Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mam dość swojego życia (18 lat).


Raito

Rekomendowane odpowiedzi

@bomba21

Dziwni postąpili twoi rodzice. Moim zdaniem to powinien być twój wybór do jakiej szkoły chciałeś iść. Ja mam to szczęście że nikt mi nic nie narzuca. Rodzice mówią że uczę się dla siebie ale z drugiej strony chcieliby żebym doszedł do czegoś.

To co mnie może ograniczać przy wyborze studiów to kierunki i kwestie finansowe.

 

Odnośnie wielkiej apokalipsy. Czasem myślę sobie, że cały ten zapowiadany koniec świata mógłby jednak okazać się prawdą (choć i tak w to nie wierze). Ale nawet gdyby na prawdę nastąpiło coś takiego mógłbym umrzeć bez mojej ingerencji.

 

-- 23 mar 2012, 21:08 --

 

Dzisiaj jest totalnie beznadziejnie. Przypomniał mi się jednak jeszcze jednej powód dla którego moje życie jest beznadziejne.

Moi starzy od zarania dziejów drą się jak pies z kotem a ja od najmłodszych lat musiałem wysłuchiwać tego wszystkiego.

Nienawidzę mojego ojca. Boję się że w przyszłości mogę mimowolnie stać się taki jak on, dlatego nie mogę mieć żadnej kobiety bo nie chciałbym żeby przechodziła przez to co moja matka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Minęło 9 miesięcy od ostatniego postu tutaj.

Co udało mi się osiągnąć? Jak pisałem w pierwszym poście odchudzałem się i dociągnąłem to do niezłego stopnia. Zrzuciłem 30 kg!

To jedyna rzecz, która mi się w tym moim żałosnym życiu udała. Przez pewien czas twierdziłem nawet że tylko to utrzymuje mnie przy życiu, to odchudzanie było dla mnie wszystkim co miałem, czymś co dawało mi jakiekolwiek poczucie własnej wartości. Dało mi poczucie wyższości nad innymi, którzy tak przeżywają swoją wagę albo to że nie mogą schudnąć.

Zdałem maturę, dobrze, a nawet bardzo. Poszedłem na studia, które stały się moim kolejnym koszmarem.

Gdybym mógł, wcale bym na nie nie poszedł, ale zrobiłem to dla rodziców, którzy chcą żebym w życiu coś osiągnął. Kierunku nie powiem bo jeszcze za dużo tu o sobie napisze i okaże się że ktoś ze znajomych tu przesiaduje i to przeczyta. Jak na razie tak samo jak w szkole, uczę się jak głupi, staram się jak mogę a i tak nikt nie jest w stanie tego docenić. Większość osób ma wszystko gdzieś i dobrze sobie radzą.

W nowym otoczeniu uświadomiłem sobie jak głupi jestem, jak znikoma jest moja wiedza z wielu zakresów. Na wierzch wychodzi to iż w istocie jestem tępy a prawie wszystkiego się całe życie uczyłem na pamięć. W niczym nie jestem dostatecznie dobry, na żaden temat nie mogę swobodnie rozmawiać. Do trafiłem na beznadziejnych ludzi. Zawsze miałem nadzieję że jeśli na kierunku nie będzie mi się powodziło to przynajmniej trafię na fajnych ludzi. Życie znowu wyszło mi na przeciw. Czuję się wyalienowany. Nie potrafię wtopić się w towarzystwo, które potrafi rozmawiać o byle gó%^&e i śmiać żałosnych bzdetów i prowadzić pseudo fajne rozmowy. Pewnego dnia zrozumiałem że chyba nigdy nie odnajdę się w takiej społeczności. Co ciekawsze ponownie mam wrażenie że ludzie uważają mnie za kogoś bardzo konkretnego i interesującego. Może rzeczywiście sprawiam takie wrażenie?

Wiele osób mówiło "idź na studia, zobaczysz, będzie fajnie"/ Z czym kojarzą się studia? oczywiście imprezy, chlanie, jaranie itp. Co więcej, mieszkam w akademiku więc powinienem codziennie chodzić zawiany, jeść byle co a większość pieniędzy wydawać na alkohol. Ja jednak całkowicie odcinam się od stereotypowego studenta. Od września raz zdarzyło mi się napić i jakoś wcale tego nie pożądam. Myślę sobie jednak, co ja będę kiedyś z tych studiów wspominał? Wszyscy się bawią, piją, bzykają a ja przesiedzę cały ten czas przy książkach bo kierunek mam taki na którym prawie non stop trzeba coś czytać. Jestem niczym symboliczna rozdarta sosna z powieści Żeromskiego.

Z jednej strony chciałbym zasmakować tego całego imprezowania itp. ale z drugiej w nie chcę, nie widzę w tym nic specjalnego. To uczucie którego nie mogę jednoznacznie opisać. W ogóle nie jestem imprezowym człowiekiem. Nikt mnie nigdy nie zaprosił na żadną imprezę, żadną osiemnastkę co boli tym bardziej że nie znam praktycznie żadnej osoby, która by nie zaliczyła jakiejś osiemnastki.

Rodzice mówią, "znalazłbyś sobie dziewczynę" i to jest kolejna ciekawa kwestia. Jak już wcześniej wspominałem nie zamierzam mieć dziewczyny, a miłość nie ma dla mnie żadnego znaczenia, praktycznie nie istnieje. Tu ponownie jestem rozdarty na dwoje. Z jednej strony myślę "a może rzeczywiście fajnie byłoby mieć dziewczynę, może to by coś zmieniło" z drugiej nie wyobrażam sobie siebie w towarzystwie dziewczyny. Nie miałbym o czym z nią rozmawiać bo nie potrafię a z drugiej strony nie chcę nikogo torturować swoją osobą.

Miłość to dla mnie uczucie wpojone, wyimaginowane. Rodzimy się i od dziecka wszyscy nas uświadamiają jaka to miłość jest wielka, piękna i w ogóle. Więc automatycznie koduje się to w naszej świadomości i nie dopuszczamy do siebie innych możliwości.

 

W wakacje dużo pracowałem fizycznie. Często myślę że to jedyna praca do jakiej się nadaje. Nie wyobrażam sobie siebie w przyszłości w jakiejkolwiek pracy. Nic nie potrafię, do niczego się nie nadaje, nic mnie nie interesuje.

Idźmy dalej. Ostatnimi miesiącami wiele myślę na temat samobójstwa. Wyobrażam sobie siebie kiedy tego dokonuje. Układam sobie w głowie tysiące scenariuszy mniej lub bardziej teatralnych i wymyślnych. Wiem że w rzeczywistości pewnie bym tego nie zrobił ale ostatnio chęć ta bardzo się nasiliła, wręcz niewyobrażalnie. Boję się własnych myśli. Gdybym to zrobił, nie musiałbym myśleć o tym wszystkim, wszystko byłoby mi obojętne, cały ten pieprzony świat, wyrwałbym się z tego piekła. Z jednej strony boję się również ewentualnego niepowodzenia i konsekwencji z tego wynikających.

 

W sobotę poszedłem się przejść i idąc wyludnioną drogą płakałem. Tak, jestem facetem, mam 19 lat i wyłem sam do siebie. Tak bardzo było mi źle. Tak wiele myśli w mojej głowie nie dawało mi spokoju a wszystko o czym sobie przypomniałem było coraz bardziej żałosne.

Całe moje życie od samego początku jest żałosne. Ciężko mi nawet przypomnieć sobie coś na prawdę miłego. Zawsze uważałem siebie za zero i pamiętam jedynie te beznadziejne sytuacje.

Nie mogę nawet uciec w świat swoich zainteresowań, hobby, bo żadnych nie mam. Nic mnie nie interesuje, do wszystkiego zawsze miałem słomiany zapał.

 

Com napisał, napisałem. Wreszcie w jakichś 10% wyraziłem to co nagromadziło się w mojej głowie. Może ktoś to przeczyta, może nie.

W sumie sam nie wiem czemu to tutaj piszę.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raito, Gratulacje zrzuty kilogramów, niestety jak widzę reszta ci się sypie...

Co mogę poradzić,jeśli czujesz że studia to kicha,to jebnij tym za wczasu bo tylko sobie zmarnujesz czas...

Nie wiem co ci powiedzieć więcej, może tyle że przez te 9 miesięcy - schudłeś i zdałeś maturę - to są spore postępy,ja przez ten czas gówno zdziałałem,nic,0 nadal w miejscu.

 

Gratulacje raz jeszcze, choć tych częściowych sukcesów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytają, przeczytają :D A miałem wrażenie, że czytam o sobie... co prawda na studia nie poszedłem, bo zawaliłem maturę, ba! nawet do niej nie podszedłem ale - brak konkretnych zainteresowań, świadomość, że się do niczego nie nadaję, brak własnej osiemnastki i "nieimprezowanie"... wiele innych też (włacznie z próbą samobójczą) - miałem dokłądnie to samo.

 

Inni Cię znają na tym forum lepiej, więc może się nie powinienem wypowiadać... ale może kiedyś się przekonasz, że warto o coś walczyć w życiu i nie można się poddawać. Ja to zrozumiałem, chociaż byłem już prawie na tamtej stronie :mrgreen: Motywacji co prawda brak, ale popracuję nad tym. :mrgreen: Niech Ci chociaż trochę pomoże świadomość, że niejedyny miałeś tego typu problemy i nadal masz. Ale nie ma chyba sytuacji bez wyjścia.. :D

 

Co do imprez, jeśli chcesz spróbować takiego życia, to spróbuj. A nuż Ci się nie spodoba, ale przynajmniej nie będziesz uchodził za kogoś skrajnie nietowarzyskiego. Ja chyba przez ten błąd zostałem też poniekąd odrzucony, chociaż to nie moja wina, że nie przepadam za dyskotekami i pijackim towarzystwem :silence: Cóż... powodzenia i się nie poddawaj. I myśl o życiu, nie odwrotnie :D Jak zaczniesz mimo wszystko rozwijać swoje zainteresowania, wierzę że mimo wszystko jakieś posiadasz - wtedy zrozumiesz, że warto było żyć.,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Saiga

Jebnę studia i co dalej? Właśnie między innymi poszedłem na te studia aby nie siedzieć w domu, aby mieć jakieś zajęcie. Nigdy się nie podniecałem studiami jak większość która już srała rok przed maturą że się tu czy tu nie dostaną.

Dręczę moją rodzicielkę wyznaniami w stylu że nie chce mi się żyć itp. i wiem że jej też nie jest z tym łatwo i ma dosyć mojego gadania zwłaszcza że potrafię powiedzieć wprost że chciałbym się zabić. Często mówi "całe życie przed tobą, tyle już osiągnąłeś".

Jakie życie przede mną? Do tej pory przez 19 lat brodziłem zatopiony po uszy w tym gównie i nic nie wskazuje na to że będzie lepiej.

Zawsze zabija mnie ta świadomość że w rzeczywistości jest beznadziejnie i że jestem kompletnym skretyniałym zerem.

Nawet mam coś takiego że jeśli przez większość dnia mam dobry humor i w ogóle to wieczorem jestem w stanie się udręczać psychicznie bo jestem już przyzwyczajony do takiego stanu. Jeśli dla innych stan depresyjny jest jakimś odchyleniem od radosnej codzienności to dla mnie radość jest odchyłem od codziennej depresji. Czuje się źle gdy jest mi dobrze. Przyzwyczaiłem się do tego, że jest mi źle i beznadziejnie.

 

@quiedro

Mógłbym spróbować ale ja nawet przed tym się wzdrygam.

Chyba najlepsze lata mojego życia już minęły i nic się nie wydarzyło. Nie będę miał co wspominać. Ciągle myślę z resztą, że nie dożyję wieku w którym będę z nostalgią nastoletnie lata wspominać.

Na forum raczej nikt mnie nie zna, napisałem tu zaledwie kilka postów.

 

Zrzuconych kilogramów wszyscy mi gratulują. To jedyna rzecz z jakiej jestem dumny.

Z niewielkiej otyłości (tak, nie nadwagi) przeszedłem w stan wagi idealnej dzięki czemu przynajmniej wyglądam jak człowiek.

W sumie fajne uczucie jak spotyka się kogoś kogo się długo nie widziało i ten ktoś ci mówi że zmieniłeś się prawie nie do poznania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raito, skoro nie odpowiada Ci towarzystwo z roku i perspektywa imprezowania, to spróbuj poznać ludzi z podobnymi problemami, na takim forum jak to chociażby. Mi to nie pomogło, ale innym tak - a zawsze to jakaś pomoc i możliwość poprawy samopoczucia, jeśli ma się z kim pogadać bez strachu, że zostaniesz olany. Swoją drogą też nie ciągnie mnie do takiego towarzystwa, prymitywnego i myślącego tylko o naje*aniu się i rozumiem, jak źle musisz się czuć wśród takich ludzi.

 

Myślę, że to co najlepsze jeszcze może być przed Tobą. tylko musisz chcieć zrobić coś dla siebie, miej wyje*ane na innych. Jasne, że nie wszystkich, po prostu na towarzystwo tych, którzy Ci nie pasują. Myślę, że z czasem zrozumiesz... każdy miałby kryzys, nawet długotrwały, gdyby był w podobnej sytuacji. Sam miałem podobnie... długie lata spędzone na użalaniu się, płaczu, poczuciu bezsilności. Ale powoli mi przechodzi... musisz się wziąć w garść. Wiem, ze to łatwo powiedzieć, ale na forum tylko tak w zasadzie można Ci pomóc, najwięcej zależy od Ciebie i od Twóich chęci :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@quiedro

Wiem, wszystko ładnie brzmi ale po to tu jestem aby porozmawiać z ludźmi w podobnej sytuacji.

U mnie również trwa to wiele lat. Mam pseudo wiersze z podstawówki (4 może 5 klasa) w których pisałem o bezsensie życia.

Mógłbyś zdradzić co zrobiłeś że udało coś ci się zmienić? Bo ja mam wrażenie że jedynym wyjściem byłoby stracić pamięć i nie myśleć, nie pamiętać o tym wszystkim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raito, Któregoś dnia takie myślenie może ci zjebać psychę do końca,(wiem z autopsji choć mi jeszcze tak do końca nie zryło).

 

Nie wiem co ci poradzić,brak chęci do życia,zjebanego samopoczucia i samooceny,całego psycho gówna pielęgnowanego latami nie da się ot tak wyzbyć,nawet jeśli,to patrząc na rówieśników...mówimy - "zachowują się jak debile".

 

Co do studiów...jeśli masz siłę - kończ je...nie dla towarzystwa,czy kogokolwiek,dla siebie...tylko i wyłącznie,żyj na tyle ile się da,trzymaj się kurczowo tego spierdolonego żywota, nawet jeśli nim rzygasz, nie może być wiecznie chujowo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od dłuższego czasu myślałem sobie że jeśli nie wyjdzie mi na studiach to wezmę wszystkie oszczędności jakie mam wsiądę do jakiegoś pociągu, wyrzucę telefon i pojadę w świat, nigdy już nie wracając, zostawiając wszystko za sobą. Będę do końca życia tułał się po świecie :)

Takie tam pierdolenie ale kto wie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raito ja się swoich problemów nie pozbyłem, ale wierzę, że najgorszy etap mam już za sobą. Gorzej być nie może, więc może być tylko lepiej. Chcę się wyprowadzić, zmienić środowisko i zacząć wszystko od nowa i to mnie jakoś trzyma powiedzmy - przy życiu :smile: Saiga ma rację, powinieneś zrobić coś dla siebie. Wiem, że czy to różne sytuacje, czy ludzie potrafią dać w kość, ale spróbuj przecierpieć to wszystko. Kiedyś możesz być z siebie dumny, że mimo przeciwności udało Ci się coś osiągnąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wciąż jestem wśród żywych :)

Tak czy inaczej byłbym gotów skończyć z tym wszystkim nawet zaraz gdyby tylko starczyło mi odwagi.

Moje życie przypomina agonię, każdy dzień to jak tysiące noży wbijających się w moje serce.

Semestr na studiach o których wspominałem ostatnio za mną. Wyniki bardzo dobre, szczerze mówiąc to jestem chyba w czołówce najlepszych studentów na roku.

Problem polega na tym że nie mogę przetrawić ludzi z mojego roku. Jak patrzę na te ryje to rzygać mi się chce, codziennie idę tam jak na skazanie. Nawet jak po zajęciach przypomnę sobie jakiś parszywy ryj to ręce mi opadają. Nie chodzi mi o wszystkich ale o znaczącą większość. Wiem że większość ludzi mnie tam nie lubi (typowy ból dupy) ale długo by o tym pisać.

 

Czuję się beznadziejnie. Jestem mega zdesperowany w sumie bez większych powodów. Ostatnio strasznie zaczęło mi dokuczać to że nie mam żadnych zainteresowań. Pytam: dlaczego?. Dlaczego są ludzie którzy się interesują muzyką, filmami, którzy mają jakieś hobby którym mogą się zająć. A ja?

Mi nic nie sprawia przyjemności, robię dziesiątki rzeczy ale żadna z nich nie daje mi ani wystarczająco radości ani satysfakcji.

Muzyka, filmy, gry, książki, słucham, oglądam, gram, czytam ale co z tego skoro wszystko na siłę, aby czymś się zająć bo inaczej pewnie dawno bym zwariował.

 

Ostatnio zacząłem też na poważnie rozmyślać zabieg wazektomii. Chcę mieć pewność, że nie będę mógł mieć dzieci, że nie będę rozpleniał takiego kalectwa życiowego jakim jestem. Choć nigdy nie zamierzałem i wciąż nie zamierzam mieć jakiegokolwiek potomstwa to wolałbym żyć ze świadomością ze nawet nie mam takiej opcji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×