Skocz do zawartości
Nerwica.com

Już nie potrafię żyć bez leków...?


hanca84

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć.

Wiecie, nawet nie wiem od czego zacząć. Nawet nie wiem czy chce mi się to pisać.

Leków nie biorę tak zupełnie od początku sierpnia, wcześniej przez 2-3 miesiące zmniejszałam dawkę, więc nie wiem, czy efekt terapeutyczny był. Brałam Efectin 75 ER. Brałam od początku maja 2009 roku, czyli łącznie ze zmniejszaniem dawki 16 miesięcy. To moje 4 leczenie farmakologiczne (pierwsze w wieku 17 lat).

Z początku byłam nastawiona na dłuższe leczenie, ale mój psychiatra ocenił, że jestem zdrowa, że musiałabym odstawić leki latem, bo jesienią nie ma sensu, a czekać na kolejne lato - to dałoby ponad 2 lata leczenia. Psychiatra uznał, ze nie trzeba, że jestem młoda, że leki nie są bez wpływu na organizm jednak. To samo moja terapeutka: spotykałam się z nią regularnie przez całe 16 miesięcy, ona nie znalazła we mnie żadnej głębokiej traumy czy czegoś, co mogłoby wywoływać depresję. Po prostu pogrążam się w smutku i już.

 

Na Efectinie czułam się dobrze. Uleczył mnie z moich dolegliwości powiedzmy w 90% (sądzę, że to sporo). Jednak juz teraz obserwuję, że część z tego wraca. A "powinnam" byc szczęśliwa, bo od kilku miesięcy mam wspaniałego faceta, z którym czuję się naprawdę dobrze, nowych znajomych, sporo wspólnej rozrywki, a z drugiej strony poczucie bezpieczeństwa.

 

Ale wróciły jakieś lęki, o to co będzie dalej, jakieś poczucie pustki, chęć ucieczki nie wiadomo gdzie i przed czym. Nie umiem tego nawet sprecyzować. Smutek, łzy pojawiające się w oczach, nic tylko bym się przytulała. Spadła mi całkowicie motywacja do czegokolwiek. W pracy mam ochotę warczeć na klientów, rzucić papierami w kąt, jak coś już robię to co chwila odrywam się by przejrzeć jakieś forum. Męczy mnie to okropnie. W domu to samo, najchętniej bym się położyła w łóżku, jest mi zimno i źle. Podczas spotkań z moim facetem oczywiście się ożywiam, ale zaczynam obserwować, że "wynajduję" problemy, nad którymi się zamyślam i że mnie to już tak nie cieszy.

 

Nie mam pojęcia, co w tej sytuacji robić. Wrócić do psychiatry? Leki, tym razem już bezapelacyjnie na 5 lat? Może mam złych psychiatrów, psychologów? Mam dopiero 26 lat, mam przestać wierzyć, że mogę żyć bez leków?

 

Myślałam o tym, że może gruntowne przemiany w życiu mi pomogą, nie wiem dziecko? A jeśli nie? Nie mam prawa przecież narażać innych. Pomijając już fakt, że na tym etapie związku i z takimi zarobkami nie mam szans na takie zmiany.

 

Chciałabym sobie z tym poradzić, potraktować to jako chwilowy smutek, znaleźć w sobie taką siłę jaką mają inni. Ale po prostu nie mam tej siły...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym sobie z tym poradzić, potraktować to jako chwilowy smutek, znaleźć w sobie taką siłę jaką mają inni. Ale po prostu nie mam tej siły...

Oczywiście że masz to siłę, tylko ją blokujesz. Wymyśl sobie modlitwę, w której jesteś taka jaką chciałabyś być teraz. Odmawiaj ją tak często jak często nachodzą cie złe myśli lęki itp. Odmawiaj ją z wielkim spokojem i wyciszeniem, notorycznie wmawiaj sobie że wszystko jest ok przez taką modlitwę, jak kładziesz się spać dokładnie tak samo się módl i zasypiaj ze słowami w tej modlitwie. Uwierz w siebie !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Marek77 ma racje. to chemia, endogenna sprawa. ty jeszcze marudzisz, ze trzeba brac leki do konca zycia? sa ludzie, ktorzy choruja po 20 lat, biora leki i w ogole nie mieli remisji. moze za malo doswiadczenia z depresja u ciebie, ze marudzisz ze trzeba do konca brac leki? lepiej brac leki i byc w remisji niz zdychac bez. sile znajdziesz w tabletach i tyle. jak psychologia jest taka zbawienna to po co tablety?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co Ci da modlitwa jesli np masz endogenne zaburzenia w funkcjonowaniu okreslonych neuroprzek.. wtedy chemia moze byc wybawieniem.. lepiej brac leki i życ jak człowiek niz szanowac wątrobe i cierpiec..to przeciez oczywista oczywistosc...

Tak może i racja ale jak długo można brać leki do końca życia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie bo macie ogolnie zle myslenie, ja juz biore ponad 1,5 roku leki, badalam sie wyniki mam doskonale, jak nigdy! Owszem biore najnizsza dawke, ale nadal zamierzam brac, czuje sie jeszcze wewnetrznie ze mam napiecie, strach...nie lęki, tylko wiem ze jeszcze nie jestem gotowa na odstawienie lekow, bo zauwazam u siebie czasami jeszcze momenty zawahan. Zreszta moja lekarka, kiedy chcialam odstawic leki, powiedziala prosze rozwazyc za i przeciw ja zalecam dluzsza terapie, wrocilam do domu przemyslalam pare dni i nie odstawiam (lekarka sugeruje branie co najmniej 2,5 roku do 3 lat z podtrzymujacym). Poza tym mam nadczynnosc tarczycy, biore leki od 12 lat na to, i wiem ze bede brac je do konca zycia, i wcale mnie to nie martwi. Sa gorsze choroby, smiertelne. Takze nie jest to koniec swiata, branie lekow do konca zycia. Natomiast co do ciazy, to planuje wtedy leki odstawic, a po urodzeniu od razu wrocic, jezeli bedzie taka potrzeba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×