Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mam syndrom wiecznego chłopca


Rekomendowane odpowiedzi

Jak w temacie, odkryłem u siebie, ku nieskrywanemu zaskoczeniu syndrom wiecznego chłopca(alias. Piotrusia pana, czy puer aeternus). Problem tkwi głęboko, bo pozostaje już trzy lata w kryzysie, a sensowna odpowiedź pojawiła się dopiero teraz. Jednak chcę z tym walczyć i wreszcie pozbyć się złego sposobu myślenia, który rujnuje mi życie. Ale po kolei.

Objawami tego stanu są:

1)kompleks matki

2)fascynacja kobietą idealną (tęsknota za matką)

3)indywidualizm

4)brak potrzeby adaptacji(bunt społeczny, eskapizm)

5)kompleks niższości wraz z kompensacyjnym poczuciem wyższości

6)psychologia młodzieńcza, dominująca rola ideałów i wyobraźni

7)homoseksualizm lub donżuanizm(męskość wyalienowana od kobiecości)

To jedne z najczęstszych objawów jakie przewijają się w tym zaburzeniu, przy czym muszę przyznać, że dotknęły mnie praktycznie wszystkie z większym lub mniejszym zintensyfikowaniem. Podchodzę do sprawy bardzo poważnie, bo jak pisałem wcześniej, ten sposób bycia zaczął jakiś czas temu rujnować mi życie. Jakiś czas temu wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz ubóstwiałem egoistyczne dążenie do wolności i zrzucanie z siebie odpowiedzialności, ale teraz jestem niejako przyparty do muru.

Jestem studentem i przez ostatnie dwa lata powtarzałem ten sam rok studiów. Nie wziąłem dziekanki ani razu, więc wyczerpałem sobie limit powtórek. Przy czym za każdym razem obiecywałem, że wszystko się zmieni, a potem powracałem do nic nie robienia. Całymi dniami przesiadywałem w mieszkaniu (studiuję poza rodzinną miejscowością, nie mieszkam z rodzicami) grając na komputerze, oglądając filmy, przeglądając internet, czytając książki, ale się nie ucząc. Z początku, kiedy ten stan rzeczy się rozpoczął, miałem ogromne załamanie hierarchii wartości życiowych. Moje dziecięce i marzycielskie przekonania na temat studiów i towarzyszącej zabawy legło w gruzach. Byłem obrażony na cały świat, nie chciałem się w żaden sposób zaadaptować do nowej sytuacji. Ten bunt z czasem minął, obecnie mój sposób myślenia sporo się zmienił, ale wciąż nie przezwyciężyłem wszystkich problemów.

Wciąż pozostaję w dużej mierze marzycielem, zaś moja życiowa aksjologia orbituje wokół pojęć wyidealizowanych. Mam przeświadczenie o własnej wyjątkowości i szczególnej roli do spełnienia. Mimo braku zaangażowania w jakimkolwiek kierunku dalszego rozwoju społecznego. Przez dłuższy czas narzekałem na wybrany przeze mnie kierunek studiów, uważałem, że to nie dla mnie, argumentując to tym, że ludzie są mi nieprzyjaźni (miałem ogromną potrzebę zawiązania głębokich przyjaźni, mimo że ludzi tak naprawdę traktowałem instrumentalnie). Zastanawiałem się nad zmianą kierunku studiów, ale nie chciałem na siebie brać odpowiedzialności za tak ważką decyzję. Z resztą odpychanie od siebie decyzji, z którymi wiązała się odpowiedzialność towarzyszyło mi od kiedy tylko pamiętam. Ten stan rzeczy również powoli zaczął ulegać zmianie. Pogodziłem się z dokonanym przed laty wyborem, nawet zacząłem dostrzegać płynące z tego pozytywy. Mam jednak dalej problemy z mobilizacją do nauki.

Na szczęście stres wywoływany przez zbliżającą się sesję, będącą zarazem ostatnim kołem ratunku działa na mnie motywującą, ale jeszcze nie mobilizująco. Wiem co powinienem robić, jestem przekonany o słuszności takiego myślenia, jednakże nie ma to przełożenia na czyny. Wciąż ulegam chęci odprężenia się przy komputerze, czy jakiejkolwiek innej czynności, która nie zmuszałaby do wytężonego wysiłku. Pod koniec dnia rugam się za to że nic nie przerobiłem, obiecuję sobie poprawę, rozważam jak mam ją wprowadzić w życie, ale kolejny dzień przynosi równie marne efekty.

Podobnie sprawa tyczy się składanych przeze mnie obietnic i realizowania podejmowanych celów. Wraz z unikaniem jakiejkolwiek odpowiedzialności, wiąże się nierealizowanie podjętych celów. Często obiecuję, sobie czy innym osobom, że coś zrobię, ale rzadko kiedy dotrzymuję obietnicy. Osoby mi bliskie (te które jeszcze mogę tak nazwać, prócz rodziny) przyzwyczaiły się do tej patologii w moim zachowaniu. Określono mnie kiedyś mianem osoby o "słomianym zapale". To określenie idealnie opisuje sposób w jaki zabieram się do realizowania jakichkolwiek celów. Najpierw mam wielki plan, nad którym niekiedy siedzę tak długo, by wszystko wyszło idealnie. Jednakże przeważnie kończy się albo na sferze planowania, albo w bardzo wczesnym stadium realizacji. Rzadko kiedy udaje mi się cokolwiek doprowadzić do końca.

Mówiąc o osobach mi bliskich trzeba nadmienić, że szczególnie w okresie, gdy zaczął się mój kryzys, czyli jakieś 3 lata temu, tuż po pierwszym powtarzaniu roku zacząłem stronić od znajomych. Do tego stopnia, że po 3 latach, mogę śmiało stwierdzić, że został mi zaledwie jeden kolega, którego w ogóle interesuje moje istnienie, dziewczyna, która zainteresowana jest związaniem się ze mną oraz znajoma z roku. To jedyne osoby od których nie stronie, przy czym to wcale nie oznacza, że nie traktuję ich instrumentalnie, przedmiotowo. Ogólnie rzecz biorąc przez całe życie starałem się otaczać osobami niekonfliktowymi, to chyba też jeden z objawów, choć nie jestem pewien.

Jeżeli chodzi o związki, to homoseksualizmu u siebie nie stwierdziłem. Jestem na tą sprawę całkowicie obojętny, co biorę za pozytyw. Jednak do kobiet podchodzę zbyt przedmiotowo, unikam związków, czegokolwiek co mogłoby mnie ograniczyć. Lubuję się zaś w podrywie, nie jestem co prawda wielkim donżuanem, ale mam swoje sposoby. Nigdy jednak nie pozwoliłem, aby sprawy zaszły zbyt daleko i stały się wiążące. To samo tyczy się tej dziewczyny. Jej zainteresowanie co prawda osłabło już nieco, ale trwa nieprzerwanie przez ponad rok. Przez tak długi czas ją zwodziłem, wracając do niej jedynie, gdy potrzebowałem podnieść własne poczucie wartości. Należy dodać, że w przeszłości nie byłem najśliczniejszym z chłopców i byłem raczej pulchny, miałem ogólnie swoje wady, byłem do tego bardzo nieśmiały. Spotkało mnie przez to parę traumatycznych, jak na owe czasy przeżyć, które mocno odczułem. Te odczucia wciąż we mnie głęboko siedzą, staram się jednak do nich nie wracać myślami, ponieważ jakiekolwiek odniesienie się do nich powoduje u mnie głębokie poczucie wstydu i złe samopoczucie. Mimo wielu prób nie potrafiłem się z pewnymi rzeczami pogodzić. Pewnie dlatego jestem wyjątkowo wrażliwy na punkcie własnego wyglądu. Wiąże się z tym ogromna samokrytyka prowadząca nierzadko do złego samopoczucia. Słowem, kompleks niższości to ja.

 

Nie wiem czy wszystko opisałem dokładnie tak jak chciałem, ale mam nadzieję, że tworzy to jakaś przynajmniej cześć obrazu, który chciałem ukazać. Zdecydowałem się tak wylewnie przedstawić swoje problemy na tym forum, bo mam nadzieję, że wreszcie znajdzie się ktoś kto mi pomoże. Czas przestał być moim przyjacielem i to właśnie sobie boleśnie uświadomiłem, teraz gdy grozi mi widmo utraty wszelkich perspektyw na przyszłość. Wiem, że jeżeli nie zacznę wcześnie pracować nad tym problemem to mogę w ten sposób utracić znacznie więcej z tego co oferuje nam życie. Tuszę, że każdy z was tu obecnych i czytających moją spowiedź podejdzie z najwyższą rozwagą do przedstawionego problemu. Ja zaś postaram się rozważyć każde wasze słowo, bo bardzo zależy mi na wyjściu z tego impasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

burak cukrowy, przeczytałam wsio co napisałeś, miałam kiedyś podobny problem, tylko, że to mnie dotknęło kilka lat wcześniej w liceum, teraz studiuje i musiałam nauczyć się konsekwentnie wykonywać zadania, na nauke nigdy nie jest za późno, przynajmniej na taką, która pozwoli Ci na naprawę własnego wizerunku. Ciągle z tym walcze, ale czuję się lepiej wiedząc, że podejmuje walke i potrafie być silniejsza od samej siebie. Nie wiem jak to nazwać, ale staram się przejąć kontrole nad tym co myśle, robie, analizuje poszukuje korzyści, inaczej skończyłoby się tylko na chęciach.

 

Powiedz, jak wyglądają Twoje kontakty z rodziną, tą najbliższą i czy w dzieciństwie czasem nie byłeś ze wszystkiego wyręczany?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stary, ty napisz pracę doktorską, to na tym zarobisz :) tak opisałeś temat, że w sam raz na uniwerek z tym !!!! U ilu psycholi już byłeś? co oni na to? co rodzina na to? co ksiądz?

 

może jednak jesteś po prostu gejem, jak ja? i po co wtedy dorabiać tą całą teorię? w tym nie ma nic złego nie bój się, do ziemi po śmierci każdy idzie równo, czy heteryk, czy gej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

the grove unlimited, czyli wnioskujemy, że geye nic nie robią, później się za to rugają, nie dotrzymują obietnic i podrywają dziewczyny w pabach...litości. :mrgreen:

 

A co masz do ludzi z uniewerku?

 

nie będę odpowiadał za zaczepne i nic nie wnoszące posty, poza tym życzę więcej luzu w podejściu do życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedz, jak wyglądają Twoje kontakty z rodziną, tą najbliższą i czy w dzieciństwie czasem nie byłeś ze wszystkiego wyręczany?

W rzeczy samej, w dzieciństwie rzadko kiedy przenoszono na mnie odpowiedzialność za jakiekolwiek czynności. W wielu kwestiach byłem wyręczany. Równocześnie starałem się odpychać od siebie wszelkie postacie odpowiedzialności. Zwlekałem z podejmowaniem decyzji, do tego stopnia, że niekiedy w ogóle nie byłem w stanie ich podjąć. Ponadto mało ode mnie wymagano. Sam również niewiele od siebie wymagałem, mimo iż przejawiałem ewidentnie zachowania megalomana. Wyolbrzymiałem swoje możliwości, choć tak naprawdę z nich nie korzystałem. Pozostawałem przy tym szalenie pustosłowny.

 

stary, ty napisz pracę doktorską, to na tym zarobisz :) tak opisałeś temat, że w sam raz na uniwerek z tym !!!! U ilu psycholi już byłeś? co oni na to? co rodzina na to? co ksiądz?

 

może jednak jesteś po prostu gejem, jak ja? i po co wtedy dorabiać tą całą teorię? w tym nie ma nic złego nie bój się, do ziemi po śmierci każdy idzie równo, czy heteryk, czy gej.

Myślę, że z psychologii jest wiele ciekawszych przypadków niż mój, mimo że nie mam z tym kierunkiem zbyt wiele do czynienia. Zapewniam, że gdybym był gejem lub gdybym podejrzewał w sobie skłonności homoseksualne to napisałbym wprost co mnie trapi. To nie jest miejsce na przysłowiowe owijanie w bawełnę, tutaj nikt się nie zna i nie musimy sobie wzajem patrzeć w oczy, więc kłamstwa to tylko strata czasu.

 

Zastanawiam się Mocca, skoro mówisz, że przechodziłaś coś podobnego, to napisz mi na priv w jaki sposób się z tym uporałaś. Opisz mi wszystko co może być dla mnie przydatne, bo bardzo zależy mi na zmianie. Jeżeli macie jakiekolwiek pomysły to słucham. Dużo przeszkód udało mi się samemu pokonać, ale wiem że to nie koniec drogi. Wszelkie rady mile widziane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po tym wszystkim co napisałeś mam jedno pytanie - jak z takim podejściem w ogóle zdałeś maturę? Przecież jednak do matury trzeba coś umieć, i nawet jeśli ktoś nie przysiądzie przed samymi egzaminami to ma jakąś wiedzę z systematycznej nauki w ciągu 3 lat liceum... Może w liceum miałeś coś co Cię motywowało a czego nie masz teraz?

 

A tak ode mnie - też miałam problem ze studiami, ale pierwsza praca - długie godziny za marne pieniądze - bardzo mnie zmotywowały no studiowania, uwierz mi. Po LO nie ma innej opcji - tylko dalsza nauka - przynajmniej w naszym kraju.

 

Może pójdź na zaoczne i zacznij pracę?

Poczucie kontroli w życiu i satysfakcja z własnych pieniędzy naprawdę poprawiają samopoczucie.

 

Jestem też ciekawa co Twoi rodzice na to, że cięgle nie zaliczasz roku? Moi by mnie chyba wydziedziczyli i wywalili z domu do roboty ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po tym wszystkim co napisałeś mam jedno pytanie - jak z takim podejściem w ogóle zdałeś maturę? Przecież jednak do matury trzeba coś umieć, i nawet jeśli ktoś nie przysiądzie przed samymi egzaminami to ma jakąś wiedzę z systematycznej nauki w ciągu 3 lat liceum... Może w liceum miałeś coś co Cię motywowało a czego nie masz teraz?

 

A tak ode mnie - też miałam problem ze studiami, ale pierwsza praca - długie godziny za marne pieniądze - bardzo mnie zmotywowały no studiowania, uwierz mi. Po LO nie ma innej opcji - tylko dalsza nauka - przynajmniej w naszym kraju.

 

Może pójdź na zaoczne i zacznij pracę?

Poczucie kontroli w życiu i satysfakcja z własnych pieniędzy naprawdę poprawiają samopoczucie.

 

Jestem też ciekawa co Twoi rodzice na to, że cięgle nie zaliczasz roku? Moi by mnie chyba wydziedziczyli i wywalili z domu do roboty ;)

Przez 2 lata robiłem wiele rzeczy, w tym również pracowałem w wielu miejscach. W tym również wykonywałem najcięższe prace za psie pieniądze. Zapomniałem o tym wspomnieć. To były takie przerywniki, nie trwały długo. Z początku też mnie to zmotywowało do nauki i studiów. Ale kiedy znowu odzyskałem czas wolny to postanowiłem, że muszę sobie odbić za ten przepracowany czas. Więc poszedłem na imprezę, potem kolejną, przesiedziałem jeden dzień przy komputerze, potem kolejny. W ten sposób znowu wróciłem szybko do dawnego uzależnienia i nie starczyło mi siły woli, żeby się z tego wydostać. Każdego wieczora obiecywałem sobie od jutra poprawę, żeby następnego ranka powiedzieć, że jeszcze nie teraz, może za godzinę, albo jutro. Robiłem sobie sporo wymówek, tylko po to bym nie musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Coś jak mechanizm obronny, który chroni cię przed traumą, z tą różnicą, że w tym przypadku bolesna była świadomość własnych problemów i uzależnień. Zajęło mi trochę czasu, żeby sobie uświadomić w jakim bagnie się pogrążyłem. To było mentalne piekło.

 

Przed maturą przygotowywałem się tylko do jednego przedmiotu i z tego przedmiotu miałem grupowe korepetycje. Na takich zajęciach, w kameralnej, kilkuosobowej atmosferze byliśmy odpytywani z materiału, później omawiane były kolejne partie. Miałem ogromny szacunek dla osoby, która prowadziła te zajęcia. Imponowała mi jej wiedza z tematu oraz mądrość życiowa. Była dla mnie ogromnym autorytetem. Pamiętam, że naukę u niej rozpocząłem późno i musiałem nadrabiać sporo materiału, ale już po pierwszych zajęciach zdobyłem jej uznanie, którego za wszelką cenę w moim odczuciu nie mogłem utracić. Ponadto zadziałała tu presja grupy, fakt wystawienia się na pośmiewisko w razie nie zaliczenia był wystarczająco motywujący zapewniam. Z resztą przedmiotów nie miałem problemów, więc się do nich nie przygotowywałem. Maturę zdałem zadowalająco, chociaż można było lepiej. W każdym razie dostałem się na kierunek, na który chciałem.

 

Jak już wcześniej wspomniałem, alienacja społeczna będąca wynikiem zarówno przeprowadzki do innego miasta oraz przeszłych 3 lat doprowadziła do stanu, w którym unikam zacieśniania relacji z innymi osobami. Staram się trzymać ludzi na dystans, chyba dlatego, że wiele osób z którymi miałem do czynienia przez te 3 lata uważam za toksyczne. Miał na to wpływ zarówno ich sposób bycia, zachowania, sposób myślenia ale przede wszystkim oceniam to przez pryzmat tego jaki miały wpływ na mnie. Styczność z każdą z nich powodowała, że staczałem się coraz niżej. Nie posiadam takiego autorytetu, chociaż niejednokrotnie obserwuję zarówno w swoim myśleniu, jak również w zachowaniu tendencje do wytworzenia relacji uczeń-mentor z niektórymi osobami. Nie jest to częste, a tym bardziej nie ma w tym aktywnego udziału z mojej strony, zatem nie inicjuję takiego biegu zdarzeń, co najwyżej obserwuję go i pozostaję bierny w oczekiwaniu. Tyle jeżeli mowa o czynnikach motywujących mnie w przeszłości w przełożeniu na teraźniejszość.

Ogólnie rzecz biorąc, czynniki te można by zakwalifikować do nieświadomych i zewnętrznych. Motywacja wynikała najczęściej z presji społecznej, a ta z kolei miała wiele źródeł, takich jak np. rodzice, nauczyciele itp. Mogły być to nieświadome czynniki wewnętrzne, jak głęboko osadzony kompleks niższości, który wpływał na mój odbiór rzeczywistości powodując zniekształcenie jej odbioru, a tym samym wytwarzając presję wewnętrzną. Takie mam przynajmniej zdanie na ten temat.

Chciałbym natomiast motywacji wewnętrznej, ale bardziej świadomej i wynikającej z własnej woli. Taka pozytywna i czynna motywacja byłaby wtedy pod moja kontrolą. Jak wy sobie z tym radzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie motywacją wewnętrzną do nauki, pracy dorywczej i ogólnego 'radzenia sobie w życiu' są moje marzenia, cele. Chciałabym odbyć kilka podróży, mam mniej więcej wizję swojego przyszłego życia. Wiem, że aby to osiągnąć muszę mieć pieniądze, a żeby miec pieniądze muszę skończyć studia - to jest moja motywacja. Powtarzam to sobie w każdej chwili zniechęcenia: "Dziewczyno, robisz to po to, żeby któregoś dnia zrealizować swoje marzenie." Mi to wystarcza, jak na razie.

 

Jakie Ty masz marzenia? Czego chcesz? Co jest Ci potrzebne żeby zrealizować swoje plany? Może spróbuj sobie odpowiedzieć na to pytanie.

 

Co do relacji uczeń-mistrz - może poszukaj dobrego psychologa, któremu mógłbyś zaufać, mądrego, doświadczonego? Myślę, że taki ktoś mógłby Cię wyprowadzić z kryzysu. Albo poszukaj terapii grupowej na którą chodzą osoby w różnym wieku? Na pewno spotkasz kogoś z doświadczeniem, kto może Cię zmotywować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej

 

mam za soba kilka juz terapii,niektore z moich problemow objawialy sie w podobny sposob(choc przyczyny sie roznia)

pozwole sobie podzielic sie z toba pomyslami moich psychologow

 

 

Cwiczenie samodyscypliny-napisales ,ze sleczysz czasem caly dzien przed komputerem,grasz w gierki itd

Znam to bardzo dobrze-nie jest to zadne uzaleznienie tylko sposob na calkowicie pasywne,wyizolowane spedzanie czasu.

Pozbaw sie tej mozliwosci-porozdawaj gierki,wynies komputer do przyjaciela/babci/psa

o ile nie studiujesz informatyki-dasz rade bez

Brak tego pasywizatora zmusi cie do zrobienia czegos,czegokolwiek-nauki,spotkania ze znajomymi,sprzatniecia mieszkania.

 

Wazna jest struktura dnia-wstac rano,ubrac sie-niewazne czy musisz czy nie

 

Moze troche ruchu?Codziennie pobiegac?(na poczatek tylko 10 minut)-jest to malutki wysilek fizyczny-ale jest to WYSILEK,ktoremu musisz podolac-malutka walka-z lenistwem,ze swoim cialem

Sprobuj

 

Wprowadz system nagrod za wykonane zadania-rzeczy ktore odczuwasz jako przyjemne (np.obejrzenie filmu)zrobisz tylko wtedy jesli zrobiles wczesniej cos co odczuwasz jako nieprzyjemne(dajmy na to nauczenie sie partii materialu)

 

Byc moje rady/zadania wydadza cie sie dziecinne i glupie ,ale wierz mi-wcale nie tak latwo im podolac

Sama spedzalam bez sensu dni przed komputerem,czasem nawet od tak,klikalam w kolko na te same strony,czytalam jakies artykuly

A czas lecial...i w koncu nadchodzil wieczor :brawo:

kolejny dzien spedzony na pierdzeniu w krzeslo

"odwyk" mialalam w szpitalu

dzis pozwalam sobie na godzine dziennie-polikwidowalam wszystkie facebooki,n-k,i inne smetne communitys

zapisalam sie do fitness center, na nauke plywania,opiekuje sie psem,czytam

 

Nie oczekuj na razie duzych zmian,domyslam sie ze chcialbys zeby "wszystko bylo inaczej "ale cud sie nie wydarzy

mozliwe sa malutkie kroczki

koncetruj sie na niewielkich konkretnych zadaniach

Zastanow sie moze ,co przeszkadza tobie w chwili obecnej najbardziej-i staraj sie to powoli zmieniac

 

I nie zalamuj sie gdy znow wszystko zrobisz "jak zawsze"

Tez mi sie zdarza- a nastepnego dnia probuje od nowa

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Burak cukrowy ja też mam tu do Ciebie pare pytań! Proszę napisz o co chodzi z tym "kompleksem matki"? Interesuje mnie też Twoja relacja z matką. Czy masz dobre z nią relacje? Czy masz do niej o coś żal, pretensje? Jesteś na nią zły? Czy może wręcz przeciwnie jest Ci ona bardzo bliska? Napisz jak najwięcej - jeśli to nie problem ;)

 

I jeszcze jedna kwestia. Interesuje mnie ta Twoja relacja z tą dziewczyną, która chce z Tobą być? Czy Wy jesteście w ogóle parą? Czy ona jest Twoją dziewczyną, czy ona się za nią uważa. Czy dałeś jej do zorumienia, że jest Twoją dziewczyną? Czy jesteście razem, tylko że Ty ją traktujesz jak wspomniałeś przedmiotowo i utrzymujesz ją tym samym w nieświadomości swoich zamiarów, a właściwie ich braku względem niej. Czy ona np. wierzy, że kiedyś ta Wasza relacja stanie się czymś ważnym bo w pewnym sensie pozwalasz jej w to wierzyć dając czasami jakieś drobne sygnały, że tego chcesz?

 

Czy mógłbyś mi podać jakieś namiary, linki do stron odnośnie informacji na temat właśnie "syndromu wiecznego chłopca"?

 

I tu już ktoś pytał Cię o marzenia. Ja powtórze pytanie: czy masz jakieś konkretne marzenia? Czy masz ogólnie jakieś plany na przyszłość? Czy wiesz co np. chciałbyś robić, kim chciałbyś być? Jak chciałbyś aby wyglądało twoje życie za np. 2 lata? Czy w ogóle masz jakieś pragnienia, coś co wiesz że mogłoby Cię uszczęśliwić itp.? Czy masz świadomość, poczucie, żę twoje życie przede wszystkim zależy od Ciebie, od tego co Ty z tym zrobisz. Świadomość, że możesz wpływać na swoje życie, kształtować, zmierzać do celów, osiągać je?

 

Piszesz też, że stałeś się antyspołeczny, zbuntowany. Ludzi traktujesz przedmiotowo. Czy w ogóle masz potrzebę, pragnienia być w bliskich relacjach z ludźmi? Mieć w życiu kogoś bliskiego, nawiązać z tym kimś więź emocjonalną? Czy potrzebujesz przyjaciół aby czuć się szczęśliwym? Czy potrzebujesz ludzi tylko dla płynących z tych relacji egoistycznych korzyści?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×