Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dubel


donttryknowwhoiam

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry. Od roku + parę miesięcy uczęszczałem na psychoterapię (nurt psychoanalityczny - ....tak wiem...). Dzisiaj dowiedziałem się, że wszystko na świecie kosztuje. Również pomoc. Bez pieniędzy można co najwyżej nie humanitarnie odebrać sobie życie (humanitarnie = kosztuje). Więc gdy po roku zostaje się na dnie bez żadnych perspektyw (to nie jest wniosek wysnuty przez pryzmat depresji - napisał człowiek w depresjii), pozostaje szczeznąć, zgnić w ciemności i pozwolić się społeczeństwu zutylizować jako nie istotne wadliwe ziarnko na plaży która się bez niego obędzie. Tak się składa, że cała otoczka manipulacja zwana ładnie dla niepoznaki "relacją terapeutyczną", udawana mistrzowsko (niestety jestem jestem lepszym psychoanalitykiem od mojej terapeutki - i chyba tutaj przyczyna smutnego końca) empatia przestaje mieć miejsce gdy trzeba się zmierzyć z rzeczywistością z ekonomią. Więc taki właśnie morał otrzymałem po tym (nie zbyt długim) czasie trwania terapii.

 

To jest deprymujący, smutny jak mały kościsty bambusek umierający na HIV w afryce bez wody wniosek którym chciałem się podzielić.

 

Wyjaśnię tylko parę rzeczy na swój temat (oczywiście dzida w oko temu kto myśli, że jestem atencyjnym nastolatkiem, czy innym tego typu cipowatym tworem). Więc ogólnie nienawidzę psychiatrów, psychologów a niedługo pewnie wszystkich lekarzy. Gardzę farmakologią którą zarzuciłem po wstrząsie anafilaktycznym spowodowanym lekiem zapisanym mi przez psychiatrę po gruntownej z jego (jej) strony minutowej analizie mojego przypadku (ogólnie ta osoba "umyła później ręce" szantażując mnie koniecznością odsiadki w znienawidzonym przezemnie szpitalu). Tak mialem krótką odsiadkę (2 miesiące?) po tym jak zagłodziłem się na śmierć (no finalnie mnie odratowali lub raczej narazili na męki w tym padole w którym mogę być tylko kupą mimo aspiracji bycia bogiem), popadlem w psychozę inne pierdoły, manie i ogólny brak kontaktu z rzeczywistością + lekomania + brak przyjmowania pokarmów) Ogólnie leki i tak sprawiały, że zająłem się imprezowaniem, zabawą na okrągło nie robiąc nic perspektywicznego nie pracując, nie poszerzając horyzontów (nie licząc zgłębiania tajników świata narkotyków dilerów, ćpunów (pozdrawiam starych "przyjaciół"), zer mentalnych itp. ) wszystko mnie cieszyło jak idiotę. Od 3-4 lat staczam się coraz bardziej, spaliłem wszyskie mosty, nie rozmawiam/widuję żadnych ludzi oprócz sporadycznie rodziny (hikikomori) nie interesuje mnie rozmowa z ludźmi których pragmatyzm mnie dobija, którzy nie nie potrafią doścignąć mojej myśli. No i tak stopniowo rodziła sie we mnie melancholija i obecnie jest dno.

 

Oprócz tego brak pracy, niezdolność do pracy, brak perspektyw zawodowych tak czy siak. Obecnego stany nie bedę opisywał ale ogólnie to ambiwalentna mieszanka objawów z takich gatunków jak np. nerwica, dysocjacja, eskapizm, odrealnienie, depresja, jakieś napady różne i w zasadzie dużo syfu, totalna wegetacja, apatia, jedyny cel życiowy to wskoczyć pod prysznic i potem iść leżeć w łóżku w nadzieii na sen. Poleciała mi znowu waga do 66kg(200cm wzrostu). O problemach neurologicznych nie mówię (jakieś paraliże połowy mordy i ciała) bo neurolog wysnuł hipotezę, że duża część neurologicznych objawów może być psychogenna, zapisał mi anty psychotyczne pierdoły, antydepresyjne itp. więc...więc przestał być moim neurologiem.

 

Mieszkam w domu rodzinnym (a jakże w mojej sytuacji) który jest pewnie genezą moich problemów (patologia, pojebany Ojciec który pewnie został przykro doświadczony przez swojego ojca, co nie zmienia faktu, że jest nie normalny, na przemian agresywny i nie agresywny, ogólnie wariat z wianuszkiem zaburzeń osobowości etc) . Niby dom w którym mieszkam to nie melina pijacka a mimo to alkoholizm wystepuje. Matka jest uciemiężoną męczennicą, kurą domową której mi szkoda. Siostra się wyniosła na szczęście (dla niej). Ja takiej możliwości nie mam. Od dzieciństwa byłem izolowany od ludzi, pójście do szkoły koszmar. Całe życie tiki nerwowe etc. Ogólnie problemy prześladowanego p^zdowatego outsidera. Później błąd lekarski zapalenie otrzewnej komplikacje trzy operacje depresja i chujnia i tak 10 lat minęło.

 

Ogólnie całe moje życie to pasmo żałości i porażek, więc nie dziwię się sam sobie, że jestem przepełniony psychopatologiami i innymi zaburzeniami osobowości i jednostkami chorobowymi. Tylko, że w sytuacji gdzie jestem prawie , że autystyczny nie potrafię się otworzyć (hic) być blisko z drugim człowiekiem przez przypadek (a raczej alement patologii mojej osoby) jakoś zaczałem po załamaniu nerwowym kolejnym uczęszczać do mojego terapeuty (terapeutka). Pech chciał, że ona kosztuje. Nie widzę możliwości kontaktu z NFZetowymi "specjalistami" czy innymi burakami których znam, a których nie poważam. Zresztą w moim mieście nie ma psychoterapeuty w ramach NFZ.

Pomijam mieszane odczucia (pogarda, ciekawość) odnośnie psychoterapii.

 

Mimo to, mimo męki emocjonalnej, ciągłych napadów z mojej strony na terapeutkę opponowania etc (nie nie uważam tego za mechanizmy obronne po prostu nie przedstawia logicznych spójnych danych, jak już pisałem byłbym lepszym psychologiem, manipulatorem od niej) zwyczajnie nie mam po co wstawać już z łóżka... Pomijam zauroczenie (zakochanie?) bo to chyba odczuwam jako zaburzona jednostka nie rozumiąca swoich uczuć, zazwyczaj czująca tylko sztampową (jak na to forum) pustkę. Ale mimo, że jej nienawidziłem momentami, ambiwalentnych uczuć to jest śliczną, słodką, seksowną istotką o kojącym głosie.

 

Ogólnie to pozostaje mi zdać się na nastanie halucynacji i uroić sobie że wszystko jest i będzie dobrze. Dopóki nie zdechnę.

Więc wyszło chyba jednak atencyjnie? God dammit...

 

Więc ogólnie tyle odośnie psychoterapii mogę powiedzieć po pierwsze trzeba mieć kasę pod drugie trzeba posiadać potencjał intelektualny mniejszy od terapeuty.

 

:)

 

ADMINISTRATORze: Pasuję do zbyt wielu działów forum, ale wydaje mi się, że ten post/lament zamieszczam w odpowiednim dziale. Choć nie wiem po co go zamieszczam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry. Od roku + parę miesięcy uczęszczałem na psychoterapię (nurt psychoanalityczny - ....tak wiem...). Dzisiaj dowiedziałem się, że wszystko na świecie kosztuje. Również pomoc. Bez pieniędzy można co najwyżej nie humanitarnie odebrać sobie życie (humanitarnie = kosztuje). Więc gdy po roku zostaje się na dnie bez żadnych perspektyw (to nie jest wniosek wysnuty przez pryzmat depresji - napisał człowiek w depresjii), pozostaje szczeznąć, zgnić w ciemności i pozwolić się społeczeństwu zutylizować jako nie istotne wadliwe ziarnko na plaży która się bez niego obędzie. Tak się składa, że cała otoczka manipulacja zwana ładnie dla niepoznaki "relacją terapeutyczną", udawana mistrzowsko (niestety jestem jestem lepszym psychoanalitykiem od mojej terapeutki - i chyba tutaj przyczyna smutnego końca) empatia przestaje mieć miejsce gdy trzeba się zmierzyć z rzeczywistością z ekonomią. Więc taki właśnie morał otrzymałem po tym (nie zbyt długim) czasie trwania terapii.

 

To jest deprymujący, smutny jak mały kościsty bambusek umierający na HIV w afryce bez wody wniosek którym chciałem się podzielić.

 

Wyjaśnię tylko parę rzeczy na swój temat (oczywiście dzida w oko temu kto myśli, że jestem atencyjnym nastolatkiem, czy innym tego typu cipowatym tworem). Więc ogólnie nienawidzę psychiatrów, psychologów a niedługo pewnie wszystkich lekarzy. Gardzę farmakologią którą zarzuciłem po wstrząsie anafilaktycznym spowodowanym lekiem zapisanym mi przez psychiatrę po gruntownej z jego (jej) strony minutowej analizie mojego przypadku (ogólnie ta osoba "umyła później ręce" szantażując mnie koniecznością odsiadki w znienawidzonym przezemnie szpitalu). Tak mialem krótką odsiadkę (2 miesiące?) po tym jak zagłodziłem się na śmierć (no finalnie mnie odratowali lub raczej narazili na męki w tym padole w którym mogę być tylko kupą mimo aspiracji bycia bogiem), popadlem w psychozę inne pierdoły, manie i ogólny brak kontaktu z rzeczywistością + lekomania + brak przyjmowania pokarmów) Ogólnie leki i tak sprawiały, że zająłem się imprezowaniem, zabawą na okrągło nie robiąc nic perspektywicznego nie pracując, nie poszerzając horyzontów (nie licząc zgłębiania tajników świata narkotyków dilerów, ćpunów (pozdrawiam starych "przyjaciół"), zer mentalnych itp. ) wszystko mnie cieszyło jak idiotę. Od 3-4 lat staczam się coraz bardziej, spaliłem wszyskie mosty, nie rozmawiam/widuję żadnych ludzi oprócz sporadycznie rodziny (hikikomori) nie interesuje mnie rozmowa z ludźmi których pragmatyzm mnie dobija, którzy nie nie potrafią doścignąć mojej myśli. No i tak stopniowo rodziła sie we mnie melancholija i obecnie jest dno.

 

Oprócz tego brak pracy, niezdolność do pracy, brak perspektyw zawodowych tak czy siak. Obecnego stany nie bedę opisywał ale ogólnie to ambiwalentna mieszanka objawów z takich gatunków jak np. nerwica, dysocjacja, eskapizm, odrealnienie, depresja, jakieś napady różne i w zasadzie dużo syfu, totalna wegetacja, apatia, jedyny cel życiowy to wskoczyć pod prysznic i potem iść leżeć w łóżku w nadzieii na sen. Poleciała mi znowu waga do 66kg(200cm wzrostu). O problemach neurologicznych nie mówię (jakieś paraliże połowy mordy i ciała) bo neurolog wysnuł hipotezę, że duża część neurologicznych objawów może być psychogenna, zapisał mi anty psychotyczne pierdoły, antydepresyjne itp. więc...więc przestał być moim neurologiem.

 

Mieszkam w domu rodzinnym (a jakże w mojej sytuacji) który jest pewnie genezą moich problemów (patologia, pojebany Ojciec który pewnie został przykro doświadczony przez swojego ojca, co nie zmienia faktu, że jest nie normalny, na przemian agresywny i nie agresywny, ogólnie wariat z wianuszkiem zaburzeń osobowości etc) . Niby dom w którym mieszkam to nie melina pijacka a mimo to alkoholizm wystepuje. Matka jest uciemiężoną męczennicą, kurą domową której mi szkoda. Siostra się wyniosła na szczęście (dla niej). Ja takiej możliwości nie mam. Od dzieciństwa byłem izolowany od ludzi, pójście do szkoły koszmar. Całe życie tiki nerwowe etc. Ogólnie problemy prześladowanego p^zdowatego outsidera. Później błąd lekarski zapalenie otrzewnej komplikacje trzy operacje depresja i chujnia i tak 10 lat minęło.

 

Ogólnie całe moje życie to pasmo żałości i porażek, więc nie dziwię się sam sobie, że jestem przepełniony psychopatologiami i innymi zaburzeniami osobowości i jednostkami chorobowymi. Tylko, że w sytuacji gdzie jestem prawie , że autystyczny nie potrafię się otworzyć (hic) być blisko z drugim człowiekiem przez przypadek (a raczej alement patologii mojej osoby) jakoś zaczałem po załamaniu nerwowym kolejnym uczęszczać do mojego terapeuty (terapeutka). Pech chciał, że ona kosztuje. Nie widzę możliwości kontaktu z NFZetowymi "specjalistami" czy innymi burakami których znam, a których nie poważam. Zresztą w moim mieście nie ma psychoterapeuty w ramach NFZ.

Pomijam mieszane odczucia (pogarda, ciekawość) odnośnie psychoterapii.

 

Mimo to, mimo męki emocjonalnej, ciągłych napadów z mojej strony na terapeutkę opponowania etc (nie nie uważam tego za mechanizmy obronne po prostu nie przedstawia logicznych spójnych danych, jak już pisałem byłbym lepszym psychologiem, manipulatorem od niej) zwyczajnie nie mam po co wstawać już z łóżka... Pomijam zauroczenie (zakochanie?) bo to chyba odczuwam jako zaburzona jednostka nie rozumiąca swoich uczuć, zazwyczaj czująca tylko sztampową (jak na to forum) pustkę. Ale mimo, że jej nienawidziłem momentami, ambiwalentnych uczuć to jest śliczną, słodką, seksowną istotką o kojącym głosie.

 

Ogólnie to pozostaje mi zdać się na nastanie halucynacji i uroić sobie że wszystko jest i będzie dobrze. Dopóki nie zdechnę.

Więc wyszło chyba jednak atencyjnie? God dammit...

 

Więc ogólnie tyle odośnie psychoterapii mogę powiedzieć po pierwsze trzeba mieć kasę pod drugie trzeba posiadać potencjał intelektualny mniejszy od terapeuty.

 

:)

 

ADMINISTRATORze: Pasuję do zbyt wielu działów forum, ale wydaje mi się, że ten post/lament zamieszczam w odpowiednim dziale. Choć nie wiem po co go zamieszczam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×