Skocz do zawartości
Nerwica.com

LADY'S STORY,czyli opowieść o psie,który uczył ludzi kochać


arienka

Rekomendowane odpowiedzi

Napisalam dawno temu. Dlatego jest caps lokiem. Bo skopiowalam z mojego bloga. A nie wiem, jak zmienic na male litery, zeby nie musiec przepisywac od nowa. Przepraszam. Mam nadzieje, ze mnie administrator nie zbanuje.

 

 

 

 

SĄ WŚRÓD NAS ZWIERZĘTA TAK WSPANIAŁE, ŻE TRUDNO UWIERZYĆ, DOPÓKI SIĘ ICH NIE POZNA OSOBIŚCIE. CHCĘ, ŻEBYŚCIE UWIERZYLI

I DLATEGO PRZEDSTAWIĘ WAM HISTORIĘ MOJEJ NAJLEPSZEJ PRZYJACIÓŁKI- LADY.

 

TO BYŁO 11 LAT TEMU. DOKŁADNIE 18 CZERWCA, W MOJE 14 URODZINY. MAMA WRÓCIŁA Z ZAKUPÓW. POWIEDZIAŁA, ŻE NA BAZARZE SPOTKAŁA CZŁOWIEKA, KTÓRY SPRZEDAWAŁ SZCZENIACZKI RASY ROTTWEILER. ZATRZYMAŁA SIĘ OBOK I ZACZĘŁA ROZMOWĘ. GDY SIĘ ODWRÓCIŁA, ZOBACZYŁA, JAK JEDEN Z MALUCHÓW WYJADA Z JEJ TORBY RZODKIEWKĘ.POPROSIŁA WŁAŚCICIELA, ŻEBY ZATRZYMAŁ DLA NIEJ WŁAŚNIE TEGO SZCZENIACZKA I UMÓWIŁA SIĘ Z NIM U NIEGO W DOMU. MAMA PRZYSZŁA DO DOMU I ZABRAŁA MNIE ZE SOBĄ. CHCIAŁA ZROBIĆ MI PREZENT NA URODZINY. GDY DOTARLIŚMY NA MIEJSCE, DRZWI OTWORZYŁ NAM WŁAŚCICIEL, A OBOK NIEGO STAŁA MATKA SZCZENIACZKÓW. PRZYWITAŁA NAS PRZYJAŹNIE I PRZYPROWADZIŁA SWOJE DZIECI. MAŁY WYJADACZ RZODKIEWKI OD RAZU PRZYBIEGŁ DO MNIE I ZACZĄŁ SZARPAĆ MNIE ZA NOGAWKĘ. TO BYŁ NAJPIĘKNIEJSZY PREZENT, JAKI MOGŁAM SOBIE WYMARZYĆ.

 

BYŁA TAK MALUTKA, ŻE DO DOMU PRZYNIOSŁAM JĄ NA RĘKACH. NIE MOGŁA JESZCZE WYCHODZIĆ NA SPACERY, BO NIE BYŁA SZCZEPIONA, WIEC NAUCZYŁAM JĄ SIUSIAĆ NA GAZETY. BYŁA BARDZO MĄDRYM SZCZENIAKIEM I NAUCZYŁA SIĘ TEGO SZYBKO.

PO DWÓCH MIESIĄCACH ZACZĘŁAM JĄ WYPROWADZAĆ NA SPACERY. BYŁA TAKA CIEKAWA ŚWIATA.KAŻDY KĄCIK MUSIAŁA ZWIEDZIĆ,

DO KAŻDEGO CZŁOWIEKA PODEJŚĆ, Z KAŻDYM ZWIERZĘCIEM ZAPRZYJAŹNIĆ. TYLE W NIEJ BYŁO DOBRA.

 

LADY BYŁA ŚLICZNA I KAŻDY CZŁOWIEK, KTÓRY JĄ ZOBACZYŁ, MUSIAŁ JĄ POGŁASKAĆ. BAWIŁA SIĘ ZE WSZYSTKIMI, SZCZEGÓLNIE LUBIŁA DZIECI. GDY JAKIEŚ DZIECKO PŁAKAŁO,NATYCHMIAST BIEGŁA NA POMOC I NIE ODESZŁA, DOPÓKI MALCA NIE ROZBAWIŁA.

ZABIERAŁAM JĄ ZE SOBĄ WSZĘDZIE. DO SKLEPU, NA SPACERY, NA WYCIECZKI, A NAWET W DŁUGIE PODRÓŻE AUTOBUSEM CZY POCIĄGIEM.

TYLKO DO SZKOŁY NIE MOGŁA ZE MNĄ CHODZIĆ.

BARDZO CZĘSTO GRAŁAM W PIŁKĘ NOŻNĄ ZE ZNAJOMYMI. OCZYWIŚCIE LADY ZAWSZE NAM TOWARZYSZYŁA. PEWNEGO RAZU, KIEDY WYPROWADZAŁAM AKCJĘ, KOLEGA PODSTAWIŁ MI NOGĘ I PRZEWRÓCIŁAM SIĘ. GDY LADY TO ZOBACZYŁA, NATYCHMIAST WBIEGŁA NA BOISKO

I POPROWADZIŁA PIŁKĘ WPROST DO BRAMKI. OD TAMTEJ PORY ZAWSZE GRAŁA Z NAMI.

 

BYŁO BARDZO WIELE CZYNNOŚCI, KTÓRYCH LADY UCZYŁA SIĘ OBSERWUJĄC. W LATO BARDZO CZĘSTO KUPOWALIŚMY ARBUZY. A ONA,

JAK KAŻDY PIES, MUSIAŁA SPRÓBOWAĆ WSZYSTKIEGO, CO BYŁO DO ZJEDZENIA. UKROIŁAM PLASTEREK I DAŁAM JEJ. PO JAKIMŚ CZASIE

NA PODŁODZE LEŻAŁY TYLKO PESTKI I SKÓRKA. TO, CZEGO MY NIE JEDLIŚMY, ONA TEŻ ZOSTAWIAŁA.NASTĘPNYM RAZEM MAMA UGOTOWAŁA KUKURYDZĘ. JAK ZWYKLE PIES MUSIAŁ DOSTAĆ SWOJĄ KOLBĘ. WSZYSCY MYŚLELI, ŻE LADY ZJE JĄ CAŁĄ, A ONA WZIĘŁA JĄ POMIĘDZY ŁAPY I ZACZĘŁA OGRYZAĆ. ZUPEŁNIE JAK CZŁOWIEK. INNYCH SZTUCZEK LADY NAUCZYŁA SIĘ BARDZO SZYBKO. NIE CHCIAŁA WYKONYWAĆ TYLKO JEDNEGO POLECENIA- CHODZENIA PRZY NODZE. BYŁA BARDZO ŻYWYM PSEM I UWIELBIAŁA BIEGAĆ. TAKIE POLECENIE BYŁO WBREW JEJ NATURZE I CHĘCIOM.

 

NIESTETY SZCZĘŚCIE NIE TRWA DŁUGO. GDY LADY SKOŃCZYŁA ROK I PRZESTAŁA BYĆ SŁODKIM SZCZENIACZKIEM, ZACZĘŁY SIĘ PROBLEMY.

NIEKTÓRYM LUDZIOM BARDZO PRZESZKADZAŁ WIDOK DUŻEGO PSA BEZ SMYCZY. LADY NADAL BYŁA BARDZO TOWARZYSKA. NIE ZAPOMNIAŁA

ZE SZCZENIĘCYCH LAT ZABAW I PIESZCZOT Z KAŻDYM CZŁOWIEKIEM, KTÓRY PRZECHODZIŁ OBOK NIEJ. NIE ROZUMIAŁA,DLACZEGO TERAZ NIKT NIE CHCIAŁ SIĘ Z NIĄ BAWIĆ I WSZYSCY ZACZYNALI WRZESZCZEĆ NA JEJ WIDOK. LUDZIE ODGRAŻALI SIĘ POLICJĄ I BIEDNA LADY MUSIAŁA POLUBIĆ SMYCZ.

PO PEWNYM CZASIE LADY PRZYZWYCZAIŁA SIĘ DO SMYCZY, ALE NIE ZMIENIŁO TO JEJ PODEJŚCIA DO LUDZI. NADAL NA WIDOK CZŁOWIEKA RWAŁA SIĘ W JEGO STRONĘ PEŁNA RADOŚCI I NIE MOGŁA ZROZUMIEĆ, DLACZEGO TAK MOCNO TRZYMAM SMYCZ, ŻE NIE MOŻE ZROBIĆ KROKU W JEGO STRONĘ. WIDZIAŁAM, JAK BARDZO JEST NIESZCZĘŚLIWA, ALE NIE MOGŁAM NIC ZROBIĆ, BO Z DRUGIEJ STRONY PATRZYŁ CZŁOWIEK WZROKIEM PEŁNYM NIENAWIŚCI.

GDY PRÓBOWAŁAM LUDZIOM TŁUMACZYĆ, ŻE MÓJ PIES JEST ŁAGODNY, ODPOWIADALI MI, ŻE TYLKO DO CZASU. CHOCIAŻ NIE ZNALI LADY, BAWILI SIĘ W PSICH PSYCHOLOGÓW. UWAŻALI,ŻE PO OBEJRZENIU KILKU PROGRAMÓW O AGRESYWNYCH PSACH, WIEDZĄ WSZYSTKO.MIERZYLI KAŻDEGO PSA JEDNĄ MIARKĄ. TO TAK JAKBY POWIEDZIEĆ, ŻE KAŻDY CZŁOWIEK JEST TAK SAMO ZŁY. DOCHODZIŁO DO TEGO, ŻE MOJEGO PSA NAZYWANO MORDERCĄ. BYŁAM WŚCIEKŁA NA LUDZI, ŻE TAK NIESPRAWIEDLIWIE OCENIAJĄ MOJEGO PSA. DLA MNIE BYLI ONI ZWYKŁYMI PROSTAKAMI.A LADY NADAL CHCIAŁA SIĘ Z NIMI ZAPRZYJAŹNIĆ. NIE WIDZIAŁA, ANI NIE WYCZUWAŁA W NICH NIC ZŁEGO. KOCHAŁA ICH, CHOĆ ONI JEJ NIENAWIDZILI.

LADY UWIELBIAŁA GOŚCI. RADOŚNIE WITAŁA KAŻDEGO, KTO PRZYSZEDŁ DO NAS W ODWIEDZINY.ZNAJOMI DZIWILI SIĘ, ŻE ROTTWEILER, A TAKI ŁAGODNY I MIŁY. A ONA PRZYCHODZIŁA DO KAŻDEGO I KŁADŁA GŁOWĘ NA JEGO KOLANA. SIEDZIAŁA TAK, DOPÓKI GOŚĆ NIE WYSZEDŁ.

NIGDY NIE SPOTKAŁAM TAK DOBREJ ISTOTKI. PRZY NIEJ ŻYCIE NABIERAŁO SENSU, CHOĆ BYŁO CORAZ TRUDNIEJSZE.

 

 

KAŻDY CZŁOWIEK BORYKA SIĘ Z JAKIMIŚ PROBLEMAMI. NASZE BYŁY Z RODZAJU ” NAJGORSZE” – FINANSOWE. MOJA MAMA WYCHOWYWAŁA SAMOTNIE MNIE I BRATA. BRAT CIEŻKO ZACHOROWAŁ, A MAMA ZOSTAŁA ZWOLNIONA Z PRACY. AKURAT NADESZŁY CZASY WIECZNEGO BEZROBOCIA I KOBIECIE PO 40- TCE CIĘŻKO BYŁO ZNALEŹĆ JAKĄKOLWIEK PRACĘ. JEDYNYM DOCHODEM, JAKI MIELIŚMY BYŁY ALIMENTY I SKROMNIUTKA RENTA BABCI. MAMA MUSIAŁA WYBIERAĆ- ZAPŁACIĆ RACHUNKI CZY KUPIĆ COŚ NA OBIAD. OŚRODEK POMOCY SPOŁECZNEJ ODMÓWIŁ ZASIŁKU. TAK MIJAŁY LATA, A WRAZ Z NIMI ROSŁO ZADŁUŻENIE MIESZKANIA.

 

LADY SKOŃCZYŁA 4 LATA, A JA BYŁAM W KLASIE MATURALNEJ. MIAŁAM ŚREDNIĄ OCEN 5,2 I BYŁAM NAJLEPSZĄ UCZENNICĄ W LICEUM.

PLANOWAŁAM STUDIOWAĆ WETERYNARIĘ,A TO BARDZO TRUDNY KIERUNEK, WIĘC NIE ODRYWAŁAM OCZU OD KSIĄŻEK.

PEWNEGO DNIA WRÓCIŁAM DO DOMU BARDZO SZCZĘŚLIWA I CHCIAŁAM POCHWALIĆ SIĘ MAMIE, ŻE ZDAŁAM PRÓBNĄ MATURĘ Z BIOLOGII NA 5, GDY MAMA POKAZAŁA MI PISMO Z ADMINISTRACJI, KTÓRE PRZYSZŁO RANO. BYŁ TO NAKAZ EKSMISJI NASZEJ RODZINY Z MIESZKANIA.

DATĘ WYZNACZONO NA 2.11.1999.MIELIŚMY MIESIĄC.

 

TEGO DNIA MOJE PLANY LEGŁY W GRUZACH. WIEDZIAŁAM, ŻE NIE MAMY GDZIE SIĘ PODZIAĆ.MAMA, BABCIA I BRAT POJECHALI DO CIOCI OPOWIEDZIEĆ, CO NASTĘPUJE. ZOSTAŁAM SAMA, POGRĄŻONA W CZARNEJ ROZPACZY. ŹLE SIĘ POCZUŁAM, WIĘC POSTANOWIŁAM ZAŻYĆ LEK PRZECIWBÓLOWY. WSZYSTKIE LEKARSTWA ZNAJDOWAŁY SIĘ W ŁAZIENCE W SZAFCE. WZIĘŁAM SŁOIK Z WODĄ I POSZŁAM DO ŁAZIENKI. NIE ZAMKNĘŁAM ZA SOBĄ DRZWI. WYJĘŁAM Z SZAFKI PLASTIKOWĄ BUTELKĘ Z TABLETKAMI.PRZECHYLIŁAM JĄ I WYSYPAŁO SIĘ KILKA SZTUK. NAGLE PRZEBIEGŁA MI PRZEZ GŁOWĘ MYŚL. WYSYPAŁAM NA RĘKĘ WSZYSTKIE TABLETKI I NIEWIELE MYŚLĄC SKIEROWAŁAM JĄ W STRONĘ UST. NAGLE POCZUŁAM UDERZENIE I ZNALAZŁAM SIĘ NA PODŁODZE. GDY OPRZYTOMNIAŁAM, ZOBACZYŁAM NAD SOBĄ LADY. PŁAKAŁA. WTEDY ZROZUMIAŁAM, ŻE MAM PO CO ŻYĆ.

 

GDY PO RAZ PIERWSZY W ŻYCIU TRZYMAŁAM LADY NA RĘKACH, NIE MYŚLAŁAM, ŻE URATUJE MI KIEDYŚ ŻYCIE.

 

WSZYSTKO JAKOŚ SIĘ ROZWIĄZAŁO. MAMA SPRZEDAŁA MIESZKANIE I KUPIŁA TAŃSZE. PRZEPROWADZILIŚMY SIĘ 1.11.1999- DZIEŃ PRZED EGZEKUCJĄ.

 

I WTEDY ZACZĘŁO SIĘ.

 

NOWE MIEJSCE,NOWE MIESZKANIE, NOWI LUDZIE. NOWI, ALE WCALE NIE LEPSI. MIEJSCE TO, W KTÓRYM MIESZKAM DO DZIŚ, TO URSUS- TAKA DZIELNICA WARSZAWY. ŚMIESZNA TROCHĘ, BO JEST CZĘŚCIĄ STOLICY RAPTEM OD JAKICHŚ MOŻE 20 LAT. WCZEŚNIEJ TO BYŁA WIEŚ. ALE LUDZIE BARDZO SZYBKO Z „CHAMÓW” STAJĄ SIĘ „PANAMI”. JESZCZE 20 LAT TEMU BURKI BIEGAŁY TU JEDEN ZA DRUGIM I NIKT NAWET NIE SZUKAŁ WŁAŚCICIELA. ALE DZIŚ JUŻ O TYM ZAPOMNIANO. DZIŚ PSY SIĘ ZMIENIŁY (NO PRZECIEŻ, ŻE NIE LUDZIE). SĄ TAK AGRESYWNE, ŻE NAJLEPIEJ,JAKBY ICH NIE BYŁO W OGÓLE. TU NIE BYŁO MOŻLIWOŚCI, ŻEBY PIES MÓGŁ POBIEGAĆ.TAKIEGO MIEJSCA NIE WYZNACZONO, BO PO CO.

 

LADY MIAŁA WIELKIEGO PECHA, ŻE TRAFIŁA NA TĄ AKURAT DZIELNICĘ WARSZAWY.MUSIAŁA NIE TYLKO POLUBIĆ SMYCZ, ALE I KAGANIEC. ALE I TO NIE WYSTARCZAŁO.NIEKTÓRZY LUDZIE I TAK CHODZILI PO PŁOCIE NA JEJ WIDOK. SĄSIADKĘ TEŻ TRAFILIŚMY Z TYCH, CO TO PSA JAK OGNIA SIĘ BOJĄ. A CO DOPIERO TAKIEGO PSA.

 

BABA JAGA- BO TAK POSTANOWILIŚMY NAZWAĆ SĄSIADKĘ- UMILAŁA NAM ŻYCIE CO DNIA. JAK NIE POLICJĄ TO STRAŻĄ MIEJSKĄ. W KOŃCU SPRAWA WYLĄDOWAŁA W SĄDZIE. POMIMO, ŻE LADY CAŁY CZAS CHODZIŁA NA SMYCZY I W KAGAŃCU, BABA I JEJ ŚWIADKOWIE ZEZNALI, ŻE PIES CHODZI BEZ KAGAŃCA I NA LUZIE, I JESZCZE NA NIĄ WARCZY I CHCE JĄ ZJEŚĆ.MY NIE MIELIŚMY ŻADNYCH ŚWIADKÓW NA TO, JAKA BYŁA PRAWDA, NO BO KTO POTWIERDZI, ŻE ROTTWEILER JEST ŁAGODNY I NIKOGO NIE CHCE ZJEŚĆ.

 

BABA JAGA NAKŁAMAŁA I WYGRAŁA.

 

ALE NIE TO BYŁO NAJBARDZIEJ WKURZAJĄCE. DAŁA SIĘ WE ZNAKI JESZCZE BARDZIEJ. BYŁAM Z MOJĄ SUNIĄ NA SPACERZE, A BABA WYLAZŁA Z DOMU Z RURĄ I ZACZĘŁA LADY OKŁADAĆ PO PYSKU. NO CZY TAK ROBI KTOŚ, KTO SIĘ BOI PSA? OCZYWIŚCIE WIADOMO, PO CO TA FATYGA- CHCIAŁA LADY SPROWOKOWAĆ DO ATAKU. ALE LADY NIE TAKA GŁUPIA, JAKBY SIĘ LUDZIOM WYDAWAŁO. ZACZĘŁA SIĘ WYCOFYWAĆ, A BABA NACIERAŁA MOCNIEJ I MOCNIEJ. I JAK MNIE NIE WKURZY. DOSTAŁA PARĘ SMYCZY PRZEZ PLECY I POSZŁA DO DOMU.MOŻE TO I NIEŁADNIE, ŻE UDERZYŁAM STARSZĄ KOBIETĘ, ALE BYŁAM ROZTRZĘSIONA JEJ ZACHOWANIEM. MA SZCZĘŚCIE, ŻE JEJ NIE ZAGRYZŁAM. I TAK OTO MUSIAŁAM BRONIĆ ROTTWEILERA.

 

W KOŃCU BABA JAGA DAŁA ZA WYGRANĄ. WYPROWADZIŁA SIĘ. O JAKAŻ RADOŚĆ SPŁYNĘŁA NA ME SERCE.NIESTETY NIE DŁUGO SIĘ CIESZYŁAM.

WŁAŚNIE ROZPOCZĄŁ SIĘ DRUGI ROK MOICH STUDIÓW. LADY BYŁA GRUBA, BO NIE MIAŁA GDZIE BIEGAĆ I MIAŁA MAŁO RUCHU.POZA TYM BYŁA PO OPERACJI ROPOMACICZA.ZACZĘŁA KULEĆ NA LEWĄ PRZEDNIĄ ŁAPĘ. PIERWSZE PODEJRZENIE PADŁO NA STAWY. PO PIERWSZE DUŻY PIES, PO DRUGIE OTYŁY, PO TRZECIE PREDYSPOZYCJE GENETYCZNE. ALE LEKI NA STAWY I REUMATYZM NIE DZIAŁAŁY. LADY KULAŁA CORAZ BARDZIEJ, A JEJ LEWA KOŃCZYNA JAKBY ODSTAWAŁA OD TUŁOWIA. ZROBILIŚMY RTG KOŚCI RAMIENNEJ, ALE NIC NA NIM NIE WYSZŁO. NIE BYŁO CZASU NA ZASTANOWIENIE SIĘ NAD PRZYCZYNĄ. LADY MIAŁA CORAZ BARDZIEJ ODEPCHNIĘTĄ LEWĄ KOŃCZYNĘ OD TUŁOWIA.BARDZO TRUDNO BYŁO JEJ SIĘ RUSZAĆ. ZROBILIŚMY RTG STAWU ŁOPATKOWEGO. NA ZDJĘCIU WYSZEDŁ DUŻY CIEŃ W OKOLICY STAWU. TAM WŁAŚNIE ZNAJDUJE SIĘ WĘZEŁ CHŁONNY PRZEDŁOPATKOWY. TYLE, ŻE NORMALNYCH ROZMIARÓW JEST NIEWIDOCZNY.

 

SIEDZIELIŚMY W POCZEKALNI- JA, MÓJ OBECNY MĄŻ I LADY. PRZYSZEDŁ LEKARZ I POWIEDZIAŁ: „ ROZROST WĘZŁA CHŁONNEGO- INNYMI SŁOWY GUZ”. ZABRZMIAŁO JAK WYROK ŚMIERCI. LADY BYŁA ZAŁAMANA, GDY USŁYSZAŁA- GUZ. ŻAŁUJĘ, ŻE BYŁA WTEDY ZE MNĄ I TO SŁYSZAŁA.

MIEJSCE BYŁO NIE OPERACYJNE. TRZEBA BY BYŁO AMPUTOWAĆ KOŃCZYNĘ. LEKARZ POWIEDZIAŁ, ŻE PRZY JEJ WADZE I WIELKOŚCI NIE JEST MOŻLIWE, ABY MOGŁA FUNKCJONOWAĆ BEZ PRZEDNIEJ KOŃCZYNY.NA ODCHUDZANIE BYŁO JUŻ ZA PÓŹNO. WSZYSTKO DZIAŁO SIĘ TAK SZYBKO.

 

BYŁAM ZAŁAMANA. PRZECIEŻ NIE MOGŁAM STRACIĆ JEDYNEJ OSOBY, DZIĘKI KTÓREJ ŻYCIE CHOĆ TRUDNE, BYŁO PIĘKNE.

MOJA MAMA WŁAŚNIE WTEDY TEŻ ZACHOROWAŁA NA RAKA. MIAŁA RAKA PIERSI Z PRZERZUTAMI DO WĄTROBY. MÓWIŁA MI, ŻEBY LADY UŚPIĆ, BO SIĘ BIEDNA TYLKO MĘCZY. WIEDZIAŁAM, ŻE TEN DZIEŃ NADCHODZI WIELKIMI KROKAMI, ALE WIDZIAŁAM OCZY LADY, GDY TO SŁYSZAŁA.BŁAGAŁA, ŻEBY TEGO NIE ROBIĆ, ŻEBY DAĆ JEJ SZANSĘ, ZE WYTRZYMA. ONA PO PROSTU CHCIAŁA ŻYĆ.

 

WIĘC RESZTKAMI SIŁ ŻYŁA. Z DNIA NA DZIEŃ BYŁO JEJ CORAZ CIĘŻEJ, A MNIE BYŁO CORAZ CIĘŻEJ NA TO PATRZEĆ. ALE ONA WALCZYŁA, TAK DZIELNIE WALCZYŁA. NIE MOGŁAM JEJ TEGO ODEBRAĆ.WALCZYŁA, ŻEBY ŻYĆ DLA NAS- LUDZI.

 

PEWNEJ NOCY- BYŁA PÓŁNOC- JA NOCOWAŁAM POZA DOMEM.I AKURAT WTEDY MUSIAŁO TO SIĘ STAĆ. ZADZWONIŁ BRAT I POWIEDZIAŁ, ŻE WYSZEDŁ Z LADY NA DWÓR NA SIKU. A ONA UPADŁA I NIE MOŻE WSTAĆ. PRZYJECHAŁAM. WNIEŚLIŚMY JĄ DO DOMU. CAŁA SIĘ TRZĘSŁA. GŁOŚNO ODDYCHAŁA. WIEM, ŻE TAK BARDZO JĄ BOLAŁO,ALE NAWET RAZU NIE JĘKNĘŁA. WIEDZIAŁA, ŻE JEST NOC I POBUDZI DOMOWNIKÓW. NAWET W TAKIEJ CHWILI TO LUDZIE BYLI DLA NIEJ WAŻNIEJSI.

JA CAŁĄ NOC LEŻAŁAM PRZY NIEJ. PŁAKAŁAM.KAŻDY JEJ ODDECH I WIERZGNIĘCIE ROZDZIERAŁO MI SERCE. TAK BARDZO CHCIAŁAM JEJ ULŻYĆ. ALE NIE MOGŁAM NIC ZROBIĆ. NIE DZIAŁAŁ NAWET TRAMAL. PODJĘŁAM DECYZJĘ.ALE WYKONAĆ TO MOGŁAM DOPIERO W DZIEŃ.

RANO POSZŁAM DO SZKOŁY, NAPISAĆ KOLOKWIUM. WRÓCIŁAM. LADY LEŻAŁA. SPOJRZAŁAM JEJ W OCZY. JUŻ NIE WALCZYŁA, PODDAŁA SIĘ. POJECHALIŚMY DO LEKARZA PO RAZ OSTATNI.

 

JA, MÓJ CHŁOPAK I BRAT. LEKARZ PODAŁ JEJ ZASTRZYK DO ŻYŁY- WESTCHNĘŁA I JUŻ JEJ NIE BYŁO. CHŁOPAKI PŁAKALI. JA NIE MOGŁAM. CHCIAŁAM BYĆ DZIELNA JAK ONA. OBIECAŁAM JEJ, ŻE BĘDĘ SILNA, ŻE DAM SOBIE RADĘ BEZ NIEJ.

POJECHALIŚMY NA DZIAŁKĘ. MÓJ CHŁOPAK WYKOPAŁ DÓŁ I ZŁOŻYŁ JEJ ZWŁOKI. I WTEDY NIE WYTRZYMAŁAM I ROZRYCZAŁAM SIĘ JAK BÓBR. TO BYŁO TAK STRASZNE, ŻE PO PIĘCIU LATACH OD TEJ TRAGEDII WCIĄŻ JAK POMYŚLĘ, ŁZY SIĘ SAME DO OCZU PCHAJĄ.

 

 

WRAZ Z LADY UTRACIŁAM SENS ŻYCIA, KTÓRY ONA WNIOSŁA W MOJE SERCE. DLA KOGO MIAŁAM ŻYĆ, DLA KOGO KOŃCZYĆ STUDIA I NIEŚĆ POMOC? PRZECIEŻ TERAZ NIKT MNIE JUŻ NIE DOCENI. A TRUDNOŚCI ŻYCIA? KTO MI POŁOŻY ŁEB NA KOLANACH, GDY WSZYSTKO STRACI SENS, GDY SIŁ ZBRAKNIE? NIE BYŁOBY MNIE TU, GDYBY NIE BYŁO JEJ. WIEM, ŻE ONA NIE BYŁA ZWYKŁYM PSEM. BYŁA MOIM ANIOŁEM STRÓŻEM ZESŁANYM PRZEZ BOGA, ABYM DZIŚ MOGŁA BYĆ TU, GDZIE JESTEM I ROBIĆ TO, CO ROBIĘ. NIE ODCZUŁAM TAKIEGO BRAKU W SERCU NAWET PO ŚMIERCI MAMY.

 

DZIŚ NADAL MI JEJ BRAKUJE. URODZIŁAM SYNKA I PO RAZ PIERWSZY OD PIĘCIU LAT ZNÓW MAM PO CO ŻYĆ. SZKODA, ŻE LADY TEGO NIE DOCZEKAŁA, BO BYŁABY NAJLEPSZĄ NIANIĄ, JAKĄ MOGŁABYM SOBIE WYOBRAZIĆ. UFAŁAM JEJ BARDZIEJ, NIŻ JAKIEMUKOLWIEK CZŁOWIEKOWI. I CHOCIAŻ UWIELBIAM WSZYSTKIE ROTTWEILERY ZA TO, ŻE WŁAŚNIE TAKIE SĄ CIEPŁE I BEZ RESZTY ODDANE,NIE UMIEM W ŻADNYM Z NICH ODNALEŹĆ TEGO, CO KIEDYŚ UTRACIŁAM.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wlasnie nie wiem czy jest jakis sposob inny na zmienienie liter tak, zeby tego nie przepisywac od nowa. Bo na przepisanie nie bardzo mam czas. Wychowuje 3miesieczne dziecko- wierz mi- czasu nie mam nieraz nawet, zeby sie umyc czy zjesc, bo malego goscia trzeba ciagle na rekach nosic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×