Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

I to jest podstawa sukcesu! Trzymam kciuki Asieńko.

 

Dzięki :***. Przez całe życie jakoś sobie radziłam... Chociaż czasem było naprawdę źle, moja dawna psycholog mówiła, że lubię igrać ze śmiercią i żyć na granicy. Choćby w czasie moich anoreksji. Kiedy byłam u niej nie dawno powiedziała mi coś ciekawego. Że pamięta pewien okres w moim życiu - z kruczoczarnymi włosami, w czarnych ciuchach i z czarnymi ostrymi myślami samobójczymi. I że wielokrotnie zastanawiała się potem, dlaczego wtedy nie zrobiła czegoś, żeby mnie umieścić w szpitalu, bo stanowiłam poważne zagrożenie dla siebie samej. Ale coś jej podpowiadało, żeby tego nie robić. I nie wie czy dobrze zrobiła, ale widzi, że złapałam wiatr w żagle, jestem dojrzalsza, bardziej świadoma wielu spraw. Że sobie poradziłam.

Ile razy upadałam, tyle razy się podnosiłam. Wiedząc, że mogę liczyć tylko na siebie, bo jeśli ja o siebie nie zadbam to nikt inny za mnie tego nie zrobi... A dodatkową, aczkolwiek bardzo dużą motywację stanowiła dla mnie zawsze chęć uchronienia się za wszelką cenę przed szpitalem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja dawna psycholog mówiła, że lubię igrać ze śmiercią i żyć na granicy
Ile razy upadałam, tyle razy się podnosiłam. Wiedząc, że mogę liczyć tylko na siebie, bo jeśli ja o siebie nie zadbam to nikt inny za mnie tego nie zrobi... A dodatkową, aczkolwiek bardzo dużą motywację stanowiła dla mnie zawsze chęć uchronienia się za wszelką cenę przed szpitalem.

 

To mogłyby być równie dobrze moje słowa... Każda z nas jest inna, przecież każda historia jest inna, a jednak jest tyle punktów wspólnych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś z Was czytał może książki Alice Miller? Ostatnio wspomniała mi o niej terapeutka, polecała tą autorkę. Napisała m. in. Dramat udanego dziecka, Bunt ciała, Ścieżki życia, Zniewolone dzieństwo. Ukryte źródłą tyranii, Gdy runą mury milczenia, znalazłam sporo e-booków na chomiku i chyba się wezmę za czytanie, bo tytuły brzmią intrygująco. Ta autorka porusza w swoich książkach m . in. problematykę wpływu rodziców na psychikę dzieci oraz ich dalszy rozwój, kształtowanie osobowości, problemy w dorosłości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaraz poszukam na merlinie, jakoś lubię książki w formie książkowej, ale np. Susanny Kaysen nie znalazłam niestety na polskim rynku, mimo, że była wydawana.

 

Moja terapeutka poleciła mi:

 

- Eric Berne „W co grają ludzie”

- Wojciech Eichelberger „Zatrzymaj się”

- Anthony de Mello „Przebudzenie”

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też wolę w formie papierowej, tylko niestety mój budżet nie pozwala mi teraz za bardzo na wydatki, więc czytam e-booki, chociaż mi się oczy męczą i niezbyt wygodnie się czyta. :? "Przerwaną lekcję muzyki" też czytałam w wersji elektronicznej.

Dzięki za tytuły, obiło mi się o uszy "Przebudzenie", pozostałych nie znam, poszukam. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj w nocy dostalam przekoszmarnego,ale bardzo klasycznego ataku..poszarpalam sobie nadgarstki,zaczęłąm się pakować,spakowalam Szyszkę (szczurusie) i wybieglam z domu.

2 godziny siedzialam w lesie z Szyszką i wylam,wylam do księżyca.Tak bym chciala żeby istnial ktos, do kogo bez względu na godzinę moglabym wtargnąć,kto by mnie uspokoil,utulil i uśpil.

Powoli dociera do mnie,że za stara już jestem na to żeby z pochlastanymi lapami i szczurkiem w objęciach wrzeszczeć,że chcę do mamy... :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, Adaś powiedzial,że jest zmęczony.I że jego największym marzeniem jest żebym wyzdrowiala,żebym byla tą prawdziwą Hanią,a nie tą przytlumioną chorobą,impulsywnością,agresją i rozpaczą.Każda taka akcja to dla niego niewyobrażalny stres,sądzilam,że jest ze stali,ale widac nie jest.pierwszys raz kiedy go "rzucilam" polożyl się na ziemi i plakal,wczoraj poszedl wziąć prysznic.Już nie biega za mną po mieście,nie blaga na kolanach żebym wracala.A ja tego straszliwie potrzebuje,wlasciwie to najbardziej na świecie,potrzebuje tego,żeby ktos za mną poszedl i powiedzial: nie odchodz,wracaj,nie pozwolę Ci nigdzie iść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak.i pragnienie bezwarunkowej miłości,takiej pierwotnej, niezlomnej,silnej,wielkiej,poczucia,że nie ważne co zrobię i jak bardzo się zagubię ktoś mnie uratuje,znajdzie i ocali.Od dziecka mam problemy z samouspokojeniem,nie umiem sama się ogarnąć i ukoić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozumiem. jak zmarła moja mama, chociaż mało jej miałam i nie była najlepszą matką na świecie, najgorszy był dla mnie fakt, że nikt mnie już nie kocha bezwarunkowo. mam 34 lata, a czuję się jak sierota, bo nie mam rodziców. Haniu, też mi się zdarza wyć do mamy, chociaż czuję do niej mnóstwo złości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz..to jest chyba najtrudniejsze..połączenie tej rozpaczliwej ogromnej miłości i nienawiści,złości żalu.Są dni kiedy myślę sobie-" jak moglas byc taką szmatą dla mnie mamo?bylam takim slodkim dzieckiem,jak moglas mnie tak zniszczyc,skrzywdzic,opuścić?"a są dni kiedy siedzę na podlodze w kiblu i tulę ręczniczek(jak wtedy gdy bylam mala) i płaczę:mamusiu,mamusiu,chcę do mamy...i wspominam dobre rzeczy,jak mama byla trzezwa(ale nie skacowana) i malowala dla mnie Timona i Pumbę,albo jak uczyla mnie grac w brydża,jak smażyla dla mnie ziemniaczki i pozwalala mi oglądac "Z archiwum X".Mama,mama,mamusia.jak to dziwnie brzmi.obco.

Stąd pewnie ta dewaluacja z idealizacją,albo cię kocham,albo nienawidzę,albo najbliżej,albo najdalej,albo czarne albo biale.

Czujesz się jak sierota,bo przecież nią jesteś..ciężko jest żyć bez rodziców.Bardzo ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz co jest w tym najdziwniejsze.... że mama była tą osobą w życiu, która mnie najbardziej zawodziła. kiedy tata zmarł - mama miała żałobę (tak jakbym ja nie miała, tym bardziej, że byłam dzieckiem, które właśnie straciło ojca!), więc nie można było od niej wymagać. potem jej zaczęło odbijać i pochłonęła ją praca oraz nowi kochankowie... ja byłam trochę balastem. jak dorosłam zaczęła mnie traktować jak kumpelę. a jak zaczęła umierać, nagle wymagała ode mnie czułości, której ja za cholerę nie umiałam z siebie wykrzesać. jednak kiedykolwiek ktokolwiek mówił, że była złą matką (ja to mogę mówić), natychmiast ją usprawiedliwiałam. i wybaczałam jej, że musiałam patrzeć na jej wybryki, gdy jej się wydawało, że ma znowu 20 lat i oszalała na punkcie mężczyzn, czego byłam nieraz świadkiem. wybaczałam jej, że jej nigdy nie było i nie miał kto chodzić do szkoły na wywiadówki. wybaczyłam jej, że mnie zostawiła z chorą babcią, jej matką, która była bardzo ciężko chora i która potrzebowała stałej opieki. przeżyłam wtedy istny horror, a byłam jeszcze młoda - moje życie było uzależnione od tego, czy mam kogo zostawić z babcią, aby np wyjechać z chłopakiem na 1 dzień. a mama była wtedy w pięknym domu w słonecznej Afryce Południowej. z dala od nas. z dala od balastu. dopiero uczę się na nią złościc, ale nie przychodzi mi to łatwo. zawsze wybaczałam jej dosłownie wszystko. postawiłam ją na irracjonalnym piedestale.......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tlumaczenie rodziców to dla mnie istne przeklenstwo...u terapeutki zawsze zawzięcie bronilam matki,powtarzalam jak mantrę :przecież też miala ciężko,przecież też miala jakies problemy,na pewno mnie kochala,na pewno chciala jak najlepiej,inni mieli gorzej,przecież nie bylo aż tak strasznie..nie chcę przyznać,że nie byla najlepszą matką,że nie dala mi tego co dziecko powinno otrzymac od Mamy.tlumaczę też ojca,malo tego czuję się okrutnie winna,że zerwalam z nim kontakt,podczas kiedy moj psychiatra powtarza:to on Panią porzucil,to on zostawil malutką 3 letnią dziewczynkę z uzależnioną,chorą i labilną emocjonalnie kobietą..to on zalożyl nową rodzinę,a panią zostawil w piekle.A ja nie chcę tego widziec,nie przyznaje mu racji..co więcej ciągle go usprawiedliwiam-przecież mial prawo uciec od matki,przecież sama to zrobilam jak tylko podroslam,na milosc boską przecież moj tata mial prawo byc szczęśliwy..dlaczego mial pokutować cale życie za swoją pomyłkę..nie zrobil nic zlego.

terapeutka twierdzi,że przez to stoję w miejscu,bo nie chcę/nie potrafię uznac,że bylo strasznie,że stala mi się krzywda.a mi się wydaję,że to im się stala krzywda,co więcej z mojej winy.

jestem złą córką-Ty opiekowalas się Mamą i Babcią,a ja zwialam od nich,jak najdalej to bylo możliwe.Jak tchórz.Mam koszmarne poczucie winy.

Przesrane mialaś Kasiu,naprawdę.Dziwie się Twojej mamie bardzo.Opuścila Cię wtedy kiedy najbardziej jej potrzebowalas,oczywiscie bylo jej trudno,ale do diabla,przecież miala Ciebie i Twoją siostrę!Przecież ona byla dorosla,a Ty bylas dzieckiem!!

Jest to dla mnie nie do pojęcia,dlatego pomimo tego,że bardzo bym chciala,ja dzieci mieć nie będę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, a Ty nie miałaś przesrane? Najtrudniej jest wybaczyć samemu sobie, ale przecież Ty też masz prawo do szczęścia! Usprawiedliwiasz ojca, że uciekł, bo miał prawo do szczęścia. A Twoje prawo do normalnego życia? Ojciec nie zrobił nic złego, mówisz, a Ty co zrobiłaś złego? Nic! Najgorsze jest to, że nawet uciekając, nie jesteś w stanie uwolnić się od tego piętna, bo przecież nosisz to w sobie od małej dziewczynki - niewinnej zagubionej dziewczynki.

Ja nie jestem Haniu żadną świętą Teresą. Opiekowałam się babcią, ale wiesz jak czułam się poszkodowana, jaki to był dla mnie ciężar, jak złościłam się na nią, że jest chora, że robi absurdalne rzeczy, bo choroba ją zmieniła, nie byłam dla niej dobra tak, jak powinnam być.

Poczucie winy to jest coś, co łazi za nami nieustannie. Każdego można wytłumaczyć, ale to siebie karamy...

 

[Dodane po edycji:]

 

mam też problem ze znikaniem. dla mnie jak ktoś znika z mojego życia nagle, to nie umiem się z tym pogodzić, bo to jest tak, jakby umarł.

 

właśnie się kolejnej rzeczy dowiedziałam o kimś, kto był dla mnie ważny i miał mnie nie opuścić. znowu opętuje mnie szał zemsty, chciałabym mu zniszczyć życie, wiem, że to płytkie i że to minie. to był ktoś bliski mi, starszy ode mnie o 11 lat, kto się mną zaopiekował i troszczył się o mnie (nie zrozumcie tego opacznie..., bo to nie tak) i miał mnie kochać do końca życia, tak wyznawał. opuścił mnie jednak, zmienił numer telefonu, adres e-mail.... jak wstrętną osobą muszę być, skoro tak się ode mnie ucieka. no nie da się mnie kochać ja chciałam tylko, żeby był w moim życiu. wstyd mi w ogóle o tym pisać, ale mam już gdzieś, co ktoś o mnie pomyśli. ja mam 34 lata, a jestem taka żałosna.

w takich chwilach sięgałam zawsze po leki, alkohol albo żyletkę. albo wsiadam w auto i 220km/h.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech, potrzeba bezwarunkowe miłości, bez oczekiwań i zobowiązań... ucieczka to jedyny również i mi znany sposób na przekonanie się, kim kto jest. Czy kiedykolwiek uda mi się zaufać komuś lub sobie na tyle mocno, abym nie musiała uciekać do takich środków? Już w to nie wierzę. Każda taka sytuacja budzi o ironio coraz większy niepokój. W piątek znowu się zagalopowałam i wylądowałam w szpitalu. Po wielu trudach udało mi się na własne życzenie wypisać, ale byłam tak zdeterminowana, że byłam gotowa uciec. Teraz towarzyszy mi ogromny niepokój. Kiedy znowu nie wytrzymam presji emocji, naporu uczuć, utopię się w oceanie samotności i strachu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj, Dziewczyny, jak ja dobrze wiem, o czym Wy piszecie... :( Sama przeżywam coś podobnego... Tyle, że ja w takich chwilach, kiedy chce mi się krzyczeć: "Mamusiu, boję się, smutno mi, przytul mnie!" zaczynam zaraz w myślach wrzeszczeć na siebie, że sobie sama poradzę, żebym się wzięła w garść... Zawsze tak było. Zawsze byłam przekonana, że muszę sobie poradzić i nie ma innej opcji. Teraz jeszcze bardziej. Znowu się zamknęłam, a terapeutkę traktuję przez te przerwy i nieregularność spotkań obecnie dokładnie tak jak moją mamę - tą, która ciągle zawodzi, robi niemiłe niespodzianki, której nigdy nie mogłam zaufać i nie mogę na nią liczyć. Brak bezpośredniego kontaktu z nią = stabilizacja i względne poczucie bezpieczeńswa, pewnego rodzaju równowaga.

Jak się dziś czujesz Haniu?

 

Jutro odjeżdża nasz ostatni gość, i znowu będzie w domu tak samo... Martwi mnie to, nie chcę, chciałabym, żeby ta moja ciocia będąca u nas na urlopie jeszcze została, wtedy w domu jest chociaż namiastka normalności, nie ma ciągłych krzyków, pretensji, awantur, fobii na punkcie chorób, narzekań... Przynajmniej nie w takim natężeniu jak zwykle. W końcu trzeba zachować pozory. :twisted::pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chciałam się na kimś zemścić i nie wiem, czy mi to wyjdzie na dobre.

to idiotyczne, bo ja nie należę do takich osób, które się mszczą, nigdy w życiu nie miałam takich nienawistnych myśli.

a teraz, szczególnie po tym, jak mi koleżanka powiedziała, że mój plan jest durny, tym bardziej go wcieliłam w życie.

sama nie wiem komu na złość, chcę zrobić, chyba najbardziej sobie.

ale nie mogłam się powstrzymać, wiesz, to uczucie balansowania na krawędzi - aaa zrobię to i zobaczymy co się stanie......

czasem tak kuszę los po prostu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, rozumiem... ja też często wiem, że coś jest np. niedobre, a robię to jakby z czystej ciekawości, żeby zobaczyć co się stanie. I również dlatego wiele rzeczy, spraw załatwiałam np. mimo ogromnego lęku i wstydu, które towarzyszą mi przez całe życie - bo mnie ciągnie do tego, czego się boję, i do tego, co budzi wstręt. Akurat często to dobrze, bo tylko dzięki temu udało mi się cokolwiek osiągnąć... Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie żyła często na granicy, nie ryzykowała, nie robiła czegoś na przekór sobie. Chyba siedziałabym całe życie zamknięta w domu. :pirate:

Spróbuj o tym nie myśleć niezależnie od tego, co zrobiłaś. Co się stało to się nie odstanie, myśl o teraźniejszości... Każdy ma czasem myśli o chęci zemszczenia się, często zamieniamy je nawet w czyny. Jesteśmy tylko (i aż) ludźmi. Osobiście nie wierzę, że chodzi po tej Ziemi człowiek, który ani razu, nigdy przenigdy przez całe swoje życie nie miał ochoty się na kimś zemścić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×