Skocz do zawartości
Nerwica.com

Chad i związki


Rekomendowane odpowiedzi

Przestrzegam przed takimi ludźmi! Radzę brać nogi za pas i uciekać. Byłam w związku z osobą z chad przez sześć miesięcy. Na początku układało nam się bardzo dobrze. Nie widziałam w nim żadnych wad, po prostu facet idealny. Dość szybko zaczęliśmy mieszkać razem. Mój były partner przez ostatnie kilka miesięcy był na L4, potem wziął zasiłek na kolejne trzy miesiące ze względu na swoją chorobę psychiczną. Spał całymi dniami, nie mył się, a mieszkanie wyglądało jak jeden wielki chlew. Byłam jedyną osobą, która tam sprząta. On twierdził, że to strata czasu.. wolał leżeć całymi dniami w łóżku, a właściwie nie w łóżku tylko na materacu, bo łóżka jeszcze nie zakupił. Jak się poznaliśmy powiedział, że zamówił łóżko i będzie za dwa tygodnie. Pół roku później nadal był bez pracy i łóżka🤣 W końcu pracodawca miał dość i w październiku dostał wypowiedzenie. Nie potrafił mi tego normalnie przekazać. Jak wróciłam popołudniu do domu był tak pijany, że ledwo mógł chodzić. Był agresywny, rzucał we mnie ciężkimi przedmiotami i wyzywał. Zaprosił do mieszkania swojego kolegę, z którym kontynuował picie. Siedział nagi w mieszkaniu! Caly czas się na mnie wyżywał. Powiedział, że mogę się ruchac z jego kumplem, a on wyrucha żonę swojego innego kolegi. Potem kazał mi wypierdalać z mieszkania. Siedzieliśmy skonsternowani z jego kumplem nie bardzo wiedząc co zrobić. Wtedy mój były wyciągnął telefon i zadzwonił na numer alarmowy. Belkotal, żeby wezwac karetkę, bo rzekomo chciałam wyskoczyć przez balkon. Chciałam go nagrać moim telefonem, żeby mu pokazać na drugi dzień, że zachowywał się jak pajac. Rzucił się na mnie, wyrwał telefon z ręki i wyrzucił przez balkon.  Wyszłam na balkon z jego kolegą, żeby zobaczyć gdzie spadł telefon, a ten idiota zamknął nas od środka. Staliśmy tam jakieś 10 minut dosłownie zamarzając. Jakimś cudem wpuścił nas do środka. Rzucił się na mnie, żeby mnie uderzyć, ale jego kolega stanął w mojej obronie. Przerażona złapałam tylko kilka potrzebnych rzeczy i wyszliśmy z mieszkania. Na drugi dzień zadzwonił i przepraszał jak zbity pies prosząc o ostatnią szansę. Płakał.. myślałam, że naprawdę mu zależy. Jaka byłam naiwna. Tym bardziej, ze to była już druga sytuacja, kiedy był wobec mnie agresywny i wyrzucał mnie z mieszkania. Pierwsza sytuacja miała miejsce we wrześniu. Byliśmy u naszego wspólnego kolegi w mieszkaniu, piliśmy alkohol. Po powrocie do domu mój były stał się agresywny, rzucił mnie na podłogę i zaczął uderzać z otwartej ręki w twarz, po czym w środku nocy chciał, żebym spakowała wszystkie rzeczy i dosłownie wypierdalała z mieszkania. To był pierwszy raz, kiedy pokazał swoją prawdziwą twarz. Myślałam wtedy, że to przez alkohol, że po prostu nie możemy pić i wszystko sie ułoży. Byłam w nim już zakochana, nie chciałam się z nim rozstać, więc mu wybaczyłam. Myślałam, że to był jednorazowy incydent. Za drugim razem zapaliła mi się lampka. Tym bardziej, że po „ewakuacji” z mieszkania jego rzekomy przyjaciel w bardzo wylewny sposób zaczął opowiadać mi o przeszłości mojego partnera. Powiedział mi, że dziewczyna, która była z nim na wakacjach jest z nim w ciąży. Pokazywał mi jej zdjęcia w ciąży i zdjęcia jak trzymają się za rękę. Mój były twierdził, że do nikogo nigdy nie czuł czegoś takiego jak do mnie i że nigdy nie lubił chodzić za rękę. Tak się składa, że jest on patologicznym kłamcą i mydlił mi oczy przez cały nasz związek. Jego przyjaciel twierdził, że w tym momencie spotykał się też z dwiema innymi dziewczynami. Podobno zawsze miał kogoś na boku i że ma obsesje na punkcie seksu. Twierdził, że tylko to ma w głowie i ciągle zaprasza jakieś dziewczyny do siebie i że siedzi na tinderze cały czas. Mówił, że wielokrotnie moj były powtarzał, że związek ze mną nie ma sensu i że specjalnie się upił, żeby rozstać się w ten sposób, bo nie miał odwagi, żeby zrobić to hmm.. po ludzku? Mówił, że ciągle wypisuje do niego kogo to by nie wyruchal i że nie potrafi być tylko z jedną dziewczyną, bo mu to nie wystarcza. Odpowiedziałam, że nie wierzę, że on mnie zdradza, bo cały czas jesteśmy razem. Jego kolega odpowiedział, że jest przebiegły i na pewno ma na to sposoby. Podobno na imprezy nie chciał ze mną jeździć, bo nie mógł podrywać innych. powiedział, żebym za wszelką cenę do niego nie wracała, bo jest największym kłamcą jakiego zna, manipulantem i szuka tylko dziewczyn z kasą, żeby go utrzymywały. Powtarzał ciągle, że mnie tylko wykorzystuje dopóki nie znajdzie kolejnej ofiary, a ja jestem zaślepiona uczuciami i że widzę świat przez różowe okulary. Według niego był tylko ze mną, żeby brać ode mnie pieniądze i że na pewno mi ich nigdy nie odda. Jak się potem okazało miał dużo racji. Mòj były partner zamiast szukać pracy wolał żyć na mój koszt. Od jego kolegi dowiedziałam się również, że wszystkie byłe nie chcą mieć z nim kontaktu, bo jest złym człowiekiem i strasznie je traktował. Powiedział, że znajomi też go odrzucili i że od wszystkich pożycza pieniądze, dlatego już nikt nie chce mieć z nim do czynienia. Jak głupia próbowałam go bronić. Twierdziłam, że jego zachowanie w nocy było spowodowane piciem, a on na to, że nigdy się nie zmieni, bo lubi chlać, zażywać i nigdy nie zrezygnujesz z imprez. Jak dla mnie to dziwna przyjaźń, ale jak ktoś ma tak chorą psychikę to wszystko jest możliwe. Wygląda na to, że są siebie warci. W tamtym momencie byłam tak zaślepiona, że nie wierzyłam w żadne z tych oskarżeń. No przecież przeprosił, błagał o ostatnią szansę, mówi że kocha, płakał.. no jak mu nie wierzyć? Nie ufałam jednak na tyle, żeby wrócić do jego mieszkania, więc wynajęłam swoje. On oczywiście obiecał, że nie będzie pił i że będzie brał leki i pójdzie na terapię. Hahaha.. oczywiście nie zrealizował żadnej z tych pustych obietnic. Przy czym najgorsze było przede mną. Jeszcze nie wiedziałam jak to jest mieć odczynienie z osobą w manii. Na codzień w ogóle się nie kłóciliśmy. Był uczuciowy, czuły i stale powtarzał, że mnie kocha. To uśpiło moją czujność. Wybaczałam mu, że nadal nie ma pracy, że zaniedbuje mieszkanie i siebie, że zachowuje się jakby w ogóle nie planował przyszłości. Myslam, ze się zmieni. Ludzie się nie zmieniają, zwłaszcza jak im wygodnie. Jak nie ja to znajdzie sobie inną ofiarę. W głębi serca odczuwałam lęk, ale byłam zbyt zaślepiona, żeby przewidzieć konsekwencje. Na początku grudnia po kolejnej pijackiej awanturze, w środku nocy znowu musiałam uciekać z jego mieszkania. Na szczęście wynajmowałam swoje, więc miałam gdzie. Mój były partner został z sąsiadami w mieszkaniu, nie było z nim kontaktu przez dwa dni. Nie byłam zdziwiona, bo to nie był pierwszy raz. Dowiedziałam się od mojej rodziny, że znowu wypisywał do nich pijany i Ich obrażał. Po dwóch dniach skontaktował się ze mną. Okazało się, że trafił do szpitala psychiatrycznego. Sąsiedzi zadzwonili na numer alarmowy, bo miał rzekomo myśli samobójcze. Był tak pijany, że zaczął się stawiać, ratownicy zadzwonili po policję. Trafił w skuty w kajdanki na komisariat, a potem do szpitala, gdzie trzymali do dwa dni w pasach, bo był tak agresywny. Przez kolejne trzy dni raz wypisywał, ze mnie kocha, a raz nienawidził i wyzywał od najgorszych. Nie chciał przekazać kluczy od mieszkania, w którym razem mieszkaliśmy. Miałam tam laptopa, który był mi potrzebny do pracy. Kiedy otrzeźwiał i wrócił po rozum do głowy, znowu stał się potulny jak baranek i przepraszal za wszystko. I wtedy coś się z nim zmieniło. W szpitalu powiedział mi, że lekarze stwierdzili, że nie ma choroby dwubiegunowej i że dostał nowy lek. Powiedział, że nigdy w życiu się tak dobrze nie czuł. Dziwiło mnie to, ponieważ wyglądal coraz gorzej. Miał takie puste oczy i ten nieprzyjemny wyraz twarzy. Wyglądał na spiętego i zdenerwowanego. Myślałam, ze to przez szpital. Nie zapaliła mi się wtedy czerwona lampka. Nie wiedziałam, że tak z reguły mówią osoby w manii. Kiedy wyszedł tryskał energią, prawie nie spał, wypijał litry kawy i energetyków dziennie. Był coraz bardziej nerwowy i czepiał się o wszystko. Chciał się rozstawać, a za pięć minut mówił, że nigdy nikogo tak nie kochał. Nie wiedziałam co się dzieje, ale miałam dosyć takiego traktowania. Postanowiłam odejść. Wyszłam z mieszkania, żeby pogadać z przyjaciółką. Przestał odbierać telefony, nie chciał mnie wpuścić do mieszkania. Ukradł mi wartościowe rzeczy, zegarki etc. Okradł mnie na jakieś dziesięć tysięcy złotych, do tego był mi dłużny ponad cztery tysiące. Długu nigdy nie spłacił. Przepraszam za słowa, ale dla mnie ten człowiek to zwykła szmata. Parę dni po rozstaniu zostałam wezwana na komisariat. Oskarżył mnie o kradzież, s to on mnie przecież okradł!!! Dodatkowo zeznał, że mu groziłam śmiercią i spaleniem mieszkania. Nic takiego nie miało miejsca. Kłamstwo za kłamstwem, żeby mnie tylko oczernić. Potem zaczął zakładać fałszywe profile i pisać do moich przyjaciół, żeby mnie z nimi skłócić. Kolejne kłamstwa! Ukradł też dane z moje karty jak jeszcze mieszkaliśmy razem i podpiął pod aplikacje Uber i bolt. Płacił moją kartą za przejazdy! Moje mamie powiedział, że uzyskał zakaz zbliżania się. Bzdury! Nigdy nie otrzymałam żadnego pisma, a zakaz zbliżania się wydaje sąd i na pewno nie w kilka dni. Po za tym na jakiej podstawie. To wszystko mu nie wystarczyło. Złożył donos do skarbówki. Robił wszystko, żeby mnie zniszczyć i pewnie dalej robi.  CHAD do poważania choroba psychiczna, a jak ktoś nie chce się leczyć to takie są efekty. Naprawdę lepiej ratować siebie i resztki swojego godności, bo po takim związku człowiek jest wyniszczony. Z tymi ludźmi nie można stworzyć zdrowych relacji. Nawet jak ktoś podejmie leczenie to i tak żyje z tą chorobą do końca życia. To jak tykająca bomba. Nie znasz dnia, ani godziny. Ci ludzie powinni spędzić resztę życia w szpitalu psychiatrycznym, żeby nie mogli już nikogo skrzywdzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Aniazzielonego wyrobiłaś sobie opinię o wszystkich chorujących na ChAD na podstawie jednego przypadku. Tymczasem każdy poza chorobą ma też swój własny charakter - lepszy już gorszy. Nie jest tak, że choroba definiuje człowieka. Chociaż w jednym masz rację - życie z chorobą proste nie jest. Chory czasem potrzebuje wsparcia i zrozumienia. Żyję z ChAD od kilkunastu lat - wydaje mi się, że nikogo nie skrzywdziłem prócz siebie. Jestem w związku małżeńskim od 7 lat, mam 6-letnią córkę - moje kobietki są moim życiem, dają mi siłę do walki z chorobą. Teraz jestem w remisji i żyję normalnie, pracuję na etacie, opiekuję się też teraz chorym ojcem i naprawdę nie czuję bym zasługiwał na takie słowa "Ci ludzie powinni spędzić resztę życia w szpitalu psychiatrycznym, żeby nie mogli już nikogo skrzywdzić". Tak więc bez generalizowania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Dryagan napisał(a):

@Aniazzielonego wyrobiłaś sobie opinię o wszystkich chorujących na ChAD na podstawie jednego przypadku. Tymczasem każdy poza chorobą ma też swój własny charakter - lepszy już gorszy. Nie jest tak, że choroba definiuje człowieka. Chociaż w jednym masz rację - życie z chorobą proste nie jest. Chory czasem potrzebuje wsparcia i zrozumienia. Żyję z ChAD od kilkunastu lat - wydaje mi się, że nikogo nie skrzywdziłem prócz siebie. Jestem w związku małżeńskim od 7 lat, mam 6-letnią córkę - moje kobietki są moim życiem, dają mi siłę do walki z chorobą. Teraz jestem w remisji i żyję normalnie, pracuję na etacie, opiekuję się też teraz chorym ojcem i naprawdę nie czuję bym zasługiwał na takie słowa "Ci ludzie powinni spędzić resztę życia w szpitalu psychiatrycznym, żeby nie mogli już nikogo skrzywdzić". Tak więc bez generalizowania

To nie jest jedyny przypadek. Mój wujek jest chory na CHAD i od lat, właściwie od dziecka obserwuje jak wygląda jego związek z moją ciocią. Właściwie to już nie związek, bo oni tylko razem mieszkają. On tak samo zaniedbuje każdy aspekt swojego życia, poddał się chorobie. Nigdy mu nie zależało, żeby coś zmienić w swoim życiu. Mój były trener ma chorobę dwubiegunową. Na początku o tym nie wiedziałam. Dziwne zachowania znalazły swoje wytłumaczenie jak się przyznał. Wielokrotnie zdradzał żonę i z dnia na dzien postanowił ją zostawić z trójką dzieci i zamieszkać w innym kraju. Natomiast mój były partner dosłownie rozwalił mi życie. Jeszcze długo będę się z tego leczyła i nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie komuś zaufać. Przykre, bo nigdy nikogo tak nie kochałam jak jego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko jedno, ChAD to ciężka choroba - wiele zachowań negatywnych wynika właśnie z niej, część oczywiście z charakteru danej osoby. W trudnych chwilach potrzebujemy mądrego wsparcia, a nie potępienia. Moja Żona jest dla mnie wsparciem - jak trzeba nie waha się oczywiście, żeby wsadzić mnie do szpitala. Bardzo ją kocham, bo nigdy mnie nie potępiła. Partner(ka) osoby z ChAD musi sam dobrze poznać tę chorobę, nauczyć się odpowiednio reagować w chwilach wystąpienia objawów manii na przykład, poznać reakcje drugiej strony. Każdy choruje trochę inaczej. Wokół tej choroby narosło wiele mitów, niektóre są zupełnie nieprawdziwe. Walczę z chorobą, nauczyłem się z nią żyć. Jest wiele takich osób. Oczywiście leczenie jest ważne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, Dryagan, odebrałeś ten post ksobnie, w sumie Ci się nie dziwię, bo tekst o zamykaniu w ośrodkach też nie był zbytnio fortunny, tyle dobrego, że koleżanka zawinęła się póki nie doszło do zaciągnięcia jakichś poważnych zobowiązań albo pojawienia się dziecka bo wtedy prognozy co do dalszego losu tej rodziny byłyby raczej mało optymistyczne. Może to co powiem zabrzmi kontrowersyjnie, bo będzie budzić skojarzenia z eugenika, która po II WS ma kiepska prasę, ale moim zdaniem każdy chory na poważną chorobę psychiczną powinien naprawdę solidnie przemyśleć temat powiększania rodziny. Wiadomo, że nie dziedziczy się choroby w linii prostej i można być osoba chora i mieć udane życie rodzinne, czego, jak piszesz, jesteś przykładem, ja jednak znam kilka osób, gdzie sprawy nie ulozyly sie tak fartownie, dodatkowo doszło do przekazania schorzeń w kolejnym pokoleniu. Osobiście dla mnie byłoby największym ciosem, gdybym męcząc się za życia w piekle dowiedział się, że na taki sam przeklęty los skazuje kolejną osobę.. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - nie jestem za tym, by zakazywać czegoś urzędowo, mało tego, nawet gdyby osoba niezdolna udźwignąć dziecka trwała uparcie przy swoim, nie miałbym chyba sumienia jej przekonywać, czyniąc ją nieszczęśliwa, prędzej machnalbym po prostu ręką, wydaje mi się jednak, że trzeba jednak wśród ludzi dotkniętych choroba szerzyć świadomość, by mierzyli siły na zamiary, bo mam przekonanie, że w dobie politpoprawnosci jest jednak blokada w tym zakresie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@one-half wiem co chcesz powiedzieć i nie będę się upierał, że ChAD nie jest chorobą dziedziczną - przeżyłem wiele wątpliwości i obaw, kiedy córka przyszła na świat. Ale pocieszam się myślą, że nie musiała tego g.wna odziedziczyć, na razie nic na to nie wskazuje, ale ma dopiero 6 lat. No tak wyszło, nie było to planowane, myślałem, że nie będę mieć dzieci. Kocham ją bezgranicznie, dla mnie posiadanie rodziny jest największym szczęściem. Dla niej staram się utrzymywać stan remisji, żyć normalnie i odpowiedzialnie. Nie mówię, że nie było problemów, czy pobytów w szpitalu, ale ostatnio udało mi się zdusić objawy w zarodku, co mi dało nadzieję, że jestem w stanie nad tym zapanować. Rozumiem też @Aniazzielonego, że nie chce być w związku z chadowcem, no i dobrze, nie zachęcam przecież do tego faktu. Jednak pisanie, że wszystkich chorych należy zamknąć w szpitalu i nie wypuszczać jest dużym nadużyciem. Może jeszcze zrobić lobotomię.... Owszem odebrałem to osobiście, bo się staram żyć normalnie i nie chcę być piętnowany.

Tak jak napisałem wyżej - bycie z osobą chorą jest niewątpliwie bardzo trudne. Musi to być dobrowolna decyzja i partner chorej osoby musi po pierwsze wiedzieć o chorobie, po drugie poznać ją w tej konkretnej odsłonie na jaką cierpi dana osoba. Wtedy może konstruktywnie wspierać w tych "gorszych" momentach, w stanach manii (rozpoznać zbliżanie się fazy chorobowej), jak i depresji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, one-half napisał(a):

Wiadomo, że nie dziedziczy się choroby w linii prostej i można być osoba chora i mieć udane życie rodzinne, czego, jak piszesz, jesteś przykładem, ja jednak znam kilka osób, gdzie sprawy nie ulozyly sie tak fartownie, dodatkowo doszło do przekazania schorzeń w kolejnym pokoleniu.

Dziedziczy się skłonność do zachorowania, nie samą chorobę. Żeby wystąpiła choroba rzeczywiście, musi zadziałać jeszcze kilka innych czynników, np. środowiskowych, osobowościowych etc. 

Sama genetyka to ciut za mało, bo to jest na pewno mniej niż 10% szans na zachorowanie w przypadku gdy choruje jeden rodzic (a nawet coś kojarzę, że mniej niż 5%, ale nie pamiętam dokładnych statystyk w odniesieniu do CHAD także nie traktujcie tej informacji jako pewnej).

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Acherontia, wiadomo jak to z tymi szacunkami, zależy na jakie badania się powolasz, ja np. na stronie Grupy Synapsis info z trochę innymi danymi: "Choroba ma silne uwarunkowania genetyczne, na co wskazuje m.in. fakt, że u krewnych pierwszego stopnia osób chorych na ChAD znacznie częściej niż w całej populacji występują choroby afektywne (zarówno zaburzenia depresyjne jak i różne formy zaburzeń dwubiegunowych).

Udowodniono, że czynniki genetyczne, niewątpliwie bardzo istotne w zaburzeniach depresyjnych (chorobie afektywnej jednobiegunowej), jeszcze większą role odgrywają w etiologii choroby maniakalno-depresyjnej (choroby afektywnej dwubiegunowej, ChAD).

Ryzyko zachorowania u krewnych I stopnia (rodzice, dzieci, rodzeństwo) wynosi 15-20%. Jeśli jednak choroba występowała w kilku pokoleniach, to ryzyko jest większe.

Uważa się, że dziedziczenie podatności ma charakter poligeniczny. Oznacza to, że za podatność na chorobę afektywną dwubiegunową odpowiada kombinacja kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu genów, które w odpowiedniej konfiguracji mogą ujawnić swoje chorobotwórcze działanie. Ciekawe i wiele mówiące są obserwacje stanu zdrowia bliźniąt monozygotycznych (osób z niemal identycznym materiałem genetycznym). Badania wskazują, że w wypadku wystąpienia choroby afektywnej dwubiegunowej u jednego z bliźniąt, ta sama choroba ujawniała się u 80% rodzeństwa. Tego rodzaju, występująca wśród bliskich osób współchorobowość (tzw. zgodność zachorowania) maleje procentowo w miarę zmniejszania się stopnia pokrewieństwa."

 

Nie było moim celem straszenie kogokolwiek, ani tym bardziej zmuszanie kogokolwiek do tłumaczeń (a już na pewno żadnej z osób piszących w wątku, chyba trochę opacznie zrozumieliscie mojego posta), chciałem tylko poddać pewne życiowe obserwacje pod refleksje i to głównie osób, które może trafia do tego wątku w przyszłości. Dryagan, liczby są tylko liczbami, można mieć chorobowa carte blanche a i tak się rozchorować, w końcu nawet myśląc na chłopski rozum na pierwszą chorobę (jakąkolwiek) musiał zapaść zdrowy, więc nie ma co popadać w obsesję. Jak dla mnie raczej EOT.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@one-half 

Cytat

Według autorów z Luizjany geny związane z zaburzeniami psychicznymi wpływają na wiele istotnych procesów związanych z rozwojem i funkcjonowaniem mózgu. Większość z nich wykazuje zmienność, która utrzymuje się w populacji, ponieważ w niektórych warunkach środowiskowych przynosi korzyści reprodukcyjne. Niemniej istnieją względnie rzadkie przypadki, gdy kombinacja wielu wariantów w ostateczności zakłóca funkcjonowanie mózgu i działa szkodliwie. Autorzy wskazują, że pomimo iż warianty w obrębie wielu loci występujące pojedynczo lub w pewnych połączeniach mogą poprawiać sukces reprodukcyjny, to pojawiająca się niekiedy ich konstelacja prowadzi do fenotypu chorobowego i określają ten model jako „pech nie do uniknięcia” (inevitable bad luck). Tak więc geny dwubiegunowości oraz stanów maniakalnych odegrały istotną rolę w rozwoju ewolucyjnym człowieka, jednak ich rzadkie kombinacje połączone z oddziaływaniem czynników środowiskowych mogą prowadzić do zachorowania.

źródło: "Ewolucyjne aspekty choroby afektywnej dwubiegunowej"; J. Rybakowski, F. Rybakowski Psychiatr. Pol. 2023; 

 

Nie, choroby nie dziedziczymy. Dziedziczymy skłonność do zachorowania. I zacytuj coś lepszego na przyszłość a nie pierwszą lepszą stronę wpisaną w google. 

To ja już dopowiem w kontekście Twojego cytatu, że te geny odpowiedzialne za CHAD znaleziono nawet u robaków i innych gatunków zwierząt ;) wg Twojej logiki w sumie całkiem spory procent istot na planecie powinien mieć CHAD.

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, akurat, ludzi z Synapsis z dr Porczykiem na czele, bo chyba zresztą on przygotowal ten tekst, nazywać "pierwszą lepsza strona", no cóż... Wybacz, że nie skomentuje.

 

Masz z góry założona tezę i od nią dobierasz źródła, no tak to z nauką czesto jest, niezależnie czy to historia czy medycyna - czasem nie trzeba kłamać, wystarczy umiejętnie dobrać materiał dowodowy lub umiejętnie określić metodyke badania statystycznego, by "wyszło to, co ma wyjść". Tak samo jak z badaniami opinii publicznej.

 

Osobiście raczej zachowałbym, nawet tak " na wszelki wypadek", trochę zdrowego dystansu wobec wiedzy, która nie potrafi wyjaśnić dokładnego mechanizmu działania leków nawet po dekadach ich stosowania (bo takoż stoi nadal w większości ulotek, a przypuszczenia to nie pewna i poparta dowodami wiedza) a lekow, poza pewnymi ogólnymi schematami postępowań, nie dobiera się na miarę po zbadaniu czegokolwiek, tylko na chybił-trafil (jak działa to bierz pan/i dalej, jak nie to próbujemy inny).

 

Mój "błąd" polega chyba na tym, że ośmieliłem się wbrew obowiązującej poprawności powiedzieć, że znam parę niefajnych historii, z dramatami rodzinnymi i np. niebieskimi kartami w tle, ale pewnie sto innych czynników miało tu znaczenie a nie choroba i możliwość jej odziedziczenia, bo to już zostało nam właśnie objawione.

 

Skoro twierdzisz, że osobom chorym nie jest potrzebna refleksja, czy ich choroba może rzucić cień na życie ich i ich dzieci to pewnie tak jest. W końcu masz badania z 2023. Na tym definitywnie koncze ta dyskusje. Co czytelnik z niej wyciągnie to już don należy.

 

Miłej reszty drugiego dnia świątecznego życzę 🙂

A, i nie wiem czemu wmawiasz mi dziecko w brzuch, że ja twierdzę, że chorobę się na bank dziedziczy, skoro od pierwszego pierwszego posta pisze, że "choroby nie dziedziczy się w linii prostej" a i tekst Porczyka mówi o dziedziczeniu możliwości wystąpienia choroby. Ale, mówiąc obrazowo, skoro wg ciebie nie ma różnicy między rosyjska ruletka z pustymi komorami a np. trzema załadowanymi, to o czym my wgl gadamy :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×