Skocz do zawartości
Nerwica.com

"Huśtawka"


Gość iwillnotcry

Rekomendowane odpowiedzi

Huśtawka

 

 

Wyszedł z pokoju niczym oświecony. Myśli rozsadzały jego głowę. Czuł, że jest jakby na huśtawce. Raz czując błogi spokój, raz targające przerażenie. Był chwiejny, to można było o nim powiedzieć. Huśtał się, jednocześnie męcząc się z tym, co siedziało w nim i tak bolało, tak ściskało. Chciał z niej zejść, nagle wyskoczyć do przodu. Byleby odzyskać ukojenie ducha. Drżało serce, drżała cała dusza. Raz swobodnie oddychając, raz trzęsąc się z przerażenia. To go wyniszczało, dręczyło... już od jakiegoś czasu. Chciał się ustatkować, zostać przy szczęśliwym stanie rzeczywistości, o który tak zaciekle walczył i na który zasługiwał. Nie było wręcz podstaw, aby coś złego się nagle wpierdoliło. Jednak złapał tą pokrzywkę i poczuł, że boli. Włączyła mu się głęboka analiza, bo oczywiście miał odrobinę rozsądku nad tym wszystkim. Stąd ta cała chwiejność, targająca nim niczym starą szmatą, która zaraz miała się potargać. Liczył tylko na to, że moc miłości będzie silniejsza od nieustannego lęku. Wierzył w to.

 

 

 

Wierzył we wszystko, co zwiastowało lepszy czas. I taki czas właśnie nadszedł. Skończyła się zima w jego sercu. Wszystko przeżywało ponowny rozkwit, topiąc zimne spojrzenie na świat. Wychodziło złociste słońce, wiał harmonijny wiatr, który rozdzielał szare chmury nad jego całym światem. Był młody, chyba zbyt młody by aż tak bardzo nienawidzić świata. Młody i przewrażliwiony na punkcie ludzkiej krzywdy. Już nie wiedział, czy to dobre nastawienie. Od dawien dawna jego skrzydła były potargane, poszarpane. Jego obawy się sprawdzały. Doskonale wiedział, że jest kruchy, z czym będzie mu niezwykle ciężko walczyć. Cios za ciosem, nie zabijał, lecz wzmacniał. Czasem czuł się jak zabłąkany pies, który był skazany sam na siebie. Niczym oskubany z całej pogody ducha, jaką posiadał. Lecz na szczęście, dalej ją posiada. Przeciętny człowiek już dawno byłby człowiekiem gruboskórnym i oschłym, stałby się emocjonalnym nosorożcem. Cieszył się z tego, że istniały w nim jeszcze jakiekolwiek zasoby człowieczeństwa. Nie widział nic złego w swoim neurotyźmie. Nawet, jeśli dla innych wydawałoby się to zachowanie godne cioty. Ciągle przyklejali na niego tego typu etykietki, czego już nie mógł znieść. Wszystkie wyrwał i wyrzucił do śmieci.

 

 

 

Był na swój sposób wyjątkowy, jak każdy. Jednak czegoś brakowało do tego, by stać się w pełni człowiekiem. Padół łez mu na to nie pozwalał. Siłą działał wbrew sobie, nie było to w jego stylu. Zastanawiał się nad każdym krokiem, zamiast czasem puścić wodze fantazji i poczekać, co przyniesie upływająca chwila. Nigdy nie był wybitną jednostką i nie będzie się za takiego uważał, co to to nie. Był tylko świadom swojej wyjątkowości, lecz niczego poza tym. To najbardziej zabijało jego prawdziwy charakter. W jego uczuciach panowała niesamowita delikatność, lecz wiara w własne siły. I niestety lub stety, przerost duszy nad rozumem zawsze będzie opisywać jego charakter, jest najlepszym uwieńczeniem jego zachowania. Tyle jednak lepiej, że stało się to opanowane. Zawładnął nad tym, o dziwota. W tym wypadku odniósł swój własny, osobisty sukces. Nie każdy przecież musi być jak głaz. Przynajmniej nie on. Szukający natchnień, marzycielski i młody. Zagubiony lecz świadomy siebie chłopiec. Tak, chłopiec. Był jeszcze kimś takim. Oszukiwanie samego siebie w tym wypadku byłoby nie na miejscu. Musiał z tego korzystać, póki jeszcze mógł. Ciągle szuka swojego miejsca, własnej drogi, którą mógłby podążać ku lepszemu. Oczywiście, nie działając wbrew sobie.

 

 

 

Nie był przecież kimś gorszej rasy. Był równie ważny, jak każdy inny. Jak każde inne życie tutaj. Powiedział sobie 'dość'. Był niczym poczwarka w kokonie, który za jakiś czas miał się rozstąpić i uwolnić kolorowe i pełne życia imago. Szczęśliwego człowieka, chłopaka świadomego siebie, o charakterze i podejściu godnego trzymającego łeb na karku. Lecz uśmiechu promiennym i radosnym jak u dziecka. Musiał tylko oswoić się z samym sobą. Nauczyć się trzymać czasem swoje serce w słoiku, szczelnie zamkniętym. By stłumić zbędne i destrukcyjne emocje. Sic, nauczył się. Krok za krokiem, zbliża się do wielkiej, odwiecznej tajemnicy - poznania siebie. Czuł się skrępowany i ograniczony. Lecz tym, jakim jest człowiekiem, był w stanie rozerwać te przeklęte więzy. Lecz teraz ciągle się huśtał, na kompletnym pustkowiu, będąc już prawie gotów by zeskoczyć. Ciągle myślał, wytężał umysł, by w końcu dojść do definitywnej myśli i dać sobie samemu spokój. Wtedy drżenie minie, lęki odejdą i już nigdy nie wrócą. Odejdą, odrzucone w niepamięć. Wygra wojnę z samym sobą. I tak oto stanie się uosobieniem swoich własnych marzeń.

 

 

 

I tak oto, Bartusiu, będziesz prawdziwym człowiekiem. I już zawsze będziesz szczęśliwy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×