Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nawet nie umiem zatytułować posta...


qumka777

Rekomendowane odpowiedzi

To będzie długa wypowiedź... Taka moja spowiedź... Jeśli komuś będzie chciało się to przeczytać i wesprzeć mnie to będę wdzięczna... Jeśli nie to liczę, że sam fakt napisania tego trochę mi pomoże... :-(

 

Wróciłam godzinę temu do domu. Znowu zaraz po tym jak zamknęłam za sobą drzwi zaczęłam płakać. Ledwo wytrzymałam zanim doszłam do domu. Nie wiem czy to depresja bo dokładnie nie wiem czym ona jest, ale opiszę problem z bliską memu sercu osobą- moją Babcią, która jest przyczyną tego, że nie umiem normalnie żyć, ale jednocześnie nie umiem sobie z tym poradzić...Jeśli mój posta będzie chaotyczny to przepraszam, ale sama nie wiem jak to sobie uporządkować. Najlepiej będzie jeśli zacznę od przedstawienia swojej sylwetki.

Mam 27 lat. Skończyłam 2 kierunki studiów na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Byłam na wymianie w Warszawie, miałam praktyki w MONie, pracowałam w Urzędzie Skarbowym, teraz w sądzie. Mam męża- to złoty chłopak, jestem z Nim naprawdę szczęśliwa. Mamy nowocześnie urządzone mieszkanie, na razie nie mamy dzieci- jeszcze nie wiemy czy chcemy, ale nie mówimy nie.

Kiedy patrzę na moje życie z boku wydaje mi się, że jest piękne.... Jest na nim tylko jedna skaza... :-( Moja Babcia. Wiecie co jest najgorsze? To, że ja ją kocham... gdybym umiała ją znienawidzić byłoby mi łatwiej.

U Babci wychowałam się. Dziadek zmarł kiedy miałam 17 lat. Wychowałam się u Nich bo rodzice zwyczajnie oddali mnie im bo nie dawali rady finansowo z dwójką dzieci- moja młodsza siostra została u nich (Później rozwiedli się i ojca już nigdy nie widziałam).

Jako dziecko byłam bardzo mądra i rozgarnięta. Rozumiałam więcej niż rodzinie się wydawało. Sam fakt, że wychowywałam się u dziadków i u nich mieszkałam był dla mnie niezbyt normalny, ale nigdy nie czułam się z tego powodu pokrzywdzona. W sumie nawet jestem wdzięczna bo dzięki nim jestem kim jestem- rodzice na pewno nie pokierowaliby mną w ten sposób.

Fakt, że mimo pozornie szczęśliwego dzieciństwa nie raz czułam się pokrzywdzona stawianymi przede mną wymaganiami. Patrząc z perspektywy widzę, że nigdy nie słyszałam pochwał. Zawsze dostawałam piątki w szkole. Kiedy dostawałam 5 minus to zawsze słyszałam, że nie postarałam się. A kiedy dostawałam 5 lub 6 to nikt mnie nie chwalił. Nie wiem czy to niezbędne to całe chwalenie, ale ja teraz widzę jak to na mnie wpływa. To, że Babcia zawsze mówiła, że jestem za gruba (mimo, że teraz jak patrzę na zdjęcia to widzę normalną szczupłą dziewczynkę), że się do czegoś nie nadaję albo że mam duży nos. Ja do dziś mam problem z zaakceptowaniem własnego ciała i urody mimo, że mąż za mną szaleje, a faceci na ulicy oglądają się.

 

Kiedy zmarł mój Dziadek, wróciłam ze szkoły i babcia zalana łzami rzuciła mi się na szyję i powiedziała, że teraz ja jestem jej jedyną ostoją... Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego co to znaczy dla mojej przyszłości.

Tak naprawdę do wyjazdu na studia nie miałam w ustach alkoholu, chodziłam na katolickie spotkania, nie imprezowałam. Byłam taką świętą wzorową wnuczką. Ale wtedy myślałam, że robię źle bo dziadkowie moje chodzenie do kościoła traktowali jako coś złego i starali się mnie od tego odsunąć. Po śmierci dziadka więc przestałam jeździć nawet na weekendy do mamy i siostry bo czułam, że babcia mnie potrzebuje. Moje życie to była szkoła i dom, szkoła i dom. Kiedy dziadek umarł moja babcia w pewnym sensie też umarła. Zmieniła sienie do poznania... Na początku była jak w transie- pamiętam, że były wtedy straszne mrozy nawet 25 na minusie...A po szkole 4-5 razy w tygodniu szłyśmy na cmentarz i spędzałyśmy tam po kilka godzin. Ona wtedy jakby nie czuła chłodu i o niczym nie myślała. Później zaczęła ciężko chorować a ja byłam przestraszona bo myślałam, że stracę i ją więc bez ograniczeń byłam do Jej usług... Wiecie... To straszne co napiszę teraz... :-( Ale dla mojego życia lepiej byłoby gdyby wtedy to się stało... No i żyłyśmy tak sobie ja i babcia...babcia i ja...

 

Zdałam maturę. Dostałam się na studia. Pamiętam jak w wakacje pofarbowałam pierwszy raz w życiu włosy na rudo- przez cały rok jak miałam na głowie ten kolor to słyszałam wyrzuty, że oszpeciłam się.

A ja czułam się w tym kolorze świetnie.

Co do studiów- nigdy nie zapomnę jak stałam w drzwiach z plecakiem- jechałam do akademika.... Boże... Moja Babcia wyglądała tak jakby świat Jej się zawalił. Płakała. A ja miałam wyrzuty sumienia, że jadę na te studia. Kiedy dojechałam, tego samego dnia gadałam z Nią przez telefon chyba ze trzy razy...

 

Później pamiętam jaką wolność poczułam. I nie myślcie sobie, że zaczęłam Bóg wie jak hulać, chlać i nie wiadomo co jeszcze. Ale w końcu mogłam oddychać chociaż trochę. Nikt mnie nie pytał gdzie z kim po co dlaczego... Mogłam decydować w co się ubrać i jak uczesać (póki mieszkałam u Babci nigdy nie miałam luźno włosów na przykład)

Choć ta wolność była też zakłócana przez nieprzewidziane telefony o różnych porach dnia i wieczora z pytaniami czemu nie jestem na wykładzie, a o której mam ćwiczenia itp.

No i co tydzień w piątek tuż po zajęciach plecak na plecy i do domu. Pamiętam jak miałam urodziny i pierwszy raz postanowiłam nie jechać na weekend tylko zostać i zabawić się. Uprzedziłam, ale mimo to cały weekend miałam telefony z wyrzutami, jakieś dziwne teksty, usłyszałam jaka to ja niewdzięczna i w ogóle... A to był tylko jeden weekend. No i tak dawałam sobą kierować non stop- cały czas czułam się dzieckiem i troszkę zazdrościłam koleżankom, które mogły żyć po swojemu.

Później zaczęłam też dorabiać, ale również z tego powodu słyszałam wyrzuty i pracę musiałam zostawić by mieć wolne weekendy i przyjeżdżać do domu.

 

Kiedy byłam po 3 roku studiów na jednym kierunku a po 2 na drugim kierunku miałam 22 lata, poznałam mojego obecnego męża.

Rety... :-) Jaka ja byłam szczęśliwa :-) Znalazłam bratnią duszę, chłopaka tak cudownego, że chyba nawet o takim nie marzyłam.

Babcia oczywiście miała pretensje że poznałam go przez internet i że nie wiadomo kto to.

Rzadko przywoziłam Go do domu- bałam się... Wiedziałam, że dziadkowie zniszczyli małżeństwo mojej mamy poprzez to, że gnębili ojca i nachodzili ich nieustannie- a rościli sobie prawo do kierowania ich życiem bo finansowo im pomagali.

Ja wiedziałam jaka władcza jest moja babcia i jakie teksty potrafi powiedzieć więc chroniłam swojego faceta. W tym przypadku rozumiem, że babcia ma mi za złe, że nie może dobrze poznać mojego faceta, ale mąż jest dla mnie zbyt cennym bym narażała go na kontakty z moją rodziną.

 

Teraz jest tak jak pisałam. Żyjemy jako małżeństwo, jesteśmy ze sobą prawie 6 lat i jesteśmy szczęśliwi. Ja tryskam radością zawsze dokąd nie mam kontaktu z Babcią... Muszę dzwonić do Niej codziennie, bo tak się przyzwyczaiła. Kiedy tylko jeden czy dwa dni nie zadzwonię to słyszę zaraz, że ja to już w ogóle nie dzwonię, że co ja taka zajęta jestem, że nawet zadzwonić nie mogę... I oczywiście co drugi tydzień, czasem co trzeci jadę do Niej. Kiedy jestem u niej to muszę wysłuchać najczęściej jaka gruba jestem ( ważę jakieś 60kg przy 166cm więc chuda może i nie jestem, ale na litość Boską nie jestem też otyła). Zawsze jest litania na temat tego jak źle się ubieram i co powinnam nosić by wyglądać korzystnie, o tym że ubieram się pretensjonalnie (bo np obcas to już pretensjonalny strój). No i koniecznie muszę zrobić generalne porządki- ja sobie nie krzywduję, ale mam sobotę i niedzielę na zrobienie porządków takich jak przeciętny człowiek robi na święta. I co słyszę na do widzenia? Że chyba zbyt się nie napracowałam. A jak tylko zostawię po sobie nie umyty kubek to słyszę, że zostawiłam Ją w gnoju...Ciągle słyszę ile to ja od Niej dostałam i że tego nie doceniam.

To wszystko co wyżej napisałam nie jest kwintesencją.

Ona jest straszną manipulantką. Jako młoda osoba grała w teatrze i ja myślę, że wykorzystuje teraz swoje umiejętności. Boże... Jak Ona umie grać na uczuciach, szantażować emocjonalnie, robić wyrzuty. Mam swoje życie...Męża, pracę, mieszkanie a w nim obowiązki, a ilekroć nie jadę do Babci to zżerają mnie wyrzuty sumienia. Czuję jakby dokonała jakiegoś przestępstwa. Ona potrafi płakać na zawołanie.

I to jej ciągłe: TY MI NIC NIE MÓWISZ.... To jest chore- rozmawiam z Nią niemal codziennie, opowiadam co robimy, gdzie idziemy, o tym, że mam dzisiaj migrenę... Czego ona oczekuje? Że będę Jej opowiadała czy podczas ostatniego seksu miałam orgazm? O tym jakie biorę tabletki anty? A może, że będę zwierzała się z problemów, których nie mam... Możecie wierzyć albo nie, ale moje życie jest naprawdę szczęśliwe... Ale Ona w to nie wierzy- sądzi, że np przyjeżdżam do Niej tylko wtedy kiedy pokłócę się z moim M.... Heh...Najgorsze jest to, że Ona traktuje mnie jak dziecko niezdolne do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Ba jak dziecko nie do końca rozwinięte, które trzeba prowadzić za rączkę. Chciałaby na wszystko mieć wpływ, o wszystkim za mnie decydować i cholera ją ogarnia, że nie może.

Niedawno dostałam szansę na dostanie nowej pracy. Niebawem jadę na szkolenie. To dla mnie cudowna szansa. Przeszłam ciężką rekrutację i jestem z siebie dumna. Jeśli zdam egzaminy po kursie, będę zajmowała naprawdę prestiżowe stanowisko. A co słyszę od Babci? Że jestem bezmyślna bo zostawię pracę którą mam i że ona uważa, że ja się do tej pracy nie nadaję. Kiedy mówię Jej, ze o tym decydować będzie sztab specjalistów, mówi że ona zna mnie lepiej niż specjaliści i wie że się nie nadaję do tej pracy. Przykro mi jest bo nie jestem nikim, osiągnęłam swoje. A Ona nawet mi nie wierzy, że pracuję gdzie pracuję. Kiedyś powiedziała mi, że ona tak właściwie nie wie co ja robię bo nie widziała żadnej umowy ani identyfikatora... Ludzie..? Czy Wy jeździcie do rodziców by chwalić się umowami...? Ona w ogóle uważa, że ja zmyślam to co robię- skąd ten brak zaufania...?

Raz była u nas na kilka dni.... Nie zapomnę tego czasu. Ja wiem- każdy ma swój gust, ale tak jak ona zjechała z góry na dół styl mojego mieszkania to się w głowie nie mieści. Słyszałam tylko, że mam brzydki kolor ścian, że łóżko za duże, że kto sobie takie meble stawia i że tylko bezmyślni ludzie kładą dywan w sypialni. I wiele wiele innych. Ale wiecie co mnie najbardziej "rozbawiło" ? To, że kiedy wyjechała miała do mnie pretensje, że nie zaprosiłam swoich znajomych bo ona chciała ich poznać. Po co? Bo rodzic powinien znać znajomych swoich dzieci bo jak nie zna to nie może doradzić, a z tego mogą wyjść same problemy...

I te Jej teorie spiskowe, podejrzenia, własne przypuszczenia. Kiedy ostatnio byłam akurat miała ciężkie dni- była chora. Dzisiaj usłyszałam, że patrzyłam na Nią z pogardą i pewnie myślałam, że udaje. I że sprawiłam Jej czymś przykrość, ale oczywiście nie chciała powiedzieć czym. Płakała do słuchawki mówiąc, że gdybym się o Nią troszczyła to chodziłabym jak w zegarku. Że mam ją gdzieś i że tylko czekam aż umrze żeby mieć w końcu korzyści z mieszkania które na mnie przepisała... Matko... A ja cały weekend myłam co chwilę miskę po Jej wymiotach, robiłam herbatki, starałam się namówić żeby wezwać pogotowie. Nie spałam całą noc bo Ona płakała z bólu. Niestety na drugi dzień wyjechałam godzinę prędzej niż Ona sobie zaplanowała i chyba na tym polegał mój błąd bo okazało się jaka jestem niewdzięczna i zła.

Kiedyś próbowałam z Nią rozmawiać. Nie raz zresztą, ale nie da się. Kiedy próbuję mieć swoje zdanie dostaję opieprz. Słyszę, że jestem niewdzięczna. Kiedy wypomniałam coś Jej wpadła w jakiś szał. Łkała, że Oni wszystko dla mnie poświęcili a ja teraz mam wielkie krzywdy, że wszystko mi zapewniali a ja się tak odwdzięczam. Usłyszałam od Niej, że jadąc na studia nie mówiłam, że nie wrócę. Że Ją zostawiłam samą. Ona ma zawsze racje, idealną pamięć, jest nieomylna. I nie widzi żadnych pozytywów w życiu. Kiedy twierdzę inaczej słyszę, że nic o życiu nie wiem. Albo kiedy mówię coś od siebie coś niezgodnego z Jej myśleniem słyszę, że jestem infantylna, bezmyślna albo niedojrzała....Jedynie Jej rady są słuszne bo jest starsza i ma doświadczenie. Kiedy popłakałam się bo sprawiała mi tak ogromny ból bo miała zły humor usłyszałam: Płacz płacz. Na moim pogrzebie pewnie nie zapłaczesz bo ty tylko nad sobą umiesz płakać.

A Ona naprawdę nie umie normalnie rozmawiać. Jest coraz gorzej- jakby jej ulubionym zajęciem było mieszanie drugiego człowieka z błotem. Ja czuję się zmasakrowana wewnętrznie :-(

Ostatnio nie umiem funkcjonować jeśli nie łyknę jakichś wyciszających tabletek. Kiedy wiem, że muszę zadzwonić do Babci mam nudności. Źle sypiam, wiecznie jestem zmęczona i w zasadzie nie pamiętam kiedy ostatni raz nie bolała mnie głowa.

Ja naprawdę nie jestem niewdzięczna...Ale ja chcę normalności. Moja babcia domaga się szacunku, wdzięczności.... Ja też chcę jakiegokolwiek szacunku. Czuję, że jeśli to się zaraz nie skończy skończę źle. Ja już nie mam siły.

Chcę pewnego dnia obudzić się i mieć świadomość, że nie czeka mnie nic niemiłego, nieprzyjemnego, złego... Ja jestem przygotowana na przeciwności losu, ale mam dość tej konkretnej sytuacji... Co zrobić by się uwolnić...? Odwrócić się od Niej? Zostawić, przestać rozmawiać i po Jej śmierci umrzeć jeszcze bardziej z powodu wyrzutów sumienia...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To będzie długa wypowiedź... Taka moja spowiedź... Jeśli komuś będzie chciało się to przeczytać i wesprzeć mnie to będę wdzięczna... Jeśli nie to liczę, że sam fakt napisania tego trochę mi pomoże... :-(

 

Wróciłam godzinę temu do domu. Znowu zaraz po tym jak zamknęłam za sobą drzwi zaczęłam płakać. Ledwo wytrzymałam zanim doszłam do domu. Nie wiem czy to depresja bo dokładnie nie wiem czym ona jest, ale opiszę problem z bliską memu sercu osobą- moją Babcią, która jest przyczyną tego, że nie umiem normalnie żyć, ale jednocześnie nie umiem sobie z tym poradzić...Jeśli mój posta będzie chaotyczny to przepraszam, ale sama nie wiem jak to sobie uporządkować. Najlepiej będzie jeśli zacznę od przedstawienia swojej sylwetki.

Mam 27 lat. Skończyłam 2 kierunki studiów na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Byłam na wymianie w Warszawie, miałam praktyki w MONie, pracowałam w Urzędzie Skarbowym, teraz w sądzie. Mam męża- to złoty chłopak, jestem z Nim naprawdę szczęśliwa. Mamy nowocześnie urządzone mieszkanie, na razie nie mamy dzieci- jeszcze nie wiemy czy chcemy, ale nie mówimy nie.

Kiedy patrzę na moje życie z boku wydaje mi się, że jest piękne.... Jest na nim tylko jedna skaza... :-( Moja Babcia. Wiecie co jest najgorsze? To, że ja ją kocham... gdybym umiała ją znienawidzić byłoby mi łatwiej.

U Babci wychowałam się. Dziadek zmarł kiedy miałam 17 lat. Wychowałam się u Nich bo rodzice zwyczajnie oddali mnie im bo nie dawali rady finansowo z dwójką dzieci- moja młodsza siostra została u nich (Później rozwiedli się i ojca już nigdy nie widziałam).

Jako dziecko byłam bardzo mądra i rozgarnięta. Rozumiałam więcej niż rodzinie się wydawało. Sam fakt, że wychowywałam się u dziadków i u nich mieszkałam był dla mnie niezbyt normalny, ale nigdy nie czułam się z tego powodu pokrzywdzona. W sumie nawet jestem wdzięczna bo dzięki nim jestem kim jestem- rodzice na pewno nie pokierowaliby mną w ten sposób.

Fakt, że mimo pozornie szczęśliwego dzieciństwa nie raz czułam się pokrzywdzona stawianymi przede mną wymaganiami. Patrząc z perspektywy widzę, że nigdy nie słyszałam pochwał. Zawsze dostawałam piątki w szkole. Kiedy dostawałam 5 minus to zawsze słyszałam, że nie postarałam się. A kiedy dostawałam 5 lub 6 to nikt mnie nie chwalił. Nie wiem czy to niezbędne to całe chwalenie, ale ja teraz widzę jak to na mnie wpływa. To, że Babcia zawsze mówiła, że jestem za gruba (mimo, że teraz jak patrzę na zdjęcia to widzę normalną szczupłą dziewczynkę), że się do czegoś nie nadaję albo że mam duży nos. Ja do dziś mam problem z zaakceptowaniem własnego ciała i urody mimo, że mąż za mną szaleje, a faceci na ulicy oglądają się.

 

Kiedy zmarł mój Dziadek, wróciłam ze szkoły i babcia zalana łzami rzuciła mi się na szyję i powiedziała, że teraz ja jestem jej jedyną ostoją... Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego co to znaczy dla mojej przyszłości.

Tak naprawdę do wyjazdu na studia nie miałam w ustach alkoholu, chodziłam na katolickie spotkania, nie imprezowałam. Byłam taką świętą wzorową wnuczką. Ale wtedy myślałam, że robię źle bo dziadkowie moje chodzenie do kościoła traktowali jako coś złego i starali się mnie od tego odsunąć. Po śmierci dziadka więc przestałam jeździć nawet na weekendy do mamy i siostry bo czułam, że babcia mnie potrzebuje. Moje życie to była szkoła i dom, szkoła i dom. Kiedy dziadek umarł moja babcia w pewnym sensie też umarła. Zmieniła sienie do poznania... Na początku była jak w transie- pamiętam, że były wtedy straszne mrozy nawet 25 na minusie...A po szkole 4-5 razy w tygodniu szłyśmy na cmentarz i spędzałyśmy tam po kilka godzin. Ona wtedy jakby nie czuła chłodu i o niczym nie myślała. Później zaczęła ciężko chorować a ja byłam przestraszona bo myślałam, że stracę i ją więc bez ograniczeń byłam do Jej usług... Wiecie... To straszne co napiszę teraz... :-( Ale dla mojego życia lepiej byłoby gdyby wtedy to się stało... No i żyłyśmy tak sobie ja i babcia...babcia i ja...

 

Zdałam maturę. Dostałam się na studia. Pamiętam jak w wakacje pofarbowałam pierwszy raz w życiu włosy na rudo- przez cały rok jak miałam na głowie ten kolor to słyszałam wyrzuty, że oszpeciłam się.

A ja czułam się w tym kolorze świetnie.

Co do studiów- nigdy nie zapomnę jak stałam w drzwiach z plecakiem- jechałam do akademika.... Boże... Moja Babcia wyglądała tak jakby świat Jej się zawalił. Płakała. A ja miałam wyrzuty sumienia, że jadę na te studia. Kiedy dojechałam, tego samego dnia gadałam z Nią przez telefon chyba ze trzy razy...

 

Później pamiętam jaką wolność poczułam. I nie myślcie sobie, że zaczęłam Bóg wie jak hulać, chlać i nie wiadomo co jeszcze. Ale w końcu mogłam oddychać chociaż trochę. Nikt mnie nie pytał gdzie z kim po co dlaczego... Mogłam decydować w co się ubrać i jak uczesać (póki mieszkałam u Babci nigdy nie miałam luźno włosów na przykład)

Choć ta wolność była też zakłócana przez nieprzewidziane telefony o różnych porach dnia i wieczora z pytaniami czemu nie jestem na wykładzie, a o której mam ćwiczenia itp.

No i co tydzień w piątek tuż po zajęciach plecak na plecy i do domu. Pamiętam jak miałam urodziny i pierwszy raz postanowiłam nie jechać na weekend tylko zostać i zabawić się. Uprzedziłam, ale mimo to cały weekend miałam telefony z wyrzutami, jakieś dziwne teksty, usłyszałam jaka to ja niewdzięczna i w ogóle... A to był tylko jeden weekend. No i tak dawałam sobą kierować non stop- cały czas czułam się dzieckiem i troszkę zazdrościłam koleżankom, które mogły żyć po swojemu.

Później zaczęłam też dorabiać, ale również z tego powodu słyszałam wyrzuty i pracę musiałam zostawić by mieć wolne weekendy i przyjeżdżać do domu.

 

Kiedy byłam po 3 roku studiów na jednym kierunku a po 2 na drugim kierunku miałam 22 lata, poznałam mojego obecnego męża.

Rety... :-) Jaka ja byłam szczęśliwa :-) Znalazłam bratnią duszę, chłopaka tak cudownego, że chyba nawet o takim nie marzyłam.

Babcia oczywiście miała pretensje że poznałam go przez internet i że nie wiadomo kto to.

Rzadko przywoziłam Go do domu- bałam się... Wiedziałam, że dziadkowie zniszczyli małżeństwo mojej mamy poprzez to, że gnębili ojca i nachodzili ich nieustannie- a rościli sobie prawo do kierowania ich życiem bo finansowo im pomagali.

Ja wiedziałam jaka władcza jest moja babcia i jakie teksty potrafi powiedzieć więc chroniłam swojego faceta. W tym przypadku rozumiem, że babcia ma mi za złe, że nie może dobrze poznać mojego faceta, ale mąż jest dla mnie zbyt cennym bym narażała go na kontakty z moją rodziną.

 

Teraz jest tak jak pisałam. Żyjemy jako małżeństwo, jesteśmy ze sobą prawie 6 lat i jesteśmy szczęśliwi. Ja tryskam radością zawsze dokąd nie mam kontaktu z Babcią... Muszę dzwonić do Niej codziennie, bo tak się przyzwyczaiła. Kiedy tylko jeden czy dwa dni nie zadzwonię to słyszę zaraz, że ja to już w ogóle nie dzwonię, że co ja taka zajęta jestem, że nawet zadzwonić nie mogę... I oczywiście co drugi tydzień, czasem co trzeci jadę do Niej. Kiedy jestem u niej to muszę wysłuchać najczęściej jaka gruba jestem ( ważę jakieś 60kg przy 166cm więc chuda może i nie jestem, ale na litość Boską nie jestem też otyła). Zawsze jest litania na temat tego jak źle się ubieram i co powinnam nosić by wyglądać korzystnie, o tym że ubieram się pretensjonalnie (bo np obcas to już pretensjonalny strój). No i koniecznie muszę zrobić generalne porządki- ja sobie nie krzywduję, ale mam sobotę i niedzielę na zrobienie porządków takich jak przeciętny człowiek robi na święta. I co słyszę na do widzenia? Że chyba zbyt się nie napracowałam. A jak tylko zostawię po sobie nie umyty kubek to słyszę, że zostawiłam Ją w gnoju...Ciągle słyszę ile to ja od Niej dostałam i że tego nie doceniam.

To wszystko co wyżej napisałam nie jest kwintesencją.

Ona jest straszną manipulantką. Jako młoda osoba grała w teatrze i ja myślę, że wykorzystuje teraz swoje umiejętności. Boże... Jak Ona umie grać na uczuciach, szantażować emocjonalnie, robić wyrzuty. Mam swoje życie...Męża, pracę, mieszkanie a w nim obowiązki, a ilekroć nie jadę do Babci to zżerają mnie wyrzuty sumienia. Czuję jakby dokonała jakiegoś przestępstwa. Ona potrafi płakać na zawołanie.

I to jej ciągłe: TY MI NIC NIE MÓWISZ.... To jest chore- rozmawiam z Nią niemal codziennie, opowiadam co robimy, gdzie idziemy, o tym, że mam dzisiaj migrenę... Czego ona oczekuje? Że będę Jej opowiadała czy podczas ostatniego seksu miałam orgazm? O tym jakie biorę tabletki anty? A może, że będę zwierzała się z problemów, których nie mam... Możecie wierzyć albo nie, ale moje życie jest naprawdę szczęśliwe... Ale Ona w to nie wierzy- sądzi, że np przyjeżdżam do Niej tylko wtedy kiedy pokłócę się z moim M.... Heh...Najgorsze jest to, że Ona traktuje mnie jak dziecko niezdolne do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Ba jak dziecko nie do końca rozwinięte, które trzeba prowadzić za rączkę. Chciałaby na wszystko mieć wpływ, o wszystkim za mnie decydować i cholera ją ogarnia, że nie może.

Niedawno dostałam szansę na dostanie nowej pracy. Niebawem jadę na szkolenie. To dla mnie cudowna szansa. Przeszłam ciężką rekrutację i jestem z siebie dumna. Jeśli zdam egzaminy po kursie, będę zajmowała naprawdę prestiżowe stanowisko. A co słyszę od Babci? Że jestem bezmyślna bo zostawię pracę którą mam i że ona uważa, że ja się do tej pracy nie nadaję. Kiedy mówię Jej, ze o tym decydować będzie sztab specjalistów, mówi że ona zna mnie lepiej niż specjaliści i wie że się nie nadaję do tej pracy. Przykro mi jest bo nie jestem nikim, osiągnęłam swoje. A Ona nawet mi nie wierzy, że pracuję gdzie pracuję. Kiedyś powiedziała mi, że ona tak właściwie nie wie co ja robię bo nie widziała żadnej umowy ani identyfikatora... Ludzie..? Czy Wy jeździcie do rodziców by chwalić się umowami...? Ona w ogóle uważa, że ja zmyślam to co robię- skąd ten brak zaufania...?

Raz była u nas na kilka dni.... Nie zapomnę tego czasu. Ja wiem- każdy ma swój gust, ale tak jak ona zjechała z góry na dół styl mojego mieszkania to się w głowie nie mieści. Słyszałam tylko, że mam brzydki kolor ścian, że łóżko za duże, że kto sobie takie meble stawia i że tylko bezmyślni ludzie kładą dywan w sypialni. I wiele wiele innych. Ale wiecie co mnie najbardziej "rozbawiło" ? To, że kiedy wyjechała miała do mnie pretensje, że nie zaprosiłam swoich znajomych bo ona chciała ich poznać. Po co? Bo rodzic powinien znać znajomych swoich dzieci bo jak nie zna to nie może doradzić, a z tego mogą wyjść same problemy...

I te Jej teorie spiskowe, podejrzenia, własne przypuszczenia. Kiedy ostatnio byłam akurat miała ciężkie dni- była chora. Dzisiaj usłyszałam, że patrzyłam na Nią z pogardą i pewnie myślałam, że udaje. I że sprawiłam Jej czymś przykrość, ale oczywiście nie chciała powiedzieć czym. Płakała do słuchawki mówiąc, że gdybym się o Nią troszczyła to chodziłabym jak w zegarku. Że mam ją gdzieś i że tylko czekam aż umrze żeby mieć w końcu korzyści z mieszkania które na mnie przepisała... Matko... A ja cały weekend myłam co chwilę miskę po Jej wymiotach, robiłam herbatki, starałam się namówić żeby wezwać pogotowie. Nie spałam całą noc bo Ona płakała z bólu. Niestety na drugi dzień wyjechałam godzinę prędzej niż Ona sobie zaplanowała i chyba na tym polegał mój błąd bo okazało się jaka jestem niewdzięczna i zła.

Kiedyś próbowałam z Nią rozmawiać. Nie raz zresztą, ale nie da się. Kiedy próbuję mieć swoje zdanie dostaję opieprz. Słyszę, że jestem niewdzięczna. Kiedy wypomniałam coś Jej wpadła w jakiś szał. Łkała, że Oni wszystko dla mnie poświęcili a ja teraz mam wielkie krzywdy, że wszystko mi zapewniali a ja się tak odwdzięczam. Usłyszałam od Niej, że jadąc na studia nie mówiłam, że nie wrócę. Że Ją zostawiłam samą. Ona ma zawsze racje, idealną pamięć, jest nieomylna. I nie widzi żadnych pozytywów w życiu. Kiedy twierdzę inaczej słyszę, że nic o życiu nie wiem. Albo kiedy mówię coś od siebie coś niezgodnego z Jej myśleniem słyszę, że jestem infantylna, bezmyślna albo niedojrzała....Jedynie Jej rady są słuszne bo jest starsza i ma doświadczenie. Kiedy popłakałam się bo sprawiała mi tak ogromny ból bo miała zły humor usłyszałam: Płacz płacz. Na moim pogrzebie pewnie nie zapłaczesz bo ty tylko nad sobą umiesz płakać.

A Ona naprawdę nie umie normalnie rozmawiać. Jest coraz gorzej- jakby jej ulubionym zajęciem było mieszanie drugiego człowieka z błotem. Ja czuję się zmasakrowana wewnętrznie :-(

Ostatnio nie umiem funkcjonować jeśli nie łyknę jakichś wyciszających tabletek. Kiedy wiem, że muszę zadzwonić do Babci mam nudności. Źle sypiam, wiecznie jestem zmęczona i w zasadzie nie pamiętam kiedy ostatni raz nie bolała mnie głowa.

Ja naprawdę nie jestem niewdzięczna...Ale ja chcę normalności. Moja babcia domaga się szacunku, wdzięczności.... Ja też chcę jakiegokolwiek szacunku. Czuję, że jeśli to się zaraz nie skończy skończę źle. Ja już nie mam siły.

Chcę pewnego dnia obudzić się i mieć świadomość, że nie czeka mnie nic niemiłego, nieprzyjemnego, złego... Ja jestem przygotowana na przeciwności losu, ale mam dość tej konkretnej sytuacji... Co zrobić by się uwolnić...? Odwrócić się od Niej? Zostawić, przestać rozmawiać i po Jej śmierci umrzeć jeszcze bardziej z powodu wyrzutów sumienia...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To będzie długa wypowiedź... Taka moja spowiedź... Jeśli komuś będzie chciało się to przeczytać i wesprzeć mnie to będę wdzięczna... Jeśli nie to liczę, że sam fakt napisania tego trochę mi pomoże... :-(

 

Wróciłam godzinę temu do domu. Znowu zaraz po tym jak zamknęłam za sobą drzwi zaczęłam płakać. Ledwo wytrzymałam zanim doszłam do domu. Nie wiem czy to depresja bo dokładnie nie wiem czym ona jest, ale opiszę problem z bliską memu sercu osobą- moją Babcią, która jest przyczyną tego, że nie umiem normalnie żyć, ale jednocześnie nie umiem sobie z tym poradzić...Jeśli mój posta będzie chaotyczny to przepraszam, ale sama nie wiem jak to sobie uporządkować. Najlepiej będzie jeśli zacznę od przedstawienia swojej sylwetki.

Mam 27 lat. Skończyłam 2 kierunki studiów na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Byłam na wymianie w Warszawie, miałam praktyki w MONie, pracowałam w Urzędzie Skarbowym, teraz w sądzie. Mam męża- to złoty chłopak, jestem z Nim naprawdę szczęśliwa. Mamy nowocześnie urządzone mieszkanie, na razie nie mamy dzieci- jeszcze nie wiemy czy chcemy, ale nie mówimy nie.

Kiedy patrzę na moje życie z boku wydaje mi się, że jest piękne.... Jest na nim tylko jedna skaza... :-( Moja Babcia. Wiecie co jest najgorsze? To, że ja ją kocham... gdybym umiała ją znienawidzić byłoby mi łatwiej.

U Babci wychowałam się. Dziadek zmarł kiedy miałam 17 lat. Wychowałam się u Nich bo rodzice zwyczajnie oddali mnie im bo nie dawali rady finansowo z dwójką dzieci- moja młodsza siostra została u nich (Później rozwiedli się i ojca już nigdy nie widziałam).

Jako dziecko byłam bardzo mądra i rozgarnięta. Rozumiałam więcej niż rodzinie się wydawało. Sam fakt, że wychowywałam się u dziadków i u nich mieszkałam był dla mnie niezbyt normalny, ale nigdy nie czułam się z tego powodu pokrzywdzona. W sumie nawet jestem wdzięczna bo dzięki nim jestem kim jestem- rodzice na pewno nie pokierowaliby mną w ten sposób.

Fakt, że mimo pozornie szczęśliwego dzieciństwa nie raz czułam się pokrzywdzona stawianymi przede mną wymaganiami. Patrząc z perspektywy widzę, że nigdy nie słyszałam pochwał. Zawsze dostawałam piątki w szkole. Kiedy dostawałam 5 minus to zawsze słyszałam, że nie postarałam się. A kiedy dostawałam 5 lub 6 to nikt mnie nie chwalił. Nie wiem czy to niezbędne to całe chwalenie, ale ja teraz widzę jak to na mnie wpływa. To, że Babcia zawsze mówiła, że jestem za gruba (mimo, że teraz jak patrzę na zdjęcia to widzę normalną szczupłą dziewczynkę), że się do czegoś nie nadaję albo że mam duży nos. Ja do dziś mam problem z zaakceptowaniem własnego ciała i urody mimo, że mąż za mną szaleje, a faceci na ulicy oglądają się.

 

Kiedy zmarł mój Dziadek, wróciłam ze szkoły i babcia zalana łzami rzuciła mi się na szyję i powiedziała, że teraz ja jestem jej jedyną ostoją... Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego co to znaczy dla mojej przyszłości.

Tak naprawdę do wyjazdu na studia nie miałam w ustach alkoholu, chodziłam na katolickie spotkania, nie imprezowałam. Byłam taką świętą wzorową wnuczką. Ale wtedy myślałam, że robię źle bo dziadkowie moje chodzenie do kościoła traktowali jako coś złego i starali się mnie od tego odsunąć. Po śmierci dziadka więc przestałam jeździć nawet na weekendy do mamy i siostry bo czułam, że babcia mnie potrzebuje. Moje życie to była szkoła i dom, szkoła i dom. Kiedy dziadek umarł moja babcia w pewnym sensie też umarła. Zmieniła sienie do poznania... Na początku była jak w transie- pamiętam, że były wtedy straszne mrozy nawet 25 na minusie...A po szkole 4-5 razy w tygodniu szłyśmy na cmentarz i spędzałyśmy tam po kilka godzin. Ona wtedy jakby nie czuła chłodu i o niczym nie myślała. Później zaczęła ciężko chorować a ja byłam przestraszona bo myślałam, że stracę i ją więc bez ograniczeń byłam do Jej usług... Wiecie... To straszne co napiszę teraz... :-( Ale dla mojego życia lepiej byłoby gdyby wtedy to się stało... No i żyłyśmy tak sobie ja i babcia...babcia i ja...

 

Zdałam maturę. Dostałam się na studia. Pamiętam jak w wakacje pofarbowałam pierwszy raz w życiu włosy na rudo- przez cały rok jak miałam na głowie ten kolor to słyszałam wyrzuty, że oszpeciłam się.

A ja czułam się w tym kolorze świetnie.

Co do studiów- nigdy nie zapomnę jak stałam w drzwiach z plecakiem- jechałam do akademika.... Boże... Moja Babcia wyglądała tak jakby świat Jej się zawalił. Płakała. A ja miałam wyrzuty sumienia, że jadę na te studia. Kiedy dojechałam, tego samego dnia gadałam z Nią przez telefon chyba ze trzy razy...

 

Później pamiętam jaką wolność poczułam. I nie myślcie sobie, że zaczęłam Bóg wie jak hulać, chlać i nie wiadomo co jeszcze. Ale w końcu mogłam oddychać chociaż trochę. Nikt mnie nie pytał gdzie z kim po co dlaczego... Mogłam decydować w co się ubrać i jak uczesać (póki mieszkałam u Babci nigdy nie miałam luźno włosów na przykład)

Choć ta wolność była też zakłócana przez nieprzewidziane telefony o różnych porach dnia i wieczora z pytaniami czemu nie jestem na wykładzie, a o której mam ćwiczenia itp.

No i co tydzień w piątek tuż po zajęciach plecak na plecy i do domu. Pamiętam jak miałam urodziny i pierwszy raz postanowiłam nie jechać na weekend tylko zostać i zabawić się. Uprzedziłam, ale mimo to cały weekend miałam telefony z wyrzutami, jakieś dziwne teksty, usłyszałam jaka to ja niewdzięczna i w ogóle... A to był tylko jeden weekend. No i tak dawałam sobą kierować non stop- cały czas czułam się dzieckiem i troszkę zazdrościłam koleżankom, które mogły żyć po swojemu.

Później zaczęłam też dorabiać, ale również z tego powodu słyszałam wyrzuty i pracę musiałam zostawić by mieć wolne weekendy i przyjeżdżać do domu.

 

Kiedy byłam po 3 roku studiów na jednym kierunku a po 2 na drugim kierunku miałam 22 lata, poznałam mojego obecnego męża.

Rety... :-) Jaka ja byłam szczęśliwa :-) Znalazłam bratnią duszę, chłopaka tak cudownego, że chyba nawet o takim nie marzyłam.

Babcia oczywiście miała pretensje że poznałam go przez internet i że nie wiadomo kto to.

Rzadko przywoziłam Go do domu- bałam się... Wiedziałam, że dziadkowie zniszczyli małżeństwo mojej mamy poprzez to, że gnębili ojca i nachodzili ich nieustannie- a rościli sobie prawo do kierowania ich życiem bo finansowo im pomagali.

Ja wiedziałam jaka władcza jest moja babcia i jakie teksty potrafi powiedzieć więc chroniłam swojego faceta. W tym przypadku rozumiem, że babcia ma mi za złe, że nie może dobrze poznać mojego faceta, ale mąż jest dla mnie zbyt cennym bym narażała go na kontakty z moją rodziną.

 

Teraz jest tak jak pisałam. Żyjemy jako małżeństwo, jesteśmy ze sobą prawie 6 lat i jesteśmy szczęśliwi. Ja tryskam radością zawsze dokąd nie mam kontaktu z Babcią... Muszę dzwonić do Niej codziennie, bo tak się przyzwyczaiła. Kiedy tylko jeden czy dwa dni nie zadzwonię to słyszę zaraz, że ja to już w ogóle nie dzwonię, że co ja taka zajęta jestem, że nawet zadzwonić nie mogę... I oczywiście co drugi tydzień, czasem co trzeci jadę do Niej. Kiedy jestem u niej to muszę wysłuchać najczęściej jaka gruba jestem ( ważę jakieś 60kg przy 166cm więc chuda może i nie jestem, ale na litość Boską nie jestem też otyła). Zawsze jest litania na temat tego jak źle się ubieram i co powinnam nosić by wyglądać korzystnie, o tym że ubieram się pretensjonalnie (bo np obcas to już pretensjonalny strój). No i koniecznie muszę zrobić generalne porządki- ja sobie nie krzywduję, ale mam sobotę i niedzielę na zrobienie porządków takich jak przeciętny człowiek robi na święta. I co słyszę na do widzenia? Że chyba zbyt się nie napracowałam. A jak tylko zostawię po sobie nie umyty kubek to słyszę, że zostawiłam Ją w gnoju...Ciągle słyszę ile to ja od Niej dostałam i że tego nie doceniam.

To wszystko co wyżej napisałam nie jest kwintesencją.

Ona jest straszną manipulantką. Jako młoda osoba grała w teatrze i ja myślę, że wykorzystuje teraz swoje umiejętności. Boże... Jak Ona umie grać na uczuciach, szantażować emocjonalnie, robić wyrzuty. Mam swoje życie...Męża, pracę, mieszkanie a w nim obowiązki, a ilekroć nie jadę do Babci to zżerają mnie wyrzuty sumienia. Czuję jakby dokonała jakiegoś przestępstwa. Ona potrafi płakać na zawołanie.

I to jej ciągłe: TY MI NIC NIE MÓWISZ.... To jest chore- rozmawiam z Nią niemal codziennie, opowiadam co robimy, gdzie idziemy, o tym, że mam dzisiaj migrenę... Czego ona oczekuje? Że będę Jej opowiadała czy podczas ostatniego seksu miałam orgazm? O tym jakie biorę tabletki anty? A może, że będę zwierzała się z problemów, których nie mam... Możecie wierzyć albo nie, ale moje życie jest naprawdę szczęśliwe... Ale Ona w to nie wierzy- sądzi, że np przyjeżdżam do Niej tylko wtedy kiedy pokłócę się z moim M.... Heh...Najgorsze jest to, że Ona traktuje mnie jak dziecko niezdolne do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Ba jak dziecko nie do końca rozwinięte, które trzeba prowadzić za rączkę. Chciałaby na wszystko mieć wpływ, o wszystkim za mnie decydować i cholera ją ogarnia, że nie może.

Niedawno dostałam szansę na dostanie nowej pracy. Niebawem jadę na szkolenie. To dla mnie cudowna szansa. Przeszłam ciężką rekrutację i jestem z siebie dumna. Jeśli zdam egzaminy po kursie, będę zajmowała naprawdę prestiżowe stanowisko. A co słyszę od Babci? Że jestem bezmyślna bo zostawię pracę którą mam i że ona uważa, że ja się do tej pracy nie nadaję. Kiedy mówię Jej, ze o tym decydować będzie sztab specjalistów, mówi że ona zna mnie lepiej niż specjaliści i wie że się nie nadaję do tej pracy. Przykro mi jest bo nie jestem nikim, osiągnęłam swoje. A Ona nawet mi nie wierzy, że pracuję gdzie pracuję. Kiedyś powiedziała mi, że ona tak właściwie nie wie co ja robię bo nie widziała żadnej umowy ani identyfikatora... Ludzie..? Czy Wy jeździcie do rodziców by chwalić się umowami...? Ona w ogóle uważa, że ja zmyślam to co robię- skąd ten brak zaufania...?

Raz była u nas na kilka dni.... Nie zapomnę tego czasu. Ja wiem- każdy ma swój gust, ale tak jak ona zjechała z góry na dół styl mojego mieszkania to się w głowie nie mieści. Słyszałam tylko, że mam brzydki kolor ścian, że łóżko za duże, że kto sobie takie meble stawia i że tylko bezmyślni ludzie kładą dywan w sypialni. I wiele wiele innych. Ale wiecie co mnie najbardziej "rozbawiło" ? To, że kiedy wyjechała miała do mnie pretensje, że nie zaprosiłam swoich znajomych bo ona chciała ich poznać. Po co? Bo rodzic powinien znać znajomych swoich dzieci bo jak nie zna to nie może doradzić, a z tego mogą wyjść same problemy...

I te Jej teorie spiskowe, podejrzenia, własne przypuszczenia. Kiedy ostatnio byłam akurat miała ciężkie dni- była chora. Dzisiaj usłyszałam, że patrzyłam na Nią z pogardą i pewnie myślałam, że udaje. I że sprawiłam Jej czymś przykrość, ale oczywiście nie chciała powiedzieć czym. Płakała do słuchawki mówiąc, że gdybym się o Nią troszczyła to chodziłabym jak w zegarku. Że mam ją gdzieś i że tylko czekam aż umrze żeby mieć w końcu korzyści z mieszkania które na mnie przepisała... Matko... A ja cały weekend myłam co chwilę miskę po Jej wymiotach, robiłam herbatki, starałam się namówić żeby wezwać pogotowie. Nie spałam całą noc bo Ona płakała z bólu. Niestety na drugi dzień wyjechałam godzinę prędzej niż Ona sobie zaplanowała i chyba na tym polegał mój błąd bo okazało się jaka jestem niewdzięczna i zła.

Kiedyś próbowałam z Nią rozmawiać. Nie raz zresztą, ale nie da się. Kiedy próbuję mieć swoje zdanie dostaję opieprz. Słyszę, że jestem niewdzięczna. Kiedy wypomniałam coś Jej wpadła w jakiś szał. Łkała, że Oni wszystko dla mnie poświęcili a ja teraz mam wielkie krzywdy, że wszystko mi zapewniali a ja się tak odwdzięczam. Usłyszałam od Niej, że jadąc na studia nie mówiłam, że nie wrócę. Że Ją zostawiłam samą. Ona ma zawsze racje, idealną pamięć, jest nieomylna. I nie widzi żadnych pozytywów w życiu. Kiedy twierdzę inaczej słyszę, że nic o życiu nie wiem. Albo kiedy mówię coś od siebie coś niezgodnego z Jej myśleniem słyszę, że jestem infantylna, bezmyślna albo niedojrzała....Jedynie Jej rady są słuszne bo jest starsza i ma doświadczenie. Kiedy popłakałam się bo sprawiała mi tak ogromny ból bo miała zły humor usłyszałam: Płacz płacz. Na moim pogrzebie pewnie nie zapłaczesz bo ty tylko nad sobą umiesz płakać.

A Ona naprawdę nie umie normalnie rozmawiać. Jest coraz gorzej- jakby jej ulubionym zajęciem było mieszanie drugiego człowieka z błotem. Ja czuję się zmasakrowana wewnętrznie :-(

Ostatnio nie umiem funkcjonować jeśli nie łyknę jakichś wyciszających tabletek. Kiedy wiem, że muszę zadzwonić do Babci mam nudności. Źle sypiam, wiecznie jestem zmęczona i w zasadzie nie pamiętam kiedy ostatni raz nie bolała mnie głowa.

Ja naprawdę nie jestem niewdzięczna...Ale ja chcę normalności. Moja babcia domaga się szacunku, wdzięczności.... Ja też chcę jakiegokolwiek szacunku. Czuję, że jeśli to się zaraz nie skończy skończę źle. Ja już nie mam siły.

Chcę pewnego dnia obudzić się i mieć świadomość, że nie czeka mnie nic niemiłego, nieprzyjemnego, złego... Ja jestem przygotowana na przeciwności losu, ale mam dość tej konkretnej sytuacji... Co zrobić by się uwolnić...? Odwrócić się od Niej? Zostawić, przestać rozmawiać i po Jej śmierci umrzeć jeszcze bardziej z powodu wyrzutów sumienia...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz już własną rodzinę, nie jesteś związana babcią. Jak jest chora czy ma jakieś poważniejsze problemy to możesz jej pomóc, ale nie być na każde jej zawołanie. Musisz stanowczo stawiać swoje granice. Jesteś już dorosła. Najlepiej by było gdybyś porozmawiała o tym z jakimś psychologiem. Nie tyle (albo nie tylko) jeśli chodzi o twoje problemy ze sobą, ale też żebyś też nauczyła się rozmawiać z nią. Bo twoja relacja z babcią jest toksyczna. Musisz nauczyć stanowczo odpierać te jej zarzuty i nie dawać się wciągnąć w jakieś poczucie winy. Nie musisz do niej dzwonić ani się bronić przed jej wyrzutami. Jeśli chce żebyś jej cały czas udowadniała swoją miłość i wdzięczność to znaczy że niewiele o nich wie. Ona sama powinna się leczyć u psychologa, ale prawdopodobnie nie będzie chciała. Jeśli nie zapatrujesz się na wizytę to chociaż skombinuj sobie jakieś książki o toksycznych relacjach, mówieniu nie. Chyba byłoby ci łatwiej jak byś miała oparcie w swoim mężu, zamiast przeżywać to wszystko samemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz już własną rodzinę, nie jesteś związana babcią. Jak jest chora czy ma jakieś poważniejsze problemy to możesz jej pomóc, ale nie być na każde jej zawołanie. Musisz stanowczo stawiać swoje granice. Jesteś już dorosła. Najlepiej by było gdybyś porozmawiała o tym z jakimś psychologiem. Nie tyle (albo nie tylko) jeśli chodzi o twoje problemy ze sobą, ale też żebyś też nauczyła się rozmawiać z nią. Bo twoja relacja z babcią jest toksyczna. Musisz nauczyć stanowczo odpierać te jej zarzuty i nie dawać się wciągnąć w jakieś poczucie winy. Nie musisz do niej dzwonić ani się bronić przed jej wyrzutami. Jeśli chce żebyś jej cały czas udowadniała swoją miłość i wdzięczność to znaczy że niewiele o nich wie. Ona sama powinna się leczyć u psychologa, ale prawdopodobnie nie będzie chciała. Jeśli nie zapatrujesz się na wizytę to chociaż skombinuj sobie jakieś książki o toksycznych relacjach, mówieniu nie. Chyba byłoby ci łatwiej jak byś miała oparcie w swoim mężu, zamiast przeżywać to wszystko samemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam w Nim oparcie i gdybym chciała mogłabym cały czas płakać Mu w rękaw. On jest wyrozumiały, cierpliwy i troskliwy ale czasami jest mi Go szkoda i nie chce tego robić bo czuję, że przez tę atmosferę zniszczę wszystko.

 

A co do książki to właśnie wpadła mi w ręce pt TOKSYCZNI RODZICE i coś w tym jest.... czytam ją i płaczę dosłownie :-(

Dziękuję za odpowiedź i chyba racja, że wizyta u psychologa by się przydała... Bylebym trafiła na dobrego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam w Nim oparcie i gdybym chciała mogłabym cały czas płakać Mu w rękaw. On jest wyrozumiały, cierpliwy i troskliwy ale czasami jest mi Go szkoda i nie chce tego robić bo czuję, że przez tę atmosferę zniszczę wszystko.

 

A co do książki to właśnie wpadła mi w ręce pt TOKSYCZNI RODZICE i coś w tym jest.... czytam ją i płaczę dosłownie :-(

Dziękuję za odpowiedź i chyba racja, że wizyta u psychologa by się przydała... Bylebym trafiła na dobrego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raz była u nas na kilka dni.... Nie zapomnę tego czasu. Ja wiem- każdy ma swój gust, ale tak jak ona zjechała z góry na dół styl mojego mieszkania to się w głowie nie mieści. Słyszałam tylko, że mam brzydki kolor ścian, że łóżko za duże, że kto sobie takie meble stawia i że tylko bezmyślni ludzie kładą dywan w sypialni. I wiele wiele innych.

Jakbym moja matke slyszala :D Teraz mnie to juz bawi..kiedys sprawialo przykrosc.

qumka777, musisz sie nauczyc stawiac granice, mowic wprost co myslisz.

 

Słyszałam tylko, że mam brzydki kolor ścian,

No coz. NAM sie podoba i taki wybralismy

 

że łóżko za duże

Lubimy miec duzo miejsca w łóżu i NAM to odpowiada

że kto sobie takie meble stawia

Nie wiem kto ale NAM sie podobaly i podobaja nadal

 

i że tylko bezmyślni ludzie kładą dywan w sypialni.

Jestesmy w takim razie bezmyslni , bo lubimy nasz dywan w sypialni

 

Ja tak robie z moja matka i zamyka jej to usta. Dostaje wyrazny komunikat, ze jej gust i jej zdanie jest malo wazne w MOIM domu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raz była u nas na kilka dni.... Nie zapomnę tego czasu. Ja wiem- każdy ma swój gust, ale tak jak ona zjechała z góry na dół styl mojego mieszkania to się w głowie nie mieści. Słyszałam tylko, że mam brzydki kolor ścian, że łóżko za duże, że kto sobie takie meble stawia i że tylko bezmyślni ludzie kładą dywan w sypialni. I wiele wiele innych.

Jakbym moja matke slyszala :D Teraz mnie to juz bawi..kiedys sprawialo przykrosc.

qumka777, musisz sie nauczyc stawiac granice, mowic wprost co myslisz.

 

Słyszałam tylko, że mam brzydki kolor ścian,

No coz. NAM sie podoba i taki wybralismy

 

że łóżko za duże

Lubimy miec duzo miejsca w łóżu i NAM to odpowiada

że kto sobie takie meble stawia

Nie wiem kto ale NAM sie podobaly i podobaja nadal

 

i że tylko bezmyślni ludzie kładą dywan w sypialni.

Jestesmy w takim razie bezmyslni , bo lubimy nasz dywan w sypialni

 

Ja tak robie z moja matka i zamyka jej to usta. Dostaje wyrazny komunikat, ze jej gust i jej zdanie jest malo wazne w MOIM domu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sęk w tym, że ja próbowałam. Ale chyba zbyt długo czekałam z tym "wychowywaniem" Jej i zamykaniem Jej ust. Ona ma nade mną w pewnym sensie władzę, a jak Jej odpowiem to słyszę :" Jak Ty się do mnie zwracasz, trochę szacunku" i oczywiście zaraz wzbudza litość łzami w oczach i tekstami że za co Ona jest tak karana. Zapomniałam dodać, że u Niej nie kończy się na tym, że raz skrytykuje. Ona coś co Jej się nie spodobało 5 lat temu potrafi dzisiaj wypomnieć. Ba. Jeśli popełniłam jakiś błąd mając 14 lat Ona w kłótni potrafi to wypominać. Ja wiem, że inni rodzice też czasem krytykują swoje dzieci. I umiem krytykę przyjąć, ale krytyka to Jej drugie imię... Ja nie umiem tego wyjaśnić, ale Ona ma siłę która niszczy mnie wewnętrznie, a ja nie umiem nad tym zapanować bo słyszę, że to troska.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sęk w tym, że ja próbowałam. Ale chyba zbyt długo czekałam z tym "wychowywaniem" Jej i zamykaniem Jej ust. Ona ma nade mną w pewnym sensie władzę, a jak Jej odpowiem to słyszę :" Jak Ty się do mnie zwracasz, trochę szacunku" i oczywiście zaraz wzbudza litość łzami w oczach i tekstami że za co Ona jest tak karana. Zapomniałam dodać, że u Niej nie kończy się na tym, że raz skrytykuje. Ona coś co Jej się nie spodobało 5 lat temu potrafi dzisiaj wypomnieć. Ba. Jeśli popełniłam jakiś błąd mając 14 lat Ona w kłótni potrafi to wypominać. Ja wiem, że inni rodzice też czasem krytykują swoje dzieci. I umiem krytykę przyjąć, ale krytyka to Jej drugie imię... Ja nie umiem tego wyjaśnić, ale Ona ma siłę która niszczy mnie wewnętrznie, a ja nie umiem nad tym zapanować bo słyszę, że to troska.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

qumka777, po prostu postaw babci ultimatum i powiedz ja zyje wg swojego zycia a nie Twojego. Kocham Cie i szanuje ale nie dam soba pomiatac. Jezeli nie postarasz sie poprawic to nie bede sie z Toba kontaktowac. Ale dotrzymaj slowa, bo inaczej nigdy sie od niej nie uwolnisz. Babcia po prostu chce kontrolowac Twoje zycie. Nie ma znajomych? Niech sie zapisze do uniwerku 3 wieku, albo chodzi na zabawy. Masa starszych ludzi w wieku 60,70,80 tak sie bawi i zyje calkiem niezle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

qumka777, po prostu postaw babci ultimatum i powiedz ja zyje wg swojego zycia a nie Twojego. Kocham Cie i szanuje ale nie dam soba pomiatac. Jezeli nie postarasz sie poprawic to nie bede sie z Toba kontaktowac. Ale dotrzymaj slowa, bo inaczej nigdy sie od niej nie uwolnisz. Babcia po prostu chce kontrolowac Twoje zycie. Nie ma znajomych? Niech sie zapisze do uniwerku 3 wieku, albo chodzi na zabawy. Masa starszych ludzi w wieku 60,70,80 tak sie bawi i zyje calkiem niezle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzis moja matka probowala wzbudzic poczucie winy w mojej siiostrze mowiac "to ja was (miala na mysli moja siostre i mnie ) chronilam (nie mam pojecia przed czym) a wy tak mi sie odwdzieczacie? Na co moja siostra przytomnie odpowiedziala "problem w tym , ze nikt nas nie chronil przed toba" co zbilo ja na tyle z pantalyku, ze sie zamknela

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzis moja matka probowala wzbudzic poczucie winy w mojej siiostrze mowiac "to ja was (miala na mysli moja siostre i mnie ) chronilam (nie mam pojecia przed czym) a wy tak mi sie odwdzieczacie? Na co moja siostra przytomnie odpowiedziala "problem w tym , ze nikt nas nie chronil przed toba" co zbilo ja na tyle z pantalyku, ze sie zamknela

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×