości uwagi, a mózg przyzwyczaja się do tego, że dostaje natychmiastową nagrodę.


Do tego dochodzi prokrastynacja. Masz do zrobienia coś, co nie jest specjalnie przyjemne, jakieś obowiązki – ale możesz to odłożyć, dać sobie trochę nagrody, poprzeglądać rolki, memy. Czy w innym przypadku – zjeść coś słodkiego. Mózg się uczy, co robić, żeby było mu dobrze i przyjemnie, tylko to jest natychmiastowa, krótkoterminowa przyjemność.


Ja te aplikacje traktuję tak samo, jak inne używki. Można używać, ale z głową. Jak się czuje, że są negatywne konsekwencje dla zdrowia to znak, że jest problem i to od nas zależy, czy coś z tym problemem zrobimy. Możesz nic nie robić – to przecież twoje życie. Ja zrobiłem i patrząc wstecz absolutnie nie żałuję tej decyzji. Już mi wystarczy, że YouTube bombarduje mnie shortami i że czasem daję się na to łapać (a to jest szkodliwe właśnie z powodu, który wymieniłem wyżej – tresura mózgu do oczekiwania natychmiastowej gratyfikacji).

 

 

 

O Jezu, strasznie to brzmi. Ale rozumiem. To prawda, że kiedy byłam nastolatką - jeszcze przed erą smartfonów - byłam w stanie samodzielnie obejrzeć cały serial. A teraz, w większości przypadków (z nielicznymi wyjątkami), mogę się skupić na filmie tylko, kiedy ktoś ogląda ze mną. No ale to też powoduje, że muszę każdy film dobierać pod to, co spodoba się wszystkim a jeśli w domu coś lubię tylko ja, to zazwyczaj po prostu tego nie oglądam - i tak, np. większości filmów z moim ulubionym aktorem po prostu nie znam, bo nie interesują rodziców a sama nie mogę się skupić. I też, jakkolwiek nigdy nie byłam systematyczna w pisaniu tekstów, byłam w stanie napisać nawet z 6 stron na raz. A teraz to jest max strona-dwie a czasem tylko kilka zdań na pół strony. Wystarczy, że muszę zweryfikować jakiś fakt historyczny w artykule naukowym, który mam na komputerze i wsiąkam. Od słodyczy też jestem uzależniona do tego stopnia, że odstawienie powoduje objawy fizyczne - jestem senna, rozdrażniona i nie mam apetytu - i zwykle kończę "odwyk" po dwóch dniach na dwóch tabliczkach czekolady zamiast jednej. A uzależnienie od bezcukrowych gazowanych napojów, to mnie chyba w końcu wykończy. Czy da się coś z tym wszystkim zrobić?

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze możesz oglądać film na raty 🙂

 

Da się – to jest efekt zapewniania sobie natychmiastowych gratyfikacji i jeśli ograniczysz lub wyeliminujesz te gratyfikacje, to w dłuższej perspektywie mózg wróci do normy. Układ nagrody będzie przez jakiś czas niedostymulowany i dzięki temu stopniowo z powrotem zwiększy sobie czułość.

 

Tylko to oznacza m.in. rezygnację z przeglądania rolek. Jak prowadzisz bloga na Instagramie to OK, ale scrollowanie rolek robi ci krzywdę. Jeśli potrafisz to zrobić bez całkowitego odejścia z Instagrama, to dobrze. Jeśli nie, to może być to poświęcenie, które będzie niezbędne.

 

Ja miałem na Facebooku swoje grupy, bardzo źle mi było odchodzić i je zostawiać. Ale wiedziałem, że nie jestem w stanie ograniczyć się do wchodzenia na grupę raz na jakiś czas, przeglądania postów, i wyłączania FB. Próbowałem. To było albo wszystko albo nic. Więc wybrałem całkowitą deaktywację konta. Patrząc wstecz, absolutnie tego nie żałuję, nawet jeśli niektórych znajomości mi szkoda. Ale to jest taki sam żal, jaki ma alkoholik, gdy przestaje pić i traci znajomych od kieliszka. Coś za coś.

 

Pierwszy miesiąc był okropny, samotność mnie po prostu zabijała. Ale przeżyłem, teraz czuję się o wiele lepiej i nigdy w życiu bym tego nie wrócił. Tak naprawdę dopiero teraz, z perspektywy, zdaję sobie sprawę, jak szkodliwe to dla mnie było. A to niby tylko głupia stronka, nie?

 

Co do cukru – no cóż, to jest to uzależnienie, którego nie udało mi się zwalczyć. Tzn. udało, na jakieś półtora miesiąca. Wziąłem się za siebie, przeszedłem na dietę ketogeniczną, schudłem 15 kg, czułem się lepiej (choć okres przejściowy był okropny, tak jak mówisz – senność, rozdrażnienie, mózg domagał się węglowodanów, których nie dostawał), nie miałem takich skoków energii połączonych z jej spadkami. Poziom energii był po prostu stabilny.

 

Tylko chyba jak już sobie udowodniłem, że potrafię, to motywacja mi spadła i zacząłem podjadać słodycze. A jeden batonik oznaczał, że zjedzenie drugiego będzie łatwiejsze. I szybko wszystko wróciło do stanu sprzed diety.

 

Nie jestem z tym szczęśliwy, cały czas staram się ograniczać słodycze, no ale – jestem tylko człowiekiem. Nie obwiniam się za niepowodzenia. Może jeszcze kiedyś odstawię słodycze na dobre. Mój problem polega na tym, że to jest albo wszystko albo nic. Nie ma, że jeden batonik na tydzień, czy dziennie. Albo zero, albo tracę kontrolę. A dieta ketogeniczna jest bardzo restrykcyjna, co było i pomocą (wiedziałem, że nie mogę oszukiwać, bo wyjdę z ketozy i wszystko szlag trafi) i przekleństwem (nie mogłem jeść wielu rzeczy, które lubiłem – to nie tylko słodycze, w keto chodzi o przerzucenie organizmu na pobieranie energii z ketonów, więc bardzo mocno ograniczasz węglowodany).

 

U Ciebie z Instagramem może być podobnie.

19 minut temu, robertina napisał(a):

A uzależnienie od bezcukrowych gazowanych napojów, to mnie chyba w końcu wykończy.

Czemu cię wykończy? Masz jakieś objawy ze strony organizmu z ich powodu?

Edytowane przez Cień latającej wiewiórki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Zawsze możesz oglądać film na raty 🙂

 

Da się – to jest efekt zapewniania sobie natychmiastowych gratyfikacji i jeśli ograniczysz lub wyeliminujesz te gratyfikacje, to w dłuższej perspektywie mózg wróci do normy. Układ nagrody będzie przez jakiś czas niedostymulowany i dzięki temu stopniowo z powrotem zwiększy sobie czułość.

 

Tylko to oznacza m.in. rezygnację z przeglądania rolek. Jak prowadzisz bloga na Instagramie to OK, ale scrollowanie rolek robi ci krzywdę. Jeśli potrafisz to zrobić bez całkowitego odejścia z Instagrama, to dobrze. Jeśli nie, to może być to poświęcenie, które będzie niezbędne.

 

Ja miałem na Facebooku swoje grupy, bardzo źle mi było odchodzić i je zostawiać. Ale wiedziałem, że nie jestem w stanie ograniczyć się do wchodzenia na grupę raz na jakiś czas, przeglądania postów, i wyłączania FB. Próbowałem. To było albo wszystko albo nic. Więc wybrałem całkowitą deaktywację konta. Patrząc wstecz, absolutnie tego nie żałuję, nawet jeśli niektórych znajomości mi szkoda. Ale to jest taki sam żal, jaki ma alkoholik, gdy przestaje pić i traci znajomych od kieliszka. Coś za coś.

 

Pierwszy miesiąc był okropny, samotność mnie po prostu zabijała. Ale przeżyłem, teraz czuję się o wiele lepiej i nigdy w życiu bym tego nie wrócił. Tak naprawdę dopiero teraz, z perspektywy, zdaję sobie sprawę, jak szkodliwe to dla mnie było. A to niby tylko głupia stronka, nie?

 

Co do cukru – no cóż, to jest to uzależnienie, którego nie udało mi się zwalczyć. Tzn. udało, na jakieś półtora miesiąca. Wziąłem się za siebie, przeszedłem na dietę ketogeniczną, schudłem 15 kg, czułem się lepiej (choć okres przejściowy był okropny, tak jak mówisz – senność, rozdrażnienie, mózg domagał się węglowodanów, których nie dostawał), nie miałem takich skoków energii połączonych z jej spadkami. Poziom energii był po prostu stabilny.

 

Tylko chyba jak już sobie udowodniłem, że potrafię, to motywacja mi spadła i zacząłem podjadać słodycze. A jeden batonik oznaczał, że zjedzenie drugiego będzie łatwiejsze. I szybko wszystko wróciło do stanu sprzed diety.

 

Nie jestem z tym szczęśliwy, cały czas staram się ograniczać słodycze, no ale – jestem tylko człowiekiem. Nie obwiniam się za niepowodzenia. Może jeszcze kiedyś odstawię słodycze na dobre. Mój problem polega na tym, że to jest albo wszystko albo nic. Nie ma, że jeden batonik na tydzień, czy dziennie. Albo zero, albo tracę kontrolę. A dieta ketogeniczna jest bardzo restrykcyjna, co było i pomocą (wiedziałem, że nie mogę oszukiwać, bo wyjdę z ketozy i wszystko szlag trafi) i przekleństwem (nie mogłem jeść wielu rzeczy, które lubiłem – to nie tylko słodycze, w keto chodzi o przerzucenie organizmu na pobieranie energii z ketonów, więc bardzo mocno ograniczasz węglowodany).

 

U Ciebie z Instagramem może być podobnie.

Czemu cię wykończy? Masz jakieś objawy ze strony organizmu z ich powodu?

 

Tak, ciągłe wzdęcia no i podobno te napoje są rakotwórcze, więc się tego obawiam, ale po prostu nie umiem ich nie pić.

 

No, ja z facebooka korzystam tylko do grup genealogicznych i nigdy tam nie scrolluję, bo za dużo tam dla mnie postów zawierających wiadomości. Tutaj jestem w stanie po prostu sprawdzić te grupy co trzeci dzień i wylogować się na resztę czasu. Instagram scrolluję też tylko, jeśli mam telefon. Bez telefonu albo wstawiam posty, albo z kimś piszę. Nie daruję tego. Z moimi przyjaciółkami znam się prawie 15 lat. Jeżeli wylogowałabym się z internetu oznaczałoby to przymusową, już całkowitą izolację od świata, gdzie jedynymi ludźmi, z którymi mogłabym porozmawiać byliby moi rodzice. Ja naprawdę mam WIELKIE trudności w nawiązywaniu relacji w realu i ten internet mnie ratuje. Tj. ze scollowaniem instagramu nie będzie problemu, jeśli pozbędę się telefonu. Trochę mi tylko żal tych uroczych filmików z małymi kotami albo pieskami, bo one były niesamowicie przyjemne do oglądania. Gorszą sprawą był youtube na komputerze - w sumie spędziłam pół roku dzień w dzień oglądając jak ludzie jedzą obfite posiłki, albo grają w gry przy tym mlaskając (a ja nawet nie lubię grać w gry). Już jakiś czas temu powiedziałam temu "dość" i zasubskrybowała chyba ze 100 kanałów z wartościowymi treściami. Tyle, że teraz siedzę na tym youtube i z kolei je oglądam. No i z deszczu pod rynnę. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, robertina napisał(a):

Osobiście, nie mam za bardzo ambicji, żeby zdobywać wiedzę, raczej wyjść z nerwicy a potem iść do jakiekolwiek pracy

 

Dlaczego nie pójdziesz do pracy teraz? Same jej poszukiwania mogą trwać długo. Kiedy miałam podobne problemy i fobię społeczną - trzęsły mi się ręce, jąkałam się, ciągle płakałam i miałam często bolesne biegunki ze stresu, to poszłam pracować do maka i problem zniknął. Terapie szokowe są często skuteczniejsze niż wieloletnie rozmowy w gabinecie.

 

1 godzinę temu, robertina napisał(a):

Chciałam się też spróbować nauczyć jakiegoś języka, ale nie mogę się zdecydować na jakiś konkretny i też nie wiem jak to ugryźć samodzielnie. Czekam aż pojawi się w moim życiu ktoś, kto mi doradzi, jak zacząć.

 

Ja, żeby nauczyć się języków obcych, stworzyłam bloga (prywatnego) na Bloggerze, gdzie każdy interesujący mnie język ma swoją stronę, a na niej moduły np.: Moduł 1. Alfabet i podstawowe zwroty, Moduł 2. Zaimki i spójniki. W każdym module zapisuję również jakiś nowy czasownik i krótki przykład dialogowy. Na razie mam tylko kilka modułów z hiszpańskiego, nie jestem w tym regularna, często mi się nie chce, ale przynajmniej raz w tygodniu trzeba do tego usiąść, jak do lekcji, wytrwać w dyscyplinie, żeby móc potem (pięknie) mówić nie tylko w rodzimym języku.

Co do samego języka, jaki wybrać, to ja się kierowałam tym, czego uczyłam się w szkole - hiszpańskiego i francuskiego. Byłam bardzo dobra z tych dwóch języków, są do siebie podobne, ale lata ich nieużywania przyczyniły się do ich zapomnienia, niestety. Chciałabym również przynajmniej trochę rozumieć japoński, chiński i wietnamski.

 

1 godzinę temu, robertina napisał(a):

Co do czynności domowych - robię w miarę możliwości, bo ja też nie radzę sobie z nimi. Np. teraz umyła podłogę i tylko zadałam chorej Mamie więcej pracy, bo rozwłóczyłam śmieci po całej podłodze zamiast je sprzątnąć z jednego miejsca (mam słaby wzrok i nie widzę ich z pozycji stojącej, więc sprzątam na oślep) i teraz musi po mnie poprawiać, ale tak, że ma dwa razy więcej pracy, bo te śmieci przykleiły się do mokrej podłogi i musi je ręcznikiem papierowym na kolanach odrywać. Tak jest ze wszystkim, jak zmywam, też zostawiam resztki jedzenia na brzegach talerzy. I też marnuję wodę, płyn do naczyń, itd.

 

Skoro to wszystko wiesz i widzisz, jak dokładasz pracy mamie, to dlaczego nie spróbujesz sprzątać poprawnie? Nie śpiesz się z tym, nie zostawiaj resztek jedzenia na brzegach talerzy, może zmień sposób ich mycia, żeby się nie pomylić następnym razem np.: opłucz najpierw wszystko z resztek jedzenia, wyłącz wodę, przemyj wszystko dokładnie płynem do naczyń i płucz naczynie po naczyniu, zwracając uwagę na każde czy nie jest jeszcze brudne.

 

Co do głównego tematu tego wątku - masz przyjaciółki od 15 lat, więc chyba nie jest tak źle u Ciebie z relacjami. Tutaj wypowiadasz się w sposób zrozumiały, sympatyczny, błyskotliwy, więc wystarczy, żebyś w nowopoznanych relacjach nie kierowała rozmowy na swoją chorobę, jak przedmówcy zauważyli, a wszystko powinno pójść jak po maśle, chyba że inne rzeczy po drodze poróżnią, zdarza się. Bądź autentyczna, ludzie to lubią. Może będą jakieś forumowe zloty albo propozycje ciekawych festynów na instagramie - chwytaj okazję, wybierz się, zaproś przyjaciółki. A jeśli chodzi o uzależnienie od scrollowania, to sama się z tym niekiedy borykam i jak tylko źle się z tym poczuję, to od razu odrzucam telefon jakby mnie parzył. Żadne blokady, limity czasowe nie pomagały, tylko przeanalizowanie sobie tego w głowie i odpowiednia reakcja. Od czasu do czasu to nic złego poleżeć sobie trochę i poscrollować, byle to nie przejęło każdego naszego dnia w życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, avesen napisał(a):

 

Dlaczego nie pójdziesz do pracy teraz? Same jej poszukiwania mogą trwać długo. Kiedy miałam podobne problemy i fobię społeczną - trzęsły mi się ręce, jąkałam się, ciągle płakałam i miałam często bolesne biegunki ze stresu, to poszłam pracować do maka i problem zniknął. Terapie szokowe są często skuteczniejsze niż wieloletnie rozmowy w gabinecie.

 

Niestety, nie jestem w stanie pracować. Mam w ogóle formalnie stwierdzoną niezdolność do pracy. Ja nawet do szkoły nie chodziłam, bo nie byłam w stanie - miałam nauczanie domowe, póki to było możliwe a, kiedy przestało być, to i przestałam się uczyć. I od tej pory leżę w domu.

 

1 godzinę temu, avesen napisał(a):

Ja, żeby nauczyć się języków obcych, stworzyłam bloga (prywatnego) na Bloggerze, gdzie każdy interesujący mnie język ma swoją stronę, a na niej moduły np.: Moduł 1. Alfabet i podstawowe zwroty, Moduł 2. Zaimki i spójniki. W każdym module zapisuję również jakiś nowy czasownik i krótki przykład dialogowy. Na razie mam tylko kilka modułów z hiszpańskiego, nie jestem w tym regularna, często mi się nie chce, ale przynajmniej raz w tygodniu trzeba do tego usiąść, jak do lekcji, wytrwać w dyscyplinie, żeby móc potem (pięknie) mówić nie tylko w rodzimym języku.

Co do samego języka, jaki wybrać, to ja się kierowałam tym, czego uczyłam się w szkole - hiszpańskiego i francuskiego. Byłam bardzo dobra z tych dwóch języków, są do siebie podobne, ale lata ich nieużywania przyczyniły się do ich zapomnienia, niestety. Chciałabym również przynajmniej trochę rozumieć japoński, chiński i wietnamski. 

 

No to ja miałam w szkole angielski, francuski i niemiecki. Tak myślałam właśnie, żeby najpierw iść w tę stronę, ale próbuję się uczyć angielskiego od 10 lat i nadal nie rozumiem prawie nic ze słuchu - to mnie bardzo frustruje. Miałam jakiś czas temu pomysł, żeby uczyć się języków słowiańskich i one mi szły lepiej (ze słuchu rozumiem wszystkie albo prawie wszystkie słowa). Ale czuję, że to zainteresowanie nie jest dziś dla mnie dobre. Chciałam na początek spróbować z niemieckim, ale za nic nie przychodzi mi do głowy, jak to ugryźć i od czego zacząć.

 

1 godzinę temu, avesen napisał(a):

Skoro to wszystko wiesz i widzisz, jak dokładasz pracy mamie, to dlaczego nie spróbujesz sprzątać poprawnie? Nie śpiesz się z tym, nie zostawiaj resztek jedzenia na brzegach talerzy, może zmień sposób ich mycia, żeby się nie pomylić następnym razem np.: opłucz najpierw wszystko z resztek jedzenia, wyłącz wodę, przemyj wszystko dokładnie płynem do naczyń i płucz naczynie po naczyniu, zwracając uwagę na każde czy nie jest jeszcze brudne.

 

Nie wiem sama, ale ja ledwie sobie radzę z takimi czynnościami, leci mi wszystko z rąk, jak dziecku. Robienie czegokolwiek w domu to jest dla mnie wielki stres - muszę mieć dosłownie oczy dookoła głowy, jakbym była w lesie bez broni, bo inaczej bym wszystko poniszczyła. Nie mam zasobów jeszcze na dokładność. Za każdym razem jest gorzej - bo robię to coraz bardziej na siłę i coraz bardziej mnie stresuje i wyczerpuje zasoby psychiczne - i robię coraz mniej dokładnie, byle szybciej skończyć. To błędne koło. 

 

1 godzinę temu, avesen napisał(a):

Co do głównego tematu tego wątku - masz przyjaciółki od 15 lat, więc chyba nie jest tak źle u Ciebie z relacjami. Tutaj wypowiadasz się w sposób zrozumiały, sympatyczny, błyskotliwy, więc wystarczy, żebyś w nowopoznanych relacjach nie kierowała rozmowy na swoją chorobę, jak przedmówcy zauważyli, a wszystko powinno pójść jak po maśle, chyba że inne rzeczy po drodze poróżnią, zdarza się. Bądź autentyczna, ludzie to lubią. Może będą jakieś forumowe zloty albo propozycje ciekawych festynów na instagramie - chwytaj okazję, wybierz się, zaproś przyjaciółki.

 

 

Ja nie wychodzę samodzielnie a poza tym, na zlot trzeba byłoby pojechać. A moja główna choroba to silna emetofobia, która w połączeniu z lekooporną chorobą lokomocyjną sprawia, że ostatnio przebywałam w jakimkolwiek pojeździe we wczesnej podstawówce. Gdybym ja była w stanie pojechać na zlot, to bym nie była na tej stronie, bo by to znaczyło, że jestem już zdrowa. Ja od 20 lat nie opuściłam swojego osiedla. No i, ja chcę utrzymać wszystkie znajomości w internecie - spotykanie się w realu jest dla mnie skrajnie wyczerpujące, bo mam wybór - albo skrajnie się pilnować i uważać na dosłownie każdy swój ruch i słowo albo usłyszeć "leczysz się psychiatrycznie?" Mam mnóstwo kompulsji, które robię nieświadomie i z zewnątrz to naprawdę nieciekawie wygląda. Poza tym, nie znam określeń typowych dla mojego wieku, bo nie byłam z rówieśnikami (a jeśli byłam to wyłącznie, jako wykluczona ofiara przemocy) i ze stresu włącza mi się slang typowy dla lat 50, który znam ze starych książek i rozmów ludzi dookoła mnie. Nie do końca wiem, kiedy jest moja kolej na wypowiedź w rozmowie i zwykle po prostu się nie odzywam, kiedy jest ze mną więcej, niż jedna osoba, bo zaraz jest mi zarzucane, że przerywam. Więc, chcę mieć kontakty tylko przez internet. 

 

1 godzinę temu, avesen napisał(a):

A jeśli chodzi o uzależnienie od scrollowania, to sama się z tym niekiedy borykam i jak tylko źle się z tym poczuję, to od razu odrzucam telefon jakby mnie parzył. Żadne blokady, limity czasowe nie pomagały, tylko przeanalizowanie sobie tego w głowie i odpowiednia reakcja. Od czasu do czasu to nic złego poleżeć sobie trochę i poscrollować, byle to nie przejęło każdego naszego dnia w życiu.

 

No właśnie. Jak nie ma się nic do roboty to tak się to kończy. Wiesz, ja myślę, że mogę mieć niedobór witaminy D przez to, że nie wychodzę i stąd może moje osłabienie. Gdybym miała więcej siły fizycznej, to pewnie bym i miała motywację. Ale chyba rzeczywiście, muszę przestać w końcu scrollować. Nie sądziłam, że to przez to nie mogę się skupić, ale może tak być...

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×