Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moja historia i Prefaxine


białystorczyk

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich.

Pierwszy raz do psychiatry wybrałam się w listopadzie tamtego roku, zmusiły mnie do tego codziennie bóle głowy i ciągłe przygnębienie.

Wszystko zaczęło się u mnie na początku ubiegłego roku od... wyda Wam się to irracjonalne...założenia aparatu orto i ciągłego bólu zębów, szczęki, twarzy. Ból nękał mnie codziennie, nie był silny na tyle by brać p/bólowe, ale bardzo uciążliwy i uprzykrzający życie. Wydawało mi się, że ból i myśli z nim związane były wszechogarniające. Co dzień siedziałam w google i wpisywałam różne hasła dotyczące bóli zębów, opisywałam swoje bóle na forach, co kilka tygodni chodziłam do innego stomatologa, zrobiłam 6 prześwietleń zębów. Popadłam chyba w jakąś paranoję, zęby zdrowe a ciągle bolały, żyłam w przeświadczeniu, że do końca życia będą mnie boleć i nikt nigdy nie zdiagnozuje od czego. W lipcu po prześwietleniu zatok okazało się, że mam polip w jednej zatoce. I wtedy pojawił się strach.. że to rak. Natrafiłam na wypowiedź kobiety której ojciec miał polip a po wycięciu okazało się ze to rak złośliwy który w kilka m-cy go zabił. Wmówiłam sobie, że mam raka, choć lekarz mówił, że to mało prawdopodobne, czytałam informacje dotyczące raka zatok i ryczałam. Całkowicie wyłączyłam się z życia rodzinnego, nie byłam w stanie popsrzątać, zrobić obiadu, zająć się dziećmi. Trwało to kilka dni, rozpaczliwie zaczęłam szukać pocieszenia, pojechałam do innego miasta do najlepszego laryngologa-onkologa, który zapewnił mnie że to nie rak i nie ma nawet potrzeby tego wycinać. Wtedy poczułam ogromną ulgę, kamień spadł mi z serca bo w myślach już zaczęłam żegnać się z tym światem, patrzyłam na swoje malutkie dzieci i wyborażałam sobie, jak sobie poradzą bez mamy. Ta ulga trwała miesiąc. Aż pewnego dnia obudziłam się znowu z bólem szczęki i myślą "Co jeśli to jednak rak"? Znowu zaczęłam się okropnie bać i myśleć jedynie o tym. Postanowiłam, że wytnę to cokolwiek to jest. Po 6 tygodniach miałam zabieg, oczywiście nie był to rak tylko polip zapalny. Cieszyłam się, ale nie czułam jakiejś wielkiej euforii. Poprostu nie umiałam już się cieszyć tak jak kiedyś. To był znak, że coś się dzieje.

To nie jedyne z czym musiałam się zmierzyć w przeciągu tamtego roku. Doszły do tego dwa pobyty w szpitalu mojego synka, z czego jeden był z powodu zagrożenia sepsą. Operacja serca mojego taty, który jest zawałowcem.

W jesień rozpadłam się do tego stopnia, że czułam lęk przed zostawaniem sama w domu z dziećmi, kiedy mąż szedł na popołudnie do pracy. Kazałam mu brać wtedy wolne, wyjeżdżałam do rodziców, byle tylko nie zostawać sama ze swoimi myślami. Bo wiedziałam co wtedy będzie. Głupie myśli z powodu bólu zębów (choć zdecydowanie zmniejszyły się po zdjęciu aparatu), płacz i ogólna rozsypka. Płakałam jeszcze przed jego wyjściem z domu,przed obawą że znowu będę się czymś zadręczać.

Na początku października zaczęły się codzienne bóle głowy, takie, że się nawet z nimi budziłam, zauważyłam przez ostatnie m-ce,że zaciskam mocno szczękę przez sen. Na bóle głowy na chwilkę pomagała zwykła p/bólowa lecz ból zaraz pojawiał się od nowa.

Nic mi się nie chciało, ciągle byłam zmęczona. Pojawiły się nawet myśli, że mam guza mózgu..

Doszło do mnie, że jeszcze rok temu byłam zupełnie innym człowiekiem. Takim który był szczęśliwy, potrafił się cieszyć, starał się myśleć pozytywnie, takim którego nie dręczyły ciągłe pesymistyczne myśli. A teraz? Teraz byłam nieszczęśliwa.., miałam wrażenie, że nic dobrego w życiu mnie nie spotka, że do końca życia będę czuć ból i cierpienie, że nikt mi nie pomoże, słowo RAK wywoływało u mnie kołatanie serca i ucisk żołądka (w ostatnim roku sporo osób z mojego dalszego otoczenia zachorowało lub zmarło na raka). Bałam się go potwornie. Że wkradnie się i do naszej rodziny. Ciągle o tym myślałam.

Nie umiałam się już cieszyć... z niczego. Nawet z tego, że dziecko mnie tuliło i mówiło że mnie kocha Nie czułam nic. Ciągle byłam nieobecna, myślami w swoimi świecie, nikt nie mógł się ze mną dogadać...

 

Któregoś dnia gdy mąż był w pracy zadzwoniłam z płaczem do mamy, wyżaliłam się jej jak się czuję, że bez przerwy boli mnie głowa... Ona akurat dobrze mnie zrozumiała, gdyż sama 3 lata temu przechodziła przez nerwicę i leczyła się kilka m-cy u psychiatry. Poleciła mi bym i ja się wybrała.

Dobrze, że to zrobiłam, bo aktualnie czuję się dużo lepiej. Bóle głowy ustały, jakieś nagłe gwałtowne bóle szczęki i ukłucia także. Choć teraz choruję na dziąsła i przyzębie (jak nie urok to przemarsz wojska). Gdy czuję jakieś dolegliwości nadal czuję przygnębienie, ale już nie w takim stopniu jak wcześniej.

Odbiłam się od dna, chyba powoli wychodzę na prostą.

Choć czasami mam jeszcze ciężkie dni.. ale tłumaczę sobie, że leczenie musi trochę potrwać by coś dało.

Coraz częściej się uśmiecham, i patrzę bardziej optymistycznie w przyszłość.

 

Mam tylko pytanie do osób badziej doświadczonych.

Czy Prefaxine uzależnia?

Czy będę mogła odstawić po pół roku ten lek i żyć tak jak kiedyś? Jak "normalni" ludzie bez wspomagaczy?

Czytałam, że jak ktoś zacznie leczenie, że jak już raz wpadł w depresję to tkwi w tym bagnie do końca życia...

Mam nadzieję, że to nie prawda...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×