Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie mogę nigdzie otrzymać pomocy


Maður

Rekomendowane odpowiedzi

No więc zacznę od początku.

 

We wczesnym dzieciństwie otrzymałem diagnozę zespołu aspergera na podstawie jakichś odruchów nerwowych - że np. nie reagowałem na szeleszczenie gazetą przy uchu. I jako dziecko byłem dość agresywnym dzieckiem. Z początku nie miałem większych problemów w szkole - poza agresją i tym, że nie wymieniałem się na przerwach tazosami, bo mama zabraniała kupować chipsy, że są niezdrowe. Jednak gdy ta postawa mamy się zmieniła, problemów z kontaktami nie było. Wróciły, gdy z powodu agresywnych reakcji na zaczepki dostałem nauczyciela wspomagającego - oczywiście zacząłem być traktowany jako "inny". No i od tamtej pory było tylko coraz gorzej.

 

Punktem kulminacyjnym było gimnazjum, gdy trudny wiek złożył się z dotychczasowymi problemami, rozpoczęciem brania leków (na zachowania agresywne) i z rozwodem rodziców. Dziwię się, że nie miałem wtedy nawet próby samobójczej. W każdym razie zastanawiałem się, czemu to wszystko mnie spotyka. Na bank to jakiś spisek. Tylko czyj i z jakiego powodu? Tu zacząłem przeszukiwać demonologię chrześcijańską. No i moje przypuszczenia się sprawdziły - byłem przekonany, że siedzi jakiś Mefistofeles ze swoimi wpływami na tym świecie i spiskuje przeciwko tym, którzy nie odwrócili się od dobra. Jakoże byłem jedynym chłopcem w klasie, który był wychowywany zgodnie z zasadami dobrego wychowania, to miałem powód, żeby przypuszczać, że jestem jednym z tych niewielu.

 

Ogólnie w tym okresie, z powodu nasilenia problemów, zostałem pierwszy raz wysłany do szpitala psychiatrycznego. Jeszcze chyba mama za mnie podpisywała zgodę, bo nie miałem iluś lat. W szpitalu, jak opowiedziałem o tym wpływie demonów, to od razu poszła diagnoza - schizofrenia paranoidalna. Zresztą oni mnie pytali, dlaczego się zachowuję tak agresywnie? Co miałem powiedzieć, "tak po prostu"? Nie potrafiłem tego w inny sposób powiedzieć, więc powiedziałem, że jestem opętany i demon mi kazał. Od tej pory przez około 10 lat brałem leki, z kilkoma kilkumiesięcznymi przerwami.

 

Podczas przerw w braniu leków problemy z myśleniem nie powróciły - tylko agresja, która przyczyniła się do powrotu do leków. Jednak, jakoże bez leków funkcjonowałem lepiej niż na lekach, tylko problemem była ta agresja, postanowiłem coś z tym zrobić. Od grudnia zeszłego roku nie biorę leków, a praca nad emocjami pomogła przy agresji. Jednak pojawił się nowy problem. Często zacząłem łapać infekcje górnych dróg oddechowych. Chodziłem po lekarzach, jeden antybiotyk, drugi, w końcu poszedłem na zakaźny zrobić wyniki na HIV. Wszystko w porządku.

 

W międzyczasie, ze względu na napady migrenowe, poszedłem do neurologa. Miałem rezonans magnetyczny i nic nie wyszło niepokojącego, poza krzywą przegrodą nosową. Podczas ostatniego pobytu w szpitalu zostałem pobity, więc mogła się wtedy skrzywić - wyjaśniałoby to infekcje górnych dróg oddechowych. Ale zauważyłem też, że podczas napadów migrenowych pojawiają się problemy z myśleniem, podobne do tych przed pierwszą hospitalizacją, a do tego pobudzenie uniemożliwiające zaśnięcie.

 

Teraz borykam się chyba z jakąś nerwicą - odstawiłem leki i boję się, że wróci mi schizofrenia. Nie wiem, czy diagnoza była trafna, czy nie, ale boję się. Gdyby można było zrobić jakieś badania żeby to wykluczyć... Chociaż wiem, że ten lęk nie jest racjonalny, bo wcześniej tez odstawiałem leki i żadnych głosów ani długotrwałych zaburzeń myślenia nie miałem - jedynie podczas napadów migrenowych. Poza tym, przed pierwszą hospitalizacja, gdy miałem te objawy schizofrenii, to leki akurat brałem.

 

Dodam też, że jestem wrażliwy na wszystkie bodźce które wskazywałyby na to, że mam schizofrenię. Napisałem ostatnio o swoim problemie na portalu WYKOP przy pomocy funkcji "Anonimowe Mirko Wyznania". Ktoś odpowiedział, że z mojego tekstu od razu widać, że mam schizofrenię. Pewnie troll, ale jednak zadziałało na mnie.

 

No i ten lęk przed schizofrenią polega głównie na tym:

Przyjdzie mi kilka głupich myśli do głowy. Zastanawiam się "może jednak mam tą schizofrenię?". Myślę o tym, skąd te myśli, dlaczego mi przyszły do głowy. Nie mogę znaleźć odpowiedzi. Boję się, że jednak mam schizofrenię. Z lęku nie mogę zasnąć. Bezsenność jest jednym z objawów schizofrenii. Im dłużej próbuję zasnąć, tym bardziej się denerwuję. W końcu nerwy dochodzą do tego stopnia, że dostaję mdłości. Wstaję, robię kilka razy "łe" nad kiblem, ale nic nie wymiotuję, bo nic nie jadłem. Idę znowu spać. Zasypiam albo nie. Potem następny dzień jestem niewyspany i muszę pospać w dzień. Przez to znowu nie mogę zasnąć w nocy. Takie błędne koło. Zwykle po max kilku dniach przechodzi, a zaczyna się zwykle po stresujących sytuacjach. Teraz na przykład stresowałem się przed odbiorem wyników na HIV - bałem się, że jednak mam.

 

Do tego jeszcze nie mogę rozwiązać pewnych konfliktów związanych z moją tożsamością - do Polskiej kultury zdecydowanie nie pasuję. Pasuję za to do skandynawskiej, ale nie mam w niej doświadczenia ani nawet języka żadnego nie znam. Czuję się jak jakiś banita co nie ma własnej ojczyzny. Chcę zamieszkać na Islandii, gdzie, według tego, co piszą w internecie, bym się czuł komfortowo. Jednak mama mi odradza, że nie jestem całkiem samodzielny, że nie mam tam znajomych. Chociaż w głębi serca wiem, że tam na pewno będzie mi łatwiej znaleźć znajomych skorych do pomocy, niż w Polsce, gdzie nawet własna matka nie znosi już moich problemów i sama się denerwuje. Ale jest jedno czego się naprawdę boję - tamtejszy klimat zdecydowanie nie sprzyja biometeopatom.

 

Co do samej bezsenności, to od dziecka budziłem się zaraz po zaśnięciu z atakiem paniki. Przez to właśnie zacząłem spać z zapalonym słabym światłem, bo zauważyłem, że to osłabia te ataki. Jednak bez nerwicy za którymś razem zawsze zasnąłem, a z nerwicą za którymś razem dostanę nerwa i nie zasnę.

 

No a najgorsze jest to, że nie mogę skorzystać z psychoterapii. Dam dokumentację medyczną, widzą "schizofrenia" i jedyne co mówią, że muszę brać leki, bo będzie coraz gorzej. Zataję leczenie psychiatryczne - zataję przyczynę nerwicy. A ja naprawdę, pomimo bezsenności i lęków, czuję się lepiej, niż jak brałem leki - na lekach dobrze czułem się tylko przez 2-3 miesiące, potem wielka depresja i beznadziejność. Tylko teraz bez leków boję się nawrotu schizofrenii. Zwłaszcza, że babcia ostatnio zaniemogła, leży z sondą w żołądku i w pieluchach i ma halucynacje. Boję się tym bardziej, że to schizofrenia i że mam skłonności po rodzinie.

 

No i teraz znów wstałem, zrobiłem kilka razy "łe" nad kiblem, rozbolała mnie głowa, a spać się nawet nie chce. Spróbuję się położyć, poczytać coś, może zasnę.

 

Do tego jeszcze dzisiaj przepadła mi wizyta u psychiatry - mógłbym poprosić o receptę na jakieś leki nasenne.

 

Ale tak ogólnie to co powinienem w tym wypadku zrobić? Usilnie szukać dobrej psychoterapii i wydawać hajs w ciemno, a przeprowadzkę na Islandię odłożyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc,

musisz znalezc sposob jak przerwac ten ciag mysli,

jak zrobic zeby wkrety przestaly odpalac kolejne wkrety.

Mialem podobnie - temat mniej wiecej ten sam,

wiem ze jest bardzo ciezko, ale wiem tez ze da sie :)

 

Napisz jak wyglada teraz Twoj dzien,

co robisz od momentu wstania do polozenia sie spac?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No więc tak standardowo to dominuje robienie tego, na co jest potrzeba. Jak mam czas wolny, to też zależy od sytuacji. Zwykle gadam z kimś jak jestem w towarzystwie, a jak jestem sam to głównie gram w gry komputerowe singleplayer (aktualnie Heroes 3), od czasu do czasu w coś online, ale nie hardkorowo, czasem poczytam jakąś książkę albo coś na internecie, zwykle dotyczące moich zainteresowań - kultura skandynawska. Często, pod wpływem sytuacji, czytam w internecie o czymś, o czym zasłyszałem od znajomych. Na wykopie już rzadko przesiaduję, głównie w obserwowanych tagach, "g....wpisów" żadnych nie czytam.

 

Często wychodzę z domu, to do sklepu, to na "pokemony", to ze znajomymi, w sezonie też na działkę zebrać truskawki czy sałaty, czasem gdzieś dalej coś załatwić, np. do lekarza albo do urzędu. Ogólnie najbardziej lubię chodzić pieszo, ale jak wybieram się gdzieś dalej, to biorę autobus albo, jak ma po drodze, mamę, bo nie mam prawka i na razie nie zamierzam zrobić.

 

Mieszkam aktualnie z mamą, prowadziłem z nią rodzinny biznes, ale niestety widzę, że nie ma to sensu - mama mnie widzi na stanowisku informatyka, a ja, pomimo iż znam się na tym lepiej od większości zawodowych informatyków, to nie toleruję psychicznie problemów z komputerami, jak wszyscy w mojej rodzinie. Dodatkowo, są pewne rzeczy w mojej mamie, których ja nie toleruję, a mama nie toleruje pewnych rzeczy we mnie. Na przykład ja w mamie nie toleruję tego, że jej 2 minuty mniej czekania jest ważniejsze od mojego dokończenia walki w grze. Nie toleruję też jej postawy względem pracy, która jest ważniejsza od rodziny - dzwoni klient, odbiera telefon, nie mówi, że oddzwoni, tylko gada czasem nawet pół godziny, pomimo iż rozmowę ze mną przerwała w pół słowa jak telefon zadzwonił.

 

Za to czego mama we mnie toleruje? Tego nie jestem w stanie stwierdzić. Mówi, że ona dla mnie wszystko, a ja dla niej nic. Mówi, że jak pomagam jej w ogródku, to też robię to tylko dla siebie, bo ja też zjadam to, co urośnie. Niby trochę prawdy jest, ale jednak nie jest to tak, jak rodzina powinna działać - normalnie w rodzinie każdy sobie wzajemnie pomaga i wszyscy mają z tego korzyść. A tutaj to jak coś jest dla rodziny, to tak jakby było dla mnie. Jak nie pomagam jej poza sprawami rodzinnymi, to jestem "pasożytem", bo korzystam z tego, że pomaga mi wyhodować takie dobre warzywa. A że wolę mięso, a warzywa w większości sama zjada, to już jej nie interesuje. dodatkowo lubi "przypominać" o tym samem co 5 minut, mimo iż mam to zrobić dopiero jutro. Albo wieczorem idzie z koleżankami na chlanie i przez cały dzień co chwilę mówi "pamiętaj, żeby mieć naładowany telefon jak zadzwonię że trzeba po mnie wyjść na przystanek". Więc, skoro mieszkanie z mamą nie wychodzi dobrze, to mam racjonalny powód, żeby się przeprowadzić.

 

Ogólnie w psychice zauważyłem dwa główne konflikty. Pierwszy, to w związku z mamą - wiem, że ona mnie nie krzywdzi umyślnie, ale jednak nierzadko mnie to wyprowadza z równowagi do tego stopnia, że odczuwam potrzebę zemsty. A drugi, to bardziej skomplikowany kryzys tożsamości - z wyglądu widać, że jestem rasy nordyckiej, z genealogii też widać duńskie korzenie, i do tego z rodu królewskiego, ale rodzice mówią, że mam korzenie słowiańskie. Do tego jeszcze mam siostrę, która wygląda zupełnie inaczej niż reszta rodziny, nawet ma ciemną skórę - co by mogło świadczyć o obecności jakichś ukrytych genów, albo o tym, że mamy różnych ojców. No i kwestia kulturowa - praktycznie nie czuję się członkiem żadnej lokalnej kultury poza najbliższymi sąsiadami, z którymi często gadam przez płot. Nie czuję się członkiem polskiej kultury, bo do niej nie pasuję - jestem lojalistą, a polska kultura to głównie antypatriotyzm, jak uniknąć wojska, jak obniżyć podatki, jak wyciągnąć zasiłki od państwa, do tego jeszcze to ciągłe narzekanie, że w Polsce taka najgorsza służba zdrowia, najgorsze drogi, najgorsi politycy, najgorsze zarobki, że polski sklep z meblami sprzedał bubel, że sygnał TVNu z satelity jest taki słaby, że nie odbiera podczas burzy - za granicą dostałbym za to odszkodowanie, tutaj to normalka, i ogólnie Polacy tak narzekają. Do tego Polacy, który znacznie się różnią ode mnie, lubią np. robić rozróby na zagranicznych stadionach, krzycząc "polska kibolska", albo okradają ludzi za granicą, przez co ja otrzymuję nieprawdziwą negatywną reputację na podstawie uprzedzeń.

 

Za to czuję się najbliżej do kultur skandynawskich, zwłaszcza islandzkiej, ale no problem jest taki, że nie wychowywałem się tam, nie mam obyczaju, nie znam języka. Więc czuję się jak jakiś banita bez ojczyzny. To jest mój największy konflikt w psychice. Nawet próbowałem dochodzić do tego, dlaczego moje poglądy tak bardzo się różnią od innych. Chyba najbardziej logicznym wytłumaczeniem jest zapewne wysoka inteligencja i przez to bardziej rozbudowane wyciąganie wniosków. Prości ludzie pomyślą, że "nie chcemy komunizmu, bo ogranicza wolność", przy czym sami brzydzą się Murzynów czy homoseksualistów, którzy z tej wolności korzystają. Ja za to twierdzę, że komunizm utrudnia obywatelom nieuczciwe praktyki biznesowe, ale żeby to działało jak należy, musiałby być rząd, który robiłby to dla kraju, a nie własnej kieszeni. Twierdzę też, że mieszanie się kultur, jak np. masowe migracje czy internet, nie jest bezpieczne, bo po takim pomieszaniu się, zwykle przyswajane są egoistyczne praktyki innych kultur, a odrzucane prospołeczne praktyki własnych. Prości ludzie są podatni na obietnice łatwego zysku. Jak zauważą, że telefony z Chin są takie tanie, to zaczynają importować, nie zwracając uwagi na to, w jakich warunkach są produkowane. A że mamy demokrację, a prości ludzie stanowią większość... cóż, tu akurat zgadzam się z Hitlerem, że "demokracja jest obrońcą głupców".

 

PS. admini proszeni są o naprawienie serwera

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odniose sie do gier:

czy jak grasz w te Herosy to natlok sie zmiejsza, ustepuje moze calkiem?

 

Sporo napisales, jednak nie widze za duzo informacji o tym o czym pisales wczesniej,

mowiles ze ten natlok mysli, lanuchcy krzywch wkretow Cie mecza...

to jak w koncu?

 

A w jakim zawodze sie widzisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie widzę się raczej w pracy fizycznej. Albo w jakimś humanistycznym, ale to w dalekiej przyszłości, jak już się ustatkuję i skończę studia.

 

Kazałeś napisać o moim codziennym dniu, a nie o natłoku myśli, więc napisałem. Nie widzę związku między tym - poza moimi konfliktami związanymi z tożsamością i sytuacjami, które wyzwalają ten natłok myśli, na przykład gdy ktoś powie, że wywodzę się od słowian i jestem w 100% członkiem słowiańskiej kultury.

 

Zresztą to nie jest żaden natłok myśli, tylko po prostu bardzo niepokojące myśli, ale nie jest ich jakoś dużo, i są one raczej o jednej rzeczy - obawiam się, że mam schizofrenię. Wracają, gdy pojawi mi się jakaś głupia myśl, albo jak nie mogę w nocy zasnąć. No i oczywiście te myśli i niepokój są silniejsze w chwilach, gdy jest gorzej, na przykład, gdy ktoś podważa moje przekonania co do braku przynależności do słowiańskiej kultury. Może i za bardzo racjonalne nie są, bo jednak urodziłem się i wychowałem w kulturze słowiańskiej, ale jednak wychowywałem się w patologicznych warunkach, więc moje przekonania mogą się znacznie różnić od przecięntch. Definitynie jednak bardziej pasuję do kultury islandzkiej niż polskiej. I nie ogólnie do skandynawskiej, tylko do islandzkiej. I jestem świadomy, że w Islandii nie zostaną od razu potraktowany jako członek kultury - wiem, że jest to bardzo długa droga, ciągnąca się latami. Jednak nie zamierzam tam wyjechać na zwykłą emigrację finansową i wracać do Polski za każdym razem, jak się dorobię. Moim planem jest zdobycie w Islandii więcej znajomych i przyjaciół, niż mam w Polsce, a akurat, ze względu na to, że na lekach miałem skrajną depresję, nie ma w Polsce za dużo przyjaciół. Głównie świeże znajomości, które nawiązałem po odstawieniu.

 

Ogólnie każde zajęcie, które nie stresuje, zmniejsza natłok myśli. Tu przekonuję się o skuteczności terapii zajęciowej, którą do tej pory uznawałem jedynie za wypełniacz czasu niskobudżetowych oddziałów terapeutycznych. Jednak wolałbym, gdyby to zajęcie było elementem mojej pracy zarobkowej. Wiem też, że Polska jest jedynym z najbardziej zestresowanych narodów. Za to Islandia jest jednym z najmniej, obok Grecji, Hiszpanii i Portugalii. Jednak to nie jest jedyny powód, dla którego wybrałem Islandię.

 

Akurat wypiłem dużo alkoholu, więc otworzył mi się umysł, jak to bywa po alkoholu. Postanowiłem zacząć notować rzeczy, które mogą się przydać przy psychoterapii. I naprawdę dużo notuję, więcej, niż piszę w postach na forum, w których specjalnie pomijam najmniej istotne fakty, żeby nie przedłużać postów. Mam nadzieję, że chęć notowania nie przejdzie wraz z ustaniem efektów alkoholu. No ale nigdy się nie upiłem tak, żeby film mi się urwał, więc raczej będę pamiętał to, co postanowiłem. A aktualnie piję tylko wodę dla detoksu, żeby rano nie mieć kaca, więc bardziej już się nie upiję.

 

Informuję, że akurat dość dużo wypiłem (alkoholu), więc ten post może brzmieć bardziej nielogicznie niż poprzednie. Ale mam nadzieję, że jest zrozumiały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też miałem natłok myśli, niekontrolowany, przez który traciłem lekko samoświadomość co potwierdziło EEG. Powiem ci że mi prawie przeszło, bo często się nudzę przed komputerem :)

 

(Wstałem dzisiaj o tej porze bo poszedłem właśnie spać z nudów...)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzi mi o sam natłok myśli, tylko o lęk. Że natłok myśli towarzyszy napadowi paniki to chyba normalne.

 

Ale swoją drogą, od dziecka miewałem ataki paniki podczas zasypiania. Zasnąłem i natychmiast budziłem się z atakiem paniki. Ale z takim naprawdę atakiem paniki bez żadnego źródła, a nie czystym lękiem przed tym, że nie mogę zasnąć. Lecz zawsze pomagało zapalenie światła i powrót do łóżka. Odkąd zacząłem zapalać lekkie światło już przed pójściem do łóżka, dobrze spałem.

 

Co ciekawsze, na fluoksetynie nie miałem tych napadów paniki tak często - normalne spanie ze zgaszonym światłem było codziennością. Dodatkowo, nie pojawiało się to, gdy spałem w nowym miejscu - dopiero po kilku dniach.

 

No ale ostatnio doszły te lęki przed objawami schizofrenii - halucynacjami, bezsennością, problemami z myśleniem. Nawet jak pokonam lęk przed bezsennością i zasnę, to mogę się obudzić przy pierwszej fazie REM, kiedy zobaczę sen i wyda mi się halucynacją. Po obudzeniu będę świadomy, że to tylko sen, ale będę już obudzony. Po pierwszej fazie REM już rzadko się budzę - głównie gdy połączy się to z np. jakimś hałasem.

 

Te ataki paniki przy zasypianiu mogą być spowodowane ciągiem koszmarów za dziecka, który trwał kilka lat. Dosłownie. Oczywiście latałem po sennikach, ale nic nie znalazłem. Wiadomo, że po trzech latach tych samych koszmarów nie uwierzyłbym w żadną interpretację tego snu, która nie znaczyłaby czegoś równie ważnego co koniec świata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×