Skocz do zawartości
Nerwica.com

Aniazzielonego

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Aniazzielonego

  1. Aniazzielonego

    Zdublowany post

    Przez całe swoje życie myślałam, że jestem wrażliwa. Przecież odczuwam złość, smutek, strach. Czuję również co inni ludzie odczuwają w ciężkich sytuacjach. Czuję, ale nie rozumiem. Nigdy nie płakałam nad nikim. Tylko nad sobą… Zajęło mi ponad 20 lat, zeby pojąć, że nie jestem w stanie mieć uczuć do kogokolwiek, bo wszystkie moje uczucia są skierowane do wewnątrz i nastawione na mnie. Zrodziłam się z narcystycznej matki, poczęta przez ojca socjopatę. Myślałam, że to normalne, że każdy tak ma, że jest egoistą i nie obchodza go potrzeby innych. Czy się mylę? Czy faktycznie jestem inna? Od dawna uważałam, że jestem wyjątkowa, że mam większą świadomość niż inni ludzie. Chociażby dlatego, że nie wierzę w boga, jestem bardziej świadoma. Nie uznaje autoryteto. Kiedy miałam jakieś 5 lat babcia opowiedziała mi o piekle i czyśćcu. Czyściec przedstawiła jako ciemność, w ktorej dusza oczekuje przez bardzo długi czas na zbawienie. Mając zaledwie pięć lat nie mogłam w to uwierzyć tak jak nastolatka nie wierzy już w świętego Mikołaja. Na pogrzebie dziadka nie czułam nic, ale szłam obok mojej matki, cioci i siostrzenicy. Płakałam, bo one płakały, a ja stałam się perfekcjonistą w naśladowaniu innych. W języku angielskim to zachowanie ma już swoją nazwę “mirroring”. Narcyz poznaje swoją ofiarę, dowiaduje się wszystkiego na jej temat, a potem idealnie wpasowuje się w obraz. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, co robię na pogrzebie dziadka. Dlaczego nic nie czuję. Przecież on już i tak nie żyje i wiadomo było od miesięcy, że kończy swój żywot. Myślałam to już tylko kwestia czasu, po za tym od lat nie było z nim kontaktu, bo cierpiał na demencję. Dla mnie on już nie żył. To nie był ten sam dziadek co lata temu. Dziadek, który mnie rozpieszczał, rozśmieszał i opowiadał dziwne historie. był zawsze bardzo przekorny. Jak nie chciałam czegoś zjeść czy zrobić, mówił: takiemu dziecku nie wolno, nie możesz. Taki manipulant. Tylko ja już w wieku kilku lat wiedziałam co to manipulacja. Nie wierzyłam mu, wiedziałam że robi sobie ze mnie żarty, więc odkąd pamiętam miałam do niego połowiczny szacunek. Natomiast jakby nie patrzeć całe dzieciństwo spędziłam u dziadków, bo rodzice byli zbyt zapracowani…Dziadkowie pozwalali mi na wszystko. To byly moje najlepsze lata, beztroskie. Możliwe, że jeszcze wtedy nie byłam spaczona. Nie pamiętam smutku, ani strachu, ani wstydu. Byłam niewinna. Wspinałam się na drzewa i zbierałam obrzydliwe robactwo. Ślimaki, przczoly, żaby, gąsienice. Nawet dziadkowi sprzedałam ślimaki i zarobiłam pierwsze kieszonkowe. W ogóle potrafiłam się cieszyć. Potem nie byłam niewinna, bo już miałam trochę za uszami jako gówniara. Nie pamiętam czy kiedykolwiek miałam wyrzuty sumienia, że kogoś źle potraktowałam. Naprawdę nie pamiętam. Pamiętam tylko moją krzywdę i chęć zemsty. Od zawsze, odkąd moja pamięć sięga. Nigdy nie zastanawiałam się jak ta druga strona może się czuć. Jeżeli zostałam przyłapana na jakimś złym uczynku, np. zdradzie, martwiłam się tylko jakie to będzie miało konsekwencje wobec mnie. Cokolwiek by to nie było przyłapana, myślałam tylko o sobie i co mogę stracić w związku z tym, że byłam tak głupa, że zostałam przyłapana! Mało tego, do nie dawna myślałam, że każdy tak postępuje, że każdy tak ma. Zdziwiło mnie tylko, dlaczego nie płaczę sama z siebie na pogrzebie dziadka tylko kopiuje zachowanie matki, cioci, siostrzenicy. Dziwiło mnie dlaczego, zamiast smutku i żalu czuje totalną pustkę, którą wypełniam kopiując zachowania innych ludzi. Wtedy po prostu wydało mi się to dziwne, dziś wiem że taka jest moja natura. Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie czy ja w ogóle potrafię kochać? Pamiętam artykuł przeczytany w piśmie psychologicznym. Charaktery. Wtedy jeszcze ludzie czytali czasopisma, a nie oglądali tik toka. Dowiedziałam się, że miłość przechodzi różne etapy. Na początku jest chemia i motyle w brzuchu. Adrenalina i pożądanie. Stop. Dalej nie idę. Co to w ogóle znaczy stabilizacja? Monotonia nie jest dla mnie. Co to znaczy zakładać rodzinę? Zapierdalac w pracy, rodzić, kłócić się z mężem, pozostawić wszelkie pasje, znosić burdel i sprzątać po nim. Martwić się czy nie rucha juz dupy na boku? a jak nie to kiedy? Nie chce rodziny, nie czuję tego. Nie będę dobra matką i nie chce, żeby moje dziecko miało takie piekło jak ja z moją matką. Narcystyczna matka. Przez lata nie byłam w stanie zrozumieć jej zachowań. Dopiero jako dorosła, świadoma osoba potrafiłam się z tym zmierzyć. Teraz rozumiem więcej.
  2. Przez całe swoje życie myślałam, że jestem wrażliwa. Przecież odczuwam złość, smutek, strach. Czuję również co inni ludzie odczuwają w ciężkich sytuacjach. Czuję, ale nie rozumiem. Nigdy nie płakałam nad nikim. Tylko nad sobą… Zajęło mi ponad 20 lat, zeby pojąć, że nie jestem w stanie mieć uczuć do kogokolwiek, bo wszystkie moje uczucia są skierowane do wewnątrz i nastawione na mnie. Zrodziłam się z narcystycznej matki, poczęta przez ojca socjopatę. Myślałam, że to normalne, że każdy tak ma, że jest egoistą i nie obchodza go potrzeby innych. Czy się mylę? Czy faktycznie jestem inna? Od dawna uważałam, że jestem wyjątkowa, że mam większą świadomość niż inni ludzie. Chociażby dlatego, że nie wierzę w boga (z małej litery specjalnie ). Nie uznaje autorytetow w postaci księży pedofilii i boga, który od zawsze był wykorzystywany w celach religijnych. Kiedy miałam jakieś 5 lat babcia (matka mojego ojca) opowiedziała mi o piekle i czyścu. Czyściec przedstawiła jako ciemność, w ktorej dusza oczekuje przez bardzo długi czas na zbawienie. Mając zaledwie pięć lat nie mogłam w to uwierzyć tak jak nastolatka nie wierzy już w świętego Mikołaja. Na pogrzebie dziadka nie czułam nic, ale szłam obok mojej matki, cioci i siostrzenicy. Płakałam, bo one płakały, a ja stałam się perfekcjonistą w naśladowaniu innych. W języku angielskim to zachowanie ma już swoją nazwę “mirroring”. Narcyz poznaje swoją ofiarę, dowiaduje się wszystkiego na jej temat, a potem idealnie wpasowuje się w obraz. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, co robię na pogrzebie dziadka. Dlaczego nic nie czuję. Przecież on już i tak nie żyje i wiadomo było od miesięcy, że kończy swój żywot. Myślałam to już tylko kwestia czasu, po za tym od lat nie było z nim kontaktu, bo cierpiał na demencję. Dla mnie on już nie żył. To nie był ten sam dziadek co lata temu. Dziadek, który mnie rozpieszczał, rozśmieszał i opowiadał dziwne historie. był zawsze bardzo przekorny. Jak nie chciałam czegoś zjeść czy zrobić, mówił: takiemu dziecku nie wolno, nie możesz. Taki manipulant. Tylko ja już w wieku kilku lat wiedziałam co to manipulacja. Nie wierzyłam mu, wiedziałam że robi mnie w /cenzura/a, więc odkąd pamiętam miałam do niego połowiczny szacunek. Natomiast jakby nie patrzeć całe dzieciństwo spędziłam u dziadków, bo rodzice byli zbyt zapracowani…przynajmniej Dziadkowie pozwalali mi na wszystko. To byly moje najlepsze lata, beztroskie. Możliwe, że jeszcze wtedy nie byłam spaczona. Nie pamiętam smutku, ani strachu, ani wstydu. Byłam niewinna. Wspinałam się na drzewa i zbierałam obrzydliwe robactwo. Ślimaki, przczoly, żaby, gąsienice. Nawet dziadkowi sprzedałam ślimaki i zarobiłam pierwsze kieszonkowe. W końcu urodził się we Francji, więc uznałam, że na pewno je ślimaki. Oczywiście dał mi parę drobnych i wyrzucił slimaki jak tylko się odwróciłam. Mimo wszystko miło wspominam pobyt na działce w dziadkami. Mieliśmy agrest, czerwoną porzeczkę, czarna porzeczke, truskawki i wiele innych owoców, ale najważniejszy byl malutki krzak z poziomkami. Dziadek mi go pokazał jakby to była wielka tajemnica i odkryty skarb. Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale jako dziecko jeszcze potrafiłam się cieszyć takimi drobiazgami. W ogóle potrafiłam się cieszyć. Potem nie byłam niewinna, bo już miałam trochę za uszami jako gówniara, ale myślałam że jestem niewinna i całkiem normalna. Biłam się z chłopakami w podstawówce, już wtedy rajcowało mnie to, że komuś dołożyłam. Jak mnie kolega wkurwil to kopnęłam go w twarz i wybiłam jedynkę. Spoko to był chyba mleczak. Po za tym raz że mu się należało, dwa po tym zamknął mnie w toalecie. Jak wyszłam złapałam go za włosy i zaczęłam kręcić nim w kółko. Nauczycielka wezwała moją matkę i powiedziała, że chciałam mu skalp zerwać. Śmieje się do dziś. Matka nie miała pretensji, zawsze powtarzała, ze jak jakiś chłopak mi się naprzykrza to mam sypnąć piachem w oczy i kopnąć w jaka. Tak też robiłam. Nie pamiętam czy kiedykolwiek miałam wyrzuty sumienia, że kogoś źle potraktowałam. Naprawdę nie pamiętam. Pamiętam tylko moją krzywdę i chęć zemsty. Od zawsze, odkąd moja pamięć sięga. Nigdy nie zastanawiałam się jak ta druga strona może się czuć. Jeżeli zostałam przyłapana na jakimś złym uczynku, np. zdradzie, martwiłam się tylko jakie to będzie miało konsekwencje wobec mnie. Cokolwiek by to nie było przyłapana, myślałam tylko o sobie i co mogę stracić w związku z tym, że byłam tak głupa, że zostałam przyłapana! Mało tego, do 35 roku życia myślałam, że każdy tak postępuje, że każdy tak ma. Zdziwiło mnie tylko, dlaczego nie płaczę sama z siebie na pogrzebie dziadka tylko kopiuje zachowanie matki, cioci, siostrzenicy. Dziwiło mnie dlaczego, zamiast smutku i żalu czuje totalną pustkę, którą wypełniam kopiując zachowania innych ludzi. Wtedy po prostu wydało mi się to dziwne, dziś wiem że taka jest moja natura. Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie czy ja w ogóle potrafię kochać? Pamiętam artykuł przeczytany w piśmie psychologicznym. Charaktery. Wtedy jeszcze ludzie czytali czasopisma, a nie oglądali tik toka. Dowiedziałam się, że miłość przechodzi różne etapy. Na początku jest chemia i motyle w brzuchu. Adrenalina i pożądanie. Stop. Dalej nie idę. Co to w ogóle znaczy stabilizacja? Monotonia nie jest dla mnie. Co to znaczy zakładać rodzinę? Zapierdalac w pracy, zeby zamieszkać w klitce, rodzić dzieci (cipka mi się rozciągnie, a on poszuka młodszej), kłócić się z mężem. Znosić burdel jaki robi, sprzątać po nim. Martwić się czy nie rucha juz dupy na boku? a jak nie to kiedy? Nie chce rodziny, nie czuję tego. Nie będę dobra matką i nie chce, żeby moje dziecko miało takie piekło jak ja z moją matką. Narcystyczna matka. Przez lata nie byłam w stanie zrozumieć jej zachowań. Dopiero jako dorosła, świadoma osoba potrafiłam się z tym zmierzyć. Teraz rozumiem więcej.
  3. To nie jest jedyny przypadek. Mój wujek jest chory na CHAD i od lat, właściwie od dziecka obserwuje jak wygląda jego związek z moją ciocią. Właściwie to już nie związek, bo oni tylko razem mieszkają. On tak samo zaniedbuje każdy aspekt swojego życia, poddał się chorobie. Nigdy mu nie zależało, żeby coś zmienić w swoim życiu. Mój były trener ma chorobę dwubiegunową. Na początku o tym nie wiedziałam. Dziwne zachowania znalazły swoje wytłumaczenie jak się przyznał. Wielokrotnie zdradzał żonę i z dnia na dzien postanowił ją zostawić z trójką dzieci i zamieszkać w innym kraju. Natomiast mój były partner dosłownie rozwalił mi życie. Jeszcze długo będę się z tego leczyła i nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie komuś zaufać. Przykre, bo nigdy nikogo tak nie kochałam jak jego.
  4. Przestrzegam przed takimi ludźmi! Radzę brać nogi za pas i uciekać. Byłam w związku z osobą z chad przez sześć miesięcy. Na początku układało nam się bardzo dobrze. Nie widziałam w nim żadnych wad, po prostu facet idealny. Dość szybko zaczęliśmy mieszkać razem. Mój były partner przez ostatnie kilka miesięcy był na L4, potem wziął zasiłek na kolejne trzy miesiące ze względu na swoją chorobę psychiczną. Spał całymi dniami, nie mył się, a mieszkanie wyglądało jak jeden wielki chlew. Byłam jedyną osobą, która tam sprząta. On twierdził, że to strata czasu.. wolał leżeć całymi dniami w łóżku, a właściwie nie w łóżku tylko na materacu, bo łóżka jeszcze nie zakupił. Jak się poznaliśmy powiedział, że zamówił łóżko i będzie za dwa tygodnie. Pół roku później nadal był bez pracy i łóżka W końcu pracodawca miał dość i w październiku dostał wypowiedzenie. Nie potrafił mi tego normalnie przekazać. Jak wróciłam popołudniu do domu był tak pijany, że ledwo mógł chodzić. Był agresywny, rzucał we mnie ciężkimi przedmiotami i wyzywał. Zaprosił do mieszkania swojego kolegę, z którym kontynuował picie. Siedział nagi w mieszkaniu! Caly czas się na mnie wyżywał. Powiedział, że mogę się ruchac z jego kumplem, a on wyrucha żonę swojego innego kolegi. Potem kazał mi wypierdalać z mieszkania. Siedzieliśmy skonsternowani z jego kumplem nie bardzo wiedząc co zrobić. Wtedy mój były wyciągnął telefon i zadzwonił na numer alarmowy. Belkotal, żeby wezwac karetkę, bo rzekomo chciałam wyskoczyć przez balkon. Chciałam go nagrać moim telefonem, żeby mu pokazać na drugi dzień, że zachowywał się jak pajac. Rzucił się na mnie, wyrwał telefon z ręki i wyrzucił przez balkon. Wyszłam na balkon z jego kolegą, żeby zobaczyć gdzie spadł telefon, a ten idiota zamknął nas od środka. Staliśmy tam jakieś 10 minut dosłownie zamarzając. Jakimś cudem wpuścił nas do środka. Rzucił się na mnie, żeby mnie uderzyć, ale jego kolega stanął w mojej obronie. Przerażona złapałam tylko kilka potrzebnych rzeczy i wyszliśmy z mieszkania. Na drugi dzień zadzwonił i przepraszał jak zbity pies prosząc o ostatnią szansę. Płakał.. myślałam, że naprawdę mu zależy. Jaka byłam naiwna. Tym bardziej, ze to była już druga sytuacja, kiedy był wobec mnie agresywny i wyrzucał mnie z mieszkania. Pierwsza sytuacja miała miejsce we wrześniu. Byliśmy u naszego wspólnego kolegi w mieszkaniu, piliśmy alkohol. Po powrocie do domu mój były stał się agresywny, rzucił mnie na podłogę i zaczął uderzać z otwartej ręki w twarz, po czym w środku nocy chciał, żebym spakowała wszystkie rzeczy i dosłownie wypierdalała z mieszkania. To był pierwszy raz, kiedy pokazał swoją prawdziwą twarz. Myślałam wtedy, że to przez alkohol, że po prostu nie możemy pić i wszystko sie ułoży. Byłam w nim już zakochana, nie chciałam się z nim rozstać, więc mu wybaczyłam. Myślałam, że to był jednorazowy incydent. Za drugim razem zapaliła mi się lampka. Tym bardziej, że po „ewakuacji” z mieszkania jego rzekomy przyjaciel w bardzo wylewny sposób zaczął opowiadać mi o przeszłości mojego partnera. Powiedział mi, że dziewczyna, która była z nim na wakacjach jest z nim w ciąży. Pokazywał mi jej zdjęcia w ciąży i zdjęcia jak trzymają się za rękę. Mój były twierdził, że do nikogo nigdy nie czuł czegoś takiego jak do mnie i że nigdy nie lubił chodzić za rękę. Tak się składa, że jest on patologicznym kłamcą i mydlił mi oczy przez cały nasz związek. Jego przyjaciel twierdził, że w tym momencie spotykał się też z dwiema innymi dziewczynami. Podobno zawsze miał kogoś na boku i że ma obsesje na punkcie seksu. Twierdził, że tylko to ma w głowie i ciągle zaprasza jakieś dziewczyny do siebie i że siedzi na tinderze cały czas. Mówił, że wielokrotnie moj były powtarzał, że związek ze mną nie ma sensu i że specjalnie się upił, żeby rozstać się w ten sposób, bo nie miał odwagi, żeby zrobić to hmm.. po ludzku? Mówił, że ciągle wypisuje do niego kogo to by nie wyruchal i że nie potrafi być tylko z jedną dziewczyną, bo mu to nie wystarcza. Odpowiedziałam, że nie wierzę, że on mnie zdradza, bo cały czas jesteśmy razem. Jego kolega odpowiedział, że jest przebiegły i na pewno ma na to sposoby. Podobno na imprezy nie chciał ze mną jeździć, bo nie mógł podrywać innych. powiedział, żebym za wszelką cenę do niego nie wracała, bo jest największym kłamcą jakiego zna, manipulantem i szuka tylko dziewczyn z kasą, żeby go utrzymywały. Powtarzał ciągle, że mnie tylko wykorzystuje dopóki nie znajdzie kolejnej ofiary, a ja jestem zaślepiona uczuciami i że widzę świat przez różowe okulary. Według niego był tylko ze mną, żeby brać ode mnie pieniądze i że na pewno mi ich nigdy nie odda. Jak się potem okazało miał dużo racji. Mòj były partner zamiast szukać pracy wolał żyć na mój koszt. Od jego kolegi dowiedziałam się również, że wszystkie byłe nie chcą mieć z nim kontaktu, bo jest złym człowiekiem i strasznie je traktował. Powiedział, że znajomi też go odrzucili i że od wszystkich pożycza pieniądze, dlatego już nikt nie chce mieć z nim do czynienia. Jak głupia próbowałam go bronić. Twierdziłam, że jego zachowanie w nocy było spowodowane piciem, a on na to, że nigdy się nie zmieni, bo lubi chlać, zażywać i nigdy nie zrezygnujesz z imprez. Jak dla mnie to dziwna przyjaźń, ale jak ktoś ma tak chorą psychikę to wszystko jest możliwe. Wygląda na to, że są siebie warci. W tamtym momencie byłam tak zaślepiona, że nie wierzyłam w żadne z tych oskarżeń. No przecież przeprosił, błagał o ostatnią szansę, mówi że kocha, płakał.. no jak mu nie wierzyć? Nie ufałam jednak na tyle, żeby wrócić do jego mieszkania, więc wynajęłam swoje. On oczywiście obiecał, że nie będzie pił i że będzie brał leki i pójdzie na terapię. Hahaha.. oczywiście nie zrealizował żadnej z tych pustych obietnic. Przy czym najgorsze było przede mną. Jeszcze nie wiedziałam jak to jest mieć odczynienie z osobą w manii. Na codzień w ogóle się nie kłóciliśmy. Był uczuciowy, czuły i stale powtarzał, że mnie kocha. To uśpiło moją czujność. Wybaczałam mu, że nadal nie ma pracy, że zaniedbuje mieszkanie i siebie, że zachowuje się jakby w ogóle nie planował przyszłości. Myslam, ze się zmieni. Ludzie się nie zmieniają, zwłaszcza jak im wygodnie. Jak nie ja to znajdzie sobie inną ofiarę. W głębi serca odczuwałam lęk, ale byłam zbyt zaślepiona, żeby przewidzieć konsekwencje. Na początku grudnia po kolejnej pijackiej awanturze, w środku nocy znowu musiałam uciekać z jego mieszkania. Na szczęście wynajmowałam swoje, więc miałam gdzie. Mój były partner został z sąsiadami w mieszkaniu, nie było z nim kontaktu przez dwa dni. Nie byłam zdziwiona, bo to nie był pierwszy raz. Dowiedziałam się od mojej rodziny, że znowu wypisywał do nich pijany i Ich obrażał. Po dwóch dniach skontaktował się ze mną. Okazało się, że trafił do szpitala psychiatrycznego. Sąsiedzi zadzwonili na numer alarmowy, bo miał rzekomo myśli samobójcze. Był tak pijany, że zaczął się stawiać, ratownicy zadzwonili po policję. Trafił w skuty w kajdanki na komisariat, a potem do szpitala, gdzie trzymali do dwa dni w pasach, bo był tak agresywny. Przez kolejne trzy dni raz wypisywał, ze mnie kocha, a raz nienawidził i wyzywał od najgorszych. Nie chciał przekazać kluczy od mieszkania, w którym razem mieszkaliśmy. Miałam tam laptopa, który był mi potrzebny do pracy. Kiedy otrzeźwiał i wrócił po rozum do głowy, znowu stał się potulny jak baranek i przepraszal za wszystko. I wtedy coś się z nim zmieniło. W szpitalu powiedział mi, że lekarze stwierdzili, że nie ma choroby dwubiegunowej i że dostał nowy lek. Powiedział, że nigdy w życiu się tak dobrze nie czuł. Dziwiło mnie to, ponieważ wyglądal coraz gorzej. Miał takie puste oczy i ten nieprzyjemny wyraz twarzy. Wyglądał na spiętego i zdenerwowanego. Myślałam, ze to przez szpital. Nie zapaliła mi się wtedy czerwona lampka. Nie wiedziałam, że tak z reguły mówią osoby w manii. Kiedy wyszedł tryskał energią, prawie nie spał, wypijał litry kawy i energetyków dziennie. Był coraz bardziej nerwowy i czepiał się o wszystko. Chciał się rozstawać, a za pięć minut mówił, że nigdy nikogo tak nie kochał. Nie wiedziałam co się dzieje, ale miałam dosyć takiego traktowania. Postanowiłam odejść. Wyszłam z mieszkania, żeby pogadać z przyjaciółką. Przestał odbierać telefony, nie chciał mnie wpuścić do mieszkania. Ukradł mi wartościowe rzeczy, zegarki etc. Okradł mnie na jakieś dziesięć tysięcy złotych, do tego był mi dłużny ponad cztery tysiące. Długu nigdy nie spłacił. Przepraszam za słowa, ale dla mnie ten człowiek to zwykła szmata. Parę dni po rozstaniu zostałam wezwana na komisariat. Oskarżył mnie o kradzież, s to on mnie przecież okradł!!! Dodatkowo zeznał, że mu groziłam śmiercią i spaleniem mieszkania. Nic takiego nie miało miejsca. Kłamstwo za kłamstwem, żeby mnie tylko oczernić. Potem zaczął zakładać fałszywe profile i pisać do moich przyjaciół, żeby mnie z nimi skłócić. Kolejne kłamstwa! Ukradł też dane z moje karty jak jeszcze mieszkaliśmy razem i podpiął pod aplikacje Uber i bolt. Płacił moją kartą za przejazdy! Moje mamie powiedział, że uzyskał zakaz zbliżania się. Bzdury! Nigdy nie otrzymałam żadnego pisma, a zakaz zbliżania się wydaje sąd i na pewno nie w kilka dni. Po za tym na jakiej podstawie. To wszystko mu nie wystarczyło. Złożył donos do skarbówki. Robił wszystko, żeby mnie zniszczyć i pewnie dalej robi. CHAD do poważania choroba psychiczna, a jak ktoś nie chce się leczyć to takie są efekty. Naprawdę lepiej ratować siebie i resztki swojego godności, bo po takim związku człowiek jest wyniszczony. Z tymi ludźmi nie można stworzyć zdrowych relacji. Nawet jak ktoś podejmie leczenie to i tak żyje z tą chorobą do końca życia. To jak tykająca bomba. Nie znasz dnia, ani godziny. Ci ludzie powinni spędzić resztę życia w szpitalu psychiatrycznym, żeby nie mogli już nikogo skrzywdzić.
×