Skocz do zawartości
Nerwica.com

OCD - jakiej treści są Wasze obsesyjne myśli?


eleniq

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć!

 

Pytanie jak w nagłówku 🙂

 

Moje myśli OCD dotyczą  znieważania, poniżania i zastraszania zwłaszcza przez pracowników służb medycznych, czyli osób, które w większości powinny nieść pomoc zamiast szkodzić. Wystąpiły u mnie po pobycie w szpitalu Tworkowskim. Jednak największe swoje nasilenie osiągnęły po 1,5 roku od czasu opuszczenia tego szpitala (byłem już wtedy po nagłej śmierci mamy, pobycie w innym szpitalu psychiatrycznym, przerwanym pobycie na oddziale dziennym i nieudanej 2,5-letniej psychoterapii indywidualnej). Także jak widać, nagromadzenie silnego stresu po prostu wyzwoliło OCD na tym tle. Są to myśli o bardzo dużym ładunku emocjonalnym, zmuszające mnie do ciągłego dyskutowania samemu na ich temat. Bardzo przykre a zarazem wielce prawdziwe myśli, bo dotyczące wydarzeń, które naprawdę miały miejsce.

 

Oczywiście w chwili obecnej te OCD jest bardzo intensywnie leczone farmakologicznie. Psychoterapie bez odpowiednio dobranych leków przynosiły niewielką i krótkotrwałą poprawę.

 

A u Was jak to wygląda? 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, eleniq napisał(a):

A u Was jak to wygląda? 🙂

 

Jak groźby. Miałem w głowie myśli typu "nie idź tam, nie kupuj tych chipsów, bo pożałujesz, zachorujesz na raka, zobaczysz". Jak zrobiłem coś nie tak, to normalnie mówiłem "przepraszam że tak zrobiłem, proszę nie krzywdź mnie, błagam oszczędź mnie". Praktycznie żadnej czynności nie mogłem wykonać bez "rozkazów" i tylko leżałem w łóżku bo każda próba wykonania czegoś kończyła się "rozkazami" w głowie i czułem się jakbym nie miał własnej woli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Raccoon napisał(a):

 

Jak groźby. Miałem w głowie myśli typu "nie idź tam, nie kupuj tych chipsów, bo pożałujesz, zachorujesz na raka, zobaczysz". Jak zrobiłem coś nie tak, to normalnie mówiłem "przepraszam że tak zrobiłem, proszę nie krzywdź mnie, błagam oszczędź mnie". Praktycznie żadnej czynności nie mogłem wykonać bez "rozkazów" i tylko leżałem w łóżku bo każda próba wykonania czegoś kończyła się "rozkazami" w głowie i czułem się jakbym nie miał własnej woli.

 

No ten rodzaj myśli jest mocno niepokojący wg mnie. Leczysz to jakoś? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Raccoon napisał(a):

Tak, od prawie 2 lat mam z tym spokój

Aaa no tak, dopiero teraz się skapnąłem, że pisałeś o tym w czasie przeszłym. Sorunia. Mogłem się domyśleć, że wyleczony już jesteś. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam takich obecnie, ale będąc dzieckiem, zwłaszcza gdy jeździłam do swoich dziadków na wakacje wciąż myślałam o wojnie, bałam się że wybuchnie podczas mojej nieobecności w domu, podobnie było na koloniach, gdy byłam za granicą, w Polsce lepiej się czułam. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, You know nothing, Jon Snow napisał(a):

Nie mam takich obecnie, ale będąc dzieckiem, zwłaszcza gdy jeździłam do swoich dziadków na wakacje wciąż myślałam o wojnie, bałam się że wybuchnie podczas mojej nieobecności w domu, podobnie było na koloniach, gdy byłam za granicą, w Polsce lepiej się czułam. 

 

To są już troszkę bardziej zaburzenia lękowe, a nie OCD. Przy OCD lęk może ale nie musi występować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może i bardziej, ale te lęki, myśli wydawały mi się takie obsesyjnie wtedy, wciąż o tym myślałam a nie powinnam się tak bać i ciągle tych myśli przyciągać. Miałam różne sny, do tego w pobliżu była jeszcze remiza strażacka i jak tylko usłyszałam jakiś dźwięk, jakieś syreny jak choć przez chwilę zawyły tak od razu byłam w gotowości. Z kolei gdy jeździłam do cioci i wujka na wakacje tam też była w pobliżu straż, ale to nie była wieś tylko miasteczko i jak grany był np. hejnał o 12, to miałam takie czy w ogóle straż szarżowała przy jakiś okolicznościach czy podczas jakichś ćwiczeń to miałam wciąż odczucia, że papież umiera, coś mu się dzieje czy to psychicznie czy fizycznie jakby wszystko na mnie przechodziło. Ciocia musiała mnie uspokajać, choć pewności nie miała w jakim jest stanie. W późniejszym wieku to minęło. Tak do 12 lat mi to ciągle towarzyszyło. 

 

No to, że jestem truta, strollowany mam organizm to udowodniła policji zresztą wiedzieli co na rzeczy jest , o świecie o którym opowiadam lubię opowiadać, to obsesja nie jest ani nic z tych rzeczy, ale to już mogę sobie tłumaczyć jak świat, fantastyki, gier, choć to jest moja rzeczywistość, w której jest mi  dobrze, wtedy czułam jakieś nerwy, szybsze bicie serca, w ogóle dźwięki takich służb jak pogotowie, straże, policja wprowadzały mnie w lekowy stan. Najbardziej pogotowie wtedy slabłam, prawie mdlałam, zatykałam od razu uszy jak słyszałam z oddali. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znalazłem to forum w 2022, wtedy byłem silnie wierzący w katolicyzm i moją główną obsesją było to że bóg mnie powołuje do zakonu czy seminarium xD teraz śmieszny ale wtedy przeżywałem najgrosze dotychczas chwile swojego życia, cierpienie i depersonalizacja, życie w ciągłym lęku że jeżeli "nie pójdę" go będę na zawsze nieszczęśliwy. Uruchamiało się to (widzę po latach) przy okazjach wchodzenia w bliższe romantyczne relacje. 

Więc w tym 2022 był lęk, że muszę zerwać relacje z najwspanialszą osobą jaką wówczas poznałem, bo oszukuję siebie że "chcę z nią być" i oszukuję ją, bo rzeczywiście nie czułem przywiązania, tylko takie "rozumowe" kochanie. Było to ROCD co odkryłem w 2023. Polegało to na tym, że wszystko mi mówiło, że nie chcę"być " z tą osobą, mimo że tego chciałem. Odczuwałem lęk gdy do mnie przychodziła, u niej w domu niekoniecznie. (poza pierwszym razem w jej domu gdy budziłem się w nocy z lęku xd). Jeszcze później odkryłem dno tych lęków i są one w tamtej perspektywie zaskakujące. To prawda, że nie chciałem z nią być. Ta myśl, która mnie tak przerażała, okazała się prawdą. Lecz nie czarno-białą. Tak naprawdę nie chciałem z nią być w sposób, w jaki myślałem, że muszę to robić. Przekonania! (ocd uruchamiają przekonania które nam nie służą). Moim zaprogramowanym przez kościół "pragnienem" było to że mam być w monogamicznej relacji z żoną, kobietą, mamy mieć dzieci. Nie widziałem innej opcji, by zatem zbliżyć się do osoby, która mnie fascynowała, jak to że mamy być "parą" na zasadach na jakich funkcjonuje "para", co oczywiście też niesie za sobą przekonania. I oszukiwałem siebie że jestem zakochany romantycznie, mimo że tym razem było to platoniczne, bo myślałem że "muszę" czuć te konkretne uczucia, "bo przecież ona jest super, więc jeżeli chcemy się blisko znać, to nie inaczej jak w związku jako para". Był to brak dostrzegania innych opcji. Że na przykład nie muszę czuć się wobec niej w konkretny sposób. Że tak naprawdę nie musimy być tym "małżeństwem". Odkryłem poliamorię i odnalazłem w niej siebie. Zrozumiałem, że relacje można budować w różny sposób i nie muszą być schematyczne. Wcześniej moja potrzeba bycia przy ludziach znajdowała ujście w tym, jak postrzegałem postać księdza - niezależnego, mającego kontakt z dużą ilością ludzi. A małżeństwa widziałem jako przeciwieństwo - zależność, "skazanie" na jedną osobę przez większość czasu, bo przecież "jesteśmy w związku". Czarno białe widzenie świata, były dwie opcje: albo ksiądz albo małżeństwo (na ww przekonaniach). Wszystko podsycane było zawsze tym, że jako people pleaser nie umiałem też odmawiać nawet jeśli chodzi o bycie w relacji (małżeństwo bo ona przeciez tak bardzo chce xdd). 

Rozpisałem się, może poza tematem, ale uważam że warto dzielić się tym jak wygląda zdrowienie. 

Inne lęki:

przed wizją jeżdżenia samochodem, że będę czuł potrzebę zamykania oczu i jechania jak najdłużej na ślepo (xDD), lęk zniknął automatycznie gdy przeczytałem o nim że jest to też ocd, nazwane blinking ocd.

Poza tym inne religijne okrucieństwa w stylu że muszę się modlić tyle i tyle razy dziennie, że nie mam prawa czuć się szczęśliwym nim nie "zadowolę boga". 

Ogólnie to u mnie ważnym tematem jest to, czy postępuje dobrze, czy idę dobrą drogą, dlatego to też jest w obrębie moich leków, ale aktualnie nie mam takich jazd jak z tym religijnym jeszcze w 2023, choć ostatnio miałem zupełnie niespodziewany atak paniki gdy przechodziłem koło jednego miejsca z czasów religijnych. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niezliczoną ilość razy myślałem o zrobieniu krzywdy psychiatrze, który przepisał mi leki, od których prawie umarłem. A także o zwyzywaniu go, nawrzeszczeniu na niego, zmieszaniu go z błotem, grożeniu mu i rzuceniu wiązanką w jego stronę, wykrzyczeniu mu, co o nim myślę i jakie fantazje dotyczące go mam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Kiusiu napisał(a):

Niezliczoną ilość razy myślałem o zrobieniu krzywdy psychiatrze, który przepisał mi leki, od których prawie umarłem. A także o zwyzywaniu go, nawrzeszczeniu na niego, zmieszaniu go z błotem, grożeniu mu i rzuceniu wiązanką w jego stronę, wykrzyczeniu mu, co o nim myślę i jakie fantazje dotyczące go mam.

 

Ja np z natury w ogóle nie jestem agresywny, dlatego jedynie przychodziły mi na myśl rzeczy typu posądzenie tych osób, nasłanie na nich kontroli, zgłoszenie ich do instytucji nadzorujących. Zawsze byłem zwolennikiem takiej cywilizowanej walki o swoje prawa. Wrzeszczenie czy wszelka inna agresja to ostatnie rzeczy, jakie bym wobec kogoś zrobił, chyba że ktoś by mnie zaczął okładać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Kiusiu napisał(a):

Niezliczoną ilość razy myślałem o zrobieniu krzywdy psychiatrze, który przepisał mi leki, od których prawie umarłem. A także o zwyzywaniu go, nawrzeszczeniu na niego, zmieszaniu go z błotem, grożeniu mu i rzuceniu wiązanką w jego stronę, wykrzyczeniu mu, co o nim myślę i jakie fantazje dotyczące go mam.

To normalne jeśli chodzi o otarcie się o śmierć przez leki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.05.2025 o 22:58, eleniq napisał(a):

 

Ja np z natury w ogóle nie jestem agresywny, dlatego jedynie przychodziły mi na myśl rzeczy typu posądzenie tych osób, nasłanie na nich kontroli, zgłoszenie ich do instytucji nadzorujących. Zawsze byłem zwolennikiem takiej cywilizowanej walki o swoje prawa. Wrzeszczenie czy wszelka inna agresja to ostatnie rzeczy, jakie bym wobec kogoś zrobił, chyba że ktoś by mnie zaczął okładać.

Nie wygrasz w ten sposób. Narobisz sobie tylko wrogów. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, mrNobody07 napisał(a):

Nie wygrasz w ten sposób. Narobisz sobie tylko wrogów. 

 

9 godzin temu, mała_mi123 napisał(a):

To prawda. Lekarze to kasta. Z nimi nigdy nie wygrasz. Nawet jak kaleką po ich leczeniu zostaniesz.

 

Taa. Podejrzewam, że właśnie przez takie podejście do publicznych służb ten kraj schodzi na psy. Trzeba umieć wyrazić sprzeciw i dawać do zrozumienia ludziom w takich odpowiedzialnych zawodach, za co naprawdę pobierają tak NIEMAŁE pieniądze. Kasjer w Biedronce za zwykłe chamstwo od razu zostaje zwolniony. A kiedy wchodzi w grę czyjeś zdrowie i życie, bez którego człowiek nie jest w stanie funkcjonować, to doprowadzenie do poważnego uszczerbku na nim ma komuś tak po prostu uchodzić płazem?! Obudźcie się! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 13.05.2025 o 23:29, Darek391 napisał(a):

Znalazłem to forum w 2022, wtedy byłem silnie wierzący w katolicyzm i moją główną obsesją było to że bóg mnie powołuje do zakonu czy seminarium xD teraz śmieszny ale wtedy przeżywałem najgrosze dotychczas chwile swojego życia, cierpienie i depersonalizacja, życie w ciągłym lęku że jeżeli "nie pójdę" go będę na zawsze nieszczęśliwy. Uruchamiało się to (widzę po latach) przy okazjach wchodzenia w bliższe romantyczne relacje. 

Więc w tym 2022 był lęk, że muszę zerwać relacje z najwspanialszą osobą jaką wówczas poznałem, bo oszukuję siebie że "chcę z nią być" i oszukuję ją, bo rzeczywiście nie czułem przywiązania, tylko takie "rozumowe" kochanie. Było to ROCD co odkryłem w 2023. Polegało to na tym, że wszystko mi mówiło, że nie chcę"być " z tą osobą, mimo że tego chciałem. Odczuwałem lęk gdy do mnie przychodziła, u niej w domu niekoniecznie. (poza pierwszym razem w jej domu gdy budziłem się w nocy z lęku xd). Jeszcze później odkryłem dno tych lęków i są one w tamtej perspektywie zaskakujące. To prawda, że nie chciałem z nią być. Ta myśl, która mnie tak przerażała, okazała się prawdą. Lecz nie czarno-białą. Tak naprawdę nie chciałem z nią być w sposób, w jaki myślałem, że muszę to robić. Przekonania! (ocd uruchamiają przekonania które nam nie służą). Moim zaprogramowanym przez kościół "pragnienem" było to że mam być w monogamicznej relacji z żoną, kobietą, mamy mieć dzieci. Nie widziałem innej opcji, by zatem zbliżyć się do osoby, która mnie fascynowała, jak to że mamy być "parą" na zasadach na jakich funkcjonuje "para", co oczywiście też niesie za sobą przekonania. I oszukiwałem siebie że jestem zakochany romantycznie, mimo że tym razem było to platoniczne, bo myślałem że "muszę" czuć te konkretne uczucia, "bo przecież ona jest super, więc jeżeli chcemy się blisko znać, to nie inaczej jak w związku jako para". Był to brak dostrzegania innych opcji. Że na przykład nie muszę czuć się wobec niej w konkretny sposób. Że tak naprawdę nie musimy być tym "małżeństwem". Odkryłem poliamorię i odnalazłem w niej siebie. Zrozumiałem, że relacje można budować w różny sposób i nie muszą być schematyczne. Wcześniej moja potrzeba bycia przy ludziach znajdowała ujście w tym, jak postrzegałem postać księdza - niezależnego, mającego kontakt z dużą ilością ludzi. A małżeństwa widziałem jako przeciwieństwo - zależność, "skazanie" na jedną osobę przez większość czasu, bo przecież "jesteśmy w związku". Czarno białe widzenie świata, były dwie opcje: albo ksiądz albo małżeństwo (na ww przekonaniach). Wszystko podsycane było zawsze tym, że jako people pleaser nie umiałem też odmawiać nawet jeśli chodzi o bycie w relacji (małżeństwo bo ona przeciez tak bardzo chce xdd). 

Rozpisałem się, może poza tematem, ale uważam że warto dzielić się tym jak wygląda zdrowienie. 

Inne lęki:

przed wizją jeżdżenia samochodem, że będę czuł potrzebę zamykania oczu i jechania jak najdłużej na ślepo (xDD), lęk zniknął automatycznie gdy przeczytałem o nim że jest to też ocd, nazwane blinking ocd.

Poza tym inne religijne okrucieństwa w stylu że muszę się modlić tyle i tyle razy dziennie, że nie mam prawa czuć się szczęśliwym nim nie "zadowolę boga". 

Ogólnie to u mnie ważnym tematem jest to, czy postępuje dobrze, czy idę dobrą drogą, dlatego to też jest w obrębie moich leków, ale aktualnie nie mam takich jazd jak z tym religijnym jeszcze w 2023, choć ostatnio miałem zupełnie niespodziewany atak paniki gdy przechodziłem koło jednego miejsca z czasów religijnych. 

 

Co do natrętów na punkcie Boga i rzeczy z nim związanych, to zgłaszam się, ja ja też tak miałam/mam. Piszę "mam", bo nadal mnie dotyczy.

 

Cały gdzieś z tyłu głowy takie... "Musisz być wierząca, całą Twoja rodzina jest, oni nie mogą się mylić, Ty jesteś chora, Ty nic nie wiesz".

 

Choć moja osoba skłania się raczej ku wierze w coś innego, w kogoś innego. W cokolwiek innego, z pewnością bardziej różniącego się od motywu z katolickiej Biblii. Nie wierzę, że miłosierny Bóg pozwala na istnienie piekła. No gryzie mi się to.

 

Ale gryzie mi się cała moja osoba. Moje sprzeczności i szybkość z jaką potrafię zmienić zdanie na temat religii, poglądów na temat istnienie tego Boga.

 

Do kościoła chodzę głównie ze względu na rodzinę. Nie przeciwstawię się im, to by wiązało się pewnie z wykluczeniem pewnego rodzaju i wrogiej atmosfery w domu. Tak to niestety wygląda.

 

Tak więc chodzę do tego kościoła, i jestem zagubiona. Włącza mi się jakiś alarm w głowie, że muszę iść do spowiedzi, że bez pelnego uczestniczenia we mszy nie będę szczęśliwa. No i idę do tej spowiedzi, komunii. Czuję radość i wolność. Pokój w sercu i spokój. Tak. Jest to realne uczucie spokoju i bezpieczeństwa. Ale to się rozmywa, gdy wracam do domu. Czuję w sobie sprzeczność. Że działam wbrew sobie i swoim przekonaniom wewnętrznym. Tych prawdopodobnie prawdziwych, a nie sztucznie napompowanych mi przez kościół.

 

Czasem widzę tam manipulację, a czasem chęć zrobienia dobra.

 

Jak jest do końca nie wiem.

 

Tak więc u mnie myśli natrętne polegają nad gdybaniem, czy ta wiara jest prawdziwa. Natręctwa religijne.

 

 

Kiedyś moje natręty dotyczyły innej kwestii. Np. numerologii lub tego czy posiadam przyjaciół i koleżanki. Ojciec mnie dobijał tym, że ich nie mam. Więc moje myśli kłębiły się wokół tego, że każdy kogo znam, wie, że nie mam żadnych przyjaciół. To były obsesyjne myśli. Dzień w dzień. Z chwili na chwilę dręczyły mnie myśli, że jestem bez znajomych, a inni o tym wiedzą i mnie z tego powodu obgadują.

 

Moje życie towarzyskie się nie zmieniło, jednak spojrzenie na nie tak. Już mnie nie obchodzi co ktoś o mnie mówi. Serio... Jakoś wypracowałam w sobie to, że mam gdzieś, czy ktoś nazywa mnie wariatką, czy samotniczką. Ja wręcz zrobiłam z tego atut i lubię to w sobie.

 

Jaki morał z mojej historii? Że nie istotne są te myśli, nie jest ważna ich treść. Ważne jest spojrzenie na to, co te myśli chcą przez siebie powiedzieć. Zerknij głębiej, zobacz co tam jest. Tam przeważnie jest ważny przekaz. Coś nad czym trzeba pracować. Ja pracowałam. Sama ze sobą, z książkami, i z pisaniem. Dużo pisałam swoich przemyśleć. Dużo główkowałam. Odkryłam na ten moment... To że nie muszę mieć przyjaciół. Nie jest to jakiś wymóg jaki muszę spełnić. Jestem sobą i to mi wystarczy. Powoli staję się dla siebie najlepszym przyjacielem. Ze sobą spędzę całe życie. Kocham siebie i swoje życie. Jestem wdzięczna za każde doświadczenie. 

 

 

Myśli to tylko myśli. Często są fałszywe. Mózg to urządzenie skomplikowane. 

Często sprowadza na manowce, warto nauczyć się z nim żyć, w zgodzie, na własny pożytek.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, Verinia napisał(a):

 

Co do natrętów na punkcie Boga i rzeczy z nim związanych, to zgłaszam się, ja ja też tak miałam/mam. Piszę "mam", bo nadal mnie dotyczy.

 

Cały gdzieś z tyłu głowy takie... "Musisz być wierząca, całą Twoja rodzina jest, oni nie mogą się mylić, Ty jesteś chora, Ty nic nie wiesz".

 

Choć moja osoba skłania się raczej ku wierze w coś innego, w kogoś innego. W cokolwiek innego, z pewnością bardziej różniącego się od motywu z katolickiej Biblii. Nie wierzę, że miłosierny Bóg pozwala na istnienie piekła. No gryzie mi się to.

 

Ale gryzie mi się cała moja osoba. Moje sprzeczności i szybkość z jaką potrafię zmienić zdanie na temat religii, poglądów na temat istnienie tego Boga.

 

Do kościoła chodzę głównie ze względu na rodzinę. Nie przeciwstawię się im, to by wiązało się pewnie z wykluczeniem pewnego rodzaju i wrogiej atmosfery w domu. Tak to niestety wygląda.

 

Tak więc chodzę do tego kościoła, i jestem zagubiona. Włącza mi się jakiś alarm w głowie, że muszę iść do spowiedzi, że bez pelnego uczestniczenia we mszy nie będę szczęśliwa. No i idę do tej spowiedzi, komunii. Czuję radość i wolność. Pokój w sercu i spokój. Tak. Jest to realne uczucie spokoju i bezpieczeństwa. Ale to się rozmywa, gdy wracam do domu. Czuję w sobie sprzeczność. Że działam wbrew sobie i swoim przekonaniom wewnętrznym. Tych prawdopodobnie prawdziwych, a nie sztucznie napompowanych mi przez kościół.

 

Czasem widzę tam manipulację, a czasem chęć zrobienia dobra.

 

Jak jest do końca nie wiem.

 

Tak więc u mnie myśli natrętne polegają nad gdybaniem, czy ta wiara jest prawdziwa. Natręctwa religijne.

 

 

Kiedyś moje natręty dotyczyły innej kwestii. Np. numerologii lub tego czy posiadam przyjaciół i koleżanki. Ojciec mnie dobijał tym, że ich nie mam. Więc moje myśli kłębiły się wokół tego, że każdy kogo znam, wie, że nie mam żadnych przyjaciół. To były obsesyjne myśli. Dzień w dzień. Z chwili na chwilę dręczyły mnie myśli, że jestem bez znajomych, a inni o tym wiedzą i mnie z tego powodu obgadują.

 

Moje życie towarzyskie się nie zmieniło, jednak spojrzenie na nie tak. Już mnie nie obchodzi co ktoś o mnie mówi. Serio... Jakoś wypracowałam w sobie to, że mam gdzieś, czy ktoś nazywa mnie wariatką, czy samotniczką. Ja wręcz zrobiłam z tego atut i lubię to w sobie.

 

Jaki morał z mojej historii? Że nie istotne są te myśli, nie jest ważna ich treść. Ważne jest spojrzenie na to, co te myśli chcą przez siebie powiedzieć. Zerknij głębiej, zobacz co tam jest. Tam przeważnie jest ważny przekaz. Coś nad czym trzeba pracować. Ja pracowałam. Sama ze sobą, z książkami, i z pisaniem. Dużo pisałam swoich przemyśleć. Dużo główkowałam. Odkryłam na ten moment... To że nie muszę mieć przyjaciół. Nie jest to jakiś wymóg jaki muszę spełnić. Jestem sobą i to mi wystarczy. Powoli staję się dla siebie najlepszym przyjacielem. Ze sobą spędzę całe życie. Kocham siebie i swoje życie. Jestem wdzięczna za każde doświadczenie. 

 

 

Myśli to tylko myśli. Często są fałszywe. Mózg to urządzenie skomplikowane. 

Często sprowadza na manowce, warto nauczyć się z nim żyć, w zgodzie, na własny pożytek.

 

 

Ale długa wypowiedzi 👍😉😁

Mózg to nie jest urządzenie chyba że ktoś każe ci tak myśleć.

Każdy ma swoje zdanie.

A jak by mi ktoś kazał skoczyć z mostu to miałabym skoczyć albo co innego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×