Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak z tego wyjść?


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Wyjechałam na studia na drugi koniec Polski. Nie planowalam zostać tutaj na stałe. Na studiach poznałam faceta, zamieszkaliśmy razem, zaszlam w ciążę i tak wyszło że mieszkam tutaj już bardzo dlugo. Jednak z każdym rokiem coraz bardziej tęsknię za rodziną, z którą widuje sie kilka razy w roku 3/4 Facet nigdy przenigdy nie wyprowadzi się z tego miasta. Nie ma takich szans. Probowalam prośbą, groźbą, myślałam że jak nie chce w moje strony to chociaż jakieś inne miasto, trochę bliżej domu, żebym miała lepsze połączenie i nie musiala jechać 12 godzin z milionem przesiadek. Na studiach mi to nie przeszkadzalo ale teraz z dzieckiem jest to bardzo problematyczne. Nie mam samochodu który ułatwił by mi podróż, prawko próbowałam zdać już bardzo wiele razy, walczylam o to, kilka lat, lecz widocznie się nie nadaję. Facet tez nie ma ale w tym roku chce robić. Nie wiem już sama czy odpuścić tą przeprowadzkę, ale tak bardzo tęsknię za rodzicami i babcią. Nie widzę żadnego wyjścia z tej sytuacji.
Mam też z facetem wiele problemów, ostatnio nie dogadujemy się, już wiele razy chcialam odejść ale ciągle chcę walczyć dla dziecka aby miało pełną rodzinę..

Ja chcialam odejsc jeszcze w ciazy... ale ciagle slyszalam ze musimy byc razem, MUSIMY, to slowa teściowej, że co ja sobie wyobrazam. Ale z każdym miesiacem jest coraz gorzej.. czuje, że się wypalam, nie jestem szczesliwa, nie mam chęci do życia. Chodzilam do psychologa, psychiatry ale to nic nie pomaga, dodatkowo on mi wmawia, że bez niego jestem nikim, że sobie nie poradze, że nie pozwoli odebrac mi dziecka, że jak chcę wyjechać to tylko sama.. w ciąży pisał do innych dziewczyn, obiecal że tego nie zrobi, a jednak w nowy rok nakrylam go jak do jakiejs panienki pisze że chetnie się z nią pozna. Było mi ciężko.. Gdy syn mial pol roku przeszłam zalmanie nerwowe, awanrury takie że przyjeżdżala policja. Wstyd mi z domu wyjsc bo boje sie sasiadow i ich wzroku. Raz mnie uderzyl, tez byla policja, niebieska karta, niby wiecej mnie nie uderzyl ale za kazdym razem jak jest awantura to się go boję. Do tego ciagle mnie pobiza, wyzywa od pojeb*nych, debi*ek itp. To samo jest u niego w domu matka z ojcem tez ciągle się żrą. U mnie w domu zawsze był szacunek, tato nosi mamę na rękach. Tego samego chcialam ja a on mi ciągle powtarza że to z.nim mi dobrze że jak odejde to trafie na kogoś kto dopiero bedzie mnie pral i wtedy zobacze. Taki jest dla mnie. Za to dla syna jest najlepszym ojcem na świecie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę sobie, że Twoja walka o pełną rodzinę dla dziecka odbywa się stanowczo zbyt dużym kosztem. Przemoc domowa (poniżanie, wyzwiska, groźby, strach, wstyd, pobicie) nie tworzy sprzyjającej atmosfery do wychowywania dziecka, niezależnie od tego czy rodzina jest pełna czy nie.

Wg mnie powinnaś odejść. Jeśli nie dla siebie, to właśnie dla syna, by rozwijał się w domu pełnym miłości i szacunku. Fakt, że kilkakrotnie bezskutecznie próbowałaś odejść, pokazuje jak bardzo ten przemocowy związek wpłynął na Ciebie. Kiedyś miałaś odwagę, by rozpoczynać studia na drugim końcu Polski, a dziś trudno Ci odejść. Dawniej byłaś odważna, a dziś jesteś zastraszona. A główną przyczyną tej zmiany jest najprawdopodobniej przemoc psychiczna, której doświadczasz. Warto czekać na to, aż ten związek zabierze Ci jeszcze więcej?

Jak z tego wyjść? Sądzę, że najważniejsze dla Ciebie byłoby uzyskanie wsparcia do odejścia (kogoś, kto będzie Ci pomagał rozwiązywać problemy zarówno logistyczne, jak i emocjonalne). Taką pomoc mogłabyś uzyskać m.in. w Powiatowym Ośrodku Pomocy Kryzysowej i/lub w organizacjach pozarządowych (adresy miejsc, w których świadczy się pomoc w przypadku przemocy domowej są w wyszukiwarce na stronie internetowej Niebieskiej Linii w zakładce Pomoc).
Szczególnie to wsparcie emocjonalne jest fundamentalne. Problemy z miejscem, do którego miałaby nastąpić wyprowadzka są zwykle mniejsze, niż emocjonalne wytrwanie w postanowieniu odejścia. Kluczowe jest, byś w takiej sytuacji nie była sama. By był z Tobą ktoś, z kim przejdziesz przez ten proces zmian.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuję za odpowiedź. Osobą która mnie wspiera, i namawia do odejścia jest moja mama. Mogę na nią liczyć zarówno jeśli chodzi o wsparcie psychiczne jak i finansowe. Najgorszy dla mnie jest ten pierwszy krok. Nie mogę się zdobyć, za dużo myśli, obaw i wszystkiego we mnie tkwi.. Ciągle mam nadzieję, że będzie lepiej, że wszystko się ułoży.. choć w głębi duszy wiem, że to się nie stanie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, sami512100 napisał:

Najgorszy dla mnie jest ten pierwszy krok. Nie mogę się zdobyć, za dużo myśli, obaw i wszystkiego we mnie tkwi..

Dlaczego ten pierwszy krok jest dla Ciebie najgorszy? Jakie masz obawy? Jakie myśli Cię przytłaczają?
Co sądzisz o pomyśle, byś udała się do lekarza po leki, które by nieco przytłumiły natłok myśli i pomogły Ci znaleźć w sobie energię do działania?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję się konsekwencji zerwania umowy w mieszkaniu które wynajmuje. Boję się że syn będzie miał utrudnione kontakty z ojcem ze względu na odległość. 1-2 razy w miesiącu to bardzo mało dla takiego dziecka. Tato jest dla niego całym światem, kąpie go, robi mu w nocy mleko,bawi się z nim. Taki sam dobry kontakt ma z babcią.  Na jej widok cieszy się i bardzo lubi do niej chodzić. Z moją mamą niestety nie ma takiego dobrego kontaktu, widział ją 3 razy w życiu dla niego jest obcą osobą... Boję się, że bedziemy musieli sądownie ustalić kontakty bo ojciec oskarży mnie o zabranie mu dziecka. Boję się, że nie dam rady finansowo, wynająć mieszkania, znaleźć pracę, żłobek dla dziecka... i na końcu boję się samotności, tego, że nikt mi nie pomoże przy dziecku, że nie będę mieć do kogo się odezwac. Moj obecny partner jest jaki jest, raz jest lepiej raz gorzej, ale zawsze w sprawach związanych z dzieckiem mogę na niego liczyć..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Próbuję sobie wyobrazić, jaki jest ojciec Twojego dziecka... i ten obraz wydaje mi się niespójny. Z jednej strony wzorowy ojciec, a z drugiej mężczyzna stosujący przemoc wobec matki własnego dziecka.:classic_blink: Czy Twój partner i jego matka są mili wobec tych, którzy się z nimi zgadzają (lub pozostają pod ich wpływem, jak Wasz małoletni syn), a przemocowi wobec tych, którzy mają odmienne zdanie (jak Ty)?
Jeśliby o to chodziło, to co będzie za kilka, kilkanaście lat, gdy syn będzie na tyle duży, by w trakcie naturalnego rozwoju sprzeciwiać się ojcu i babci (choćby w okresie "buntu dwulatka", czy później w czasie dojrzewania)? Też będzie terroryzowany psychicznie, byleby tylko uległ woli silniejszego (ojca)?:classic_blink:
W tym ujęciu niżej bym oceniał wartość pomocy Twojego partnera przy dziecku... bo ona może być bardzo kosztowna w dłuższej perspektywie; zarówno dla Ciebie, jak i syna.

Sądzę, że kwestie bytowe i finansowe będą mniej groźne, gdy weźmie się pod uwagę pomoc Twojej mamy. Z resztą, jak wcześniej pisałem, pomóc mogą również organizacje pozarządowe, ludzie dobrej woli. W ślad za tą pomocą zazwyczaj idzie też obecność przychylnych ludzi, więc mniej realna staje się obawa o brak rozmów z drugim (i co ważne: życzliwie nastawionym) człowiekiem. Poza tym to nie jest tak, że w nowym miejscu nie nawiążesz nowych znajomości. Nawiążesz. Szczególnie, że będą ku temu okazje poprzez kontakty z rodzicami innych dzieci ze żłobka, przedszkola i szkół. Z pracą może być trudniej (zależnie od tego, jakie posiadasz umiejętności i wykształcenie), ale również nie jest to problem, którego nie dałoby się rozwiązać (w jej znalezieniu również pomoc mogą zaoferować ludzie dobrej woli i w/w organizacje).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za Twoje wsparcie, to co piszesz ma sens i pomaga mi ułożyć sobie w głowie, że jest nadzieja i szansa, że dam radę.

Ciężko mi zrozumieć zachowanie partnera. Gdy jest dobrze, nie mamy problemów to jest super. Pomoże w zakupach, w sprzątaniu, gotowaniu. Lecz gdy mamy jakiś problem nie potrafimy o tym rozmawiać. Czuję, że mnie nie słucha i nie rozumie. Nie jest chętny żeby rozmawiać i wyjaśnić sobie sytuację. Woli przemilczeć i zamieść problem pod dywan, co powduje u mnie chęć wykrzyczenia co myślę i doprowadza do awantury. Z tego co zaobserwowałam w jego domu, to jego ojciec jest podbny w zachowaniu do matki. Nie szanują się, potrafią się przy wspólnym posiłku wyzywać. Mój partner nie przepada za ojcem, jest dla niego nie miły, wręcz traktuje go z pogardą. Za to dla matki jest pełen szacunku i robi wszystko o co poprosi. Skoro ma takie zdanie o ojcu to dlaczego zachowuje się w naszym związku tak jak on? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To, co napisałaś coraz bardziej podkreśla Twoje wahanie a zarazem rzuca inne światło na całą sytuację, która nie jest dla mnie już tak bardzo jednoznaczna i czarno-biała. Stąd pojawia się u mnie myśl, czy alternatywą dla odejścia mogłaby być praca nad Waszym związkiem? Czy zdołaliście już spalić między sobą wszystkie mosty, czy może jednak byłoby jeszcze o co walczyć? Przy czym podstawowym i niezbędnym warunkiem dla pracy nad związkiem byłoby zaprzestanie przemocy. Bo dla niej nie ma żadnego usprawiedliwienia. Mogę się domyślać tego, dlaczego Twój partner zachowuje się w taki, a nie inny sposób, ale to będą wyjaśnienia, a nie usprawiedliwianie jego zachowania!

Czy uważasz, że oboje wyrazilibyście chęć pracy nad Waszym związkiem, przy jednoczesnym zaniechaniu ranienia siebie? Czy chcielibyście nie tylko pójść na terapię par, ale przede wszystkim wziąć na siebie odpowiedzialność pracy nad sobą i nad Waszą relacją? Czy byłabyś gotowa zmienić swój sposób komunikowania się w związku, by to nie było dotkliwe dla partnera? I czy on byłby gotów zmienić swój sposób komunikacji, by to nie raniło Ciebie?

Podejrzewam, że Twój partner może chcieć milczeć i zmiatać problemy pod dywan, bo nie czuje się dość komfortowo, by stawić im czoła. Na ten brak komfortu może składać się kilka czynników. Np. "stereotypowe" męskie nie mówienie o własnych uczuciach (bo to rzekomo "niemęskie"), potrzebach i oczekiwaniach; atmosfera nadchodzącej awantury pomiędzy Wami, która może wydawać mu się większym złem, niż konfrontacja z problemami (a takie wartościowanie może wynikać z tego, na co się napatrzył przez lata w relacji jego rodziców - ciągłych kłótni, w których nie brak wyzwisk i wzajemnego ranienia siebie); zarazem może mu być trudniej otworzyć się przed Tobą, skoro potrafisz wiele wykrzyczeć w emocjach (a wtedy on nie pozostaje dłużny, co jak wspomniałem, nie usprawiedliwia przemocy); wreszcie, przemocowe wzorce komunikacji wyniesione z domu rodzinnego (bo on też doświadczał przemocy na sobie ze strony rodziców, a teraz być może nieświadomie je powiela), czyli błędne przekonania typu "rozwiązywanie problemów polega na wykrzyczeniu ich drugiej stronie" lub "racje ma ta strona, która bardziej zgnębi drugą", lub "rację ma zawsze silniejszy".
Dla niego to milczenie może być taktyką na nieprowokowanie kłótni, na to by w Waszym związku nie było awantur, jak pomiędzy jego rodzicami. Ale jak widać, ta taktyka jest nieskuteczna. On w takich wzorcach komunikacji w związku wyrósł, może nie zna innych i dlatego w tym tkwi. Z resztą, nie inaczej jest z Tobą. 🙂 Również tkwisz w pewnych wzorach komunikacji w związku. Dlatego też jego milczenie odczytujesz jako sygnał niezrozumienia, a może wręcz czujesz się ignorowana. I to powoduje w Tobie takie nagromadzenie emocji, że wręcz eksplodujesz krzykiem... co on może odbierać jako urzeczywistnienie jego koszmarów z dzieciństwa - związku tonącego w awanturach, we wzajemnym ranieniu się.

Twoja reakcja na jego milczenie też coś o Tobie mówi. Czy nie jest tak, że kiedyś sama doświadczałaś na sobie lub widziałaś jak raniące jest ignorowanie? Może milczenie partnera budzi w Tobie również jakieś "demony przeszłości" i dlatego emocje w Tobie tak bardzo kipią, że chcesz je z siebie wykrzyczeć?

Podejrzewam, że wzajemnie nieświadomie gracie na własnych delikatnych strunach i stąd te awantury. W efekcie pewnie nawet nie kłócicie się już o to co "tu i teraz" między Wami, a o to, że nieświadomie wzajemnie sypiecie sobie sól na niezaleczone rany z przeszłości.

Kluczowe jest tutaj pytanie czy w dalszym ciągu faktycznie jest co ratować pomiędzy Wami? Niestety nie napawa optymizmem to, w jaki sposób on traktuje ojca. Ta pogarda to też forma przemocy. Może ona wynika z podświadomej niechęci "jestem taki, jak ojciec, uosabiam te same <<niekorzystne>> cechy, więc nim gardzę" (a zarazem zachowuje się tak samo, bo nie zna innych wzorców męskości)? A może gardzenie ojcem wynika z chęci przypodobania się matce, która być może jest silniejszym charakterem w tej rodzinie i Twój partner "trzyma stronę silniejszego"? Niezależnie od wszystkiego, ta pogarda nie wróży niczego dobrego dla nikogo.
Gdybyście mieli ratować Wasz związek, to niezbędne byłoby wyzwolenie się spod wpływu jego rodziców, czyli wspólne wyprowadzenie się z dala od nich (ale jak napisałaś, Twój partner tego nie chce?). Bo to mało realne, byście mogli nauczyć się zdrowej komunikacji w Waszym związku, skoro jego rodzice wciąż wywieraliby na Was swój destruktywny wpływ.

A jak wyjść z tych wzorców szkodliwej komunikacji? No właśnie: w jaki sposób partner miałby zachowywać się w sporze, byś nie czuła się niesłuchana, nierozumiana i ignorowana? Czego po nim oczekujesz przy rozwiązywaniu problemów? I w drugą stronę pytania, do partnera: jak Ty miałabyś się zachowywać w sporze, by partner zamiast uciekać w milczenie, chciał rozmawiać? Czego on oczekuje po Tobie przy rozwiązywaniu sporów?

Warto byłoby Wam udać się przynajmniej na terapię par (napisałem "przynajmniej", bo niezależnie od niej tak Tobie, jak i jemu przydałaby się terapia indywidualna, byście pozbyli się wpływu przemocy na Wasze życie, bo oboje jesteście w nią uwikłani). Tyle tylko, że żadne z Was nie powinno tam iść z nastawieniem "teraz to ten terapeuta odpowiednio jego/ją ustawi" - to nie na tym polega. Idąc tam powinniście się nastawić na pracę nad sobą, której celem byłoby nauczenie się porozumiewania ze sobą.

Niezależnie od tego, jaką decyzję podejmiesz: czy walczyć o związek, czy jednak odejść, to sądzę, że byłoby dla Ciebie korzystne wejrzenie w głąb siebie, by poszukać przyczyn tego, że milczenie partnera wywołuje w Tobie tak burzliwą reakcję. A zarazem warto, byś sobie uświadomiła, że to milczenie niekoniecznie musi być ukierunkowane na Ciebie, bo może czasem jest "jakąś" reakcją obronną, jakimś utrwalonym sposobem reagowania na problemy, na stres, na kłopoty.
Warto to zrobić tak dla przyszłości obecnego związku, jak i ewentualnego kolejnego. Bo jednak milczących mężczyzn jest sporo i nie tylko ten mógłby wywoływać swoim milczeniem tak silne emocje w Tobie. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podczas ostatniej rozmowy wyszedł taki temat, że potrzebujemy pomocy specjalisty, bo sami nie damy rady dojść do porozumienia. Może pomoc mediatora byłaby w tej sytuacji dobrym rozwiązaniem. Warto myślę spróbować, pomimo tych wszystkich obaw, będę mieć pewność, że zrobiłam wszystko aby ratować związek.

Nigdy nie myślałam o tym, że jego zachowanie może mieć związek z tym jak się wychował. Kilkakrotnie też próbowałam wypytać o jego relacje rodzinne, niestety nie chciał nigdy na ten temat rozmawiać.

Co do wyprowadzki, jego kategorycze nie, zamieniło się w "nie wiem" i "muszę to przemyśleć". Dla mnie to już nadzieja, że może uda się go namówić i spróbować.

Jeśli chodzi o mnie, to nigdy tego nie powiązałam, ale moj poprzedni związek (z którego do tej pory szczerze mówiąc się nie wyleczyłam) wlasnie tak wyglądał. Moje prośby o uwagę, ignorancja partnera w efekcie czego powiedzialam że już go nie kocham (co nie było prawdą), co spowodowało, że wyprowadził się i nie chciał mieć już więcej nic wspólnego. Do tego doszła też zdrada, ponieważ nie mogłam sobie poradzić z naszymi problemami. Mimo, że minęło już tyle lat, dalej nie pogodzilam sobie z tamtym rozstanieniem i nie wybaczylam sobie tego błędu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samo to, że oboje rozmawiacie o tym, co się pomiędzy Wami dzieje, jest dobrym prognostykiem. Pokazuje, że Wam obojgu zależy, że dostrzegacie ile możecie stracić na rozpadzie Waszego związku, że dostrzegacie potrzebę pomocy z zewnątrz. Dlatego również uważam, że warto podjąć starania dla ratowania związku. Z tym, że fundamentalne jest zaprzestanie zachowań przemocowych.

Odnośnie pomocy mediatora... uważam, że potrzebujecie więcej, niż mediacji. Bo nie tylko potrzeba Wam porozumienia, ale również potrzeba Wam nauczenia się, jak to porozumienie wspólnie wypracowywać. A taką możliwość oferuje terapia par. Sama piszesz, że dochodzi do porozumienia pomiędzy Wami w niektórych sytuacjach, więc są sytuacje, w których je wypracowujecie. A docelowo potrzeba Wam nauczyć się porozumiewać w taki sposób zawsze.
Mimo to, sami z siebie możecie dostrzec, dlaczego w jednych sytuacjach potraficie się dogadać, a w innych jest awantura. Co różni te sytuacje? W jaki sposób komunikujecie się ze sobą w jednych, a w jaki w drugich? Co w Waszych sposobach komunikowania działa, a co nie?

Niechęć partnera do mówienia o relacjach rodzinnych również jest wymowna. Widać, że to delikatna sfera dla niego. Może nie chce wracać myślami do tego, co było. A może nie chce o tym mówić, byś nie postrzegała go przez pryzmat tego, co przeszedł (bo może np. obawia się litości z Twojej strony? albo stygmatyzacji, etykietowania?).
W każdym razie, jeśli sam nie zechce Ci o tym powiedzieć, to Twoje naciskanie może przynieść skutek odwrotny od zamierzonego. Aczkolwiek korzystne byłoby dla niego, by przynajmniej na terapii to przepracował, bo jest wysoce prawdopodobne, że to, co kiedyś przeszedł, wpływa na to, co się z nim dzieje obecnie.

Jesteś w stanie wskazać, co mogło spowodować zmianę nastawienia partnera do przeprowadzki? Bo to też cenne, że dostrzega niekorzystne aspekty mieszkania w tym miejscu. Wg mnie warto mu dać ten czas do namysłu. Dzięki temu powinno Wam być łatwiej dojść do konsensusu.

Jest wysoce prawdopodobne, że wcześniejszy rozdział Twojego życia (poprzedni związek) rzutuje na to, jak funkcjonujesz w obecnej relacji. Może podświadomie "testujesz" milczącego partnera tym wykrzyczeniem emocji: "odejdzie jak poprzedni, czy nie"? (A takim "testowaniem" można zamęczyć każdego, więc prędzej czy później taki "test" okazuje się samospełniającą się przepowiednią. :classic_wacko:) A może "testujesz" również sama siebie: "czy zareagujesz tak samo, jak wtedy, czy jednak nie"?

Jednocześnie łączy Was również to, że gdy źle się dzieje w związku, to szukacie ukojenia poza nim. Jednak nie chodzi tu o specjalistyczną pomoc, a o poszukiwanie "czegoś" (poczucia zrozumienia, czułości, bliskości?) w innych relacjach. To odkrycie nie napawa optymizmem z punktu widzenia trwałości związku (i ewentualnych kolejnych), ale jednak wskazuje na to, że reagujecie podobnie na kłopoty w związku - poszukujecie ukojenia dla własnych emocji, zamiast szukać rozwiązań dobrych dla związku.

Zarazem coraz wyraźniej widać, że każde z Was z osobna miałoby nad czym pracować na indywidualnej psychoterapii, niezależnie od terapii par. Na tych terapiach możecie przede wszystkim zyskać. Bo nawet, jeśli na jakimś etapie podejmiecie decyzję o rozstaniu, to dzięki terapiom będziecie mogli lepiej funkcjonować w kolejnych związkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewien czas było w miarę dobrze, a wczoraj gdy chciałam podjąć temat wyprowadzki, naszych problemów to znów wybuchła awantura. Ma mnie gdzieś, mówi że nigdzie się nie wyprowadzi a jesli ja to zrobię zgłosi wszędzie w urzedach aby zabrali mi zasilki na dziecko. Popłakałam się z tego wszystkieo to jeszcze mnie okrzyczal żebym nie ryczała i że mam być cicho. Jeszcze mieliśmy jechac w święta wielkanocne do moich rodziców bo przez prawie 3 lata naszego zwiazku jeszcze nigdy tam nie byl zawsze jest wymowka i teraz też mówi że nie pojedzie bo nie dostanie wolnego.  Chcę pojechac sama z dzieckiem do rodzicow i nie wiem czy tu wrócę. Mam dość tego związku, nie czuję się kochana chociaz on caly czas mowi ze mnie kocha. Tylko mówi. Wiem że jak się wyprowadze to tez nie będzie mi latwo samej z dzieckiem. Moge zamieszkać u babci ale w tej wiosce jest problem z pracą. Kilka miesięcy mogę tak mieszkac ale nie wiem co dalej. Nie bedzie mnie stac aby wynajac mieszkie w miescie, nawet jak znajdę pracę a dziecko dam do zlobka to co w sytuacjach gdy bedzie chore, jak bede brac w pracy l4 to mnie zwolnią.. a babcia nie przyjedzie bo do miasta ma daleko, rodzice tez pracują. Boję się tego wszystkiego chociaż w glebi duszy bardzo chcę się od niego uwolnić i zacząć w koncu normalnie żyć..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×