Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli


Kow12xd

Rekomendowane odpowiedzi

Witam , od roku zmagałem się z lękiem podczas jazdy autem na ruchliwych drogach . We wrześniu dopadły mnie natrętne myśli o łykaniu śliny ale szybko przeszły . Później było parcie na mocz przez 4 dni , aż w 5 dniu dostałem poczucia że coś jest nie tak , że nie mogę sobie potwierdzić tego w myślach . I zaczęły pojawiać się napady lęku kilka razy dziennie. I tak przez tydzień dostaję nagle myśli że może coś usłyszę aż dziwne uczucie w uchu , no i że mam schizofrenie i że mam urojenia myślenia . Psycholog stwierdził zaburzenia lękowe , intruzowe myśli . Czego nie przeczytam to zaraz mam takie myśli i wątpliwości że może to już choroba. Dostałem myśli zabij się , albo że co jeśli będę miał zaburzenie kompulsywne o zabiciu itp boję się że nie mogę zaakceptować myśli tak jak mówił . Myśli że zaraz nie uda mi się powiedzieć to tylko myśl .  Mam iść do psychiatry na jedną wizytę żeby dostać leki na wyciszenie lęku.  Boję się że jak on posłucha tego wszystkiego to naprawdę zdiagnozuje schizofrenie , bo niby wiem że to mechanizmy lęku ale i tak daje się złapać . Proszę o poradę 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby jestem tego świadomy ale jak nachodzi mnie coś takiego że niby nie mogę odrzucić tej myśli , że nie jestem przekonany że to absurdalne , boję się że tak cały czas będzie , wiem że to absurdalne myśli ale jednak nie mogę się do tego jakby przekonać , niedawno dostałem myśli że będę myślał że słyszałem głosy a nie będę w stanie odrodzić czy słyszałem czy nie  . Albo że myśli czy coś mówiłem czy nie , i samo to że jest taka myśl mnie nakręca .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 28.10.2023 o 21:31, 94. napisał(a):

 

Bo się na tym skupiasz i się nakręcasz, wsłu/cenzura/esz się w swoje ciało, to tak działa. Ja miałam na tej samej zasadzie z rakiem jelita grubego, ciągle się skupiałem na swoim żołądku, analizowałem każde ukłucie, przez stres dostawałem biegunek, nie miałem apetytu, miałem uczucie niepełnego wypróżnienia, czyli ogólne cały wachlarz objawów. Byłem na badaniach laboratoryjnych i konoskopii, okazało się, że żadnego raka nie mam, a to wszystko ze stresu. 

 

Tak działa hipochondria 😛

Dokładnie w punkt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 28.10.2023 o 20:01, Kow12xd napisał(a):

Niby jestem tego świadomy ale jak nachodzi mnie coś takiego że niby nie mogę odrzucić tej myśli , że nie jestem przekonany że to absurdalne , boję się że tak cały czas będzie , wiem że to absurdalne myśli ale jednak nie mogę się do tego jakby przekonać ,

Też tak miałem. Pewnie każdy miał coś takiego w życiu, że zaczynał się czymś przejmować i wkręcać. W zasadzie byłem hipohondrykiem, ale mi przeszło jak faktycznie doznalem takiego urazu ciała, że musiałem iść na operację. Po operacji bolalo strasznie, ale się cieszyłem, że to zniosłem i powiedzialem sobie, że więcej nie będę się przejmował byle czym. Pomogło.

 

Doraźnie jak masz takie myśli, to możesz sobie powiedzieć brutalnie do siebie - najwyżej, no i co z tego ? Chcesz żyć wiecznie ? To nie możliwe. Pogódź się z tym, że jesteś człowiekiem i w twoim życiu spotka ciebie jeszcze nie jedna, tym razem prawdziwa choroba. I będziesz musiał to znieść, czy tego chcesz, czy nie. Ta zgoda na bycie momentami słabym, wyzwala. Uzmysłów też sobie, że nikt nad tobą jako facetem, nie bedzie się rozczulał, więc ty też przestań, ale dbaj o swoje zdrowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, 94. napisał(a):

To brzmi jak typowe "weź się w garść"

To nie tak. Dostałem ostro w kość i w efekcie zrozumiałem, że inni mają mnie gdzieś z tym moim bólem istnienia. A nawet jeśli nie do końca, to jesli nie ukoję go sam, to nikt tego za mnie nie zrobi. Żaden psycholog, czy kolega, nie zaleje tej dziury psychicznej we mnie. Że muszę dorosnąć i się z nim sam zmierzyć. To jest moja refleksja życiowa, która postawiła mnie na nogi. Zgoda na przeżywanie cierpienia. Z czasem samo przeszło, ale trwało ono 2 lata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, Radosław napisał(a):

Doraźnie jak masz takie myśli, to możesz sobie powiedzieć brutalnie do siebie - najwyżej, no i co z tego ? Chcesz żyć wiecznie ? To nie możliwe. Pogódź się z tym, że jesteś człowiekiem i w twoim życiu spotka ciebie jeszcze nie jedna, tym razem prawdziwa choroba. I będziesz musiał to znieść, czy tego chcesz, czy nie. Ta zgoda na bycie momentami słabym, wyzwala. Uzmysłów też sobie, że nikt nad tobą jako facetem, nie bedzie się rozczulał, więc ty też przestań, ale dbaj o swoje zdrowie.

Gdyby to było takie proste nie byłoby forum  oraz chorób i zaburzeń w klasyfikacji ICD-10 i DSM-5.

Nasze odczucia są jak najbardziej prawdziwe tak samo jak to napisałeś podczas "prawdziwej" choroby z czym oczywiście się nie zgadzam i stąd tutaj mój post. Uciekamy od tego aby bagatelizować i spłaszczać nasze problemy.

Dla mnie fizyczne choroby stoją na równi z psychicznymi tylko objawiają się inaczej a leczenie często jest dużo bardziej skomplikowane i bardziej utrudnia życie niż te znane i rozumiane fizyczne. Tutaj tabletki nie działają na zasadzie jak te od bólu głowy a często uzupełniane jest przez psychoterapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Melodiaa napisał(a):

Nasze odczucia są jak najbardziej prawdziwe tak samo jak to napisałeś podczas "prawdziwej" choroby z czym oczywiście się nie zgadzam i stąd tutaj mój post. Uciekamy od tego aby bagatelizować i spłaszczać nasze problemy.

Ale ja dokładnie zdaję sobie sprawę, że ból psychiczny jest jak najbardziej prawdziwy i często gorszy od fizycznego. Też tak mialem, bo byłem hipohondrykiem i się katowałem, że może jestem chory na to, czy tamto. Dopiero wyleczyłem się z tej psychozy zamartwiania o swój stan zdrowia, jak naprawdę nabawiłem się urazu fizycznego i musiałem zostać zoperowany. Po tym przezyciu czekają mnie dwie nastepne operacje, ale już się tym nie przejmuję jak kiedyś. Pogodziłem sie z tym, że nie jestem niezniszczalny i że jeśli na coś zachoruję, to najwyżej tak bedzie. Że nie jestem wyjątkowy i nie ominie mnie cierpienie jakie doznają inni ludzie.

 

Z mojej strony to nie jest bagatelizowanie, czy spłaszczanie problemu, tylko jego pokonanie przez racjonalizację.

Edytowane przez Radosław

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Radosław napisał(a):

Ale ja dokładnie zdaję sobie sprawę, że ból psychiczny jest jak najbardziej prawdziwy i często gorszy od fizycznego. Też tak mialem, bo byłem hipohondrykiem i się katowałem, że może jestem chory na to, czy tamto. Dopiero wyleczyłem się z tej psychozy zamartwiania o swój stan zdrowia, jak naprawdę nabawiłem się urazu fizycznego i musiałem zostać zoperowany. Po tym przezyciu czekają mnie dwie nastepne operacje, ale już się tym nie przejmuję jak kiedyś. Pogodziłem sie z tym, że nie jestem niezniszczalny i że jeśli na coś zachoruję, to najwyżej tak bedzie. Że nie jestem wyjątkowy i nie ominie mnie cierpienie jakie doznają inni ludzie.

 

Z mojej strony to nie jest bagatelizowanie, czy spłaszczanie problemu, tylko jego racjonalizacja.

Rozumiem ale czasem odczuwam inny wydźwięk Twojej wypowiedzi. Choćby sformułowanie "że musisz dorosnąć" a nie czekać na pomoc psychologa bo i tak ci nie pomoże. Fajnie, że poradziłeś sobie sam ale konstrukcja psychiczną każdy ma inną i często ludzie korzystając z profesjonalnego leczenia nadal tutaj szukają pomocy czy też słów ukojenia. 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Melodiaa napisał(a):

Rozumiem ale czasem odczuwam inny wydźwięk Twojej wypowiedzi. Choćby sformułowanie "że musisz dorosnąć" a nie czekać na pomoc psychologa bo i tak ci nie pomoże. Fajnie, że poradziłeś sobie sam ale konstrukcja psychiczną każdy ma inną i często ludzie korzystając z profesjonalnego leczenia nadal tutaj szukają pomocy czy też słów ukojenia.

Korzystałem z pomocy psychologa parę miesiecy, ale on nie przytuli, czy nie powie dobrego słowa, jak np. cierpimy w milczeniu i nie możemy spać, a w głowie mamy, jak sobie coś zrobić, bo tego nie da się znieść. W efekcie i tak musimy sami z tym dojśc do siebie. Przemogłem to, stosując zasadę radykalnej akceptacji wszystkiego co czuję. Zgodziłem się w środku, że tak jest i tak pewnie długo będzie. To własnie odczułem jako etap dorastanie do życia i to pomimo, że sam mam 50 lat. W końcu przestałem się pogodzilem z przeżywanym cierpieniem i ono samo ustało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, 94. napisał(a):

 

No to jeszcze 20 lat i może uda mi się w końcu osiągnąć spokój psychiczny 😄

Człowiek się zmaga sam ze soba całe życie. Jeden dorasta mając np. 20 lat, bo miał np. bardzo ciezkie dzieciństwo, a drugi dużo później, bo miał w miarę lekko i nie spotkał sie wcześniej z dużymi przeciwieństwami losu. Wcześniej jak zostalem sam, to nie umialem sobie z tym poradzić. Piłem i ćpałem. Tym zabilem ból osamotnienia, bo nie wiedziałem, że można inaczej. Nie byłem na to gotowy. Jak zdażyło się to ponownie po latach, przeszedłem to już na trzeźwo, bo wiedzialem, że nie tędy droga. Po 2 latach gehenny z powodu wykrycia wieloletniego oszustwa, zdrady i też rozwodu, już wiem, że dam radę być sam choćby do końca życia. Wyzwoliło mnie tak jak napisałem, zgodzenie się na to że cierpienie trwa i nie przestaje, bo byłem bardzo tym zraniony i dostalem stresu pourazowego z ciągłymi myslami samobójczymi, które trwały miesiącami. Zaakceptowałem fakt, że boli i będzie boleć. Aż pewnego dnia jednak przestało i bylem już wolny. Te cięzkie przezycia i dodatkowo operacja jaką wtedy przeszedlem, wyleczyły też mnie z mojej hipochondrii, bo zrozumiałem, że nie jestem nikim wyjątkowym i nikt nade mną rozczulać się nie będzie i ja sam nie muszę. Że i takie często bolesne bywa zycie.

Edytowane przez Radosław

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Radosław napisał(a):

Pewnie każdy miał coś takiego w życiu, że zaczynał się czymś przejmować i wkręcać

 

4 godziny temu, Radosław napisał(a):

Pogódź się z tym, że jesteś człowiekiem i w twoim życiu spotka ciebie jeszcze nie jedna, tym razem prawdziwa choroba. I będziesz musiał to znieść, czy tego chcesz, czy nie. Ta zgoda na bycie momentami słabym, wyzwala. Uzmysłów też sobie, że nikt nad tobą jako facetem, nie bedzie się rozczulał, więc ty też przestań, ale dbaj o swoje zdrowie.

Jakbym słuchała ludzi którzy nie wiedzą co to jest depresja itp. Na tej samej zasadzie się tutaj wypowiadasz " weź się w garść""inni też tak mają","inni mają gorzej" ,"no i co z tego że tak masz" itp itd. Najgorsze co może być gdy ktoś w środku już umiera. Ale to zrozumie osoba która sama to przechodziła. Po takich tekstach wyłam w poduszkę i chciałam skończyć ze sobą. 😏

4 godziny temu, 94. napisał(a):

 

To brzmi jak typowe "weź się w garść"

Dokładnie odbieram to tak samo.

4 godziny temu, Radosław napisał(a):

Z czasem samo przeszło, ale trwało ono 2 lata.

Gratuluję że się udało ale nie każdy ma tak dobrze.

4 godziny temu, Melodiaa napisał(a):

Rozumiem ale czasem odczuwam inny wydźwięk Twojej wypowiedzi. Choćby sformułowanie "że musisz dorosnąć" a nie czekać na pomoc psychologa bo i tak ci nie pomoże. Fajnie, że poradziłeś sobie sam ale konstrukcja psychiczną każdy ma inną i często ludzie korzystając z profesjonalnego leczenia nadal tutaj szukają pomocy czy też słów ukojenia. 

 

 

Napisałaś dokładnie to samo o czym pomyślałam.

3 godziny temu, Radosław napisał(a):

Korzystałem z pomocy psychologa parę miesiecy, ale on nie przytuli, czy nie powie dobrego słowa, jak np. cierpimy w milczeniu i nie możemy spać, a w głowie mamy, jak sobie coś zrobić, bo tego nie da się znieść. W efekcie i tak musimy sami z tym dojśc do siebie. Przemogłem to, stosując zasadę radykalnej akceptacji wszystkiego co czuję. Zgodziłem się w środku, że tak jest i tak pewnie długo będzie. To własnie odczułem jako etap dorastanie do życia i to pomimo, że sam mam 50 lat. W końcu przestałem się pogodzilem z przeżywanym cierpieniem i ono samo ustało.

To fajnie. Ja też korzystałam z pomocy psychologa i mi nie pomogła ale to nie znaczy że innym nie pomoże. 

Mnie np nikt nie przytuli i nie powie że mam walczyć, że będzie lepiej. No może po za dziećmi które mi powiedzą że mnie kochają, i to tylko dzięki nim jeszcze żyje i się nie poddałam.

Cieszę się że zaakceptowałeś to, ale weź pod uwagę że każdy jest inny i inaczej podchodzi do tego. 

Wiesz, często starsze osoby mi mówiły że z wiekiem już się godzisz z tym że coś cię boli, że coś jest nie tak i czym człowiek ma więcej lat tym inaczej patrzy na to wszystko, i chyba coś w tym jest. Bo z wiekiem człowiek po prostu już ma tą świadomość że z każdym rokiem nasze ciało się starzeje, umysł w sumie tak samo i że jesteśmy coraz bliżej końca życia, więc jest tak naprawdę wielu osobom wszystko jedno. Ale są też osoby młode które mają jeszcze całe życie przed sobą, a muszą się męczyć z demonami w swoich głowach. I nie chodzi mi tutaj o demony na tle religijnym 😏 nasze umysły są bardzo różne, każdy przechodzi inaczej. Ja też myślałam że nauczyłam się żyć już bez depresji i nerwicy. Byłam łamana psychicznie kilkanaście lat, i znów zostałam złamana, i znowu jestem w punkcie w którym byłam x lat temu. I tutaj nie pomoże mi racjonalizacja. A też już pierwszej młodości nie jestem 🤪

 

Jest ciężko i nikt nie mówi że będzie lekko, ale warto walczyć by coś zmienić, by żyć w miarę normalnie. 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Szczebiotka napisał(a):

Jakbym słuchała ludzi którzy nie wiedzą co to jest depresja itp. Na tej samej zasadzie się tutaj wypowiadasz " weź się w garść""inni też tak mają","inni mają gorzej" ,"no i co z tego że tak masz" itp itd.

 

Miałem depresję mniejszą, lub większą całymi latami. Zjadłem na niej zęby i moje rady nie polegają na sloganach, a na życiowym doświadczeniu w walce z nią. Zdychałem, leżałem, mialem mysli samobójcze, nie wychodziłem z domu, cisnęło mnie w gardle latami, balem się, żałowawałem straconego czasu itd.

 

Teraz wiem czemu tak się działo. Po pierwsze bliska mi osoba zamiast mi pomóc, to jeszcze mnie dobijała - żona. Po drugie psycholog uzmyslowil mi, że zostalem nauczony przez rodziców, nie wyrażać negatywnych emocji, bo bylem za nie karany odrzuceniem i to samo powielałem, gdy narcystyczna żona znęcała się nade mną psychicznie, a ja balem się, że zostanę sam.

 

Co zmieniłem ?

- przestałem w ogóle pić alkohol (depresant)

- zamieniłem papierosy (kolejny depresant) na elektronika

- zacząłem dbać o swoje zdrowie (skończyla się dobijająca mnie hipohondria)

- staram się mieć w pokoju jak najwięcej światła (już nie przyciemniam okiem żaluzjami)

- codziennie ćwiczę od dwóch lat

- wziąłem psa i chodzę z nim na spacery

- Nie obwiniam się, że częściowo straciłem lata swego życia. w zasadzie o nic się już nie obwiniam, tylko jestem dla siebie wyrozumiały.

- Jak coś czuję, to to wyrażam i mówię wprost. Nawet sam do siebie. Gdy mam potrzebę kląć to klnę. Gdy mam dołek, to się kladę i obejmujęsam siebie.  Gdy uważam że ze mną coś jest nie tak, to sobie mówię to wprost bez ogródek. To samo dotyczy innych ludzi. Bez owijania w bawełnę.

- Nie widzę już siebie jako osoby wyjątkowej, a wręcz przeciwnie, bo zdałem sobie sprawę jak jestem przeciętny.

- Pogodziłem się z tym, że jestem śmiertelny i pomimo tego, że czekają mnie 2 operacje, nie biorę tego aż tak do głowy, bo wiem że zyję i będę zyć.

- wszystkie sprawy staram się załatwiać bez zwłoki, żeby nie mieć ich ciągle "z tyłu głowy"

- wyznaczylem cele i do nich dążę na tyle, na ile daję radę, ale też sie nie obiwniam i nie porównuję do innych.

 

I wyszedłem z niej. I to wszystko będąc w wielkim smutku w czasie rozwodu z żoną która mnie oszukała i upokorzyła. W całkowitej prawie samotności.

Edytowane przez Radosław

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, 94. napisał(a):

a i tak moja odporność psychiczna jest na poziomie szczotki od kibla. 

 

Myślisz, że moja była jakoś wysoko ? Czulem się jak smieć, gdy się okazało, że żona od parunastu lat mnie oszukiwała, zaciągała kredyty, uprawiala nałogowo hazard i skończyla jako utrzymanka jakiegoś dziada. Ciąłem się po rękach i zakładalem sobie pasek na szyję. Dostałem takiego stresu pourazowego, że myslalem, że zwariuję i osiwieję. Tak się jednak nie stało. Zdałem sobie sprawę, że pomimo natrętnych myśli samobójczych, nic sobie nie zrobię, że bez żony nadal jestem facetem, że chcę w przyszłości być szczęśliwym.

 

Zobaczyłem jak jestem slaby, ale to sobie wybaczyłem i przestałem zwracać na to uwagę, bo zrozumiałem, że siłą nie jest odporność, a wytrwanie w słabości. Po 2 latach piekła i gehenny już nie potrzebuję ani pocieszeń, ani przytuleń, ani za bardzo innych ludzi. Wiem, że dam radę już sam. To wszystko, bo powiedziałem sobie, skoro cierpisz, to cierp. Juz nie uciekałem od niego, a dałem sobie zgodę na jego przeżywanie. I to cierpienie mnie zahartowało i wyzwoliło.

Edytowane przez Radosław

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×