Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja

  1. Witam, mam 22 lata i od momentu rozpoczęcia pandemii Covid-19 (nie jestem zarażony) dopadają mnie następujące objawy. -Bóle mięśni -Napięcia mięśni -Mroczki -Biegunka -Ataki paniki -Odczuwalne bicie serca -Napływy gorąca do głowy -Gorące ucho -Mrowienia -Pieczenia -Drętwienia -Drżenia ciała -Ciężkie nogi -Uczucie pulsujących żył -Bóle brzucha, pleców i stóp -Paraliże Wszystkie objawy zaczęły się nasilać stopniowo. Mam manie sprawdzania wszystkich objawów w internecie i nakręcania się na wybraną chorobę Np.Stwardnienie Rozsiane czy zakrzepica. 3 miesiace temu odstawiłem po kilku latach energetyki i papierosy. Badanie przeprowadzone przez neurologa nie wykazało żadnych odchyleń (skierował na badanie dna oka). Morfologia jak elektrolity wyszły super. Witamina D delikatnie niska. Badanie IgG i IgM przeciw Boreliozie negatywnie. Mam normalny apetyt, a nawet przytyłem 2kg. Czy dopadła mnie Nerwica? Nie miałem spokojnego/szczęśliwego dnia od 2 miesięcy. Pozdrawiam
  2. Kochani Chciałbym z Wami podzielić się moim doświadczeniem i jednocześnie zapytać, czy i Wy tak macie, a może i mieliście. Czuje się strasznie samotny w swoich problemach, mam nadzieję, że mój problem nie jest odosobniony... Odkąd mam nerwice, staram się robić na prawdę wszystko, aby odzyskać spokój. Całkiem niedawno udało mi się wprowadzić pewien ład i porządek w moim życiu, co poskutkowało tym, że poczułem się silniejszy, a tym samym zadecydowałem po raz kolejny spróbować odstawić leki. Brałem wówczas Duloksetyne w dawce 30 mg. Nie brałem leków przez trzy miesiące, aż do świąt. W święta niestety wszystko wróciło i to z nawiązką z nowymi objawami, ale no właśnie… Jest jakby inaczej... Od dłuższego czasu staram się pracować nad sobą, słuchać siebie, swoich emocji. To na prawdę pomaga. Teraz kiedy jestem już w komfortowej sytuacji życiowej, nie muszę już w sobie dusić emocji, mam pewien komfort psychiczny. Ten komfort spowodował, że zamiast samych ataków paniki, lęku, czy też głupich myśli, zaczęły się u mnie wybijać same negatywne emocje… Chce mi się płakać, choć już od dawien dawna nie płakałem, nawet wydawało mi się, że już straciłem te zdolność. Odczuwam straszny, przygniatający wręcz smutek, żal, pustkę… nie mam na nic siły, nawet zacząłem się obawiać, że to nie minie... Moje pytanie brzmi co teraz? Dodam, że wróciłem na Duloksetynę, biorę ponownie od tygodnia. Jest lekka poprawa, ale jest też kilka innych negatywnych skutków ubocznych, jak wstręt do jedzenia, bezsenność, napady lęku, napięcie i takie tam… Czuję, że we mnie się gotuje od najróżniejszych emocji, znów się martwię, że mogę zwariować, że już może mam schizofrenię... P.S: Od 8 Stycznia zaczynam psychoterapię behawioralno poznawczą.
  3. caja

    brak motywacji

    W tym roku skończyłam 18 lat i jestem w klasie maturalnej. Od 2 miesięcy biorę antydepresanty i leki uspokajające. Co jakiś czas mam okropny zjazd, ale teraz jest najgorszy. Nie mam motywacji, aby napisać maturę ani nawet skończyć szkołę. Przesypiam lub w ogóle nie biorę udziału w lekcjach online, a jeśli już na nich jestem to zupełnie nic z tego nie wyciągam. Razem z czasem przybywa nieobecności i złych ocen. Wiem, że jestem leniwa i że nie mam absolutnie żadnych ambicji, rodzice powtarzają, że nie poradzę sobie sama w dorosłym życiu. I mają rację. Najgorsze jest jednak to, że ja zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę, ale nie czuję się z tym źle. Nie potrafię się zabrać do nauki, nie potrafię się tak w sumie zabrać za nic. Byliście może w takiej sytuacji? Co mogę zrobić?
  4. Cześć wszystkim! Jestem nowa na forum. Znalazłam je całkiem niedawno, jednak dzisiaj postanowiłam dołączyć, po tym jak zwolniono mnie z pracy. Poczułam, że bardzo tego potrzebuję. I chciałabym poznać inne osoby, które mają podobne problemy co ja. Mam prawie 35 lat na karku i pół życia zmagam się z depresją i nerwicą. Jestem neurotykiem, wysokowrażliwcem, mam duży problem z prokrastynacją. Przez to, i jeszcze depresję, mam problem z utrzymaniem pracy. Silny stres (nawet w delikatnie stresowych sytuacjach, jak np. rozmowa przez telefon) i małe ataki paniki podczas przebywania wśród ludzi mnie przytłaczają. Przez to musiałam przejść na pracę zdalną, z domu. Z którego w dodatku od miesięcy nie wychodziłam. Współpraca ze specjalistami nie maluje się u mnie najlepiej, bo korzystałam jedynie z porad psychologa online. Dodatkowo przez lata zbudowała się we mnie niechęć do psychologów, z nieco trywialnego, może nawet głupiutkiego powodu. Poznałam ich całkiem sporo, podczas wielokrotnych wyjazdów na koncerty. Byli w różnym wieku, od takich świeżo po studiach, po takich już na emeryturze. Rozmawialiśmy wtedy przy piwie na różne tematy i pamiętam, jak nie mogłam wprost pojąć jak ten ktoś może być psychologiem, skoro mówi tak obrzydliwie o ludziach (okropne obgadywanie, śmianie się z kogoś nieśmiałego, używanie określeń typu "przegryw" - i to wcale nie była wina alkoholu). To nie była jedna osoba, tylko kilkanaście. Wiem, że nie każdy psycholog taki jest. Wiem, że to był czas prywatny, a nie praca. Wiem, że nawet jeśli prywatnie to dupek to może okazać się być wspaniałym specjalistą. Rozumiem. No ale pozostał mi tak ogromny niesmak, że po prostu zraziłam się do jakiejkolwiek terapii. Przez lata bałam się zacząć terapię, potem nie chciałam z powodów powyżej, a obecnie nawet bym spróbowała, ale nie mam na nią pieniędzy (NFZ chyba nawet mnie nie obejmie, bo całe życie robiłam na umowach o dzieło i nie płaciłam zdrowotnego). Staram się radzić sobie dzięki grupom wsparcia na Facebooku i forum, gdzie nieraz można uzyskać poradę od specjalisty. Ale w tym momencie, czuję się jak w potrzasku. Nie wiem co dalej robić, ani jak robić. Kompletnie nie mogę się zorganizować. Co prawda wstaję z łóżka, ale jak zombie. Po utracie pracy (dobrej, mimo, że bardzo stresogennej) wpadłam w straszną apatię i boję się, że rozciągnie się ona na wiele tygodni, a nawet miesięcy. W takim stanie byłam wiele lat temu, kiedy również nie miałam pracy. Nie chodzi tu o problem z brakiem zajęcia ogólnie, zawsze sobie coś wynajdę. To bardziej strach z powodu niezarabiania, że nie jestem w stanie się utrzymać. Gdyby nie pomoc rodziny to boje się myśleć co by było. Chciałabym tu, na forum, znaleźć trochę wsparcia, którego tak mi brakuje. Od osób, które zrozumieją, bo mają podobne problemy i wiedzą jak bardzo jest to trudne. Przejrzałam już wiele tutejszych tematów i wszystkim szczerze życzę jak najwięcej siły.
  5. Betixa

    Silna depresja

    Czy można mówić o silnej depresji gdy pacjent nie ma myśli samobójczych?
  6. Hej, chciala sie, przywita, jestem, nowa, na, forum nigdy nie bylam czlonkiem, zadnego forum. Ale jednak potrzebuje rozmowy z, osobami ktre maja problem z depresje z, zalamaniami nerwowymi.
  7. Czy branie przeciwdepresantów było przeciwwskazaniem do starania się o prawko? Czy biorąc leki (i przyznając się do tego) przeszliście badania lekarskie na prawo jazdy? Czy przyznaliście w wywiadzie na badaniach lekarskich kwalifikujących na prawko do przebytej albo obecnie leczonej depresji? Czytam o tym, że branie psychotropów to przeciwwskazanie do prowadzenia samochodu? A chcę mieć prawko. Mam się teraz ok ale biorę leki. Jak z tego wbrnęliście? Proszę o rady, Wasze doświadczenia.... Zatailiście chorobę?
  8. Cześć wszystkim. Od dłuższego czasu (w sumie to od gimnazjum, a mam 23 lata) zmagam się z brakiem pewności siebie. W czasie okresu szkolnego (koniec gimnazjum i początkiem klasy średniej) opuszczałem zajęcia, zostawałem w domu ponieważ czułem lęk idąc tam. Byłem także pod koniec gimnazjum u psychologa, niestety źle to wspominam. Z czasem było trochę lepiej ale po ukończeniu szkoły zacząłem się przejmować ludźmi kto coś o mnie myśli czy mówi. Tak jak teraz mam lęki idąc np. do kościoła (przy większym gronie ludzi) lub myśląc o czymś do przodu bojąc się że dostanę np. mandat za przekroczenie prędkości lub za cokolwiek.. Z nerwów potrafię "przewracać" oczami w stresujących momentach. Myślałem, że z wiekiem to minie ale niestety jest coraz gorzej. Mam kompleksy, ponieważ jestem chudy i ciężko przez stres przybrać mi na masie. Szybko się poddaje np. podczas ćwiczeń mam zapał parę dni później odpuszczam lub chcąc rzucić palenie przestaje na ok. 1 miesiąc potem znów do tego wracam (palę e-papierosy, a w 3 klasie technikum rzuciłem tradycyjne). Często także rozmyślam o przeszłości, ponieważ miałem taki okres w życiu że źle traktowałem swoich bliskich oraz dużo piłem alkoholu (w sumie teraz w cięższych chwilach też sięgam po alkohol myśląc, że to może pomoże :)). Po ukończeniu szkoły ciężko było mi utrzymać się w jakiejkolwiek pracy (zwolniłem się sam z własnej woli pod wpływem emocji), obecnie od paru miesięcy pracuje ale jest to praca na magazynie z małą ilością osób (więc stres nie jest tak duży), a chciałbym się rozwijać niestety boję się, że znów ktoś "krzywo" na mnie popatrzy itp. Czasem gdy mam "doła" mam myśli samobójcze (chociaż wiem że i tak do tego nie dojdzie). Co do mojego stosunku do ludzi stałem się strasznie nerwowy, łatwo potrafię na kogoś popatrzeć z pogardą czy powiedzieć coś obraźliwego. Próbowałem namówić samego siebie na wizytę u psychologa czy psychiatry ale później rozmyślam czy to na pewno coś da.. Próbowałem także zażywać leki uspokajające, ashawgande niestety nic nie pomagało. Wiem, że moja przypadłość jest duża oraz że wyżalam się z czym nie czuję się dobrze i oddałbym wszystko aby być lepszym co siebie i innych ludzi. Chciałbym normalnie zacząć żyć i cieszyć się życiem. Z góry przepraszam jeżeli źle przybrałem w zdania, starałem się opisać jak najdokładniej swoją przypadłość. Pozdrawiam i życzę miłego dnia .
  9. linuxa

    Nie mam po co żyć

    Cześć, Już od dłuższego czasu borykam się z poczuciem, że w ogóle życie nie ma sensu. Gdy zaczęłam zastanawiać się nad moim życiowym celem doszłam do tego, że nie mam żadnego. Każdy dzień wygląda tak samo - praca, jedzenie, sen. Niedługo rozpocznie się kolejny rok studiów, na które poszłam z pewną nadzieją, że być może jakoś się podniosę, że uda mi się poukładać co nieco w życiu, ale okazało się, że był to strzał w kolano. Skończyłam na kierunku studiów, który jest dla mnie ciężki i jeszcze bardziej pogłębia stan, w którym jestem. Zaczynam rozsypywać się zdrowotnie, a żaden lekarz nie jest w stanie określić co mi dokładnie jest - tylko wzrusza ramionami zalecając więcej ruchu, ćwiczeń. A ja nie mam na nie siły. Nie mam siły na nic, mogłabym tylko spać i spać. To wszystko sprawia, że strasznie się zamartwiam o moje zdrowie, o moje życie, o to jak ono się potoczy, a potem dociera do mnie, że jakoś nic nie jest w tym życiu fajne, bo też nic mnie nie cieszy już od bardzo wielu lat. Jakbym miała nazwać swoje życie to powiedziałabym, że to egzystencja w trakcie oczekiwania na śmierć. Kilka lat temu próbowałam się leczyć psychiatrycznie, byłam na kilku sesjach terapii, ale nie było mnie stać by kontynuować leczenie. Teraz z resztą jest bardzo podobnie, a na Luxmed w moim mieście nie ma szans się dostać na wizytę. Najbardziej dobija mnie chyba bezgraniczne poczucie osamotnienia. Bo na dobrą sprawę nie mam nikogo. Rodzice mają własne problemy, siostra miewa epizody ciężkiej depresji i raczej to ja wspieram ją niż jest odwrotnie, nie mam żadnych przyjaciół, partnera, nikogo. Jestem sama. I wątpię, że to się zmieni - nie ważne jak się staram, w końcu ludzie o mnie zapominają i przypominają sobie o mnie tylko, jeśli to ja zainicjuję rozmowę, zupełnie tak jakby telefon czy internet działał tylko jednokierunkowo... Czy macie może jakieś sposoby jak poczuć się chociaż trochę lepiej?
  10. Witam serdecznie. Mam takie pytanie odnośnie depresji. Nie byłem z tym jeszcze u psychologa/psychiatry i miewam ostatnio spore huśtawki nastrojów, nie mam energii do życia, wszystko mnie przybija i jak mam wyjść do ludzi to aż cały drżę. Do tej pory jakoś sobie z tym radziłem, ponieważ normalnie pracuję z ludźmi i gdzieś tam to umykało w tłumie, ale od jakiegoś czasu mam styczność z mobbingiem w pracy, nie tylko od strony pracodawcy ale i również współpracowników. Głównie chodzi o wygląd, bo jestem grubszy, a jestem taki, ponieważ nie mam energii żeby się zabrać za siebie bo mnie psychika blokuje w dodatku tarczyca, ale to już odrębny temat. Mobbing w pracy polega na ubliżaniu, poniżaniu, straszeniu itp. Było to wielokrotnie zgłaszane wyżej, ale nic nikt sobie z tego nie robi. Zmiana pracy chwilowo nie jest w grze, bo w okolicy niczego zupełnie nie ma, to jedyny zakład który daje sporo miejsc i w miarę rozsądne wynagrodzenia jak na te czasy. I teraz pytanie brzmi, czy jeśli bym poszedł z moimi problemami do psychiatry, czy jest on w stanie mi w jakiś sposób pomóc, żebym ja mógł jakoś psychicznie odpocząć od tego zakładu? Nie jestem typem człowieka, który wyłudza L4 lub podobne, bo ostatni raz byłem na grypę 2 lata temu. Praca mi się podoba tylko Ci ludzie i atmosfera. Jeśli nawet już bym dostał jakieś L4 na to jeśli w ogóle coś takiego istnieje to czy nie będę miał tego napisane w świadectwie pracy, bądź w przypadku wystawienia owego L4 żeby później w firmie nie było głupich komentarzy w moim kierunku. Prosiłbym o odpowiedź kogoś kto zna temat. Z góry dziękuję
  11. na_skraju

    czesc

    czesc, chce sie przywitac i wygadac, nie mam komu tak naprawde. niby slysze deklaracje „jestem z toba” no ale nie, kazdy ma swoje sprawy, swoje zycie, swoje problemy. Ok, w sumie to rozumiem. zostalam sama ze wszystkimi swoimi myslami. A te sa zle. Jestem na skraju. Jesli ktos gdzies we wszechswiecie chcial sprawdzic ile wytrzymam, to wlasnie tyle i juz nic wiecej. Czuje ze to koniec, cokolwiek teraz robie jest ponad moje sily. mam plan, wiem co zrobie. Jeszcze kilka dni, mam „obowiazki” i zaplanowane rzeczy, chce to ogarnac i odejsc zostawiajac porzadek i moze dobre wspomnienia. w domu pretensje, ze znowu sie smuce, ze wyolbrzymiam, ze to glupie. nie tacy jak ja, nie z takim zapleczem (rodzinnym, finansowym itd) odchodzili z tego swiata. no tylko tyle chcialam. Nie widze dla siebie nadziei, wiem ze to koniec. Jeszcze te kilka dni. I ulga
  12. Słyszałam, że leki przeciwdepresyjne nie likwidują wszystkich objawów depresji od razu, że to się dzieje po kolei. Np. trudności z koncentracją i pamięcią ustępują jako jedne z ostatnich. Jaka jest pozostała kolejność?
  13. Czy lek przeciwdepresyjny pomoże na taki objaw depresji jak obniżenie sprawności intelektualnej?
  14. eponina

    Cześć!

    Cześć! Epizody depresji mam od zawsze, pierwszy raz zdiagnozowane, kiedy miałam osiemnaście lat. Były psychoterapie grupowe, indywidualna, DDA, grupy wsparcia. Było przyjmowanie leków z grupy SSRI. Kiedyś myślałam, że całe moje życie będzie przebiegało w cieniu depresji. Zaczęło się jednak poprawiać i od kilku lat epizody były coraz to słabsze, a ja radziłam sobie lepiej i szybciej z nich wychodziłam. Pomogła mi w tym obecność i wsparcie męża, z którym jestem pięć lat. Nie będę się tu rozpisywać. Niedawno coraz odważniej przyznawałam, że wreszcie jestem wolna od depresji. Od kilku tygodni coś zaczęło się zmieniać. Fizycznie bez zmian, pracowałam, funkcjonowałam. A emocjonalnie jakbym zaczęła wychodzić tylnymi drzwiami ze swojego życia. Nic się nie wydarzyło, nic się nie zmieniło. Ba, wręcz układa mi się coraz lepiej. Wczoraj coś się we mnie przełamało. Tak jakbym nosiła na plecach ciężar i przyzwyczaiła się do niego. I wszelkie drobne sytuacje były jak kamyczki dokładane na moje barki. Ten jeden jedyny malutki kamyczek i... Skruszyłam się, po prostu, rozwaliłam na kawałki. A najgorsze, że nie wiem co do tego doprowadziło. Witam wszystkich współtowarzyszy tej samotnej podróży. Maja
  15. maja21

    obwinianie

    jak przestać się o wszystko obwiniać i uważać za najgorszą osobę?
  16. maja21

    Szkoła

    Cześć. Od kiedy pamiętam mój strach przed szkołą znacznie się powiększał, gdy wiedziałam, że mojej przyjaciółki akurat nie będzie. Teraz miałam taką sytuację - przyjaciółka w czwartek powiedziała mi, że nie będzie jej dzisiaj w szkole. Od tamtego czasu towarzyszył mi ciągły lęk, płacz, złe myśli. Dzisiejsza noc była wyjątkowo trudna - co chwile się budziłam, czułam jak bardzo jestem zestresowana pójściem do szkoły. Na miejscu było już w porządku. Jak sobie z tym poradzić? Sytuacja wyglada za każdym razem tak samo (próbuje sobie uświadomić o braku zagrożenia, ale niestety nie udaje się).
  17. Nerka

    Dzień dobry

    Witam. Jestem Nerka, mam 22 lata. I obawiam się, że niestety mam ze sobą spore problemy. Brzmi to jak przedstawienie się na spotkaniu AA ale w zasadzie chyba po to założyłam tu konto - aby uzyskać podobne wsparcie, którego najwyraźniej nie jestem w stanie uzyskać od osób w tym "realnym, rzeczywistym" świecie. To nie tak, że jestem jakoś wybitnie dobrze zdiagnozowana. Bo nie jestem. Kilka lat temu po ledwie może półgodzinnej rozmowie na wymaganej do pewnego zabiegu konsultacji dostałam wpis 'depresja' i receptę na opakowanie antydepresantów. i nawet je brałam jednak teraz nawet nie jestem w stanie stwierdzić czy to mi pomogło. Do psychiatry nie wróciłam - i z dzisiejszego punktu widzenia wiem, że popełniłam ogromny błąd. Jak i kiedy zaczęły się moje problemy? Nie mam zielonego pojęcia. Mam wrażenie, że to poczucie beznadziejności jakie odczuwam zaczęło się dawno temu - jeszcze kiedy to chodziłam do szkoły podstawowej. Pamiętam to doskonale, że już w drugiej klasie podstawówki miałam pierwsze myśli samobójcze. Jako dziecko prosiłam aby jacyś bogowie przenieśli mnie do innego, magicznego świata gdzie byłabym taka jak wszyscy, gdzie byłabym wolna od moich prześladowców. Od moich 'kolegów i koleżanek' ze szkoły. Dzieci potrafią być naprawdę okrutne, a nauczyciele obojętni i doświadczyłam tego na własnej skórze. Ale wtedy jeszcze nie było tak źle! Wtedy jeszcze miałam grupkę prawdziwych przyjaciół i kolegów, którzy nie odpychali mnie od siebie. A potem powoli zaczęło się to kończyć. Część znajomych odepchnęłam sama kiedy zaczęłam tracić motywacje do robienia czegokolwiek. Zamknęłam się w książkach, internecie i grach komputerowych, bo tylko te sprawiały mi jeszcze jakąś przyjemność. Druga część podrosła i zaczęła się mnie zwyczajnie wstydzić. Nie odpowiadali mi nawet cześć na korytarzu czy ulicy. Zupełnie jakbym jeszcze rok wcześniej nie bawiła się z nimi w chowanego czy berka. W gimnazjum przynajmniej trochę uspokoiła się kwestia przemocy w szkole - moja wychowawczyni nie pozwalała mnie prześladować za co jestem jej serdecznie wdzięczna. Ale rówieśnicy nadal nie bardzo chcieli mnie wpuścić do grupy. A może to zwyczajnie ja już nie chciałam do tej grupy należeć? Już przeto wtedy było we mnie poczucie, że jestem inna. Że jestem... w pewnym sensie gorsza. W liceum nastał okres spokoju. Znalazłam sobie dwójkę znajomych o podobnych zainteresowaniach i choć i wtedy przez swoje specyficzne zamknięcie byliśmy ofiarami plotek i żartów to było mi dobrze. Wreszcie czułam, że ktoś znowu mnie lubi. Ale jednocześnie czułam coraz większy brak motywacji do nauki i strach przed maturami i lekcjami i w ten sposób zawaliłam trzecią klasę liceum. Pierwszy raz się znaczy. Przez naciski ze strony rodzicielki nie podeszłam do poprawek, co byłoby wtedy dla mnie lepszym rozwiązaniem a podeszłam do zdawania drugi raz trzeciej klasy. Tą zawaliłam przez... cóż. Określmy to mianem problemów ze zdrowiem. A jak jest aktualnie? Moim zdaniem tragicznie. Coraz częściej odczuwam dziwne, przerażające pustki. Przygnębienie. Smutek. Zupełnie jakby jakaś zmora stała przy mnie i wysysała ze mnie wszystko co dobre. W trakcie 'gorszych' okresów jestem agresywna, bardzo łatwo mnie zranić a kwestia braku zaufanej osoby do wypłakania się i wyrzucenia z siebie tego całego syfu zaczyna mnie przytłaczać i sprawia, że ranię bliskie mi osoby. Zaczynam bać się, że zwyczajnie jestem jakaś... wybrakowana. Że jestem niezdolna do życia w gronie osób - nawet jeśli są to znajomi z internetu bo z jakiegoś powodu nie umiem poza pracą zadawać się z ludźmi. Moi znajomi twierdzą, że mogę mieć borderline. Wysyłają do specjalistów... Ale boję się. Nie tylko przez strach przed lekarzem ale strach przed tym co powie moja rodzina: "Jakie ty możesz mieć problemy?". Z drugiej strony boję się, że zamiast wybuchnąć i pokłócić się to zrobię sobie krzywdę. Potrzebuje pomocy. Ale zupełnie nie mam pojęcia jak się do tego zabrać. brakuje mi wsparcia. Czuję, że tonę. Ale nie umiem znaleźć drogi na powierzchnię.
  18. rangzen

    Witam

    Witam. Mam na imię Kasia. Bardzo się cieszę, że istnieje to forum! Mieszkam w Irlandii od 5lat. Przeszłam terapię psychoanalityczną. Cierpie na nerwice natręctw myślowych, związane z odrzuceniem i wyidealizowanych oczekiwań do bliskich relacji z ludzmi...upraszczając w skrócie Ostatnio urodziłam dziecko,jest to trudny czas i w głowie aż się kotłuje. Orginalnie pochodzę z Poznania. Pozdrawiam wszystkich
  19. iles

    nerwica depresja?

    Hej, Postanowiłam się przedstawić po latach obserwowania forum... Na pewno nie jestem normalna patrząc na innych otaczających mnie ludzi...Jestem na pewno hipochondryczką, mam depresję nerwicę...i przede wszystkim objawy somatyczne Tak przynajmniej myślę. Moi rodzice są normalni, mąż również. Skłaniam się do somatyzacji, bo w 2014 r. po śmierci bliskiej osoby (rak) zaczął mnie boleć brzuch z lewj strony, oczywiście wielokrotnie wykonane badania nic nie pokazały (nawet te mocno specjalistyczne) Po 2 latach tułania pomógł mi depralin. Po pol roku brania objawy wróciły, po 2 latach brania - nie. Przez pewien czas byl spokój, względny...Były jakies epizody brzuszne, ale mam przepukline i czeste zapalenia przełyku. Zaczęło się na wiosnę, pozwoliłam sobie "zrobić" delikatny zabieg medycyny estetycznej, kt. w efekcie dał mrowienie policzka juz dnia następnego. Zaczęłam wkręcać, że niepotrzebnie zrobiłam, że coś jest źle napewno, że mam uszkodzony nerw... po tygodniu wylądowałam na SOR, oczywiście nic (zrobiony komplet badań łącznie z TK). Oczywiście odwiedziłam kilkakrotnie neurologa, alergologa, dernatologa, interminstę. Zrobiłam MRI głowy, bo pomyślałam, że to może SM. Obraz bez zmian, oczywiście dalej wymyśliłam tężyczkę jawną, niestety nie... patrza na mnie już jak na wariata. Niby może byc to neuropatia jakiegoś nerwu twarzowego. Dziwnie bo bez bólu? Biore teaz od 3 tyg Neurotop, obecnie dawka 400 dziennie. Dzisiaj włączam Escitalopram bo się wykończe. Neurotop nie pomaga - nie wiem czy powinnam kontynuowac,na pewno nie stabilizuje nastroju. Wyglada to tak: wstaje rano i czekam - po pol godziny mam już zdretwiala twarz - nos przede wszystkim, jakbym miała poparzony od słońca, jakieś prądy, mrówki...i tak do wieczora. Nie wiem czy juz to osobie wkręcam? Na nic nie mam ochoty, nic mnie nie cieszy, żyję z dnia na dzień. To już tak 3 miesiące. Jak mysliczie, czy dalej sie wkrecac robiac np test na Borelioze? Ale przecież testy nie sa wiarygodnie, nie mam kasy, żeby robic te po 300 i potwierdzać tymi po 500??? Tłumacze sobie, że jakbym miła to byłyby tez inne dolegliwości? Mysle nadal o SM, czy RMI wylkuczyłby na pewno? A może to poczatek choroby? A może to jednak powikłanie po zabiegu? Ale przeczytałam chyba wszystko w temacie i nie spotkałam podobnego przypadku. A moze po zabiegu było dretwienie przez tydzień, a potem już nakręcanie? Jestem obecnie na tym etapie, ze jak widze bezdomnego - to mam wrażenie, że jest szczesliwszy ode mnie...Pogadajcie ze mna... Czy warto brać esci? co z neurotopem? Moj neuro bedzie za miesiac dopiero
  20. Sarunciax

    Hej wszystkim.

    Mam na imię Sara i w tym roku będę miała 26 lat. Bardzo długo się zabierałam do wyduszenia czegokolwiek z siebie, ponieważ nie jest to łatwy dla mnie temat. Do założenia konta tutaj przekonała mnie samotność i posiadanie fobii społecznej pomimo, której normalnie pracuję tylko, że online. Chciałabym mieć z kim popisać, podzielić się swoimi problemami, a nawet uśmiechnąć chociaż na chwilę. Żyję sobie z babcią, której troszkę pomagam. Moja mama zmarła gdy miałam 13 lat na raka płuc, a tata 2 lata później uciekł do innego miasta ze swoją nową partnerką zostawiając mnie pod opieką babci. Bardzo cierpiałam z powodu odejścia mamy i potrzebowałam wsparcia, którego i tak nie otrzymałam od taty. Z babcią żyje mi się świetnie, lecz z roku na rok jej stan zdrowia już nie jest taki sam jak na początku gdy do niej trafiłam. Zastąpiła mi mamę w 101%, zawsze mogę na nią liczyć, choć gust w kwestii ubioru trochę za murzynami Nadszedł dzień 18-tych urodzin, z części pieniążków które odkładała wiele lat wyprawiła mi taką imprezę, że nie jedne dziecko mogło by pozazdrościć. Bawiła się razem ze mną, uczyła mnie tańczyć. Jest najbardziej przebojową babcią jaką znam! Później była szkoła, wspólnie z babcią wybrałam wymarzony kierunek, którym była kosmetologia. Nawet babcia po 2 latach szkoły pozwoliła mi zrobić jej pierwsze paznokcie, żeby zobaczyć jak bardzo może być dumna z wnusio - córeczki. Rok później - zakończenie roku szkolnego, a na nim dumna babcia wraz ze mną na wręczaniu dyplomu, kątem oka widziałam jak jej nos dumnie pnie się w kierunku sufitu, gdy wyczytano moje imię i nazwisko. Po wyczerpującym odbiorze świadectw wróciłyśmy do domku, gdzie w lodówce w ramach niespodzianki babcia zrobiła moje ulubione ciasto. Był to sernik z brzoskwiniami, jak sobie pomyślę... Boże, mogłabym go jeść kilogramami. Nadszedł weekend. Koleżanka napisała czy nie poszłabym z nią na dyskotekę ten pierwszy raz, może poznamy jakiegoś chłopaka. W duchu marzyłam o tym, żeby mieć oparcie nie tylko na swojej babci. Po odczytaniu wiadomości poszłam do babci i ze skruchą zapytałam czy mogłabym z koleżanką pójść na dyskotekę, obiecuję będę uważała i żadnego alkoholu. Babcia zgodziła się mówiąc, że zasłużyłam i chciałaby abym w końcu przyprowadziła jakiegoś przystojnego kawalera. Ubrałam się jak prawdziwa księżniczka, makijaż nie z tej ziemi, w końcu dziewczyna po fachu Schodząc na dół, babcia aż zaniemówiła... "Jesteś najpiękniejszą wnuczką jaką mogłam sobie wymarzyć..." Przyjechał po mnie ojciec koleżanki, który obiecał że nas zawiezie na miejsce bezpiecznie i jeśli będziemy chciały wrócić mamy dzwonić choćby była 5 rano. Po dotarciu na miejsce byłyśmy zachwycone, muzyka, światła, lasery, pięknie odbijający kolorowe światełka parkiet na którym mogłyśmy wywijać do samiuśkiego ranka. Impreza trwała, bawiłyśmy się na całego, poznałam chłopaka. Miał na imię Szymon. Piękny śnieżnobiały uśmiech i niebieskie oczy. Przyglądając mu się po 10 minutach rzucił "może się czegoś napijesz?". Odparłam, że nie piję alkoholu, po czym podstawił mi colę w szklance mówiąc "nie szkodzi, napij się coli, ma cukier to odzyskasz siłę do dalszej zabawy". Tak też było, bawiłam się jeszcze 15 minut później zaczęłam się dziwnie czuć. Koleżanka mówi, żebym usiadła sobie odpoczęła ona jeszcze raz sobie zatańczy i dzwoni po tatę. Gdy popatrzyłam na zegarek była 4:49. Podszedł do mnie Szymon i zapytał czy dobrze się czuję, na to odpowiedziałam, że kręci mi się w głowie... i zasnęłam. Nie wiem ile minęło czasu, przebudziłam się. Bolała mnie strasznie głowa, z resztą wszystko mnie bolało, było mi bardzo zimno, cała się trzęsłam. Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy, że zawiodłam swoją babcię i się upiłam, ale tak nie było. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam, że jestem w jakimś obiekcie bez okien, leżałam na betonie. Od pasa w dół miałam wszystkie ubrania zerwane, wszystko we mnie pulsowało, a pode mną była plama krwi... Na brzuchu i udach miałam dziwne pręgi jakby mnie ktoś bił kijem albo prętem. Zaczęłam płakać i krzyczeć. Wołałam o pomoc z całych swoich ostatnich sił aż zemdlałam. Nie wiem jak długo to trwało lecz obudziło mnie bardzo jasne światło. Leżałam na łóżku, a wokół mnie było dużo lekarzy... Nie rozpisując się dalej jak sami pewnie domyślicie się po tej krótkiej historii zostałam brutalnie zgwałcona. Przez 7 dni leżałam w bezruchu, z nikim nie chciałam rozmawiać, bałam się każdego mężczyzny, który do mnie podchodził, zostało mi to do teraz. Przez długi czas byłam pod opieką psychologów, psychiatrów, gdzie dopiero po 3 latach zaczęłam normalnie funkcjonować. Skutki uboczne tegoż zdarzenia zostały do dziś na pamiątkę i zostaną do końca życia. Całkowicie nie trzymam moczu ani w dzień ani w nocy, każde wyjście do ludzi chociaż nawet po bułki skutkuje lękiem, czasem paranoją, automatycznym opróżnieniem pęcherza i jak to nazwałam "galaretką" gdzie się cała trzęsę jakbym miała 40 stopni gorączki. Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam. Pozdrowionka.
  21. Zespół doświadczonych specjalistów - psychologów i psychiatrów. Wykorzystujemy nowoczesne metody leczenia wielu obszarów - psychodermatologia - rehabilitacja neuropsychologiczna - wsparcie w czasach kryzysu - zaburzenia lękowe - zaburzenia snu http://gabinetyszansa.pl/oferta/
  22. Ostatnio czuję duże napięcie związane z sytuacjami w moim życiu, tym bardziej teraz, gdy jestem chora na zapalenie zatok i nic nie mogę zrobić, bo muszę to przeleżeć a chciałabym wiele pozmieniać. Czuję się przez to winna, tym bardziej, że przez chorobę musiałam przesunąć o tydzień wyjazd do pracy za granicę i w oczach niektórych bliskich mi osób wyszłam na lenia (dodam, że od pół roku jestem bezrobotna, ponieważ czekałam na odpowiednią ofertę pracy, która się przytrafiła akurat w tym momencie w którym dostałam zapalenia zatok). Czuję się okropnie ze sobą bo teraz w oczach bliskich jestem najgorsza i w dodatku pewnie sobie ubzdurałam chorobę żeby tylko nie jechać a przecież powinnam zrobić to już dawno i tylko wszystko znów przedłużyłam. Nie wiem jak przekonać tych ludzi, że naprawdę mi zależało na wyjeździe, ale czułam się fatalnie (teraz już jest trochę lepiej, zwłaszcza kiedy spadła temperatura) i wolałam w takim stanie się nie ruszać. Mam 25 lat, pół roku siedzę w domu rodzinnym w dodatku bezrobotna. Od rana dziś oglądam zdjęcia i nagrania samobójców i ze wstydu przed sobą nie odbyłam sesji z moją terapeutką. Ta sutuacja i poczucie winy przerasta mnie do tego stopnia, że jedynym rozwiązaniem i ulgą są myśli o zabiciu się. Dodam, że z depresją walczę już od 6 lat i po tym jak zniszczyła mi start w dorosłość to dopiero od jakiegoś czasu miałam poczucie, że jestem gotowa wszystko powoli odbudować, przestałam mieć myśli samobójcze, nawet patrzyłam na przyszłość w bardziej kolorowych barwach, co mnie samą zdziwiło, bo jeszcze rok temu nie widziałam już dla siebie żadnej nadziei. Nie wiem czy ktoś przeczyta ten post, ale musiałam gdzieś to z siebie wyrzucić. Wiadomo, że lepiej było powiedzieć to terapeutce, ale wydaje mi się, że ona też jest już zażenowana moją obecną sytuacją i wstyd mi przed nią, że żadne moje plany nie dochodzą do skutku. Czeka mnie ciężki tydzień w domu rodzinnym z wypominaniem mi, że przecież już zdrowieje i mogłabym być teraz w pracy bo nic mi nie jest. Nie wiem jak zniosę to psychicznie. Jest mi za siebie wstyd, ale jakoś pojawia się we mnie iskierka nadziei, że przecież za tydzień będę już zdrowa, pojadę dorobić trochę większą sumę pieniędzy, po kilku miesiącach przyjadę Polski znów wrócę do miasta w którym kiedyś studiowałam i zacznę samodzielne życie na nowo.
  23. Czy lek wcześniej stosowany na depresję włączony ponownie zadziała tak samo? Pozdrawiam
  24. Widziałam już tu kilka tematów na ten temat, ale żadnych podobnych do mojego problemu. Otóż od ok. ponad miesiąca zaczęłam odczuwać bóle w prawej stronie brzucha w okolicach pachwiny i pępka. Pierwsze co mi przyszło na myśl to wyrostek albo jajnik. Poszłam do ginekologa, ginekolog po badaniu USG wykluczył problemy z macicą i jajnikami, po uciskaniu brzucha po prawej stronie i brak reakcji z mojej strony wykluczył też wyrostek. Bóle jednak się nasilały i przeniosły się w góre brzucha pod żebrem, więc udałam się do lekarza rodzinnego, który po badaniu moczu i USG jamy brzusznej stwierdził kamice nerkową i dał mi skierowanie do szpitala na urologię. Na urologi pobrano mi krew i oddałam ponownie mocz do badania, i ponownie USG jamy brzusznej. Lekarz w szpitalu potwierdził kamień w nerce, ale dla pewności wysłał mnie jeszcze na tomografię komputerową, bo podzieliłam się z nim moimi obawami że może być to wyrostek. Na tomografii komputerowej wszystko w normie, okazało się że mam w jelitach kamienie kałowe i to prawdopodobnie one wywołują bóle. Zatrzymano mnie na noc na obserwacji i dano coś do picia na przeczyszczenie i wypuszczono do domu. Bóle brzucha pod żebrem z prawej strony ustąpiły po kilku dniach od wizyty w szpitalu, ale znowu przeniosły się na dolny odcinek brzucha, ból koncentruje się w pachwinie, promieniuje na biodro i udo. Byłam dzisiaj znowu u rodzinnego z wypisem ze szpitala i powiedziałam mu że być może jakoś przeoczyli na tomografii ten wyrostek bo znowu mnie boli na dole brzucha, to powiedział że na tomografii rzadko co da się coś przeoczyć i że promieniowanie bólu leży po stronie jelita i przepisał coś nowego na przeczyszczenie. Sama już nie wiem czy niepotrzebnie sobie wmawiam ten wyrostek czy może faktycznie mam się czego obawiać. Dodam że od razu po wyjściu ze szpitala naczytałam się że kamienie kałowe mogą przyczynić się do zapalenia wyrostka i może na tomografii jeszcze nie było stanu zapalnego a teraz się mógł nasilić? Między pobytem w szpitalu a dniem dzisiejszym mija równy tydzień. Nie wiem już czy to moja nerwica płata mi figle, czy depresja się znowu nasiliła bo mam ostatnio w życiu gorszy okres czy może nabawiłam się hipochondrii?
  25. Witam, mam 18 lat i nie wiem co mam robić. Mam stwierdzona fobie społeczna, nerwicę lękową, depresję i zaburzenia odżywiania. Moja mama ma zaburzenie osobowości z pogranicza, a ojciec jest narcyzem. Od dziecka byłam poniżana, moi rodzice bardziej byli zajęci swoimi kłótniami niż mną. Zamknęłam się na świat i teraz nie mam dosłownie nikogo. Ale teraz mam bardzo duży problem z moją mamą. Miałam jechać do pracy z przyjaciółką, jednak moja mama jej nie lubi i nagadała mi takich rzeczy o niej, co poskutkowało rezygnacją z wyjazdu. Mama mówiła mi, że wrócę jeszcze bardziej zaburzona niż jestem. Zaczęłam szukać pracy w moim mieście, wysłałam CV do sześciu różnych miejsc, jednak nie dostałam żadnych odpowiedzi. Mama wyzywa mnie od pasożytów, leni, twierdząc że nie chcę iść do pracy. Mam robione awantury z powodu moich lęków i ataków paniki. Ostatnio zwyzywała mnie za to, że z nikim się nie spotykam. W tym tygodniu miałam mieć dwa spotkania, na samą myśl bardzo się stresuje, ale mama zabroniła mi na nie iść, chciałam wyjść dzisiaj na spacer, ale zamknęła drzwi przede mną. Powiedziała, że nie obchodzi jej to, że jestem pełnoletnia, mieszkam pod jej dachem i jako pasożyt nie mam prawa wychodzić z domu. Nie daję już rady psychicznie, nie mam żadnego poczucia własnej wartości, przez moich rodziców. Dodatkowo jestem po próbie samobójczej, prosiłam mamę o pomoc od 14 roku życia, ale poszłam na terapię dopiero w styczniu tego roku. W zeszłym tygodniu mama zawiesiła moją terapię mówiąc, że jestem pasożytem i ona nie będzie na to wydawać pieniędzy. Najchętniej popełniłabym samobójstwo, bo miałam nadzieję na powrót do normalności, jednak całkowicie już ją straciłam. Przepraszam za tak chaotyczny wpis, ale piszę go po kolejnej awanturze.
×