Skocz do zawartości
Nerwica.com

Proszę możecie coś napisać


aniam97

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem, strasznie dużo jest we mnie wstydu, chyba najwięcej ze wszystkiego jest jego właśnie.

Poznałam chłopaka na sylwestrze, póki nie zaczęliśmy pisać wydawał mi się mega atrakcyjny psychicznie, mega na mnie leciał i kleiła się rozmowa, miałam dostęp do swojego umysłu.

Ale moje rozmowy z nim przez komunikator to porażka, jednego dnia czuję że natychmiast muszę z nim zerwać kontakt bo odczuwam widmo poprzedniego związku, wszystko za szybko, wszystko krzyczy uciekaj. Już nie wiem co mi się w nim naprawdę nie podoba, czym warto się przejąć, a co jest pretekstem do ucieczki i lękiem przed bliskością. Miałam załamanie psychiczne przez to. Dużo o sobie powiedziałam o swoich emocjach wtedy i strasznie żałuję że się tak odsłoniłam. No i teraz piszemy, sama nie wiem czy chcę coś dalej czy nie. Ja wiem że on też czeka na moją inicjatywę, już nie chcę robić tak, że to do mnie trzeba się dostać i starać podczas gdy ja schowana czekam. Cały czas mam wrażenie że on ma jakiś tajny plan przeciwko mnie, że chce mnie wykorzystać, że pisze ze mną bo chce tylko jednego. Długo nie odpisuję, a jak on długo nie odpisuje to się strasznie boję odrzucenia, żeby tylko napisał, podczas gdy jego jest więcej w rozmowie, to myślę żeby uciekać.
  Szczerze? te uczucia to piekło. Piekło być samej, piekło z kimś flirtować a co dopiero inna relacja. Nienawidzę siebie, swojego życia, swoich uczuć, naprawdę mogłabym napisać wiele rzeczy za które można mnie wsadzić do psychiatryka.
Przypomniało mi się jak prężny umysł miałam jeszcze w gimnazjum i liceum. Nie wierzę jak przez ten czas się stoczyłam, rozpadłam, moje myśli to chaos. Wtedy miałam poukładane w głowie. Lubiłam siebie. Ludzie lubili mnie, trzymali się mnie. Teraz jestem na dnie naprawdę
 

Edytowane przez aniam97
bo tak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, aniam97 napisał(a):

Szczerze? te uczucia to piekło. Piekło być samej, piekło z kimś flirtować a co dopiero inna relacja. Nienawidzę siebie, swojego życia, swoich uczuć, naprawdę mogłabym napisać wiele rzeczy za które można mnie wsadzić do psychiatryka.

Nie napisałaś niczego czego czego nie przerabiałam swego czasu we własnym życiu i  na własnej terapii. A to i tak tylko mały wycinek.
Tu tylko intensywna psychoterapia może pomóc, bo żeby przestać tak reagować musisz przepracować to co doprowadziło do utrwalenia się takich reakcji i to czemu te reakcje służą.

Nie jest to proste ani szybkie do zmiany, ale możliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czy ja gdzieś napisałam że mam tak samo? 
Nie, nie miałam tak samo to na pewno, ale zestaw emocji jest jeden dla wszystkich, niezależnie od tego co kto przeżył. Wydarzenia w życiu możemy mieć różne, ale pod względem odczuwanych emocji nie jesteś wyjątkowa.
Ja wiem że tu na forum wiele osób ma tendencję do uznawania że oni mieli najgorzej i nikt na pewno nie przeżył tego co oni, ale to nie prawda. 
Tylko podstawowa różnica jest taka że ja mam to przepracowane na 8-letniej terapii i patrzę już teraz  na to inaczej. 

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, aniam97 napisał(a):

wybacz ale nie sądzę że jest tak prostolinijnie jak napisałaś

Byłaś w Klinice Nerwic rzekomo, jeśli chociażby aktywnie słuchałaś na grupie (o ile miałaś sensowną grupę z sensownymi terapeutami, bo niestety ale klinika już dawno zeszła na psy a mam porównanie bo byłam tam 2 x w odstępie 5-letnim i moją terapeutką nawet poza kliniką była osoba pracująca przez 15 lat w klinice), to pewnie wiesz, że grupa idealnie odzwierciedla nas samych i część problemów z którymi zmaga się pojedyncza osoba, dotyczy może w innym natężeniu ale większości uczestników grupy.

Przykro mi że burzę światopogląd, ale tak jest. To co opisujesz w skrócie jest typowym lękiem przed odrzuceniem - sama odrzucasz, bo lepiej być odrzucającym niż odrzuconym. Oczywiście to baaaardzo mocno spłycone, ale nie będę tu robić wykładu z psychoterapii bo to są rzeczy do których sama powinnaś dojść pracując z terapeutą.

 

I tak, poczucie bycia wyjątkową z powodu swoich przeżyć też przerabiałam w terapii. Niestety, ale nie jesteś wyjątkowa pod tym względem. Kiedyś może runą mechanizmy obronne i to zrozumiesz, co też będzie bardzo bolesne, bo stracisz swoją "chorobową i wyjątkową tożsamość". 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, aniam97 napisał(a):

pewnie byłyby momenty "mnie" które posłuchałyby Ciebie z większą pokorą (choć nie wiem czy o pokorę tu chodzi), tą Anię potwornie godzi to co piszesz

Bo to są rzeczy, do których powinnaś dojść sama na psychoterapii, a nie usłyszeć/przeczytać. Ja to napisałam i tak bardzo ogólnie i bardzo mocno spłycając, bo do wielu rzeczy musisz dojść sama. Nigdzie też nie napisałam że to jest proste, łatwe i przyjemne, ale duża część pracy na psychoterapii nad traumami czy trudnymi wydarzeniami taka nie jest.

I tak, ja też się długo broniłam przed przyjęciem i uznaniem takich rzeczy, jak pewnie większość osób ,które doszły do tego momentu w swojej terapii, ale wbrew pozorom, uznanie i przyjęcie takich rzeczy finalnie staje się przełomowe w terapii i robi miejsce na nowe, zdrowe podejście do siebie, innych ludzi i świata oraz pozostawienie przeszłości tam gdzie jej miejsce, w przeszłości, bez ciągłego odtwarzania trudnych przeżyć. 
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, ale tego nie załatwisz półrocznym pobytem w klinice. 

Na swoim przykładzie, u mnie pobyt w klinice był tak na prawdę dopiero początkiem terapii. I jak to powiedziała już później moja terapeutka, klinika odsłoniła wierzchołek góry lodowej.
Zresztą nie powiem tu nic odkrywczego, nawet jeśli ukończysz cały pobyt w klinice na 100% będziesz miała zaleconą kontynuację terapii (po krótkiej przerwie) w warunkach ambulatoryjnych. To jest standard u nich i 100% pacjentów dostaje takie zalecenia. Sama klinika nie załatwi wszystkiego na pewno i nikt nawet tak nigdy nie twierdził z zespołu terapeutycznego. Ja po wyjściu z kliniki jeszcze przez 8 lat byłam w regularnej psychoterapii, ale ja byłam "trudną" pacjentką, bo 2 lata zajęło mi w ogóle zaufanie terapeutce, mimo, że znałam ją z kliniki, na tyle, żebym zechciała mówić, a nie tylko testować jej cierpliwość do mnie 😆 

Dopiero jak już kończyłam regularną psychoterapię powiedziała mi, że jej superwizor długo uważał, że terapia u mnie nie da efektów - mówiąc łopatologicznie, uznał mnie za beznadziejny przypadek. Oczywiście teraz uważa mnie za cud psychoterapii rzekomo, ale niech się buja 😈 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Nie wiem, strasznie dużo jest we mnie wstydu, chyba najwięcej ze wszystkiego jest jego właśnie.

Poznałam chłopaka na sylwestrze, póki nie zaczęliśmy pisać wydawał mi się mega atrakcyjny psychicznie, mega na mnie leciał i kleiła się rozmowa, miałam dostęp do swojego umysłu.

Ale moje rozmowy z nim przez komunikator to porażka, jednego dnia czuję że natychmiast muszę z nim zerwać kontakt bo odczuwam widmo poprzedniego związku, wszystko za szybko, wszystko krzyczy uciekaj. Już nie wiem co mi się w nim naprawdę nie podoba, czym warto się przejąć, a co jest pretekstem do ucieczki i lękiem przed bliskością. Miałam załamanie psychiczne przez to. Dużo o sobie powiedziałam o swoich emocjach wtedy i strasznie żałuję że się tak odsłoniłam. No i teraz piszemy, sama nie wiem czy chcę coś dalej czy nie. Ja wiem że on też czeka na moją inicjatywę, już nie chcę robić tak, że to do mnie trzeba się dostać i starać podczas gdy ja schowana czekam. Cały czas mam wrażenie że on ma jakiś tajny plan przeciwko mnie, że chce mnie wykorzystać, że pisze ze mną bo chce tylko jednego. Długo nie odpisuję, a jak on długo nie odpisuje to się strasznie boję odrzucenia, żeby tylko napisał, podczas gdy jego jest więcej w rozmowie, to myślę żeby uciekać.
  Szczerze? te uczucia to piekło. Piekło być samej, piekło z kimś flirtować a co dopiero inna relacja. Nienawidzę siebie, swojego życia, swoich uczuć, naprawdę mogłabym napisać wiele rzeczy za które można mnie wsadzić do psychiatryka.
Przypomniało mi się jak prężny umysł miałam jeszcze w gimnazjum i liceum. Nie wierzę jak przez ten czas się stoczyłam, rozpadłam, moje myśli to chaos. Wtedy miałam poukładane w głowie. Lubiłam siebie. Ludzie lubili mnie, trzymali się mnie. Teraz jestem na dnie naprawdę

 

Czujemy wstyd tylko jeśli wierzymy w osąd i ocenę. Nie trzeba tego do siebie przyjmować.                           
Oceniając siebie, oceniając jego, nie pozostaje już miejsca na akceptację, taką przestrzeń, oddech i rozwój w relacji.
Emocje zawsze będą się pojawiać, z tym że ludzie są ważniejsi.
Błędy, potknięcia są właściwie też nieuniknione, a pewnie boisz się często, że coś pójdzie nie tak.
Jeśli ktoś jest nie w porządku, to dlatego, że się go tak postrzega.
Dzisiaj już i tak za bardzo zajęci jesteśmy tym co dzieje się w naszej głowie i nie słuchamy/zwracamy uwagę na nasze ciało. I gdzieś tutaj forum czytałem jak jedna osoba, nie pamiętam kto ale na pewno pozdrawiam, iż jak robi sobie paznokcie to się przy tym relaksuje. Nie jest to jakoś dziwne.

 

Chyba najfajniejszą rzeczą w takim mętliku emocji jest czyjeś wstawiennictwo za nami.
Ktoś kto wie, a jednak nie widzi tych okropnych rzeczy które sami widzimy, kiedy mamy siebie dość.
To może być ktoś komu ufasz, przyjaciółka, psychoterapeuta, czy w ostateczności Bóg,
W każdym razie ktoś kto Cię jakoś przekonuje, jest wiarygodny i możesz mu uwierzyć, że
nic złego się nie dzieje. Bo jeśli sobie nie radzimy, to w porządku jest poprosić o pomoc.
Nic złego z przeszłości nie może nas tutaj dosięgnąć i nie ma to teraz znaczenia. Taki stan powiedziawszy „zerowy”, chwili obecnej można doświadczyć jeśli pozwolimy i tego chcemy, np. gdy umiemy wybaczać, zakopać przeszłość, ten topór wojenny. 
To nie jest słabość, to tylko przyznanie, iż nie jest się już ofiarą. A nie atakuje właśnie ten, kto nie czuje się zagrożony.
Na to też potrzeba czasu, bo często uczy nas się czegoś innego, że zawsze ktoś musi być winny, czyli określamy kogoś lub siebie jako gorszego.
Tak jednak być nie musi,  ja w to wierzę :))

 

12 godzin temu, acherontia styx napisał(a):

I tak, poczucie bycia wyjątkową z powodu swoich przeżyć też przerabiałam w terapii. Niestety, ale nie jesteś wyjątkowa pod tym względem. Kiedyś może runą mechanizmy obronne i to zrozumiesz, co też będzie bardzo bolesne, bo stracisz swoją "chorobową i wyjątkową tożsamość". 

 

Przyznam Ci rację, że wyjątkowość choroby jest złudzeniem, ale droga do wyzdrowienia jest czymś zupełnie różnym i każdy może potrzebować nieco innego wsparcia. Nawet jeśli użyjesz tych samych słów do wszystkich, to każdy zrozumie je poprzez swój filtr. Określenie kogoś, że jest tylko kolejnym następnym przypadkiem raczej nie działa zbyt motywująco, aczkolwiek może chciałaś dać do zrozumienia, że nawet nie tylko z takich rzeczy da się wyjść na prosto.
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, Relfi napisał(a):

Przyznam Ci rację, że wyjątkowość choroby jest złudzeniem, ale droga do wyzdrowienia jest czymś zupełnie różnym i każdy może potrzebować nieco innego wsparcia. Nawet jeśli użyjesz tych samych słów do wszystkich, to każdy zrozumie je poprzez swój filtr. Określenie kogoś, że jest tylko kolejnym następnym przypadkiem raczej nie działa zbyt motywująco, aczkolwiek może chciałaś dać do zrozumienia, że nawet nie tylko z takich rzeczy da się wyjść na prosto.

Bardziej miałam na myśli to, że wszyscy odczuwamy te same emocje, w różnym natężeniu, wywołane przez inne czynniki czy wydarzenia, ale pakiet emocji dla każdego jest taki sam. Nie ma osobnych odczuć zarezerwowanych tylko dla "wybranych". Sposoby radzenia sobie z emocjami, owszem mogą być różne, ale nadal na przykładzie terapii grupowej dla 10 osób z w teorii różnymi "eFkami", na innym etapie życia, z innych środowisk, duża część "problematycznych emocji" będzie taka sama dla każdego uczestnika grupy. A to złudzenie wyjątkowości nie pomaga w zdrowieniu, tylko jak już w pielęgnowaniu choroby.

I mogłabym tu opisać jak dokładnie wyglądała w mojej psychoterapii ta "utrata złudzeń", ale żeby to wytłumaczyć, musiałabym zbyt mocno wejść w kwestie psychoterapii i zahaczyć o wiele rzeczy, do których każdy powinien dojść sam, a nie na przeczytanym przykładzie. 

Nie jest to proste, a jeszcze trudniejsze jest nieocenianie i niebiczowanie siebie za "objawy" po tym jak runie cała "chorobowa tożsamość", bo jest to moment niewątpliwie trudny w terapii, bo człowiek dochodzi do wniosku, że właśnie stracił wszystko co miał i uważał za wyjątkowe, co było jego częścią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, aniam97 napisał(a):

, jednego dnia czuję że natychmiast muszę z nim zerwać kontakt bo odczuwam widmo poprzedniego związku, wszystko za szybko, wszystko krzyczy uciekaj.

 

15 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Już nie wiem co mi się w nim naprawdę nie podoba, czym warto się przejąć, a co jest pretekstem do ucieczki i lękiem przed bliskością.

 

15 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Cały czas mam wrażenie że on ma jakiś tajny plan przeciwko mnie, że chce mnie wykorzystać, że pisze ze mną bo chce tylko jednego. Długo nie odpisuję, a jak on długo nie odpisuje to się strasznie boję odrzucenia, żeby tylko napisał, podczas gdy jego jest więcej w rozmowie, to myślę żeby uciekać.

@aniam97 ja nie twierdzę, że całość Twojego podejścia do niego wynika z lęku przed odrzuceniem, Owszem, może mieć cechy, które Tobie nie odpowiadają. Nie wiem, nie znam go, nie znam Ciebie, w tej kwestii się nie wypowiem, bo to Ty musisz wiedzieć co stanowi dla Ciebie realną przeszkodę w tej relacji, a co wynika ze wspomnianego lęku przed odrzuceniem/lęku przed bliskością, o których sama napisałaś w cytatach powyżej. 

Z tym że chociażby ostatni cytat wskazuje na to, że to Ty zakładasz jakieś jego nieczyste intencje i wkładasz w jego głowę swoje własne myśli, a rzeczywistość zapewne jest inna, bo nie siedzisz w jego głowie i nie wiesz co on myśli, dopóki tego nie ujawni.

Myśli nie są faktami, nieważne jakie są. I przede wszystkim to trzeba oddzielić od siebie, bo odnoszę wrażenie, że trochę zakładasz, że Twoje myśli o jego intencjach są faktami i prawdą. 

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Relfi napisał(a):

 

 

Przyznam Ci rację, że wyjątkowość choroby jest złudzeniem, ale droga do wyzdrowienia jest czymś zupełnie różnym i każdy może potrzebować nieco innego wsparcia. Nawet jeśli użyjesz tych samych słów do wszystkich, to każdy zrozumie je poprzez swój filtr. Określenie kogoś, że jest tylko kolejnym następnym przypadkiem raczej nie działa zbyt motywująco, aczkolwiek może chciałaś dać do zrozumienia, że nawet nie tylko z takich rzeczy da się wyjść na prosto.
 

o to mi chodziło, cieszę się że padły te słowa






...i hate myself

obecnie jestem tak napięta, zestresowana, że nie da się ze mną wytrzymać a już na pewno rozmawiać

Edytowane przez aniam97

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do dobrego związku wystarczą tylko i aż:

- wzajemny pociąg seksualny/ atrakcyjność (trafianie w gust pod kątem fizycznym)

- podobne poczucie humoru

- podobnie zainteresowania

- podobne podejście do życia. 

 

Najlepiej jak wszystko jest na raz w pakiecie. Jak nie to można przymknąć oko na pewne braki chyba że za wiele różnic i człowiek się męczy.

Ty, mam wrażenie, chciałabyś wytresować druga osobę pod siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×