Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczna miłość


michał13

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie, chciałbym poprosić was o pomoc i poradę, co mam dalej zrobić z sytuacją, w której znalazłem się.

 

Dwa i pół roku temu poznałem przez internet dziewczynę, miałem wtedy 19 lat. Po miesięcznej wymianie wiadomości i rozmowach telefonicznych postanowiliśmy się spotkać. Mieszkaliśmy w różnych miastach, oddalonych od siebie o bagatela 250 kilometrów. Stwierdziłem, że zrobię sobie wakacje i pojadę do niej na tydzień w góry. Świetnie bawiliśmy się, codziennie spędzaliśmy ze sobą czas. Zrobiliśmy następny krok - związek, pewnie to był błąd, ale kompletnie oszalałem na jej punkcie. Pokazała mi, że można inaczej żyć. Do tej pory byłem raczej mało towarzyskim chłopakiem, który uwielbiał przesiadywać godziny przed komputerem, grając w gry. Tydzień niestety szybko minął i musiałem wracać do domu. Przyjechałem do niej dwa tygodnie później na weekend. Jako, że się jeszcze uczyłem, nie stać mnie było na częstsze przyjazdy. Załapałem się na rozdawanie ulotek po szkole, żeby móc częściej do niej jeździć. Zaplanowałem sobie przeprowadzkę po ukończeniu ostatniej klasy i zdaniu matury. Dwa tygodnie później napisała, że to ciężkie, ale nie możemy razem być. I od tego czasu zaczął się mój koszmar. Zamiast wziąć się w garść i zapomnieć o niej, to...

 

Popadłem w depresję. Przestałem chodzić do szkoły. Budziłem się, sięgałem po tablet i resztę dnia spędzałem w łóżku grając i co chwilę wybuchając płaczem. Czułem się wtedy kompletnie bezsilny i nagle, z dnia na dzień, moje życie straciło dla mnie sens. Pojawiły się myśli samobójcze. Od czasu do czasu spotykałem się z przyjaciółką, która próbowała postawić mnie na nogi rozmowami, ale nie pomagało. Trwało to miesiąc. Nie wytrzymałem i postanowiłem skończyć ze sobą. Pojawiła się chora myśl, że muszę to zrobić właśnie w jej mieście, żeby ostatni raz ją zobaczyć, porozmawiać. Napisałem list pożegnalny i wsiadłem wcześnie rano w pociąg. Nikomu o tym nie powiedziałem, nawet przyjaciółce. Zapomniałem tylko, że wcześniej umówiłem się z nią. Nie odbierałem telefonów, znała stan, w jakim wtedy się znajdowałem. Powiadomiła o tym szkołę, szkoła ojca, ojciec policję. Nieświadomy tego, byłem kompletnie zrezygnowany i jechałem z myślą, że już do domu nigdy nie wrócę. Stało się inaczej. Spotkałem się z byłą dziewczyną, dowiedziałem się, że szuka mnie policja w dwóch miastach. Krótko po tym (było już późne popołudnie), znaleźli mnie. Przewieziony zostałem do szpitala psychiatrycznego, gdzie psychiatra stwierdził zaburzenia emocjonalne oraz umiarkowaną depresję. Spytali, czy chcę zostać w szpitalu, odpowiedziałem, że oczywiście, że nie.

 

Podczas drogi do szpitala zrozumiałem, że teraz wszyscy będą uważać mnie za wariata. Ona tym bardziej. Wróciłem do domu, starałem znów stanąć na nogi, tym razem z lepszym skutkiem. Nie porzuciłem jednak planów przeprowadzki i powrotu do tej Jedynej. Nadal jednak nie potrafiłem bawić się na imprezach, tylko siedziałem gdzieś w kącie myśląc, co ona robi i czy ona o mnie myśli.

 

W końcu nadszedł dzień przeprowadzki. Zebrałem kilku najbliższych znajomych i razem pojechaliśmy na wakacje, szukałem też mieszkania. Zrobiliśmy imprezę, na którą przyszła Ona. Porozmawialiśmy, postanowiliśmy spróbować jeszcze raz. Kilka razy przyłapałem ją na tym, że flirtuje ze swoimi byłymi, umawiała się na spotkania z innymi facetami. Wybaczałem. Wybaczałem też to, że często znajomi byli dla niej ważniejsi ode mnie, że rzadko kiedy okazywała mi uczucia. Przez 6 miesięcy naszego związku rozeszliśmy się ze 3 razy. Za każdym razem jednak wciąż mówiłem do siebie w myślach, że wcześniej wróciła, teraz prędzej czy później też wróci.

 

Po kilku miesiącach zdałem sobie sprawę, że to nie ma sensu. Chciałem ułożyć sobie życie z kimś innym. Poznałem inną dziewczynę, próbowałem ją pokocha, ale w podświadomości ciągle myślałem o Niej. Siedząc z aktualną dziewczyną, przypominałem sobie, jak dokładnie to samo robiłem z ex. Próbowałem to zdusić w sobie, bez skutku. Potraktowałem ją strasznie, do dzisiaj mam wyrzuty sumienia. Niestety nie udało mi się pokochać kogoś innego. Los chciał, że pewnego dnia spotkałem ją. To było naprawdę ciężkie. Kiedy jej nie widywałem, było w miarę ok, ale kiedy ją zobaczyłem, serce mało co mi nie stanęło w miejscu. No i znowu zaczęło się. Zaczęliśmy spotykać się, spędzać razem czas. Znów było tak jak kiedyś.

 

Pod koniec października znów wróciliśmy do siebie. Postanowiłem, że będę z nią rozmawiał o wszystkim, co czuję, o wszystkich wątpliwościach i będę starał się wspólnie je rozwiązywać. Do tej pory bardzo często nie potrafiłem pohamować swoich emocji i mówiłem coś, czego później żałowałem. Albo wychodziłem, trzaskając drzwiami. Pierwsze 2 miesiące były cudowne. Było tak, jak to sobie zawsze wyobrażałem. Widziałem, że zmieniła się. Dwa tygodnie temu coś pękło. Zaczęła zachowywać się tak samo jak kiedyś, strasznie dziecinnie. Zamiast porozmawiać o problemie, czy powodzie kłótni, mówi, że nie ma czasu lub że nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Jej przyjaciółka próbowała rozbić nasz związek. Co prawda, ograniczyła z nią kontakt, ale ostatnio znowu zaczęła się z nią spotykać. I od tego czasu wszystko zaczęło się psuć. Na początku spotykaliśmy się codziennie, liczyła godziny i pytała dlaczego tak późno przyjechałem. Teraz mówi, że ma swoje życie oprócz mnie i że 'nie musimy przecież spotykać się codziennie' (cytat). Dawniej z jej znajomymi spotykaliśmy się codziennie, teraz podobno jej 'znajomi za mną nie przepadają'. Fakt, też zmieniłem się. Spoważniałem. Zacząłem na poważnie myśleć o pieniądzach, mam firmę. Przestały bawić mnie niektóre szczeniackie, za przeproszeniem, żarty. Teraz, kiedy ona bawi się dobrze ze swoimi znajomymi, ja siedzę w domu, bo nie mam do kogo wyjść. Wszystkich znajomych zostawiłem w swoim rodzinnym mieście. Tutaj ciężko mi nawiązać nowe znajomości, nie mam zwyczajnie gdzie. Druga sprawa, większość do tej pory poznanych tu osób okazała się fałszywa. A co mi po takich znajomych? Mało tego, znów nakryłem ją na próbie umówienia się z innym facetem. Powiedziała mu, że nie wie, czy mnie kocha. Podczas dzisiejszej rozmowy powiedziała, że próbowała wcześniej się zmienić, ale strasznie ją to męczyło. Że nie potrafi i nie chce jeszcze dojrzeć do poważnego związku. Jakoś tydzień przed tym wszystkim spytałem ją, czy jest szczęśliwa, powiedziała, że tak. Dzisiaj mówi, że nie, że co miała innego wtedy odpowiedzieć?

 

Uzależniłem się od tej dziewczyny. Podporządkowałem swoje życie do niej. Wszystko, co robię od 2,5 roku, robię z myślą o nas. Jak to zmienić? Nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że swoją przyszłość mogę związać z kimś innym. Próbowałem, nikt inny dla mnie się nie liczy, nieważne, jak bardzo dana osoba byłaby idealna. Jak pomóc jej dojrzeć do poważnego związku małymi krokami? Jak uniezależnić się psychicznie od drugiej osoby? Jak znaleźć prawdziwych przyjaciół? Mam nadzieję, że pomożecie mi odpowiedzieć na te pytania i przepraszam za tak długi tekst, ale chciałem, żebyście (i tak) mniej więcej poznali okoliczności tego związku, bo jest bardzo skomplikowany i burzliwy. Dziękuję za pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam bardzo podobny związek. To co czujesz nie jest już miłością a uzależnieniem....

Totalnie się od siebie uzależniliśmy ale chory układ, który sobie stworzyliśmy odpowiadał nam obojgu bo wypełniał nasze emocjonalne luki. To co mi pomogło to terapia - przegadanie błędów tego związku i odcięcie się. Bardzo dużo mnie to kosztowało. Chęć zadzwonienia, napisania czy spotkania się jest ogromna. Po rozstaniu nawet stworzyliśmy układ, który wymuszał na nas spotkania co miesiąc... teraz i to przerwę i w końcu będzie mógł zniknąć z mojego życia bo inaczej ja nie ułożę sobie swojego.

 

Ten związek wyniszcza Was oboje i tak jak z alkoholem czy narkotykami trzeba zdecydować się na odstawienie.

 

I wiesz co? Mimo bólu, upokorzeń i lęków, które przyniosło mi to rozstanie to uważam, że to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć.

Może ogarniają mnie czasem wspomnienia i żal ale mogę w końcu normalnie funkcjonować bez myślenia non stop o nim i podejmowaniu swoich decyzji kierując się jego dobrem a nie swoim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×