Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak uratować moją młodość?


Bub

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie,

 

dawno tu nie pisałem. Jestem obecnie w jednym z najgłębszych dołów, w jakich kiedykolwiek byłem. Jestem u progu bezdomności, jestem bardzo samotny i właśnie odebrano mi kolejną iskrę wiary, że kogokolwiek obchodzę. A było to tak:

 

Ponad rok temu przeszedłem pierwszą terapię grupową. Poza trudnymi pierwszymi dniami, poszła gładko - ukończyłem ją. Skierowano mnie na kolejną. Tutaj już był problem, bo wpadłem w kryzys i przez 3 czy 4 dni nie pojawiłem się na terapii, nie dając znaku życia. Wypisano mnie z terapii i nie zaproponowano alternatywy. Zapisałem się na kolejną, znów konsultacje wstępne, miesiące czekania na wizytę u lekarza - standard. Powiedział mi, że jego zdaniem terapia grupowa nie wystarczy i skierował mnie do szpitala psychiatrycznego na oddział zaburzeń osobowości. Zapisałem się do szpitala na konsultację, termin za ponad pół roku. Minęło ponad pół roku, idę na pierwszą konsultację. Kwalifikują mnie na drugą, stamtąd na trzecią, a w końcu na czwartą. Cały proces trwa prawie 3 miesiące. Na czwartej mówią mi, że ich zdaniem się nie kwalifikuję, bo struktura mojego ego i skłonności do myślenia psychotycznego mogłaby źle znieść tak intensywne przebywanie w społeczności. Powiedzieli, że wskazana jest terapia w trybie ambulatoryjnym. Byłem tym załamany i wściekły. Mój stan trwa prawie całe moje życie i uniemożliwia mi normalne życie wśród ludzi, bo przez trwające latami traumy z dzieciństwa jestem pełen mechanizmów obronnych, lęków i właśnie skłonności psychotycznych.

 

Tutaj pojawia się moje pytanie: czy coś ze mną nie tak, że jestem zły w takiej sytuacji? Dlaczego musiałem zmarnować kolejne miesiące na rekrutację do tego szpitala? Po co skierowali mnie do szpitala, skoro niby się nie nadaję? Mój stan od tamtego czasu się nie zmienił, osłabła jedynie moja zdolność do pracy i interakcji z rzeczywistością, bo więcej się izoluję. Czy rzeczywiście lepsze jest odesłanie pacjenta do domu z puentą "radź sobie pan" niż przyjęcie na oddział? Wreszcie czy uzasadnione jest moje poczucie znieczulicy? Mówiłem na konsultacjach o myślach samobójczych, o niemocy, o perspektywie braku środków na mieszkanie (która już jest faktem), a nikt tam nie zechciał nawet ze mną porozmawiać. Po konsultacji ze łzami w oczach powiedziałem panu, który tę konsultację prowadził, że nie wiem, co mam robić dalej. On zapytał tylko "Ja mam panu mówić, co pan ma robić?", odwrócił się i poszedł. Wydaje mi się, że za takie zachowanie powinno się być karanym, ale może znowu coś mi się wydaje. Najgorsze jest to poczucie, że im naprawdę nie zależy na pacjencie. Wydają te decyzje jak o worku ziemniaków, wolą iść na kawkę niż porozmawiać z płaczącym pacjentem.

 

I znowu wróciłem do punktu wyjścia. Nikt mnie nie chce, przepychają mnie z jednego miejsca do drugiego. Za kilka lat stuknie mi 30-tka, a ja nawet nie marzę jeszcze o zawarciu związku. Póki co marzę o tym, żeby móc swobodnie funkcjonować wśród ludzi, bez natrętnych myśli. Co robić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wygląda na to że trzeba dalej próbować. Znieczulica była jest i będzie, no i jak to mówią brak dobrej woli tych wszystkich ludzi z którymi miałeś do czynienia.

A poddać się i robić coś głupiego to chyba nie najlepszy sposób. Też byłbym zły a raczej wk*rwiony na oszołomstwo no ale to nic nie daje. Nie wiem, próbuj dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×