Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

Teraz, foka_bez_oka napisał:

Ja właśnie patrzę na wypis z tej karetki w sobotę, na początku ciśnienie 173/113  - dużo, nigdy tyle nie miałam, normalnie 130/90. Tętno mam normalnie 80-90, a jak pisałam wcześniej w najgorszych wypadkach skacze do 160-170. 

Z mężem nieciekawie, bo pewnie dodatkowo Cię to stresuje, jednak wszyscy wiemy, jak ciężko jest wytłumaczyć zaburzenia lękowe komuś, kto nigdy tego nie doświadczył. Być może powinien sobie poczytać wpisy tutaj na forum.

U mnie najwyższe ciśnienie w trakcie ataku to było 160/85 tetno 145 to był już max, a ja wpadłam w panikę. Na ogół (np. dziś w trakcie ataku ciśń. 135/80 t. 85). Na co dzień moje ciśnienie wynosi 100/65 t. 65-70 w spoczynku. Z mężem to jest tak, że opieprza mnie gdy widzi jak panikuję przy tętnie 80-85 jak mam powyżej 100 to sam zaczyna panikowac. A takie opieprzanie czasem mi bardzo pomaga. Jednak jest tez jedyną osoba, ktora potrafi mnie uspokoic bez leków. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Realistka napisał:

Jakkolwiek to zabrzmi to lubię czytać o objawach ataków innych osób to mnie uspokaja, że to nie żadna choroba tylko (lub aż) nerwica. Mąż mnie też często opieprza, że niedługo wszystkie badania zacznę na nowo robić, bo wymyślam, że coś mi jest. 

P. S. A ja mam pytanie: jakie macie na co dzień ciśnienie i tętno? W spoczynku i jak coś robicie? A jakie w czasie ataku było największe? 

 

Uuu jazdę na badanie tętna też przerobiłam. Zaczęłam badać sobie tętno w pracy, u znajomych, na spotkania h rodzinnych w WC 🙈🙈🙈 Mierzenie oczywiście palcamk na tętnicy szyjmej🤦‍♂️ Mało tego, znalazłam w sklepie play taka apke która też mierzy tętno i t się bawiłam. Masakra, nie? Aż kiedyś w pracy.. Moje tętno wyniosło chyba z 55.. No i panika, bradykardia przed oczami, kardiologia, śmierć.. Tak się wkręciłam że musiałam tab na uspokojenie łyknąć. A moje ciśnienie.. Od 118 do 135 /80 raczej. 

Nie licząc akcji mierzenia w panice o której wyżej pisalam🙈🤦‍♂️😱🤣

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, misha777 napisał:

Uuu jazdę na badanie tętna też przerobiłam. Zaczęłam badać sobie tętno w pracy, u znajomych, na spotkania h rodzinnych w WC 🙈🙈🙈 Mierzenie oczywiście palcamk na tętnicy szyjmej🤦‍♂️ Mało tego, znalazłam w sklepie play taka apke która też mierzy tętno i t się bawiłam. Masakra, nie? Aż kiedyś w pracy.. Moje tętno wyniosło chyba z 55.. No i panika, bradykardia przed oczami, kardiologia, śmierć.. Tak się wkręciłam że musiałam tab na uspokojenie łyknąć. A moje ciśnienie.. Od 118 do 135 /80 raczej. 

Nie licząc akcji mierzenia w panice o której wyżej pisalam🙈🤦‍♂️😱🤣

Ja tętno mierzę MiBandem milion razy dziennie 😀🤘 Jak stoję, leżę, zmywam naczynia. Mąż przeklina dzień kiedy kupił mi opaskę, ale kiedyś byłam bardzo aktywna fizycznie i wydawała mu się idealnym prezentem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Realistka napisał:

Ja tętno mierzę MiBandem milion razy dziennie 😀🤘 Jak stoję, leżę, zmywam naczynia. Mąż przeklina dzień kiedy kupił mi opaskę, ale kiedyś byłam bardzo aktywna fizycznie i wydawała mu się idealnym prezentem. 

ja mam taki pulsoksymetr - https://allegro.pl/oferta/contec-cms50dl-pulsoksymetr-napalcowy-medyczny-9319626427?utm_feed=aa34192d-eee2-4419-9a9a-de66b9dfae24&utm_source=google&utm_medium=cpc&utm_campaign=_UZSD_pla_zdrowie_hb_health&ev_adgr=Sprzęt+i+urządzenia+medyczne,+wyposażenie+oraz+materiały&gclid=EAIaIQobChMIrcniyZju6gIVSRV7Ch3fQgYbEAQYBSABEgKS5fD_BwE

Lubię go, bo spawdza też saturcję, a przecież zdarza mi się dusić ze stresu ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, foka_bez_oka napisał:

Coś dla mnie! Tylko boję się, że wtedy bym po prostu zwariowała. Ja duszności miałam na szczęście tylko raz. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Realistka napisał:

U mnie najwyższe ciśnienie w trakcie ataku to było 160/85 tetno 145 to był już max, a ja wpadłam w panikę. Na ogół (np. dziś w trakcie ataku ciśń. 135/80 t. 85). Na co dzień moje ciśnienie wynosi 100/65 t. 65-70 w spoczynku. Z mężem to jest tak, że opieprza mnie gdy widzi jak panikuję przy tętnie 80-85 jak mam powyżej 100 to sam zaczyna panikowac. A takie opieprzanie czasem mi bardzo pomaga. Jednak jest tez jedyną osoba, ktora potrafi mnie uspokoic bez leków. 

Tak, to jednak cudownie mieć kogoś bliskiego w tym wszystkim. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, foka_bez_oka napisał:

Tak, to jednak cudownie mieć kogoś bliskiego w tym wszystkim. 

Raz w trakcie ataku krzyczałam po Nim, żeby coś zrobił. Najpierw przytulił i próbował uspokoić, ale zaczęłam zachowywac się jeszcze gorzej. Wiesz co zrobił? Jestem bardzo drobnej budowy, chwycił za bluzę i rzucił mną na łóżko z całej siły. Byłam tak obolała, że atak od razu przeszedł 😀🤘

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, misha777 napisał:

Ja chętnie bym takie sprzęty przygarneka ale wtedy to już mnie odstawia na oddział zamknięty 🙈🙈🙈 Już sam ciśnieniomierz stał się udręka. Potrafiłam zmierzyć sobie ciśnienie 3 raz pod rząd analizując wyniki 🙈

Ja tak robię. Mierzę tyle razy az wynik mnie zadowoli. Jak mąż ma nocki to ciśnieniomierz mam w łóżku 🤦‍♀️

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Realistka napisał:

Ja tak robię. Mierzę tyle razy az wynik mnie zadowoli. Jak mąż ma nocki to ciśnieniomierz mam w łóżku 🤦‍♀️

🤣🤣🤣🤣 Padłam... Zaszczytne miejsce dla aparatu.. Boshe.. A mam koleżankę która jeździła autobusem z tym sprzętem. Ta hipochondria jest przerażająca... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz, misha777 napisał:

🤣🤣🤣🤣 Padłam... Zaszczytne miejsce dla aparatu.. Boshe.. A mam koleżankę która jeździła autobusem z tym sprzętem. Ta hipochondria jest przerażająca... 

Serio 😃 Wlasnie lezy sobie obok mnie i czeka az po niego siegne po raz setny. Aktualnie spadło do 98/61

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, misha777 napisał:

🤣🤣🤣🤣 Padłam... Zaszczytne miejsce dla aparatu.. Boshe.. A mam koleżankę która jeździła autobusem z tym sprzętem. Ta hipochondria jest przerażająca... 

ja też zawsze przy sobie, jednak nadal twierdzę, że mnie to mierzenie po kilkanaście razy dziennie uspokaja, najchętniej to nie zdejmowałabym z palca ))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, foka_bez_oka napisał:

ja też zawsze przy sobie, jednak nadal twierdzę, że mnie to mierzenie po kilkanaście razy dziennie uspokaja, najchętniej to nie zdejmowałabym z palca ))

A ja najchętniej spałabym z rękawem od ciśnieniomierza 🤦‍♀️ Mnie to niestety nie uspokaja. Czy tylko mnie po ataku boli głowa? 😞

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Realistka napisał:

A ja najchętniej spałabym z rękawem od ciśnieniomierza 🤦‍♀️ Mnie to niestety nie uspokaja. Czy tylko mnie po ataku boli głowa? 😞

Mi się zdarza, najgorsze jest to, że na następny dzień czuję się nieprzytomna po lekach i wymęczeniu, ciężko mi się dobudzić rano i zebrać się do pracy. Całe szczęście, że nadal mogę pracować z domu, dość często zdarzały mi się ataki w biurze, trudno mi było to wytłumaczyć i tym bardziej stresowało. U was wiedzą szefowie i koledzy?

A co do wzywania pogotowia, to jak często się Wam zdarzało? Przyjeżdzają? Jakie doświadczenia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, foka_bez_oka napisał:

Mi się zdarza, najgorsze jest to, że na następny dzień czuję się nieprzytomna po lekach i wymęczeniu, ciężko mi się dobudzić rano i zebrać się do pracy. Całe szczęście, że nadal mogę pracować z domu, dość często zdarzały mi się ataki w biurze, trudno mi było to wytłumaczyć i tym bardziej stresowało. U was wiedzą szefowie i koledzy?

A co do wzywania pogotowia, to jak często się Wam zdarzało? Przyjeżdzają? Jakie doświadczenia?

Ja od kwietnia nie pracuję. Były masowe zwolnienia kiedy zaczęła się pandemia. Ale w pracy nie zdarzyło mi się nigdy mieć ataku. W drodze do owszem. Wtedy wysiadałam z autobusu i szłam kawałek. Chyba raz miałam sytuację uderzenia gorąca i przyspieszonego pulsu. Szefowa się wystraszyła, ale jej mąż ma to samo więc od razu wiedziała co to. 

 

Pogotowie wzywałam w tym roku jakieś 20-25 razy. Zazwyczaj badali, w domu bądz zabrali do szpitala na kilka godzin na badania. Dawali coś na uspokojenie. Raz miałam nieprzyjemną sytuację, że pielęgniarka krzyczała po mnie a ja się rozpłakałam. Innym razem z kolei pani ratownik głaskała mnie po ręce i starała uspokoić zanim lek zacznie działac. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, foka_bez_oka napisał:

Mi się zdarza, najgorsze jest to, że na następny dzień czuję się nieprzytomna po lekach i wymęczeniu, ciężko mi się dobudzić rano i zebrać się do pracy. Całe szczęście, że nadal mogę pracować z domu, dość często zdarzały mi się ataki w biurze, trudno mi było to wytłumaczyć i tym bardziej stresowało. U was wiedzą szefowie i koledzy?

A co do wzywania pogotowia, to jak często się Wam zdarzało? Przyjeżdzają? Jakie doświadczenia?

Ja w zeszłym roku poszłam na l4 na 4 mce bo nie dawałam rady, ale to nie było dla mnie nic dobrego. Pierwszy miesiąc rozbujała mi się agorafobia, nie mogłam nigdzie wyjść.. Boshe jaka to była makabra. Później coraz gorzej, źle dobrane leki po których mogłam tylko leżeć.. Jezu no dramat. Później z pracy dzwonili żebym wróciła. U mnie wszyscy wiedzą. Wróciłam tak pół na pół, trochę pracy w domu trochę w pracy.. Teraz już na full w pracy. Ona mnie ratuje, poważnie. 

A co do pogotowia.. To raz mi się zdarzyło w pracy.. Jezuuu koleżanka mnie eiozla na pogotowie.. I krzyczała ze mam zawał.. A ja ciśnienie 120/80 i ekg eleganckie.. Dali mi hydroksyzyne.. I kazali odpoczywać.. Ot taka czarna komedia. 

Później też miałam akcje jak mnie coś czyli lek atakował w drodze do pracy. To zawsze był koszmar.. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Realistka napisał:

Ja od kwietnia nie pracuję. Były masowe zwolnienia kiedy zaczęła się pandemia. Ale w pracy nie zdarzyło mi się nigdy mieć ataku. W drodze do owszem. Wtedy wysiadałam z autobusu i szłam kawałek. Chyba raz miałam sytuację uderzenia gorąca i przyspieszonego pulsu. Szefowa się wystraszyła, ale jej mąż ma to samo więc od razu wiedziała co to. 

 

Pogotowie wzywałam w tym roku jakieś 20-25 razy. Zazwyczaj badali, w domu bądz zabrali do szpitala na kilka godzin na badania. Dawali coś na uspokojenie. Raz miałam nieprzyjemną sytuację, że pielęgniarka krzyczała po mnie a ja się rozpłakałam. Innym razem z kolei pani ratownik głaskała mnie po ręce i starała uspokoić zanim lek zacznie działac. 

Przykro mi to słyszeć, ja straciłam pracę, którą uwielbiałam 31 marca. Na szczęście bardzo szybko udało mi się znaleźć nową, ale kwiecień był dla mnie koszmarny, byłam przerażona, bo nie miałam ani wsparcia finansowego, ani oszczędności. Też bardzo często dopadał mnie lęk w autobusie, do tego stopnia, że przestałam nimi jedzić. Też wychodziłam, bo brakowało mi powietrza i zamiast do biura pędziłam do najbliższej przychodni. 

Inna sprawa, że do tej pory miałam bardzo stresującą pracę, w której nie do końca dobrze się czułam. Dopiero od 1,5 roku mogę powiedzieć, że robię to co lubię i mniej się denerwuję, przynajmniej w tym aspekcie.

 

Ja raczej mam dobre doświadczenia z opieką medyczną, raz ratownicy na mnie krzyczeli i byli brdzo nieuprzejmi (potem się okazało,  że to byi praktyknci zatrudnieni na początku pandemii). 20-25 razy to rzeczywiście dużo, czy przyznajesz się do zaburzeń lękowych?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, misha777 napisał:

Ja w zeszłym roku poszłam na l4 na 4 mce bo nie dawałam rady, ale to nie było dla mnie nic dobrego. Pierwszy miesiąc rozbujała mi się agorafobia, nie mogłam nigdzie wyjść.. Boshe jaka to była makabra. Później coraz gorzej, źle dobrane leki po których mogłam tylko leżeć.. Jezu no dramat. Później z pracy dzwonili żebym wróciła. U mnie wszyscy wiedzą. Wróciłam tak pół na pół, trochę pracy w domu trochę w pracy.. Teraz już na full w pracy. Ona mnie ratuje, poważnie. 

A co do pogotowia.. To raz mi się zdarzyło w pracy.. Jezuuu koleżanka mnie eiozla na pogotowie.. I krzyczała ze mam zawał.. A ja ciśnienie 120/80 i ekg eleganckie.. Dali mi hydroksyzyne.. I kazali odpoczywać.. Ot taka czarna komedia. 

Później też miałam akcje jak mnie coś czyli lek atakował w drodze do pracy. To zawsze był koszmar.. 

No właśnie, ja z jednej strony cieszę się, że nie stresuję się dojazdami i atakiem w biurze, a jednak tak się zabunkrowałam, że wychodzę tylko raz w tygodniu na grupę DDA. Odwołuję wszystkie spotkania towarzystkie, już nawet przestałam się umawiać, bo wiem, że odwołam. Na następny tydzień i kolejny zaplanowałam 2 krótkie wyjazdy na wieś, żeby trochę popracować na łonie natury i zmienić otoczenie, a jednak już się zastanawiam, czy dam radę pojechać. Teraz znowu noc i bardzo się stresuję, że znowu mi się pogorszy i będę dzwonić po tę karetkę. Wziełam 25 hydro i nie chcę wiecęj bo to tętno mam słabe jak na mnie 60-65. 

Doszłam ostatnio do wniosku, że ja w sumie odczuwam nieustanny niepokój, po prostu czasem sie nasila. Już nie pamiętam jak to jest czuć wewnętrzny spokój. Tzn. na chwilę poczułam się tak, jak mi to relanium wstrzyknęli, ale bardzo się boję benzodiazepin - kilka miesięcy temu zaczęłam zbyt często brać xanax i uświadomił mi to i kardiolog i psychiatra. W sobotę sobie brałam po tabletce, nie czułam się ani otępiała ani nic, po prostu wydaje mi się, że tak się czuję spokojny człowiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, foka_bez_oka napisał:

No właśnie, ja z jednej strony cieszę się, że nie stresuję się dojazdami i atakiem w biurze, a jednak tak się zabunkrowałam, że wychodzę tylko raz w tygodniu na grupę DDA. Odwołuję wszystkie spotkania towarzystkie, już nawet przestałam się umawiać, bo wiem, że odwołam. Na następny tydzień i kolejny zaplanowałam 2 krótkie wyjazdy na wieś, żeby trochę popracować na łonie natury i zmienić otoczenie, a jednak już się zastanawiam, czy dam radę pojechać. Teraz znowu noc i bardzo się stresuję, że znowu mi się pogorszy i będę dzwonić po tę karetkę. Wziełam 25 hydro i nie chcę wiecęj bo to tętno mam słabe jak na mnie 60-65. 

Doszłam ostatnio do wniosku, że ja w sumie odczuwam nieustanny niepokój, po prostu czasem sie nasila. Już nie pamiętam jak to jest czuć wewnętrzny spokój. Tzn. na chwilę poczułam się tak, jak mi to relanium wstrzyknęli, ale bardzo się boję benzodiazepin - kilka miesięcy temu zaczęłam zbyt często brać xanax i uświadomił mi to i kardiolog i psychiatra. W sobotę sobie brałam po tabletce, nie czułam się ani otępiała ani nic, po prostu wydaje mi się, że tak się czuję spokojny człowiek.

Jak ja to znam, to odwoływanie spotkań.. Milion razy tak robiłam. Wycofałam się, zamknęłam w sobie, znajomi najpierw dzwonili dzwonili a później już rzadziej. Taki był zeszły rok. Okropny. Od stycznia wkurzyłam się, tak porządnie i krok po kroku.. Walczę. Dostałam nowe leki które są ok ale zanim trafiłam dobra dawkę... To trochę minęło. I wiesz coc, ja się nie boję benzo, serio. Jak się bierze z głową i ostrożnie to one pomogą. Ten niepokój o którym piszesz znam bardzo dobrze... Ja zaczęłam ćwiczyć fizycznie aby go usunąć i pokazać swojej głowie że to wszystko bzdury. Jeszcze daleka droga przede mną.. Ale trzeba coś robić. Ostatnio neurolog mi powiedział.. Szkoda życia na tą nerwice. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

32 minuty temu, misha777 napisał:

Jak ja to znam, to odwoływanie spotkań.. Milion razy tak robiłam. Wycofałam się, zamknęłam w sobie, znajomi najpierw dzwonili dzwonili a później już rzadziej. Taki był zeszły rok. Okropny. Od stycznia wkurzyłam się, tak porządnie i krok po kroku.. Walczę. Dostałam nowe leki które są ok ale zanim trafiłam dobra dawkę... To trochę minęło. I wiesz coc, ja się nie boję benzo, serio. Jak się bierze z głową i ostrożnie to one pomogą. Ten niepokój o którym piszesz znam bardzo dobrze... Ja zaczęłam ćwiczyć fizycznie aby go usunąć i pokazać swojej głowie że to wszystko bzdury. Jeszcze daleka droga przede mną.. Ale trzeba coś robić. Ostatnio neurolog mi powiedział.. Szkoda życia na tą nerwice. 

Skoro już piszemy tutaj na każdy temat to jak u Was z wychodzeniem z domu? Unikacie, czy normalnie opuszczacie dom? Idziecie same na zakupy? 

 

Ja już chyba z tydzień nigdzie nie wyszłam i bardzo mi z tego powodu przykro. Za oknem piękna pogoda a mnie paraliżuje na samą myśl, żeby wyjść na spacer 😞 

 

Od 6. nie umiem spać 🤦‍♀️

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

46 minut temu, Realistka napisał:

Skoro już piszemy tutaj na każdy temat to jak u Was z wychodzeniem z domu? Unikacie, czy normalnie opuszczacie dom? Idziecie same na zakupy? 

 

Ja już chyba z tydzień nigdzie nie wyszłam i bardzo mi z tego powodu przykro. Za oknem piękna pogoda a mnie paraliżuje na samą myśl, żeby wyjść na spacer 😞 

 

Od 6. nie umiem spać 🤦‍♀️

Był czas że nie wychodziłam nawet na zakupy. Najlepszym miejscem była kanapa i pilot do TV.  Ale nawet skupić się na filmie nie umiałam a o książce to zapomnij. Brak skupienia, rozbiegane myśli.

W zeszłym roku piękne lato a ja w du.  Nawet na rower nie wychodziłam a to było zawsze coś co mnie relaksowało. Do marketu, zapomnij, tam tylko zawroty głowy, zapadająca się podłoga.. Dramat. 

Ale w tym roku wychodzę wszędzie, do sklepu, do pracy. Wsiadam na rower.. Chociaż jest różnie i nie zawsze pięknie i super. Czasami jadę a myśli mnie atakują i mam znów zawroty głowy, palpitacje i inne takie... 

8 godzin temu, foka_bez_oka napisał:

No właśnie, ja z jednej strony cieszę się, że nie stresuję się dojazdami i atakiem w biurze, a jednak tak się zabunkrowałam, że wychodzę tylko raz w tygodniu na grupę DDA. Odwołuję wszystkie spotkania towarzystkie, już nawet przestałam się umawiać, bo wiem, że odwołam. Na następny tydzień i kolejny zaplanowałam 2 krótkie wyjazdy na wieś, żeby trochę popracować na łonie natury i zmienić otoczenie, a jednak już się zastanawiam, czy dam radę pojechać. Teraz znowu noc i bardzo się stresuję, że znowu mi się pogorszy i będę dzwonić po tę karetkę. Wziełam 25 hydro i nie chcę wiecęj bo to tętno mam słabe jak na mnie 60-65. 

Doszłam ostatnio do wniosku, że ja w sumie odczuwam nieustanny niepokój, po prostu czasem sie nasila. Już nie pamiętam jak to jest czuć wewnętrzny spokój. Tzn. na chwilę poczułam się tak, jak mi to relanium wstrzyknęli, ale bardzo się boję benzodiazepin - kilka miesięcy temu zaczęłam zbyt często brać xanax i uświadomił mi to i kardiolog i psychiatra. W sobotę sobie brałam po tabletce, nie czułam się ani otępiała ani nic, po prostu wydaje mi się, że tak się czuję spokojny człowiek.

Jak ja to znam, to odwoływanie spotkań.. Milion razy tak robiłam. Wycofałam się, zamknęłam w sobie, znajomi najpierw dzwonili dzwonili a później już rzadziej. Taki był zeszły rok. Okropny. Od stycznia wkurzyłam się, tak porządnie i krok po kroku.. Walczę. Dostałam nowe leki które są ok ale zanim trafiłam dobra dawkę... To trochę minęło. I wiesz coc, ja się nie boję benzo, serio. Jak się bierze z głową i ostrożnie to one pomogą. Ten niepokój o którym piszesz znam bardzo dobrze... Ja zaczęłam ćwiczyć fizycznie aby go usunąć i pokazać swojej głowie że to wszystko bzdury. Jeszcze daleka droga przede mną.. Ale trzeba coś robić. Ostatnio neurolog mi powiedział.. Szkoda życia na tą nerwice. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, misha777 napisał:

Był czas że nie wychodziłam nawet na zakupy. Najlepszym miejscem była kanapa i pilot do TV.  Ale nawet skupić się na filmie nie umiałam a o książce to zapomnij. Brak skupienia, rozbiegane myśli.

W zeszłym roku piękne lato a ja w du.  Nawet na rower nie wychodziłam a to było zawsze coś co mnie relaksowało. Do marketu, zapomnij, tam tylko zawroty głowy, zapadająca się podłoga.. Dramat. 

Ale w tym roku wychodzę wszędzie, do sklepu, do pracy. Wsiadam na rower.. Chociaż jest różnie i nie zawsze pięknie i super. Czasami jadę a myśli mnie atakują i mam znów zawroty głowy, palpitacje i inne takie... 

 

Jak Ci się udało to pokonać? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Realistka napisał:

Jak Ci się udało to pokonać? 

Jeszcze nie pokonałam - ale w stosunku do zeszłego roku , mam połowę mniej somatów i lęków. 

Zaczęłam trochę działać na przekór , uparłam się. Zaczęłam ryzykować z myślą " pierdzielę ..najwyżej padnę, najwyżej umrę " - i nigdy nie padłam i  żyję. To zmęczenie tym stanem było juz tak ogromne , że poprostu było mi już wszystko jedno. Doszłam do etapu że pęknięta żyłka w oku to był DRAMAT i alarm na cały dom. :( 

 Powoli zaczęłam zdobywać wiedzę na temat tego zaburzenia , zaczęłam na siłę wychodzić , robić to czego się bałam. No i przede wszystkim leki. Mój lekarz na początku załamywał ręce bo co mi przepisał w zeszłym roku to nie działało albo musiałam odstawić bo mi szkodziło. Pomagało tylko benzo - ale na krótko i nie było takiego efektu stabilizacji. Od stycznia lekarz wdrożył mi inny lek przeciwlekowy ...i po 7 miesiącach czuję ..że powoli powoli wracam. Leków naprawdę mam mniej , walczę jeszcze z tą hipochondrią ...ale czuję powolne wyciszanie. Od zeszłego roku zaliczyłam neurologów , kardiologów , osteopatę 🙂 , proktologa , ginekologa , psychologa , psychiatrę , zrobiłam rezonans głowy , kręgosłupa szyjnego , dopplera kręgów szyjnych , echo serca , holtera ...Wszędzie szukałam przyczyny mojego beznadziejnego stanu. Wydałam kupę kasy ...A byłyby z tego fajne wakacje :(

To wychodzenie z tego wszystkiego to  jest  proces , długi cholernie ale trzeba go przejść. Ja w pewnym momencie chciałam wszystko NA SZYBKO I NA JUŻ. I im bardziej chciałam szybciej tym było gorzej. Trzeba było odpuścić. Puścić tą cholerną kontrolę , analizę i skanowanie siebie. 

A dziś w związku z moją hipochondrią idę na badanie do proktologa ( zatem widzisz jeszcze to wszystko we mnie siedzi ) 🙂 Boję się jak nie wiem co ...ale idę ...3maj kciuki 🙂

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×