Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mam już dość ciągłego kłamania na temat mojej sytuacji. Zaczynam przez to unikać ludzi


robertina

Rekomendowane odpowiedzi

Zacznij od pisania bloga. WWstawaj tam zdjęcia które ci się spodobają A natrafiasz na nie w Internecie. Z czasem przyjdzie ci pomysł np poszukania informacji o jakimś zdjęciu np krajobrazu albo celebryta albo wgl jakiś obrazków itp. zobacz czy sprawi ci to przyjemność i będziesz kontynuować na początek jakaś odmiana, z czasem będzie może co się chciało więcej aktywności szukać i bedziesz mieć co powiedzieć- nie pracujesz Ale piszesz bloga. Piszesz tam np o swoich serialach lub książkach. Lub nic konkretnego, wstawiasz vmmmmmkmmmmmmķ4mmmm   krajobrazów albo dan które amacznks wyglądają  swoją muzykę i teksty piosenek ulubionych. Pisać swoje reakcje jj.m różne wydarzenia które usłyszysz np osna tragedia śmjskas is mmmmśmemmęmŕmrkkk4⁵⁴mm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, robertina napisał(a):

odebranie możliwości scrollowania = konieczność spędzani dni na patrzeniu w ścianę i rozmyślaniu.

Zastanawiałaś się kiedyś, czy te problemy z koncentracją, brakiem zainteresowań, poczuciem zmęczenia i nudy to na pewno kwestia nerwicy? Bo równie dobrze – a może nawet bardziej – mogą być skutkiem tego ciągłego scrollowania. To nie jest tylko „zajmowanie czasu” – to coś, co niszczy mózgowe mechanizmy odpowiedzialne za uwagę, ciekawość i przyjemność. Zbyt dużo bodźców, zbyt szybko, zbyt powierzchownie. Efekt? Trudność w skupieniu się, brak satysfakcji z prostych rzeczy, uczucie „pustki”, która nie mija mimo tysięcy obrazków i informacji.

Możesz sobie sprawdzić w necie, że uzależnienie od scrollowania prowadzi do:

  • problemów z koncentracją i skupieniem (bo mózg przyzwyczaja się do szybkiej zmiany bodźców),
  • zaburzeń nastroju (doomscrolling, negatywne informacje, nadmiar porównań),
  • trudności ze snem (ekrany + pobudzenie),
  • bólu ciała (szyja, plecy, zmęczenie fizyczne),
  • zubożenia relacji i poczucia samotności – nawet jeśli jesteś „ciągle w kontakcie”.

A potem pojawia się błędne koło: brak siły → scroll → jeszcze mniej siły i chęci. I właśnie dlatego wyjście z tego wymaga działania – odcięcia od źródła, a nie szukania nowego hobby w tym samym schemacie. To może brzmieć ostro, ale: dopóki nie ograniczysz scrollowania i nie zaczniesz robić czegoś innego, nic się nie zmieni. Nawet najlepsza terapia nie zadziała, jeśli codziennie karmisz mózg chaosem i przeciążeniem, żeby nie powiedzieć dosadnie guanem.

To nie jest kwestia „czy się chce” – to kwestia ratowania samej siebie.

Rozumiem, że „rusz się” brzmi jak puste hasło – dlatego nikt Ci nie mówi, żebyś nagle wstała i przebiegła maraton. Nie mówimy tutaj „rusz się” w sensie: działaj na pełnych obrotach, tylko: zrób coś, cokolwiek – coś nowego, coś małego, coś neutralnego. Jeśli wracanie do dawnych zainteresowań kończy się lękiem – to znaczy, że trzeba spróbować czegoś całkowicie innego. Nie polityka, nie wojna, nie newsy. A może coś oderwanego od świata i bezpiecznego: np. film animowany? podcast o kotach? słuchanie muzyki z gatunku, którego nie znasz? krótki kurs rysunku? Kolorowanki dla dorosłych? oglądanie zdjęć z innych planet w Google Earth? Szydełkowanie? Robienie kwiatków z papieru? Nauczenie się rozpoznawania głosów ptaków? Układanie puzzli, oglądanie transmisji z kamer na żywo z lasu, tworzenie mapy marzeń. To nie muszą być rzeczy ambitne, tylko coś, co nie uruchamia Twoich lęków. Wiele z tych aktywności uczy koncentracji i zdecydowanie odstresowuje. Naprawia to co zostało zepsute.

A jeśli chodzi o Twoje „nie wiem, co robić” – to brutalnie mówiąc: nie dowiesz się, jeśli nie zaczniesz próbować. Nikt z zewnątrz nie da Ci gotowego planu na wyjście z tego, co się dzieje w Tobie. Można jedynie wskazać kierunki, ale to Ty musisz podjąć decyzję, że zrobisz jeden mały krok. I kolejny. Bo jeśli nie... to zostaje scrollowanie i powolne wpadanie w coraz większy dół. A tego przecież masz już dość, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, bei napisał(a):

Ale czy chcesz mieć coś innego do roboty? Nie wiem np. pomóc w obowiązkach domowych, brać udział w jakiś kursach online, pracować zdalnie, napisać książkę? Z resztą rozumiem, że wychodzisz z domu, bo jakoś docierasz na terapie, prawda?

 

I zastanawiam się co terapeutka i psychiatra na to że masz już dość wymyślania innego życia i przedstawiania go w Internecie?

 

 

 

Nie, nie wychodzę z domu, leczę się zdalnie. Jest obecnie taka opcja. Nie stać by mnie było na terapię w gabinecie a zdalnie jest w moim regionie o połowę tańsza. Nie mówiłam o tym terapeutce, bo mamy ważniejsze sprawy do pracy a lekarz odmawia ze mną wszelkiej rozmowy od chyba 2-3 lat. Nie chce mnie widzieć w gabinecie, tylko dzwoni raz na trzy miesiące, pyta czy wypisać leki a jak proszę o rozmowę pada "no ja tutaj już nic nie mogę pomóc, albo leki tak samo albo wypiszę (lek skreślony 5 lat temu jako nieskuteczny), albo zapraszam na odział". Kiedy miałam kilka miesięcy temu zaostrzenie, nie tylko nic mi nie wypisał, ale kazał znowu dzwonić za trzy miesiące. Gdyby nie psycholog, która mnie wtedy uratowała, do tej pory bym biegała w panice po pokoju całymi dniami. Ja w sumie, można powiedzieć lekarza nie mam. Ostatnio nawet to Mama z nim rozmawiała, bo ja po tych rozmowach zawsze się zestresuję i potem płaczę i mam atak paniki.

10 godzin temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Pobyt w toalecie to dobra okazja na przeczytanie rozdziału albo dwóch, o ile emocjonalnie jesteś w takiej chwili w stanie to zrobić.

 

To bez znaczenia, chodzi o przeprogramowanie mózgu. No i co jest złego w czytaniu powieści historycznych? Lubisz to, sprawia ci to przyjemność, i to się liczy.

 

W sensie, że ty im?

 

Nie chodzi o dyktowanie. Chodzi o coś takiego:

 

„Słuchaj, Instagram ma na mnie zły wpływ. Chcę go ograniczyć albo zniknąć zupełnie, ale nie chcę tracić z Tobą kontaktu, a mamy go tylko tutaj. Miał(a)byś coś przeciwko, gdybyśmy rozmawiali na innej platformie? Mail, Discord, Telegram? Czy jesteś tylko na IG i nie będziesz nic instalować?”

 

Jakich reakcji się na coś takiego spodziewasz?

 

Inna opcja to po prostu napisać posta w przestrzeń w podobnym tonie, zostawiając do siebie np. maila.

 

Problemem jest skrócenie rozpiętości uwagi z powodu przestymulowania (i w efekcie odczulenia) układu nagrody. Problemem jest to, że te aplikacje (i Instagram i Facebook) są zaprojektowane dokładnie w taki sposób, żeby cię uzależnić. To na tym polega ich fenomen i popularność. Pracowali nad tym konkretni psychologowie.

 

Powiem tak. Pytałaś co z tym zrobić, dostałaś rady. Nikt nie zrobi tego za ciebie. Albo chcesz coś zrobić i znajdziesz sposób, albo nie chcesz, i znajdziesz wymówkę. Konsekwencje też przecież poniesiesz tylko ty.

 

1. Ja w toalecie cierpię tak ogromny ból, że nawet idę do niej, kiedy nikogo nie ma w domu, bo przeszkadza mi telewizor w salonie, kiedy "walczę". Mi same lecą łzy, jęczę, płaczę, czuję się jakby mi ktoś rozrywał jelita... tak jest w tej nerwicy i to są najstraszniejsze momenty dnia. Poza tym, z różnych powodów, taka książka ubrudziłaby się wiadomą substancją. Ja nawet telefon muszę odłożyć jak tam idę, bo ledwie trzymam z bólu otwarte oczy. 

 

2. To jest złego w historii, że widzę w niej paralele ze współczesnymi wydarzeniami i po przeczytaniu jednego rozdziału usiadłabym do komputera i spędziła następne 7 godzin na czytaniu wiadomości wpisując jako hasła najgorsze możliwe scenariusze. Już to tłumaczyłam w tym temacie chyba ze 20 razy. 

 

3. Problemem nie jest sam instagram, ale telefon i brak innego zajęcia. Prowadzę na instagramie bloga i to jest jedna z nielicznych rzeczy, które jeszcze czasem robię (choć kiedyś wstawiałam po 3 posty dziennie a teraz dwa na miesiąc, co mnie bardzo boli, ale nie mam siły częściej). Nie chcę z niej rezygnować, bo to jedyna platforma, gdzie mogę się wypowiadać na tematy społeczne bez bycia osądzana. Właśnie chciałaby mieć siłę na pisanie tam częściej.

 

4. Nie nazwałabym tego uzależnieniem. Gdybym miała inne zajęcia, nie robiłabym tego a robię to z nudów. Czym jest to "skrócenie rozpiętości uwagi z powodu przestymulowania (i w efekcie odczulenia) układu nagrody" - mogłabyś wyjaśnić?

 

5. Nie dostałam rad, tylko oskarżenia. W tej chwili nienawidzę siebie - bo wszyscy oskarżają mnie, że ten brak sił to moja wina a ja nie jestem w stanie się zmusić nawet, żeby wstać... czuję, że w sumie jakby mi się coś stało, to może by i było lepiej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Dalja napisał(a):

Zacznij od pisania bloga. WWstawaj tam zdjęcia które ci się spodobają A natrafiasz na nie w Internecie. Z czasem przyjdzie ci pomysł np poszukania informacji o jakimś zdjęciu np krajobrazu albo celebryta albo wgl jakiś obrazków itp. zobacz czy sprawi ci to przyjemność i będziesz kontynuować na początek jakaś odmiana, z czasem będzie może co się chciało więcej aktywności szukać i bedziesz mieć co powiedzieć- nie pracujesz Ale piszesz bloga. Piszesz tam np o swoich serialach lub książkach. Lub nic konkretnego, wstawiasz vmmmmmkmmmmmmķ4mmmm   krajobrazów albo dan które amacznks wyglądają  swoją muzykę i teksty piosenek ulubionych. Pisać swoje reakcje jj.m różne wydarzenia które usłyszysz np osna tragedia śmjskas is mmmmśmemmęmŕmrkkk4⁵⁴mm

 

Ja właśnie piszę bloga - ale nie bardzo mam siłę cokolwiek tam ostatnio wstawiać. Już tak od dwóch lat coraz rzadziej tam piszę - nie chcę rezygnować, ale nie mam siły tego robić. Szukałam alternatyw - i w efekcie założyłam tych blogów kilkanaście, na każdym mam po 5 postów i zajmuję się nimi na zmianę tak, jakbym się niczym nie zajmowała. No ale nie umiem wybrać tematu, w który się wgłębić. Wszystko jest potencjalnie ciekawe.

4 godziny temu, Dryagan napisał(a):

Zastanawiałaś się kiedyś, czy te problemy z koncentracją, brakiem zainteresowań, poczuciem zmęczenia i nudy to na pewno kwestia nerwicy? Bo równie dobrze – a może nawet bardziej – mogą być skutkiem tego ciągłego scrollowania. To nie jest tylko „zajmowanie czasu” – to coś, co niszczy mózgowe mechanizmy odpowiedzialne za uwagę, ciekawość i przyjemność. Zbyt dużo bodźców, zbyt szybko, zbyt powierzchownie. Efekt? Trudność w skupieniu się, brak satysfakcji z prostych rzeczy, uczucie „pustki”, która nie mija mimo tysięcy obrazków i informacji.

Możesz sobie sprawdzić w necie, że uzależnienie od scrollowania prowadzi do:

  • problemów z koncentracją i skupieniem (bo mózg przyzwyczaja się do szybkiej zmiany bodźców),
  • zaburzeń nastroju (doomscrolling, negatywne informacje, nadmiar porównań),
  • trudności ze snem (ekrany + pobudzenie),
  • bólu ciała (szyja, plecy, zmęczenie fizyczne),
  • zubożenia relacji i poczucia samotności – nawet jeśli jesteś „ciągle w kontakcie”.

A potem pojawia się błędne koło: brak siły → scroll → jeszcze mniej siły i chęci. I właśnie dlatego wyjście z tego wymaga działania – odcięcia od źródła, a nie szukania nowego hobby w tym samym schemacie. To może brzmieć ostro, ale: dopóki nie ograniczysz scrollowania i nie zaczniesz robić czegoś innego, nic się nie zmieni. Nawet najlepsza terapia nie zadziała, jeśli codziennie karmisz mózg chaosem i przeciążeniem, żeby nie powiedzieć dosadnie guanem.

To nie jest kwestia „czy się chce” – to kwestia ratowania samej siebie.

Rozumiem, że „rusz się” brzmi jak puste hasło – dlatego nikt Ci nie mówi, żebyś nagle wstała i przebiegła maraton. Nie mówimy tutaj „rusz się” w sensie: działaj na pełnych obrotach, tylko: zrób coś, cokolwiek – coś nowego, coś małego, coś neutralnego. Jeśli wracanie do dawnych zainteresowań kończy się lękiem – to znaczy, że trzeba spróbować czegoś całkowicie innego. Nie polityka, nie wojna, nie newsy. A może coś oderwanego od świata i bezpiecznego: np. film animowany? podcast o kotach? słuchanie muzyki z gatunku, którego nie znasz? krótki kurs rysunku? Kolorowanki dla dorosłych? oglądanie zdjęć z innych planet w Google Earth? Szydełkowanie? Robienie kwiatków z papieru? Nauczenie się rozpoznawania głosów ptaków? Układanie puzzli, oglądanie transmisji z kamer na żywo z lasu, tworzenie mapy marzeń. To nie muszą być rzeczy ambitne, tylko coś, co nie uruchamia Twoich lęków. Wiele z tych aktywności uczy koncentracji i zdecydowanie odstresowuje. Naprawia to co zostało zepsute.

A jeśli chodzi o Twoje „nie wiem, co robić” – to brutalnie mówiąc: nie dowiesz się, jeśli nie zaczniesz próbować. Nikt z zewnątrz nie da Ci gotowego planu na wyjście z tego, co się dzieje w Tobie. Można jedynie wskazać kierunki, ale to Ty musisz podjąć decyzję, że zrobisz jeden mały krok. I kolejny. Bo jeśli nie... to zostaje scrollowanie i powolne wpadanie w coraz większy dół. A tego przecież masz już dość, prawda?

 

Tzn. najpierw była nuda a potem scrollowanie - i to od niedawna. Nie jestem uzależniona, gdybym miała ciekawsze zajęcia, to bym nie scrollowała. W sumie to myślałam przez jakiś czas, że może i mogłabym wrócić do zainteresowania historią, ale wybrać na tyle dawne czasy, żeby paralele nie były aż tak zauważalne - tj. nie II Wojna Światowa a np. średniowiecze. Tyle, że u mnie jest taki problem, że pozytywnych emocji typu "radość" na przykład, nie umiem wyprodukować samodzielnie a wywołać jest je w stanie tylko silny, zewnętrzny czynnik, jakieś bardzo pozytywne wydarzenie, nowe hobby, itd. W związku z tym, czułam takie emocje może 3 - 4 razy w życiu, na okrągło przez kilka miesięcy a potem, kiedy bodziec ustał/spowszedniał, znowu pojawiała się pustka. A ja mogłam latami czekać w tej pustce na kolejny bodziec, który sprawi że choć te kilka miesięcy będę miała dobry nastrój. Niedawno na terapii uświadomiłam sobie, że już nie chcę tak żyć. Ale nawet nie wiem, jak miałoby wyglądać to życie, w którym to moje ciało produkuje takie emocje a nie otoczenie mnie zmusza je ich produkcji. Taki jest chyba główny problem, bo bardzo szybko się zniechęcam do nowych hobby, które nie powodują tego skoku nastroju. I tak naprawdę, to chyba ta pustka jest główną przyczyną, dla której nie mam siły - bo, kiedy ona się wypełnia pozytywnymi emocjami, mogę robić wszystko. Jest na to jakaś rada?

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, robertina napisał(a):

4. Nie nazwałabym tego uzależnieniem. Gdybym miała inne zajęcia, nie robiłabym tego a robię to z nudów. Czym jest to "skrócenie rozpiętości uwagi z powodu przestymulowania (i w efekcie odczulenia) układu nagrody"

Ja z nudów często np. przeglądam forum, ale nigdy nie dotykam fejsa, ani insta, nic nieustannie nie przewijam szukając rozrywki, czy czegokolwiek przez dłuższy czas. Gdy szukam czegoś konkretnego, używam wyszukiwarki internetowej.

 

Powiedzmy, że rozumiem i to co robisz w końcu zafunduje ci między innymi apatię (obniżenie aktywności fizycznej i psychicznej, utratę zainteresowań) i anhedonię (brak, lub utratę zdolności odczuwania przyjemności i radości). Korzystanie z tych aplikacji jest tak zaprojektowane, aby dostarczało jak najwięcej dopaminy, hormonu przyjemności, motywacji i części układu nagrody, z którym powiązane jest ogólnie uzależnienie od substancji psychoaktywnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Fobic napisał(a):

Ja z nudów często np. przeglądam forum, ale nigdy nie dotykam fejsa, ani insta, nic nieustannie nie przewijam szukając rozrywki, czy czegokolwiek przez dłuższy czas. Gdy szukam czegoś konkretnego, używam wyszukiwarki internetowej.

 

Powiedzmy, że rozumiem i to co robisz w końcu zafunduje ci między innymi apatię (obniżenie aktywności fizycznej i psychicznej, utratę zainteresowań) i anhedonię (brak, lub utratę zdolności odczuwania przyjemności i radości). Korzystanie z tych aplikacji jest tak zaprojektowane, aby dostarczało jak najwięcej dopaminy, hormonu przyjemności, motywacji i części układu nagrody, z którym powiązane jest ogólnie uzależnienie od substancji psychoaktywnych.

 

Ja nie odczuwam przy tym przyjemności - po prostu zabijam czas. Oglądam tam zazwyczaj słodkie nagrania małych zwierzątek, śmieszne memy no i zabawne filmiki z ludźmi, którzy się przewracają, porywa ich wiatr czy mają jakiś inny wypadek. Tę anhedonię mam od dziecka w takim razie. U mnie ten mechanizm, że pozytywne emocje zależą od zewnętrznego czynnika rozwinął się na długo przed tym, jak dostałam swój pierwszy komputer i na półtora dekady przed tym, jak wynaleziono w ogóle smartfony. Apatię też już miałam i bez tego - ostatnio to w ogóle, czasem bym i coś porobiła, ale i tak tego nie robię. Ja już sama nie wiem... w jakich sytuacjach ma się takie rzeczy samoistnie? Bo mi się wydaje, że u mnie ciąg przyczynowo-skutkowy był odwrotny... i jak to naprawić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Fobic napisał(a):

Powiedzmy, że rozumiem i to co robisz w końcu zafunduje ci między innymi apatię (obniżenie aktywności fizycznej i psychicznej, utratę zainteresowań) i anhedonię (brak, lub utratę zdolności odczuwania przyjemności i radości). Korzystanie z tych aplikacji jest tak zaprojektowane, aby dostarczało jak najwięcej dopaminy, hormonu przyjemności, motywacji i części układu nagrody, z którym powiązane jest ogólnie uzależnienie od substancji psychoaktywnych.

Ale ona już to ma. Szkoda strzępić ryja, bo widzisz że na wszystko ma wytłumaczenie.
Nie wychodzi z domu, do lekarza nie pójdzie, leczy się zdalnie (sorry, nic dziwnego dla mnie że lekarz postawił ultimatum, że albo oddział, albo do widzenia, bo to już się nie nadaje na leczenie w warunkach ambulatoryjnych). Tłumaczy się chorobami nigdy nie zdiagnozowanymi, bo jak miałaby zrobić badania skoro do lekarza nie pójdzie?

Produkowanie się jest bez sensu, będzie sobie żyła w swojej norze, nie wychodząc z domu, popadając w coraz gorszy stan, dopóki ktoś jej z ustawy nie umieści w szpitalu wbrew jej woli. Jeszcze trochę a przestanie z pokoju wychodzić w ogóle. W tym kierunku to zmierza. Jest na tym forum 2 lata i nic się nie zmieniło i jeśli się zmieni to na gorsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popadłaś w marazm i jakaś ciemność. Ja nie cierpię scrollowania. To mnie drażni i robi mi w głowie za duży zgiełk. Nie mam żadnych portali społecznościowych. Ani FB, ani insta. Nic. 

 

Żeby przerwać to Twoje błędne koło, musisz wyjść z niego. Spróbuj zająć się domem. Na siłę. Coś musisz robić. Bezczynność zabija. Na początku będzie trudno, ale chyba nie chcesz się tak czuć do końca swojego życia. Wywal tego Instagrama. To trucizna wg mnie. Nie dla każdego. 

 

Może zamiast scrollowania włącz yt i oglądaj jakieś filmy wartościowe np. dokumentalne albo informacyjne. Czytaj książki. Zrób sobie fun z poszukiwania nowych zainteresować. Spróbuj zrobić kurs darmowy jakiś na navoica.pl tam jest jakiś historyczny też. Nawet spoko kursy. Są też psychologiczne.

 

Ja np. mam taką ambicję, żeby jeszcze w swoim życiu zdobyć jakaś wiedzę, więc czytam i zapisuje ważniejsze info. Sprawia mi to radość. Czasem też rysuję lub oglądam jakieś filmiki o zbrodniach. Z czasem może uda Ci się czymś zachłysnąć i poznać nowe obszary samej Ciebie.

 

Z terapii nie rezygnuj, ale postaraj się serio zmienić i rozwijać. Szkoda mi Ciebie. Czasem ciężko jest wyjść do ludzi w realu. Mi np. jest dlatego się z nikim obecnie nie widuję. 

 

Nie wiem co Ci poradzić jeszcze. Włóż trochę wysilku, a efekty przyjdą. Tak myślę. Pozdro.

Edytowane przez Verinia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@robertina powiem wprost, bo krążymy w kółko: szukasz magicznego bodźca, który sam Cię zmieni. I póki będziesz myśleć, że coś z zewnątrz ma Cię uratować – nic się nie zmieni. To nie jest tak, że nie wiesz, co robić. Ty po prostu nie chcesz robić nic, co nie daje Ci od razu emocjonalnego kopa. Wszystko, co nie powoduje zachwytu albo euforii – odrzucasz po trzech dniach. A przecież większość życia tak właśnie wygląda – jakoś, normalnie, cicho. I ludzie w tym „jakoś” odnajdują sens. Piszesz, że „nie wiesz, jak to naprawić”, ale za każdym razem, kiedy ktoś Ci coś podpowiada, masz listę powodów, czemu to bez sensu. Nie potrzebujesz rady. Potrzebujesz decyzji, że zaczniesz żyć inaczej, nawet jeśli na początku nic z tego nie będzie. Bez efektu, bez emocji, bez fajerwerków. I jeszcze jedno – Ty chcesz, żeby coś wywołało emocje, ale emocje nie są efektem rzeczy. One są efektem zaangażowania. Można przeczytać książkę i nic nie poczuć, ale jak człowiek ją wciągnie w siebie, to pojawiają się emocje. Tylko że to się dzieje po czasie. I trzeba wytrwać bez efektów przez chwilę

Bo prawda jest taka, że nikt nie przyjdzie i nie „zapełni Ci pustki”. Życie nie będzie lepsze od siedzenia i scrollowania tylko dlatego, że coś się trafi. Nie „trafi się”. Albo zaczniesz robić rzeczy, mimo że się nie chce, mimo że nie czujesz efektu – albo zostaniesz w tej apatii na lata.I tyle. Nikt Cię z niej nie wyciągnie, jeśli Ty sama się nie podniesiesz. To nie brak siły – to brak decyzji.

Jeśli Ci to coś da – dobrze. Jeśli znowu odrzucisz – to chyba sam wiesz, że nic więcej nikt już nie wymyśli - ja pasuję. Nic już więcej nie napiszę w tym temacie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Verinia napisał(a):

Popadłaś w marazm i jakaś ciemność. Ja nie cierpię scrollowania. To mnie drażni i robi mi w głowie za duży zgiełk. Nie mam żadnych portali społecznościowych. Ani FB, ani insta. Nic. 

 

Żeby przerwać to Twoje błędne koło, musisz wyjść z niego. Spróbuj zająć się domem. Na siłę. Coś musisz robić. Bezczynność zabija. Na początku będzie trudno, ale chyba nie chcesz się tak czuć do końca swojego życia. Wywal tego Instagrama. To trucizna wg mnie. Nie dla każdego. 

 

Może zamiast scrollowania włącz yt i oglądaj jakieś filmy wartościowe np. dokumentalne albo informacyjne. Czytaj książki. Zrób sobie fun z poszukiwania nowych zainteresować. Spróbuj zrobić kurs darmowy jakiś na navoica.pl tam jest jakiś historyczny też. Nawet spoko kursy. Są też psychologiczne.

 

Ja np. mam taką ambicję, żeby jeszcze w swoim życiu zdobyć jakaś wiedzę, więc czytam i zapisuje ważniejsze info. Sprawia mi to radość. Czasem też rysuję lub oglądam jakieś filmiki o zbrodniach. Z czasem może uda Ci się czymś zachłysnąć i poznać nowe obszary samej Ciebie.

 

Z terapii nie rezygnuj, ale postaraj się serio zmienić i rozwijać. Szkoda mi Ciebie. Czasem ciężko jest wyjść do ludzi w realu. Mi np. jest dlatego się z nikim obecnie nie widuję. 

 

Nie wiem co Ci poradzić jeszcze. Włóż trochę wysilku, a efekty przyjdą. Tak myślę. Pozdro.

 

OK, dobry pomysł, nie wiedziałam o tej stronie z kursami. Popatrzę. Osobiście, nie mam za bardzo ambicji, żeby zdobywać wiedzę, raczej wyjść z nerwicy a potem iść do jakiekolwiek pracy, ale w takiej formie może by i to mi coś dało. Chciałam się też spróbować nauczyć jakiegoś języka, ale nie mogę się zdecydować na jakiś konkretny i też nie wiem jak to ugryźć samodzielnie. Czekam aż pojawi się w moim życiu ktoś, kto mi doradzi, jak zacząć. Staram się poznawać ludzi online (to o tym jest w sumie ten temat), bo na żywo nie radziłam sobie z tym jeszcze jako dziecko i mam zerowe umiejętności społeczne. Wystarcza mi to i nawet się cieszę, że wreszcie nie muszę z nikim rozmawiać na żywo. Co do czynności domowych - robię w miarę możliwości, bo ja też nie radzę sobie z nimi. Np. teraz umyła podłogę i tylko zadałam chorej Mamie więcej pracy, bo rozwłóczyłam śmieci po całej podłodze zamiast je sprzątnąć z jednego miejsca (mam słaby wzrok i nie widzę ich z pozycji stojącej, więc sprzątam na oślep) i teraz musi po mnie poprawiać, ale tak, że ma dwa razy więcej pracy, bo te śmieci przykleiły się do mokrej podłogi i musi je ręcznikiem papierowym na kolanach odrywać. Tak jest ze wszystkim, jak zmywam, też zostawiam resztki jedzenia na brzegach talerzy. I też marnuję wodę, płyn do naczyń, itd. Terapia to moje drzwi do zdrowia bo nikt dotąd mi tak nie pomagał jak ta terapeutka. Każda terapia zmusza mnie do samorefleksji i głębszego zrozumienia tego, co nie działa w moim myśleniu. Trwa dopiero parę miesięcy, ale ona jest zdeterminowana, żebym szybko poczuła efekty. 

Tak właśnie ostatnio staram się więcej czytać. Niewiele mi to daje, ale choć spędzam czas bardziej produktywnie. Myślę, żeby założyć bloga o książkach, ale nie jestem pewna, czy będę w stanie się w niego dostatecznie zaangażować. No ale instagrama nie usunę - mogę przestać scrollować i postaram się (dziś jeszcze ani razu nie scrollowałam, bo oddałam Mamie telefon), ale w tego bloga włożyłam zbyt dużo pracy i dał mi zbyt wiele radości, żeby się ot tak z nim pożegnać - no i udało mi się na nim zbudować społeczność prawie 600 osób o takich samych opiniach i zainteresowaniach, jak moja, która się wzajemnie wspiera i wymienia newsami dotyczącymi tych zainteresowań. Ja bym właśnie chciała wrócić na instagram a nie usuwać owoc trzyletniej mojej pracy, której początek wspominam cudownie, bo był to właśnie okres lepszego samopoczucia. Ostatni raz odczuwałam pozytywne emocje typu radość właśnie, dzięki temu blogowi. 

 

Jakby... tak to wygląda i dziękuję za rady. Zerknę na pewno na tę stronę i może sobie jakiś kurs ściągnę.

2 godziny temu, Dryagan napisał(a):

@robertina powiem wprost, bo krążymy w kółko: szukasz magicznego bodźca, który sam Cię zmieni. I póki będziesz myśleć, że coś z zewnątrz ma Cię uratować – nic się nie zmieni. To nie jest tak, że nie wiesz, co robić. Ty po prostu nie chcesz robić nic, co nie daje Ci od razu emocjonalnego kopa. Wszystko, co nie powoduje zachwytu albo euforii – odrzucasz po trzech dniach. A przecież większość życia tak właśnie wygląda – jakoś, normalnie, cicho. I ludzie w tym „jakoś” odnajdują sens. Piszesz, że „nie wiesz, jak to naprawić”, ale za każdym razem, kiedy ktoś Ci coś podpowiada, masz listę powodów, czemu to bez sensu. Nie potrzebujesz rady. Potrzebujesz decyzji, że zaczniesz żyć inaczej, nawet jeśli na początku nic z tego nie będzie. Bez efektu, bez emocji, bez fajerwerków. I jeszcze jedno – Ty chcesz, żeby coś wywołało emocje, ale emocje nie są efektem rzeczy. One są efektem zaangażowania. Można przeczytać książkę i nic nie poczuć, ale jak człowiek ją wciągnie w siebie, to pojawiają się emocje. Tylko że to się dzieje po czasie. I trzeba wytrwać bez efektów przez chwilę

Bo prawda jest taka, że nikt nie przyjdzie i nie „zapełni Ci pustki”. Życie nie będzie lepsze od siedzenia i scrollowania tylko dlatego, że coś się trafi. Nie „trafi się”. Albo zaczniesz robić rzeczy, mimo że się nie chce, mimo że nie czujesz efektu – albo zostaniesz w tej apatii na lata.I tyle. Nikt Cię z niej nie wyciągnie, jeśli Ty sama się nie podniesiesz. To nie brak siły – to brak decyzji.

Jeśli Ci to coś da – dobrze. Jeśli znowu odrzucisz – to chyba sam wiesz, że nic więcej nikt już nie wymyśli - ja pasuję. Nic już więcej nie napiszę w tym temacie.

 

Ale ja się zgadzam. Ja się ze wszystkimi zgadzam cały czas i niczego nie odrzucam, ja tylko tłumaczę jak sytuacja u mnie wygląda. Jest między nami bariera komunikacyjna - moje słowa są odczytywane inaczej, niż ja oczekiwałam, że zostaną odczytane. Mi nie chodzi o to, że ja tego nie chcę robić - bo ja PRZYJMUJĘ KAŻĄ RADĘ I SIĘ ZGADZAM, ale z jakiegoś powodu, kiedy chwilę później opowiadam o moich uczuciach i trudnościach, stajecie się defensywni i uważacie, że to są jakieś wymówi. NIE SĄ, to jest próba wygadania się i nakreślenia szerzej sytuacji. Takie same problemy w komunikacji mam ze wszystkimi w moim otoczeniu i psycholog podejrzewa konkretne schorzenie wrodzone, które te problemy powoduje (ASD) i to podejrzewa już od dłuższego czasu, ale tak mi wstyd z tego powodu i tak mi ciężko zaakceptować, że może nigdy nie będę samodzielna, że uznałam, że o tym nie powiem. Ale teraz, kiedy widzę, że po raz kolejny (chyba już 2000 w moim życiu), te problemy są powodem tak silnych nieporozumień, że prowadzą to hejtu, to jednak powiem. Czy to coś zmienia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×