Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co jak ty okazujesz się osobą nie w porządku?


katia010

Rekomendowane odpowiedzi

28 minut temu, Dalja napisał(a):

 

4 godziny temu, bei napisał(a):

Może choćby ze wzgledow zawodowych nie mogła powiedzieć, bo to bylo cos czego nie mogla ujawnic jako terapeuta choćby ze wzgledu na innych pacjentów.

Ja myślałam i nie wymyśliłam przykładu do tego. Miałaś na myśli coś konkretnego?

Nic konkretnego. Bardziej chodziło mi o to że terapeuci często nie ujawniają różnych informacji. Jak coś komuś powiedzą to muszą się liczyć z tym, że to może wypłynąć na zewnatrz. Ponoć szczególnie psychoterapeuta w nurcie psychodynamicznym mało mówi na swój temat, dlatego zapytałam wcześniej czy to był ten nurt. 

Podjęła decyzję jaką podjęła. Uznała, że powód nie nadaje się do powiedzenia, a widocznie nie chciała kłamać.

 

Ja nie piszę, że terapeutce nie można niczego zarzucić, nie wiem tego. Nie znam ani przebiegu całej terapie, ani tej ostatniej sesji. Nie jestem też specjalista od terapii. Jestem jednak daleka np. od tego:

21 godzin temu, Mic43 napisał(a):

No ja bym tak tego nie zostawił, choćby napluć na twarz na koniec by wypadało, potem tacy ludzie myślą, że są bezkarni. 

 

 

Edytowane przez bei

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Dalja podam Ci przykład z mojej terapii. Superwizorka mojej terapeutki uważała długo, że u mnie terapia nie przyniesie efektów i doradzała jej zakończenie współpracy ze mną. Moja t. tego nie zrobiła co prawda, ale terapię raz, nagle w ciągu jednej sesji zakończyła w ramach "prezentu" bożonarodzeniowo-noworocznego (co prawda z innego powodu). I rzeczywiście, przez kilka miesięcy się nie spotykałyśmy. Czy byłam wręcz wk*****a, rozczarowana, poczułam się olana i odrzucona? Oczywiście, że tak, bo każdy by się tak poczuł jak po 3-4 latach terapii, nagle w ciągu 10 min. terapeuta zakańcza terapię.
Ale teraz załóżmy, że posłuchałaby rady superwizorki i z tego powodu wtedy zakończyła terapię podając mi jako powód to, że nie rokuje. Czy taki powód zmotywowałby kogokolwiek do szukania dalej pomocy u kogoś innego? No nie. Wręcz przeciwnie. 
A skąd ja to wiem? T. mi to powiedziała dopiero niecały rok temu, jak wiedziała już na pewno, że superwizorka nie miała racji w moim przypadku i wiedziała, że teraz taką informację "udźwignę" i nie spowoduje ona jakiejś załamki czy czegoś. Jak ja na to zareagowałam? Kazałam t. pozdrowić superwizorkę od nie rokującej pacjentki :P kiedyś taki news skończyłby się pewnie szpitalem co najmniej.

Zaznaczam jednak, że moja t. akurat mimo, że jest psychodynamiczna bardzo dużo mówiła mi otwarcie. Jak czuła się bezradna i nie wiedziała co robić, to mi to mówiła przeważnie wprost (w takich sytuacjach przeważnie też kontaktowała się z moim lekarzem). Na jakieś moje głupie manipulacje, jak raz w złości na nią, powiedziałam że się zabiję, to mi walnęła prosto z mostu "pani A., głupi powód do samobójstwa"
Zresztą raz kiedyś wspomniała, że w moim przypadku wszelkie zasady kontraktu terapeutycznego zostały złamane i przekroczone, ale cieszy się, że finalnie wyszło to mimo wszystko na dobre, bo w danych momentach wcale nie była przekonana czy dobrze, że na to pozwoliła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Zakładam (może błędnie), że był jakiś istotny powód, choć każdy mój domysł jest równie bezsensowny co nieprawdopodobny.

 

Może zadzwonię do niej za 10 lat i wtedy się dowiem. A może lepiej nie wiedzieć (mózg podpowiada różne scenariusze).

Nie. Skończyliśmy na elementach trójfazowego podejścia do leczenia zaburzeń dysocjacyjnych, które zasugerowałem po przeczytaniu paru książek na ten temat (z jakiegoś powodu wiedza na temat dysocjacji strukturalnej, czy ogólnie zaburzeń dysocjacyjnych, nadal jest w Polsce niewielka nawet wśród profesjonalistów). Pełne tytuły, jakby kogoś interesował ten temat (niestety tylko po angielsku):

The Haunted Self: Structural Dissociation and the Treatment of Chronic Traumatization
Treating Trauma-Related Dissociation: A Practical, Integrative Approach
Healing the Unimaginable: Treating Ritual Abuse and Mind Control

Czytałam te dwie pierwsze i są mega dobre, według mnie to najlepsze książki na temat zaburzeń dysocjacyjnych po traumie jakie powstały. Szkoda, że jeszcze nie są przetłumaczone na Polski, bo też  jestem zdania, że wiedza wśród psychologów, terapeutów czy psychiatrów jest na ten temat mała. Ja mam takie przemyślenia, że gdybym nie była lekarzem, nie wiedziała dokładnie co mi jest ani nie miałabym trochę więcej możliwości niż przeciętny człowiek to szansa na to, że ktoś by rozpoznał co mi jest byłaby znikoma. Nie mówiąc już o znalezieniu jakieś realnej pomocy. Musiałabym mieć jakieś mega szczęście...

Też mam takie doświadczenie, że terapeutka mnie zostawiła z dnia na dzień samą po 4 latach. Było to dla mnie straszne doświadczenie, bo było mi ciężko wtedy, cały czas myślałam o odejściu a tu nagle jeszcze zostałam sama z tym. Nie dostałam namiaru na kogoś innego, chociaż to takie minimum co terapeutka powinna była zrobić. Nie mówiąc już o tym, że zostawienie kogoś z dużym ryzykiem samobójstwa samego jest bardzo wątpliwe etycznie. No ale nie roztrząsałam tego, też nie pisałam złych opinii. Chciała mi pomóc ale nie umiała, zdecydowanie ją to przerosło. Do obecnej terapeutki dostałam namiar przez kogoś z uczelni, to pani profesor  zajmującą się traumą i dysocjacją. Ją też czasami moja terapia przerasta ale próbuje i się nie poddaje. Niestety przez to, że dwie osoby do których poszłam po pomoc mnie "porzuciły" to zastało mi coś takiego, że boję się, że obecna terapeutka też mnie zostawi także powinnam podziękować tym osobom:/ za każdym razem jak mam odwołaną sesję to jest dla mnie trudne, nie ważne ile razy terapeutka powiedziała mi, że nie zrobi tak samo.

 

A Ty jak długo chodziłeś do tej terapeutki, która Cię tak z dnia na dzień zostawia jak mogę zapytać?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, bei napisał(a):

Nic konkretnego. Bardziej chodziło mi o to że terapeuci często nie ujawniają różnych informacji. Jak coś komuś powiedzą to muszą się liczyć z tym, że to może wypłynąć na zewnatrz. Ponoć szczególnie psychoterapeuta w nurcie psychodynamicznym mało mówi na swój temat, dlatego zapytałam wcześniej czy to był ten nurt. 

Podjęła decyzję jaką podjęła. Uznała, że powód nie nadaje się do powiedzenia, a widocznie nie chciała kłamać.

 

Ja nie piszę, że terapeutce nie można niczego zarzucić, nie wiem tego. Nie znam ani przebiegu całej terapie, ani tej ostatniej sesji. Nie jestem też specjalista od terapii. Jestem jednak daleka np. od tego:

 

 

No tak, gdyby np podała powód który by mógł być wykorzystany przeciwko niej choćby w sieci

19 minut temu, 123she napisał(a):

Czytałam te dwie pierwsze i są mega dobre, według mnie to najlepsze książki na temat zaburzeń dysocjacyjnych po traumie jakie powstały. Szkoda, że jeszcze nie są przetłumaczone na Polski, bo też  jestem zdania, że wiedza wśród psychologów, terapeutów czy psychiatrów jest na ten temat mała. Ja mam takie przemyślenia, że gdybym nie była lekarzem, nie wiedziała dokładnie co mi jest ani nie miałabym trochę więcej możliwości niż przeciętny człowiek to szansa na to, że ktoś by rozpoznał co mi jest byłaby znikoma. Nie mówiąc już o znalezieniu jakieś realnej pomocy. Musiałabym mieć jakieś mega szczęście...

Też mam takie doświadczenie, że terapeutka mnie zostawiła z dnia na dzień samą po 4 latach. Było to dla mnie straszne doświadczenie, bo było mi ciężko wtedy, cały czas myślałam o odejściu a tu nagle jeszcze zostałam sama z tym. Nie dostałam namiaru na kogoś innego, chociaż to takie minimum co terapeutka powinna była zrobić. Nie mówiąc już o tym, że zostawienie kogoś z dużym ryzykiem samobójstwa samego jest bardzo wątpliwe etycznie. No ale nie roztrząsałam tego, też nie pisałam złych opinii. Chciała mi pomóc ale nie umiała, zdecydowanie ją to przerosło. Do obecnej terapeutki dostałam namiar przez kogoś z uczelni, to pani profesor  zajmującą się traumą i dysocjacją. Ją też czasami moja terapia przerasta ale próbuje i się nie poddaje. Niestety przez to, że dwie osoby do których poszłam po pomoc mnie "porzuciły" to zastało mi coś takiego, że boję się, że obecna terapeutka też mnie zostawi także powinnam podziękować tym osobom:/ za każdym razem jak mam odwołaną sesję to jest dla mnie trudne, nie ważne ile razy terapeutka powiedziała mi, że nie zrobi tak samo.

 

A Ty jak długo chodziłeś do tej terapeutki, która Cię tak z dnia na dzień zostawia jak mogę zapytać?

 

Taka sytuacja że ja przerosło to tym bardziej powinna się postarać o wskazanie dalszej drogi opieki. No pacjentowi z myślami s....

Godzinę temu, acherontia styx napisał(a):

@Dalja podam Ci przykład z mojej terapii. Superwizorka mojej terapeutki uważała długo, że u mnie terapia nie przyniesie efektów i doradzała jej zakończenie współpracy ze mną. Moja t. tego nie zrobiła co prawda, ale terapię raz, nagle w ciągu jednej sesji zakończyła w ramach "prezentu" bożonarodzeniowo-noworocznego (co prawda z innego powodu). I rzeczywiście, przez kilka miesięcy się nie spotykałyśmy. Czy byłam wręcz wk*****a, rozczarowana, poczułam się olana i odrzucona? Oczywiście, że tak, bo każdy by się tak poczuł jak po 3-4 latach terapii, nagle w ciągu 10 min. terapeuta zakańcza terapię.
Ale teraz załóżmy, że posłuchałaby rady superwizorki i z tego powodu wtedy zakończyła terapię podając mi jako powód to, że nie rokuje. Czy taki powód zmotywowałby kogokolwiek do szukania dalej pomocy u kogoś innego? No nie. Wręcz przeciwnie. 
A skąd ja to wiem? T. mi to powiedziała dopiero niecały rok temu, jak wiedziała już na pewno, że superwizorka nie miała racji w moim przypadku i wiedziała, że teraz taką informację "udźwignę" i nie spowoduje ona jakiejś załamki czy czegoś. Jak ja na to zareagowałam? Kazałam t. pozdrowić superwizorkę od nie rokującej pacjentki :P kiedyś taki news skończyłby się pewnie szpitalem co najmniej.

Zaznaczam jednak, że moja t. akurat mimo, że jest psychodynamiczna bardzo dużo mówiła mi otwarcie. Jak czuła się bezradna i nie wiedziała co robić, to mi to mówiła przeważnie wprost (w takich sytuacjach przeważnie też kontaktowała się z moim lekarzem). Na jakieś moje głupie manipulacje, jak raz w złości na nią, powiedziałam że się zabiję, to mi walnęła prosto z mostu "pani A., głupi powód do samobójstwa"
Zresztą raz kiedyś wspomniała, że w moim przypadku wszelkie zasady kontraktu terapeutycznego zostały złamane i przekroczone, ale cieszy się, że finalnie wyszło to mimo wszystko na dobre, bo w danych momentach wcale nie była przekonana czy dobrze, że na to pozwoliła.

Dzięki za historię. Ale kim do uja są ci supervisorzy, nie znają pacjenta A mogą nakazać skończenie tterapii komuś. I to w prywatnych, grosza nie tracą na nikim i takie rzeczy

Nie no czaję że pewnie kontrolują czy taki psycholog umie poprawnie ocenić, no ale ja bym prędzej zaufala im  haha. I pewnie sprawdzana jak przypadku naszej wiewiórki że już nie mogą pracować z tym pacjentem bo pani się zakochała np oczywiście 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, acherontia styx napisał(a):

Ale teraz załóżmy, że posłuchałaby rady superwizorki i z tego powodu wtedy zakończyła terapię podając mi jako powód to, że nie rokuje. Czy taki powód zmotywowałby kogokolwiek do szukania dalej pomocy u kogoś innego? No nie. Wręcz przeciwnie. 

Co to w ogóle za stwierdzenie, że "nie rokuje"? Co to za traktowanie? 

A w ogólności, to nie normalizuj negatywnych sytuacji, które Ciebie spotkały. Ogólnie Twoja postawa przypomina mi postawę reprezentowana np. przez dzieci bite przez rodziców, a potem powtarzające brednie, że "chociaż wyrosłem na ludzi". Albo "kiedyś to pracowaliśmy po 25 godzin na dobę i piliśmy wodę z jeziora". 

Ble. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, 123she napisał(a):

Też mam takie doświadczenie, że terapeutka mnie zostawiła z dnia na dzień samą po 4 latach.

Podaj namiary, żeby było wiadomo kogoś unikać. Ludzie, co z Wami? Nie macie jakiegoś poczucia godności? Za coś takiego powinno być odebrania prawa do wykonywania zawodu, chyba że miała super hiper ważny powód. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czego to wymagać, rodzina potrafi traktować nie ludzko A co dopiero obcy ludzie. Takie jest zycie

Teraz, Mic43 napisał(a):

Podaj namiary, żeby było wiadomo kogoś unikać. Ludzie, co z Wami? Nie macie jakiegoś poczucia godności? Za coś takiego powinno być odebrania prawa do wykonywania zawodu, chyba że miała super hiper ważny powód. 

Ale jeśli wg prawa nie wiąże ich podawanie powodu to jak można im odebrać to prawo nie da się:/

A Ty chodziłes na terapię?

Mnie po neurologii jednej i drugiej wypisali że jestem zdrowa i elo. Dopiero po kolejnym podejściu u lekarza co skierował na drugi, powiedzial że w takich przypadkach kierują-ten szpital- do psychiatry x i dał numer. No nie kierują. Na tamtym etapie nie było opcji żebym się sama miała domyślić że to od psychiki!

Bliżej do chorób pnia mózgu było niż psychiki mozgu -.-

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Dalja napisał(a):

Ale jeśli wg prawa nie wiąże ich podawanie powodu to jak można im odebrać to prawo nie da się:/

Przecież prawo się stanowi, nie pochodzi od boga. Ulega zmianom, a zmiany są oddolne. Pisząc, że powinno się odebrać prawo do wykonywania zawodu mówię o tym jak prawo powinno być skonstruowane w tym przypadku, a nie jakie jest obecnie. 

Tak, chodziłem wiele lat i nadal chodzę. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Mic43 napisał(a):

Przecież prawo się stanowi, nie pochodzi od boga. Ulega zmianom, a zmiany są oddolne. Pisząc, że powinno się odebrać prawo do wykonywania zawodu mówię o tym jak prawo powinno być skonstruowane w tym przypadku, a nie jakie jest obecnie. 

Tak, chodziłem wiele lat i nadal chodzę. 

Ach, rozumiem. No to masz rację 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Mic43 napisał(a):

Podaj namiary, żeby było wiadomo kogoś unikać. Ludzie, co z Wami? Nie macie jakiegoś poczucia godności? Za coś takiego powinno być odebrania prawa do wykonywania zawodu, chyba że miała super hiper ważny powód. 

Zawód psychoterapeuty nie jest póki co usankcjonowany prawnie więc odpowiedzialność terapeutów w przypadku błędów podejrzewam, że jest żadna. To nie jest tak jak w przypadku lekarzy, że odpowiada się za błędy w sztuce medycznej. 

Znalazłam w jednym artykule zasady zakończenia terapii i m.in.:"

Jest dobrze ugruntowaną tradycją, że od początku podjęcia leczenia lekarz (i terapeuta) jest prawnie oraz etycznie odpowiedzialny za proces terapii dopóki leczenie nie zostanie prawidłowo zakończone za obopólną zgodą; pacjent nie zrezygnuje z terapii lub lekarz nie wycofa się z odpowiednim okresem wypowiedzenia, albo nie zapewni ciągłości opieki nad pacjentem przez innego terapeutę. W przeciwnym wypadku naraża się na zarzuty porzucenia pacjenta. Zakończenie leczenia jest procesem o wiele bardziej skomplikowanym niż relacja między usługodawcą a klientem i wymaga szczególnej ostrożności i rozwagi ze strony lekarza. Przepisy prawne regulujące relację lekarz−pacjent niewątpliwie nie są w stanie opisać możliwej liczby trudnych sytuacji i to na lekarzu będzie ciążyć obowiązek zapewnienia właściwej opieki.

Błędem zaniechania będzie przerwanie leczenia w postaci jednostronnego zerwania relacji lekarz−pacjent przez lekarza bez uzasadnionego wypowiedzenia lub bez zapewnienia alternatywnej opieki i w momencie, gdy zachodzi konieczność kontynuowania leczenia"

"Nie rekomenduje się zakończenia leczenia w sytuacji, gdy u pacjenta pojawiły się myśli lub tendencje samobójcze albo gdy terapeuta ocenia, że pacjent może stanowić zagrożenie dla innych. Nagłe przerwanie leczenia w takich okolicznościach będzie mieć prawdopodobnie negatywny skutek. Od strony prawnej będzie to prawdopodobnie rozpoznane jako wycofanie się z użycia własnych kompetencji w sytuacji, w której są one najbardziej potrzebne. Właściwym będzie prowadzenie terapii do momentu, gdy lekarz upewni się o możliwości skorzystania przez pacjenta z terapii alternatywnej. Nawet w przypadku nieplanowego lub awaryjnego zamknięcia praktyki pozostaje obowiązek zapewnienia jak najlepszej opieki nad pacjentami."

 

Także ewidentnie porzucenie przez terapeutę bez podania powodu czy wskazania osoby u której można kontynuować terapię jest błędem. Tak samo jak zakończenie terapii w przypadku myśli "s". No ale wracając do punktu wyjścia: nie ma ustawy o zawodzie psychoterapeuty to pewnie ciężko by było pociągnąć kogoś do odpowiedzialności nawet jakby się chciało.

"Powody, dla których terapeuta nie może dalej prowadzić leczenia, powinny zostać omówione z pacjentem w sposób, który będzie dla niego zrozumiały i czytelny oraz pozwalający pacjentowi na zachowanie dla siebie szacunku."

Jeszcze ten fragment ominęłam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, od lat nie ma ustawy o zawodzie terapeuty, więc wiadomo że odpowiedzialność prawna jest żadna. Głosujmy dalej na po-PiS to nigdy nic się nie zmieni. 

To co napisałem tyczyło się tego jak prawo powinno wyglądać, lub tego, co jest w mojej opinii moralne i właściwe. To jest niesamowite, że ludzie w tym kraju dają się traktować jak przedmioty. 

Edytowane przez Mic43

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, bei napisał(a):

Ona pewnie to przepracowała ze swoim supervisor, ty nie miałeś pewnie okazji z nikim tego przepracować.

Nie miałem okazji, ale też nie miałem potrzeby.

 

5 godzin temu, bei napisał(a):

Mam wrażenie, że to wszystko i tak mogłoby być za mało i nie zapobiegłoby poczuciu porzucenia.

Nie zapobiegłoby, ale nie mam problemu z poczuciem porzucenia. Trudno, żebym nie czuł się po czymś takim w jakiś sposób porzucony. Ale też nie uważam takiego porzucenia za koniec świata. Gorsze tragedie mnie w życiu spotykały i przeżyłem. Generalnie lepiej lub gorzej, ale radzę sobie z takimi emocjami. Jesteśmy wszyscy dorośli.

 

4 godziny temu, Dalja napisał(a):

wustaw jej opinię, przecież to anonimowe.

Nie chodzi o anonimowość. Jeśli już miałbym coś robić, to pod nazwiskiem. Ale nie chcę. Tak jak mówiłem, dla mnie temat tej terapeutki, i terapii w ogóle, jest zamknięty, szkoda mojego czasu i energii.

 

3 godziny temu, bei napisał(a):

Ja nie piszę, że terapeutce nie można niczego zarzucić, nie wiem tego. Nie znam ani przebiegu całej terapie, ani tej ostatniej sesji. Nie jestem też specjalista od terapii. Jestem jednak daleka np. od tego:

Ostatnie dwie sesje to było wałkowanie relacji z matką, przed-przedostatnia dotyczyła sytuacji w pracy i relacji z ex (byłem wtedy po burzliwym rozstaniu, a w pracy zlikwidowali mój zespół), w zasadzie zupełnie nic nietypowego.

 

2 godziny temu, 123she napisał(a):

Czytałam te dwie pierwsze i są mega dobre, według mnie to najlepsze książki na temat zaburzeń dysocjacyjnych po traumie jakie powstały. Szkoda, że jeszcze nie są przetłumaczone na Polski, bo też  jestem zdania, że wiedza wśród psychologów, terapeutów czy psychiatrów jest na ten temat mała. Ja mam takie przemyślenia, że gdybym nie była lekarzem, nie wiedziała dokładnie co mi jest ani nie miałabym trochę więcej możliwości niż przeciętny człowiek to szansa na to, że ktoś by rozpoznał co mi jest byłaby znikoma. Nie mówiąc już o znalezieniu jakieś realnej pomocy. Musiałabym mieć jakieś mega szczęście...

Też mam takie doświadczenie, że terapeutka mnie zostawiła z dnia na dzień samą po 4 latach. Było to dla mnie straszne doświadczenie, bo było mi ciężko wtedy, cały czas myślałam o odejściu a tu nagle jeszcze zostałam sama z tym. Nie dostałam namiaru na kogoś innego, chociaż to takie minimum co terapeutka powinna była zrobić. Nie mówiąc już o tym, że zostawienie kogoś z dużym ryzykiem samobójstwa samego jest bardzo wątpliwe etycznie. No ale nie roztrząsałam tego, też nie pisałam złych opinii. Chciała mi pomóc ale nie umiała, zdecydowanie ją to przerosło. Do obecnej terapeutki dostałam namiar przez kogoś z uczelni, to pani profesor  zajmującą się traumą i dysocjacją. Ją też czasami moja terapia przerasta ale próbuje i się nie poddaje. Niestety przez to, że dwie osoby do których poszłam po pomoc mnie "porzuciły" to zastało mi coś takiego, że boję się, że obecna terapeutka też mnie zostawi także powinnam podziękować tym osobom:/ za każdym razem jak mam odwołaną sesję to jest dla mnie trudne, nie ważne ile razy terapeutka powiedziała mi, że nie zrobi tak samo.

 

A Ty jak długo chodziłeś do tej terapeutki, która Cię tak z dnia na dzień zostawia jak mogę zapytać?

Tak, to prawda, zaburzenia dysocjacyjne są bardzo trudne. Ludzie po prostu nie mają na ten temat wiedzy, przez to próbują leczyć inne zaburzenia, które rozpoznają, a których których klient wcale nie ma, i dziwią się, że to nie działa. Chodziłem do niej 8 lat.

 

2 godziny temu, Dalja napisał(a):

I pewnie sprawdzana jak przypadku naszej wiewiórki że już nie mogą pracować z tym pacjentem bo pani się zakochała np oczywiście 

Wątpię żeby to było akurat to, ale też mi to przeszło przez myśl. Terapeuta chyba umiałby rozłożyć zauroczenie na czynniki pierwsze, zobaczyć, z jaką niezaspokojoną potrzebą się wiąże. Ale nie wiem.

Edytowane przez Cień latającej wiewiórki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Mic43 napisał(a):

Co to w ogóle za stwierdzenie, że "nie rokuje"? Co to za traktowanie? 

A w ogólności, to nie normalizuj negatywnych sytuacji, które Ciebie spotkały. Ogólnie Twoja postawa przypomina mi postawę reprezentowana np. przez dzieci bite przez rodziców, a potem powtarzające brednie, że "chociaż wyrosłem na ludzi". Albo "kiedyś to pracowaliśmy po 25 godzin na dobę i piliśmy wodę z jeziora". 

Ble. 

Wyobraźnię to masz bujną 😆
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Ale też nie uważam takiego porzucenia za koniec świata. Gorsze tragedie mnie w życiu spotykały i przeżyłem. Generalnie lepiej lub gorzej, ale radzę sobie z takimi emocjami. Jesteśmy wszyscy dorośli.

Co ma dorosłość do tego? W sensie jak ktoś sobie nie radzi z poczuciem odrzucenia, to nie jest dorosły? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Mic43 napisał(a):

Co ma dorosłość do tego? W sensie jak ktoś sobie nie radzi z poczuciem odrzucenia, to nie jest dorosły? 

Może źle to ująłem. Generalnie uważam, że to my odpowiadamy za swoje emocje i jeśli sobie z nimi nie radzimy, to powinniśmy nad tym pracować, a nie przerzucać odpowiedzialność za swoje emocje na drugą stronę relacji (choćby nawet był to terapeuta).

3 minuty temu, Dalja napisał(a):

Dojrzały chciał powiedzieć. Zależy jak bardzo sobie nie radzi z odrzuceniem. 

Tak, chyba słowo „dojrzały” lepiej tu pasuje. Tzn. nie mam problemu z tym, że ktoś sobie nie radzi z emocjami. Też sobie czasem nie radzę. To normalne, to ludzkie. Mam problem z tym, gdy ktoś odpowiedzialność za swoje emocje przerzuca na mnie. Dlatego sam staram się być taką osobą, z jakimi chcę się zadawać. Jak mnie coś przerośnie, to biorę to na siebie, staram się potem naprawić sytuację, itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Mam problem z tym, gdy ktoś odpowiedzialność za swoje emocje przerzuca na mnie. Dlatego sam staram się być taką osobą, z jakimi chcę się zadawać. Jak mnie coś przerośnie, to biorę to na siebie, staram się potem naprawić sytuację, itd.

Nooo myślę, że niektórzy mogą być tak "popsuci", że nie będą w stanie brać na siebie pewnych rzeczy, czy też przyznać się do winy, przeprosić. Szczególnie osoby że starszego pokolenia, wychowane w zupełnie inny sposób. Nie potrafię sobie np wyobrazić, że jakiś toksyczny dziadek z prowincji idzie na terapie, bo taka moda. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Mic43 napisał(a):

Nooo myślę, że niektórzy mogą być tak "popsuci", że nie będą w stanie brać na siebie pewnych rzeczy, czy też przyznać się do winy, przeprosić. Szczególnie osoby że starszego pokolenia, wychowane w zupełnie inny sposób. Nie potrafię sobie np wyobrazić, że jakiś toksyczny dziadek z prowincji idzie na terapie, bo taka moda. 

A to prawda, świata nie zmienimy, możemy tylko zmienić siebie i samemu decydować, z kim chcemy mieć kontakt, a z kim nie. Z tego powodu zerwałem kontakt z siostrą mamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×